Strony

niedziela, 31 grudnia 2017

Od Viktorii cd. Beauregarda

Siedziałam na sianie przy boksie mojej klaczy. W pełni oddałam się muzyce, która przyprawiała mnie o szybsze bicie serca.  Wyjęłam słuchawki z uszu, gdy podeszła do mnie dyrektorka, za nią stał jakiś nie wyrośnięty chłopak. Wstałam i otrzepałam z siebie siano i kurz, kobieta poinformowała mnie o kilku sprawach, i poprosiła mnie żebym podeszła razem z nią do chłopaka.
- To jest Viktoria. - zasalutowałam mu z pogardą. Czyste przerażenie na twarzy bruneta wprost mnie śmieszyło. - Zaprowadzi Cię do boksu twojego konia i opowie trochę o Akademii. - oznajmiła kobieta, spojrzałam na chłopaka morderczo. Będzie się działo. - Vi, to jest Beauregard. Ja już lecę do biura, mam dużo do załatwienia. - pożegnała się z nami dyrektorka. Ignorowałam chłopaka, zawijając słuchawki wokół telefonu. Włożyłam urządzenie do tylnej kieszeni i popatrzyłam na niego. Szczupły okularnik. Kulił się nieco, pilnowałam się żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Emm... możemy iść? - wydusił z siebie. Przewróciłam oczami, jak ja z nim wytrzymam?
- Arystokrata, tak? - upewniłam się. Pokiwał głową, boks konia był niedaleko boksu Dii. Zaprowadziłam niedoróbkę do boksu wałacha. Przywitał się z zimnokrwistym koniem, głaszcząc go z lubością po chrapach. Włożyłam ręce do kieszeni i czekałam aż skończy witać się z Arystokratą. Głaskałam czarnego szatana, który był cały usyfiony od błota i krwi swoich ofiar. Olivier opatrzył wcześniej kluchę, więc nie musiałam się tym przejmować.
- Długo jeszcze? - westchnęłam. - Uschnę tu. - Beauregard obrócił się i popatrzył na mnie  z ukosa. Wzruszyłam ramionami i nie czekając na niego, poszłam dalej. Dobiegło mnie głuche uderzenie o ziemie. - Japierdole, jaka ciota... - fuknęłam, odwracając się i oglądając jak chłopak się podnosi. Pokazałam mu gdzie są ujeżdżalnie, zatrzymywał się kilka metrów ode mnie i stał cicho, nic nie mówiąc. Dziwny jakiś. Zaprowadziłam go na pastwiska, i wskazałam to gdzie miał przebywać Arystokrata. Beauregard wbijał wzrok w swoje buty, memłając coś w rękach. On na pewno jest zdrowy umysłowo?
- W jakiej jesteś klasie? - zadałam pytanie, zamykając furtkę. Chłopak podniósł wzrok i popatrzył w moją stronę, unikając mojego spojrzenia.
- Jeździecka, sekcja A. - mruknął, a ja  zakrztusiłam się powietrzem. Takie coś, jak Beauregard ma być w tej samej klasie co ja? Matko boska, chroń mnie przed tym. Zamilkł, ponownie skupiając się na memłaniu przedmiotu w swoich rękach. Co jest z nim nie tak?
- Co Cię wzięło na zimnokrwistego konia? - zapytałam, upominając się w duchu. Po co ja ciągnę ten dialog? - Przecież nic na tym nie zrobisz. To jest po prostu baryła do bycia fałdą tłuszczu. - powiedziałam i uniosłam brwi. Poczułam na sobie morderczy wzrok chłopaka. Wow, spojrzał na mnie. Mogłam przysiąc, że zagryza zęby z irytacją.
- Czym niby różnią się od reszty? - spytał, broniąc Arystokraty. Mrówka z charakterkiem się nam znalazła.
- Powiedz mi, pojedziesz cokolwiek na tym? To ledwo cavaletti robi, nie wspominając o czymś wyższym bądź skomplikowanym. - powiedziałam z arogancją. Beauregard popatrzył w głąb pastwisk, przyglądając się śniegowi wydeptanemu przez konie.
- Nieprawda. - odparł krótko. Oho, króliczek się stawia.
- Udowodnij. Za trzydzieści minut widzimy się na koniach tutaj. - oznajmiłam wyzywająco, odwróciłam się na pięcie i poszłam  osiodłać North. Czerwony zestaw ładnie prezentował się na klaczy, chociaż stwierdzenie że "idealnie" byłoby błędne. Otworzyłam boks do końca i wyprowadziłam kluchę ze stajni. Beaureagard już czekał, Arystokrata przystawił nos do chrap klaczy i wypuścił powietrze. North prychnęła i szarpnęła się, odskakując od wałacha. Włożyłam nogę w strzemię i podskoczyłam, podciągając się do góry. Po chwili siedziałam już w siodle. Pogłaskałam klacz po szyi, cieszyła się na przejażdżkę. Beauregard wsiadł na Arystokratę. Nie udało mi się powstrzymać  i wybuchłam śmiechem. Taka niepozorna niedoróbka kontra wielki, zimnokrwisty koń, nad którym pewnie nie będzie panował. Opanowałam śmiech i podciągnęłam popręg.
- Jedziemy? - bardziej oznajmiłam, niż zapytałam.


Beauregard? Let's play :>

od Beauregarda do Viktorii

Siedziałem w samolocie z głową opartą o okno i obserwowałem chmury, które mijaliśmy. Dalej nie byłem pewny, czy dobrze postąpiłem wyjeżdżając z domu. Decyzja jednak już zapadła i wiedziałem, że nie można było jej zmienić, nawet jeśli bym chciał. Zastanawiałem się, czy Arystokrata czuje się dobrze. Westchnąłem i poprawiłem okulary, po czym wyciągnąłem z plecaka jakąś książkę i zacząłem czytać, aby przyspieszyć sobie podróż.
                              ***
- Drodzy pasażerowie. Zbliżamy się do Wirginii Zachodniej. Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa - Głos stewardessy brzmiący przez głośniki przerwał mi czytanie. - Prosimy o upewnienie się, że w samolocie nie pozostały żadne rzeczy osobiste. Po odbiór walizek i zwierząt należy zgłosić się do kierownika działu zajmującego się tym.
Odłożyłem książkę z powrotem do plecaka i zapiąłem pasy. Ostatni raz wyjrzałem za okno, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółow, żeby tylko nie zapomnieć widoku chmur od góry. Po kilkunastu minutach samolot wylądował. Wstałem z siedzenia, założyłem plecak i powoli skierowałem się do wyjścia, czując spowodowane długą podróżą mrowienie w nogach. Zignorowałem schematowy tekst stewardessy i wyszedłem z samolotu, po czym pospiesznie udałem się w stronę odbioru zwierząt. Szybko podszedłem do mężczyzn, którzy wyprowadzali Arystokratę z samolotu.
- Dowód osobisty - Jeden z nich wyciągnął rękę, a ja podałem mu dokument. Ten pokiwał głową, oddał mi dokument i wcisnął do ręki uwiąz z Arystokratą.
Pogłaskałem siwego po wielkiej szyi i doprowadziłem do przyczepy, która miała zabrać go do Akademii. Sam poszedłem odebrać walizki. Ciągnąłem bagaż po skrzypiącym śniegu, kierując się do wyjścia z lotniska, gdzie wcześniej umówiłem się z taksówkarzem - moim transportem do nowego życia. Wrzuciłem walizki do bagażnika i usiadłem na tylnym siedzeniu, a plecak położyłem obok siebie. Wbiłem wzrok w widok za oknem, starając się uniknąć nieuniknionego - rozmowy z ciekawskim taksówkarzem. 
- To co, skąd się jedzie? - zaczął grubym głosem facet.
- Z Finlandii - mruknąłem, wyjąłem z kieszeni kostkę i zacząłem się nią bawić.
- Uuu... Jedzie pan do Dressage Academy, to coś z końmi, nie? Jeździ pan konno? - pytał wesoło mężczyzna, jednocześnie kierując szarym samochodem.
- Mhm.
Po paru próbach rozpoczęcia rozmowy facet chyba zrozumiał, że nic z tego, i resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Po parunastu minutach kierowca zatrzymał samochód i oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Zapłaciłem mu i wyjąłem walizki z bagażnika, starając się nie zakopać ich w śniegu. Zatrząsłem się z zimna, kiedy wiatr zawiał mocniej i udałem do głównego budynku, aby zatwierdzić swój przyjazd. Wszedłem do gabinetu dyrektorki, zostawiwszy bagaż na korytarzu.
- Dzień dobry! - przywitała mnie z uśmiechem kobieta w podeszłym wieku.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, zaciskając palce na kostce.
- Jak się nazywasz? Beauregard Heath Passenger, tak? Ja jestem Angelina Peek - Pokiwałem głową. - Podpisz się proszę tutaj - Wskazała na jakiś papier. Wykonałem polecenie i omiotłem szybko wzrokiem pokój, po czym wbiłem go z powrotem w biurko. Pani Peek dała mi klucze do pokoju i wyszła ze mną z gabinetu, tłumacząc, że ktoś musi mi pokazać, gdzie stoi Arystokrata.
Szliśmy w ciszy. wiał przeraźliwy wiatr i było już właściwie ciemno. Nagle dyrektorka podeszła do jakiejś dziewczyny, przez chwilę z nią dyskutowała, aż w końcu podeszła do mnie razem z nią. O nie...
- To jest Viktoria, zaprowadzi cię do boksu twojego konia i opowie trochę o Akademii - Dziewczyna spojrzała na mnie morderczo. - Vi, to jest Beauregard. Ja już lecę do biura, mam dużo do załatwienia.

Viktoria? Let's rise a little hell :>

Od Sama cd. Nicole

- Czy się podoba? Oczywiście że tak! - uśmiechnęła się. Domek wykonany był z drewna,  prezentował się cudownie w blasku księżyca. Śnieg iskrzył się na dachu i skrzypiał pod kopytami klaczy. Wróciliśmy do Akademii zadowoleni.  Zaoferowałem się,  że odprowadze klacz do boksu. Do załatwienia miałem jeszcze jedną rzecz.  Colli wspominała coś o sukience na sylwestra.  Odebrałem ją i pojechałem ogarnąć dom na sylwestra.Nicole pewnie bedzie siedziec u mnie w pokoju. Nie przeszkadzało mi to szczególnie.  Wróciłem do pokoju i zastałem tam Nicole, tańczącą i śpiewającą na cały głos. Odparłem się o drzwi i przyglądałem jej. Wenus plątała jej się pod nogami,  A ona zręcznie unikała kluski.
- Cholera - syknęła jak tylko mnie zauważyła.  Z zakłopotaniem  stanęła w bezruchu  i uśmiechnęła sie. Odwzajemniłem się tym samym.  widząc że przygląda mi się od dłuższego czasu. Zakłopotana stanęłam w bezruchu i głupio się uśmiechałam. Sammy odwzajemnił się tym samym.
- I co? - zapytała szybko.
- Dobrze - odparłem tajemniczo. Przez pól godziny rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim.  O 19 stwierdziłem że pora jechać.  Jechaliśmy czarną Impalą, kierowałem ja, po "ciężkich bojach" stoczonych z Colli o kluczyki.
- No wiesz co - westchnęła z fochem,  siadając na miejscu pasażera.
- Kotku, nie gniewaj się - Spojrzałem na Cynamonka z uśmiechem.  Nicole szybko przestała się  gniewać i ułożyła się na fotelu wygodniej.
- Niech ci będzie - pokazała mi język i odwróciła się w stronę okna, przyglądając się krajobrazowi.

***

Myślałem że trasa zajmie nam więcej czasu,  A dojechaliśmy w miarę szybko. Przepusciłem Nicole w drzwiach.
- Ile potrzebujesz czasu? - uśmiechąłem się szelmowsko do dziewczyny. Zdjąłem buty i kurtke.
- Czasu na co? - odparła,  mierząc mnie wzrokiem.
- Na nasz romantyczny wieczór - zaśmiałem się.
- W sensie randkę? - upewniła się. Pokiwałem głową.
- Wiesz... Daj mi trzydzieści minut. - powiedziała zdecydowana. Otworzyłem drzwi do łazienki. Z przygotowaniem tego wszystkiego męczyłem się ponad godzinę.
- Albo wiesz co, daj mi dwie godziny, a najlepiej trzy - westchnęła, zaprowadziłem ją do drugiego pokoju.
- Jak będziesz gotowa, to czekam na dole - oznajmiłem i polazłem do salonu. Z torby wyciągnąłem książkę i pogrążyłem się w lekturze.

***

Colli zeszła na dół w czarnej sukience otrzymanej ode mnie. Stałem przy kominku i przeglądałem się jej z zachwytem. Była 22:17, za niecałe dwie godziny wybije północ.  Przez chwilę tanczylismy wolnego,  potem otworzyłem wino i rozlałem je do kieliszków.  Toast był typowy  "za nas!". Słodkie wino przypadło dziewczynie do gustu. Chwilę przed dwunastą wyszliśmy na balkon obserwować fajerwerki puszczane przedwcześnie. Z głośników leciało "We Own The Night" spojrzałem szybko na telefon,  23:59. Nie wiele myśląc,  pocałowałem Nicole.  Dziewczyna Z radością mi się odwzajemniła.  Zapadła cisza,  gdy wybiła północ,  granatowe niebo rozerwała cała gama kolorów. Fajerwerki przecinały powietrze i wybuchały.
Teoretycznie, miały to być dwie minuty,  a wyszło jak wyszło. Colli stała nieco za blisko,  Ale kij. Pocałowałem ją ponownie w akompaniamencie fajerwerków. Gdyby nie to, że miała na sobie sukienkę,  moja ręka już dawno błądziłaby pod jej bluzką.  To było najlepsze zakończenie, jak i rozpoczęcie roku. Śnieg zsunął się z dachu,  uderzając o deski i  rozpadając  się.  Cynamonek przejęła pałeczkę i przyparła mnie do ściany,  wciąż muskając moje usta wargami.


Cynamonku? :* ( ͡° ͜ʖ ͡°)

od Triss cd. Viktorii

~time skip~
Ziewnęłam i zakopałam się głębiej pod kołdrę, próbując obronić się przed własnym psem.
- Błagam, daj mi jeszcze pięć minut - jęknęłam i wtuliłam twarz w poduszkę. Owczarek jednak nie ustawał w swoich próbach ściągnięcia mnie z łóżka, przerywał obecną do niedawna w pokoju ciszę. - Oh shit, dzisiaj święta! - Wyplątałam się z pościeli i zerwałam na równe nogi, patrząc na psa, który swoją drogą wyglądał jakby mówił "było mnie słuchać, bitch".
Podeszłam do okna i uśmiech pojawił się na mojej twarzy spowodowany cudownym widokiem, jaki rozpościerał się na zewnątrz. Ogromne tereny Akademii w całości pokryte były białym puchem, którego wciąż przybywało. Widać było mnóstwo świątecznych ozdób, a na środku stała wielka, świecąca choinka. Dziś o 16.00 miała odbyć się wigilia stajenna. Z satysfakcją spojrzałam na zapakowany już wcześniej i skitrany gdzieś przy szafie pakunek i poszłam się ogarniać.

Po jakimś czasie, który zszedł mi na wyprowadzeniu psa i innych codziennych czynnościach, uznałam, że czas (wreszcie) ubrać choinkę. Wyciągnęłam z najgłębszych zakątków szafy bombki i tego rodzaju ozdoby, po czym w swoim tempie zaczęłam zakładać je na stojące na środku pokoju drzewko. W pierwszej kolejności na zielonej roślince wylądowały lampki (które oczywiście najpierw trzeba było rozplątać), potem bombki, łańcuchy i anielskie włosie. Po jakichś czterdziestu minutach odeszłam parę metrów od drzewka i z zadowoleniem pokiwałam głową. Choinka reprezentowała się co najmniej uroczo.

