Gdy wujek tak nagle czmychnął z Irmą do jej pokoju myślałem, że z nerwów
oszaleję! Chciałem do niej iść, ale wyprzedził mnie Edward, który
trzasnął mi drzwiami przed nosem i nie pozwolił gad jeden wejść! Na nic
było drapanie w drzwi ani moje prośby, bo posłali mi wielkiego ignora...
Martwiłem się o Irmusie oraz modliłem w myślach by zdążyli wyjąć kulę
na czas i żeby nic tam nie zostało uszkodzone. Edward był dobrym
lekarzem, ale ja nadal miałem w pamięci wyryte stare dzieje gdy czasami
Michael dla zabawy strzelał mi w nogi i ręce... Tak ból był straszny,
ale jeszcze gorsze było wyciąganie pocisków i szycie ran. Lekarz, który w
tedy się mną zajmował pracował na czarno i był znajomym mojego ojca...
Podawał mi tak słabe leki przeciwbólowe, że wyłem z bólu cały czas kiedy
to robił a w nagrodę jedynie mogłem dostać w łeb i iść po całym zabiegu
spać... Na te wspomnienia aż zadrżałem ze strachu i usiadłem pod zbitą
szybą. Cieszyłem się, że snajper nie trafił dziewczynie w głowę ani
serce... W sumie to nie wiedziałem czemu to zrobił, bo im zazwyczaj
zależy na szybkim zlikwidowaniu wroga a nie bawienie się w patrzenie jak
ofiara się wykrwawia. Nie że coś, ale takie są fakty! Kocham Irmę i nie
wyobrażam sobie bez niej życia...
Nie mam pojęcia ile tak siedziałem, ale kiedy usłyszałem krzyk
dochodzący z podwórza od razu połączyłem fakty i stwierdziłem, że to
nasz pan niedoszły zabójca. Pewnie słabo się ukrył i ochrona go
znalazła. Oj to nie będzie miłe co go teraz czeka... w żadnym stopniu to
nie będzie przyjemne dla tego faceta. Chciałem już się podnieść z ziemi
i przyjrzeć dokładniej czarnej zmorze prowadzonej przez ochroniarzy,
którym nie miał najmniejszych szans uciec, ale w tedy ktoś złapał mnie
za ramie i jak się okazało był to wujek Maks.
- Wujek?! Jak ty tak cicho łazić umiesz?! Nawet nie słyszałem, że
otwarłeś drzwi! - mówiłem pod wpływem wielu emocji przez co mi się
krzyknęło a on uciszył mnie ruchem ręki.
- Ciszej Reker... Nie interesuj się tyle, bo kociej mordki dostaniesz -
stwierdził a ja zmierzyłem go wrogim wzrokiem - No już nie gniewaj się -
pogłaskał mnie po głowie - Nie wnikaj w tą sprawę zbytnio, bo ja sobie
poradzę - dodał na co przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Zobaczę - mruknąłem - Mogę do Irmy? - zapytałem zmieniając temat.
- Jasne zakochańcu - zaśmiał się w odpowiedzi i szybko odszedł więc nic
powiedzieć mu takiego nie mogłem! "Czyli wie? A może nie wie?" -
spytałem się w myślach szybko wślizgując do pokoju niebieskookiej gdzie
lekarz coś jeszcze posprawdzał i wyszedł. Ja natomiast usiadłem na
krześle obok łóżka Irmusi i zacząłem czekać.
*****
Minął dzień... Była ósma rano... Nic nie jadłem a jedynie co wypiłem to
mały łyk wody, do którego jakoś zmusił mnie wujek. Oczywiście zadowolony
z tego nie byłem, ale mnie skubany szantażował więc zrobiłem to jedynie
dla tego, że chciałem zostać przy mojej kochanej Irmie. Twarz
dziewczyny była ciągle taka spokojna... Często do niej mówiłem, ale
odpowiedzi nie otrzymywałem co było normalne, ale jakoś dziwnie się
czułem. Kiedy zaczęła się budzić od razu popatrzyłem na nią ze
zmartwieniem gotowy biec szybko po pomoc, lecz to chyba nie było
konieczne. Kiedy na mnie spojrzała szeroko się uśmiechnąłem.
- Obudziłaś się - rzekłem szczęśliwy siadając na jej łóżku oraz pogłaskałem ją po głowie.
- Ile spałam? - spytała jakoś.
- Cały dzień - odpowiedziałem jej spokojnie przez co westchnęła - Nie
martw się! Będzie dobrze! Cały czas przy tobie byłem i będę - oznajmiłem
jej z uśmiechem. Chciała już coś mówić, ale w tedy do pokoju wpadł
Edward z Maksem. Doktorek od razu zaczął ją badać na co użarła go w rękę
do krwi, ale blondyna jakoś szczególnie to nie ruszyło. Podał jej
przeciwbólowe i sobie poszedł.
- Jak się czujesz? - zapytał Maksiu z troską w głosie.
- Jest nawet, nawet - odpowiedziała mu na co skinął głową i zmierzył nas uważnym wzorkiem.
- No to jedziemy na lotnisko - stwierdził a my spojrzeliśmy na niego
zdziwieni - Lecimy do Hiszpanii! Już was spakowałem, konie też są
przygotowane. Przygotować się na wysokie temperatury! - zaśmiał się -
Mam nadzieje, że będziecie zadowoleni i się cieszycie - dodał jeszcze z
uśmiechem.
<Irma? :3>
Strony
▼
poniedziałek, 26 czerwca 2017
od Irmy cd. Rekera
Szłam z Rekerem korytarzem, a właściwie to on mnie ciągnął, a ja się mu o dziwo nie sprzeciwiałam, choć i tak wiedziałam że nie zasnę, bo jakoś dzisiaj nie potrafiłam! No… Z Alkatrasem jakoś zasnąć mi się o dziwo udało, ale czułam że coś złego się dzisiaj stanie! Alkatras też był dzisiaj podenerwowany tak samo jak i większość koni, więc inaczej mówiąc „coś wisiało w powietrzu”. Jakaś taka napięta ale i duszna atmosfera. W pewnym momencie kiedy przechodziłam przez kolejne, wielkie okno posiadłości Maksa, nagle usłyszałam odgłos roztrzaskującego się szkła czy tam szyby, a w następnej chwili poczułam uderzenie w moje prawe ramię, a w jeszcze kolejnej chwili poczułam przerażający ból, przez co krzyknęłam, odruchowo złapałam się za ranną rękę i upadłam na podłogę. Lśniące kafelki natychmiast zostały zalane moją krwią. Reker starał się mi zatamować krwawienie, ale kula musiała chyba uszkodzić jakieś ważne naczynie, bo było jej pełno! W sumie zanim się zorientowałam że to postrzał, troszkę czasu mi to zajęło, gdyż byłam chyba w tak zwanym szoku pourazowym czy jak to tam się zwie! „Oni nie spoczną puki mnie nie zabiją” pomyślałam przerażona. Wiedzieli już gdzie jestem oraz dlaczego tu przebywam, a to znaczyło że Reker i reszta są w niebezpieczeństwie! Jednak wracają do tematu… Jak to cholernie bolało! Wiłam się z bólu po podłodze brudząc ją życiodajną cieczą jeszcze bardziej tak samo jak i siebie. Z tego wszystkiego nie słyszałam w ogóle co mówił do mnie Reker, tylko błagałam boga w myślach żeby ból w końcu minął! Nie wiedziałam tylko jednego… Dlaczego snajper nie celował mi w głowę albo serce! Z filmów wiem że oni tak zawsze robią, chcąc zabić swoją ofiarę jak najszybciej się tylko da! „Dlaczego mnie nie zabił? Chce patrzeć jak cierpię? Kolejny psychopata?” pomyślałam przerażona, a wtedy nagle pojawił się też Maks. Raz widziałam wszystko w zwolnionym tempie i czułam się jak astronauta na księżycu gdzie wszystko tam jest w zwolnionym tempie, a raz widziałam wszystko w przyspieszonym tempie, jakby ktoś szybko przewijał film na płycie czy kasecie. No nie wiem jak, ale tak widziałam i się czułam! Pamiętam że wierzgałam nieco nogami i nie chciałam żeby ktokolwiek mnie dotykał. Byłam przerażona i chciałam jakoś uciec z tego miejsca, tylko że byłam zbyt słaba, a moje roztrzęsienie sprawiało że nie byłam do tego niestety, albo i stety zdolna. Było mi w dodatku tak strasznie zimno… Było lato a ja się trzęsłam jakby było z minut czterdzieści parę stopni! Poczułam jak ktoś wziął mnie na ręce a kiedy nieco rozchyliłam powieki, zobaczyłam ze Maks mnie niesie i gdzieś biegnie szybko. Zaczynał powoli mi się urywać i jakby włączać film. Raz ciemność, raz jasność, raz ciemność, raz jasność i tak w kółko! W końcu z tego co się zorientowałam, Maks był w moim pokoju i położył mnie szybko na łóżku, gdzie dotknął mojego rozpalonego już i spoconego do granic czoła. Później poczułam jak ktoś mnie dotknął w okolicach rany, lecz to nie był Maks ani Reker, więc ze strachu ugryzłam tego kogoś z całej siły, tak że aż poleciała krew i jak się okazało, był to jakiś medyk… Od razu doskoczył nieco kiedy nieco rozluźniłam szczęki, a wtedy Maks mnie przytrzymał żeby się nie szarpała, ale i tak z nim walczyłam. Byłam przerażona!
- Irmo uspokój się! Chcemy Ci pomóc! - odezwał się ten gościu którego użarłam.
- To na nic… Uśpij ją bo zrobi sobie krzywdę! Jest zbyt spanikowana! - powiedział szybko Maks, walcząc z moim rozpaczliwym szarpaniem się w bólu i gorączce. Oczywiście szans z nim nie miałam bo przecież dorosły facet… Po chwili poczułam ukłucie w rękę i zasnęłam, pogrążając się w ciemnościach. Nic mi się właściwie takiego nie śniło, lecz jedyne co mnie nie opuszczało, to myśl że oni gdzieś tam są! Bałam się… To uczucie mnie ani na trochę nie opuszczało! „Dlaczego oni nie przestaną? Dlaczego nie rozumieją, że chcę tylko normalnie żyć?! Niech dadzą mi spokój… Niech dadzą żyć! Błagam niech oni w końcu przestaną!” - powtarzałam ciągle zrozpaczona w myślach. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu zaczynałam się powoli budzić… Najpierw oślepiło mnie światło, a później zobaczyłam sufit. Głowa mnie bolała tak samo jak i rana ręka, co sprawiło że nie mogłam się ruszyć z łóżka, gdyż coś w mojej głowie mi podpowiadało, że to skończy się większą falą bólu, tak więc zostałam w takiej pozycji, jakiej się znajdowałam. Zaczęłam się rozglądać wzrokiem po pomieszczeniu i wtedy dostrzegłam siedzącego obok mnie Rekera.
- Irmo uspokój się! Chcemy Ci pomóc! - odezwał się ten gościu którego użarłam.
- To na nic… Uśpij ją bo zrobi sobie krzywdę! Jest zbyt spanikowana! - powiedział szybko Maks, walcząc z moim rozpaczliwym szarpaniem się w bólu i gorączce. Oczywiście szans z nim nie miałam bo przecież dorosły facet… Po chwili poczułam ukłucie w rękę i zasnęłam, pogrążając się w ciemnościach. Nic mi się właściwie takiego nie śniło, lecz jedyne co mnie nie opuszczało, to myśl że oni gdzieś tam są! Bałam się… To uczucie mnie ani na trochę nie opuszczało! „Dlaczego oni nie przestaną? Dlaczego nie rozumieją, że chcę tylko normalnie żyć?! Niech dadzą mi spokój… Niech dadzą żyć! Błagam niech oni w końcu przestaną!” - powtarzałam ciągle zrozpaczona w myślach. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu zaczynałam się powoli budzić… Najpierw oślepiło mnie światło, a później zobaczyłam sufit. Głowa mnie bolała tak samo jak i rana ręka, co sprawiło że nie mogłam się ruszyć z łóżka, gdyż coś w mojej głowie mi podpowiadało, że to skończy się większą falą bólu, tak więc zostałam w takiej pozycji, jakiej się znajdowałam. Zaczęłam się rozglądać wzrokiem po pomieszczeniu i wtedy dostrzegłam siedzącego obok mnie Rekera.
czwartek, 22 czerwca 2017
od Rick cd. Scarlett
***
Znowu miałem ten sam koszmar co zwykle, tyle tym razem nie mogłem się z niego obudzić. Poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię i wtedy wreszcie się obudziłem.
-Rick?..- usłyszałem ochrypły głos Scarlett która natychmiast odkaszlnęła.
-Hmm?- powiedziałem zaspanym głosem i przetarłem oczy. Rzuciłem spojrzenie to na nią to na stolik na którym zauważyłem śniadanie. Usiadłem a dziewczyna obok mnie.
-Smacznego- powiedziała i zaczęła jeść. Spojrzałem na talerz na którym leżały tosty po czym także wziąłem się za jedzenie. Kiedy Carry skończyła śniadanie położyła się na łóżku. Po chwili także i ja skończyłem swoje. Wstałem i oparłem się o ścianę.
-Już ci lepiej?- spytałem patrząc na karton który na szczęście był nie naruszony.
-Tak, dzięki.- odpowiedziała Lett.
-To fajnie...
-Jakoś nie widać entuzjazmu z twojej strony
-To ty zapomniałaś że wyjeżdżam? I to jeszcze dzisiaj.- odpowiedziałem sięgając po telefon.
-Co takiego?! Przecież mówiłam że nikomu nie powiem! Zaraz, co ty wyprawiasz?- spytała wstając.
-Dzwonię po przyczepę dla Soul’a…- oznajmiłem szukając numeru.
-Powaliło cię chyba!- krzyknęła dziewczyna i wyrwała mi telefon cofając się. Spojrzałem na nią i wystawiłem rękę rozkazując:
-Oddawaj, ale już…
-Za nic!- krzyknęła cofając się jeszcze dalej. Westchnąłem i podszedłem bliżej niej. Dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów.
-Może… Zróbmy tak że zostanie na próbę trochę i zobaczysz czy nikomu nie wygadam?- zaproponowała dziewczyna. Odwróciłem wzrok analizując całą sytuację.
-Ile czasu?- spytałem zabierając Scarlett swój telefon.
-Dwa tygodnie?- odpowiedziała pytaniem.
-Tydzień- poprawiłem ją odkładając telefon na szafkę nocną. Dziewczyna ucieszyła się.
-To co może idziemy do stajni? Zdaje mi się że twój kuc bardzo za tobą tęskni.- zapytałem z uśmiechem biorąc czyste ubranie i bluzę. Było dziś bardzo gorąco więc nie zamierzałem zakładać dziś koszulki.
-Okey. To ja też się przebiorę- odpowiedziała Carry wstając po czym wyszła z pokoju. Wszedłem do łazienki, przebrałem się i odświeżyłem. Kiedy wyszedłem miałem jeszcze czas rozpakować walizkę. Kiedy skończyłem dziewczyny nadal nie było. Wstałem i podszedłem do szafki nocnej w której schowałem pistolet. Wyjąłem go po czym schowałem do kieszeni bluzy.
-To idziemy?- usłyszałem głos Scarlett za plecami. Nawet nie zauważyłem kiedy weszła i pewnie widziała jak wkładam broń do kieszeni. Pokiwałem twierdząco głową i ruszyłem za dziewczyną. Gdy wyszliśmy na korytarz spytała:
-Mogę twoją bluzę?
-Tak, jasne.- powiedziałem podając jej bluzę kompletnie zapominając że włożyłem tam broń.
Lett?
Znowu miałem ten sam koszmar co zwykle, tyle tym razem nie mogłem się z niego obudzić. Poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię i wtedy wreszcie się obudziłem.
-Rick?..- usłyszałem ochrypły głos Scarlett która natychmiast odkaszlnęła.
-Hmm?- powiedziałem zaspanym głosem i przetarłem oczy. Rzuciłem spojrzenie to na nią to na stolik na którym zauważyłem śniadanie. Usiadłem a dziewczyna obok mnie.
-Smacznego- powiedziała i zaczęła jeść. Spojrzałem na talerz na którym leżały tosty po czym także wziąłem się za jedzenie. Kiedy Carry skończyła śniadanie położyła się na łóżku. Po chwili także i ja skończyłem swoje. Wstałem i oparłem się o ścianę.
-Już ci lepiej?- spytałem patrząc na karton który na szczęście był nie naruszony.
-Tak, dzięki.- odpowiedziała Lett.
-To fajnie...
-Jakoś nie widać entuzjazmu z twojej strony
-To ty zapomniałaś że wyjeżdżam? I to jeszcze dzisiaj.- odpowiedziałem sięgając po telefon.
-Co takiego?! Przecież mówiłam że nikomu nie powiem! Zaraz, co ty wyprawiasz?- spytała wstając.
-Dzwonię po przyczepę dla Soul’a…- oznajmiłem szukając numeru.
-Powaliło cię chyba!- krzyknęła dziewczyna i wyrwała mi telefon cofając się. Spojrzałem na nią i wystawiłem rękę rozkazując:
-Oddawaj, ale już…
-Za nic!- krzyknęła cofając się jeszcze dalej. Westchnąłem i podszedłem bliżej niej. Dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów.
-Może… Zróbmy tak że zostanie na próbę trochę i zobaczysz czy nikomu nie wygadam?- zaproponowała dziewczyna. Odwróciłem wzrok analizując całą sytuację.
-Ile czasu?- spytałem zabierając Scarlett swój telefon.
-Dwa tygodnie?- odpowiedziała pytaniem.
-Tydzień- poprawiłem ją odkładając telefon na szafkę nocną. Dziewczyna ucieszyła się.
-To co może idziemy do stajni? Zdaje mi się że twój kuc bardzo za tobą tęskni.- zapytałem z uśmiechem biorąc czyste ubranie i bluzę. Było dziś bardzo gorąco więc nie zamierzałem zakładać dziś koszulki.
-Okey. To ja też się przebiorę- odpowiedziała Carry wstając po czym wyszła z pokoju. Wszedłem do łazienki, przebrałem się i odświeżyłem. Kiedy wyszedłem miałem jeszcze czas rozpakować walizkę. Kiedy skończyłem dziewczyny nadal nie było. Wstałem i podszedłem do szafki nocnej w której schowałem pistolet. Wyjąłem go po czym schowałem do kieszeni bluzy.
-To idziemy?- usłyszałem głos Scarlett za plecami. Nawet nie zauważyłem kiedy weszła i pewnie widziała jak wkładam broń do kieszeni. Pokiwałem twierdząco głową i ruszyłem za dziewczyną. Gdy wyszliśmy na korytarz spytała:
-Mogę twoją bluzę?
-Tak, jasne.- powiedziałem podając jej bluzę kompletnie zapominając że włożyłem tam broń.
Lett?
od Rekera cd. Irmy
Kiedy rozmowa z wujkami tylko się skończyła szybko poszedłem do swojego pokoju. Pytacie czego dotyczyła rozmowa? No Matt dowiedział się o ataku snajperskim na mnie i niesamowicie to przeżywał jakbym zaraz miał umierać! Cóż nie dziwiłem mu się, iż się o mnie martwi, bo tak samo jak Maks chce dla mnie dobrze, lecz czasami mi się zdaje, że troszeńkę przesadzają... Po drodze do swojego pokoju zahaczyłem jeszcze o kuchnie gdzie wziąłem sobie Croissant z nadzieniem w postaci dżemu truskawkowego. Mówię wam pyszności, którymi nikt raczej nie pogardzi! W między czasie przypałętał się też Lord, którego od razu wpuściłem jako pierwszego przez drzwi moich prywatnych czterech ścian. Pies jak zwykle położył się na łóżku i mrugając oczami sapnął głośno jakby wykonał jakieś najtrudniejsze zadanie świata! Ostrożnie i po cichu zamknąłem drzwi oraz rozejrzałem się po znajomym wnętrzu swojego zacisza.
http://design.syrupdenver.com/wp-content/uploads/2014/08/Grey-Paint-Ideas-For-Bedroom.jpg
Do dziś pamiętam dzień kiedy wujek zabrał mnie wraz z siostrą do siebie. Praktycznie wszystkiego się bałem oraz nie chciałem mieć żadnego kontaktu z ludźmi. Jedno podniesienie głosu wystarczyło bym trząsł się jak galareta a podniesienie ręki powodowało u mnie taki zawał, że zdarzyło mi się często z tego wszystkiego tracić przytomność... No nie ukrywam, iż w parze z tym szła rozbita głowa oraz liczne siniaki, do których i tak byłem od bardzo dawna przyzwyczajony. Nie oszukujmy się... Michael zostawił moją psychikę w ruinie, a wszystko uspokoiło się dopiero po kilku miesiącach dzięki pomocy psychologów, leków no i Franczeska, który swoją obecnością bardzo mnie wyciszał przez co potrafiłem nawet na cały dzień zapomnieć o Bożym świecie. Teraz mogę spokojnie stwierdzić, że jest lepiej, ale wolę trzymać w zapasie jakieś resztki tych "magicznych" tabletek, które kiedyś zostały mi zapisane na mój uraz psychiczny. Czy tak trudno zrozumieć moje zerowe zainteresowanie wojskiem? No broń palna jest nawet fajna... samoobronę też lubię, ale bez przesady! Nie mam ochoty łazić w mundurze i mordować innych! Dziadkowie i wujkowie to rozumieją a ten tuman nie! "Zniszczyłeś tradycję" albo "Kolejny nieudacznik w rodzinie" no i jego ulubione "Głupi bachor, który zniszczył nasze dobre nazwisko". Gdybym tylko mógł to pewnie sam bym go zabił, ale nie mam pojęcia czy w momencie stania przed nim nie opanowałby mnie paraliż... Najlepiej myśleć, ale gdy przychodzi co do czego to pewnie chciałbym zapaść się pod ziemie albo schować za Maksem albo Mattem, którzy pewnie by mnie obronili. No Matthew z Maksiem w wosku byli, lecz zrezygnowali z jakiegoś tam powodu więc chyba się znają na tych sztuczkach i w ogóle... No mojego ojca wywalili na zabity pysk gdy tylko dowiedzieli się o co toczą się rozprawy w sądzie. Niestety panie Blackfrey katowanie własnego dziecka nie jest w ani jednym procencie normalne!
Kiedy stwierdziłem, iż się już napatrzyłem od razu zabrałem z komody pierwszą lepszą piżamę oraz poszedłem się umyć co zajęło mi tylko 10 minut. Później już bez wahania opadłem na miękkie łóżko gdzie od razu wtuliłem swoją głowę w koc z mikrofibry a moje kochane psisko samo swoim cielskiem się do mnie przybliżyło oraz zasnęło od razu.
Dzisiaj miałem ciężką nockę, gdyż nie mogłem zasnąć. Kręciłem się jakby łóżko mnie parzyło i nawet tulenie się do mojego Lorda mi nie pomagało. Psisko spało w najlepsze więc moje rzucanie się z boku na bok nie robiło na nim wrażenia chociaż czujny pewnie był i w razie czego ochroniłby mnie przed zagrożeniem w postaci na przykład człowieka z nożem... Kiedy w końcu w okolicach północy nie dawałem już rady ubrałem się w normalne rzeczy i po pogłaskaniu psa po głowie poszedłem do Irmy, ale jak się okazało pokój był pusty co mnie zmartwiło... "Może też nie mogła spać?" - pomyślałem rozglądając się dookoła oraz zastanawiając się gdzie mogłaby pójść. W końcu po pięciu minutach oświeciło mnie, iż mogła być u Alkatrasa dlatego pokierowałem się od razu do stajni gdzie prawie wszystkie konie spały. Pizarro jednak czuwał i był jakiś taki niespokojny... Podszedłem na spokojnie do jego boksu oraz pogłaskałem go po jego ślicznym łbie na co zmrużył oczy, ale szybko wrócił do obserwowania wejścia do stajni.
