- Raven? Co ty tu do cholery robisz o tej godzinie? - spytał chłopak wyraźnie zaspany.
Jeszcze przez chwilę rozmasowywałam czoło.
-Jestem a co mam robić? - westchnęłam.
- Wybacz to było nie chcący -
- Wziąłeś leki? - spytałam przypominając sobie główny cel wizyty.
- Jakie leki? - spojrzał na mnie jakbym zaczęła mówić co najmniej po chińsku.
- Boże Andy, no te które przepisał ci lekarz! Co z tobą? Jesteś cały spocony! - przyłożyłam mu rękę do czoła, a chłopak coś zaczął mamrotać pod nosem ciche na co posłałam mu zdziwiony wzrok.
- Masz gorączkę? - spytałam.
- Mhm. Okrągłe i całe czterdzieści stopni. -chłopak opadł na poduszkę.
Nie no, zwarjuję z nim. Zapewne wstał o niebotycznej godzinie i poszedł spać zamiast wziąć leki, które mają mu pomóc.
- Czyli nie wziąłeś leków?! - spytałam unosząc ton.
Poszłam po leki oraz nalałam do szklanki wody. Z przygotowanym ''zestawem'' poszłam do Andy'ego i uklęknęłam obok niego na łóżku.
- Połknij to - szturchnęłam go w ramię by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Pierdol się, chcę spać. - wymamrotał.
- Mam cię znowu rozebrać? - westchnęłam.
Andy na szczęście podniósł się i spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Chciałabyś - wziął leki i połknął wszystko odkładając szklankę na stolik. Ja natomiast spojrzałam na niego zwycięsko.
- A teraz masz - wcisnęłam mu rogalika do ust, bo znając życie zacząłby narzekać. - Dostawa prosto do jamy ustnej. Życzę smacznego! - uśmiechnęłam się zwycięsko i zaczęłam jeść swojego rogalika.
Usiadłam wygodnie na moim łóżku, przykryłam się kocykiem, który swoją drogą był bardzo miękki i oparłam się plecami o ścianę.
- To co będziemy robić? - spytałam.
Chłopak patrzył na mnie bez słowa, jedząc śniadanie. Po chwili owinąłem się kołdrą, by wystawał mu tylko nos. Zaczęłam się śmiać, na co Andy posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Zabawnie wyglądasz. Jak naburmuszona kaczka w kokonie. - wręcz dusiłam się ze śmiechu.
Andy też się uśmiechnął. Z czasem, ale jednak.
- O czyli nasza naburmuszona kaczusia umie się uśmiechnąć! - znów zażartowałam.
- Gdzie ci kurwa przypominam kaczkę? - zaśmiał się, ściągając kołdrę i zasiadł obok mnie po turecku.
- Hmmm... Pomyślmy; zachowujesz się podobnie i jakby cię trochę podkoloryzował to byś podobnie wyglądał - zaczęłam wyliczać.
- No dzięki wiesz - spojrzał na mnie wzrokiem w stylu ''nie mów do mnie więcej''.
Na odpowiedź wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się słodko. Chłopak skończył śniadanie i tak trwaliśmy w ciszy.
- Pozbawiłaś mnie koca - powiedział w pewnym momencie.
- Co? - spytałam nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Nie oceniajcie mnie. Po prostu się zamyśliłam i nie zrozumiałam sensu jego wypowiedzi.
- Zabrałaś mi koc - zrobił naburmuszoną minę.
- No cóż. Bywa - zaśmiałam się.
- Teraz będzie mi zimno -
- Przecież masz kołdrę.
- Ale ja chce koc - chyba się obraził.
- Naah, chodź tu - powiedziałam rozkładając ręce i dając mu dostęp do koca. Mimo wszystko nie mam zamiaru mu go oddać.
Chłopak przysunął się i objął mnie ramionami wtulając się we mnie. Złożyłam ręce przykrywając nas kocem. W pewnym momencie znowu przyłożyłam rękę do jego czoła. Na szczęście było chłodniejsze niż rano.
- To jakie plany na dziś? - spytałam.
- Ja będę leżeć pod kocykiem. Nie wiem jak ty - mruknął bardziej się we mnie wtulając.