Szłam w stronę stajni, w rękach ściskając opakowaną w świąteczny papier paczkę. Było już ciemno, a śnieg dalej sypał, jedynym źródłem światła były lampki, którymi została obczepiona Akademia, wielka choinka i latarnie. Wszystko razem wyglądało tak ślicznie, że uśmiech sam cisnął się na usta. Po niedługim czasie dotarłam do tajni, gdzie dostałam polecenie o przynoszenie krzeseł. Zrobiłam parę kursów wraz z innymi osobami, które przyszły na wigilię, a stoły już wcześniej zostały przyniesione i połączone tak, że tworzyły jeden długi blat. Goście znosili potrawy i wkrótce już prawie nie mieściły się one na stole. Rozejrzałam się i dostrzegłam Vi stojącą gdzieś z boku i głaszczącą jakiegoś konia.
- Słuchajcie! - Pani Peek przerwała ogólne zamieszanie trochę podniesionym głosem. - Zebraliśmy się tutaj, jak wszyscy wiedzą, aby uczcić wigilię... - kontynuowała, a wszystkie oczy zwróciły się na nią. Dyrektorka złożyła wszystkim źyczenia i rozdała opłatek, którym mieliśmy się dzielić.
Podchodziłam po kolei do wszystkich osób, zostawiając Viktorię na koniec. Gdy ze wszystkich zebranych została mi tylko ona, zgarnęłam pakunek i podeszłam do niej. Wyglądała trochę tak, jakby żałowała, że w ogóle tu przyszła.
- Eee... może po prostu sobie daruj? - mruknęła, gdy zauważyła, że do niej podeszłam.
Wyjęłam zza pleców pakunek i podałam jej go, wbijając wzrok w podłogę. Viktoria ze zdziwieniem otworzyła paczkę i wyjęła z niej bluzkę z napisem  "Here I am, bitches!", czekoladę, jej ulubioną kawę i żelki.
- Wesołych świąt, Vi - powiedziałam.

Viczuu?

sobota, 30 grudnia 2017

Od Nicole cd. Sama

Sam objął mnie w pasie i odniósł, oplotłam go nogami. Moje ręce błądziły po jego torsie.
- Odważna się zrobiłaś! - roześmiał się. Kolejne kilka minut minęło nam bardzo szybko i przyjemnie. Chłopak pomógł mi dosiąść Iskry, po czym ruszyliśmy stępem. Zatrzymaliśmy się przy jakimś domku, jak się okazało Sam właśnie go zarezerwował na sylwestra. Kompletnie zapomniałam że to już dzisiaj.
- Podjedziemy tu wieczorem - uśmiechnął się do mnie - Chyba chwila na odludziu nam nie zaszkodzi? - w odpowiedzi pocałowałam go, po czym dostał ode mnie pstryczka w nos. Wszystko skwitowane było moim śmiechem.
- Nie musiałeś! - powiedziałam, udając zdenerwowaną.
- Oczywiście że musiałem - odparł z uśmiechem. - Podoba się?
- Czy się podoba? Oczywiście że tak! - uśmiechnęłam się. Domek był w całości zrobiony z drewna, wyglądał ślicznie. Wróciliśmy do akademii w szampańskich nastrojach. Sam zaoferował się że odstawi Iskrę do boksu i przy okazji coś załatwi. Bez wahania zgodziłam się i poszłam do jego pokoju. W swoim nie miałabym co robić, zresztą Wenus została u Sama. Nie zdążyłam otworzyć drzwi, a już słyszałam za drzwiami skomlenie psiny. Przywitałam się z nią i pogłaskałam po pyszczku. Z lodówki wyjęłam pierwszy lepszy jogurt, może chłopak się nie pogniewa. Gdy skończyłam jeść, obejrzałam parę filmów. Sama wciąż nie było, postanowiłam poszukać czegoś ciekawego w radiu. Niestety leciały same imprezowe hity, akurat wtedy jak miałam ochotę na coś spokojnego. W końcu znalazłam to czego szukałam. Okazało się że to piosenka z mojego dzieciństwa, przypomniały mi się czasy kiedy ćwiczyłam gimnastykę i taniec. (Klik)
Mimowolnie zaczęłam tańczyć po całym pokoju i śpiewać. Nawet nie zauważyłam jak Sam wszedł.
- Cholera - syknęłam widząc że przygląda mi się od dłuższego czasu. Zakłopotana stanęłam w bezruchu i głupio się uśmiechałam. Sammy odwzajemnił się tym samym.
- I co? - zapytałam szybko, widząc że chłopak chce coś powiedzieć zapewne na temat moich dzikich tańców.
- Dobrze - odparł tajemniczo. Jakieś pół godziny spędziliśmy na miłej rozmowie. Sam koło dziewiętnastej oznajmił że pora jechać. Pojechaliśmy jego autem, jednak teraz chłopak uparł się że on prowadzi.
- No wiesz co - westchnęłam siadając na miejscu pasażera.
- Kotku, nie gniewaj się - spojrzał na mnie z tym swoim uśmiechem. Spojrzałam na niego i po chwili złość z mojej twarzy zeszła. Nie wiem jak on to robił, ale nie potrafiłam się na niego gniewać.
- Niech ci będzie - pokazałam mu język i odwróciłam się w stronę okna by lepiej widzieć cały krajobraz.

***

Byliśmy dość szybko na miejscu. Wyszliśmy z samochodu, Sam grzecznie przepuścił mnie w drzwiach domku, podziękowałam i weszłam do środka.
- Ile potrzebujesz czasu? - uśmiechnął się, zdejmując kurtkę z butami.
- Czasu na co? - nie zbyt zrozumiałam o co mu chodzi. Sammy wszedł na piętro, szybko zdjęłam buty i wręcz wbiegłam za nim.
- Na nasz romantyczny wieczór - zaśmiał się.
- W sensie randkę? - upewniłam się. Kiwnął głową.
- Wiesz... Daj mi trzydzieści minut - powiedziałam, chłopak otworzył drzwi. Jak się okazało była to łazienka, w środku była ogromna wanna wypełniona gorącą wodą i płatkami róż. Na krawędzi stała lampka wina. Patrzyłam na to z nie dowierzaniem.
- Albo wiesz co, daj mi dwie godziny, a najlepiej trzy - westchnęłam na myśl o relaksującej kąpieli. Sam zaśmiał się, przeszliśmy do innego pokoju.
- Jak będziesz gotowa, to czekam na dole - powiedział, po czym wyszedł. Na środku ogromnego łóżka leżała złożona suknia.

***

Ubrana w czarną sukienkę od Sama i we włosach spiętych w delikatny kok, zeszłam po schodach. Sam stał koło kominka, ogień tlił się lekko niebieską barwą. Na schodach i właściwie wszędzie były pozapalane świece. Większość ścian była zrobiona ze szkła, przez co padający na zewnątrz śnieg dodawał wszystkiemu uroku. W tle leciała cicha muzyka (Tak do tego mają tańczyć xD). Z racji tego że miałam buty na obcasie, Sam odwrócił się tylko jak stanęłam na pierwszy schodku. Uśmiechnęłam się do niego.



Sammy? B) Bardzo zabijesz?

od Sama cd. Nicole

- Sam? - dziewczyna usadowiła się wygodniej.
- Co się.. - nie skończyłem, dziewczyna znowu wpiła się w moje usta.
- Nasze śniadanie, - Roześmiała się. Kurwa, zapomniałem o nim! Wenus wdrapała się na krzesło i próbowała sięgnąć naleśników.
- Cholera, Wenus! - zganiłem kluskę, i wróciłem do szyi dziewczyny.
- Sammy? - uśmiechnęła się. Przez pewien czas patrzyliśmy sobie w oczy.
- Całowanie z tobą jest kuszące, ale i tak wolałabym coś zjeść - zaśmiała się, w sumie przydałoby się zjeść te naleśniki póki są ciepłe...
- No tak, zapomniałem. - odparłem z uśmiechem, pomagając zejść jej z blatu.
- Wygląda wyśmienicie - pochwaliła mnie,  no nie stwierdziłbym tego, ale szczera pochwała dziewczyny poprawiła mi dzień.
- Smakują jeszcze gorzej - powiedziałem, siadając naprzeciwko dziewczyny. Nie kłamałem, jeżeli przeżyjemy to śniadanie, to będzie cud.
- Są wspaniałe, ale nie tak jak twoje usta. - powiedziała swobodnie. Zakrztusiłem się naleśnikiem, słysząc to co powiedziała dziewczyna. Odkaszlnąłem, zastanawiając się czy przypadkiem nie śnię.
- No co? - odparła jak gdyby nigdy nic. Wzruszyła ramionami.
- Czy ja rozmawiam z tą samą Nicole, co wczoraj? - popatrzyłem na Colli zmieszany, poprzestawiało jej się coś w tej cynamonowej główce?
- Tak, to ta sama Nicole, którą przed chwilą tak namiętnie całowałeś. - westchnęła rozmarzona. Damn, ja się jej boję.
- Zrobiłaś się trochę odważniejsza od wczoraj - stwierdziłem, na wspomnienie wczorajszego wieczora.
- Może troszkę. - roześmiała się. Skończyłem wcześniej jeść naleśniki, wstałem od stołu i polazłem się ubrać. Przeglądając się w lustrze, zauważyłem rozmazaną szminkę i jakże zajebistą fryzurę, która była autorstwa Colli. Wróciłem do pokoju,  na szyi dziewczyny pojawiły się malinki. Roześmiałem się,  dziewczyna popatrzyła na mnie  zdziwiona. Wstała i przejrzała się w lustrze.
- Serio? - roześmiała się,  spoglądając na zaczerwienione miejsca. Wzruszyła ramionami,  i rzuciła się na moje łóżko,  otulając się kołdrą.  Położyłem się koło niej,  Colli odwróciła się i zignorowała mnie.
- Kotku,  wstawaj. - powiedziałem ciepło, Nicole zakryła uszy poduszką i zignorowała mnie.
- Nie, nie ruszysz mnie stąd! - pisnęła.  Wstałem z łóżka.
- Mam dla ciebie niespodziankę ale skoro nie chcesz, to nie. - odparłem,  udając zasmuconego.
- Już wstałam! - wykrzyknęła,  wstając gwałtownie. Zaśmiałem się, po czym wyszedłem z pokoju.  Ogarnąłem Iskrę, zakładając jej tylko ogłowie. Niedbale założyłem jej kantar. Dałem klaczy jabłko,  które schrupała z radością. Po kilku minutach,  gdy stwierdziłem że głupio będzie stać jak ciołek w stajni. Zdjąłem kantar Iskry, i wprowadziłem ją z boksu.  Czekałem na dziewczynę przed akademią.  Wreszcie wyszła  z budynku.
- Długo czekałeś? - spytała,  spoglądając na mnie tym nierozgarniętym  wzrokiem.
- Tak z trzy godziny - westchnąłem, udając zawiedzionego. Popatrzyła na mnie zdziwiona i szybko przeprosiła.  Zacząłem się śmiać,  gdy Colli raz jeszcze mnie przeprosiła. Swoją drogą,  to kochane.
- Żartowałem, dopiero przyszedłem -  wydusiłem pomiędzy salwami śmiechu.  Nicole rzuciła mi wściekłe spojrzenie, ale także zaczęła się śmiać.
- To gdzie mnie mój książę na gniadym koniu zabierze? - zapytała z promiennym uśmiechem.
- Zobaczysz - wyszczerzyłem się. Colli wsiała na Iskrę. Była nieco zdenerwowana,  wtuliła się  we mnie. Jechaliśmy przed siebie,  jechałem totalnie na spontanie przez większość trasy, ale udało mi się znaleźć ścieżkę.  Śnieg sypał przez cały czas.

***

Pomogłem zejść dziewdziewczynkę. Iskra chodziła powoli,  nie myśląc nawet o ucieczce.
- Ślicznie tu - szepnęła rozmarzonym głosem.
- Wiem - zaśmiałem się.  Przeszliśmy bardziej na środek. Nicole potknęła się i wylądowała na mniem. Oboje wybuchnęliśmy nieopanowanym śmiechem.
- Niezdara ze mnie. -  wydusiła speszona.
- To nawet romantyczne - uśmiechnąłem się szelmowsko. Jak mogłem się  spodziewać,  wkrótce złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Objąłem dziewczynę w pasie i podniosłem,  oplotła mnie nogami.
- Odważna się zrobiłaś!  - roześmiałem się,  gdy ręka Colli blądziła po mojej rozpietej kurtce,  a potem bluzce. Damn it, Nicole serio była odważniejsza. Kolejne kilka minut minęło nam jak pstrykniecie palcami. Pomogłem jej dosiąść  Iskry. Jechaliśmy stępem,  rozglądałem się za domkiem,  który udało mi się zarezerwować w ostatniej chwili na sylwestra.
- Podjedziemy tu wieczorem. - uśmiechnąłem się do niej. - Chyba chwila na odludziu nam nie zaszkodzi?  - w odpowiedzi otrzymałem całusa i pstryczka w nos, wszystko skwitowane śmiechem dziewczyny.
- Nie musiałeś! - powiedziała, udając zdenerwowaną.
- Oczywiście że musiałem. - odparłem z uśmiechem. - Podoba się?



Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°) MADAFAKAAA, NAPISANE NA TELEFONIE :D


Mrr ( ͡° ͜ʖ ͡°)

piątek, 29 grudnia 2017

od Nicole cd. Sama

Nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam, niby tego chciałam ale nie był to dla mnie odpowiedni moment. Za dużo się stresowałam i w ogóle. Sam bez słowa wstał. Patrzyłam na niego zmieszana, oddychałam szybciej niż zwykle. Wzięłam do siebie Wenus i ułożyłam się po lewej stronie łóżka. Byłam lekko roztrzęsiona tym wszystkim, po chwili zrozumiałam że tak czy inaczej Sam musiał tak zareagować. Poczułam jak Sam kładzie się obok mnie, po chwili zasnęłam ze spokojem.