- Z wujkiem jest coś nie tak? - zapytałem na co parsknął i trącił mnie głową - Będzie dobrze - dodałem, ale ten chyba tak nie uważał dlatego westchnąłem oraz zacząłem szukać Irmusi co nie zajęło mi długo, gdyż znalazłem ją przy Alkatrasie a dokładnie to w jego boksie. Ukochana spała na brzuchu kasztana, który ją ogrzewał oraz pilnował by nie stała jej się krzywda. Był to taki słodki widok, że aż im fotkę cyknąłem z czego kasztan średnio był zadowolony, lecz wolał pilnować swojej pani zamiast stroić na mnie fochy. Chciałem już budzić niebieskooką by zabrać ją do domu, gdyż i tak mogła się tutaj przeziębić, ale słysząc, że ktoś się zbliża wskoczyłem do bosku Ser Contesa, który całkowicie mnie zignorował a ja niepewnie wyjrzałem lekko z boksu i zobaczyłem wujka Maksa! Był strasznie nie wyspany i miał brudną buzie najprawdopodobniej od nutelli z czego śmiać mi się chciało, bo on praktycznie nigdy się nie brudzi! Nefaria widząc jego trochę zły humor poskubała mu trochę włosy z czego się zaśmiał i ją pogłaskał. Ogier był trochę zazdrosny dlatego specjalnie zwracał na siebie więcej uwagi. Wujek szybko osiodłał Pizarra i założył sobie na łeb kask po czym wyprowadził ogiera ze stajni i chyba udał się na parkur. "Trenuje się skoki?" - pomyślałem wstając i wychodząc z boksu siwka, który od razu zamknąłem. Chciałem już iść zobaczyć jak wujek skacze, ale zobaczyłem, że Irmuś się budzi więc poczekałem za nią oraz wyjaśniając jej wszystko poszliśmy po podglądać wujka. Skakał on nieźle, ale robił błędy, które od razu z cichym śmiechem komentowaliśmy. W końcu po około 45 minutach nas zauważył i zmierzył zmęczonym wzrokiem.
- Idźcie spać - mruknął przecierając oczy.
- Nie - burknęła Irma i już miała iść do Alkatrasa, ale złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę willi - Co robisz? - zapytała patrząc w moje oczy.
- Idziemy spać, bo jestem zmęczony i chcę być już z tobą w łóżku - stwierdziłem szczerząc się i pokazując swoje białe jak śnieg ząbki. Szliśmy właśnie korytarzem prowadzącym to naszych pokoi. Nie wiem czy Irmusi będzie bardziej wygodniej u mnie czy u niej, ale ja się dostosuje. Byłem tak zamyślony, że prawie nie kontaktowałem ze światem... Byliśmy już bardzo blisko, ale nagle usłyszałem jak szyba w oknie zostaje zbita a potem Irma upadła na ziemię i zaczęła krwawić z ramienia! "Snajper!" - pomyślałem zdenerwowany kucając obok niej i tamując krwotok.
- Irmuś spokojnie - rzekłem widząc wymalowany wyraz bólu na jej pięknej twarzy. Na szczęście szybko zjawił się wujek Maks i to on zaczął szybko działać...
< Irma? :3 No i mamy to xd>
http://design.syrupdenver.com/wp-content/uploads/2014/08/Grey-Paint-Ideas-For-Bedroom.jpg
Do dziś pamiętam dzień kiedy wujek zabrał mnie wraz z siostrą do siebie. Praktycznie wszystkiego się bałem oraz nie chciałem mieć żadnego kontaktu z ludźmi. Jedno podniesienie głosu wystarczyło bym trząsł się jak galareta a podniesienie ręki powodowało u mnie taki zawał, że zdarzyło mi się często z tego wszystkiego tracić przytomność... No nie ukrywam, iż w parze z tym szła rozbita głowa oraz liczne siniaki, do których i tak byłem od bardzo dawna przyzwyczajony. Nie oszukujmy się... Michael zostawił moją psychikę w ruinie, a wszystko uspokoiło się dopiero po kilku miesiącach dzięki pomocy psychologów, leków no i Franczeska, który swoją obecnością bardzo mnie wyciszał przez co potrafiłem nawet na cały dzień zapomnieć o Bożym świecie. Teraz mogę spokojnie stwierdzić, że jest lepiej, ale wolę trzymać w zapasie jakieś resztki tych "magicznych" tabletek, które kiedyś zostały mi zapisane na mój uraz psychiczny. Czy tak trudno zrozumieć moje zerowe zainteresowanie wojskiem? No broń palna jest nawet fajna... samoobronę też lubię, ale bez przesady! Nie mam ochoty łazić w mundurze i mordować innych! Dziadkowie i wujkowie to rozumieją a ten tuman nie! "Zniszczyłeś tradycję" albo "Kolejny nieudacznik w rodzinie" no i jego ulubione "Głupi bachor, który zniszczył nasze dobre nazwisko". Gdybym tylko mógł to pewnie sam bym go zabił, ale nie mam pojęcia czy w momencie stania przed nim nie opanowałby mnie paraliż... Najlepiej myśleć, ale gdy przychodzi co do czego to pewnie chciałbym zapaść się pod ziemie albo schować za Maksem albo Mattem, którzy pewnie by mnie obronili. No Matthew z Maksiem w wosku byli, lecz zrezygnowali z jakiegoś tam powodu więc chyba się znają na tych sztuczkach i w ogóle... No mojego ojca wywalili na zabity pysk gdy tylko dowiedzieli się o co toczą się rozprawy w sądzie. Niestety panie Blackfrey katowanie własnego dziecka nie jest w ani jednym procencie normalne!
Kiedy stwierdziłem, iż się już napatrzyłem od razu zabrałem z komody pierwszą lepszą piżamę oraz poszedłem się umyć co zajęło mi tylko 10 minut. Później już bez wahania opadłem na miękkie łóżko gdzie od razu wtuliłem swoją głowę w koc z mikrofibry a moje kochane psisko samo swoim cielskiem się do mnie przybliżyło oraz zasnęło od razu.
Dzisiaj miałem ciężką nockę, gdyż nie mogłem zasnąć. Kręciłem się jakby łóżko mnie parzyło i nawet tulenie się do mojego Lorda mi nie pomagało. Psisko spało w najlepsze więc moje rzucanie się z boku na bok nie robiło na nim wrażenia chociaż czujny pewnie był i w razie czego ochroniłby mnie przed zagrożeniem w postaci na przykład człowieka z nożem... Kiedy w końcu w okolicach północy nie dawałem już rady ubrałem się w normalne rzeczy i po pogłaskaniu psa po głowie poszedłem do Irmy, ale jak się okazało pokój był pusty co mnie zmartwiło... "Może też nie mogła spać?" - pomyślałem rozglądając się dookoła oraz zastanawiając się gdzie mogłaby pójść. W końcu po pięciu minutach oświeciło mnie, iż mogła być u Alkatrasa dlatego pokierowałem się od razu do stajni gdzie prawie wszystkie konie spały. Pizarro jednak czuwał i był jakiś taki niespokojny... Podszedłem na spokojnie do jego boksu oraz pogłaskałem go po jego ślicznym łbie na co zmrużył oczy, ale szybko wrócił do obserwowania wejścia do stajni.
- Z wujkiem jest coś nie tak? - zapytałem na co parsknął i trącił mnie głową - Będzie dobrze - dodałem, ale ten chyba tak nie uważał dlatego westchnąłem oraz zacząłem szukać Irmusi co nie zajęło mi długo, gdyż znalazłem ją przy Alkatrasie a dokładnie to w jego boksie. Ukochana spała na brzuchu kasztana, który ją ogrzewał oraz pilnował by nie stała jej się krzywda. Był to taki słodki widok, że aż im fotkę cyknąłem z czego kasztan średnio był zadowolony, lecz wolał pilnować swojej pani zamiast stroić na mnie fochy. Chciałem już budzić niebieskooką by zabrać ją do domu, gdyż i tak mogła się tutaj przeziębić, ale słysząc, że ktoś się zbliża wskoczyłem do bosku Ser Contesa, który całkowicie mnie zignorował a ja niepewnie wyjrzałem lekko z boksu i zobaczyłem wujka Maksa! Był strasznie nie wyspany i miał brudną buzie najprawdopodobniej od nutelli z czego śmiać mi się chciało, bo on praktycznie nigdy się nie brudzi! Nefaria widząc jego trochę zły humor poskubała mu trochę włosy z czego się zaśmiał i ją pogłaskał. Ogier był trochę zazdrosny dlatego specjalnie zwracał na siebie więcej uwagi. Wujek szybko osiodłał Pizarra i założył sobie na łeb kask po czym wyprowadził ogiera ze stajni i chyba udał się na parkur. "Trenuje się skoki?" - pomyślałem wstając i wychodząc z boksu siwka, który od razu zamknąłem. Chciałem już iść zobaczyć jak wujek skacze, ale zobaczyłem, że Irmuś się budzi więc poczekałem za nią oraz wyjaśniając jej wszystko poszliśmy po podglądać wujka. Skakał on nieźle, ale robił błędy, które od razu z cichym śmiechem komentowaliśmy. W końcu po około 45 minutach nas zauważył i zmierzył zmęczonym wzrokiem.
- Idźcie spać - mruknął przecierając oczy.
- Nie - burknęła Irma i już miała iść do Alkatrasa, ale złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę willi - Co robisz? - zapytała patrząc w moje oczy.
- Idziemy spać, bo jestem zmęczony i chcę być już z tobą w łóżku - stwierdziłem szczerząc się i pokazując swoje białe jak śnieg ząbki. Szliśmy właśnie korytarzem prowadzącym to naszych pokoi. Nie wiem czy Irmusi będzie bardziej wygodniej u mnie czy u niej, ale ja się dostosuje. Byłem tak zamyślony, że prawie nie kontaktowałem ze światem... Byliśmy już bardzo blisko, ale nagle usłyszałem jak szyba w oknie zostaje zbita a potem Irma upadła na ziemię i zaczęła krwawić z ramienia! "Snajper!" - pomyślałem zdenerwowany kucając obok niej i tamując krwotok.
- Irmuś spokojnie - rzekłem widząc wymalowany wyraz bólu na jej pięknej twarzy. Na szczęście szybko zjawił się wujek Maks i to on zaczął szybko działać...
< Irma? :3 No i mamy to xd>
środa, 21 czerwca 2017
od Irmy cd. Reker
Byłam
przerażona! Ten typ był jeszcze bardziej przerażający od tego Maksa!
Popędzałam Alkatrasa cały czas i właściwie nie wiedziałam gdzie już
jadę! Byłam jak zwierze uciekające w popłochu przed myśliwym i jego
psami… Wiem tylko że przeskoczyłam nad jakimiś autami, a później przez
mur ale nie wiedziałam za bardzo co się dzieje dookoła mnie. Jedną myśl
jaką miałam wtedy w głowie była „Uciekać! Uciekać jak najszybciej!”. Ten
typ przypominał mi jakoś moich jeszcze niedoszłych zabójców. Zwłaszcza
tych co mnie wtedy porwali z poprzedniej akademii. Tyle że tamci byli
też handlarzami żywym towarem, a ja miałam im posłużyć dodatkowo jako
zabawka. Było ich wtedy dwóch, choć jeden mnie chyba bardziej przerażał,
gdyż kopał mnie i ranił z uśmiechem. Nie obchodziło go jak bardzo ranna
jestem, dla niego się liczyło tylko to żeby mnie zgwałcić i zaspokoić
swoje seksualne pragnienia! Drugi był… Właściwie to ten drugi typ mnie
nie bił, co było tylko jedynym plusem, ale tez chciał żebym posłużyła mu
do tego samego. Chciał mnie sobie przywłaszczyć i bawić się mną w
najlepsze. Psychole! Wszędzie psychole! Pamiętałam jak mnie wtedy
skrępowali i wrzucili do bagażnika jak jakąś szmacianą lalkę… Przez to
rozbiłam sobie głowę, a ręce i nogi sobie poharatałam do krwi przez
grubą linę, jaką byłam wtedy związana. Knebel w ustach natomiast wtedy
tylko sprawiał że się dusiłam, zwłaszcza w bagażniku, gdzie nie było
dostępu do świeżego powietrza. Boże pamiętam to jak dziś! Później jeden z
nich, ten co mnie tłukł do krwi, zabrał mnie brutalnie i rzucił o
ścianę do ciemnego pomieszczenia gdzie nie było ani światła, ani okien.
Po prostu ciemność! Prawie dwa razy zostałam zgwałcona, lecz za
pierwszym razem uratował mnie wspólnik tego damskiego boksera, poprzez
zabicie go, gdyż nie chciał się dzielić gwałtem na mnie. Byłam jego
zdobyczom. Jego trofeum, które chciał skosztować, niczym lew który
upolował gazelę i teraz musiał się wgryźć w jej gardło… Pamiętam jeszcze
jego ohydny dotyk na mojej skórze. Głaskał mnie po policzku wtedy, lecz
nie miałam jak się bronić, gdyż byłam związana to raz, a dwa tamten
pierwszy podał mi jakiś narkotyk, przez co byłam otumaniona i nie do
końca wiedziałam co się ze mną działo… I wtedy kiedy i on miał mnie
zaraz zgwałcić, wkroczyła policja, która go zabiła bo nie chciał się
poddać i strzelał do nich, a ja zostałam szybko zabrana do szpitala… Od
tamtego czasu, program ochrony świadków, wyszkolił mnie w ucieczce oraz
wpoił że nie mogę nikomu ufać, lecz postawcie się na miejscu takiego
człowieka jak ja! Możesz próbować z nikim nie rozmawiać, nikomu nie
ufać, lecz prawda jest taka że i tak w końcu pękniesz, gdyż odizolowanie
się od reszty nie leży w ludzkiej naturze! Człowiek ma instynkt stadny
podobnie jak konie czy też inne zwierzęta żyjące w grupie. To się nigdy
nie zmieni, a człowiek che komuś zaufać, by chociaż przy kimś poczuć się
odrobinę bezpieczniej… Ciągłe obracanie się za siebie czy ktoś za Tobą
przypadkiem nie idzie i nie próbuje cię zabić, te nieprzespane noce w
których budzi Cię każdy, nawet najdrobniejszy szmer, to istne piekło za
życia! To ciągłe przemieszczanie się z jednego miejsca w drugie, by Cię
nie namierzyli… By nie wpadli na Twój najmniejszy, najdrobniejszy ślad
jest jak nieustający horror, tyle że to Ty grasz główną rolę i tu
naprawdę chodzi o Twoje życie lub śmierć, o które trzeba samemu
zawalczyć, gdyż program ochrony świadków nie uchroni Cię do końca… Może
Cię wyszkolić, ale nie da stu procentowej ochrony dwadzieścia cztery na
siedem. Jesteś zdany na siebie oraz na swoje umiejętności jakie Ci
wpoili. Jednak wracając do rzeczywistości… Reker mnie jakoś wyłowił,
gdyż ja byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie nawet wydostać się na
brzeg! Po prostu jakbym doznała szoku i koniec! Pa pa Irma! Bul bul bul
z rybkami… Jeśli są tam jakieś rybki oczywiście… Mniejsza! W każdym
razie mnie wyłowił i starał się jakoś uspokoić, a ja po dłuższej chwili
zaczęłam kontaktować co się ze mną dzieje, gdzie jestem oraz kto ze mną
jest. Powoli zaczynały do mnie docierać jego spokojnie, ciepłe słowa
żebym jakoś się uspokoiła. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego
ostatnie słowa. Czułam się dosłownie jakby za sprawą czarodziejskiej
różdżki ktoś zdjął barierę przez którą nic nie mogłam wcześniej
usłyszeć. Poczułam jak słuch mi się wyostrza, mimo szumu w uszach z
powodu szalejącej szybkości krwi, tłoczonej do mojego serca co było
wynikiem działającej adrenaliny.
- Nie chcę… - powiedziałam kuląc się mu na rękach – Chcę tu zostać! - dodałam.
- Możesz się znowu przeziębić tutaj Irmuś… - powiedział przejęty.
- Ale ja się boję tam wracać Reker! - szepnęłam trzęsąc się, a on znowu starał się mnie uspokoić i przekonać, że jego drugi wujek jest również niegroźny. W końcu po jakiś piętnastu minutach uległam i wróciliśmy do willi Maksa, ale chodziłam po cieniach i właściwie dłuuuuugo siedziałam w boksie Alkatrasa, czyszcząc go samodzielnie, gdyż to mnie uspokajało. W końcu gdy była już godzina 19:30 Reker zaciągnął mnie jakoś na kolację, lecz na szczęście Maks zjadł z tym całym Mattem wcześniej, więc nie musiałam się znowu obawiać tego typa. Wystarczało mi że Maksa się nadal nieco cykałam! Na kolację zjedliśmy pizzę, więc normalne jedzenie a nie jakieś kraby czy coś… a następnie każde z nas poszło do swoich pokoi, a Maks natomiast złapał Rekera bo coś tam od niego jeszcze chciał, więc sama poszłam do swojego pokoju po tych krętych korytarzach i labiryntach, ale w sumie ta „podróż” do mojego pokoju mi pomagała zająć myśli. Po około dziesięciu minutach w końcu dotarłam do swojego pokoju.
https://archzine.fr/wp-content/uploads/2015/11/tete-de-lit-captionn%C3%A9e-en-cuir-gris-et-lustre-blanche-moquette-beige-dans-la-chambre-a-coucher.jpg
Był ładny i przytulny, ale jakoś się strasznie kręciłam… Nie mogłam spać! Nawet podczas kąpieli byłam niespokojna, co mnie zdziwiło, gdyż kąpiel zawsze mnie rozluźniała, a tu teraz byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. W końcu nie wytrzymałam i o godzinie 22:58 wstałam z łóżka, przebrałam się w normalne rzeczy, otworzyłam okno i za pomocą parkuru dostałam się do stajni, gdzie oczywiście po cichu się dostałam, a swoje kroki skierowałam do Alkatrasa, który natychmiast rozpoznał nawet moje cichu że kroki i wyjrzał łbem ze swojego boksu by się upewnić że to ja.
- Cześć koniku – szepnęłam do niego, a on zarżał cichutko na powitanie, jakby nie chciał obudzić reszty końskich śpiochów. Dałam mu parę kosteczek cukru i weszłam do jego boksu, zamykając go i usiadłam na ziemi w kącie, gdzie Alkatras nieco zdziwiony zaczął mnie wąchać ale nie miał nic przeciwko temu ze byłam jakby w jego pokoju do odpoczynku. Wtedy Alkatras zrobił coś dziwnego, gdyż położył się obok mnie, jakby tym samym gonił mnie spać! Położyłam się na jego brzuchu i był dla mnie niczym grzejąca poduszka, oraz moim wiernym strażnikiem. Czasami kasztan okrywał mnie własnym łbem jakby chciał mnie ochronić przed zimnem otoczenia. W końcu sama nie wiem kiedy, zasnęłam spokojnie przy Alkatrasie bo wiedziałam że przy nim jestem bezpieczna.
< Reker? ;3 >
- Nie chcę… - powiedziałam kuląc się mu na rękach – Chcę tu zostać! - dodałam.
- Możesz się znowu przeziębić tutaj Irmuś… - powiedział przejęty.
- Ale ja się boję tam wracać Reker! - szepnęłam trzęsąc się, a on znowu starał się mnie uspokoić i przekonać, że jego drugi wujek jest również niegroźny. W końcu po jakiś piętnastu minutach uległam i wróciliśmy do willi Maksa, ale chodziłam po cieniach i właściwie dłuuuuugo siedziałam w boksie Alkatrasa, czyszcząc go samodzielnie, gdyż to mnie uspokajało. W końcu gdy była już godzina 19:30 Reker zaciągnął mnie jakoś na kolację, lecz na szczęście Maks zjadł z tym całym Mattem wcześniej, więc nie musiałam się znowu obawiać tego typa. Wystarczało mi że Maksa się nadal nieco cykałam! Na kolację zjedliśmy pizzę, więc normalne jedzenie a nie jakieś kraby czy coś… a następnie każde z nas poszło do swoich pokoi, a Maks natomiast złapał Rekera bo coś tam od niego jeszcze chciał, więc sama poszłam do swojego pokoju po tych krętych korytarzach i labiryntach, ale w sumie ta „podróż” do mojego pokoju mi pomagała zająć myśli. Po około dziesięciu minutach w końcu dotarłam do swojego pokoju.
https://archzine.fr/wp-content/uploads/2015/11/tete-de-lit-captionn%C3%A9e-en-cuir-gris-et-lustre-blanche-moquette-beige-dans-la-chambre-a-coucher.jpg
Był ładny i przytulny, ale jakoś się strasznie kręciłam… Nie mogłam spać! Nawet podczas kąpieli byłam niespokojna, co mnie zdziwiło, gdyż kąpiel zawsze mnie rozluźniała, a tu teraz byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. W końcu nie wytrzymałam i o godzinie 22:58 wstałam z łóżka, przebrałam się w normalne rzeczy, otworzyłam okno i za pomocą parkuru dostałam się do stajni, gdzie oczywiście po cichu się dostałam, a swoje kroki skierowałam do Alkatrasa, który natychmiast rozpoznał nawet moje cichu że kroki i wyjrzał łbem ze swojego boksu by się upewnić że to ja.
- Cześć koniku – szepnęłam do niego, a on zarżał cichutko na powitanie, jakby nie chciał obudzić reszty końskich śpiochów. Dałam mu parę kosteczek cukru i weszłam do jego boksu, zamykając go i usiadłam na ziemi w kącie, gdzie Alkatras nieco zdziwiony zaczął mnie wąchać ale nie miał nic przeciwko temu ze byłam jakby w jego pokoju do odpoczynku. Wtedy Alkatras zrobił coś dziwnego, gdyż położył się obok mnie, jakby tym samym gonił mnie spać! Położyłam się na jego brzuchu i był dla mnie niczym grzejąca poduszka, oraz moim wiernym strażnikiem. Czasami kasztan okrywał mnie własnym łbem jakby chciał mnie ochronić przed zimnem otoczenia. W końcu sama nie wiem kiedy, zasnęłam spokojnie przy Alkatrasie bo wiedziałam że przy nim jestem bezpieczna.
< Reker? ;3 >
od Rekera cd. Irmy
Kiedy byliśmy już prawie na padoku zobaczyłem, że Irma spojrzała w stronę bramy wjazdowej i zaczęła cała drżeć! Alkatras też nagle stanął w miejscu więc zmartwiony tym wszystkim podążyłem za wzrokiem mojej dziewczyny i spojrzałem w to samo miejsce gdzie stał wujek Matt! No nie spodziewałem się jego wizyty, bo zazwyczaj się zapowiada tygodniami a tu nagle takie coś. Miałem już mówić Irmusi by się go nie bała, ponieważ i ten wujek jest niegroźny, ale ta nagle zerwała się na Alkatrasie do cwału i przeskoczyła w pięknym stylu dwa samochody Maksa, który o mało zawału nie dostał a następnie płot posiadłości kierując się do wykupionego przez wujka lasu. Nie chcąc by dziewczyna zrobiła sobie krzywdę pogoniłem szybko Arrowa oraz zrobiłem to samo. Karusowi się to chyba spodobało, bo tylko takie atrakcje zazwyczaj miał Franczesko gdy zwiewałem instruktorom z lekcji, ale muszę przyznać, że przez samochody Maksia nigdy nie skakałem, lecz jest to bardzo przyjemne i chyba będę robił to częściej o ile mnie wcześniej wujaszek za to nie dopadnie!
- Irma czekaj! - krzyknąłem za nią, ale ta mnie nie usłyszała więc pewnie ogarnęła ją niezła panika. Martwiłem się o nią strasznie i Arrow to musiał wyczuć, gdyż mój biedaczek się nie oszczędzał i gnał przed siebie jakby się za nim paliło - Irmuś zatrzymaj się! - wołałem za nią rozpaczliwie przeskakując nad przewalonymi drzewami.
