-Że ja? Z tobą? Nie, nie, nie, nie, nie... Nigdzie nie idę... Z tobą...-
powiedziała szybko i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Aha, no spoko, co zrobiłem źle?
-Powiedziałem coś nie tak?-zapytałem głośno, aby usłyszała mnie przez zamknięte drzwi.
-Idź sobie!-krzyknęła Rosalie.
No dobra, nie będę przecież stał pod zamkniętymi drzwiami. Ale o co jej chodzi? Tylko zapytałem. Pokręciłem głową i udałem się do stajni. Wszedłem do boksu Comodo i westchnąłem, po czym pogłaskałem wałacha po umięśnionej, mocnej szyi. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, to znaczy nie oczekiwałem, że od razu się zgodzi, ale tyle razy "nie"? Postanowiłem przemyśleć sprawę i przy okazji wyczyścić Comodo. Wyprowadziłem go z boksu i okrężnymi ruchami czyściłem jego lśniącą sierść. Zacząłem z nim rozmawiać, dzieląc się z czterokopytnym moimi przemyśleniami dotyczącymi właściwie wszystkiego. Na temat Akademii, ludzi, którzy tutaj byli... no i nie oszukujmy się, mówiłem mu też o Rosalie. Taki monolog zawsze uspokajał mnie, a przy tym wiedziałem, że Com naprawdę mnie słucha, on też lubił, jak do niego mówiłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wiedziałem już, co zrobić. Wprowadziłem kasztana do boksu i poszedłem do pokoi, a dokładnie do drzwi Rosalie.
Zapukałem, nie czekając na odpowiedź otworzyłem drzwi.
-Wiesz, wystarczyłoby jedno nie...-powiedziałem, unosząc lekko brwi.
-Ja wiem, przepraszam, ale nikt mnie nigdy, nigdzie nie zaprosił.
Naprawdę nie chciałam cię urazić. Nie umiem także tańczyć... Bardzo cię
przepraszam...- Ros trochę plątała się w tłumaczeniu, ale rozumiałem ją. Miała prawo być zwyczajnie zaskoczona propozycją.
-Za godzinę na hali. Załóż sukienkę.-gdy wychodziłem z pokoju, zostawiając tam pewnie nieźle zdziwioną dziewczynę, uśmiechnąłem się lekko.
Poszedłem do mojego pokoju, aby się przebrać. Przecież w bryczesach i T-shircie nie będę uczył jej tańczyć. Założyłem jakieś elegantsze spodnie i bluzkę, po czym zamknąłem drzwi. Szedłem w kierunku boksu Comodo. Wziąłem lonżę i minąwszy Jason'a wszedłem do stajni. Od razu skierowałem się do mojego kompana, szybko wyprowadziłem go i ruszyliśmy w stronę hali. Otworzyłem ostrożnie drzwi, nie zapominając o krzyknięciu "Uwaga!", co okazało się być zbędne-kryta ujeżdżalnia była pusta. Rozwinąłem lonżę, a Comodo od razu wszedł na koło, zarzucając trochę głową. Uspokoiłem go i po kilku minutach stępa pospieszyłem wałacha do kłusa. Posłusznie przyspieszył, unosząc wysoko nogi. Zaśmiałem się cicho i zmieniłem kierunek, wyciągnąłem więcej lonży. Kazałem koniowi zwolnić, a następnie przyspieszyć, wciąż jednak pozostając w kłusie. Po kilkunastu minutach zatrzymałem go, a później podszedłem do niego i odpiąłem lonżę. Stał spokojnie, patrząc na mnie. Wyciągnąłem rękę, a następnie pomachałem nią, dając mu tym samym znak "możesz iść". Nie musiałem długo czekać, a kasztan zakłusował, a następnie zagalopował, wybiegając na ścianę. Zarzucał łbem i przyspieszał, co jakiś czas zatrzymując się. Zaśmiałem się cicho, spojrzałem na zegarek. Rosalie będzie za 15 minut, Comodo zdąży się wybiegać. Wałach wciąż ganiał na ścianie, a ja przyglądałem mu się, układając w głowie plan. W końcu oldenburg zwolnił do stępa i teraz chodził sobie, robiąc jak największe koła.
Drzwi hali otworzyły się, chwilę później stała obok mnie Rosalie. spojrzałem na nią-wyglądała pięknie w jasnej, sukience.
-Ładnie wyglądasz.-uśmiechnąłem się, a ta pokiwała nieśmiało głową w geście podziękowania.
-Co będziemy robić?-zapytała, patrząc na Comodo.-I czemu twój koń tu jest? To znaczy nie mam nic przeciwko...-dodała szybko, jakby obawiając się mojej reakcji.
-Będziemy tańczyć, a on tu jest przy okazji. Nie martw się, już wszystko ci tłumaczę.-powiedziałem ciepło.-Ale muszę złapać cię za rękę, nie masz nic przeciwko?
-Nie, raczej nie, jakby co ugryzę.-roześmiała się Rosalie.
Chwyciłem drobną dłoń dziewczyny, a drugą ręką dałem znak Comodo, że ma poruszać się na ścianie, nie wjeżdżając do środka.
-Więc tak... przód, przód, przód, prawa, obrót, przód, przód, przód, prawo. Potem już z górki,-uśmiechnąłem się nie chcąc spłoszyć dziewczyny, która pokiwała głową.
Zrobiłem krok do przodu, potem zgodnie z planem. W czasie obrotu Rosalie nadepnęła mi na stopę i cofnęła szybko rękę.
-Mówiłam, nie umiem tańczyć...-odwróciła wzrok.
-Hej, dobrze ci idzie, nie poddajemy się, tak?-spojrzałem w jej niepewne oczy, a ona skinęła lekko głową. Uśmiechnąłem się i chwyciłem jej dłoń, po czym tańczyliśmy dalej. Za którymś razem wyszło prawie idealnie.
-No widzisz? Super nam idzie!-roześmiałem się rozpromieniony.-A teraz włączę muzykę i tańczymy bez planu, lecimy na spontanie.-uśmiechnąłem się, czekając na odpowiedź.
-............................
>Ros? Przepraszam, że tak długo czekałaś :c <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.