***

Obudziłam się, z rozczarowaniem stwierdziłam że nie ma Sama przy mnie. Po chwili usłyszałam że jest w kuchni więc wstałam. Ziewnęłam, podchodząc do niego. Cholera jakim cudem śpiąc tak długo nadal byłam lekko nie wyspana? Objęłam go i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Dzień dobry, kotku - powiedział, obracając się do mnie i całując. Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie ugryzłam go w wargę. Sam odsunął talerz, z jak zgaduje naszym śniadaniem i posadził mnie na blacie. 
- Zostaniesz moim śniadaniem? - zapytał, uśmiechając się szelmowsko i całując po szyi. W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam i pochyliłam by ponownie wpić się w jego usta. Wplotłam palce w jego włosy, które mogłabym dotykać godzinami. Całowaliśmy się namiętnie. Nawet nie wiem w którym momencie, położyłam się na blacie a Sam wręcz klęczał nade mną. Ta chwila trwałaby wieczność gdyby Wenus nie weszła na krzesło.
- Sam?- przerwałam nasz pocałunek dosłownie na sekundę. Sam wciąż mnie całował nie dając mi dojść do głosu.
- Co się- nie dokończył bo tym razem to ja mu przerwałam wpijając się jego usta.
- Nasze śniadanie- zaśmiałam się. Chłopak oderwał się od mojej szyi i spojrzał w stronę psiny.
- Cholera, Wenus! - zgonił ją Sam, a po chwili znów poczułam usta na jego szyi.
- Sam - uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Całowanie z tobą jest kuszące, ale i tak wolałabym coś zjeść - zaśmiałam się.
- No tak, zapomniałem - zaśmiał się, oboje wstaliśmy i zeszliśmy z blatu. Jak gdyby nigdy nic, zasiedliśmy do śniadania.
- Wygląda wyśmienicie - pochwaliłam szczerze Sama.
- Smakują jeszcze gorzej - zaśmiał się, siadając na przeciwko mnie. Spróbowałam kęs i wręcz oniemiałam.
- Są wspaniałe, ale nie tak jak twoje usta - powiedziałam jak najbardziej szczerze. Sam o mało nie się nie zadławił.
- No co? - zaśmiałam się gdy ten zmierzył mnie wzrokiem z niedowierzaniem.
- Czy ja rozmawiam z tą samą Nicole, co wczoraj? - spojrzał na mnie zmieszany.
- Tak, to ta sama Nicole, którą przed chwilą tak namiętnie całowałeś - westchnęłam na wspaniałe wspomnienie pocałunków.
- Zrobiłaś się trochę odważniejsza od wczoraj - stwierdził.
- Może troszkę - zaśmiałam się, szybko dokończyłam swoją porcję. Sam skończył przede mną, po czym ulotnił się do łazienki by się przebrać. Zmyłam szybko talerz i odłożyłam na zmywarkę. Chwilę potem przyszedł Sam już ubrany. Niestety nie mogłam już napawać się jego ciałem.
Ciszę przerwał dość głośny śmiech Sama. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ten wskazał tylko na lustro. Wstałam i nie pewnie przejrzałam się w lustrze.
- Serio? - zaśmiałam się widząc malinki na mojej szyi. Sam wzruszył tylko ramionami dalej się śmiejąc, zawtórowałam mu.
Po chwili postanowiłam zignorować wszystko i rzuciłam się na łóżko Sama, by dalej zanurzyć się w objęcia morfeusza. Poczułam jak materac lekko się ugniata.
- Kotku, wstawaj - usłyszałam jego ciepły głos. Zatkałam sobie uszy poduszką i z powrotem padłam na łóżko.
- Nie, nie ruszysz mnie stąd! - pisnęłam spod poduszki.
- Mam dla ciebie niespodziankę ale skoro nie chcesz, to nie - poczułam jak Sam wstaje.
- Już wstałam! - krzyknęłam w błyskawicznym tempie wstając. Zaśmiał się po czym wyszedł z pokoju, mówiąc że będzie czekał na zewnątrz. Z racji tego że wszystkie moje rzeczy były w moim pokoju, błyskawicznie pobiegłam tam. Zdobyłam wręcz rekordowy czas ogarniania się łazience, zostało mi tylko wybranie ubrań. W końcu zdecydowałam się na szare trapery, szare jeansy i pastelowo różowy puchaty sweter. Na całość nałożyłam skórzaną kurtkę, nawet nie trudziłam się z wiązaniem włosów. Wyszłam z internatu, Sam czekał przed akademią z klaczą, Iskrą.
- Długo czekałeś? - spytałam kompletnie zapominając która godzina.
- Tak z trzy godziny - westchnął Sam. Spojrzałam na niego zdziwiona i szybko go przeprosiłam. Po chwili Sam wybuchł śmiechem, zruciłam mu niezrozumiałe spojrzenie.
- Żartowałem, dopiero przyszedłem - powiedział między salwami śmiechu. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, jednak po chwili także zaczęłam się śmiać. No nie powiem, udało mu się to.
- To gdzie mnie mój książę na gniadym koniu zabierze? - zaśmiałam się.
- Zobaczysz - wyszczerzył się. Wsiadłam na klacz, Sam wsiadł za mną i objął mnie delikatnie w pasie. Ruszyliśmy przed siebie, zupełnie nie wiedziałam gdzie jedziemy ale zdałam się Sama.

***

Zatrzymaliśmy się na polu, wszystko dookoła było przykryte śniegiem. Wyglądało to majestatycznie. Białe śnieżynki delikatnie przykrywały drzewa. Zeskoczyłam z konia i rozejrzałam się. Po czułam dotyk Sama na swoich ramionach.
- Ślicznie tu - szepnęłam.
- Wiem - zaśmiał się. Złapałam Sama za rękę, przenieśliśmy się bardziej na środek. Potknęłam się o kamień i wywaliłam się wprost na Sama. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Niezdara ze mnie
- To nawet romantyczne - uśmiechnął się szelmowsko i złączyliśmy się namiętnym pocałunku.



900 słów xDD no nice jak na mnie to mało ale zawsze coś xDD
Chcę Solli hardo ( ͡° ͜ʖ ͡°) 

od Sama cd. Nicole

Dziewczyna ochrzaniła psa, i zawołała mnie. Odpowiedziałem jej krótkim "hm?" i spojrzałem na nią.
- Mogę się do ciebie przytulić? - zapytała cicho. Jej pytanie mnie zdziwiło. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, wykaraskała spod kocyka, odstawiła kubek i wlazła mi na kolana jak małe dziecko. Była cieplutka, jak Wenus.
- Przepraszam cię... - wyszeptała, rozrywając ciszę. Położyłem rękę na włosach dziewczyny, i zacząłem ją delikatnie głaskać. Znowu cudownie pachniała cynamonem. Damn, ten zapach był jak narkotyk.
- Za co? - zdziwiłem się, za co niby ma mnie przepraszać? Ja rozumiem, że gdyby przyjebała mi z liścia czy coś, ale teraz to nie miało sensu.
- Że od razu nie wyznałam tego co czuję... - wyszeptała niepewnie.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnąłem się do niej, odwzajemniła się tym samym. Wróciłem do głaskania jej po włosach, i zaciągania się tym zajebistym zapachem. Cholera jasna, zrobiłbym wszystko, żeby tylko zatrzymać dziewczynę przy sobie.  Colli pocałowała mnie gwałtownie. Ten miał w sobie to "coś", czego tak dawno nie miałem. Był chyba jednym z najlepszych pocałunków, zwłaszcza że to usta Colli, a nie nikogo innego. Nie minęła minuta, a z mojego fotela, wylądowaliśmy na łóżko, całując się namiętnie. Od zwykłego całowania, zaszliśmy coraz dalej, moja koszula skończyła na podłodze.
- Sam? - oderwała się od moich ust, damn, czemu to nie może trwać wiecznie?
- Ja... to nie jest odpowiedni moment, przepraszam cię... - powiedziała, nieco speszona swoją odmową. Powstrzymałem się od wybuchu śmiechu, Colli wciąż leżała pode mną. Przyjąłem wygodniejszą pozycję, wstałem z klęczek i rzuciłem koszulę na krzesło. Czułem na sobie wzrok Nicole, wciąż oddychała szybciej niż zwykle. Kurwa, czy to miał być jej pierwszy raz? Zakląłem pod nosem, to temu taka nieśmiała. W sumie, nie będę jej do niczego zmuszał, to jej sprawa. Wzruszyłem ramionami. Colli wzięła do siebie Wenus, i ułożyła się po lewej stronie łóżka. Pozostała mi prawa strona, więc wyjąłem zapasową kołdrę z szafy i wlazłem na drugą stronę. Zasnąłem w miarę szybko, kij że było już po drugiej. Wenus skomlała jeszcze przez chwilę, zdjąłem ją z łóżka i  przypilnowałem czy się załatwiła. Znowu odłożyłem ją do Colli, i z ulgą opatuliłem się kołdrą. Przytuliłem dziewczynę, która leżała do mnie plecami. Przez najbliższe osiem godzin mogłem napawać się jej bliskością i zapachem cynamonu.

***

Obudziłem się przed dziewiątą. Nicole jeszcze spała, postanowiłem poleżeć jeszcze chwilę i nacieszyć się tym "narkotykiem" jakim był jej zapach. Damn, mogę spędzić tu całą wieczność, tylko zostawcie mi Colli! Z niechęcią zwlokłem się z łóżka, by wyjść z małym szatanem. Nicole będzie spała jeszcze przez godzinę, więc mam czas by zrobić śniadanie, czy coś. Temperatura wskazywała -10°. Odpuściłem sobie i po prostu wrzuciłem Wenus do łazienki, gdzie załatwiła swoje potrzeby. Nie trudziłem się z zakładaniem koszulki, bo po co? Zająłem się robieniem śniadania, może do najlepszych nie należało, ale powinno starczyć. Miałem nadzieję, że zasmakują jej amatorskie naleśniki z malinami. Damn, nie umiem robić śniadań. Usłyszałem za sobą ziewnięcie, Colli wstała. Udałem że nic nie zauważyłem. Ciche kroki bosych stóp były ledwo słyszalne, kurde, gdzie ona się tego nauczyła? Objęła mnie, i położyła głowę na ramieniu.
- Dzień dobry, kotku. - powiedziałem, obracając się do niej i całując ją na dzień dobry. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i delikatnie ugryzła mnie w wargę. Odsunąłem talerz z naszym śniadaniem i podniosłem ją, sadzając ją na blacie. - Zostaniesz moim śniadaniem? - zapytałem, uśmiechając się szelmowsko i całując ją po szyi. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i pochyliła sie, ponownie wpijając się w moje usta. Wplotła swoje delikatne palce w moje włosy. Całowała zajebiście.


Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jestem  z tego w chuj dumna! <333

Od Nicole cd. Sama

- Słucham - powiedział. Chwilę wahałam się, nie byłam pewna czy chcę o tym rozmawiać.
- Chodzi o nas - powiedziałam, mrugając szybko. Zapadła dość nieprzyjemna cisza. - Bo... oboje zaprzeczyliśmy, prawda? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Chłopak kiwnął głową. - Ale... powiedz mi tak serio, co my odwalamy? Całowaliśmy się nie raz, miałeś kaca, widziałam cię bez koszulki. - powiedziałam z wahaniem.
- To my w końcu jesteśmy razem? -zapytałam, starając się dodać temu zdaniu jakieś cieplejsze brzmienie. Cierpliwie czekałam na jego odpowiedź, powoli zastanawiając się co zrobię jeśli usłyszę "nie".
- Wydaje mi się że... tak - na jego odpowiedź natychmiast się rozpromieniłam, jednak starałam się nie dać tego po sobie poznać. Po chwili ciszę przerwało głuche uderzenie o dywan, to Wenus zleciała z łóżka.
- Ciota jedna - uśmiechnęłam się do psiny, podnosząc ją na ręce. Sam zrobił tosty, były całkiem dobre, pewnie nawet ja nie zrobiłabym lepszych. Zaczęłam się trochę zastanawiać i tej całej sprawie z ojcem. Chłopak otulił mnie kocem i zrobił herbatę ziołową.
- Ułoży się - uśmiechnął się, siadając na przeciwko mnie. Wenus wepchnęła się pod mój kocyk i zaczęła podgryzać mi włosy.
- Ej, zostaw - zaśmiałam się, psina niechętnie zostawiła moje włosy i usadowiła się na krawędzi łóżka.
- Sam? - spojrzałam na niego. Usłyszałam krótkie "hm?". Spojrzał na mnie trochę niezrozumiale.
- Mogę się do ciebie przytulić? - spytałam cicho. Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową. Szybko wstałam, odłożyłam kubek i władowałam się na kolana chłopaka, wtulając się w jego tors.
- Przepraszam cię...- szepnęłam, przerywając ciszę. Sam położył rękę na moich włosach i delikatnie głaskał.
- Za co? - zapytał zdziwiony.
- Że od razu nie wyznałam tego co czuję... - szepnęłam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się, odwzajemniłam się tym samym.
Nie wiem jak, ale skusiłam się żeby go pocałować. Pocałunek był wspaniały i o wiele lepszy od poprzednich. Nie minęła minuta, a już leżeliśmy na łóżku całując się namiętnie. Posuwaliśmy się coraz dalej, jednak stwierdziłam że nie jestem jeszcze na to gotowa.
- Sam?- oderwałam się od jego ust.
- Ja... to nie jest odpowiedni moment, przepraszam cię - nie miałam nastroju po kłótni z ojcem a na dodatek to miałby być mój pierwszy raz. Nie byłam jeszcze na to gotowa.



Sam? Zjebałam tak bardzo xDDD

od Sama cd. Nicole

Przypał mieliśmy ostry, zwłaszcza po tym że zaprzeczaliśmy że jesteśmy ze sobą.
- Mamo? - wyjąkała Nicole. Była zdziwiona faktem, że jej własna matka będzie szła za nią.
- Wiedziałam! Nie oszukasz mnie. - była rozpromieniona, w przeciwieństwie do jej ojca. Miał ponurą minę i najwidoczniej nie podobał mu się fakt, że się ze sobą całowaliśmy.
- Ty świnio! - piskliwy głos mojej byłej mnie zdziwił. Przecież już dawno po fakcie! Podeszła do mnie i przywaliła mnie z liścia, odeszła ze szlochem. Ja rozumiem, że można być idiotą, ale że aż takim jak ona?
- Nic ci nie jest? - zapytała Nicole. Rozmasowywałem bolące miejsce, zdziwiło mnie to, że dziewczyna ot tak przyrąbała mi z liścia. Pokręciłem głową. Mama Colli patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a ojciec po prostu się uśmiechał. A myślałem że jest spoko gościem. W sumie, gdybym nie był sobą, tylko jakimś pobocznym obserwatorem, ostro cisnąłbym bekę z całego zajścia, jednak teraz nie było mi do śmiechu.
- Tato! - warknęła Colli, widząc że jej ojciec się zaśmiewa.
- No co? - zapytał, gdy tylko opanował nagły wybuch śmiechu. Dziewczyna wprost zaczerwieniła się ze złości.
- Słuchaj.. Jak masz zamiar śmiać się  z tego że Sam cierpi, to dobrze ci radzę idź i nie wracaj. Nie zamierzam patrzeć, jak obrażasz kogoś na kim mi zależy! - podziwiałem dziewczynę za to, że potrafiła mu się przeciwstawić. I dobrze. Wciąż bolała mnie twarz, ale fakt że jest tu ktoś taki jak Colli, prawie całkowicie eliminował ból. Kurde, blondyna przywaliła mi z liścia z niezłym rozmachem, zwłaszcza że jej "pazury" mnie podrapały.
- Przepraszam Cię Nicole... Nie powinienem. - odparł skruszony mężczyzna. Mimowolnie się uśmiechnąłem, Colli naprawdę umie się postawić, jeżeli chce.
- Nie szkodzi ale nie mam ochoty nic jeść. Wracam do domu. - powiedziała sucho. Pożegnaliśmy się z jej rodzicami i wróciliśmy do auta. Tym razem to ja kierowałem, Colli milczała i ograniczyła jakikolwiek kontakt do minimum, nie dziwię jej się. Może nie była to wielka kłótnia, ale postawiła się ojcu. Tym razem wróciliśmy bezbłędnie do Akademii, zaparkowałem auto. Colli wyszła i skierowała się do internatu, zapewne weszła do mojego pokoju. Ogarnąłem trochę syf z auta i dałem marchewkę Noctisowi. Wszedłem do pokoju, nie trudząc się by zdjąć buty. Zrzuciłem tylko kurtkę. Colli stała na środku pokoju z założonymi rękami i poważną miną. Czyżby czekała nas poważna rozmowa?
- Sam? Możemy... porozmawiać? - Wydusiła z trudem. Pokiwałem głową na tak.
- Słucham. - powiedziałem, czekając na to co powie dziewczyna. Czyżby chodziło jej o moją byłą? Nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie o niej chciała pogadać.
- Chodzi o nas. - powiedziała, mrugając szybko. Poczułem nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy wypowiedziała ostatnie słowo. Zapadła cisza. - Bo... oboje zaprzeczyliśmy, prawda? - bardziej stwierdziła, niż zapytała. Potwierdziłem. - Ale... powiedz mi tak serio, co my odwalamy? Całowaliśmy się nie raz, miałeś kaca, widziałam cię bez koszulki. - powiedziała z wahaniem. No to prawda. - To my w końcu jesteśmy razem? - zapytała, starając się nadać temu zdaniu jakieś cieplejsze brzmienie, ale słychać było tylko wahanie. Stojąc przy dziewczynie, sam nie wiedziałem co mam powiedzieć.
- Wydaje mi się że... tak. - powiedziałem zdziwiony, słysząc własny głos. Chyba właśnie wskoczyłem w największe bagno. Ale co miałem odpowiedzieć? Codziennie, na widok Colli poprawiał mi się humor i miałem po co zwlec się z łóżka. Ciszę, która zapadła, przerwało głuche uderzenie o dywan. Wenus zleciała z łóżka.
- Cioto jedna. - uśmiechnęła się Nicole do małego pieska, podnosząc ją na ręce. Zastanawiałem się, czy nie palnąłem głupoty z tym związkiem, ale kij. Zawsze to coś. Zrobiłem nam tosty, cudowne to one nie były, ale przynajmniej Colli coś zje. Dziewczyna była blada i roztrzęsiona. Otuliłem ją kocem i zrobiłem herbatę ziołową.
- Ułoży się. - uśmiechnąłem się, siadając naprzeciwko niej. Wenus wepchała się pod jej kocyk i zaczęła podgryzać włosy.


Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

czwartek, 28 grudnia 2017

Od Nicole cd. Sama

Chłopak chwilę wahał się z odpowiedzią. Spojrzałam na niego lekko zakłopotana.
- Ee.. - zająknął się- chyba pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. -
Że co proszę? To rozumiem to że ja nie mogłabym odpowiedzieć, ale serio? Obrzuciłam go zdziwionym spojrzeniem, wzruszył ramionami. Kopnęłam go pod stołem.
- Mamo, pozwolisz że się przejdziemy? - na szczęście oboje się zgodzili. Szybko wyszliśmy z restauracji, pociągnęłam chłopaka za ramię. Zrobiłam mu porządne kazanie, czy on jest normalny odpowiadać tak do moich rodziców? Staliśmy pod drzewem i rozmawialiśmy, z nieco podniesionymi głosami.
- Kurwa - wypalił nagle Sam. Popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Co jest? - zapytałam.
- Moja była. - powiedział. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam blondynkę wręcz z talią osy. Uśmiechała się do Sama. Niby nie powinnam bo nie jesteśmy razem, ale poczułam się cholernie o niego zazdrosna.
- Stul pysk i nic nie mów. - powiedziałam, wpijając się w jego usta. Odwzajemnił się tym samym. Zapomniałam kompletnie o całym bożym świecie. Liczyła się dla mnie ta jedyna chwila i za wszelką cenę nie chciałam jej przerywać. Tamten pocałunek w stajni był niczym, w porównaniu do tego.
Jednak tą wspaniałą chwilę, musiał ktoś przerwać.
- Steve! Mówiłam Ci że są razem! - usłyszałam głos mamy. Oderwaliśmy się od siebie, zdziwieni ze moi rodzice tu są.
- Mamo?- kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Spodziewałam się wszystkiego a nie tego że własna matka będzie mnie śledzić.
- Wiedziałam! Nie oszukasz mnie- wyglądała wręcz rozpromieniona tym faktem że nakryła nas na całowaniu, zaraz po tym jak zaprzeczaliśmy. Oczywiście mój ojciec nie zbyt był tym faktem zadowolony.
- Ty świnio!- usłyszałam piskliwy głos, odwróciłam się i widząc byłą Sama. Przywaliła mu z liścia i ze szlochem odeszła.
- Nic ci nie jest? - spojrzałam na Sama który trzymał się za policzek. Był lekko zdziwiony ciosem który oddała mu blondynka. Pokręcił głową. Moja mama patrzyła na niego zdziwiona, a tata uśmiechał się?
- Tato! - warknęłam, widząc jak się śmieje.
- No co? - spytał, przestając się śmiać. Nie powiem wkurzył mnie i to maksymalnie.
- Słuchaj... Jak masz zamiar śmiać się z tego że Sam cierpi, to dobrze ci radzę idź i nie wracaj. Nie zamierzam patrzeć jak obrażasz kogoś na kim mi zależy! - sama nie wierzyłam w to co powiedziałam. Nie w to że postawiłam się ojcu, tylko w to że otwarcie wyznałam co czuję.
- Przepraszam cię Nicole... Nie powinienem- odpowiedział mój ojciec.
- Nie szkodzi ale nie mam ochoty nic jeść. Wracam do domu- odpowiedziałam. Pożegnałam się z rodzicami i wróciłam z Samem do auta. Starałam się ograniczyć rozmowę między nami do minimum jak i kontakt wzrokowy. Tym razem to Sam prowadził, byłam zbyt roztrzęsiona by teraz prowadzić. Zaparkowaliśmy przed akademią i w ciszy poszliśmy do pokoju Sama. Zdjęłam kurtkę i buty po czym stanęłam na środku pokoju wyczekując aż Sam przyjdzie.
-Sam? Możemy... porozmawiać? - ostatnio słowo ledwo przeszło mi przez gardło. Rzadko kiedy rozmawiałam z kimś o swoich uczuciach ale on był wyjątkiem. Musiałam z nim pogadać.



Sam? ( ͡° ͜ʖ ͡°) Chcę tak bardzoooo

od Sama cd. Nicole

Dziewczyna westchnęła. Weszła do restauracji. Przyuważyłem, że rozwiązał mi się but. Klęknąłem by go zawiązać. Po ogarnięciu sznurówki wstałem, chyba zbyt gwałtownie. Nie czułem się cudownie, po wczorajszym kacu. Przyjebałem głową w szybę. No zajebiście się to wszystko zapowiada.
- Nic Ci nie jest? - odezwał się Pan Frost, tłumiąc śmiech. Colli pomogła mi wstać i spaliła mnie wzrokiem.
- Raczej nie. - odparłem, spoglądając na Colli przepraszająco. Rodzice szatynki poszli zająć stolik.
- Serio aż tak się nawaliłeś? Czy po prostu nie zauważyłeś szyby? - warknęła cicho. Stwierdziłem że to nie czas i pora na kłótnie.
- Bez przesady. Nie musisz się martwić, nic mi nie jest. - wyszczerzyłem się do dziewczyny i wstałem. Otrzepałem się ze śniegu. Dołączyliśmy do jej rodziców. Colli była spięta, nawet gdy zamawiała jedzenie. Rozmawiała w miarę swobodnie, to ja powinienem czuć się skrępowany, a wcale tak nie było. To trochę dziwne, ale cóż.
- Jesteście razem? - Mogę wstać i wyjść? Serio? Już mi wystarczy że pan Frost o to pytał. Colli spaliła buraka.
- Mamo... - powiedziała speszona, nie dziwię jej się.
- No co... Chciałabym wiedzieć kim ten mężczyzna dla ciebie jest - uśmiechnęła się ciepło.
- Na razie nie odpowiem na to pytanie - odparła z udawaną obojętnością. Spodziewałem się, że właśnie ktoś z nas w jej myślach umiera.
- Pokłóciliście się? - dopowiedziała jej mama. Teraz to ja spaliłem buraka.
- Co? nie!
- Sam nie przejmuj się nią, często ma takie humorki - Dodał jej ojciec. Zaśmiałem się w odpowiedzi. Cholera jasna, co ja tu jeszcze robię?
- No wiesz co? - Colli mordowała wzrokiem wszystkich na około.
- Moglibyście zadawać bardziej... stosowne pytania? - westchnęła, odwracając się do swoich rodziców.
- Nie odpowiedziałaś nam na poprzednie.
- I nie odpowiem. - odparła, idąc w zaparte. Mógłbym przysiąc, że fochnęła się jak małe dziecko. To w sumie słodkie... Sam, popierdoliło cię.
- Ale może Sam nam powie? - wtrąciła mama dziewczyny. Popatrzyła na mnie z obojętnym wyrazem twarzy. No i co ja mam kurwa odpowiedzieć? Czy my jesteśmy razem? Przecież już się całowaliśmy, ale czy to ma jakiś związek ze sobą. Zakląłem cicho, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Ee.. - zająknąłem się, klnąc na siebie w myślach. - Chyba pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. - powiedziałem niepewnie. W oczach mamy Nicole pojawił się niewielki zawód, który zaraz potem zamaskowała radością. Colli obrzuciła mnie zdziwionym spojrzeniem, wzruszyłem tylko ramionami.  Kopnęła mnie od stołem, popatrzyłem na nią. O co kmini?
- Mamo, pozwolisz że się przejdziemy? - Pani Frost wyraziła zgodę, jej ojciec nie był raczej zwolennikiem naszego spaceru, ale jednak się zgodził. Wyszliśmy szybko z restauracji, Colli pociągnęła mnie gwałtownie za ramię. Podbiegłem do niej, zdziwiony tak agresywną reakcją. Zrobiła mi porządne kazanie. Czułem się trochę dziwnie, gdy opierdalała mnie za moją odpowiedź do jej rodziców. Przybrała w cholerę podobny ton do tego, kiedy ochrzaniała Wenus gdy naszczała jej na dywan.  Stwierdziłem, że skoro ma robić mi kazanie, to żebyśmy poszli gdzie indziej niż na parking. Trafiło na pobliski park, gdzie spacerowało wiele osób, w większości par. Staliśmy pod drzewem i rozmawialiśmy, z nieco podniesionymi głosami. Spoglądając ponad ramieniem dziewczyny, zauważyłem aż za dobrze znaną mi sylwetkę blondynki.
- Kurwa. - powiedziałem, widząc znaną mi postać. Colli popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- co jest? - zapytała.
- Moja była. - powiedziałem, patrząc ponad jej ramieniem na tamtą kutwe.  No lepszego momentu nie mogła sobie wybrać... W dodatku szła w naszą stronę. Uśmiech na jej twarzy, która kiedyś witała mnie na dzień dobry, wskazywał na to, że mnie rozpoznała. Nicole obejrzała się za siebie, a zaraz potem spojrzała na mnie.
- Stul pysk i nic nie mów. - powiedziała, wpijając się w moje usta. Nie pogardziłem jej pocałunkiem, i odwzajemniłem się tym samym. Jej usta wciąż smakowały truskawkowym deserem, na który się skusiła. Damn! To było lepsze od tamtego pocałunku w stajni. Był dłuższy, o wiele dłuższy. W piwnych oczach dziewczyny odbijały się płatki śniegu, które jeszcze bardziej nadawały smaku tej chwili.
- Steve! Mówiłam Ci że są razem! - usłyszałem znajomy głos mamy Nicole. Oderwaliśmy się od siebie, zdziwieni że rodzice Colli tu są. Mieliśmy ostro przejebane.


Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

aj łont ju in maj rum ( ͡° ͜ʖ ͡°)



Od Nicole cd. Sama

- Już lepiej? - zapytałam, przyglądając się mu.
- Chyba tak - odparł sucho. Zrobiłam mu jeszcze lekarstwa, znów nie chciał wypić jednak w końcu dał radę. Odstawił szklankę na stolik i oznajmił że idzie spać. Odpowiedziałam że nic nie szkodzi, ale w rzeczywistości byłam lekko zawiedziona. Chciałam z nim trochę na poważnie porozmawiać ale skoro źle się czuje, to nie będę go męczyć. Położył się w łóżku i dość szybko zasnął. Ja także zmęczona więc dość szybko zasnęłam na kanapie.

***

Obudziłam się tak około siódmej, dość wcześnie jak na mnie. W końcu dziś obiad u moich rodziców. A co do wczorajszej rozmowy, pomyślałam że zostawię ją na dziś wieczór. Poszłam na chwilę do swojego pokoju by przebrać się w coś stosowniejszego.
- Wstawaj śpiochu, już 9. - próbowałam obudzić Sama, jednak ten miał totalnie wyjebane. Przekręcił się na drugi bok i spał dalej. Teraz postanowiłam go obudzić nieco brutalniej. Ściągnęłam z niego kołdrę, zrzucając ją na podłogę. Na szczęście to już poskutkowało.
- Co jest? - burknął. - Apokalipsa wybuchła? - ziewnął, wstając. Chwilę zawahałam się z odpowiedzią, wzrok wlepiony miałam w tors chłopaka. Zauważył że się przyglądam więc szybko odwróciłam wzrok.
- Gorzej - odparłam poważnym tonem. - Dzisiaj obiad z moim ojcem... - powiedziałam.
- Mam jakoś inaczej się ubrać? - zapytał. Pokręciłam głową.
- Będzie Ci przeszkadzać, jak tutaj ogarnę koszulkę?- zapytał mnie. Pokręciłam głową. No nie powiem bez koszulki wygląda o wiele przystojniej. Niestety chłopak dość szybko założył koszulkę i za bardzo się na niego nie napatrzyłam. Poszedł do łazienki dalej się ogarniać. Z powodu braku jakiegoś ciekawszego zajęcia, zaczęłam bawić się z Wenus której zebrało się na wariowanie.
- Jedziemy jednym autem? - zapytała Nicole, potwierdził. Wróciłam do zabawy z psiną, Sam za to kręcił się trochę po pokoju. Resztę czasu minęło nam dość szybko. Sam wziął kluczyki ze stołu i pogłaskał psa, buty Sama zostały pogryzione na pożegnanie. Pocałowałam Wenus w nosek i wyszłam zaraz za chłopakiem. Zamknął drzwi po czym wyszliśmy na parking
- Może ja pokieruję? - zapytałam niepewnie, wiedząc w jakim stanie jest Sam. Rzucił mi kluczyki i zamieniliśmy się miejscami. Szczerze mówiąc trochę znam się na autach i jego samochód zrobił na mnie nie małe wrażenie. Sama chciałam mieć takie, jednak ojciec narzekał że to niebezpieczne i takie tam. Czasem po prostu nie da się zrozumieć rodziców. Podróż minęła nam szybko, chociaż dwa razy zgubiliśmy trasę. Moi rodzice już czekali. Przedstawiłam Sama rodzicom.
- Już lepiej młody? - zapytał mój tata. Sam pokiwał głową. - Chyba możemy iść - uśmiechnął się do nas, spaliłam go wzrokiem.
- Są kochani!- zaszczebiotała moja mama. Westchnęłam, weszliśmy do restauracji. Usłyszałam głośne uderzenie. Jak się okazało to Sam przywalił głową prosto w szybę.
- Nic ci nie jest? - odezwał się mój ojciec jakby ze śmiechem, spaliłam go wzrokiem i pomogłam wstać Samowi.
- Raczej nie - odpowiedział spoglądając na mnie przepraszająco. Moi rodzice poszli zająć stolik.
- Serio aż tak się nawaliłeś? Czy po prostu nie zauważyłeś szyby? - warknęłam tak by tylko on słyszał.
- Bez przesady. Nie musisz się martwić, nic mi nie jest - wyszczerzył się perfidnie, wstał po czym poszliśmy dołączyć do moich rodziców.
- Jesteście razem? - serio? Nie mają jakich pytań zadawać?
- Mamo... - spiekłam buraka.
- No co... Chciałabym wiedzieć kim ten mężczyzna dla ciebie jest - uśmiechnęła się.
- Na razie nie odpowiem na to pytanie - odpowiedziałam z udawaną obojętnością.
- Pokłóciliście się? - znów musiała coś dopowiedzieć moja mama.
- Co, nie!
- Sam nie przejmuj się nią, często ma takie humorki - tym razem to mój ojciec się wtrącił. Sam zaśmiał się w odpowiedzi.
- No wiesz co? - wręcz zabijałam go wzrokiem. Ten tylko bezbronnie wzruszył ramionami, wciąż się szczerząc.
- Moglibyście zadawać bardziej... stosowne pytania? - westchnęłam odwracając się do rodziców.
- Nie odpowiedziałaś nam na poprzednie
- I nie odpowiem
- Ale może Sam nam powie? - wtrąciła mama. Spojrzałam na Sama udając obojętny wyraz twarzy, jednak w głębi zastanawiałam się co odpowie. Niby to ja wcześniej byłam na "nie" ale jednak miałam nadzieję że on to zmieni...