Nawet nie wiem kiedy, ale zapędziliśmy się w sam środek lasu! Było tu oczywiście trochę więcej plątaniny między drzewami dlatego zwolniłem do stępu by Arrowowi przypadkiem nie stała się krzywda. Niestety w tym gąszczu musiałem zgubić moją niebieskooką piękność, ale nie miałem zamiaru się poddać i zawrócić! W końcu byłem jej chłopakiem i chciałem dać jej potrzebną ochronę oraz wsparcie, którego potrzebowała.
Nie miałem pojęcia jak to się stało, ale gdy tylko usłyszałem jak ciało wpada do wody zerwałem się w stronę zachodnią i jak najszybciej dostałem się na otwartą przestrzeń gdzie zobaczyłem jak Irmusia wpadała do stawu, bo pewnie Alkatras przez to zabójcze tępo nie zdążył wyhamować na czas. Nie zastanawiając się długo zeskoczyłem ze swojego wierzchowca i od razu wyłowiłem ukochaną ze stawu przytulając jej drżące ciało mocno do siebie.
- Już kochanie... Ci... spokojnie... jestem tutaj... - mówiłem uspokajająco głaszcząc ją po głowie, ale gdy to przynosiło słabe efekty od razu ją pocałowałem - Kotek nie bój się - rzekłem po chwili - To był mój drugi wujek... Wiem może wydaje się straszny, ale to łagodny baran więc się go bać nie musisz kochanie - mówiłem cały czas tuląc ją do siebie przez co zaczęła się jakoś rozluźniać. Kiedy była już całkowicie spokojna pogłaskałem ją po plecach oraz pocałowałem w głowę i zabrałem na ręce - To co wracamy? - zapytałem spokojnym tonem, uśmiechając się do niej łagodnie.
< Irma? :3>
- Irma czekaj! - krzyknąłem za nią, ale ta mnie nie usłyszała więc pewnie ogarnęła ją niezła panika. Martwiłem się o nią strasznie i Arrow to musiał wyczuć, gdyż mój biedaczek się nie oszczędzał i gnał przed siebie jakby się za nim paliło - Irmuś zatrzymaj się! - wołałem za nią rozpaczliwie przeskakując nad przewalonymi drzewami.
Nawet nie wiem kiedy, ale zapędziliśmy się w sam środek lasu! Było tu oczywiście trochę więcej plątaniny między drzewami dlatego zwolniłem do stępu by Arrowowi przypadkiem nie stała się krzywda. Niestety w tym gąszczu musiałem zgubić moją niebieskooką piękność, ale nie miałem zamiaru się poddać i zawrócić! W końcu byłem jej chłopakiem i chciałem dać jej potrzebną ochronę oraz wsparcie, którego potrzebowała.
Nie miałem pojęcia jak to się stało, ale gdy tylko usłyszałem jak ciało wpada do wody zerwałem się w stronę zachodnią i jak najszybciej dostałem się na otwartą przestrzeń gdzie zobaczyłem jak Irmusia wpadała do stawu, bo pewnie Alkatras przez to zabójcze tępo nie zdążył wyhamować na czas. Nie zastanawiając się długo zeskoczyłem ze swojego wierzchowca i od razu wyłowiłem ukochaną ze stawu przytulając jej drżące ciało mocno do siebie.
- Już kochanie... Ci... spokojnie... jestem tutaj... - mówiłem uspokajająco głaszcząc ją po głowie, ale gdy to przynosiło słabe efekty od razu ją pocałowałem - Kotek nie bój się - rzekłem po chwili - To był mój drugi wujek... Wiem może wydaje się straszny, ale to łagodny baran więc się go bać nie musisz kochanie - mówiłem cały czas tuląc ją do siebie przez co zaczęła się jakoś rozluźniać. Kiedy była już całkowicie spokojna pogłaskałem ją po plecach oraz pocałowałem w głowę i zabrałem na ręce - To co wracamy? - zapytałem spokojnym tonem, uśmiechając się do niej łagodnie.
< Irma? :3>
wtorek, 20 czerwca 2017
od Irmy cd. Rekera
Kiedy siedziałam obok Rekera i wujka Maksa, no może i nie jest moim biologicznym wujkiem ale chyba mogłam go tak nazywać… Chyba. Podczas licytacji byłam strasznie zdenerwowana i ciągle patrzyłam na Nefarię z walącym mocno sercem, czy ktoś jej zaraz jednak inny nie kupi, bo zazwyczaj tacy ludzie przeznaczają klacze ze świetnym rodowodem i płodnością do reprodukcji i koniec. Klacz rodzi jak królik… Takie konie nie były szczęśliwe, a Nefaria akurat była klaczą niewysterylizowaną, czyli źrebaki mogła mieć, a takie konie zazwyczaj rzadko się zdarzały, gdyż hodowle wolą żeby nikt im nie zagrażał! „Boże ile to będzie trwać?!” - pomyślałam sobie siedząc niemalże jak na szpilkach. Dopiero co się zaczęło, a ja już byłam tak podenerwowana jakby miało o moje życie tutaj zależeć! Patrzyłam to na klacz, to na innych licytujących i nie wiedziałam że Nefaria bardziej jest zdenerwowana czy ja, bo nerwowo strzygła uszami i się na wszystkich patrzyła, a kiedy doszedł ten bat to już w ogóle! Ceny co po chwilę rosły co po chwilę w zastraszającym tempie, a ja nie mogłam się nadziwić po jak wysoką cenę mogą chodzić takie konie i jak się o nie ludzie biją! Siedziałam tak zdenerwowana jeszcze przez około pięć najdłuższych minut w moim życiu, a wtedy ogłoszono że Maks wygrał i Nefaria trafi do jego stajni! Nie posiadałam się z radości, bo wiedziałam że będzie mieć u niego dobre warunki, a wszystkie konie w jego stadninie były bardzo zadbane. Maks kupił jeszcze siwego ogiera o imieniu Mróz po Rizetino oraz Aquarcie. Później pobiegliśmy jak strzały do swoich koni, choć właściwie to należały ode do Maksa niż do nas, a kiedy sobie pomyślałam że Alkatrasa też kupił, zdałam sobie sprawę że jakbym musiała odejść to straciłabym swojego konia już na zawsze! No niby Maks był dobry i w ogóle, ale nadal się go bałam mimo wszystko, a teraz kiedy Alkatras należał do niego… No powiedzmy że chciałam sama odkupić Alkatrasa ale raczej mi by się to nie udało, no i poczułam się jak ostatnia kaleka, bo nie potrafiłabym go raczej znaleźć… A kasztan był moją rodziną! A co z Nefarią? Też należy do niego. „Eh… Co tu dużo mówić? Jak tylko się im znudzę to wyrzucą, a konia mi zabiorą” - pomyślałam smuto, ale starałam się tego nie okazywać.
- Potraktujcie to jako prezent. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni i dacie sobie z nimi radę - rzekł Maks, a ja się zdziwiłam! „Jak to nasze?” - spytałam samą siebie w myślach, bo myślałam że kupił je dla siebie, a nie dla nas! „Ten typ jest szalony!” - przeszło mi przez myśl, ale nie mogłam już dłużej nad tym myśleć, bo Nefaria podeszła do Maksa od tyłu bo na chwilkę się obrócił i zaczęła mu skubać włosy! Z początku Maks się zdziwił i zesztywniał, lecz kiedy jakby oprzytomniał nieco, obrócił się i zobaczył klacz, która nadal skubała go delikatnie po włosach zadowolona.
- Co? Podobają Ci się? - spytał rozbawiony, na co klacz zarżała i przestała, ale jakby tam się troszkę oblizywała czy coś bo parę razy wywaliła język śmiesznie, co wywołało u nas falę śmiechu. Wszystkie trzy konie zostały zapakowane do przyczepy, a następnie na lotnisko by je przetransportować samolotem do stanów, a my wróciliśmy do hotelu gdzie się spakowaliśmy i również pojechaliśmy na lotnisko, lecz tym razem Maks się upewnił że wszystko jest w porządku, tak samo jak piloci, którzy jeszcze przy nas wszystko dokładnie sprawdzali. Kiedy mieliśmy wsiąść do samolotu, ja stanęłam jak wryta i nie mogłam się ruszać. Czułam tylko jak bardzo drżą mi nogi i dosłownie miałam je jak z waty, przez co nie wiedziałam czy się na nich długo utrzymam, gdyż no nie czułam jakby nóg!
- Chodź Irmo! - zachęcił mnie Maks, lecz ja stanowczo zaprzeczyłam ruchem głowy ale nawet ruszyć w tył się nie mogłam! - Chodź teraz już wszystko będzie dobrze! - dodał ale ja i tak się nie ruszyłam, tylko się trzęsłam jak osika.
- Wujek idź! - warknął nagle Reker, który wyszedł z samolotu, a Maks tylko na to przewrócił oczami ale wszedł do środka – Irmuś nie bój się! - powiedział podchodząc do mnie.
- Nie chce tym lecieć…. Już prawie drugi raz się rozbiłam i mi wystarczy kolejnego razu, abo tym razem śmierci – powiedziałam co po chwilę się jąkając i drżąc na sam widok samolotu. „Boże jak ja nienawidzę latać!!!” - krzyknęłam rozpaczliwie w myślach jakby to coś miało mi pomóc.
- Zaufaj mi! Wszystko będzie dobrze, chodź! - zachęcił mnie, na co przełknęłam głośno ślinę.
- Nie mogę się ruszyć…. - szepnęłam, a on przekręcił głowę jak pies.
- Nie mogę się w ogóle ruszać… Jakbym nie czuła nóg – sprecyzowałam odpowiedź, a on wtedy spojrzał na moje drżące jak galareta nogi i spięte ciało, na co westchnął i nagle wziął mnie na ręce!
- Co robisz?! - spytałam zdenerwowana.
- Jak się nie możesz sama ruszyć, to Ci pomogę! Nic się nie bój Irmuś, naprawdę mi zaufaj! - rzekł i wszedł do samolotu, ale tam nawet byłam wielkim kłębkiem nerwów! Z tego wszystkie podali mi silne środki uspokajające, które i tak nic prawie nie dawały, ale starałam się jakoś opanować. Te kilka godzin lotu były koszmarem, lecz kiedy wylądowaliśmy poczułam niesamowitą ulgę i wparowałam szybko do auta, gdzie niemalże natychmiast zasnęłam, z czego pewnie się śmiali czy coś, ale ja tylko czułam się bezpiecznie na ziemi!
**
Po kilku godzinach spania, poczułam jak ktoś mnie szturcha, wiece leniwie i z trudem otworzyłam słabe powieki, gdzie zobaczyłam zmartwionego Rekera.
- O co chodzi? - spytałam przeciągając się niczym kto, z czego troszkę się uśmiechnął.
- Jesteśmy już na miejscu! Był wypadek, więc staliśmy jeszcze trzy i pół godziny w korku, a ty cały czas spałaś – wyjaśnił.
- Uhu…. - mruknęłam tylko przecierając zaspane oczy i wyszłam jakoś z auta, gdzie zaczęliśmy iść najpierw do stajni, by zobaczyć jak się mają nasze konie, a ja nico się rozbudziłam. Kiedy tylko zobaczyłam Alkatrasa, od razu się ożywiłam i do niego podbiegłam ciesząc się że go widzę, oraz się do niego przytuliłam, co on też zrobił swoim muskularnym łbem, więc to musiało słodko wyglądać dla kogoś stojącego obok.
- Tęskniłeś mały? - spytałam szczęśliwa, na co zarżał cicho.
- Cześć malutki! - usłyszałam głos Rekera, więc pewnie witał się z Arrowem! Dałam kasztanowi kosteczkę cukru i zaczęłam się rozglądać wzrokiem po całej stajni, gdzie są nasze nowe konie i po dłuższej chwili znalazłam! Nefaria stała w swoim boksie i wyglądała zaciekawiona po nowej stajni tak samo jak Lux oraz Mróz. Tak bardzo cieszyłam się że wróciłam, że od razu zaczęłam siodłać Alkatrasa , który wyglądał na zadowolonego z mojego pomysłu, wyprowadziłam go z boksu i skierowałam się z Rekerem na odkryty padok, więc musieliśmy przejechać po żwirowym placu wjazdowym Maksa. Kiedy byliśmy już prawie na padoku, nagle zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w bramie, który wydawał mi się przerażający i znowu zaczęłam cała drżeć! Alkatras natomiast czując to natychmiast stanął w miejscu.
< Reker? ;3 >
- Potraktujcie to jako prezent. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni i dacie sobie z nimi radę - rzekł Maks, a ja się zdziwiłam! „Jak to nasze?” - spytałam samą siebie w myślach, bo myślałam że kupił je dla siebie, a nie dla nas! „Ten typ jest szalony!” - przeszło mi przez myśl, ale nie mogłam już dłużej nad tym myśleć, bo Nefaria podeszła do Maksa od tyłu bo na chwilkę się obrócił i zaczęła mu skubać włosy! Z początku Maks się zdziwił i zesztywniał, lecz kiedy jakby oprzytomniał nieco, obrócił się i zobaczył klacz, która nadal skubała go delikatnie po włosach zadowolona.
- Co? Podobają Ci się? - spytał rozbawiony, na co klacz zarżała i przestała, ale jakby tam się troszkę oblizywała czy coś bo parę razy wywaliła język śmiesznie, co wywołało u nas falę śmiechu. Wszystkie trzy konie zostały zapakowane do przyczepy, a następnie na lotnisko by je przetransportować samolotem do stanów, a my wróciliśmy do hotelu gdzie się spakowaliśmy i również pojechaliśmy na lotnisko, lecz tym razem Maks się upewnił że wszystko jest w porządku, tak samo jak piloci, którzy jeszcze przy nas wszystko dokładnie sprawdzali. Kiedy mieliśmy wsiąść do samolotu, ja stanęłam jak wryta i nie mogłam się ruszać. Czułam tylko jak bardzo drżą mi nogi i dosłownie miałam je jak z waty, przez co nie wiedziałam czy się na nich długo utrzymam, gdyż no nie czułam jakby nóg!
- Chodź Irmo! - zachęcił mnie Maks, lecz ja stanowczo zaprzeczyłam ruchem głowy ale nawet ruszyć w tył się nie mogłam! - Chodź teraz już wszystko będzie dobrze! - dodał ale ja i tak się nie ruszyłam, tylko się trzęsłam jak osika.
- Wujek idź! - warknął nagle Reker, który wyszedł z samolotu, a Maks tylko na to przewrócił oczami ale wszedł do środka – Irmuś nie bój się! - powiedział podchodząc do mnie.
- Nie chce tym lecieć…. Już prawie drugi raz się rozbiłam i mi wystarczy kolejnego razu, abo tym razem śmierci – powiedziałam co po chwilę się jąkając i drżąc na sam widok samolotu. „Boże jak ja nienawidzę latać!!!” - krzyknęłam rozpaczliwie w myślach jakby to coś miało mi pomóc.
- Zaufaj mi! Wszystko będzie dobrze, chodź! - zachęcił mnie, na co przełknęłam głośno ślinę.
- Nie mogę się ruszyć…. - szepnęłam, a on przekręcił głowę jak pies.
- Nie mogę się w ogóle ruszać… Jakbym nie czuła nóg – sprecyzowałam odpowiedź, a on wtedy spojrzał na moje drżące jak galareta nogi i spięte ciało, na co westchnął i nagle wziął mnie na ręce!
- Co robisz?! - spytałam zdenerwowana.
- Jak się nie możesz sama ruszyć, to Ci pomogę! Nic się nie bój Irmuś, naprawdę mi zaufaj! - rzekł i wszedł do samolotu, ale tam nawet byłam wielkim kłębkiem nerwów! Z tego wszystkie podali mi silne środki uspokajające, które i tak nic prawie nie dawały, ale starałam się jakoś opanować. Te kilka godzin lotu były koszmarem, lecz kiedy wylądowaliśmy poczułam niesamowitą ulgę i wparowałam szybko do auta, gdzie niemalże natychmiast zasnęłam, z czego pewnie się śmiali czy coś, ale ja tylko czułam się bezpiecznie na ziemi!
**
Po kilku godzinach spania, poczułam jak ktoś mnie szturcha, wiece leniwie i z trudem otworzyłam słabe powieki, gdzie zobaczyłam zmartwionego Rekera.
- O co chodzi? - spytałam przeciągając się niczym kto, z czego troszkę się uśmiechnął.
- Jesteśmy już na miejscu! Był wypadek, więc staliśmy jeszcze trzy i pół godziny w korku, a ty cały czas spałaś – wyjaśnił.
- Uhu…. - mruknęłam tylko przecierając zaspane oczy i wyszłam jakoś z auta, gdzie zaczęliśmy iść najpierw do stajni, by zobaczyć jak się mają nasze konie, a ja nico się rozbudziłam. Kiedy tylko zobaczyłam Alkatrasa, od razu się ożywiłam i do niego podbiegłam ciesząc się że go widzę, oraz się do niego przytuliłam, co on też zrobił swoim muskularnym łbem, więc to musiało słodko wyglądać dla kogoś stojącego obok.
- Tęskniłeś mały? - spytałam szczęśliwa, na co zarżał cicho.
- Cześć malutki! - usłyszałam głos Rekera, więc pewnie witał się z Arrowem! Dałam kasztanowi kosteczkę cukru i zaczęłam się rozglądać wzrokiem po całej stajni, gdzie są nasze nowe konie i po dłuższej chwili znalazłam! Nefaria stała w swoim boksie i wyglądała zaciekawiona po nowej stajni tak samo jak Lux oraz Mróz. Tak bardzo cieszyłam się że wróciłam, że od razu zaczęłam siodłać Alkatrasa , który wyglądał na zadowolonego z mojego pomysłu, wyprowadziłam go z boksu i skierowałam się z Rekerem na odkryty padok, więc musieliśmy przejechać po żwirowym placu wjazdowym Maksa. Kiedy byliśmy już prawie na padoku, nagle zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w bramie, który wydawał mi się przerażający i znowu zaczęłam cała drżeć! Alkatras natomiast czując to natychmiast stanął w miejscu.
< Reker? ;3 >
od Rekera cd. Irmy
Kiedy weszliśmy do stajni od razu zaczęliśmy się rozglądać dookoła. Niechcący wyrwałem się bardziej do przodu, gdyż no za mocno się zagapiłem, ale najbardziej moją uwagę przykuł kary ogier rasy hanowerskiej.
Co prawda był on inny niż Arrow, ale jak dla mnie był on najpiękniejszy z całej stadniny! Spojrzałem na drzwiczki boksu gdzie znajdowała się złota tabliczka z imieniem wierzchowca i po jakich był rodzicach. Karus nazywał się Lux i był po matce Quinn oraz ojcu Vladmirze... Aż się zdziwiłem, że w miarę normalnie te konie ponazywali, bo niektórzy Francuzi to istni wariaci!
- Cześć mały - powiedziałem wyciągając powoli rękę w stronę jego głowy, do której chętnie się przytulił więc nie czekając dłużej radośnie go pogłaskałem - Śliczny jesteś - stwierdziłem na co zarżał cicho i podrzucił kilka razy zadowolony łbem. Z tego co doczytałem to miał cztery lata no i jakoś się okazało, że jego rodowód jest wręcz rewelacyjny! Arrow tak samo jak Alkatras też byli po świetnych koniach więc nie mieliśmy na co narzekać. Lux był bardzo zadowolony z pieszczot i gdy już tylko miałem sięgać do kieszeni by dać mu kosteczkę cukru usłyszałem za sobą wściekły głos jakiegoś mężczyzny.
- Co tu robi ten bachor?! Zabrać go w tej chwili, bo zarazi czymś jeszcze mojego Luxa! - warknął na mnie a ja zmierzyłem go obojętnym wzrokiem.
- Derko zrozum wreszcie, że jeszcze licytacja się nie skończyła! - warknął na niego inny mężczyzna. Ten karus bardzo mi się podobał, ale nie mogłem bez przerwy żerować na pieniądzach wujka... Westchnąłem ciężko i już miałem sobie iść poszukać Irmy, lecz zjawił się wnerwiony Maks, do którego raczej bez kija teraz lepiej nie było podchodzić.
- Dzieciaki mogą sobie głaskać te konie ile chcą - fuknął zły patrząc na moją dziewczynę, którą dopiero teraz ujrzałem przy innym boksie więc musiała sobie też upatrzyć jakiegoś wierzchowca - Dołączam się do licytacji za Luxa i Nefaria - dodał jeszcze a ten typo co zaatakował mnie słownie wzruszył na to tylko ramionami.
- I tak będą moje! Przegra pan z kretesem - mruknął na niego i się zaśmiał.
- To się jeszcze okaże - prychnął i ruchem głowy nakazał nam iść przez co szybko pożegnaliśmy się z końmi oraz udaliśmy się za nim na dwór gdzie zasiedliśmy przy stoliku a już po chwili pojawiły się konie przeznaczone na licytację w tym Lux i Nefaria. Licytator mówił coś o ich rodzicach i tak dalej... no najważniejsze rzeczy, które powinien wiedzieć kupujący a przed nami na przestrzeni cały czas pokazywano jako koń się rusza i skacze, lecz najciekawsza była licytacja gdzie wujek na pewno łatwo nie odpuści.
- Numer jeden, koń Lux cena wywoławcza 430 tysięcy - oznajmił licytator i się zaczęło.
- 435 tysięcy - odezwał się od razu wujek.
- 440 tysięcy - przebił go od razu ten gościu, który nas obraził.
- 445 tysięcy - mruknął wujek.
- 450 tysięcy - rzekł ktoś inny i tak się toczyło aż do samego końca. Jakiś człowiek od razu zrezygnował gdy spojrzał na Maksa, bo chyba rozpoznał kim jest... W końcu ceny zaszły tak daleko, że nawet pan idiota się poddał co mnie rozbawiło, ale jakoś powstrzymałem się od śmiechu i pokazania typowi języka.
- Milion trzy tysiące osiemset po raz pierwszy... po raz drugi... po raz trzeci! Sprzedano panu przy stoliku numer dwadzieścia! - krzyknął a Derkowi mina zrzedła! Chciałem już coś pomruczeć, ale zaczęła się licytacja Nefari więc wolałem być cicho by Maksiu mógł się skupić - Cena wywoławcza 430 tysięcy - rzekł ponownie licytator i zaczęło się od nowa. W pewnym momencie klaczka przestraszyła się palcata co zniechęciło niektórych licytujących więc wujek miał mniej ludzi, których musiał przebijać, ale w końcu i tak wygrał przez co myśleliśmy, że będziemy skakać ze szczęścia!
- Milion dwa tysiące czterysta po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci! Sprzedano panu przy stoliku numer dwadzieścia! - krzyknął licytator a wujek demu całemu Derko posłał kpiący uśmieszek i mruknął coś obraźliwego w jego stronę niestety w innym języku, którego do końca nie zrozumiałem. Maksiu jeszcze zaszalał i zakupił siwego ogiera już nieco taniej a cała licytacja już po niecałej półtora godzinie się skończyła więc nadszedł czas by przeczytać ludzi, którzy zakupili swoje wierzchowce by nie było żadnych nie domówień - Numer jeden, dwa i siedemnaście należą do Pana Maksymiliana Blackfreya! Prosimy uregulować wszystko u właściciela stadniny - odezwał się głos a wszyscy normalnie zrobili miny karpia i popatrzyli na Maksa jak na ducha. Wujek praktycznie się tym nie przejął i poszedł z nami załatwić wszystkie formalności a już po około trzydziestu minutach konie były nasze! Tak NASZE!
- Potraktujcie to jako prezent. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni i dacie sobie z nimi radę - rzekł wujek mrużąc na chwilę zmęczone oczy.
