czwartek, 4 października 2018

Od Ricka cd. Beauregarda

*** (skip tajm bo brak weny)
W końcu mogłem zostawić tego ciote w pizdu i pójść do pokoju. Odkluczyłem drzwi, słysząc jak moje ukochane pupile drapią w podłogę. Cóż, nie dziwię im się, nie było mnie dość długo. Od razu tylko jak otworzyłem drzwi, rzuciły się praktycznie na mnie od razu. Udało mi się jakoś nie przewalić i wejść do środka, po czym zamknąłem drzwi. Tajfun skakał jak opętany, pomimo krzyków by wrócił na miejsce zaś Luc, grzecznie odpuścił. Czasem nie wierzę po prostu w tego psa.
W błyskawicznym tempie odrobiłem zadane na jutro lekcje i "pouczyłem się" dosłownie w parę minut. Siedziałem, spokojnie pakując rzeczy do plecaka i spoglądając na zakurzony, czarny fortepian. Wstałem i dotknąłem owej rzeczy z delikatnością, jakby miał zaraz się rozpaść. Pamiętam jak harowałem jak wół by go zdobyć. Dawno w sumie nie grałem...
Już miałem zasiadać, by dotknąć tak zatęsknionych mi klawiszy tego cuda, jednak dziś nie jest jednak ten dzień. Kiedy indziej zagram, ten głupi Misiek popsuł mi nastrój.
Pośpiesznie wstałem i poszedłem do łazienki. Szybko zmyłem z siebie "grzechy" dnia, wyszczotkowałem zęby i przebrałem się w pidżamę, a dokładniej tylko jakieś wymięte spodnie dresowe. Wyszedłem z łazienki, moje ukochane psiaki jak zwykle zajmowały mi łóżko.
- Spadówa, macie swoje legowiska - westchnąłem, na co oba psy przekrzywiły głowę zabawnie patrząc w moją stronę.
- No dobra ale tylko dzisiaj - zaśmiałem się, kładąc tak by żadnego z nich nie przydusić. Lucper położył się obok mnie, zaś Tajfun uciekł w nogi, ogrzewając mi je swoją grubą sierścią.
Przez jakąś godzinę nie mogłem zasnąć, sam nie wiem dlaczego. Nagle przyszły mi do głowy wyrzuty sumienia, najbardziej znienawidzona rzecz i jedyna z którą nigdy nie mogłem sobie poradzić. Zazwyczaj radziłem sobie tym tak że tworzyłem na swoim ciele blizny, które teraz pokrywają tatuaże. Może jednak nie powinienem go tak cisnąć... Przecież inni też mają jakieś uczucia do cholery.
Choć uczucia? Ludzie je w ogóle mają? Ja sam kiedyś miałem, ale przestałem odczuwać cokolwiek kiedy te szmaty zniszczyły mi życie. Właściwie to sam je sobie zniszczyłem ale bywa. A ten Bear powinien się nauczyć samoobrony, chyba wiecznie nie będzie ciotą. A zresztą gdyby ze mną nie zadzierał, nie byłoby problemu.
***
Sam nie wiem kiedy zasnąłem, to całe rozmyślanie wczoraj, zmęczyło mnie. Błyskawicznie wyszykowałem się do szkoły, cudem zdążając na pierwszy język angielski. Następny był wf, w sumie jedna z nie wielu rzeczy które w szkole lubię. Z szatni wyleciałem w sumie jako pierwszy, mijając po drodze Beara. No, no... nie ma co już ma przejebane.
W końcu każdy wyszedł już z przebieralni, wuefista kazał nam się rozgrzać, miała być koszykówka. Klasyka w sumie, zawsze ma nas w dupie.
- Patrzcie, nasz misiaczek przyszedł - prychnąłem drwiąco. Chłopak otworzył nieco szerzej oczy, z lekka już się denerwując. Zignorował mnie jednak i ruszył w stronę stojących pod ścianą, ławek. Wziąłem z kosza jedną z piłek i wymierzyłem w miśka. Był w sumie dość łatwym celem, nie wyglądał na kogoś kto szczególnie wielbi sport. Dookoła rozległy się głośne śmiechy "mojej" ekipy, mimo to chłopak stał przez parę sekund i z powrotem ruszył w stronę ławek. Cholerny ignorant...
- Przetrwał bombardowanie! - Zadrwiłem, udając zmartwiony głos. Nie szkoda mi takiego cioty jak on. - Na szczęście, jest jeszcze jedna rzecz, która nie pozwoli mu usiąść.
Wystarczyło parę chwil bym dogoniłem naszego kochanego Beara, wyskoczyłem przed niego, skutecznie zagradzając mu drogę.