Samiszczu? B) xDDD zostawiam cię w złej sytuacji ale chuj


środa, 27 grudnia 2017

od Sama cd. Nicole

Po którejś z kolei godzinie spędzonej w łazience, zaczęło być lepiej. Nie domykałem drzwi, przez cały czas słysząc rozmowę tamtej dwójki.
- Nie wiem... To znaczy nie. - Odpowiedziała Nicole drżącym głosem, na zadane pytanie.
- Okey. - Odparł jej ojciec. W jego głosie słychać było ulgę.
- W ramach przeprosin zapraszam was oboje na obiad jutro, Sam pozna mnie i mamę. - do głowy przychodziło mi tylko "wtf". Gościu wpierw chce, aby Colli pojechała do domu, a teraz chce ją przeprosić i zaprasza nas na obiad. Bogu dzięki, że jutro a nie dzisiaj.
- Że co? - zdziwiła się Colli.
- No co ci szkodzi? - Przez chwilę jeszcze rozmawiali, potem Pan Frost stwierdził, że wychodzi. Odetchnąłem z ulgą, gdy wyszedł. Wylazłem z łazienki, wciąż nieco wczorajszy. Nicole była nieco zażenowana, nie zwróciłem na to uwagi. Nie ma to jak wyjść z toalety dopiero o 17, a "umrzeć" o 9. Spędziłem tam 8 godzin, na zaliczaniu zgona i przysłuchiwaniu się rozmowie Colli i jej ojca.  To dziwne, że dziewczyna traktowała pocałunek, jako nic nie znaczący gest. A może po prostu nie chciała się przyznawać? Nie moja sprawa, wzruszyłem ramionami.
- Już lepiej? - zapytała, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
- Chyba tak. - odparłem sucho, marząc tylko o tym by iść spać. Dziewczyna zrobiła mi jakieś lekarstwa, oczywiście tak samo ohydne jak wcześniej. Wypiłem bez marudzenia, Colli znowu paliła mnie wzrokiem. Kto robi takie leki? Odstawiłem szklankę na stolik, i oznajmiłem że idę spać. Dziewczyna uznała że nic nie szkodzi, ale była nieco zawiedziona. Chociaż może mi się tylko wydawało? Owinąłem się kołdrą i zasnąłem.

***

- Wstawaj śpiochu, już 9. - otworzyłem oczy, od razu je mrużąc. Za jasno tu. Jęknąłem odwracając się na drugą stronę i próbując zasnąć jeszcze raz. Nicole już nieco brutalniej spróbowała mnie obudzić. Ściągnęła mi kołdrę, zrzucając ją na podłogę. Zakląłem, siadając na łóżku.
- Co jest? - burknąłem zmęczony. - Apokalipsa wybuchła? - ziewnąłem, wstając. Nicole już była ubrana, a ja jak zwykle, jak ciota byłem w piżamie. Po niecałej minucie dotarło do mnie, że jestem największym idiotą na jakiego było stać kogokolwiek. Przecież w nocy zdjąłem bluzkę, i aktualnie popierdalałem w samych spodniach. No zajebiście. Złapałem Colli na tym, że mi się przygląda. O kurwa.
- Gorzej. - odparła całkiem poważnie. Jeszcze wczoraj byłbym w stanie uwierzyć, że jest coś gorszego, ale dzisiaj czułem się już lepiej. Kac odpuścił, i Bogu dzięki. - Dzisiaj obiad z moim ojcem... - powiedziała. O tym nie pomyślałem, no tak. To jest gorsze od apokalipsy.
- Mam jakoś inaczej się ubrać? - zapytałem, nie miałem zbytnio ochoty na kiszenie się w garniaku. Dziewczyna pokręciła głową, wyjąłem jakąś bluzkę z szafy, no i oczywiście resztę ciuchów.
- Będzie Ci przeszkadzać, jak tutaj ogarnę koszulkę? - zapytałem, nieco zdziwiony własną śmiałością. W sumie widziała mnie skacowanego, nie umrzemy. Pokręciła głową, nagle mój sufit stał się najbardziej interesującą rzeczą. Nie przeszkadzało mi to, szybko założyłem bluzkę i poszedłem się ogarnąć do łazienki. Przeczesałem włosy ręką, nie układając ich jakoś specjalnie. I tak potem będą wyglądać podobnie jak rano. Przebrałem się i zrobiłem nam śniadanie. Dochodziła 10, za niecałe cztery godziny powinniśmy jechać do restauracji.
- Jedziemy jednym autem? - zapytała Nicole, potwierdziłem. Nie ma po co się męczyć z dwoma. Colli bawiła się z Wenus, a ja łaziłem po pokoju jak głupi. Cztery godziny minęły nam bardzo szybko. Zabrałem kluczyki ze stołu, pogłaskałem psa, który chyba nie przepadał za moimi butami, które oczywiście musiały zostać pogryzione na pożegnanie. Nicole pocałowała Wenus w niewielki nosek i wyszła zaraz za mną. Zamknąłem drzwi,  i poszedłem na parking.
- Może ja pokieruję? - zapytała niepewnie, to chyba rozsądniejsza decyzja. Rzuciłem jej kluczyki i zamieniliśmy się miejscami. Podróż minęła nam szybko, chociaż dwa razy zgubiliśmy trasę. I tak niezły wynik, jak na dwóch nowicjuszy. Pan Frost ze swoją żoną już na nas czekali. Nicole przedstawiła mnie swoim rodzicom. Czułem się trochę dziwnie, zwłaszcza po wczorajszym tekście do jej ojca.
- Już lepiej młody? - zapytał jej tata. Pokiwałem głową, najprawdopodobniej chodziło mu o kaca. - Chyba możemy iść. - uśmiechnął się do nas, Colli spaliła go wzrokiem.
- Są kochani! - zaszczebiotała kobieta. To będzie długi obiad...


Colli?  ( ͡° ͜ʖ ͡°)

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Nicole cd. Sama

- Nie dość że mam kaca, to jeszcze chcesz mnie zaćpać?- uśmiechnął się słabo. Westchnęłam wymuszając u siebie uśmiech. Chłopak pociągnął łyk lekarstwa i skrzywił się. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem, w końcu jednak Sam wypił resztę.
- Coś się stało? - zapytał, czułam że zada to pytanie. Pokręciłam głową, zacisnęłam usta. Nie chciałam by się mną przejmował. Jestem przyzwyczajona do radzenia sobie z bólem samej. Usiadł na krześle naprzeciw mnie, przyglądał się.
- Powiesz mi, czy wolisz zachować to dla siebie? - znów pokręciłam głową. Nie chciałam go martwić i tak wystarczy mu już problemów. Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Przeraziłam się, jednak po chwili przybrałam obojętny wyraz twarzy. Drzwi otworzyły się z rozmachem.
-Cześć, tato- ledwo wydusiłam z siebie te słowa.
-Nicole, mówiłem żebyś się.. - urwał, spoglądając na Sama. Zrobił nie najlepsze pierwsze wrażenie, ale mogło być gorzej.
- Tato... poznaj Sama Winchestera - przedstawiłam go. Chłopak uśmiechnął się do niego.
- Jest Pan niski. I się Pan rządzi- burknął z uśmiechem. Miałam nadzieję że wytrzeźwiał. Jak tylko mój ojciec sobie stąd pójdzie to z nim porozmawiam. Co mu od jebało tak mówić?!
- On tak zawsze?- spytał z ironią mój ojciec. Pokręciłam głową.
- Nie. Po prostu em... miał wczoraj imprezę u przyjaciela - skłamałam, na szczęście uwierzył- Normalnie się tak nie zachowuje- uśmiechnęłam się. Sam napił się szklanki wody i usiadł na fotelu. Rozmawiałam chwilę z ojcem, dopytywał się co tu robię, czy wszyscy są mili i takie tam. Próbował coś zagadać z Samem ale ten kompletnie nic nie kontaktował. W końcu zjadł coś i wyszedł do innego pokoju.
-Nicole... Wracasz do domu ale już- zaczął mój ojciec tylko jak Sam wyszedł.
-Do twojego domu? Nie chcesz mnie tam a ja nie chcę tam być
-Chcę byś wróciła
-Nie... Ty chcesz mieć mnie pod kontrolą i nie możesz zrozumieć tego że potrzebuje wolności
-Daj już z tym spokój
-Ale zrozum że życie to nie siedzenie w domu i taplaniu się w forsie. Pamiętasz jak mawiał Alex? Żyj tak jakby jutra miało nie być.
-Tylko że jemu tych jutr zabrakło...- zmierzyłam go wzrokiem. Dobrze wiedział że nienawidziłam rozmawiać właśnie z nim o śmierci Alexa.
-Przepraszam... Nie chcę żyć z tobą w niezgodzie- wreszcie z jego ust wyszły te słowa których dawno nie słyszałam od nikogo. Zwykłego przepraszam. Rzuciłam krótkie "yhm".
- A powiedz mi, Nicole - ściszył głos. Wenus jak na złość zaczęła akurat szczekać - Jesteście razem?- wręcz zatkało mnie tym pytaniem. Z łazienki było słychać jakby śmiech Sama, mogłabym przysiąc że się śmiał. Nie wiedziałam za bardzo co odpowiedzieć. Chciałam mieć nadzieję że między nami jest "coś więcej" ale nie oszukujmy się. Sam wyszedł z łazienki i zrobił sobie wodę z amolem i wrócił z powrotem.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - wychrypiał.
- A więc, Nicole?- ponowił pytanie.
- Ja...- zawahałam się, spoglądając w stronę którą poszedł Sam. Miałam cichą nadzieję że nie będę musiała odpowiadać na to pytanie, jednak wybawienie nie nadchodziło.
- Nie wiem... To znaczy nie- odpowiedziałam drżącym głosem.
- Okey- odpowiedział mój ojciec jakby z ulgą? Ja rozumiem że jakiś za przeproszeniem najebaniec to nie najlepsza partia ale serio? Ja go polubiłam takim, jakim jest...
- W ramach przeprosin zapraszam was oboje na obiad jutro, Sam pozna mnie i mamę- uśmiechnął się. Jeszcze przed chwilą za nim nie przepadał, a teraz?
- Że co? - nie dowierzałam własnym uszom.
- No co ci szkodzi? - odpowiedział z uśmiechem. Chwilę jeszcze się z nim kłóciłam, ale w końcu odpuściłam i pożegnałam się z nim. Z łazienki wyszedł Sam z grobową miną. Nie wiedziałam czy przez to że źle się czuł czy przez to co powiedziałam "o nas".



Sam? XDD kocham : Zwłaszcza że omal nie palnąłem, że Nicole zajebiście całuje.

od Sama cd. Nicole

Chyba śmierć była najlepszym wyjściem w tym momencie. Pomiot szatana szarpał mnie za bluzkę i próbował zwrócić na siebie uwagę. Dziewczyna przez chwilę głaskała mnie po włosach, co było całkiem przyjemne.
- Zaraz ci coś przyniosę - Powiedziała wstając. Z niechęcią zarejestrowałem że wyszła. Aż tak bardzo się najebałem?
- Zostawiam z tobą Wenus i jadę ci coś kupić, ogarnij się trochę okey? - wróciła po kilku minutach, uśmiechając się słabo. Spojrzałem na dziewczynę zbolałym wzrokiem. "Nicole, to przecież nie możliwe". Colli nic nie mówiła, wyszła z łazienki, a zaraz potem z pokoju. Jęknąłem głośno i wróciłem do umierania. Kac bolał w chuj. Postanowiłem się przebrać i wrócić do umierania. Mały szatan odpuścił sobie zabawianie się moją bluzką i zwinął się w kłębek pod prysznicem. Co było nie tak z tym czymś? Już drugą godzinę umierałem w łazience, a to tylko dlatego, że wczoraj uparłem się na ten alkohol.

***

Z półsnu wybudziło mnie trzaśnięcie drzwiami, domyśliłem się że to Nicole.
- Nicole? - wychrypiałem z bólem.
- Już jestem. - powiedziała, nieco drżącym głosem. Coś się stało? Zaniepokoiło mnie to nieco.
- Dasz radę tu przyjść? - No to kurwa pora na wyprawę na Mount Everest. Z trudem podniosłem się i przepłukałem twarz. Wyglądałem gorzej niż dwutygodniowe zwłoki z lodówki.
- Tak... -  odpowiedziałem i dotaszczyłem się do kuchni. Nicole podała mi jakiś dziwnie wyglądający napój i tabletkę. - Nie dość że mam kaca, to jeszcze chcesz mnie zaćpać? - uśmiechnąłem się z trudem. Zapiłem lekarstwo wodą, i pociągnąłem łyka substancji. Smakowało gorzej niż błoto. Bleh. Pod morderczym spojrzeniem Nicole, zmusiłem się do wypicia tego dziadostwa do reszty.
- Coś się stało? - zapytałem, widząc jej zaczerwienione oczy. Czyżby płakała? Pokręciła głową, zaciskając usta, jakby chciała powstrzymać drżenie warg. Co się do cholery stało, że ktoś doprowadził ją do płaczu? Usiadłem na krześle na przeciwko niej, przyglądając się jej z zainteresowaniem. - Powiesz mi, czy wolisz zachować to dla siebie? - pokręciła głową. Nie drążyłem więcej tego tematu, przynajmniej na razie. Są tematy, o których nie rozmawia się ot tak, zwłaszcza gdy "chłopak" jest napruty. Ciszę, która zapadła, rozdarło pukanie do drzwi. Na twarzy Nicole pojawiło się przerażenie, które zaraz potem przykryła maską obojętności. Drzwi otwarły się z rozmachem.
- Cześć, tato. - ostatnie słowo wprost wypluła, jakby było jakimś przekleństwem. To on był powodem jej smutku?
- Nicole, mówiłem żebyś się.. - urwał, spoglądając na mnie. No to zajebiste pierwsze wrażenie. Facet był dosyć niski, jak na... faceta. I strasznie się rządził.
- Tato... poznaj Sama Winchestera. - przedstawiła mnie. Uśmiechnąłem się do niego.
- Jest Pan niski. I się Pan rządzi. - burknąłem napruty. [link] Facet popatrzył na mnie jak na pojebańca. O co mu kminiło? Uśmiechnąłem się, udając że nie wiem o co chodzi. Tsaa... czyli dalej jestem  najebany.
- On tak zawsze? - zapytał mężczyzna, spoglądając nad ramieniem Nicole. Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie. Po prostu em... miał wczoraj imprezę u przyjaciela. - skłamała, facet pokiwał głową. - Normalnie się tak nie zachowuje. - mógłbym przysiąc że się uśmiecha. Nalałem sobie szklankę wody, i wróciłem do umierania, tym razem na fotelu. Mężczyzna rozmawiał chwilę z Nicole, kilka razy próbował pogadać ze mną, ale raczej gadanie z naprutym dziewiętnastolatkiem nie jest za dobrym pomysłem. Zwłaszcza że omal nie palnąłem, że Nicole zajebiście całuje. Po zjedzeniu najzwyklejszej kanapki, znowu stwierdziłem że idę umierać. Nie domknąłem drzwi do końca, więc słyszałem prawie wszystkie dialogi tamtej dwójki. Zmartwił mnie fakt, że Pan Frost chciał by Colli wyjechała z Akademii.
- A powiedz mi, Nicole. - powiedział, ściszając głos, chociaż i tak go słyszałem. Mały szatan go zagłuszał, ale nie wystarczająco. Wenus poszła irytować Nicole i jej ojca. - Jesteście razem? - zacząłem się śmiać, ale szybko zamaskowałem to odgłosem umierającego menela. Zapadła niezręczna cisza, którą przerywało warczenie małego lucyfera. Wylazłem z łazienki i zrobiłem sobie wodę z amolem, jak gdyby nigdy nic, wróciłem do miejsca mojego umierania.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - wychrypiałem, ponownie zaliczając zgon.