< Irma? :3 Wygrał! xd>
od Irmy cd. Rekera
No nie powiem… Nienawidzę latać samolotami, bo kiedyś nieomal się rozbiłam jak jeszcze miałam biologicznych rodziców, lecz teraz kiedy znowu prawie się rozbił odrzutowiec i w dodatku prywatny Maksa, stwierdziłam że już chyba nigdy nie wrócę do kraju, gdyż panicznie teraz bałam się latać! Dwa razy prawie się zabić to już przesada! Nie… Nie lubię samolotów! Nie lubię latać i koniec! Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, miałam ochotę paść na kolana i ją ucałować że żyję oraz że jestem w bezpiecznym miejscu, lecz się powstrzymałam. Później z Rekerem zamówiliśmy sobie lazanię… Boże jakie to było pyszne! Powiem szczerze że hotel był właściwie istnie królewski, gdyż w środku wyglądało wszystko jakbyśmy mieszkali w jakimś pałacu, a my czuliśmy się jak jacyś ludzie z królewskiego rodu normalnie! Wspólny pokój z Rekerem też mnie jakoś teraz specjalnie nie dziwił albo hm… Nie kłopotał może tak. No bo jak w końcu spędziliśmy tyle czasu ze sobą oraz dwie noce spaliśmy w siebie wtuleni i dobrze nam się spał to czemu nie spać w jednym? Dobra nie ważne! W każdym razie później wymknęliśmy się jakoś z hotelu i zaczęliśmy zwiedzać Paryż czym byłam wręcz zachwycona, mimo tak dramatycznej podróży. Następnie Reker zabrał mnie na wieżę Eifla, gdzie były tak piękne widoki!
- Ślicznie tu - powiedziałam nagle gdy patrzyliśmy już z jakiś czas na tereny Paryża, który mienił się różnymi kolorami od świateł, a ciemna noc polepszała ten niezwykły widok!
- To prawda, ale.... - urwał milknąc, gdy na mnie spojrzał, a ja się bałam że zaraz coś powie w stylu że „źle się stało że na siebie trafiliśmy” To nie powinno się było stać” „musimy zakończyć naszą znajomość”. Na te ponure myśli serce mi przyspieszyło i myślałam że zaraz się opłaczę, bo nie chciałam żeby jednak on mnie też zostawił, tak jak wszyscy inni! Nie chciałam znowu być sama… Nie chciałam żeby każdy się ode mnie odwracał, bo byłam podjęta głupim programem ochrony świadków i ktoś chce mnie zabić… Chcę tylko normalnie żyć, nic więcej! Żyć u boku najbliższych mi osób, ale te wykruszyły się bardzo szybko i zostałam sama, a teraz miałam tylko Tię i Rekera, no i Maksa poniekąd! „znowu zostanę sama...” pomyślałam smutno.
- Ale? - zapytałam jednak kiedy spojrzał mi głęboko w oczy.
- Znam osobę, która jest najśliczniejsza i najpiękniejsza - odpowiedział mi a ja momentalnie posmutniałam. „Ma kogoś i mnie skreślił” - pomyślałam zrozpaczona, lecz wtedy dodał coś, co mnie zszokowało! - Ciebie - dodał po chwili i nawet nie wiecie w jakim szoku ja byłam!- Irmo ja Cię Kocham – rzekł jeszcze i… i… mnie pocałował!
Nie mogłam po prostu w to uwierzyć! Byłam… Byłam taka szczęśliwa! Zaraz odwzajemniłam pocałunek, co go chyba nieco zdziwiło, ale gdy się od siebie oderwaliśmy widziałam szczęście, ale i zdenerwowanie.
- Ja też Cię Kocham Reker! - szepnęłam, a w jego oczach mogłam dostrzec błysk szczęścia. Znowu mnie pocałował, a później patrzyliśmy na fajerwerki, lecz ja tym razem patrzyłam wtulona w niego i wreszcie poczułam spokój… Patrzyliśmy tak z dwadzieścia minut na fajerwerki, a później jeszcze na rozświetlone miasto gdy to się wszystko skończyło, a następnie zaczęliśmy wracać do naszego hotelu. Muszę przyznać że Reker mi imponował że zna biegle francuski!
**
Następnego dnia obudziliśmy się około godziny dziesiątej rano, oczywiście byliśmy wtuleni w siebie, a gdy wstaliśmy, Reker zamówił nam śniadanie, a ja poszłam się przebrać, gdzie dostrzegłam że mnie dziad chciał podejrzeć! Rozbawiona pogoniłam go ręcznikiem i pluszowym kapciem z czego oboje się śmialiśmy a ja w końcu zamykając się w łazience, spokojnie się przebrałam i zjadłam z nim śniadanie. A później przyszedł po nas Maks z którym pojechaliśmy do stadniny gdzie mają najlepsze konie do zawodów w skokach. Właściciel przywitał nas z uśmiechem a ja weszłam do jednej ze stajni z Rekerem nie chcąc czekać i zaczęliśmy się rozglądać, a moją uwagę przykuła klacz pewna klacz…
Była piękna! Podeszłam od razu do drzwiczek jej boksu, a ona do mnie chętnie podeszła i pozwoliła się pogłaskać, dzięki czemu się lekko uśmiechnęłam i pogłaskałam ją, na co cichutko zarżała z zadowolenia, a ja korzystając z okazji, spojrzałam na złotą tabliczkę na której były zapisane jej dane oraz rodziców. „Nefaria – po Castello de lavo oraz Feladolle de leko” przeczytałam i lekko się skrzywiłam na te dziwne imiona.
- A więc jesteś Nefaria… - szepnęłam do klaczy głaszcząc ją, na co trąciła mnie lekko łbem, jakby potwierdzała moje słowa. Klacz była rany Hanowerskiej oraz z tego co wyczytałam na tabliczce, miała cztery lata. A wtedy usłyszałam niedaleko siebie niezadowolenie jakiegoś mężczyzny.
- Bachorze odsuń się od mojej klaczy bo jeszcze ją ubrudzisz ty mała pijawko! - warknął na mnie, a ja się zdziwiłam.
- Derko to jeszcze nie Twoja klacz bo licytacja jeszcze trwa! - warknął na niego inny.
- I tak będzie moja! A ty na pewno jej nie kupisz, więc sobie pomarz Romualdo! - warknął, a ja nie wiedziałam czy uciekać czy zostać.
< Reker? ;3 niech maks tam ratuje! Xdd >
- Ślicznie tu - powiedziałam nagle gdy patrzyliśmy już z jakiś czas na tereny Paryża, który mienił się różnymi kolorami od świateł, a ciemna noc polepszała ten niezwykły widok!
- To prawda, ale.... - urwał milknąc, gdy na mnie spojrzał, a ja się bałam że zaraz coś powie w stylu że „źle się stało że na siebie trafiliśmy” To nie powinno się było stać” „musimy zakończyć naszą znajomość”. Na te ponure myśli serce mi przyspieszyło i myślałam że zaraz się opłaczę, bo nie chciałam żeby jednak on mnie też zostawił, tak jak wszyscy inni! Nie chciałam znowu być sama… Nie chciałam żeby każdy się ode mnie odwracał, bo byłam podjęta głupim programem ochrony świadków i ktoś chce mnie zabić… Chcę tylko normalnie żyć, nic więcej! Żyć u boku najbliższych mi osób, ale te wykruszyły się bardzo szybko i zostałam sama, a teraz miałam tylko Tię i Rekera, no i Maksa poniekąd! „znowu zostanę sama...” pomyślałam smutno.
- Ale? - zapytałam jednak kiedy spojrzał mi głęboko w oczy.
- Znam osobę, która jest najśliczniejsza i najpiękniejsza - odpowiedział mi a ja momentalnie posmutniałam. „Ma kogoś i mnie skreślił” - pomyślałam zrozpaczona, lecz wtedy dodał coś, co mnie zszokowało! - Ciebie - dodał po chwili i nawet nie wiecie w jakim szoku ja byłam!- Irmo ja Cię Kocham – rzekł jeszcze i… i… mnie pocałował!
Nie mogłam po prostu w to uwierzyć! Byłam… Byłam taka szczęśliwa! Zaraz odwzajemniłam pocałunek, co go chyba nieco zdziwiło, ale gdy się od siebie oderwaliśmy widziałam szczęście, ale i zdenerwowanie.
- Ja też Cię Kocham Reker! - szepnęłam, a w jego oczach mogłam dostrzec błysk szczęścia. Znowu mnie pocałował, a później patrzyliśmy na fajerwerki, lecz ja tym razem patrzyłam wtulona w niego i wreszcie poczułam spokój… Patrzyliśmy tak z dwadzieścia minut na fajerwerki, a później jeszcze na rozświetlone miasto gdy to się wszystko skończyło, a następnie zaczęliśmy wracać do naszego hotelu. Muszę przyznać że Reker mi imponował że zna biegle francuski!
**
Następnego dnia obudziliśmy się około godziny dziesiątej rano, oczywiście byliśmy wtuleni w siebie, a gdy wstaliśmy, Reker zamówił nam śniadanie, a ja poszłam się przebrać, gdzie dostrzegłam że mnie dziad chciał podejrzeć! Rozbawiona pogoniłam go ręcznikiem i pluszowym kapciem z czego oboje się śmialiśmy a ja w końcu zamykając się w łazience, spokojnie się przebrałam i zjadłam z nim śniadanie. A później przyszedł po nas Maks z którym pojechaliśmy do stadniny gdzie mają najlepsze konie do zawodów w skokach. Właściciel przywitał nas z uśmiechem a ja weszłam do jednej ze stajni z Rekerem nie chcąc czekać i zaczęliśmy się rozglądać, a moją uwagę przykuła klacz pewna klacz…
Była piękna! Podeszłam od razu do drzwiczek jej boksu, a ona do mnie chętnie podeszła i pozwoliła się pogłaskać, dzięki czemu się lekko uśmiechnęłam i pogłaskałam ją, na co cichutko zarżała z zadowolenia, a ja korzystając z okazji, spojrzałam na złotą tabliczkę na której były zapisane jej dane oraz rodziców. „Nefaria – po Castello de lavo oraz Feladolle de leko” przeczytałam i lekko się skrzywiłam na te dziwne imiona.
- A więc jesteś Nefaria… - szepnęłam do klaczy głaszcząc ją, na co trąciła mnie lekko łbem, jakby potwierdzała moje słowa. Klacz była rany Hanowerskiej oraz z tego co wyczytałam na tabliczce, miała cztery lata. A wtedy usłyszałam niedaleko siebie niezadowolenie jakiegoś mężczyzny.
- Bachorze odsuń się od mojej klaczy bo jeszcze ją ubrudzisz ty mała pijawko! - warknął na mnie, a ja się zdziwiłam.
- Derko to jeszcze nie Twoja klacz bo licytacja jeszcze trwa! - warknął na niego inny.
- I tak będzie moja! A ty na pewno jej nie kupisz, więc sobie pomarz Romualdo! - warknął, a ja nie wiedziałam czy uciekać czy zostać.
< Reker? ;3 niech maks tam ratuje! Xdd >
poniedziałek, 19 czerwca 2017
od Rekera cd. Irmy
Nie no byłem w ogromnym szoku! Najpierw wygrana na zawodach gdzie w raz z Irmą zajęliśmy pierwsze miejsca a teraz mamy lecieć do Francji?! Nie, że się nie cieszę czy coś, ale był to dla mnie takie zaskoczenie, iż ledwo wszedłem do prywatnego odrzutowca wujka. Było tu mnóstwo luksusów, ale my z niebieskooką zasieliśmy w pierwszym lepszym miejscu gdzie mogliśmy na siebie patrzeć.
Wszystko było już uszykowane na obiad, na który mieliśmy ziemniaki, kotlet z piersi kurczaka i surówka. Wszystko zjedliśmy ze smakiem a jako iż siedzieliśmy przy innym stoliku niż Maks z Meddy i Tiją mieliśmy trochę więcej spokoju. Potem dostaliśmy jeszcze do picia to co każdy tam chciał no i zaczęła się podróż do Francji a pierwszym punktem miał być Paryż. Chociaż walczyłem ze snem to niestety i tak oczy same się zamknęły. Ostatnie co pamiętałem to że wujek sprawdzał coś na laptopie oraz ciepły uśmiech dziewczyny. Sny miałem dosyć ładne, ale nie trwało to dość długo, gdyż obudziły mnie jakieś krzyki oraz sygnały alarmowe. Nie wiedząc o co chodzi otworzyłem szybko oczy i zorientowałem się, że pikujemy do morza! Odruchowo zapiąłem szybko pasy bezpieczeństwa oraz spojrzałem na Irmę, która też była przestraszona jak ch**era!
- Zrób coś! - usłyszałem krzyk jednego z pilotów.
- Robię! Nic nie reaguje! Spadamy do morza! - odkrzyknął mu przerażony drugi. Wszyscy krzyczeliśmy i nawet przez to wszystko ruszyć się nie mogliśmy. Maks też był nieźle przerażony chociaż z tego co mówił to wiele razy się już otarł o śmierć, ale jak widać człowiek nigdy nie może przyzwyczaić się do sytuacji ekstremalnych. Cały czas dało się też słyszeć krzyki pilotów, ale dzięki Bogu wszystko jakoś dobrze się skończyło chociaż i tak wszyscy byli bardzo zdenerwowani! Nikt nie wiedział co powiedzieć a ja z Irmą patrzyliśmy na siebie niczym przestraszone zwierzęta dysząc niczym po biegu maratońskim. Wujek ogarnął się jako pierwszy oraz poszedł szybko do pilotów pewnie spytać się co stoi za naszym niedoszłym wypadkiem a jeśli chodzi o nas to doszliśmy do siebie dopiero po następnych dziesięciu minutach.
- O Boże - powiedziałem na głos wpatrując się w Irmę - Nigdy więcej - dodałem na co pokiwała twierdząco głową dając mi tym samym znak, że się ze mną zgadza. Widząc, że jest roztrzęsiona złapałem ją za rękę oraz spojrzałem uspokajająco w oczy - Nie bój się - rzekłem posyłając jej również uśmiech co jakoś pomogło.
****
Dalsza podróż była już bardziej spokojna i do Paryża dotarliśmy koło osiemnastej no i niestety były turbulencje więc jak tylko pozwolili nam wyjść to my z Irmą jako pierwsi wybiegliśmy z odrzutowca na lotnisko prawie się przy tym przewracając.
- Ej spokojnie bo się pozabijacie! - stwierdził wujek patrząc na nas uważnie przez co się skrzywiliśmy.
- Nigdy więcej - mruknąłem na co westchnął i przewrócił oczami. Później pojechaliśmy jego jednym z najdroższych aut do luksusowego hotelu. Maksiu wziął sobie pokój wraz z Meddy i Tiją by móc je upilnować a my natomiast gdy już sobie polazł wzięliśmy wspólny. Cóż po tych wszystkich nocach już się do tego przyzwyczailiśmy dlatego wielkiego wrażania na nas to nie zrobiło. Wujek płacił za wszystko więc nawet nie patrzyliśmy na cenę, ale na pewno tanio to tutaj nie było!
Kiedy otworzyłem niebieskookiej drzwi by weszła jako pierwsza do środka posłałem jej uśmiech a następnie wszedłem tuż za nią zamykając po cichu drzwi.
Kiedy już się rozgościliśmy postanowiliśmy zamówić kolacje, na którą była lazania! Mówię wam pychotki! Kiedy skończyliśmy posiłek zaproponowałem byśmy się stąd wyrwali i gdzieś pojechali. Konkretnie chodziło mi o wieżę Eiffla, ale i tak Irma zgodziła się od razu więc zamówiłem taksówkę i już nas tu nie było. Oczywiście wujek o niczym nie wiedział, ale w sumie po co mu to wiedzieć? Duzi jesteśmy damy radę! Poza tym nikt nas tam nie ukradnie! Jechaliśmy może z trzydzieści minut aż w końcu dotarliśmy w odpowiednie miejsce. Na szczęście znałem francuski więc łatwo było mi się z żabojadami dogadać. Dzisiaj ogromnej kolejki na wieżę nie było z czego się bardzo cieszyłem. Wszystko było pięknie oświetlone a kiedy byliśmy już na samej górze to aż wdech w piersiach zapierało.
- Ślicznie tu - powiedziała nagle Irma gdy patrzyliśmy już z jakiś czas na tereny Paryża.
- To prawda, ale.... - urwałem milknąc, gdyż na nią spojrzałem.
- Ale? - zapytała kiedy spojrzałem jej głęboko w jej przepiękne oczy.
- Znam osobę, która jest najśliczniejsza i najpiękniejsza - odpowiedziałem jej a ona posmutniała - Ciebie - dodałem po chwili i nawet nie wiem jak opisać zdziwienie na jej twarzy - Irmo ja Cię Kocham - rzekłem wreszcie i pocałowałem ją w usta a w tedy na ciemnym, nocnym niebie pojawiło się kilkanaście fajerwerków.
< Irma? :3>
Wszystko było już uszykowane na obiad, na który mieliśmy ziemniaki, kotlet z piersi kurczaka i surówka. Wszystko zjedliśmy ze smakiem a jako iż siedzieliśmy przy innym stoliku niż Maks z Meddy i Tiją mieliśmy trochę więcej spokoju. Potem dostaliśmy jeszcze do picia to co każdy tam chciał no i zaczęła się podróż do Francji a pierwszym punktem miał być Paryż. Chociaż walczyłem ze snem to niestety i tak oczy same się zamknęły. Ostatnie co pamiętałem to że wujek sprawdzał coś na laptopie oraz ciepły uśmiech dziewczyny. Sny miałem dosyć ładne, ale nie trwało to dość długo, gdyż obudziły mnie jakieś krzyki oraz sygnały alarmowe. Nie wiedząc o co chodzi otworzyłem szybko oczy i zorientowałem się, że pikujemy do morza! Odruchowo zapiąłem szybko pasy bezpieczeństwa oraz spojrzałem na Irmę, która też była przestraszona jak ch**era!
- Zrób coś! - usłyszałem krzyk jednego z pilotów.
- Robię! Nic nie reaguje! Spadamy do morza! - odkrzyknął mu przerażony drugi. Wszyscy krzyczeliśmy i nawet przez to wszystko ruszyć się nie mogliśmy. Maks też był nieźle przerażony chociaż z tego co mówił to wiele razy się już otarł o śmierć, ale jak widać człowiek nigdy nie może przyzwyczaić się do sytuacji ekstremalnych. Cały czas dało się też słyszeć krzyki pilotów, ale dzięki Bogu wszystko jakoś dobrze się skończyło chociaż i tak wszyscy byli bardzo zdenerwowani! Nikt nie wiedział co powiedzieć a ja z Irmą patrzyliśmy na siebie niczym przestraszone zwierzęta dysząc niczym po biegu maratońskim. Wujek ogarnął się jako pierwszy oraz poszedł szybko do pilotów pewnie spytać się co stoi za naszym niedoszłym wypadkiem a jeśli chodzi o nas to doszliśmy do siebie dopiero po następnych dziesięciu minutach.
- O Boże - powiedziałem na głos wpatrując się w Irmę - Nigdy więcej - dodałem na co pokiwała twierdząco głową dając mi tym samym znak, że się ze mną zgadza. Widząc, że jest roztrzęsiona złapałem ją za rękę oraz spojrzałem uspokajająco w oczy - Nie bój się - rzekłem posyłając jej również uśmiech co jakoś pomogło.
****
Dalsza podróż była już bardziej spokojna i do Paryża dotarliśmy koło osiemnastej no i niestety były turbulencje więc jak tylko pozwolili nam wyjść to my z Irmą jako pierwsi wybiegliśmy z odrzutowca na lotnisko prawie się przy tym przewracając.
- Ej spokojnie bo się pozabijacie! - stwierdził wujek patrząc na nas uważnie przez co się skrzywiliśmy.
- Nigdy więcej - mruknąłem na co westchnął i przewrócił oczami. Później pojechaliśmy jego jednym z najdroższych aut do luksusowego hotelu. Maksiu wziął sobie pokój wraz z Meddy i Tiją by móc je upilnować a my natomiast gdy już sobie polazł wzięliśmy wspólny. Cóż po tych wszystkich nocach już się do tego przyzwyczailiśmy dlatego wielkiego wrażania na nas to nie zrobiło. Wujek płacił za wszystko więc nawet nie patrzyliśmy na cenę, ale na pewno tanio to tutaj nie było!
Kiedy otworzyłem niebieskookiej drzwi by weszła jako pierwsza do środka posłałem jej uśmiech a następnie wszedłem tuż za nią zamykając po cichu drzwi.
Kiedy już się rozgościliśmy postanowiliśmy zamówić kolacje, na którą była lazania! Mówię wam pychotki! Kiedy skończyliśmy posiłek zaproponowałem byśmy się stąd wyrwali i gdzieś pojechali. Konkretnie chodziło mi o wieżę Eiffla, ale i tak Irma zgodziła się od razu więc zamówiłem taksówkę i już nas tu nie było. Oczywiście wujek o niczym nie wiedział, ale w sumie po co mu to wiedzieć? Duzi jesteśmy damy radę! Poza tym nikt nas tam nie ukradnie! Jechaliśmy może z trzydzieści minut aż w końcu dotarliśmy w odpowiednie miejsce. Na szczęście znałem francuski więc łatwo było mi się z żabojadami dogadać. Dzisiaj ogromnej kolejki na wieżę nie było z czego się bardzo cieszyłem. Wszystko było pięknie oświetlone a kiedy byliśmy już na samej górze to aż wdech w piersiach zapierało.
- Ślicznie tu - powiedziała nagle Irma gdy patrzyliśmy już z jakiś czas na tereny Paryża.
- To prawda, ale.... - urwałem milknąc, gdyż na nią spojrzałem.
- Ale? - zapytała kiedy spojrzałem jej głęboko w jej przepiękne oczy.
- Znam osobę, która jest najśliczniejsza i najpiękniejsza - odpowiedziałem jej a ona posmutniała - Ciebie - dodałem po chwili i nawet nie wiem jak opisać zdziwienie na jej twarzy - Irmo ja Cię Kocham - rzekłem wreszcie i pocałowałem ją w usta a w tedy na ciemnym, nocnym niebie pojawiło się kilkanaście fajerwerków.
< Irma? :3>
od Irmy cd. Rekera
Matko bosko kochano! Jak ja się denerwowałam! No mówię wam nerwy mnie niesamowicie zjadały! Alkatras był już w pełni rozgrzany, gdyż jeździłam z nim troszkę na rozprężalni, gdzie dobrze rozgrzałam każdy mięsień swojego konia, a później już tylko czekałam i patrzyłam jakie były przejazdy innych uczestników. Reker przejechał świetnie i profesjonalnie, mimo iż tak bardzo się denerwował, a czas miał najlepszy! Kiedy zjechał z toru, nadeszła moja kolej, gdzie z głośników poleciały moje dane.
- Panie i panowie, a teraz Irma Enderfind na koniu Alkatras który ma 5 lat i jest koniem wyhodowanym w Polsce i jest rasy wielkopolskiej! Ma świetny rodowód, a jego… - tutaj już nie usłyszałam, bo podjechałam do sędziego, dałam znak ze jestem gotowa, a kiedy usłyszałam sygnał ruszyłam do pierwszej przeszkody!
Przeskoczyłam ja gładko i szybko oraz pogoniłam ogiera do następnej przeszkody, która również była bezproblemowa, a Alkatras dzisiaj przechodził samego siebie! Przeskoczyłam jeszcze dwie przeszkody i zaczęłam szybko nakierowywać konia na kolejną z przeszkód.
Komentator coś cały czas tam mówił o rodzicach Alkatrasa, jego przodkach oraz coś tam o mnie lecz byłam tak skupiona na zawodach, że właściwie później jakby zapanowała cisza i widziałam tylko przeszkody które mam przeskoczyć z ogierem. Przeskoczyłam okser, później stacjonatę po nim i zaczęłam kierować ogiera do kolejnego oksera.
