- Masz jakieś rodzeństwo? - zapytała po chwili ciszy.
- Nie ma aczkolwiek bardzo chciałbym mieć. - odpowiedziałem szybko. - Jak długo uczysz się grać na instrumentach?
- Cóż... Z tego co pamiętam to pierwszy instrument, na którym próbowałam grać to pianino. Miałam wtedy chyba dziewięć lat, więc no z siedem lat już na pewno. - odparła.
- Chciałbyś pojechać ze mną w teren? - zadała kolejne pytanie.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnąłem się lekko w jej stronę. - I tak w sumie już kończę.
Domalowałem jeszcze drobne kreski by podkreślić krajobraz za oknem, po czym kiwnąłem w stronę dziewczyny że może już zobaczyć efekt.
- Nie jestem może jakimś wybitnym artystą, aczkolwiek najładniej nie wyszłaś. - odparłem, jednak dopiero po chwili pojąłem tok własnych słów.
- Znaczy nie o to mi chodzi. Jesteś piękna, tylko ja nie potrafię tego odwzorować tak jakbym chciał. - dodałem szybko. Obraz przedstawiał dziewczynę siedzącą na stołku, z nogą na krześle, a sama dziewczyna opierała się o kolano i wpatrywała w krajobraz za oknem które było tuż za jej plecami.
- Jest piękny. - odparła dziewczyna, lekko się rumieniąc. Uśmiechnąłem się, cieszyła mnie jej reakcja.
- Potem powieszę go na ścianie. - oznajmiłem, na co dziewczyna bardziej się zarumieniła co lekko mnie zdziwiło. W końcu to tylko obraz.
- Założę coś stosowniejszego i możemy iść. - dodałem szybko i ruszyłem do walizek. Byłem cały ubrudzony farbą, jednak na jeździe na pewno jeszcze się ubrudzę więc nie było sensu brać prysznica. Przerzuciłem przez głowę granatową bluzę i narzuciłem kurtkę na ramiona, po czym mogliśmy iść do stajni. Przed wyjściem udało mi się zgarnąć marchewkę z lodówki, po czym wyszliśmy.
Parę minut zajęło nam dostanie się do odpowiedniego budynku. Właściwie ja musiałem iść do stajni dla koni szkółkowych, Grace zaś dla prywatnych więc umówiliśmy się za pół godziny przed budynkiem. Arys był dość spokojnym wałachem, byłem więc spokojny że się wyrobię. Po drodze do jego boksu, praktycznie żaden koń się mną nie zainteresował. Zacmokałem głośno, a po chwili z boksu głowę wystawił Arys. Zarżał cicho na mój widok i machnął łbem. Wyjąłem z kieszeni marchewkę, którą udało mi się ukraść z lodówki, po czym podałem wałachowi. Pogłaskałem go po pysku i wziąłem się za czyszczenie. Całe szczęście szczotki były w worku na drzwiach boksu i nie musiałem ich szukać. W poprzedniej stajni każdy kradł szczotki każdemu i znalezienie ich z powrotem graniczyło z cudem. Dość krótko zajęło mi jego czyszczenie, gdyż nie miałem zbytnio co czyścić. Z kopytami także nie było tego problemu. Poszedłem jeszcze do siodlarni po jego sprzęt, udało mi się przenieść jednocześnie wszystkie rzeczy z czego byłem dość zadowolony. Zgrabnie oporządziłem wałacha, zakładając na niego czaprak, podkładkę pod siodło a następnie samo siodło. Z ogłowiem nie było większych problemów, Arys grzecznie przyjął wędzidło. Wyprowadziłem go z boksu, a następnie wyszedłem z nim przed stajnię. Grace jeszcze nie było, miałem więc dodatkowy czas by podciągnąć popręg i poprawić strzemiona.
- Wybacz, miałam drobne problemy z Voljeni! - usłyszałem znajomy głos za plecami. Brunetka prowadziła za sobą kasztanowatego kuca z odmiankami na nogach, wywnioskowałem więc że to jego imię. Muszę też przyznać, uroczo przy nim wygląda.
- Nie szkodzi. Jedziemy może nad jezioro? - uśmiechnąłem się lekko, dziewczyna pokiwała głową a ja jak na rozkaz odbiłem się od ziemi i usiadłem na Arysie. Po chwili dziewczyna siedziała też na swoim koniu i ruszyliśmy spokojnym stępem w stronę bramy do lasu, a następnie nad jezioro.
Grace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.