Colli? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Od Nicole cd. Sama

Chłopak wyszedł ze stajni wręcz rozpromieniony. Nie myślałam że jeden, krótki pocałunek mógłby go tak rozweselić. Wenus zaczęła wariować więc wypuściłam ją z rąk.
- Podoba się? - zapytał mnie z uśmiechem Sam, pokiwałam radośnie głową i poklepałam się w nogę. Psina przybiegła do mnie, wywracając się i wywołując u mnie śmiech. Zjedliśmy wspólnie śniadanie wciąż błąkając się tu i tam bez celu. Wciąż rozmyślałam o całej tej sytuacji z tatą i w ogóle byłam jakaś taka rozkojarzona. Poszliśmy do mojego pokoju ogarnąć jakieś miejsce dla Wenus.
- Zostawię jej to imię - zdecydowałam, kładąc psinę na łóżko. Spojrzałam na zegar, została nam godzina do wigilii w akademii. Sam poszedł przebrać się w garnitur, wyglądał całkiem seksownie.
- Wyglądam jak debil - burknął, przyglądając się mi. Podeszłam do niego, uśmiechając się.
- Wcale nie! - powiedziałam, poprawiając mu krawat. W odpowiedzi zaśmiał się.
- Czy panna Nicole pójdzie ze mną na wigilijkę? - zapytał, przyjęłam jego "zaproszenie" i założyłam buty na niewysokim obcasie.
Nie wiedziałam co sądzić o dzisiejszym pocałunku. Może to nic nie znaczyło? W końcu oboje zachowywaliśmy się trochę jakby nic się nie stało. Wiedziałam jedno. Był tym który zmieni moje życie i tym który skradnie moje serce.

***

Ze spokojnej wigilii zrobił się totalny bajzel. Polało się trochę procentów, nigdzie nie było zabronione, by podczas takich "imprez" nie można pić alkoholu. Sam nalał mi i sobie szampana.
We trójkę, bo jeszcze jakaś blondynka się przysiadła, opróżniliśmy całą butelkę. Jeden z uczniów podał nam po butelce piwa. Na szczęście byłam na tyle trzeźwa by opanować się i więcej już nie pić. Podzieliliśmy się opłatkiem, mniej więcej w połowie całej imprezy. Nie wiem, kto normalny puszcza jakąś śmietanę, zamiast kolęd. Po kolejnych kilku godzinach, stwierdziliśmy z Samem, że się zwijamy. Przystałam na to z radością. Pożegnaliśmy się, i poszliśmy do pokoi. Snułam się po całym pokoju bez celu, przebrałam się w coś luźniejszego i poszłam do Sama razem z Wenus.
Zapukałam do drzwi, otworzył mi Sam. Wenus wbiegła za mną, ślizgając się po podłodze. Chłopak pogłaskał ją za uszami, przyglądając się mi. Stwierdziłam że dzisiaj wigilia i nie chcę jej spędzać sama. Wzięłam jego laptopa i włączyłam znanego mi wręcz na pamięć Kevina. Gdzieś w połowie filmu zasnęłam dość głębokim snem.

***

Obudziłam się dość wcześnie jak na siebie. Sama nie było obok mnie, tak jak wcześniej. Co on ma jakiś zwyczaj czy co? Wstałam i zaczęłam go szukać, znalazłam go w łazience. Wyglądał strasznie, włosy miał zmierzwione i w ogóle blado wyglądał.
- Mówiłam, żebyś tyle nie pił! - roześmiałam się, klękając obok niego. Dopiero teraz zauważyłam Wenus, która ciągała go za bluzkę. Sam wydał z siebie ciche "mhm" i zamknął oczy. Położyłam rękę na jego włosach i uśmiechnęłam się słabo.
- Zaraz ci coś przyniosę - powiedziałam, wstając i szybko znajdując apteczkę. Niestety nie znalazłam niczego co mogłoby mu pomóc.
- Zostawiam z tobą Wenus i jadę ci coś kupić, ogarnij się trochę okey? - uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. Chłopak tylko spojrzał na mnie wzrokiem "Nicole, to przecież nie możliwe". Zarzuciłam na siebie kurtkę, wyszłam z pokoju Sama i poszłam do swojego auta. Na szczęście miałam kluczyki przy sobie więc nie musiałam się wracać do pokoju.

***

Zaparkowałam przed akademią, zabierając ze sobą rzeczy które zakupiłam w aptece. Usłyszałam za plecami znajomy głos:
-Nicole?- odwróciłam się by zobaczyć kto mnie woła.
-Tata? Co ty tutaj robisz?- zdziwiłam się jego widokiem, w prawdzie mówił że po mnie przyjedzie ale nie myślałam że naprawdę.
-Wracasz do domu!- krzyknął i wręcz szarpnął mnie za ramię. Miał mocny uścisk, zabolało gdy mu się wyrwałam.
-Nie! Nigdzie nie wracam!
-Nie chcę słyszeć sprzeciwu!
-Zostaw mnie, wynoś się stąd!- krzyknęłam po czym weszłam do akademii i wręcz wbiegłam do pokoju Sama. Chciało mi się płakać, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
-Nicole?- usłyszałam cichy głos Sama z głębi pokoi.
-Już jestem- odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym odłożyłam zakupy na blat kuchenny. Wstawiłam wodę i przygotowałam leki dla Sama.
-Dasz radę tu przyjść?- przetarłam oczy by nie było widać że prawie płakałam.
-Tak...- odpowiedział a po chwili przyszedł do kuchni.



>wiesz że chce ruchanko ( ͡° ͜ʖ ͡°) ale takie fajne ruchanko ( ͡° ͜ʖ ͡°) ~ Sam Winchesta
>Okey xDD ja w sumie też ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Sam? XDD

niedziela, 24 grudnia 2017

od Sama cd. Nicole

Nicole uśmiechnęła się, i odstawiła psiaka na ziemię. Czekałem na to co zrobi. Według "przyjętych standardów" zwykle całowało się w policzek. Colli jednak wyszła poza schemat, i zarzuciła mi ręce na szyję. Pocałowała mnie prosto w usta. Wpierw ze zdziwieniem, ale zaraz potem zdecydowanie, odwzajemniłem pocałunek. Minęło tylko kilkanaście sekund, a miałem wrażenie że wieczność. Z niechęcią oderwaliśmy się od siebie, zapanowała cisza nikt z nas nie wiedział co powiedzieć. Dziewczyna uśmiechała się, a ja czułem na swoich ustach wspomnienie pocałunku, i jej pomadkę.
- Dziękuję. - wyszeptała, całując mnie w policzek. Zabrała Wenus na ręce i wyszła ze stajni. Przez chwilę jeszcze stałem, i zastanawiałem się, co tu się właśnie stało. Znalazłem dziewczynę, tulącą do siebie pieska. Wielu uczniów skupiało się na świętach, ale dla mnie liczyła się teraz Nicole, i tamte kilkanaście sekund w przejściu. Wenus zaczęło odwalać, Colli pozwoliła jej się wybiegać.
- Podoba się? - zapytałem z uśmiechem dziewczyny, pokiwała radośnie głową i poklepała się w nogę, mała kluska podbiegła do niej, wywracając się i wywołując salwę śmiechu dziewczyny. Zjedliśmy wspólnie jakieś śniadanie, wciąż plącząc się wokoło i nie mając nic do roboty. Wyraz twarzy nastolatki wciąż pozostawał nieodgadniony. Ciekawe, nad czym tak myślała. Poszliśmy do jej pokoju, ogarnąć jakieś miejsce dla Wenus.
- Zostawię jej to imię. - zdecydowała, kładąc pieska na łóżko. Brązowy labradorek był bardzo przejęty nowym domem. Cieszyłem się, że dziewczynie podoba się prezent. Za jakąś godzinę miała odbyć się wigilia w Akademii. Nicole już wcześniej się ubrała, teraz ja musiałem w coś się ubrać. Cholernie dawno chodziłem w garniturze. Poszedłem się przebrać, pomijając ciężkie buty.
- Wyglądam jak debil. - fuknąłem, przyglądając się ślicznie ubranej Nicole. Dziewczyna podeszła do mnie, uśmiechając się.
- Wcale nie! - powiedziała, poprawiając mi krawat. Zaśmiałem się cicho.
- Czy panna Nicole pójdzie ze mną na wigilijkę? - zapytałem, Colli przyjęła moje "zaproszenie" i założyła buty na niewysokim obcasie.

***

Ze spokojnej wigilijki zrobił się totalny bajzel. Polało się trochę procentów, nigdzie nie było zabronione, by podczas takich "imprez" nie można pić alkoholu. Nalałem sobie i Colli szampana. We trójkę, bo jeszcze jakaś blondynka się przysiadła, opróżniliśmy całą butelkę. Jeden z uczniów podał nam po butelce piwa. Spodziewałem się, że jutro rano będę umierał. Podzieliliśmy się opłatkiem, mniej więcej w połowie całej imprezy. Nie wiem, kto normalny puszcza jakąś śmietanę, zamiast kolęd. Byłem wystarczająco wstawiony, by mieć na to wyjebane. Po kolejnych kilku godzinach, stwierdziliśmy z Colli, że się zwijamy. Dziewczyna przystała na to z radością. Pożegnaliśmy się, i poszliśmy do pokoi. Przebrałem się, i położyłem na łóżku, biorąc laptopa. Nie było żadnych nowych wiadomości, oprócz jakiś spamów. Włączyłem jakiś film, za cholerę nie ogarniałem o co chodzi, ale wydawał się ciekawy. Przysnęło mi się lekko. Obudziło mnie pukanie do drzwi, otworzyłem je, i tak jak się spodziewałem - stała tam Colli. Wpuściłem dziewczynę do środka. Mały, czarny nosek powstrzymał mnie przed zamknięciem drzwi, Wenus wbiegła tutaj, ślizgając się na podłodze. Pogłaskałem ją za uszami, przyglądając się Nicole. Stwierdziła, że dzisiaj wigilia, a ona nie chce spędzać jej sama. Teoretycznie, też byłem sam w tę wigilię. Colli to zmieniała. Dziewczyna wzięła mój laptop, jak gdyby nigdy nic i włączyła Kevina samego w domu. Jak co  roku, z resztą. W połowie filmu, Colli zasnęła. Gładziłem ją po włosach jeszcze przez chwilę. Pocałowałem ją w czoło, i okryłem kołdrą. Zamknąłem laptopa, kładąc go na podłogę. Otuliłem się kocem i zasnąłem.

***

- Daj mi umrzeć. - burknąłem, wyswobadzając się z objęć Nicole, i idąc do kuchni po amol. Drżącą ręką nalałem kilka kropel do wody i wypiłem szybko mieszankę. Prawie że na kolanach, dotarłem do łazienki. Umierałem od środka, moje flaki były martwe.
- Kurwa... - jęknąłem, żałując wczorajszych odpałów. Nie chciałem budzić Nicole, więc po prostu umierałem w ciszy, po części tuląc do siebie kibel. Zajebiście... Mały pomiot szatana przyszedł mnie irytować. Wenus lizała mnie po twarzy, odepchnąłem ją delikatnie, dając do zrozumienia że nie chcę. Dziecko Lucyfera dalej tu łaziło, jeszcze chwila i trafi mnie przez nią szlag. Zakląłem cicho, znowu umierając. Drzwi otworzyły się, obróciłem głowę, licząc że Nicole mnie nie zabije. Colli wyglądała na zmartwioną. Oparłem czoło o rękę, chciałem umrzeć.
- Mówiłam, żebyś tyle nie pił! - roześmiała się, klękając przy mnie. Chciałem ją przeprosić, ale nawet wyduszenie z siebie słowa skutkować mogło nieprzyjemnymi wydarzeniami. Mały szatan szarpał mnie za bluzkę, ignorowałem już ten pomiot piekielny. Wydałem z siebie ciche "mhm" i zamknąłem oczy. Ręka dziewczyny znalazła się na moich włosach, uśmiechnąłem się słabo.



Colli? Wcale nie najebałam Sama XDD

Od Nicole cd. Sama

Rozmawialiśmy przez chwilę, nasz dialog jednak przerwała Sylvia, informując że nadrabia dzisiaj stracone lekcje. Zgodziliśmy się i osiodłaliśmy konie. Po uprzedzeniu instruktorki, że będę na Pokerze, ogarnęliśmy zmęczone wierzchowce. Ta jazda nie będzie należała do udanych, ale trzeba nadrobić co trzeba. O dziwo, jeździliśmy tylko my, co było sporą niespodzianką. Nasza "grupa" liczyła jakieś 6 osób. Rozgrzaliśmy konie i przeszliśmy do jeżdżenia drągów i cavaletti. Przez całą rozgrzewkę rozmyślałam o tej rozmowie z tatą. Miałam nadzieję że nie zepsuje mi tych świąt. Przy kłusie i galopie wróciłam do rzeczywistości.
- Noctis do środka, Nicole jedzie krzyżaka i stacjonatę. - zakomenderowała instruktorka. Płynnie przeskoczyłam obie przeszkody. Sylvia poprawiała mnie, cierpliwie tłumacząc mi że za bardzo spycham konia do środka. Ogarnęłam błąd i poprawiłam się przy kolejnych skokach. Gdy skończyłam, nadeszła kolej Sama. Wyjechał kłusem na ścianę, i zagalopował w narożniku. Przy kolejnym okrążeniu najechali na krzyżaka. Pochylił się w siodle, oddał wodze ogierowi i docisnął łydkę. Sylvia poprawiała w większości błędy powodowane nierówną wodzą przy skoku, i ucieczką bułanka do środka. Skończyliśmy jazdę nieco później niż było to planowane. Instruktorka podziękowała nam za jazdę i odprawiła do stajni. Rozsiodłaliśmy zwierzaki. Z Samem ustaliliśmy, że jutro  z samego rana się widzimy, bo obydwoje mamy coś do załatwienia.
Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie miałam nic ciekawego do zrobienia więc postanowiłam zadzwonić do mamy.
-Halo? Nicole?- usłyszałam jej ciepły i zmartwiony głos.
-Tak to ja...
-Ojcu coś odbiło, nie przejmuj się nim- westchnęła. Czyli przyjedzie tu, wręcz zajebiście.
-Nie szkodzi, przyzwyczaiłam się już- odpowiedziałam. Rozmawiałyśmy jeszcze z piętnaście minut po czym się rozłączyłam. Resztę dnia spędziłam na ćwiczeniu układu świątecznego. Potem zasnęłam głębokim snem. Przed snem jeszcze przypomniałam sobie ostatnie słowa Alexa : Żyj tak jakby jutra miało nie być.
***
Obudziłam się z krzykiem, śnił mi się koszmar ale nie pamiętam sama jaki to był. Wstałam i ubrałam czerwoną sukienkę. Włosy przerzuciłam na bok i zalokowałam jednak nic to nie dało, nadal wyglądały tak samo. Zarzuciłam na siebie kurtkę i buty po czym wyszłam do stajni.
- Wesołych świąt! - usłyszałam znajomy głos, obejrzałam się za siebie i popatrzyłam na niego. Podbiegłam do niego a on wręczył mi psiaka którego trzymał w rękach. Był to czekoladowy labrador a na obroży miała napisane Wenus.
- Ja.. nie wiem co powiedzieć. - szepnęłam, tuląc do siebie psiaka. Nie wiedziałam jak mu dziękować to był najlepszy prezent jakiego mogłabym się spodziewać.
- Colli. - popatrzyłam na Sama ze łzami w oczach, i uśmiechem na ustach. -  Jemioła. - uśmiechnął się do mnie szelmowsko. Miałam wrażenie że chłopak wręcz specjalnie tu stanął. Uśmiechnęłam się do niego i odstawiłam psiaka na ziemię. Chłopak nadstawił policzek, zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go prosto w usta, zamiast w policzek. Pocałunek trwał paręnaście sekund jednak i tak było namiętnie. Oderwaliśmy się od siebie, zawładnęła cisza i żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Czułam motylki w brzuchu i to wspaniałe uczucie które prawie każdy chciałby czuć. Czułam się wręcz wspaniale i idealnie.
-Dziękuję- szepnęłam i pocałowałam go jeszcze w policzek. Wzięłam Wenus i wyszłam ze stajni czekając na Sama.