Wyhamowałam nieco konia, który nieco za bardzo się rozpędził ale zrobił ładny wyskok, a nogi za każdym razem bardzo ładnie składał, co sprawiało że nie zahaczał o przeszkody a było to ponoć bardzo ważne w dalszych hodowlach czy inne tam pierdoły, oraz że koń pracował szyją w powietrzu, bo te które były sztywno, zazwyczaj bardzo wcześnie kończyły karierę, gdyż kręgosłupy im nie wytrzymywały… Na szczęście Alkatras doskonale pracował szyją w powietrzu, więc nie musiałam się martwić że w przyszłości będzie go bardzo boleć i że nie będzie mógł w ogóle skakać. Wracając jednak do tematu…
Inne przeszkody przejechałam jak torpeda i w zasadzie ani się obejrzałam, a już finiszowałam i przeskoczyłam ostatnią z przeszkód płynnie i bezbłędnie. Kiedy byłam blisko wyjścia z toru, wjechał inny jeździec na jakimś gniadym koniu i rozpoczął swój przejazd, lecz ja już nie patrzyłam, tylko podjechałam do Maksa, Rekera, siostry i Maddy, a następnie poszliśmy z wujkiem na lody! Boże jak ja dawno lodów nie jadłam! No oczywiście z Rekusem jadłam lodki, ale takie kręcone teraz jadłam! Mniam! Zjedliśmy lody na ławeczce, ale oczywiście wcześniej zajęliśmy się końmi, które napoiliśmy oraz wyczyściliśmy. W nagrodę kasztan dostał ode mnie kosteczkę cukru, którą chętnie spałaszował i zarżał z zadowolenia oraz wdzięczności. Kiedy minęła godzina, wszyscy uczestnicy wsiedli z powrotem na swoje konie i zaczęliśmy czekać z niecierpliwością kto jakie miejsca otrzymał. Miejsca od 10 do 4 zostały nagrodzone szarfami za udział, a później przyszedł czas na decydujące wyniki czy w ogóle sobie jakoś poradziliśmy czy nie.
- Trzecie miejsce zajęła Olivia Kejt!, Drugie miejsce Sam Roudson! Poinformował pierwszą dwójkę wygranych, a my z Rekerem popatrzyliśmy na siebie z lekkim smutkiem, ze jednak nie poszło nam za dobrze…
- Miło nam ogłosić, że zwycięzcą dzisiejszych zawodów został/a .... - chwila prawdy pomyślałam sobie z małą nutka nadziej, choć bardziej się spodziewałam że ktoś inny zgarnie wygraną – Irma Enderfind i Reker Blackfrey, egzekwo pierwsze miejsce! - ogłosili, a mnie z Rekerem opadły aż szczęki!
- Czas taki sam i bezbłędny przejazd!- ogłosił komentator – Zapraszamy zwycięzców dzisiejszych zawodów! - poinformował wszystkich, a my siedzieliśmy na koniach jak te słupy soli w szoku, lecz jakoś głośne okrzyki Tiji i Maddy wyrwały nas z transu, więc się do nich odwróciliśmy i pomachaliśmy radośnie, wjeżdżając ponownie na już ozdobiony parkur by przyjąć zwycięzców. Medale zostały szybko wręczone, a sędziowie gratulowali nam z ciepłymi uśmiechami i zawiesili nam złote medale na szyję, a konie dostały derki zwycięzców oraz szarfy specjalne za pierwsze miejsca które dostały na szyję oraz zostały przypięte do ich ogłowi rozety, gdzie widniały złote litery.
Później była tak zwana runda honorowa, czyli miejsca od 1 do 3, którzy wygrali, jechali wokoło całego placu na którym były ustawiane przeszkody, by ludzie mogli im jakby pogratulować i lepiej zobaczyć zwycięzców.
- Gratulacje dla dzisiejszych zwycięzców, a organizatorom bardzo dziękujemy! - dodał komentator.
Przyznam że było mi troszkę dziwnie, ale byłam zadowolona, a właściwie to szczęśliwa! Po 3 kółkach podjechaliśmy do Maksa i reszty, który też nam pogratulował i przytulił mocno niczym jakiś niedźwiedź!
- Świetnie sobie poradziliście, gratulacje! - powiedział radośnie, a my lekko się uśmiechnęliśmy, gdyż to był dzień pełen emocji i troszkę byliśmy zmęczeni. Konie zostały załadowane do przyczepy , która była ogromna jak na dwa konie! Oraz wsiedliśmy do luksusowego i dużego auta w którym zasnęłam tak samo jak i Reker, bo gdy poczułam że ktoś mnie szturcha i otworzyłam oczy, zobaczyłam że chłopak także jest nieźle zaspany.
- Wstawajcie śpiochy! - powiedział z uśmiechem Maks, a my popatrzyliśmy na niego ledwie przytomnym wzrokiem.
- O co chodzi? - spytał Reker przecierając zaspane oczy.
- Jesteśmy na lotnisku wysiadajcie! - powiedział radośnie, a my wtedy ożyliśmy, jakby ktoś oblał nas lodowatą wodą!
- Jak to na lotnisku?! - niemalże wykrzyczeliśmy jednocześnie, a on się zaśmiał.
- Byliśmy już w willi, odstawiliśmy konie, a teraz polecicie ze mną wszyscy do Francji! Chcę tam kupić nowe konie i przy okazji pozwiedzać, a dla was to będzie dobra rozrywka obejrzeć inny kraj! - powiedział, a my pootwieraliśmy ze zdumieniem buzie.
- Rzeczy już wam spakowaliśmy spokojnie! No, wychodźcie! - pogoniła nas, co zrobiliśmy niepewnie i wysiedliśmy faktycznie na lotnisku! Podreptaliśmy za wujkiem Maksem do jego prywatnego odrzutowca do którego niepewnie weszłam, gdyż no… To była dla mnie nowość taki luksus!
< Reker? ;3 >
>Shad~ Nie mam siły wstawiać gifów, wybaczysz?<
- Panie i panowie, a teraz Irma Enderfind na koniu Alkatras który ma 5 lat i jest koniem wyhodowanym w Polsce i jest rasy wielkopolskiej! Ma świetny rodowód, a jego… - tutaj już nie usłyszałam, bo podjechałam do sędziego, dałam znak ze jestem gotowa, a kiedy usłyszałam sygnał ruszyłam do pierwszej przeszkody!
Przeskoczyłam ja gładko i szybko oraz pogoniłam ogiera do następnej przeszkody, która również była bezproblemowa, a Alkatras dzisiaj przechodził samego siebie! Przeskoczyłam jeszcze dwie przeszkody i zaczęłam szybko nakierowywać konia na kolejną z przeszkód.
Komentator coś cały czas tam mówił o rodzicach Alkatrasa, jego przodkach oraz coś tam o mnie lecz byłam tak skupiona na zawodach, że właściwie później jakby zapanowała cisza i widziałam tylko przeszkody które mam przeskoczyć z ogierem. Przeskoczyłam okser, później stacjonatę po nim i zaczęłam kierować ogiera do kolejnego oksera.
Wyhamowałam nieco konia, który nieco za bardzo się rozpędził ale zrobił ładny wyskok, a nogi za każdym razem bardzo ładnie składał, co sprawiało że nie zahaczał o przeszkody a było to ponoć bardzo ważne w dalszych hodowlach czy inne tam pierdoły, oraz że koń pracował szyją w powietrzu, bo te które były sztywno, zazwyczaj bardzo wcześnie kończyły karierę, gdyż kręgosłupy im nie wytrzymywały… Na szczęście Alkatras doskonale pracował szyją w powietrzu, więc nie musiałam się martwić że w przyszłości będzie go bardzo boleć i że nie będzie mógł w ogóle skakać. Wracając jednak do tematu…
Inne przeszkody przejechałam jak torpeda i w zasadzie ani się obejrzałam, a już finiszowałam i przeskoczyłam ostatnią z przeszkód płynnie i bezbłędnie. Kiedy byłam blisko wyjścia z toru, wjechał inny jeździec na jakimś gniadym koniu i rozpoczął swój przejazd, lecz ja już nie patrzyłam, tylko podjechałam do Maksa, Rekera, siostry i Maddy, a następnie poszliśmy z wujkiem na lody! Boże jak ja dawno lodów nie jadłam! No oczywiście z Rekusem jadłam lodki, ale takie kręcone teraz jadłam! Mniam! Zjedliśmy lody na ławeczce, ale oczywiście wcześniej zajęliśmy się końmi, które napoiliśmy oraz wyczyściliśmy. W nagrodę kasztan dostał ode mnie kosteczkę cukru, którą chętnie spałaszował i zarżał z zadowolenia oraz wdzięczności. Kiedy minęła godzina, wszyscy uczestnicy wsiedli z powrotem na swoje konie i zaczęliśmy czekać z niecierpliwością kto jakie miejsca otrzymał. Miejsca od 10 do 4 zostały nagrodzone szarfami za udział, a później przyszedł czas na decydujące wyniki czy w ogóle sobie jakoś poradziliśmy czy nie.
- Trzecie miejsce zajęła Olivia Kejt!, Drugie miejsce Sam Roudson! Poinformował pierwszą dwójkę wygranych, a my z Rekerem popatrzyliśmy na siebie z lekkim smutkiem, ze jednak nie poszło nam za dobrze…
- Miło nam ogłosić, że zwycięzcą dzisiejszych zawodów został/a .... - chwila prawdy pomyślałam sobie z małą nutka nadziej, choć bardziej się spodziewałam że ktoś inny zgarnie wygraną – Irma Enderfind i Reker Blackfrey, egzekwo pierwsze miejsce! - ogłosili, a mnie z Rekerem opadły aż szczęki!
- Czas taki sam i bezbłędny przejazd!- ogłosił komentator – Zapraszamy zwycięzców dzisiejszych zawodów! - poinformował wszystkich, a my siedzieliśmy na koniach jak te słupy soli w szoku, lecz jakoś głośne okrzyki Tiji i Maddy wyrwały nas z transu, więc się do nich odwróciliśmy i pomachaliśmy radośnie, wjeżdżając ponownie na już ozdobiony parkur by przyjąć zwycięzców. Medale zostały szybko wręczone, a sędziowie gratulowali nam z ciepłymi uśmiechami i zawiesili nam złote medale na szyję, a konie dostały derki zwycięzców oraz szarfy specjalne za pierwsze miejsca które dostały na szyję oraz zostały przypięte do ich ogłowi rozety, gdzie widniały złote litery.
Później była tak zwana runda honorowa, czyli miejsca od 1 do 3, którzy wygrali, jechali wokoło całego placu na którym były ustawiane przeszkody, by ludzie mogli im jakby pogratulować i lepiej zobaczyć zwycięzców.
- Gratulacje dla dzisiejszych zwycięzców, a organizatorom bardzo dziękujemy! - dodał komentator.
Przyznam że było mi troszkę dziwnie, ale byłam zadowolona, a właściwie to szczęśliwa! Po 3 kółkach podjechaliśmy do Maksa i reszty, który też nam pogratulował i przytulił mocno niczym jakiś niedźwiedź!
- Świetnie sobie poradziliście, gratulacje! - powiedział radośnie, a my lekko się uśmiechnęliśmy, gdyż to był dzień pełen emocji i troszkę byliśmy zmęczeni. Konie zostały załadowane do przyczepy , która była ogromna jak na dwa konie! Oraz wsiedliśmy do luksusowego i dużego auta w którym zasnęłam tak samo jak i Reker, bo gdy poczułam że ktoś mnie szturcha i otworzyłam oczy, zobaczyłam że chłopak także jest nieźle zaspany.
- Wstawajcie śpiochy! - powiedział z uśmiechem Maks, a my popatrzyliśmy na niego ledwie przytomnym wzrokiem.
- O co chodzi? - spytał Reker przecierając zaspane oczy.
- Jesteśmy na lotnisku wysiadajcie! - powiedział radośnie, a my wtedy ożyliśmy, jakby ktoś oblał nas lodowatą wodą!
- Jak to na lotnisku?! - niemalże wykrzyczeliśmy jednocześnie, a on się zaśmiał.
- Byliśmy już w willi, odstawiliśmy konie, a teraz polecicie ze mną wszyscy do Francji! Chcę tam kupić nowe konie i przy okazji pozwiedzać, a dla was to będzie dobra rozrywka obejrzeć inny kraj! - powiedział, a my pootwieraliśmy ze zdumieniem buzie.
- Rzeczy już wam spakowaliśmy spokojnie! No, wychodźcie! - pogoniła nas, co zrobiliśmy niepewnie i wysiedliśmy faktycznie na lotnisku! Podreptaliśmy za wujkiem Maksem do jego prywatnego odrzutowca do którego niepewnie weszłam, gdyż no… To była dla mnie nowość taki luksus!
< Reker? ;3 >
>Shad~ Nie mam siły wstawiać gifów, wybaczysz?<
od Rekera cd. Irmy
Tydzień minął nam jak z bicza strzelił! Irma wyzdrowiała już całkowicie więc trenowaliśmy ile mieliśmy sił wraz z naszymi końmi, których nie chcieliśmy zajechać oczywiście! Gdy nadszedł dzień zawodów stresowałem się niesamowicie... Już bladym świtem pojechaliśmy wraz z wujkiem, Irmą, Meddy i Tiją do miasta Roanoke gdzie miały odbyć się zawody. Startowaliśmy na swoich koniach czyli ja na Arrowie a Irma na Alkatrasie. Zastanawiałem się jak to wszystko będzie wyglądać i czy dam radę... No nie były to moje pierwsze zawody więc się orientowałem co i jak muszę zrobić, ale zawsze towarzyszył mi ten dziwny niepokój, że coś się nie uda, że zaliczę ziemie lub inne wątpliwości, które napływały do moich myśli, lecz najgorsze był te przed swoimi wystartowaniem, gdyż w tedy myślę zawsze, iż umrę i nikt mnie nie pozbiera! Do Roanoke dotarliśmy koło godziny dziewiątej a zawody zaczynały się koło jedenastej dlatego mieliśmy tylko dwie godzin wolnego co dla mnie w dzisiejszej sytuacji było bardzo krótkim czasem. Cały czas siedziałem z Arrowem, o którego chciałem zadbać jak najlepiej potrafiłem. Maksiu gdzieś zwiał z młodymi więc mieliśmy nawet spokój. Zawodników startujących było 98 a ja startowałem jako 34 a Irma 35 więc aż tak duży odstęp czasowy w tym nas nie dzielił. Cały czas siedziałem w stroju jeździeckim przyglądając się innym ludziom. Niektórzy byli tacy sztuczni, że aż mi się wymiotować chciało! Inni nawet o konie nie dbali co też mnie przeraziło, bo liczyła się tylko dla nich wygrana a nie więź z ukochanym wierzchowcem. Byłem taki zły, że w końcu podszedłem do tego palanta, który łaskawie oderwał się od wyświetlacza swojego telefoniku jakby łaskę mi robił, iż na mnie spojrzał.
- Coś ty temu biednemu zwierzęciu zrobił?! - warknąłem na niego wskazując na gniadego hanowera, który wyglądał wręcz koszmarnie.
- On ma tylko zawody wygrać i może jechać na kabanosy - mruknął i wrócił do smsowania. Wściekłem się na tyle, że mu tym telefonem rzuciłem o ziemię a on posłał mi mordercze spojrzenia - Wiesz kim ja jestem?! - podniósł na mnie głos przez co niektórzy ludzie zwrócili na nas uwagę.
- Nie i za przeproszeniem g*wno mnie to obchodzi! Liczy się więź z koniem, który powinien być przyjacielem a nie "zabawką" za pomocą której zdobywasz puchary i medale! Nie można liczyć tylko na same wygrane! Przegrana uczy nas pokory i mówi, żeby coś dopracować... Najważniejsza jest więź jeźdźca i konia a nie jakiś głupi metal na półce, który się kurzy - warknąłem niczym wściekły pies a w tedy zjawił się wujek Maks, który jakoś nas rozdzielił oraz znikąd normalnie pojawiła się policja dla zwierząt, która w dobrym nastroju też nie była. Maksymilian odciągnął mnie do Arrowa i pogłaskał dla uspokojenia po głowie - Idiota - warknąłem jeszcze patrząc jak zabierają biedne zwierze.
- No już spokojnie! Zrobiłeś dobrze i odebrali mu go - westchnął na co pokiwałem jakoś twierdząco głową i złapałem się za skronie.
- Jak ja nie cierpię takich ludzi - mruknąłem jeszcze i pogłaskałem Arrowa po jego pięknym łbie.
- Za godzinę się zacznie więc możecie się powoli szykować - stwierdził mężczyzna na co skinęliśmy głowami.
*****
Godzina minęła jak z bicza strzelił... Zawody rozpoczęły się tak szybko, że nie pamiętam kiedy na parkur wjeżdżał pierwszy jeździec, bo już skakał numer 28! Tak blisko... Tak blisko... Zaraz co już 33?! Nie mogłem w to uwierzyć i gdyby nie Maks to bym pewnie został zdyskwalifikowany.
- Powodzenia - rzekł na co się uśmiechnąłem.
- Dzięki - odparłem i praktycznie przy samym parkurze napotkałem niebieskooką.
- Połamania nóg - zaśmiała się cicho.
- Dziękuję - powiedziałem pokazując swoje białe ząbki w ciepłym uśmiechu.
- Na parkur wjeżdża młody jeździec Reker Blackfrey na pięcioletnim Arrowie - oznajmił głos, którym się nie przejąłem tylko pojechałem ukłonić się sędziemu. Myślałem, że serce mi zaraz z klatki piersiowej wyskoczy, ale odwrotu już nie było. Wszystko działo się tak szybko, że ani nie mrugnąłem okiem a rozległ się sygnał świadczący o rozpoczęciu mojej tury. Nie zastanawiając się dłużej od razu najechałem na pierwszą przeszkodę, którą gładko przeskoczyliśmy.
Jednak nie było co się zatrzymywać, gdyż czas leciał dlatego nie skupiając się na tym co gada sędzia pędziłem jak torpeda po torze przeszkód nie zrzucając ani jednego drąga! Jednak największy spokój przyszedł do mnie po trzynastej przeszkodzie, którą była stacjonata a pokonałem ją z ogromnym westchnieniem.
Orientując się, że to już koniec poklepałem ogiera po szyi i jakoś z uśmiechem podjechałem do wujka wymijając się z Irmą. Chociaż porządnie mi ulżyło to ręce zaczęły mi drżeć i najchętniej to bym uwalił się na kanapie i leżał cały dzień. Kiedy jakoś się otrząsnąłem zszedłem z grzbietu karusa, którego przytuliłem oraz dałem mu kosteczkę cukru.
- Byłeś wspaniały Arrow! - rzekłem radośnie na co zarżał i trącił mnie głową. Irma ponoć też nie strąciła żadnego drąga więc jej pogratulowałem a reszta uczestników szybko też skończyła swoje skoki. W między czasie Maks kupił nam lody, które szybko spałaszowaliśmy i o dziwo się nie pobrudziłem! Meddy i Tiji też się tu bardzo podobało. Kiedy minęła jakaś godzina przyszedł czas na przeczytanie wyników.
- Miło nam ogłosić, że zwycięzcą dzisiejszych zawodów został/a ....
< Irma? :3 Jaki wynik? xd>
- Coś ty temu biednemu zwierzęciu zrobił?! - warknąłem na niego wskazując na gniadego hanowera, który wyglądał wręcz koszmarnie.
- On ma tylko zawody wygrać i może jechać na kabanosy - mruknął i wrócił do smsowania. Wściekłem się na tyle, że mu tym telefonem rzuciłem o ziemię a on posłał mi mordercze spojrzenia - Wiesz kim ja jestem?! - podniósł na mnie głos przez co niektórzy ludzie zwrócili na nas uwagę.
- Nie i za przeproszeniem g*wno mnie to obchodzi! Liczy się więź z koniem, który powinien być przyjacielem a nie "zabawką" za pomocą której zdobywasz puchary i medale! Nie można liczyć tylko na same wygrane! Przegrana uczy nas pokory i mówi, żeby coś dopracować... Najważniejsza jest więź jeźdźca i konia a nie jakiś głupi metal na półce, który się kurzy - warknąłem niczym wściekły pies a w tedy zjawił się wujek Maks, który jakoś nas rozdzielił oraz znikąd normalnie pojawiła się policja dla zwierząt, która w dobrym nastroju też nie była. Maksymilian odciągnął mnie do Arrowa i pogłaskał dla uspokojenia po głowie - Idiota - warknąłem jeszcze patrząc jak zabierają biedne zwierze.
- No już spokojnie! Zrobiłeś dobrze i odebrali mu go - westchnął na co pokiwałem jakoś twierdząco głową i złapałem się za skronie.
- Jak ja nie cierpię takich ludzi - mruknąłem jeszcze i pogłaskałem Arrowa po jego pięknym łbie.
- Za godzinę się zacznie więc możecie się powoli szykować - stwierdził mężczyzna na co skinęliśmy głowami.
*****
Godzina minęła jak z bicza strzelił... Zawody rozpoczęły się tak szybko, że nie pamiętam kiedy na parkur wjeżdżał pierwszy jeździec, bo już skakał numer 28! Tak blisko... Tak blisko... Zaraz co już 33?! Nie mogłem w to uwierzyć i gdyby nie Maks to bym pewnie został zdyskwalifikowany.
- Powodzenia - rzekł na co się uśmiechnąłem.
- Dzięki - odparłem i praktycznie przy samym parkurze napotkałem niebieskooką.
- Połamania nóg - zaśmiała się cicho.
- Dziękuję - powiedziałem pokazując swoje białe ząbki w ciepłym uśmiechu.
- Na parkur wjeżdża młody jeździec Reker Blackfrey na pięcioletnim Arrowie - oznajmił głos, którym się nie przejąłem tylko pojechałem ukłonić się sędziemu. Myślałem, że serce mi zaraz z klatki piersiowej wyskoczy, ale odwrotu już nie było. Wszystko działo się tak szybko, że ani nie mrugnąłem okiem a rozległ się sygnał świadczący o rozpoczęciu mojej tury. Nie zastanawiając się dłużej od razu najechałem na pierwszą przeszkodę, którą gładko przeskoczyliśmy.
Jednak nie było co się zatrzymywać, gdyż czas leciał dlatego nie skupiając się na tym co gada sędzia pędziłem jak torpeda po torze przeszkód nie zrzucając ani jednego drąga! Jednak największy spokój przyszedł do mnie po trzynastej przeszkodzie, którą była stacjonata a pokonałem ją z ogromnym westchnieniem.
Orientując się, że to już koniec poklepałem ogiera po szyi i jakoś z uśmiechem podjechałem do wujka wymijając się z Irmą. Chociaż porządnie mi ulżyło to ręce zaczęły mi drżeć i najchętniej to bym uwalił się na kanapie i leżał cały dzień. Kiedy jakoś się otrząsnąłem zszedłem z grzbietu karusa, którego przytuliłem oraz dałem mu kosteczkę cukru.
- Byłeś wspaniały Arrow! - rzekłem radośnie na co zarżał i trącił mnie głową. Irma ponoć też nie strąciła żadnego drąga więc jej pogratulowałem a reszta uczestników szybko też skończyła swoje skoki. W między czasie Maks kupił nam lody, które szybko spałaszowaliśmy i o dziwo się nie pobrudziłem! Meddy i Tiji też się tu bardzo podobało. Kiedy minęła jakaś godzina przyszedł czas na przeczytanie wyników.
- Miło nam ogłosić, że zwycięzcą dzisiejszych zawodów został/a ....
< Irma? :3 Jaki wynik? xd>
od Irmy cd. Rekera
Kiedy zaczęłam się budzić, poczułam jak leżę na czymś miękkim oraz że jestem przykryta niemalże po same uszy, lecz ktoś trzymał mnie za rękę. Otworzyłam powoli słabe oczy i zobaczyłam w pierwszej kolejności sufit, a następnie zmartwiony wzrok Rekera, do którego blado się uśmiechnęłam.
- Martwiłem się o Ciebie – szepnął.
- Przepraszam… Nagle zakręciło mi się w głowie – odparłam z lekkim jękiem, bo myślałam że głowa mi zaraz eksploduje!
- Popij to – powiedział i pomógł mi popić tabletkę przeciwbólową jakąś.
- Dzięki… Jak Alkatras? - spytałam słabo.
