(Przepraszam, ale nie miałam weny na to :c)
- To, która jest lepsza? - spytał bezradnie. Westchnąłem ponownie i rozejrzałem się po półkach.
- Z kawą to trochę jak z ludźmi. Im ładniejsze opakowanie, tym gorsze i ohydniejsze wnętrze. - uśmiechnąłem się lekko, wzrokiem szukając znajomego mi pudełka. Z daleka można je wypatrzeć, bo jest tak nudne i szare, że raczej nikt by na nie nie spojrzał.
- Proszę! Oto i cud tego świata w najpiękniejszej postaci! - wyszczerzyłem się do Miśka trzymając w dłoniach szaro brązowe pudełko.
- Jesteś pewny? Znaczy, nie że ci nie ufam, ale jest dość smutne opakowanie.- skrzywił się lekko.
- Misieeeek. - jęknąłem na to, że śmiał podważyć moją decyzję.
- Pamiętaj, liczy się wnętrze! - klasnąłem w dłonie, po czym wrzuciłem opakowanie do koszyka.
Dłuższy czas zajęło nam zrobienie reszty zakupów, po wszystkim poszliśmy do kasy i szybko wyszliśmy ze sklepu obładowani siatkami jakbyśmy jechali na jakiś obóz przetrwania albo gorzej. Nie wspominałem już w ogóle o kasjerce i ludziach w sklepie, którzy dziwnie patrzyli się na prawie 20-letniego faceta z plasterkiem z Kubusiem Puchatkiem na twarzy.
Sprawnie dotarliśmy do domu Beara i zaczęliśmy rozpakowywać rzeczy. Chłopakowi zostawiłem większość rozpakowywania, bo sam zająłem się rozglądaniem po kuchni. Nie był to luksus, ale zawsze coś. Właściwie to bardziej przytulnie niż u mnie. Podwinąłem rękawy bluzy, którą dostałem od Beara, trochę przy małej, ale mi to nie przeszkadzało.
- To, co gotujemy? - klasnąłem delikatnie w dłonie, lekko podekscytowany.
- Gotujemy? - zapytał Bear jakby nie słyszał mojego pytania.
- No gotujemy! Chyba nie myślałeś, że będę się gapił jak idiota? - parsknąłem śmiechem.
- Em... Nie no, nie myślałem... Po prostu... - zaczął lekko się plątać w słowach. Podszedłem do niego i delikatnie zakryłem dłonią jego usta.
- Misiek, wyluzuj. Przy mnie możesz czuć się swobodnie. - uciszyłem go, ze szczerym uśmiechem. Po chwili zabrałem rękę, w końcu doszło do mnie, że jest to dość niezręczna sytuacja.
Miałem przerażające wrażenie, że się rumienie, miałem jednak nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia. Przecież ja nigdy w życiu się nie rumieniłem...
Swoją drogą naprawdę nie chciałem by chłopak czuł się jakkolwiek przy mnie skrępowany. Mimo wszystko miałem wrażenie, że z każdą chwilą czuje się on coraz bardziej swobodnie w moim towarzystwie.
Dalej bałem się, że moje policzki pokryły się czerwienią. Dawało wręcz to uczucie pieczenia albo i nawet palenia? A może to po prostu przez to, że wróciłem z zimna? Sam już nie wiem.
Staliśmy już dłuższą chwilę w niezręcznej ciszy, pierwszy raz w życiu chyba nie wiedziałem co zrobić. Czy to naprawdę tak wygląda bycie zawstydzonym?
- Możemy zrobić jajecznicę. - uśmiechnął się Bear, za co w duszy mu podziękowałem, bo miałem wrażenie, iż moim ciałem za targnął paraliż.
- Em, spoko. - wzruszyłem ramionami lekko zakłopotany. Nie Ri, wcale nie wyszło to cholernie niezręczenie. Może powinienem przeprosić to poczuje się lepiej? Albo po prostu to zostawić?
- Jajka włożyłem do lodówki, mógłbyś? - z pułapki rozmyślań wyciągnął mnie Bear, szybko utwierdzając mnie w decyzji, aby czym prędzej zostawić to za sobą. Nie odpowiedziałem już nic, za bardzo bałem się, że znowu coś palnę.
Cholera jasna, co się ze mną dzieje?!
***
- O mój boże, jestem kurewsko głodny, szybciej! - wydarłem się wściekły w stronę przeklętej patelni, która dla mnie podgrzewała się za długo.
- Cierpliwości Rick. - zaśmiał się Bear.
- No to niech się to pośpieszy! - westchnąłem.
- Właściwie to już chyba gotowe. - uśmiechnął się chłopak, zerkając w stronę patelni. Rozanielony chwyciłem za patelnię, co było błędem.
- Chwila! Rękawiczki! - krzyknął Misiek, jednak za późno.
- Gorące! Kurwa! - zacząłem wyklinać narzędzie tortur szybko przenosząc jedzenie z patelni na talerze. Mało nie rozwaliłem zlewu gdy wrzucałem rozgrzaną patelnie.
- Kurwa jego mać! - warknąłem trzymając się za piękące miejsce.
- Mówiłem ci cierpliwości. - zaśmiał się Bear, sięgając do zamrażarki jak zgaduję po kostkę lodu.
- Obudziłem się wcześniej od ciebie co znaczy też że dłużej jestem głodny, powinieneś mi współczuć, a nie jeszcze mi dowalać. - mruknąłem.
- Nic ci nie będzie. - uśmiechnął się po czym podał mi kostkę lodu.
- Tja... Swoją drogą jest zabawnie. Rzadko kiedy przebywam w kuchni także no, przynajmniej się czegoś nauczyłem. - zaśmiałem się.
- Swoją drogą niedługo święta. - stwierdziłem. - Masz jakieś plany? - zapytałem z czystej ciekawości gdy chłopak przygotowywał resztę jedzenia.
- Właściwie to nie... - odpowiedział po chwili namysłu. Natychmiast wpadł mi do głowy "genialny" pomysł.
- Oo, to może chciałbyś spędzić te święta ze mną? - uśmiechnąłem się.
- Z tobą?- zapytał niepewnie.
Powiedziałem coś nie tak? Może nie powinienem? Cholera. Dlaczego nie ugryzłem się w język?
Czemu on ciągle sprawia, że dziwnie się czuję?
I dlaczego jednak spytałem?
Misiek? Przepraszam, że tak długo i takie krótkie ;-; Jakoś życie mnie zjadło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.