Sam? B) to będzie długi dzień 

Merry Christmas!

Czyli Shad wzięło na angielskie tytuły :')

Administracja Dressage Academy życzy wam wesołych świąt, spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół. Mamy nadzieję, że głos nie załamie się wam przy śpiewaniu kolęd, z każdym podzielicie się opłatkiem i odrobiną szczęścia! Żeby wasza choinka jaśniała swoim blaskiem, a w tym szczególnym dniu, nie męczyły was żadne troski!
 Dużo zdrowia i prezentów, oczywiście!

Jeszcze raz wesołych świąt!

od Sama cd. Nicole

Dziewczyna stała na przeciwko mnie, wręcz kipiała z emocji.
- Ty w ogóle masz pojęcie ile do ciebie wydzwaniałam?! Mogłeś łaskawie oddzwonić! - wydarła się na mnie. Nie obchodziło ją to, czy są tu ludzie, czy jest kompletnie sama. - Przepraszam, po prostu się martwiłam. - mruknęła, gdy tylko się uspokoiła. Nie spodziewałem się aż takiego wybuchu złości.
- Nie szkodzi, miałaś prawo. - uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny. Odwzajemniła się i wyjęła uwiąz Demensa z mojej dłoni. Odprowadziliśmy konie do stajni. Noctis położył się na sianie i zaczął jeść. Ten koń był jakiś dziwny. Pogłaskałem go po delikatnych chrapach, trzeba by bułanka ogolić. Zarósł już nieźle, jeździłem ręką po jego głowie, ogier zmrużył oczy i wydał z siebie dziwny dźwięk. Uśmiechnąłem się do siebie. Jutro święta, a ja nie mam bladego pomysłu na  prezent dla Nicole. Wspominała coś o zwierzaku, ale skąd ja jej go tu wytrzasnę? Najbliższa hodowla była ponad 90 kilometrów dalej. Mógłbym wziąć jakiegoś szczeniaka ze schroniska... Wyszedłem z boksu po paru minutach.  Oparłem się o drzwi i czekałem aż dziewczyna wyjdzie. Zasuwa otworzyła się po kolejnych kilku minutach. Przeszliśmy gdzieś na pole i oparliśmy się o płot.
- Jutro święta. - zagadałem radośnie. Dziewczyna spojrzała na mnie, z przestrachem w oczach, zaraz potem ukryła go pod zasłoną neutralności. Znowu.
- Cholera. - burknęła, nieco zirytowana.
- Hmm?
- Kompletnie zapomniałam, nie kupiłam nic. Nawet prezentów. - powiedziała z rezygnacją. Ja też nic nie kupiłem.  - Ale i tak nie mam komu dać, zresztą pewnie nic bym nie dostała. - westchnęła. Popatrzyłem na nią zmartwiony. Rozmawialiśmy przez chwilę, nasz dialog jednak przerwała Sylvia, informując że nadrabia dzisiaj stracone lekcje. Zgodziliśmy się i osiodłaliśmy konie. Po uprzedzeniu instruktorki, że Nicole będzie na Pokerze, ogarnęliśmy zmęczone wierzchowce. Ta jazda nie będzie należała do udanych, ale trzeba nadrobić co trzeba. O dziwo, jeździliśmy tylko my, co było sporą niespodzianką. Nasza "grupa" liczyła jakieś 6 osób. Rozgrzaliśmy konie i przeszliśmy do jeżdżenia drągów i cavaletti. Nicole przez całą rozgrzewkę była nieco rozkojarzona, ale przy kłusie i galopie wróciła do rzeczywistości. Przy dodaniach, Noctis często ruszał galopem, pomimo wyraźnych sygnałów do wyciągnięcia kroku.
- Noctis do środka, Nicole jedzie krzyżaka i stacjonatę. - zakomenderowała instruktorka, zjechałem  z bułankiem do środka i oglądałem jak płynnie przeskakują przez obie przeszkody. Sylvia poprawiała Colli, cierpliwie tłumacząc jej że za bardzo spycha konia do środka. Dziewczyna ogarnęła błąd i poprawiła się przy kolejnych skokach. Gdy skończyły, nadeszła moja kolej. Wyjechałem kłusem na ścianę, i zagalopowałem w narożniku. Przy kolejnym okrążeniu najechaliśmy na krzyżaka. Pochyliłem się w siodle, oddałem wodze ogierowi i docisnąłem łydkę. Klucha niezdecydowanie skoczyła krzyżak, ze stacjonatą było lepiej. Poklepałem go po szyi i skoczyłem jeszcze kilka razy. Sylvia poprawiała w większości błędy powodowane nierówną wodzą przy skoku, i ucieczką bułanka do środka. Skończyliśmy jazdę nieco później niż było to planowane. Instruktorka podziękowała nam za jazdę i odprawiła do stajni. Rozsiodłaliśmy zwierzaki. Z Nicole ustaliliśmy, że jutro  z samego rana się widzimy, bo obydwoje mamy coś do załatwienia. Wróciłem do pokoju i szybko się umyłem, ubrałem w coś "normalnego" i odpaliłem laptopa, szukając schroniska w okolicy. Wynalazłem numer i zadzwoniłem, ustaliliśmy termin wizyty na dzisiaj wieczór.

***

Już przy wejściu powitała mnie miła dziewczyna, może po dwudziestce. Blond włosy upięła w koka, na bluzce miała wyszyte łapy psa  i kota. Nie trudno było domyślić się, że jest pracownicą schroniska. Przedstawiłem się jej i powiedziałem co potrzebuję.
- Masz jakieś wymagania do pieska? - zapytała, otwierając drzwi i kierując się do klatek. Cisza przerodziła się w skowyt psów, proszących o zabranie ich ze sobą. Wiele z nich, zostanie tu do końca swoich dni. Tyle oczu spoglądało na mnie błagalnie, z wyrzutami. Oni czuli się skrzywdzeni przez człowieka, i bali się mu zaufać. Urzekł mnie wycofany szczeniak na końcu długiego "korytarza". Wyglądał na czekoladowego labradora.
- A ten? - zapytała kobieta, kucnąłem przy klatce małej, niepozornej kluski. Poruszył, a może poruszyła? uszami i niepewnie odwrócił się do mnie. Na niewielkiej kartce, przyczepionej do klatki były jej dane. Wywnioskowałem, że ma na imię Wenus.
- Mógłbym ją wziąć? - zapytałem, czując jak kluska gryzie mój palec. Dziewczyna patrzyła przez chwilę na niewielkiego labradora z wahaniem, jakby zastanawiała się, czy to na pewno dobry pomysł.
- Uhm.. Tak, oczywiście. - powiedziała i zaszła po jakieś dokumenty, które miałem podpisać. Mój podpis widniał na każdej z kartek, które pracownica kazała podpisać. Wzięła smycz i wyprawkę, zaraz potem wyjęła Wenus i zawinęła ją w kocyk. Mała kluska trzęsła się na moich rękach, ale nie wykazywała większego stresu. Podziękowałem kobiecie i poszedłem z nowym "nabytkiem" do auta. Leżała mi na kolanach, delikatnie skomląc. To była jej pierwsza podróż autem, z tego co mówiła kobieta.

***

Ciche skomlenie Wenus obudziło mnie o trzy godziny za wcześnie. Była dopiero 5 rano, a to małe coś mnie budziło. Zwlokłem się z   łóżka, i nakarmiłem ją. Rozłożyłem nową matę na podłodze. Już nie zasnę, więc po prostu poszedłem się ubrać. Wenus biegała jak oszalała po pokoju, gryząc wszystko co możliwe. Zjadłem śniadanie,  i wyszedłem z małym kołtunem na pole. Walczyła ze śniegiem. Spacerowaliśmy niecałą godzinę, potem odniosłem ją do pokoju. Przydałoby mi się wyczyścić Noctisa. Zabrałem szczotki, i wszedłem do jego boksu. Ogier miał na mnie totalnie wywalone. Czyżby cud świąt? Bóg wie. Wyjąłem zgrzebło i zacząłem go czyścić, nawet nie skulił po sobie uszu. Po wyczyszczeniu wszystkich sklejek, wziąłem miękką szczotkę i niedbale go przeczesałem. Wyczyściłem mu kopyta i odniosłem szczotki. Usiadłem w boksie i głaskałem bułanka po jego aksamitnej sierści. Czas mijał, a Nicole pewnie wstała. Zaszedłem po Wenus, zrobiłem prowizoryczną kokardkę na jej obroży i wróciłem do siodlarni. Usiadłem na krześle i czekałem, gdy tylko usłyszałem tak dobrze znane mi kroki, stanąłem w drzwiach.
- Wesołych świąt! - powiedziałem do Colli, która obejrzała się za siebie, i popatrzyła na mnie. Podbiegła tu, wręczyłem jej psiaka, składając jej życzenia. 
- Ja.. nie wiem co powiedzieć. - szepnęła, tuląc do siebie Wenus. Popatrzyłem do góry, wcześniej nie zauważyłem jemioły, która była tuż nad nami.
- Colli. - popatrzyła na mnie ze łzami w oczach, i uśmiechem na ustach. -  Jemioła. - uśmiechnąłem się do niej szelmowsko.


Colli? ♥

sobota, 23 grudnia 2017

Od Nicole cd. Sama

***
Obudziłam się całkowicie wyspana. Było coś koło ósmej rano. Troszkę się speszyłam że nie ma Sama obok mnie, pomyślałam że wstał wcześniej. Przeszukałam wszystkie pokoje i nie było go nigdzie. Pewnie wyszedł gdzieś na chwilę. Usiadłam na łóżku i na stoliku nocnym znalazłam kartkę. Autorem był Sam, jednak jego treść trochę mnie zezłościła? Tak, ujmę to w ten sposób.
Czemu poszedł sam szukać koni? Mówił że rano poszukamy ich razem a tym czasem on po prostu po nie poszedł. Zadzwoniłam do niego z trzy razy, jednak nie odbierał. Zastanawiałam się ile czasu go nie ma. W międzyczasie postanowiłam wziąć szybki, prysznic. Może się nie pogniewa. Kiedy miałam wychodzić już z kabiny usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Szybko wyszłam z łazienki niechlujnie zarzucając na siebie ręcznik i mając nadzieję że Sam nagle nie wparuje bo wtedy totalnie bym się spaliła ze wstydu. Odebrałam telefon nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
-Sam?- spytałam z nadzieją w głosie że to on.
-Jaki Sam? Kto to jest?- usłyszałam znajomy męski głos, który tak dobrze pamiętam od osiemnastu lat.
-Tato? Po co dzwonisz, nie mam z tobą nic do omówienia
-Masz natychmiast wracać do domu! Ale już!
-Jakbyś nie wiedział niedawno skończyłam osiemnaście lat i możesz mnie łaskawie w dupę pocałować, nigdzie nie wracam!
-Nie odzywaj się tak do mnie! Wracasz i to zaraz!
-Takim gadaniem to wiesz co możesz mi zrobić? Nic!
-W takim razie jadę po ciebie! Teraz
-Nie możesz tak! Halo? Tato!- rozłączył się. Byłam już totalnie wściekła, najpierw Sam, teraz on. Dokończyłam prysznic, po czum ubrałam się i jeszcze z parę razy próbowałam się do niego dodzwonić.
***
Przestałam w końcu wydzwaniać do Sama, zrozumiałam że to nie ma zbytnio sensu. Postanowiłam przejść się na spacer, założyłam swoją skórzaną kurtkę i szare trapery w których przyszłam. Wyszłam z jego pokoju, dokładnie zamykając drzwi. Wyszłam na plac i zobaczyłam Sama który stał sobie jak niby nigdy nic z Demensem i Noctisem. Byłam szczęśliwa że nic mu nie jest i że znalazł konie ale naprawdę nie mógł oddzwonić? Ani chociaż jakoś powiadomić że już jest?
Podeszłam do Sama śpiesznym krokiem.
-Sam!- krzyknęłam- Martwiłam się!
-Ty w ogóle masz pojęcie ile do ciebie wydzwaniałam?! Mogłeś łaskawie oddzwonić!- wydarłam się na niego, miejąc po prostu resztę świata w dupie.
-Przepraszam, po prostu się martwiłam...- mruknęłam gdy trochę się uspokoiłam.
-Nie szkodzi, miałaś prawo- uśmiechnął się lekko Sam. Odwzajemniłam go po czym wzięłam swojego konia i odprowadziliśmy konie do stajni.
Chwilę zostałam w boksie Demensa. Chciałam się z nim "porozumieć". Kiedyś robił tak mój brat.
-Byłeś kiedyś taki spokojny... Co się stało?- spytałam, w odpowiedzi koń zniżył łeb i podszedł bliżej mnie. Pogłaskałam go po chrapach.
-Nie zmieniaj się... Takim cię kocham- pocałowałam konia w chrapy, po czym wyszłam z jego boksu. Sam stał patrząc na mnie bez słowa. Wyszliśmy ze stajni jakby nie mając za bardzo co robić. Oparliśmy się o płot.
-Jutro święta- zagadał Sam. Kompletnie o nich zapomniałam!
-Cholera...- burknęłam.
-Hm?
-Kompletnie zapomniałam, nie kupiłam nic. Nawet prezentów. Ale i tak nie mam komu dać, zresztą pewnie nic bym nie dostała- westchnęłam.



Sam? Wybacz końcówkę Demo zjadł mi wenę xDD

od Viktorii cd. Ricka

Modliłam się, by chłopak odratował sytuację. Miałam ochotę zjechać ją z góry do dołu, ale zaciskałam zęby, słuchając jej głupich przechwałek.
- Tak? I pewnie przegrałaś, bo z tego co słyszałem twój koń jest mega głupi. - wtrącił się chłopak. Odetchnęłam z ulgą. Dziewczyna wprost się zaczerwieniła.
- Nie nazywaj mojego konia głupim, ma wręcz idealne geny! Zresztą nie wydaje mi się, żeby ktoś wygrał z Caviar. - wyszczerzyła białe zęby w uśmiechu. Tu akurat się myliła, nie raz udało mi się zdobyć lepszy czas od niej. Nawet Aleu potrafiła lepiej. Wstrzymałam wybuch śmiechu, i wróciłam do oglądania konwersacji tamtej dwójki.
- Chyba jednak nie jest taki super ten twój kawior. - roześmiał się Rick. Też zaczęłam się śmiać, imię ogiera naprawdę kojarzyło się z kawiorem.
- Caviar debilu! - spaliłam dziewczynę wzrokiem, i usypałam kupkę popiołu. Ta szmata nie ma prawa nazywać Ricka debilem. - To bardzo szlachecki imię. - Rick wciągnął powietrze, szykując jakąś ripostę. Bojąc się, że wyniknie z tego większa kłótnia niż jest, wtrąciłam się.
- Debilem mogę nazywać go tylko ja, więc go nie obrażaj. - fuknęłam. Chłopak przewrócił oczami, chociaż delikatnie się uśmiechał.
- Bo co? - Natalia poprawiła włosy, spoglądając na nas. Bo twój krzywy ryj zostanie wsmarowany w moją maskę. Pomyślałam, ale powstrzymałam się przed powiedzeniem tego na głos. Milczałam przez chwilę, paląc ją wzrokiem. Zobaczymy się na zawodach, i zobaczymy kto jest lepszy.
- Mam swoje sposoby. - powiedziałam tajemniczym tonem, stając na palcach. Auta powoli ruszały. Pożegnaliśmy się z Natalią i wsiedliśmy do auta. Z radością oparłam się  o siedzenie i docisnęłam pedał gazu. Dochodziła 17, czyli staliśmy dobre dwie godziny. Bogu dzięki że ruszyliśmy, na sąsiednim pasie jechał ojciec Natalii, wraz ze swoją córką. Zaklęłam cicho i zwolniłam, gdy facet zaczął wyprzedzać. To raczej niepoważne, ale nie ja kieruję tamtym autem. Wróciliśmy do akademii, obładowani zakupami. Rosalie otworzyła nam drzwi i zabrała pizze.
- Dłużej się nie dało? - roześmiała się, odbierając pudełka z włoskim przysmakiem. Odłożyliśmy resztę zakupów na podłogę i zasiedliśmy do jedzenia. Zjadłam trzy kawałki i zrobiłam sobie przerwę, wstałam od stołu i nalałam nam wszystkim po fancie. Wypiłam szybko napój i czekałam aż oni skończą. Po skończonym posiłku, wróciliśmy do dekorowania pierników. Ros zrobiła lukier, a my z Rickiem bawiliśmy się pisakami do ozdabiania. Znalazłam gdzieś w reklamówce posypki, więc kilkanaście pierników zostało obsypane wszystkim co możliwe. Rzuciłam chłopakowi paczuszkę  z posypkami i dwa pisaki lukrowe. Czas mijał, a my dalej bawiliśmy się piernikami. Koło pierwszej, wszyscy padaliśmy na twarz, ale naszło nas na zrobienie uli. Mieliśmy potrzebne składniki, więc wzięliśmy się do roboty. Foremki znalazły się w moim pokoju, było ich nieco ponad dwadzieścia, pożyczyliśmy kilkanaście z kuchni. Kucharki niechętnie nam je dały, i kazały obiecać że oddamy je zaraz po zrobieniu uli. Zrobiliśmy masę i zaczęliśmy męczyć się z ciastkami. Kolejne dwie godziny lepiliśmy ule. Potem wypełniliśmy je nadzieniem i zamknęliśmy spody andrutami. Ros zasnęła jako pierwsza, z Rickiem jeszcze siedzieliśmy i tłumiliśmy głupawkę. Zagryzałam zęby, by nie zacząć się histerycznie śmiać, zwłaszcza po kilku tekstach Ricka. Położyłam się na prowizorycznym łóżku, szczerząc się radośnie.
- A nie za wesoło Ci? - roześmiał się Rick, wskazując na Rosalie, która wierciła się na łóżku. Momentalnie ucichłam.