- Ma się dobrze! Można powiedzieć że powiadomił nas o tym że coś Ci się stało… - westchnął.
- Rozumiem… Co mi jest? - spytałam.
- Masz grypę! Lekarz tak powiedział – wyjaśnił, a ja się skrzywiłam.
- Nienawidzę lekarzy – mruknęłam – Same konowały cholerne – dodałam zła lekko.
- Czemu tak mówisz? - spytał zdziwiony.
- Nie jednokrotnie byłam poważnie chora, to zdychałam niczym pies uwiązany przy budzie w swoim łóżku… Myślisz że ktoś zajrzał? Nie… Jeden raz ubłagałam tylko sprzątaczkę żeby zawiadomiła lekarzy jak udało mi się samej wydostać, ale jak przyszedł to nawet mnie nie zbadał! Przyszedł i wyszedł śmiejąc się z moimi opiekunami, a ja cierpiałam dalej. Myślałam że się przekręcę! A opiekunowie tylko na mnie nawrzeszczeli że jestem tylko kłamliwą i udającą gówniarą… Tylko że ja naprawdę się źle czułam… - wyszeptałam na koniec, nie patrząc na niego.
- Wycierpiałam się biedna – rzekł i zmienił mi chłodny okład na czole – Teraz będzie lepiej zobaczysz! - dodał i nastała chwila ciszy, a następnie niespodziewanie znowu zasnęłam.
**
Minął tydzień, a ja czułam się coraz lepiej z dnia na dzień. Maks przywiózł Tię do siebie jakiś czas temu, przez co się cieszyłam, bo siostra była bezpieczna! Jedenastolatka cieszyła się dosłownie ze wszystkiego, ale najbardziej z koni! Dzisiaj w końcu mogłam wyjść z pokoju, ale ludzie strasznie mnie pilnowali z jedzeniem co było dziwne bo zazwyczaj nikt się tym nie przejmował czy chodzę głodna czy też nie, nawet jak ludzie w willi opiekunów mnie lubili… No cóż! Ludzi nie zmienisz co są łasi tylko na kasę! Jakoś ubłagałam Rekera byśmy troszkę pojeździli bo ja się czułam dobrze, a poza tym, to brakowało mi jazdy konnej! Osiodłałam szybko Alkatrasa i pojechałam z Rekerem do lasu, gdzie potrenowaliśmy skoki.
- To jak? - zaczęłam nagle.
- Co jak? - spytał zdziwiony, na co przewróciłam oczami.
- Oj no czy startujesz w zawodach! - uśmiechnęłam się.
- A kiedy się odbywają? - spytał.
- Za jakiś niecały tydzień! Nie mogę się doczekać! Bardzo bym chciała w końcu na jakiś wystartować! Mam nadzieję że tylko opiekunów tam nie będzie – dodałam ponuro na koniec.
- Wujek załatwił ci zakaz zbliżania się do ciebie i Tiji – powiedział spokojnie.
- Ale i tak mogą tam być… - westchnęłam – To pojedziesz też? - spytałam jakby z lekką nadzieją w głosie.
- Wydaje mi się że tak! - odparł z uśmiechem, co odwzajemniłam.
Pojeździliśmy jeszcze troszkę, aż w końcu wróciliśmy i oczywiście Maks złapał nas na obiad z czego zadowolona nie byłam ale poszłam razem z rekerem. No cóż… Maksiu już się przekonał że jak czegoś nie chcę, to nie ruszę za boga i wolę głodować, więc ostatnio robili nam bardziej normalne potrawy jakie lubiłam jeść. Dzisiaj mieliśmy gulasz z piersi kurczaka, ziemniaczki i buraczki własnej roboty więc palce lizać!
< Reker? ;3 wiem tandeta ;c >
- Martwiłem się o Ciebie – szepnął.
- Przepraszam… Nagle zakręciło mi się w głowie – odparłam z lekkim jękiem, bo myślałam że głowa mi zaraz eksploduje!
- Popij to – powiedział i pomógł mi popić tabletkę przeciwbólową jakąś.
- Dzięki… Jak Alkatras? - spytałam słabo.
- Ma się dobrze! Można powiedzieć że powiadomił nas o tym że coś Ci się stało… - westchnął.
- Rozumiem… Co mi jest? - spytałam.
- Masz grypę! Lekarz tak powiedział – wyjaśnił, a ja się skrzywiłam.
- Nienawidzę lekarzy – mruknęłam – Same konowały cholerne – dodałam zła lekko.
- Czemu tak mówisz? - spytał zdziwiony.
- Nie jednokrotnie byłam poważnie chora, to zdychałam niczym pies uwiązany przy budzie w swoim łóżku… Myślisz że ktoś zajrzał? Nie… Jeden raz ubłagałam tylko sprzątaczkę żeby zawiadomiła lekarzy jak udało mi się samej wydostać, ale jak przyszedł to nawet mnie nie zbadał! Przyszedł i wyszedł śmiejąc się z moimi opiekunami, a ja cierpiałam dalej. Myślałam że się przekręcę! A opiekunowie tylko na mnie nawrzeszczeli że jestem tylko kłamliwą i udającą gówniarą… Tylko że ja naprawdę się źle czułam… - wyszeptałam na koniec, nie patrząc na niego.
- Wycierpiałam się biedna – rzekł i zmienił mi chłodny okład na czole – Teraz będzie lepiej zobaczysz! - dodał i nastała chwila ciszy, a następnie niespodziewanie znowu zasnęłam.
**
Minął tydzień, a ja czułam się coraz lepiej z dnia na dzień. Maks przywiózł Tię do siebie jakiś czas temu, przez co się cieszyłam, bo siostra była bezpieczna! Jedenastolatka cieszyła się dosłownie ze wszystkiego, ale najbardziej z koni! Dzisiaj w końcu mogłam wyjść z pokoju, ale ludzie strasznie mnie pilnowali z jedzeniem co było dziwne bo zazwyczaj nikt się tym nie przejmował czy chodzę głodna czy też nie, nawet jak ludzie w willi opiekunów mnie lubili… No cóż! Ludzi nie zmienisz co są łasi tylko na kasę! Jakoś ubłagałam Rekera byśmy troszkę pojeździli bo ja się czułam dobrze, a poza tym, to brakowało mi jazdy konnej! Osiodłałam szybko Alkatrasa i pojechałam z Rekerem do lasu, gdzie potrenowaliśmy skoki.
- To jak? - zaczęłam nagle.
- Co jak? - spytał zdziwiony, na co przewróciłam oczami.
- Oj no czy startujesz w zawodach! - uśmiechnęłam się.
- A kiedy się odbywają? - spytał.
- Za jakiś niecały tydzień! Nie mogę się doczekać! Bardzo bym chciała w końcu na jakiś wystartować! Mam nadzieję że tylko opiekunów tam nie będzie – dodałam ponuro na koniec.
- Wujek załatwił ci zakaz zbliżania się do ciebie i Tiji – powiedział spokojnie.
- Ale i tak mogą tam być… - westchnęłam – To pojedziesz też? - spytałam jakby z lekką nadzieją w głosie.
- Wydaje mi się że tak! - odparł z uśmiechem, co odwzajemniłam.
Pojeździliśmy jeszcze troszkę, aż w końcu wróciliśmy i oczywiście Maks złapał nas na obiad z czego zadowolona nie byłam ale poszłam razem z rekerem. No cóż… Maksiu już się przekonał że jak czegoś nie chcę, to nie ruszę za boga i wolę głodować, więc ostatnio robili nam bardziej normalne potrawy jakie lubiłam jeść. Dzisiaj mieliśmy gulasz z piersi kurczaka, ziemniaczki i buraczki własnej roboty więc palce lizać!
< Reker? ;3 wiem tandeta ;c >
od Rekera cd. Irmy
Od mojego wypadku, że tak to ujmę minęło dziewięć dni. Czułem się coraz lepiej a rana zaczęła powoli znikać. Pan Williams czyli prywatny lekarz wujka powiedział, że mam się jeszcze trochę oszczędzać, ale tak to rana postrzałowa goi się bardzo dobrze. Cieszyłem się, że Irma jest tutaj ze mną, bo z nią czułem się tak bezpiecznie... Ostatnio zastanawiałem się nad tym uczuciem nieco dłużej i to chyba nie była tylko przyjaźń. Do teraz pamiętam jak ją pocałowałem w tedy na tym balkonie a potem ona pocałował mnie jeszcze w szpitalu. Dobra skupmy się na dzisiejszym dniu! Rano nigdzie nie mogłem znaleźć Irmy co mnie martwiło dlatego chodziłem niemal w kółko po ogromnym domu wujka, lecz ani mi ani sprawie z "zaginięciem" dziewczyny to nie pomogło. Usiadłem więc na parapecie jednego z okien i zacząłem myśleć. Korytarz był pusty dlatego żadna ze sprzątaczek nie mogła mnie teraz "zabić" za niby brudzenie okien... a przecież ja grzeczny chłopiec jestem i nie dotykam plecami szyby! "Wujek może coś wie" - pomyślałem nagle i zerwałem się biegiem do jego pokoju. Wszyscy powoli zaczęli się budzić więc musiałem się trochę natrudzić by na nikogo z rozpędu nie wpaść, ale w końcu jakoś udało mi się bez wpadki dostać do odpowiednich drzwi. Do pokoju wszedłem bez pytania i akurat w momencie gdy wujek miał już wychodzić.
- Coś się stało Reker? - zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Wiesz gdzie może być Irma? Nigdzie nie mogę jej znaleźć - odpowiedziałem mu krzyżując ręce na piersi przez co podrapał się po głowie.
- Może poszła do Alaktrasa? - rzekł po chwili na co przekręciłem głowę jak pies - Chodź sprawdzimy to - dodał ciągnąć mnie za ramię w stronę wyjścia z budynku.
Kiedy byliśmy już w stajni od razu przywitały nas zainteresowane końskie łby. Pizarro wujka i mój Arrow chcieli nas zaczepić, lecz gdy tylko usłyszeliśmy głośne rżenie Alkatrasa od razu pobiegliśmy do jego boksu. Stajenni chcieli jakoś podejść do ogiera, ale ten nie pozwalał im do siebie podjeść. Wujek jakoś odgonił swoich ludzi i sam podszedł do konia Irmy, który tylko nas do siebie dopuścił. Nie wiedzieliśmy o co mu chodzi dopóki nie zobaczyliśmy nieprzytomnej Irmy! Na szczęście kasztan miał czystą słomę, która jakoś zamortyzowała upadek, ale i tak niesamowicie się zmartwiłem z resztą też jak wujek, który od razu zabrał ją na ręce oraz dotknął jej czoła.
- Ma gorączkę! Trzeba wezwać lekarza - stwierdził i wybiegł z nią na rękach ze stajni zapewne kierując się do jej pokoju. Byłem w takim szokiem, że przez chwilę mnie sparaliżowało przez co z miejsca ruszyć się nie mogłem a z transu wyrwało mnie dopiero szturchnięcie Alkatrasa, którego ostrożnie pogłaskałem po głowie.
- Nie martw się mały! Będzie dobrze - rzekłem do ogiera i szybko pobiegłem śladami wujka, który był już z niebieskooką w jej pokoju gdzie oglądał ją lekarz. Przystanąłem w drzwiach oraz złapałem się za bolącą klatkę piersiową.
- Reker nie biegaj - westchnął wujek patrząc na to wszystko z zmartwieniem w oczach.
- Łatwo ci mówić - mruknąłem podchodząc bliżej - Co jej jest? - dodałem szybko w stronę doktorka.
- To grypa i jeszcze nic nie jadła prze długi czas - stwierdził z westchnieniem i zaczął coś tłumaczyć Maksowi. W tym czasie ja usiadłem na krześle i złapałem Irmę za rękę. Wiedziałem, że będę czuwać dopóki się nie ocknie! Boże jak ja się o nią martwiłem... I chyba ją kocham! Ale czy miałbym w ogóle u niej jakieś szanse? Pan Edward Williams coś tam podał dziewczynie a wujek zrobił zimne okłady na jej czoło oraz przykrył dwoma grubymi kocami po czym wyszedł zrobić niebieskookiej herbatę a ja czekałem wpatrując się w jej piękną twarzyczkę.
< Irma? :3>
- Coś się stało Reker? - zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Wiesz gdzie może być Irma? Nigdzie nie mogę jej znaleźć - odpowiedziałem mu krzyżując ręce na piersi przez co podrapał się po głowie.
- Może poszła do Alaktrasa? - rzekł po chwili na co przekręciłem głowę jak pies - Chodź sprawdzimy to - dodał ciągnąć mnie za ramię w stronę wyjścia z budynku.
Kiedy byliśmy już w stajni od razu przywitały nas zainteresowane końskie łby. Pizarro wujka i mój Arrow chcieli nas zaczepić, lecz gdy tylko usłyszeliśmy głośne rżenie Alkatrasa od razu pobiegliśmy do jego boksu. Stajenni chcieli jakoś podejść do ogiera, ale ten nie pozwalał im do siebie podjeść. Wujek jakoś odgonił swoich ludzi i sam podszedł do konia Irmy, który tylko nas do siebie dopuścił. Nie wiedzieliśmy o co mu chodzi dopóki nie zobaczyliśmy nieprzytomnej Irmy! Na szczęście kasztan miał czystą słomę, która jakoś zamortyzowała upadek, ale i tak niesamowicie się zmartwiłem z resztą też jak wujek, który od razu zabrał ją na ręce oraz dotknął jej czoła.
- Ma gorączkę! Trzeba wezwać lekarza - stwierdził i wybiegł z nią na rękach ze stajni zapewne kierując się do jej pokoju. Byłem w takim szokiem, że przez chwilę mnie sparaliżowało przez co z miejsca ruszyć się nie mogłem a z transu wyrwało mnie dopiero szturchnięcie Alkatrasa, którego ostrożnie pogłaskałem po głowie.
- Nie martw się mały! Będzie dobrze - rzekłem do ogiera i szybko pobiegłem śladami wujka, który był już z niebieskooką w jej pokoju gdzie oglądał ją lekarz. Przystanąłem w drzwiach oraz złapałem się za bolącą klatkę piersiową.
- Reker nie biegaj - westchnął wujek patrząc na to wszystko z zmartwieniem w oczach.
- Łatwo ci mówić - mruknąłem podchodząc bliżej - Co jej jest? - dodałem szybko w stronę doktorka.
- To grypa i jeszcze nic nie jadła prze długi czas - stwierdził z westchnieniem i zaczął coś tłumaczyć Maksowi. W tym czasie ja usiadłem na krześle i złapałem Irmę za rękę. Wiedziałem, że będę czuwać dopóki się nie ocknie! Boże jak ja się o nią martwiłem... I chyba ją kocham! Ale czy miałbym w ogóle u niej jakieś szanse? Pan Edward Williams coś tam podał dziewczynie a wujek zrobił zimne okłady na jej czoło oraz przykrył dwoma grubymi kocami po czym wyszedł zrobić niebieskookiej herbatę a ja czekałem wpatrując się w jej piękną twarzyczkę.
< Irma? :3>
od Irmy cd. Rekera
To wszystko było takie dziwne! Bałam się tego całego Maksa i najchętniej, to gdybym mogła, to wyskoczyłabym przez okno i uciekła jak najdalej tylko potrafię, ale niestety albo i stety nie miałam takiej możliwości, a przed straceniem przytomności powstrzymał mnie tylko dotyk Rekera, który ścisnął moją rękę żebym czuła lepiej jego obecność oraz żebym się tak bardzo nie bała, a jego ciepły uśmiech sprawił że jakoś kontaktowałam ze światem. Problem w tym iż ja chciałam zaufać! Naprawdę, chciałam lecz program ochrony świadków wbija do głów, że nawet najbardziej przyjazny człowiek może być bezlitosnym morderca, wynajętym przez naszych oprawców czy też demony przeszłości, więc te nawyki miałam bardzo mocno wpojone i używałam je przez lata! Tyle że człowiek ma instynkt stadny i jednak pragnie być zaakceptowany przez grupę… A ciężko jest człowiekowi, który jest zupełnie sam w obcym środowisku! Nowy kraj, nowi ludzi, nowi „rodzice”, którzy praktycznie wzięli Cię tylko po to żebyś był jakąś zabawką czy dodatkową figurką do kolekcji. Jeszcze nie dość że nie znasz języka, to rówieśnicy się z ciebie naśmiewają i krzywdzą na każde możliwe sposoby, jakby człowiek nie miał już wystarczająco trudno…
Wtedy nagle Reker dostał sms, a kiedy przeczytał zawartość, wiedziałam że jest bardzo źle, bo prawie się trząsł i wypuścił z tego wszystkiego telefon, który spadł na podłogę, a Maks go szybko podniósł i przeczytał zawartość.
- Reker spokojnie! - powiedział chowając telefon do kieszeni – Nie pozwolę Cię skrzywdzić tak? - spytał głaszcząc go po głowie i przytulił ostrożnie, co chyba mu pomogło, bo nieco się uspokoił.
- Irmo… - zaczął tym razem do mnie znowu Maks – Zgadzasz się? Będziesz u mnie bezpieczna! Jeśli zechcesz, to Tię też sprowadzę! - powiedział spokojnie i pewnie, co mnie zdziwiło.
- Ja…. Nie wiem…. Nie chcę być znowu zabawka w czyiś rękach, albo zabaweczką, która się znudzi to wynocha! Mam dość bawienia się mną i Tią! - rzekłam bez sił do życia.
- Zaufaj mi! -rzekł, co mnie znowu zdziwiło – Wiem że to trudne i ze nie tego Cię uczono, ale daj mi szansę! - dodał nadal na mnie patrząc, a ja spojrzałam na Rekera, który wydawał się być poddenerwowany, tym co zaraz odpowiem.
- No dobrze…. - powiedziałam bez entuzjazmu, zmęczona tym wszystkim. Cztery dni nie spania robiły swoje, a nerwy i stres swoje.
- Wypiszę Cię ze szpitala na własne żądanie – powiedział tym razem do Rekera, na co ten skinął głową na zgodę i na chwilę Maks gdzieś wyszedł. Po pięciu minutach wziął Rekera na ręce, a ja podreptałam niepewnie za nim, do jego wozu, gdzie pojechaliśmy do jego apartamentu. Przywitałam się z Blue, która prawie przewróciła mnie ze szczęścia. Maks wziął potrzebne rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko, gdzie polecieliśmy jego prywatnym odrzutowcem z powrotem do Wirginii, do jego że tak to powiem pałacu! Weszliśmy do środka, gdzie dostałam później pokój blisko Rekera, ale kolacji i tak nie jedliśmy, więc leciał mi 5 dzień głodówki. Nie to że nie chcieli nam dać, tylko że nie chciałam jeść mimo głodu, a Reker wiadomo… Reker jakoś sam do mnie przyczłapał i zamknął drzwi na klucz, a jako iż byłą noc, żaluzje były pospuszczane. Położył się obok mnie, no i oczywiście zasnęliśmy wtuleni w siebie, bo tylko tak czuliśmy się bezpiecznie.
**
Minęło 5 dni. Nadal nic nie jadłam, czyli w sumie nic nie konsumowałam przez 9 dni… Czułam się osłabiona strasznie i męczyła mnie gorączka od 4 dni… Brałam po kryjomu tabletki przeciwbólowe, więc jakoś funkcjonowałam, lecz dzisiaj to była istna tragedia! Poszłam do stadniny Maksa, gdzie weszłam do boksu Alkatrasa, który był wręcz zachwycony nowymi luksusowymi warunkami i przywitał mnie cichym rżeniem, a ja słabo go pogłaskałam. Kasztan od razu wyczuł że coś jest nie tak, gdyż widziałam w jego oczach zmartwienie. Trącił mnie lekko łbem, ale ja tylko na niego spojrzałam i od razu straciłam przytomność, upadając przodem na na szczęście czystą słomę, dopiero co zmienioną, a wiadomo słoma nieco zamortyzowała mój upadek, więc nie rozbiłam łba! Byłam taka słaba… Taka bez sił… W końcu pogrążyłam się w całkowitych ciemnościach…
< Reker? ;3 znajdziesz ją z Maksem jak będziecie przechodzić? Alkatras was powiadomi dziwnym zachowaniem? Xdd >
Wtedy nagle Reker dostał sms, a kiedy przeczytał zawartość, wiedziałam że jest bardzo źle, bo prawie się trząsł i wypuścił z tego wszystkiego telefon, który spadł na podłogę, a Maks go szybko podniósł i przeczytał zawartość.
- Reker spokojnie! - powiedział chowając telefon do kieszeni – Nie pozwolę Cię skrzywdzić tak? - spytał głaszcząc go po głowie i przytulił ostrożnie, co chyba mu pomogło, bo nieco się uspokoił.
- Irmo… - zaczął tym razem do mnie znowu Maks – Zgadzasz się? Będziesz u mnie bezpieczna! Jeśli zechcesz, to Tię też sprowadzę! - powiedział spokojnie i pewnie, co mnie zdziwiło.
- Ja…. Nie wiem…. Nie chcę być znowu zabawka w czyiś rękach, albo zabaweczką, która się znudzi to wynocha! Mam dość bawienia się mną i Tią! - rzekłam bez sił do życia.
- Zaufaj mi! -rzekł, co mnie znowu zdziwiło – Wiem że to trudne i ze nie tego Cię uczono, ale daj mi szansę! - dodał nadal na mnie patrząc, a ja spojrzałam na Rekera, który wydawał się być poddenerwowany, tym co zaraz odpowiem.
- No dobrze…. - powiedziałam bez entuzjazmu, zmęczona tym wszystkim. Cztery dni nie spania robiły swoje, a nerwy i stres swoje.
- Wypiszę Cię ze szpitala na własne żądanie – powiedział tym razem do Rekera, na co ten skinął głową na zgodę i na chwilę Maks gdzieś wyszedł. Po pięciu minutach wziął Rekera na ręce, a ja podreptałam niepewnie za nim, do jego wozu, gdzie pojechaliśmy do jego apartamentu. Przywitałam się z Blue, która prawie przewróciła mnie ze szczęścia. Maks wziął potrzebne rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko, gdzie polecieliśmy jego prywatnym odrzutowcem z powrotem do Wirginii, do jego że tak to powiem pałacu! Weszliśmy do środka, gdzie dostałam później pokój blisko Rekera, ale kolacji i tak nie jedliśmy, więc leciał mi 5 dzień głodówki. Nie to że nie chcieli nam dać, tylko że nie chciałam jeść mimo głodu, a Reker wiadomo… Reker jakoś sam do mnie przyczłapał i zamknął drzwi na klucz, a jako iż byłą noc, żaluzje były pospuszczane. Położył się obok mnie, no i oczywiście zasnęliśmy wtuleni w siebie, bo tylko tak czuliśmy się bezpiecznie.
**
Minęło 5 dni. Nadal nic nie jadłam, czyli w sumie nic nie konsumowałam przez 9 dni… Czułam się osłabiona strasznie i męczyła mnie gorączka od 4 dni… Brałam po kryjomu tabletki przeciwbólowe, więc jakoś funkcjonowałam, lecz dzisiaj to była istna tragedia! Poszłam do stadniny Maksa, gdzie weszłam do boksu Alkatrasa, który był wręcz zachwycony nowymi luksusowymi warunkami i przywitał mnie cichym rżeniem, a ja słabo go pogłaskałam. Kasztan od razu wyczuł że coś jest nie tak, gdyż widziałam w jego oczach zmartwienie. Trącił mnie lekko łbem, ale ja tylko na niego spojrzałam i od razu straciłam przytomność, upadając przodem na na szczęście czystą słomę, dopiero co zmienioną, a wiadomo słoma nieco zamortyzowała mój upadek, więc nie rozbiłam łba! Byłam taka słaba… Taka bez sił… W końcu pogrążyłam się w całkowitych ciemnościach…
< Reker? ;3 znajdziesz ją z Maksem jak będziecie przechodzić? Alkatras was powiadomi dziwnym zachowaniem? Xdd >
od Rekera cd. Irmy
- No wreszcie was znalazłem! - odezwał się wujek wchodząc szybko na salę przez co Irma się wzdrygnęła, lecz ja dzięki temu, że trochę przespałem odzyskałem ciutkę swoich sił więc nie pozwoliłem jej uciec oraz posłałem jej spokojne spojrzenie.