Oparłam swoją głowę o jego i przymknęłam oczy. W trakcie choroby Andy widocznie złagodniał. W sumie to dobrze. Wyciągnęłam nogi przed siebie, gdyż zaczęło mi się robić niewygodnie. Było cieplutko i nawet wygodnie. Naciągnęłam bardziej koc i znów wróciłam do poprzedniej pozycji. Po kilku minutach zaczęło mi się robić coraz cieplej. Nie żeby coś, ale budynek jest ogrzewany, na dworze też nie jest przerażająco zimno, więc zaczęło się robić gorąco. Nie pomagał mi w tym koc i Andy, który leżał w połowie na mnie i najwyraźniej zasnął. Stęknęłam próbując się jakoś ułożyć. Może przy odrobinie szczęścia też zasnę. Niestety moje próby zsunięcia się niżej poszły na marne. Chłopak leżał jak zabity przygniatając mnie do łóżka.
- Andy cholero jedna wstań ze mnie - stęknęłam i próbowałam się ruszyć.
Niestety nadal nic.
- Ej, ja mówię poważnie - spojrzałam w dół. Nadal nic. Wydęłam wargi - Bo zacznę krzyczeć - zagroziłam.
I znów zero reakcji.
- Okej. Chcesz to masz. Nie moja wina jak się zlecą ludzie czy coś. Powiem, że mnie chciałeś zgwałcić. - zabiję tego człowieka.
- Andy! Pomocy! Pomóż mi! - zaczęłam się wydzierać, a chłopak jak poparzony usiadł na łóżku zaczynając się rozglądać.
- Co? Co się dzieje? - spytał nadal szukając zagrożenia.
- Nic - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się słodko.- O ty jędzo - mruknął i przybliżył się.
Na odpowiedź wystawiłam mu język. Tak wiem. To bardzo dojrzałe. Jednak tego co się stało później to się nie spodziewałam. Andy usiadł na mnie w sekundę i zaczął łaskotać, a ja zaczęłam śmiać się jak opętana. Machałam nogami w powietrzu jednak to nic nie dało.
- P-przestać - udało mi się wyjąkać w tej slawie śmiechu.
Zaczęłam machać rękoma próbując złapać jego dłonie w swoje. W końcu mi się to udało. Złapałam kilka oddechów by wyrównać swoje funkcje życiowe.
- Okej, dosyć - zaśmiałam się.
- Niech ci będzie - chłopak spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.
Widocznie coś mu się przypomniało. A mi się przypomniało, że znajdujemy się w dość dziwnej pozycji. Chrząknęłam cicho.
- Eeee, mógłbyś ze mnie zejść? - zapytałam.
- A jeśli powiem nie?
- To cię kopnę w plecy, a uwierz, specjalnie wezmę większy zamach - uśmiechnęłam się słodko.- No okej, okej - podniósł się ze mnie i poszedł do jakiegoś pokoju.
Po kilku minutach wrócił już ubrany.
- Muszę wyjść na chwilę. Zaraz będę - powiedział i opuścił pomieszczenie.
Uśmiechnęłam się diabelsko i zeskoczyłam z łóżka. W czasie jego nieobecności mogę trochę pogrzebać w jego rzeczach. Co z tego, że to nie mój pokój. Takie życie. Mógł mnie wywalić i zamknąć drzwi na klucz. Najpierw otworzyłam szufladę w szafce nocnej. W sumie nic ciekawego oprócz jakiś kartek i o zgrozo kolczyków. Złapałam je i podeszłam do lustra. W sumie ciężko mi stwierdzić, które są do czego, ale co mi tam. Złapałam czarne kółeczko i otworzyłam to coś. Przyłożyłam sobie do dolnej wargi. Wyglądam jak upośledzona buntowniczka. Szybko znudziłam się tym, więc odłożyłam je na swoje miejsce i zaczęłam dalsze poszukiwania. Podeszłam do biurka i usiadłam na fotelu. Zdecydowanie je polubiłam, było mega wygodne i miękkie. Niech się ze mną zamieni, proszę. Okręciłam się pare razy i zatrzymałam się przed biurkiem. W sumie znowu nic ciekawego. Jakieś książki, luźnie kartki, pare zdjęć, długopisy i inne pierdołki.Znudzona wróciłam na łóżko i wzięłam koc. Owinęłam się nim, ale tym razem głowę położyłam na poduszce. Było cieplutko i przyjemnie. I w sumie muszę przyznać, że Andy ma bardzo wygodne łóżko. Gdy otworzyłam oczy było już szaro, a w pokoju panował półmrok. Poczułam, że mam na sobie koc, jednak teraz był położony normalnie. Przetarłam oczy i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Co jest? - szepnęłam.
