Strony

środa, 20 grudnia 2017

od Sama cd. Nicole

Nicole jeszcze przez kilka minut wtulała się we mnie z płaczem.
- Może chcesz coś obejrzeć? - zasugerowałem, delikatnie luzując uścisk. Nicole pokiwała głową i odsunęła się ode mnie. Położyła się na łóżku, skierowałem się do kuchni, przegrzebując szafki w poszukiwaniu pianek, żelków i kakao. Słodycze nasypałem do miski, w międzyczasie gotując napój dla Nicole. Szloch dziewczyny ucichł, poczułem jakąś ulgę, wiedząc że dziewczyna nie płacze. Po zrobieniu gorącego picia, wziąłem kubek i miskę, podałem napój dziewczynie i położyłem miskę na kołdrę. Podziękowała cicho i zaczęła pić. Bałem się, że zrobiłem je za ciepłe, ale najwidoczniej temperatura jej odpowiadała. Odpaliłem laptopa i włączyłem film.
- Zostań, jeśli kochasz. - powiedziałem, uprzedzając pytanie dziewczyny. Zorientowałem się, jak śmiesznie to zabrzmiało. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę i zostawiając jakiś dystans między nami. Colli po niecałych dwudziestu minutach filmu odłożyła kubek i przysunęła się do mnie, wtulając się. Nie zaprotestowałem, zdziwiło mnie zachowanie dziewczyny. Wciąż oglądaliśmy film w ciszy, zajadając się piankami i żelkami. Po kolejnych nastu minutach oddech dziewczyny zaczął się wyrównywać, z płytkiego i urywanego stał się  głęboki i rytmiczny. Położyłem dłoń na włosach dziewczyny i zacząłem delikatnie głaskać ją po głowie. Cynamonowy zapach jej szatynowych włosów nie był już tak mocny jak wcześniej, ale wciąż był. Skończyłem oglądać film samemu i zamknąłem laptopa.  Starając się nie obudzić dziewczyny, wyszedłem spod "pułapki" i przykryłem ją kołdrą, głaszcząc delikatnie. Policzki miała zaczerwienione. Rozłożyłem sobie posłanie na kanapie i poszedłem spać. Przynajmniej teoretycznie. W praktyce rozkminiałem jak znaleźć Noctisa i Demensa. W nocy łatwiej będzie mi pójść samemu, z resztą chyba nie zaszkodzi mi nocny spacer. Wyszedłem spod koca i ubrałem się szybko, zarzuciłem jakąś bluzę. Wychodząc spojrzałem na Colli, która spała tak spokojnie. Wyrwałem kartkę z zeszytu i napisałem jej szybkie usprawiedliwienie mojej nieobecności. Wahałem się nad serduszkiem przy "Sam", ale sobie darowałem. Z przyzwyczajenia chciałem zapalić światło, ale szybko ogarnąłem że obudzę dziewczynę. Włożyłem telefon do kieszeni, kilka marchewek i latarkę. Wyszedłem z budynku, kierując się na ścieżkę, którą uciekały konie. Wróciłem się do stajni po dwa uwiązy. Raczej niczego nie zapomniałem. Włączyłem latarkę i podążyłem za śladami zniszczeń. Po kolejnej godzinie  bezcelowego chodzenia zacząłem tracić nadzieję, że uda mi się ich znaleźć. Z tego co mówiła mi dyrektorka, jak nadłożę drogi o dodatkowe 20 minut, powinienem dotrzeć do ośrodka jeździeckiego. Jeżeli dopisze mi szczęście, znajdą się zguby. Zauważyłem dosyć duszy szyld, zaraz po nim znak z napisem Rustic Wood Stable. Zapewne to o to chodziło, poświeciłem latarką na tablicę i sprawdziłem jeszcze godzinę w telefonie. 2.15, nie jest źle. Zszedłem ścieżką na dół, licząc że jednak ktoś tu jeszcze nie będzie spał. Może będą zbierali jakieś konie z pastwisk, albo cokolwiek? Otworzyłem furtkę i z ulgą zauważyłem że pali się światło w budynku. Zapukałem ostrożnie do drzwi, gasząc światło. Otworzyła mi kobieta, nieco po trzydziestce, ściskająca się za ramię, na którym miała zimny okład.
- Coś się dzieje...? - zapytała, rozglądając się na boki. Pokręciłem głową.
 - Nie, mam inną sprawę. - zachęciła mnie gestem do dalszego ciągnięcia tematu. - Zwiały mi dwa konie, skierowano mnie tutaj, może się znalazły? - zapytałem z nadzieją. Kobieta zaczęła się zastanawiać.
- Wejdź proszę i daj mi dziesięć minut. - zgodnie z jej prośbą wszedłem do domu, nie zdejmując butów. Czułem się nieco skrępowany, ale kobiecie do nie przeszkadzało. - Nie mam czym Cię poczęstować, przepraszam. - powiedziała przepraszającym tonem i dodała coś o tym że idzie się ubrać. Czekałem krótką chwilę, usłyszałem jak schodzi po schodach. Ubrała się w bryczesy i założyła bluzę z logiem Rustic Wood Stable. Na górę zarzuciła jeszcze granatowy bezrękawnik. Założyła oficerki i przywołała mnie gestem. Wstałem z krzesła i poszedłem za kobietą. Zaprowadziła mnie do stajni, pokazując dwa ostatnie boksy.
- To te dwa dzikusy? - wskazała dłonią na znane mi pyski. - Ten bułanek to niezły diabeł. - skuliłem się w duchu, nieco speszony że Noctis wyrządził krzywdę kobiecie. - Proszę, możesz wejść do nich jak potrzebujesz. - z  uśmiechem przystałem na jej propozycję, otworzyłem boks Noctisa, który skulił uszy i kłapnął zębami, wściekle mierząc mnie wzrokiem. Zignorowałem go i pogłaskałem, wyprostował uszy i znalazł smakołyki w mojej kieszeni. Przytuliłem go. Był cały urżnięty błotem i śniegiem. Na jego karku były ślady zębów. Demensowi dałem marchewkę, nie pieszcząc go zbytnio. Kobieta zaśmiała się, widząc jak Noctis strzela focha o brak smaczków.