- No co, misiek? Już się z nami nie będziesz bawił? - udałem smutek.
- Nie nazywaj mnie tak - warknął. O jej czyli jednak z naszego misiaczka może się zrobić groźny grizzly?
- A to niby dlaczego? - zdziwiłem się. - Zresztą wiesz, nie obchodzi mnie to - zrobiłem krótką pauzę. Te okulary to ciekawa sprawa. Założę się, że bez nich jesteś ślepy jak kret.
I nim chłopak zdążył zareagować, zręcznym ruchem zdjąłem mu okulary. Chłopak wykrztusił parę słów w jakimś innym języku, nerwowo spoglądając na wszystko wokoło.
- Rick - powiedział załamującym głosem, biedactwo tak "bardzo" mi go szkoda, do tego rozlegające się śmiechy dookoła.
- Rick oddaj mi okulary...
- Oddaj, oddaj... Bla, bla... Mam to w dupie, biorę co chcę! - zaśmiałem się, wymachując jego oprawkami. Zabawne, te szkła są cholernie grube.
- Weź je jeśli mnie znajdziesz! - zaśmiałem się odchodząc na znaczną odległość.
- Oddaj mi je do cholery! - wykrzyknął, próbując jakby odnaleźć mnie wzrokiem.
- Ojejciu, nie dość że misiek to jeszcze krecik? Wracaj do swojej jaskini jeść swój miodek! - miałem z tego coraz więcej zabawy. Mimo iż widziałem że chłopak już jest bliski płaczu nie odpuszczałem. Może nawet gdzieś głęboko mu współczułem, ale nie dzisiaj...
- Co ja ci niby znowu takiego zrobiłem! - krzyknął, prawie już płacząc. Nagle jakby znikąd wróciły te wspomnienia, kiedy byłem dokładnie na tym samym miejscu co on, wypowiadając te same słowa. Zrobiło mi się cholernie głupio jakby tak nagle. Bez słowa podszedłem do chłopaka i wcisnąłem mu w dłoń okulary, odchodząc szybkim krokiem.
- Ej Rick, co ty odpierdalasz? Była mega zabawa! - zaśmiał się jakiś chłopak.
- Odpierdol się - warknąłem w jego stronę, spojrzał na mnie zmieszany po czym odpuścił jednak.
Dalszą część lekcji spędziłem na unikaniu kogokolwiek, a na reszcie lekcjach nie pojawiłem się. Nie miałem ochoty uczyć się, wolałem zatopić to albo w dragach, czego akurat nie miałem albo w pracy. Poszedłem więc odbyć karę za mnie i Beauregarda, dość długo mi to szło. Na zewnątrz niestety padał deszcz, a teraz właściwie kończyły się nasze lekcje. Postanowiłem złapać po drodze chłopaka i go przeprosić.
Usiadłem na najbliższej ławce, tuż pod szkołą. Po włosach spływały mi krople deszczu, byłem totalnie już cały mokry, mimo to cierpliwie czekałem na chłopaka który dość szybko się pojawił. Gdy tylko zobaczył mnie na horyzoncie, wcisnął głowę bardziej pod parasolkę i przyśpieszył kroku.
- Misiek, zaczekaj! - krzyknąłem za nim, doganiając go. Chłopak coś wymamrotał chyba po fińsku, po czym kazał mi się odwalić.
- Bear, do cholery daj mi coś powiedzieć! - warknąłem zagradzając mu drogę. Głowę ciągle chował pod parasolką, nawet na mnie nie patrząc. Czyżby serio płakał?
- Chciałem cię przeprosić. Wiem że to żałosne że przepraszam cię tak po prostu i to po czymś takim ale wolę powiedzieć to szczerze niż bez sensu się tłumaczyć. Wybacz że tak wyszło... - przeprosiłem go, czekając na jakąś reakcję z jego strony która nie nadeszła. Westchnąłem, po czym oddaliłem się od chłopaka. Potrzebował to wszystko przemyśleć, tak samo jak ja...  Wokoło deszcz, wiatr i liście na drodze. Krople deszczu przemoczyły mi włosy i całe ubranie a co ja na to? Najpierw jedna słuchawka, potem druga i mogłem zacząć oddalać się w otchłań muzyki...
Breath by breath I run for thousand miles, Pumping blood, adrenaline deep inside, Cause when your conscious starts to crumble, In the city of the jungle...

Zjebałam nie bij xD Bear? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.