Riszu? ;3

piątek, 22 grudnia 2017

Od Ricka cd. Viktorii

Uśmiechnęła się szatańsko, przyglądając się mil Stanąłem i podniósłem brwi. Viktoria poszła po kilka bluzek, zdziwiłem się że męskich. Wrzuciła mi je na ręce i kazała się ubrać. Nawet ich nie przeglądałem.
- VIKTORIA! ZABIJE CIĘ! - krzyknąłem i mimo wściekłości dusiłem się ze śmiechu. Odsłoniłem zasłonę i zmierzyłem ją wzrokiem. - Serio? "Moje słoneczko"? - obrzuciłem ją wściekłym spojrzeniem. Wzruszyła tylko ramionami, wyszliśmy z tego sklepu nie kupując niczego.  Pociągnęła mnie za rękaw i zaciągnęła do pobliskiej cukierni, wskazała na ciasto marchewkowe. Roześmiałem się, ale zgodziłem. Viktoria kupiła dwa duże kawałki i podała mi jeden na talerzyku. Usiedliśmy przy stoliku i śmiejąc się jak przygłupy, zjedliśmy wypiek. Poszliśmy do wielkiego sklepu, niebo dla pranksterów gdzie kupiliśmy "trochę" rzeczy. A tak serio to nie "trochę" tylko w chuj dużo, bo z kobietami inaczej się nie da. W międzyczasie zdołałem kupić ogromnego pluszaka pod pretekstem : prezent dla Ros. W rzeczywistości był dla Viktorii i miałem zamiar jej go dać w dniu świąt. Potem poszliśmy po pizzę i oczywiście zamiast kupić jedną, poszło więcej.
Wróciliśmy do auta i wrzuciliśmy wszystko na tylne siedzenie. Viktoria siadła na miejsce kierowcy i zaczekała aż zapnę pasy. Zrobiłem to, chodź z niechęcią. Dziewczyna włączyła radio i wyjechała z parkingu. Okazało się że poczekamy z parę godzin bo jakiś gościu wjechał pod tira, z tego co mówili inni kierowcy. Wiele osób wysiadało i czekało, opóźnienia miały trwać nawet godzinę. Viktoria także wysiadła z auta więc ja także. Starszy mężczyzna, zapewne już po czterdziestce, zagaił rozmowę. Niechętnie odpowiadałem na jakiekolwiek pytania, nie miałem za bardzo na to ochoty.
- Jeździcie konno? - zapytał. Odparliśmy twierdząco. Na twarzy mężczyzny zawitał uśmiech. - Ja też, moi drodzy. Właśnie wracam z córką z kilkudniowych zawodów. - powiedział z dumą. Jak na złość, zza przyczepy wyszła szczupła brunetka, z idealnie spiętymi włosami, makijażem któremu zazdrościłaby każda modnisia i telefonem w ręku.
- Natalia, poznaj proszę Viktorię i Ricka. - przedstawił nas. Dziewczyna zerknęła na naszą dwójkę z ignorancją. Nie miałem zamiaru rozmawiać z takim plastikiem więc rzuciłem wycofujące spojrzenie na Viktorię.
- Na kim startowałaś? - zapytała. Natalia popatrzyła na nas z ignorancją.
- Caviar. - burknęła. - Trzy razy pierwsze miejsce w kategorii juniorów. - wyprostowała się, jakby czekała na oklaski.
- Gratuluję wygranej. - powiedziała Viktoria, już chłodniej. Przechwalała się, po kim to jej Caviar i inne konie nie są! Jakie drogie konie jej ojciec jej kupuje, a  ciuchy tylko markowe, najlepiej sprowadzane.  Przewracałem oczami i spoglądałem na mnie Viktorię morderczo. Dziewczyna zruciła mi przepraszające spojrzenie.
- A ty, startujesz coś? - zapytała, brunetka.
- Tak. Skoki i ujeżdżenie. North Wish, częściej przedstawiam ją jako Życzenie Północy. - powiedziała Viktoria specjalnie rozwijając swoją wypowiedź. Źrenice Natalii się rozszerzyły.
- Przecież ja z tobą konkurowałam! - wykrzyknęła. Torii spojrzała na mnie błagalnie.
-Tak? I pewnie przegrałaś bo z tego co słyszałem twój koń jest mega głupi- wtrąciłem się mając już w chuj dość tej dziewczynki.
-Nie nazywaj mojego konia głupim, ma wręcz idealne geny! Zresztą nie wydaje mi się, żeby ktoś wygrał z Caviar- wyszczerzyła się.
-Chyba jednak nie jest taki super ten twój kawior- zaśmiałem się.
-Caviar debilu! To bardzo szlacheckie imię- oburzyła się. Modliłem się żeby właśnie spadł na nią meteoryt.
-Debilem to mogę go nazywać tylko ja, więc go nie obrażaj- wtrąciła się Torii. Miło że jestem debilem ale nie musi mnie od razu tak otwarcie nazywać. Westchnąłem wywracając oczami.
-Bo co?- Natalia poprawiła włosy spoglądając na nas morderczo.



Viktoria? Tak, napracowałam się w chuj C: *wcale że nie*

Uwaga!

Pościk informacyjny!

Event ukaże się na dniach, jako iż chyba każdego dopadły przygotowania do świąt, czasu za bardzo nie ma. Do usłyszenia!

Pozdrawiam i przepraszam za kłopoty.
Administratorka

środa, 20 grudnia 2017

od Sama cd. Nicole

Nicole jeszcze przez kilka minut wtulała się we mnie z płaczem.
- Może chcesz coś obejrzeć? - zasugerowałem, delikatnie luzując uścisk. Nicole pokiwała głową i odsunęła się ode mnie. Położyła się na łóżku, skierowałem się do kuchni, przegrzebując szafki w poszukiwaniu pianek, żelków i kakao. Słodycze nasypałem do miski, w międzyczasie gotując napój dla Nicole. Szloch dziewczyny ucichł, poczułem jakąś ulgę, wiedząc że dziewczyna nie płacze. Po zrobieniu gorącego picia, wziąłem kubek i miskę, podałem napój dziewczynie i położyłem miskę na kołdrę. Podziękowała cicho i zaczęła pić. Bałem się, że zrobiłem je za ciepłe, ale najwidoczniej temperatura jej odpowiadała. Odpaliłem laptopa i włączyłem film.
- Zostań, jeśli kochasz. - powiedziałem, uprzedzając pytanie dziewczyny. Zorientowałem się, jak śmiesznie to zabrzmiało. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę i zostawiając jakiś dystans między nami. Colli po niecałych dwudziestu minutach filmu odłożyła kubek i przysunęła się do mnie, wtulając się. Nie zaprotestowałem, zdziwiło mnie zachowanie dziewczyny. Wciąż oglądaliśmy film w ciszy, zajadając się piankami i żelkami. Po kolejnych nastu minutach oddech dziewczyny zaczął się wyrównywać, z płytkiego i urywanego stał się  głęboki i rytmiczny. Położyłem dłoń na włosach dziewczyny i zacząłem delikatnie głaskać ją po głowie. Cynamonowy zapach jej szatynowych włosów nie był już tak mocny jak wcześniej, ale wciąż był. Skończyłem oglądać film samemu i zamknąłem laptopa.  Starając się nie obudzić dziewczyny, wyszedłem spod "pułapki" i przykryłem ją kołdrą, głaszcząc delikatnie. Policzki miała zaczerwienione. Rozłożyłem sobie posłanie na kanapie i poszedłem spać. Przynajmniej teoretycznie. W praktyce rozkminiałem jak znaleźć Noctisa i Demensa. W nocy łatwiej będzie mi pójść samemu, z resztą chyba nie zaszkodzi mi nocny spacer. Wyszedłem spod koca i ubrałem się szybko, zarzuciłem jakąś bluzę. Wychodząc spojrzałem na Colli, która spała tak spokojnie. Wyrwałem kartkę z zeszytu i napisałem jej szybkie usprawiedliwienie mojej nieobecności. Wahałem się nad serduszkiem przy "Sam", ale sobie darowałem. Z przyzwyczajenia chciałem zapalić światło, ale szybko ogarnąłem że obudzę dziewczynę. Włożyłem telefon do kieszeni, kilka marchewek i latarkę. Wyszedłem z budynku, kierując się na ścieżkę, którą uciekały konie. Wróciłem się do stajni po dwa uwiązy. Raczej niczego nie zapomniałem. Włączyłem latarkę i podążyłem za śladami zniszczeń. Po kolejnej godzinie  bezcelowego chodzenia zacząłem tracić nadzieję, że uda mi się ich znaleźć. Z tego co mówiła mi dyrektorka, jak nadłożę drogi o dodatkowe 20 minut, powinienem dotrzeć do ośrodka jeździeckiego. Jeżeli dopisze mi szczęście, znajdą się zguby. Zauważyłem dosyć duszy szyld, zaraz po nim znak z napisem Rustic Wood Stable. Zapewne to o to chodziło, poświeciłem latarką na tablicę i sprawdziłem jeszcze godzinę w telefonie. 2.15, nie jest źle. Zszedłem ścieżką na dół, licząc że jednak ktoś tu jeszcze nie będzie spał. Może będą zbierali jakieś konie z pastwisk, albo cokolwiek? Otworzyłem furtkę i z ulgą zauważyłem że pali się światło w budynku. Zapukałem ostrożnie do drzwi, gasząc światło. Otworzyła mi kobieta, nieco po trzydziestce, ściskająca się za ramię, na którym miała zimny okład.
- Coś się dzieje...? - zapytała, rozglądając się na boki. Pokręciłem głową.
 - Nie, mam inną sprawę. - zachęciła mnie gestem do dalszego ciągnięcia tematu. - Zwiały mi dwa konie, skierowano mnie tutaj, może się znalazły? - zapytałem z nadzieją. Kobieta zaczęła się zastanawiać.
- Wejdź proszę i daj mi dziesięć minut. - zgodnie z jej prośbą wszedłem do domu, nie zdejmując butów. Czułem się nieco skrępowany, ale kobiecie do nie przeszkadzało. - Nie mam czym Cię poczęstować, przepraszam. - powiedziała przepraszającym tonem i dodała coś o tym że idzie się ubrać. Czekałem krótką chwilę, usłyszałem jak schodzi po schodach. Ubrała się w bryczesy i założyła bluzę z logiem Rustic Wood Stable. Na górę zarzuciła jeszcze granatowy bezrękawnik. Założyła oficerki i przywołała mnie gestem. Wstałem z krzesła i poszedłem za kobietą. Zaprowadziła mnie do stajni, pokazując dwa ostatnie boksy.
- To te dwa dzikusy? - wskazała dłonią na znane mi pyski. - Ten bułanek to niezły diabeł. - skuliłem się w duchu, nieco speszony że Noctis wyrządził krzywdę kobiecie. - Proszę, możesz wejść do nich jak potrzebujesz. - z  uśmiechem przystałem na jej propozycję, otworzyłem boks Noctisa, który skulił uszy i kłapnął zębami, wściekle mierząc mnie wzrokiem. Zignorowałem go i pogłaskałem, wyprostował uszy i znalazł smakołyki w mojej kieszeni. Przytuliłem go. Był cały urżnięty błotem i śniegiem. Na jego karku były ślady zębów. Demensowi dałem marchewkę, nie pieszcząc go zbytnio. Kobieta zaśmiała się, widząc jak Noctis strzela focha o brak smaczków.

- Daleko masz do domu?
- Akademii. - poprawiłem,  głaszcząc po chrapach siwka.
- Nie puszczę Cię samego w taki mróz. Dalej nie wiem jak tyś tu dotarł bez zamarznięcia. - powiedziała oskarżycielsko, spoglądając na moją bluzę. Wzruszyłem ramionami. - Zanocujesz w przyczepie, odwiozę Cię z rana, konie też weźmiemy. - niechętnie się zgodziłem i podążyłem za nią, do dyspozycji miałem całkiem przytulną przyczepę. Zamknęła za sobą drzwi. Otuliłem się kocem i zasnąłem, nie trudząc się by zdjąć buty.
Obudziłem się nieco po dziesiątej. Sprawdziłem telefon, czy aby nikt nie dzwonił. Przeraziłem się, gdy zobaczyłem ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń od Colli i kilkanaście sms'ów. Pościeliłem łóżko i wyszedłem do stajni, gdzie czekała na mnie już kobieta.
- Z tym siwkiem sobie poradziłam, gorzej z bułanym. - obrzuciła Noctisa karcącym spojrzeniem.
- Przepraszam za niego, już idę. - powiedziałem przepraszająco i wyprowadziłem go z boksu. Wprowadziliśmy konie do przyczepy. Usiadłem na miejscu pasażera i grzecznie czekałem aż kobieta odpali i wyjedzie ze stajni.
- To gdzie jedziemy?
- Do Dressage Academy. - podałem jej od razu dokładniejszy adres. Pokiwała głową i wyjechała na drogę. Cała trasa zajęła nam niecałe piętnaście minut. Podziękowałem kobiecie za podwózkę, wyprowadziłem oba konie z przyczepy i pożegnałem się z instruktorką. Odprowadziłem jej auto wzrokiem i odetchnąłem z ulgą. Stałem dobrą chwilę na placu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Usłyszałem przyspieszone kroki, zapewne należące do jakiejś dziewczyny. Gdy przedstawicielka płci przeciwnej była blisko, zauważyłem że to Nicole. Poczułem jakąś niewiarygodną ulgę.
- Sam! - krzyknęła i podbiegła do mnie. Czekałem czy mnie przytuli czy przyjebie z liścia. Albo to i to. - Martwiłam się!

Colli? :> Samiszcze is bak łif horzyz <3