- Daleko masz do domu?
- Akademii. - poprawiłem,  głaszcząc po chrapach siwka.
- Nie puszczę Cię samego w taki mróz. Dalej nie wiem jak tyś tu dotarł bez zamarznięcia. - powiedziała oskarżycielsko, spoglądając na moją bluzę. Wzruszyłem ramionami. - Zanocujesz w przyczepie, odwiozę Cię z rana, konie też weźmiemy. - niechętnie się zgodziłem i podążyłem za nią, do dyspozycji miałem całkiem przytulną przyczepę. Zamknęła za sobą drzwi. Otuliłem się kocem i zasnąłem, nie trudząc się by zdjąć buty.
Obudziłem się nieco po dziesiątej. Sprawdziłem telefon, czy aby nikt nie dzwonił. Przeraziłem się, gdy zobaczyłem ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń od Colli i kilkanaście sms'ów. Pościeliłem łóżko i wyszedłem do stajni, gdzie czekała na mnie już kobieta.
- Z tym siwkiem sobie poradziłam, gorzej z bułanym. - obrzuciła Noctisa karcącym spojrzeniem.
- Przepraszam za niego, już idę. - powiedziałem przepraszająco i wyprowadziłem go z boksu. Wprowadziliśmy konie do przyczepy. Usiadłem na miejscu pasażera i grzecznie czekałem aż kobieta odpali i wyjedzie ze stajni.
- To gdzie jedziemy?
- Do Dressage Academy. - podałem jej od razu dokładniejszy adres. Pokiwała głową i wyjechała na drogę. Cała trasa zajęła nam niecałe piętnaście minut. Podziękowałem kobiecie za podwózkę, wyprowadziłem oba konie z przyczepy i pożegnałem się z instruktorką. Odprowadziłem jej auto wzrokiem i odetchnąłem z ulgą. Stałem dobrą chwilę na placu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Usłyszałem przyspieszone kroki, zapewne należące do jakiejś dziewczyny. Gdy przedstawicielka płci przeciwnej była blisko, zauważyłem że to Nicole. Poczułem jakąś niewiarygodną ulgę.
- Sam! - krzyknęła i podbiegła do mnie. Czekałem czy mnie przytuli czy przyjebie z liścia. Albo to i to. - Martwiłam się!

Colli? :> Samiszcze is bak łif horzyz <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.