- Wujek piekło się nie spaliło - stwierdziłem z westchnieniem gdy usiadł na krześle po mojej prawej stronie. Cały czas trzymałem niebieskooką za rękę, gdyż tak no czułem się chyba bezpieczniej i stawałem się bardziej pewny siebie!
- Może i się nie spaliło, ale was szukałem jak głupi - stwierdził z westchnieniem rozkładając się na krześle jakby całą drogę szedł z buta - Alkatras zaliczony, jest w mojej stadninie! Jeszcze tylko wzniesienie wniosku o zakaz zbliżania się i finito - stwierdził przeczesując swoje włosy przy czym zamknął na chwilę oczy. Z tego co widziałem kontem oka to dziewczyna strasznie się ucieszyła chodź starała się to ukryć co wywołało u mnie mały uśmieszek, ale od razu wróciłem do mężczyzny.
- To był on - stwierdziłem nagle na co stety bądź niestety skinął głową - Nawet tutaj chce mnie dopaść - dodałem spoglądając na białą niczym śnieg kołdrę.
- Nie martw się młody! Coś poradzimy! Nie dopadnie cię... Nie pozwolę na to... - powiedział oraz pogłaskał mnie jak małe dziecko po głowie.
- Dzięki - westchnąłem i spojrzałem na Irmę, której posłałem ciepły uśmiech.
- No dobrze a teraz mam sprawę do ciebie Irmo - zaczął i spojrzał na dziewczynę, która raczej nie ufała mojemu wujkowi - Pewnie Reker ci już mówił, ale zabrałem Blue ze schroniska, tak jak wspominałem mam Alkatrasa i wszystko ci oddam. Jeśli się zgodzisz wniosę wniosek o zakaz zbliżania się opiekunów do ciebie oraz twojej siostry, którą zabiorę do siebie. Mam dużą posiadłość więc problemów mi to nie zrobi a ja dziećmi lubię się zajmować - uśmiechnął się pod nosem - No i zajmę się też tobą. Przyśle ci tam pieniądze tak samo jak Rekerowi, bo na kryzys nie narzekam - dodał jeszcze a w tym czasie przyszedł do mnie sms dlatego sięgnąłem po telefon. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to numer nieznany dlatego zmarszczyłem brwi i odblokowując telefon zacząłem czytać treść, która mnie przeraziła na tyle, że telefon wypadł mi z rąk. "Zemsta jest słodka a to dopiero początek zabawy. Ranna sarenka tak łatwo nam nie ucieknie. Pożałujesz bachorze za zniszczenie tradycji i pozbawienie mnie pracy" - przeczytałem na wyświetlaczu zanim wypadł mi telefon. Bałem się.... Tak bardzo się bałem....
>Irmaa? :3 <
- Wujek piekło się nie spaliło - stwierdziłem z westchnieniem gdy usiadł na krześle po mojej prawej stronie. Cały czas trzymałem niebieskooką za rękę, gdyż tak no czułem się chyba bezpieczniej i stawałem się bardziej pewny siebie!
- Może i się nie spaliło, ale was szukałem jak głupi - stwierdził z westchnieniem rozkładając się na krześle jakby całą drogę szedł z buta - Alkatras zaliczony, jest w mojej stadninie! Jeszcze tylko wzniesienie wniosku o zakaz zbliżania się i finito - stwierdził przeczesując swoje włosy przy czym zamknął na chwilę oczy. Z tego co widziałem kontem oka to dziewczyna strasznie się ucieszyła chodź starała się to ukryć co wywołało u mnie mały uśmieszek, ale od razu wróciłem do mężczyzny.
- To był on - stwierdziłem nagle na co stety bądź niestety skinął głową - Nawet tutaj chce mnie dopaść - dodałem spoglądając na białą niczym śnieg kołdrę.
- Nie martw się młody! Coś poradzimy! Nie dopadnie cię... Nie pozwolę na to... - powiedział oraz pogłaskał mnie jak małe dziecko po głowie.
- Dzięki - westchnąłem i spojrzałem na Irmę, której posłałem ciepły uśmiech.
- No dobrze a teraz mam sprawę do ciebie Irmo - zaczął i spojrzał na dziewczynę, która raczej nie ufała mojemu wujkowi - Pewnie Reker ci już mówił, ale zabrałem Blue ze schroniska, tak jak wspominałem mam Alkatrasa i wszystko ci oddam. Jeśli się zgodzisz wniosę wniosek o zakaz zbliżania się opiekunów do ciebie oraz twojej siostry, którą zabiorę do siebie. Mam dużą posiadłość więc problemów mi to nie zrobi a ja dziećmi lubię się zajmować - uśmiechnął się pod nosem - No i zajmę się też tobą. Przyśle ci tam pieniądze tak samo jak Rekerowi, bo na kryzys nie narzekam - dodał jeszcze a w tym czasie przyszedł do mnie sms dlatego sięgnąłem po telefon. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to numer nieznany dlatego zmarszczyłem brwi i odblokowując telefon zacząłem czytać treść, która mnie przeraziła na tyle, że telefon wypadł mi z rąk. "Zemsta jest słodka a to dopiero początek zabawy. Ranna sarenka tak łatwo nam nie ucieknie. Pożałujesz bachorze za zniszczenie tradycji i pozbawienie mnie pracy" - przeczytałem na wyświetlaczu zanim wypadł mi telefon. Bałem się.... Tak bardzo się bałem....
>Irmaa? :3 <
od Irmy cd. Rekera
Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie! Reker był długo nieprzytomny, a ja właściwie wierciłam się co po chwilę na krześle i myślałam że oszaleję z nerwów! Z tego wszystkiego znowu połknęłam parę uspokajających, jeszcze przez mojego byłego psychiatrę, który wyrywał mnie z depresji i w ogóle miałam tam różne załamania psychiczne wiecie kiedy… Cóż! Leki mi zostały bo nie zawsze je brałam i w takiej ilości jakie mi kazał, więc teraz je mam. Wracając jednak do tematu, to Reker zaczął się dopiero przebudzać około godziny 22, a ja widząc jak mruży słabe oczy, ścisnęłam lekko jego rękę, żeby my pokazać że jestem tu cały czas przy nim. A kiedy powiedział mi te dziwne dla mnie rzeczy że niby ten jego wujek Maks by nas przygarnął, no dziwnie mi było ale i też miło! W dodatku moja suczka Blue była uratowana! „Jeszcze tylko Alkatras” - pomyślałam.
- Mi Ciebie też brakowało – powiedziałam i tym razem ja go pocałowałam – Nie przemęczaj się! - dodałam głaszcząc go po głowie, na co przymknął zmęczone oczy, a po chwili znowu zasnął.
**
Całą noc czuwałam i właściwie to byłam na kawie przez cały czas, odkąd Reker trafił do szpitala. Reker miał jakieś podobno komplikacje i był na sali operacyjnej drugi raz i niedawno go właśnie przywieźli, lecz żadnego kontaktu z nim nie było, gdyż był zbyt słaby… Pielęgniarki co 4 godziny zmieniały mu opatrunki, oraz podłączano nowe kroplówki, a monitor EKG co po chwilę pikał i mierzył puls Rekera. No czasami mnie denerwowało to pikanie, lecz teraz tak się do tego przyzwyczaiłam że właściwie czułam się jakbym była w jakimś transie czy coś! Cały czas martwiłam się bardzo o niego, lecz kawa i adrenalina nie pozwalały mi zasnąć, tak więc w ogóle nie spałam, tylko gapiłam się albo na nieprzytomnego chłopaka, albo na panoramę miasta. Zastanawiałam się po co moi „super” rodzice adopcyjni mnie wzięli wraz z Tiją. Nie mogli mieć własnych dzieci, ale szczerze mówią to i dobrze, bo na rodziców nigdy się nie nadawali! Nigdy ich w domu nie było, a jak byli to zawsze coś im nie pasowało… Szczerze mówiąc to sam Bóg ich chyba pokarał za to że dzieci mieć nie mogą, albo postanowił nie dawać im dzieci żeby je ochronić przed takimi idiotami! No mówię wam masakra! „Mamo, tato ja tak za wami tęsknię...” - przeszło mi przez myśl, przez co westchnęłam smutno. Kochałam biologicznych rodziców, a oni mnie i siostrę. Żyliśmy jak każda szczęśliwa rodzina, lecz niestety tamtego dnia musieliśmy gdzieś jechać… Nie pamiętam już gdzie, ale w sumie i tak nawet gdybyśmy nie jechali, to prędzej czy później by nas zabili… Teraz polują na nas nawet tu, w Stanach Zjednoczonych, gdzie Polska jest przecież bardzo daleko! Mniejsza… Może jednak rodzice nas nie kochali? Sama już nie wiem co myśleć! Czuje się taka zagubiona i opuszczona przez wszystkich… Co jeśli Reker też mnie zrani i zostawi jak nic niewartego śmiecia? Po śmierci rodziców, nie potrafię sobie ułożyć życia i ciągle się czuję jakbym zawadzała całemu światu! Ciągle czuje ten chłód. Chłód, który miną na chwilkę, kiedy Reker mnie tamtej nocy przytulił po pocałunku, a tak znowu czułam się jakbym była zbędnym elementem układanki. Nie potrafiłam sobie ułożyć życia. Straciłam Alkatrasa, Blue może bardzo polubi tego całego wujka Rekera, a on mnie zostawi i z siostrą znowu zostaniemy same. Nikt nas nie chce i taka jest prawda, bo przecież po co przygarniać sieroty? Obce bachory, które „pewnie” i tak wyrosną na dziadostwo? Tak większość ludzi niestety uważa… A ten cały Maks pewnie żartował… Już nie wierzę w żadne słowa obcych ludzi! Czy wierzę Rekerowi? Mam mętlik w głowie! Poczułam że po policzkach spłynęły mi łzy. „Mogłam zginąć z rodzicami” - pomyślałam załamana. I tak cały dzień kolejny zleciał mi nad smutnymi myślami oraz moimi „filozoficznymi” podejściami do życia, ale załamka była nadal niezła. Reker tym razem przespał cały dzień i noc, a ja po raz kolejny nie spałam, tylko piłam kawę, nic nie jedząc, gdyż każdy możliwy pokarm nie chciał mi przechodzić przez gardło.
**
Następnego dnia o godzinie 9 rano, Reker zaczął się znowu przebudzać, lecz jeśli mam być szczera, to wyglądał o niebo lepiej niż trzy dni temu! A kiedy jęknął cicho, wiedziałam ze to znak iż zaraz wróci mu pełna świadomość. Byłam wyczerpana, a właściwie to ledwie żywa, ale to nie pierwszy, ani nie ostatni raz kiedy nic przez kilka dni nie jem albo żyję tylko na samej kawie… Kiedy Reker otworzył oczy, uśmiechnęłam się radośnie, a on posłał mi już bardziej energiczny uśmiech.
- Jak się czujesz? - spytałam z troską.
- Lepiej niż wcześniej – westchnął – Ile spałem? - spytał.
- Cały jeden dłuuuugi dzień i noc – rzekłam spokojnie.
- Gdzie wujek Maks? - spytał.
- Nie było go tu… Starałam się zatrzeć wszystkie ślady jak na razie żebyś był bezpieczny – powiedziałam cicho i niepewnie, a wtedy usłyszałam za sobą głos owego wujka Rekera, Maksa.
< Reker? ;3 >
- Mi Ciebie też brakowało – powiedziałam i tym razem ja go pocałowałam – Nie przemęczaj się! - dodałam głaszcząc go po głowie, na co przymknął zmęczone oczy, a po chwili znowu zasnął.
**
Całą noc czuwałam i właściwie to byłam na kawie przez cały czas, odkąd Reker trafił do szpitala. Reker miał jakieś podobno komplikacje i był na sali operacyjnej drugi raz i niedawno go właśnie przywieźli, lecz żadnego kontaktu z nim nie było, gdyż był zbyt słaby… Pielęgniarki co 4 godziny zmieniały mu opatrunki, oraz podłączano nowe kroplówki, a monitor EKG co po chwilę pikał i mierzył puls Rekera. No czasami mnie denerwowało to pikanie, lecz teraz tak się do tego przyzwyczaiłam że właściwie czułam się jakbym była w jakimś transie czy coś! Cały czas martwiłam się bardzo o niego, lecz kawa i adrenalina nie pozwalały mi zasnąć, tak więc w ogóle nie spałam, tylko gapiłam się albo na nieprzytomnego chłopaka, albo na panoramę miasta. Zastanawiałam się po co moi „super” rodzice adopcyjni mnie wzięli wraz z Tiją. Nie mogli mieć własnych dzieci, ale szczerze mówią to i dobrze, bo na rodziców nigdy się nie nadawali! Nigdy ich w domu nie było, a jak byli to zawsze coś im nie pasowało… Szczerze mówiąc to sam Bóg ich chyba pokarał za to że dzieci mieć nie mogą, albo postanowił nie dawać im dzieci żeby je ochronić przed takimi idiotami! No mówię wam masakra! „Mamo, tato ja tak za wami tęsknię...” - przeszło mi przez myśl, przez co westchnęłam smutno. Kochałam biologicznych rodziców, a oni mnie i siostrę. Żyliśmy jak każda szczęśliwa rodzina, lecz niestety tamtego dnia musieliśmy gdzieś jechać… Nie pamiętam już gdzie, ale w sumie i tak nawet gdybyśmy nie jechali, to prędzej czy później by nas zabili… Teraz polują na nas nawet tu, w Stanach Zjednoczonych, gdzie Polska jest przecież bardzo daleko! Mniejsza… Może jednak rodzice nas nie kochali? Sama już nie wiem co myśleć! Czuje się taka zagubiona i opuszczona przez wszystkich… Co jeśli Reker też mnie zrani i zostawi jak nic niewartego śmiecia? Po śmierci rodziców, nie potrafię sobie ułożyć życia i ciągle się czuję jakbym zawadzała całemu światu! Ciągle czuje ten chłód. Chłód, który miną na chwilkę, kiedy Reker mnie tamtej nocy przytulił po pocałunku, a tak znowu czułam się jakbym była zbędnym elementem układanki. Nie potrafiłam sobie ułożyć życia. Straciłam Alkatrasa, Blue może bardzo polubi tego całego wujka Rekera, a on mnie zostawi i z siostrą znowu zostaniemy same. Nikt nas nie chce i taka jest prawda, bo przecież po co przygarniać sieroty? Obce bachory, które „pewnie” i tak wyrosną na dziadostwo? Tak większość ludzi niestety uważa… A ten cały Maks pewnie żartował… Już nie wierzę w żadne słowa obcych ludzi! Czy wierzę Rekerowi? Mam mętlik w głowie! Poczułam że po policzkach spłynęły mi łzy. „Mogłam zginąć z rodzicami” - pomyślałam załamana. I tak cały dzień kolejny zleciał mi nad smutnymi myślami oraz moimi „filozoficznymi” podejściami do życia, ale załamka była nadal niezła. Reker tym razem przespał cały dzień i noc, a ja po raz kolejny nie spałam, tylko piłam kawę, nic nie jedząc, gdyż każdy możliwy pokarm nie chciał mi przechodzić przez gardło.
**
Następnego dnia o godzinie 9 rano, Reker zaczął się znowu przebudzać, lecz jeśli mam być szczera, to wyglądał o niebo lepiej niż trzy dni temu! A kiedy jęknął cicho, wiedziałam ze to znak iż zaraz wróci mu pełna świadomość. Byłam wyczerpana, a właściwie to ledwie żywa, ale to nie pierwszy, ani nie ostatni raz kiedy nic przez kilka dni nie jem albo żyję tylko na samej kawie… Kiedy Reker otworzył oczy, uśmiechnęłam się radośnie, a on posłał mi już bardziej energiczny uśmiech.
- Jak się czujesz? - spytałam z troską.
- Lepiej niż wcześniej – westchnął – Ile spałem? - spytał.
- Cały jeden dłuuuugi dzień i noc – rzekłam spokojnie.
- Gdzie wujek Maks? - spytał.
- Nie było go tu… Starałam się zatrzeć wszystkie ślady jak na razie żebyś był bezpieczny – powiedziałam cicho i niepewnie, a wtedy usłyszałam za sobą głos owego wujka Rekera, Maksa.
< Reker? ;3 >
sobota, 17 czerwca 2017
od Rekera cd. Irmy
Czułem jakby ktoś mi nos rozwalił na milion kawałeczków a głowa to już była totalna masakra! Gdy tylko doznałem przebłysków świadomości poczułem jak coś futrzastego leży mi na brzuchu więc zacząłem zmuszać się by otworzyć oczy co wiązało się z cichymi jękami, ale w końcu mi się udało. Najpierw w oczy rzucił mi się zadowolony Lord, który leżał mi łebkiem na brzuchu oraz pacał radośnie ogonem o łóżko a dopiero później trafiłem na zmartwioną, ale też szczęśliwą twarz wujka Maksa.
- Reker! Nie strasz mnie już tak więcej - wypalił po chwili siadając na łóżku przez co zorientowałem się dopiero teraz, że jestem w Akademii...
- Wujek to był tylko odpoczynek! Nie uciekłem ci na wieki - stwierdziłem podrywając się do siadu co było złym zagraniem, gdyż od razu opadłem plecami na łóżko z powodu wirującego świata dookoła mnie.
- Leż! Musiałeś podejść pod te drzwi? - westchnął na co przewróciłem oczami.
- Gdzie Irma? - zapytałem nagle przez co popatrzył chwilowo na drzwi jakby chciał się upewnić czy nikt tam nie stoi.
- Jest w bezpiecznym miejscu - odpowiedział mi po chwili przez co zmarszczyłem brwi.
- Czyli w swoim pokoju? - próbowałem zgadnąć jej lokalizację na co pokręcił przecząco głową.
- Nie... Irma uciekła - rzekł a ja aż pobladłem.
- Co?! Nie możliwe! Gdzie?! Kiedy?! Jak?! - wykrzyczałem a ten od razu mnie uciszył. Lord zastrzygł uszami nie wiedząc o co chodzi, ale widząc, że nic mi nie zagraża wrócił dalej do leniuchowania.
- Spokojnie! Mówię ci, że jest w bezpiecznym miejscu - westchnął - Jej rodzice adopcyjni byli niezadowoleni z tego, że zrobiliście sobie mały wypad na miasto więc odebrali jej Alkatrasa i Blue czyli jej suczkę. Zablokowali też jej telefon i zamrozili konto bankowe... - wyjaśnił a ja spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem - Idioci... - warknął jeszcze zły.
- Czyli to nie są jej prawdziwi rodzice? Znajdź ją! Proszę! - mówiłem przejęty miętosząc w palcach kołdrę.
- Tak jej prawdziwi rodzice zginęli w wypadku... Szukam jej chłopie! Tylko jest wyszkolona przez program ochrony świadków i trochę mi to zajmie. Blue już znalazłem i jest u mnie w hotelu a Alkatrasa ciągle też szukam. Ponoć sprzedali go do Europy, ale mam kontakty więc powinno pójść gładko - wyjaśnił na co pokiwałem od razu twierdząco głową.
- Chol**y jedne! - warknąłem krzyżując ręce na piersi.
- Spokojnie młody nie takich już na rynku niszczyłem więc jak fikać będą to się skończy zabawa - westchnął - Jak znajdziemy Irmę to pogadamy o wzniesieniu zakazu zbliżania się. Z tego co słyszałem ma też siostrę więc może bym ją im odebrał jeśli Irma by się zgodziła i zamieszkałaby ze mną - dodał a ja popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Na prawdę byś to zrobił? - upewniałem się na co pokiwał twierdząco głową.
- A teraz spać, bo jak trup wyglądasz! - rozkazał a ja mruknąłem niezadowolony.
- Nie chce - stwierdziłem drapiąc Lorda za uchem przez co pacnął kilka razy ogonem o łóżko.
- To chociaż odpocznij - westchnął - Pójdę ci po kolację - dodał i zniknął za drzwiami. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu gdzie pokazywała się godzina 17:45... Martwiłem się o niebieskooką jak nigdy! Byłem wściekły na tych jej opiekunów, bo jak coś takiego można zrobić?! Przecież my nie uciekliśmy na drugi koniec świata tylko poszliśmy odpocząć w centrum! "Czy tylko wujek Mkas jest normalny?" - pomyślałem zirytowany. Później zjadłem kolację i przyszedł do mnie sms od Irmy o tym, że jest w bezpiecznym miejscu. Muszę się przyznać, że tęskniłem jak diabli... Brakowało mi jej i to bardzo, bardzo...
*****
Następnego dnia obudziłem się koło godziny dziewiątej. Byłem taki bez życia, że śniadanie nawet mi ciężko przez gardło przechodziło. Wujek Maks widząc to wszystko zaciągnął mnie jakoś na otwarty parkur gdzie czekał już osiodłany Arrow, który jak zwykle się ze mną przywitał a widząc, że jest coś nie tak przytulił się dlatego podrapałem go za uchem dzięki czemu zadowolony przymknął oczy. Później wskoczyłem na jego grzbiet i zmierzyłem przeszkody wzrokiem.
- No to pokaż mi co umiesz - zaśmiał się wujek opierając o balustrady. Nie czekając dłużej najechałem na pierwszą przeszkodę, którą gładko przeskoczyłem co wiązało się z oklaskami wujka.
https://68.media.tumblr.com/79640ef9bfee4031b4858dc2ac832a71/tumblr_ojmdheRXPS1v91blso1_400.gif
Później przeskoczyłem jeszcze parę przeszkód, które również gładko poszły, lecz ten dzień nie mógł się ładnie zacząć i skończyć. Kiedy najeżdżałem na jedną z ostatnich i wysokich przeszkód usłyszałem cichy szelest a gdy znalazłem się w powietrzu poczułem rozrywający ból w klatce piersiowej. Arrow strasznie się spłoszył dlatego wierzgnął i niestety noga utknęła mi w strzemieniu! Ból był potworny a koń, który spanikowany przeciągnął mnie po połowie parkuru nabawił mnie też innych ran. W końcu nie mogąc wytrzymać straciłem przytomność, ale zanim to nastało zdołałem dotknąć rany gdzie znajdował się pocisk... snajperski... "Michael" - pomyślałem i straciłem kontakt z rzeczywistością.
*****
Kiedy się obudziłem przywitała mnie ciemność. Miałem podłączone jakieś kroplówki no i monitor EKG które tym swoim piszczeniem zaczynał mnie wnerwiać. Nie miałem siły wstać... Jakoś rozejrzałem się po pomieszczeniu i... i... zobaczyłem siedzącą na krześle Irmę! Od razu się do niej uśmiechnąłem chodź było to dla mnie nie lada wyzwanie.
- Irma - powiedziałem jej imię oraz ścisnąłem słabo jej rękę - Gdzie ja jestem? - dodałem słabym tonem głosu.
- Obudziłeś się - rzekła z ulgą - W Los Angeles! Tu będziesz bezpieczny - stwierdziła a ja przekręciłem ostrożnie głowę.
- Wujek wie? Słyszałem czemu uciekłaś... Mój wujek powiedział, że wykupi Alkatrasa a Blue już ma... Chce wznieść zakaz zbliżania się opiekunów do ciebie i... i... - musiałem wziąć większy wdech - Powiedział, że może się zajść twoją siostrą - dodałem oddychając szybciej co było dla mnie niesamowicie męczące - Tęskniłem... martwiłem się... - jęknąłem jeszcze.
< Irma? :3>
- Reker! Nie strasz mnie już tak więcej - wypalił po chwili siadając na łóżku przez co zorientowałem się dopiero teraz, że jestem w Akademii...
- Wujek to był tylko odpoczynek! Nie uciekłem ci na wieki - stwierdziłem podrywając się do siadu co było złym zagraniem, gdyż od razu opadłem plecami na łóżko z powodu wirującego świata dookoła mnie.