Spojrzałam przed siebie. Na podłodze leżało mnóstwo kartek; niektóre były całe, inne pogniecione lub rozdarte. Jeszcze raz przetarłam oczy i obraz widzenia w końcu mi się wyostrzył.
- O, widzę, ze księżniczka raczyła wstać - usłyszałam głos.
Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. W końcu dostrzegłam Andy'ego siędzącego w tym bałaganie.
- Która jest godzina? - spytałam lekko ochrypniętym głosem.
- Po szesnastej -
- Okej... Wziąłeś leki? -
Na odpowiedź dostałam wzruszenie rękami.
- Andyyy - przeciągnęłam - Chcesz być chory bardziej? Wylądować w szpitalu chcesz? - mruknęłam wstając i idąc do kuchni. Przygotowałam ten sam zestaw co rano i podałam go chłopakowi.
- Współpracuj, a nie - zaśmiałam się patrząc jak Andy z niechęcią przyjmuje leki.
Pokręciłam głową na boki nie wierząc w jego zachowanie. Stary z niego koń, a tak się zachowuje.
- No to ruszaj dupsko. Nie będziesz tu siedział cały wieczór - zaśmiałam się trącając go stopą.
- Niech ci będzie - mruknął i podniósł się.
Z mojej perspektywy wyglądał jak bardzo stary człowiek, który nie może podnieść się z fotela, bo mu się mięśnie zastały.
- Jeny, Andy ile ty masz lat? - zaśmiałam się i rzuciłam się na sofę.
- Dwadzieścia jeden - też się zaśmiał i zasiadł obok mnie.
Na szczęście jako pierwsza złapałam pilota, więc to do mnie należał wybór filmu. Ze zwycięskim uśmiechem zaczęłam przeglądać kanały.
- No widzisz, a zachowujesz się jak stary koń - powiedziałam nadal szukając jakiegoś filmu.- Oddaj mi tego pilota - usłyszałam, a po chwili przed moim nosem pojawiła się dłoń chłopaka.
- Nie. Ja byłam pierwsza - zaśmiałam się.
- Ale ty masz fatalny gust - jęknął.
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie - wytknęłam na niego język.
- Jeszcze raz mi pokażesz ten język to ci go odgryzę - ostrzegł.
Wzruszyłam ramionami wracając do przeglądania telewizji.
- Andyyy - jęknęłam.
- Czego? - spytał spoglądając na mnie.
- Nie ma nic ciekawego - wydęłam dolną wargę i zrobiłam minę zbitego pieska.
- Mówiłem, że źle szukasz filmów. Daj mi tego pilota - podałam mu urządzenie, a chłopak zaczął szukać czegoś ciekawego.
Po chwili Andy jednak stwierdził, że też nie może nic znaleźć.
- A nie mówiłam! To nie ja mam zły gust tylko nic nie ma! - wykrzyknęłam szczęśliwa.
- Nie podniecaj się tak - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami.
- Co? - spytał.
- Czy ty się ze mnie naśmiewałeś? - spytałam mając nadal tę samą minę.
- Nie wiem, może -
- I to ja jestem jędzą - mruknęłam.
Wstałam z sofy i podeszłam do łóżka. Wzięłam koc i zawinęłam się w kokon.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam śmiech.
- Leże i regeneruje siły bo straciłam je przez twoją głupotę - uśmiechnęłam się do niego słodko po czym znowu odwróciłam stronę poduszki.
Andyyyy? 1630 słów B) pobij to hyhy XDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.