- Leż! Musiałeś podejść pod te drzwi? - westchnął na co przewróciłem oczami.
- Gdzie Irma? - zapytałem nagle przez co popatrzył chwilowo na drzwi jakby chciał się upewnić czy nikt tam nie stoi.
- Jest w bezpiecznym miejscu - odpowiedział mi po chwili przez co zmarszczyłem brwi.
- Czyli w swoim pokoju? - próbowałem zgadnąć jej lokalizację na co pokręcił przecząco głową.
- Nie... Irma uciekła - rzekł a ja aż pobladłem.
- Co?! Nie możliwe! Gdzie?! Kiedy?! Jak?! - wykrzyczałem a ten od razu mnie uciszył. Lord zastrzygł uszami nie wiedząc o co chodzi, ale widząc, że nic mi nie zagraża wrócił dalej do leniuchowania.
- Spokojnie! Mówię ci, że jest w bezpiecznym miejscu - westchnął - Jej rodzice adopcyjni byli niezadowoleni z tego, że zrobiliście sobie mały wypad na miasto więc odebrali jej Alkatrasa i Blue czyli jej suczkę. Zablokowali też jej telefon i zamrozili konto bankowe... - wyjaśnił a ja spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem - Idioci... - warknął jeszcze zły.
- Czyli to nie są jej prawdziwi rodzice? Znajdź ją! Proszę! - mówiłem przejęty miętosząc w palcach kołdrę.
- Tak jej prawdziwi rodzice zginęli w wypadku... Szukam jej chłopie! Tylko jest wyszkolona przez program ochrony świadków i trochę mi to zajmie. Blue już znalazłem i jest u mnie w hotelu a Alkatrasa ciągle też szukam. Ponoć sprzedali go do Europy, ale mam kontakty więc powinno pójść gładko - wyjaśnił na co pokiwałem od razu twierdząco głową.
- Chol**y jedne! - warknąłem krzyżując ręce na piersi.
- Spokojnie młody nie takich już na rynku niszczyłem więc jak fikać będą to się skończy zabawa - westchnął - Jak znajdziemy Irmę to pogadamy o wzniesieniu zakazu zbliżania się. Z tego co słyszałem ma też siostrę więc może bym ją im odebrał jeśli Irma by się zgodziła i zamieszkałaby ze mną - dodał a ja popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Na prawdę byś to zrobił? - upewniałem się na co pokiwał twierdząco głową.
- A teraz spać, bo jak trup wyglądasz! - rozkazał a ja mruknąłem niezadowolony.
- Nie chce - stwierdziłem drapiąc Lorda za uchem przez co pacnął kilka razy ogonem o łóżko.
- To chociaż odpocznij - westchnął - Pójdę ci po kolację - dodał i zniknął za drzwiami. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu gdzie pokazywała się godzina 17:45... Martwiłem się o niebieskooką jak nigdy! Byłem wściekły na tych jej opiekunów, bo jak coś takiego można zrobić?! Przecież my nie uciekliśmy na drugi koniec świata tylko poszliśmy odpocząć w centrum! "Czy tylko wujek Mkas jest normalny?" - pomyślałem zirytowany. Później zjadłem kolację i przyszedł do mnie sms od Irmy o tym, że jest w bezpiecznym miejscu. Muszę się przyznać, że tęskniłem jak diabli... Brakowało mi jej i to bardzo, bardzo...
*****
Następnego dnia obudziłem się koło godziny dziewiątej. Byłem taki bez życia, że śniadanie nawet mi ciężko przez gardło przechodziło. Wujek Maks widząc to wszystko zaciągnął mnie jakoś na otwarty parkur gdzie czekał już osiodłany Arrow, który jak zwykle się ze mną przywitał a widząc, że jest coś nie tak przytulił się dlatego podrapałem go za uchem dzięki czemu zadowolony przymknął oczy. Później wskoczyłem na jego grzbiet i zmierzyłem przeszkody wzrokiem.
- No to pokaż mi co umiesz - zaśmiał się wujek opierając o balustrady. Nie czekając dłużej najechałem na pierwszą przeszkodę, którą gładko przeskoczyłem co wiązało się z oklaskami wujka.
https://68.media.tumblr.com/79640ef9bfee4031b4858dc2ac832a71/tumblr_ojmdheRXPS1v91blso1_400.gif
Później przeskoczyłem jeszcze parę przeszkód, które również gładko poszły, lecz ten dzień nie mógł się ładnie zacząć i skończyć. Kiedy najeżdżałem na jedną z ostatnich i wysokich przeszkód usłyszałem cichy szelest a gdy znalazłem się w powietrzu poczułem rozrywający ból w klatce piersiowej. Arrow strasznie się spłoszył dlatego wierzgnął i niestety noga utknęła mi w strzemieniu! Ból był potworny a koń, który spanikowany przeciągnął mnie po połowie parkuru nabawił mnie też innych ran. W końcu nie mogąc wytrzymać straciłem przytomność, ale zanim to nastało zdołałem dotknąć rany gdzie znajdował się pocisk... snajperski... "Michael" - pomyślałem i straciłem kontakt z rzeczywistością.
*****
Kiedy się obudziłem przywitała mnie ciemność. Miałem podłączone jakieś kroplówki no i monitor EKG które tym swoim piszczeniem zaczynał mnie wnerwiać. Nie miałem siły wstać... Jakoś rozejrzałem się po pomieszczeniu i... i... zobaczyłem siedzącą na krześle Irmę! Od razu się do niej uśmiechnąłem chodź było to dla mnie nie lada wyzwanie.
- Irma - powiedziałem jej imię oraz ścisnąłem słabo jej rękę - Gdzie ja jestem? - dodałem słabym tonem głosu.
- Obudziłeś się - rzekła z ulgą - W Los Angeles! Tu będziesz bezpieczny - stwierdziła a ja przekręciłem ostrożnie głowę.
- Wujek wie? Słyszałem czemu uciekłaś... Mój wujek powiedział, że wykupi Alkatrasa a Blue już ma... Chce wznieść zakaz zbliżania się opiekunów do ciebie i... i... - musiałem wziąć większy wdech - Powiedział, że może się zajść twoją siostrą - dodałem oddychając szybciej co było dla mnie niesamowicie męczące - Tęskniłem... martwiłem się... - jęknąłem jeszcze.
< Irma? :3>
od Irmy cd. Rekera
Nie mogłam uwierzyć że Reker mnie podglądał! A właściwie to.. o bosz! On mnie musiał trochę powycierać żeby mnie na łóżku położyć! O bosz…. O bosz!!! Nie no nie powiem, byłam troszkę zła na Rekera no i zawstydzona na maksa! Że też ja znowu musiałam zasnąć w tej cholernej wannie! Jakoś mnie tam udobruchał i zjedliśmy to śniadanie, lecz po nim… Przyszedł ten cały wujek Rekera i przez przypadek walnął go drzwiami, a ten stracił przytomność upadając na podłogę z hukiem! No… Bałam się straszliwie jego wujka, więc gdy tylko go zobaczyłam, zbladłam gorzej niż ściana i po Irmie! Objęcia morfeusza i rozbity łeb…
**
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam że jestem… W moim pokoju w akademii! „Co jest grane?!” pomyślałam spanikowana i otworzyłam szerzej przerażone czy, a wtedy zorientowałam się że mam biały bandaż na głowie oraz jest przy mnie koleżanka…
- Obudziłaś się wreszcie… - szepnęła, ale po jej minie wiedziałam że coś się stało…
- Rita to się dzieje?! - spytałam od razu podrywając się – Co z Alkatrasem!? - spytałam spanikowana, a serce mi przyspieszyło na najwyższe obroty.
- No…. Tak jakby…. - nie wiedziała czy mi powiedzieć.
- Rita gadaj rzesz! - niemalże krzyknęłam i dopiero teraz spostrzegłam że jest noc.
- Twoim no… adopcyjni rodzice go sprzedali za karę że uciekłaś… - szepnęłam smutno i niepewnie – Słyszałam że wywieziono go do Europy ale do jakiego kraju nie wiem… Alkatras zdziczał przy nich – dodała, a we mnie najpierw wstąpił szok, a następne się rozryczałam!
- Nie mogli tego zrobić!!! - prawie krzyknęłam załamana płacząc.
- Przykro mi ale nie tylko ja to przez przypadek słyszałam… - szepnęła znowu, głaszcząc mnie po plecach dla otuchy, lecz to nic nie dawało. Wtedy się poderwałam i chciałam zadzwonić do Rekera bo był jedną osobą która przyszła mi na myśl, lecz się okazało że też zablokowali mi telefon i nie mogłam nigdzie dzwonić! Miarka się wtedy przebrała! Sprzedali mi mojego ukochanego konia! Alkatras był rodziną i w jakimś stopniu zastępował mi pustkę po rodzicach…
- Irma… Blue… Też zabrali… Schronisko… - dodała, a ja aż wypuściłam szklankę, która roztrzaskała się w drobny mak i zacisnęłam ręce w pięści ze złości ale i też rozpaczy, gdyż poczułam się jakby wszystko na czym mi zależało, zostało odebrane, jakby ktoś wyrwał mi serce! Spakowałam do swojego plecaka portfel, karty kredytowe, a ze starego telefonu zapisałam na kartce numer koleżanki Rekera oraz włożyłam ją sobie do kieszeni zapinaną na zamek.
- Irma co robisz?! - spytała przestraszona.
- Uciekam i już nigdy nie wrócę! Mam dość! Pieniądze mam więc mogą się wypchać! - warknęłam zła.
- Ale… - zaczęła ale jej przerwałam.
- Mam dość! Nienawidzę ich odkąd ich zobaczyłam! Nienawidzę ich i oby zdechli! - warczałam wściekle, choć łzy leciały mi z oczu, a serce zdawało się krwawić z bólu. Zarzuciłam sobie plecak na plecy, pożegnałam się z koleżanką, która obiecała mi ze nikomu nie piśnie że uciekłam tylko sami mają się dowiedzieć i wyskoczyłam. Z akademii nie było się wcale trudno wydostać, a nocny autobus zabrał mnie do miasta, gdzie za pomocą szkolenia które kiedyś odbyłam, czyli dzięki programowi ochrony świadków, zniknęłam wtapiając się w otoczenie tak, że w ogóle nie było mnie widać czy nie można było mnie rozpoznać. Załatwiłam sobie nowy telefon na kartę z nowym numerem tel. bo stary telefon mi zablokowali więc wrzuciłam go pod ciężarówkę ze złości… „I dobrze! Niech myślą że nie żyję!” pomyślałam i dopiero w jakimś kolejnym, strasznie drogim hotelu, tyle że zapisałam się na nie swoje imię oraz nazwisko, bo po prostu zmyśliłam, tak jak mnie tego uczono. Weszłam do swojego apartamentu gdzie zobaczyłam pięknie urządzone wnętrza.
Byłam zachwycona! „Nareszcie się od nich uwolniłam!” pomyślałam ale zaraz uderzyła we mnie fala smutku, że straciłam Alkatrasa i Blue… Rozpłakałam się znowu, lecz tym razem jakoś usiadłam na łóżku, wyjęłam karteczkę na której sobie zapisałam numer Rekera oraz przyjaciółki i napisałam oczywiście do Rekera sms.
„To ja...Jestem w bezpiecznym miejscu”.
Napisałam tylko tyle, bo właściwie to przecież dal niego nic i tak nie znaczę, tak jak dla całego świata! Alkatras został mi odebrany, stary telefon rozjechała ciężarówka ale nie było mi szkoda, bo i tak był zablokowany na amen z dzwonieniem i niemasowanie, a z „nowym” telefonem, który nie był aż tak zaawansowany, lecz nie mógł mnie nikt namierzyć przez głupi nadajnik GPS. Sprawdziłam na nowym telefonie stan konta mojego i wyło na nim mnóstwo kasy. I tak! To te konto moje własne, które sobie sama założyłam, a te głupki o nim nie widziały i zamroziły mi puste konto… Kiedy się wykąpałam jakoś, wzięłam silne leki uspokajające, zasnęłam w końcu.
**
Następnego ranka, około godziny 13 napisałam sms do przyjaciółki jak w akademii, a ta napisała mi że Rekera postrzelono i trafił do szpitala! Zdenerwowałam się nie na żarty! Obdzwoniłam szybko szpitale, podając się za jego siostrę przyrodnią i dowiedziałam się gdzie jest… Szybko jakoś znalazłam dobrych ludzi, którzy zabrali Rekera ze szpitala w Wirginii do stanu Kalifornia do miasta Los Angeles, gdzie mają najlepszy szpital. Był nieprzytomny i tuż po operacji ale jakoś udało się go tam przetransportować samolotem specjalnym. Ja sama szybko się wymeldowałam i pojechałam taksówką na lotnisko, gdzie poleciałam do Rekera. Podróż była długa… No nie powiem to 7 godzin lotu jakieś! No ale kto powiedział że nie można wynająć sobie odrzutowca? Dzięki temu dotarłam kilka godzin wcześniej do szpitala, gdzie przebywał Reker, a po daniu „łapówki” dostał prywatną salę oraz siedziałam przy nim cały czas, martwiąc się o niego. Wiedziałam że jeśli ktoś go postrzelił, to jego zabójcy czyhali by na nim w szpitalu by go dobić… A ja nie zamierzałam do tego dopuścić!
< Reker? ;3 >
**
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam że jestem… W moim pokoju w akademii! „Co jest grane?!” pomyślałam spanikowana i otworzyłam szerzej przerażone czy, a wtedy zorientowałam się że mam biały bandaż na głowie oraz jest przy mnie koleżanka…
- Obudziłaś się wreszcie… - szepnęła, ale po jej minie wiedziałam że coś się stało…
- Rita to się dzieje?! - spytałam od razu podrywając się – Co z Alkatrasem!? - spytałam spanikowana, a serce mi przyspieszyło na najwyższe obroty.
- No…. Tak jakby…. - nie wiedziała czy mi powiedzieć.
- Rita gadaj rzesz! - niemalże krzyknęłam i dopiero teraz spostrzegłam że jest noc.
- Twoim no… adopcyjni rodzice go sprzedali za karę że uciekłaś… - szepnęłam smutno i niepewnie – Słyszałam że wywieziono go do Europy ale do jakiego kraju nie wiem… Alkatras zdziczał przy nich – dodała, a we mnie najpierw wstąpił szok, a następne się rozryczałam!
- Nie mogli tego zrobić!!! - prawie krzyknęłam załamana płacząc.
- Przykro mi ale nie tylko ja to przez przypadek słyszałam… - szepnęła znowu, głaszcząc mnie po plecach dla otuchy, lecz to nic nie dawało. Wtedy się poderwałam i chciałam zadzwonić do Rekera bo był jedną osobą która przyszła mi na myśl, lecz się okazało że też zablokowali mi telefon i nie mogłam nigdzie dzwonić! Miarka się wtedy przebrała! Sprzedali mi mojego ukochanego konia! Alkatras był rodziną i w jakimś stopniu zastępował mi pustkę po rodzicach…
- Irma… Blue… Też zabrali… Schronisko… - dodała, a ja aż wypuściłam szklankę, która roztrzaskała się w drobny mak i zacisnęłam ręce w pięści ze złości ale i też rozpaczy, gdyż poczułam się jakby wszystko na czym mi zależało, zostało odebrane, jakby ktoś wyrwał mi serce! Spakowałam do swojego plecaka portfel, karty kredytowe, a ze starego telefonu zapisałam na kartce numer koleżanki Rekera oraz włożyłam ją sobie do kieszeni zapinaną na zamek.
- Irma co robisz?! - spytała przestraszona.
- Uciekam i już nigdy nie wrócę! Mam dość! Pieniądze mam więc mogą się wypchać! - warknęłam zła.
- Ale… - zaczęła ale jej przerwałam.
- Mam dość! Nienawidzę ich odkąd ich zobaczyłam! Nienawidzę ich i oby zdechli! - warczałam wściekle, choć łzy leciały mi z oczu, a serce zdawało się krwawić z bólu. Zarzuciłam sobie plecak na plecy, pożegnałam się z koleżanką, która obiecała mi ze nikomu nie piśnie że uciekłam tylko sami mają się dowiedzieć i wyskoczyłam. Z akademii nie było się wcale trudno wydostać, a nocny autobus zabrał mnie do miasta, gdzie za pomocą szkolenia które kiedyś odbyłam, czyli dzięki programowi ochrony świadków, zniknęłam wtapiając się w otoczenie tak, że w ogóle nie było mnie widać czy nie można było mnie rozpoznać. Załatwiłam sobie nowy telefon na kartę z nowym numerem tel. bo stary telefon mi zablokowali więc wrzuciłam go pod ciężarówkę ze złości… „I dobrze! Niech myślą że nie żyję!” pomyślałam i dopiero w jakimś kolejnym, strasznie drogim hotelu, tyle że zapisałam się na nie swoje imię oraz nazwisko, bo po prostu zmyśliłam, tak jak mnie tego uczono. Weszłam do swojego apartamentu gdzie zobaczyłam pięknie urządzone wnętrza.
Byłam zachwycona! „Nareszcie się od nich uwolniłam!” pomyślałam ale zaraz uderzyła we mnie fala smutku, że straciłam Alkatrasa i Blue… Rozpłakałam się znowu, lecz tym razem jakoś usiadłam na łóżku, wyjęłam karteczkę na której sobie zapisałam numer Rekera oraz przyjaciółki i napisałam oczywiście do Rekera sms.
„To ja...Jestem w bezpiecznym miejscu”.
Napisałam tylko tyle, bo właściwie to przecież dal niego nic i tak nie znaczę, tak jak dla całego świata! Alkatras został mi odebrany, stary telefon rozjechała ciężarówka ale nie było mi szkoda, bo i tak był zablokowany na amen z dzwonieniem i niemasowanie, a z „nowym” telefonem, który nie był aż tak zaawansowany, lecz nie mógł mnie nikt namierzyć przez głupi nadajnik GPS. Sprawdziłam na nowym telefonie stan konta mojego i wyło na nim mnóstwo kasy. I tak! To te konto moje własne, które sobie sama założyłam, a te głupki o nim nie widziały i zamroziły mi puste konto… Kiedy się wykąpałam jakoś, wzięłam silne leki uspokajające, zasnęłam w końcu.
**
Następnego ranka, około godziny 13 napisałam sms do przyjaciółki jak w akademii, a ta napisała mi że Rekera postrzelono i trafił do szpitala! Zdenerwowałam się nie na żarty! Obdzwoniłam szybko szpitale, podając się za jego siostrę przyrodnią i dowiedziałam się gdzie jest… Szybko jakoś znalazłam dobrych ludzi, którzy zabrali Rekera ze szpitala w Wirginii do stanu Kalifornia do miasta Los Angeles, gdzie mają najlepszy szpital. Był nieprzytomny i tuż po operacji ale jakoś udało się go tam przetransportować samolotem specjalnym. Ja sama szybko się wymeldowałam i pojechałam taksówką na lotnisko, gdzie poleciałam do Rekera. Podróż była długa… No nie powiem to 7 godzin lotu jakieś! No ale kto powiedział że nie można wynająć sobie odrzutowca? Dzięki temu dotarłam kilka godzin wcześniej do szpitala, gdzie przebywał Reker, a po daniu „łapówki” dostał prywatną salę oraz siedziałam przy nim cały czas, martwiąc się o niego. Wiedziałam że jeśli ktoś go postrzelił, to jego zabójcy czyhali by na nim w szpitalu by go dobić… A ja nie zamierzałam do tego dopuścić!
< Reker? ;3 >
od Rekera cd. Irmy
Po kolejnym dniu pełnym wrażeń znowu przyszedł czas na bardzo drogi hotel gdzie mieliśmy spędzić dzisiejszą noc. Tak dobrze zgadaliście znowu wzięliśmy jeden pokój z łóżkiem małżeńskim, ale żadne z nas nie sprzeciwiało się woli drugiego. Pokój i łazienka były wielkimi pomieszczeniami no i muszę przyznać, że przypadły mi do gustu i to bardzo!
- Reker? - zaczęła.
- Hm? - spytałem tylko.
- Jesteś wariat! - stwierdziła na co się zaśmiałem - Mówię serio! Wydałeś w sumie przeze mnie wydałeś jakiś milion trzysta sześćdziesiąt dziewięć tysięcy! - powiedziała nieco przestraszona – Oddam Ci… - szepnęła cicho jak myszka pod miotłom.
- Irma nie oddawaj! Nie chce od ciebie ani grosza! - rzekłem z uśmiechem przeczesując prawą ręką swoje włosy.
- Ale... - nie zdążyła dokończyć, gdyż położyłem jej palec wskazujący na ustach.
- Żadnych "ale"! To dla mnie przyjemność, że mogę wydać na ciebie pieniądze - stwierdziłem na co spuściła głowę.
- Czuję się z tym dziwnie - westchnęła patrząc na błyszczącą podłogę.
- Irmo - rzekłem jej imię, lecz nie zareagowała dlatego do niej podszedłem - Irmo ja lubię wydawać pieniądze na naszą dwójkę - powiedziałem i wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej oraz zacząłem kierować się w stronę balkonu.
- Co ty robisz? - spięła się bardzo przez co posłałem jej uśmiech oraz szybko postawiłem na ziemi a sam oparłem się rękami o balustradę balkonu.
- Gwiazdy - odpowiedziałem jej zadzierając głowę do góry by spojrzeć na migoczące, złote punkty na niebie. Niebieskooka zrobiła po chwili to samo. Trwaliśmy tak może z pięć minut aż w końcu westchnąłem - Są piękne - stwierdziłem - Dawno ich nie widziałem - dodałem jeszcze nie odrywając od nich wzroku.
- Ja tak samo - odparła a ja zacisnąłem ręce bardziej na balustradzie balkonu i spojrzałem jej w oczy tak samo jak ona mi. Uśmiechnąłem się do niej łagodnie i... i... i... ją pocałowałem! Myślałem, że zaraz w pysk od niej dostanę, ale ona odwzajemniła pocałunek i na dodatek położyła ręce na mojej twarzy.
Kiedy w końcu jakoś się od siebie oderwaliśmy popatrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem, lecz żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Po chwili rozsiadłem się w czarnym fotelu balkonowym oraz wziąłem ją na kolana przytulając ją do siebie. Tak właściwie nie wiedziałem co się działo, ale najważniejsze było to iż Irmusi się podobało! Zaraz co? A mniejsza... Przesiedzieliśmy chyba tak z 25 minut aż w końcu poczuliśmy jak uderza w nas zimno nocy.
- Chyba czas wejść do środka - stwierdziłem odzywając się jako pierwszy na co skinęła głową i chyba niechętnie zeszła mi z kolan. Sam szybko też wtargnąłem do środka oraz zamknąłem okno by w pomieszczeniu zrobiło się cieplej - Zamówię kolację, co by pani chciała? - zapytałem sięgając po menu.
- To co pan - odpowiedziała mi i zniknęła w łazience przez co się uśmiechnąłem i zacząłem czytać wszelakie nazwy jedzenia jakie moglibyśmy dzisiaj zjeść. W końcu po pięciu minutach zdecydowałem się na makaron z sosem serowym. Wszystko szybko zamówiłem oraz położyłem się na łóżku zaczynając czekać na posiłek i Irmusię. Jedzonko przyszło po 30 minutach a po dziewczynie ani śladu! Odczekałem jeszcze z 15 minut i zmartwiony zajrzałem przez lekko uchylone dzięki sobie drzwi do łazienki. Jak się okazało dziewczyna znowu zasnęła w wanie przez co śmiać mi się chciało! Po cichu zamknąłem drzwi i do niej podszedłem. No piana trochę opadła i mogłem się trochę napatrzeć na jej kobiece kształty... No co facet jestem! Każdy by na moim miejscu tak zrobił! Kiedy stwierdziłem, że mi wystarczy, trzasnąłem się lekko w policzek oraz zabrałem ręcznik, którym ją owinąłem oraz wyszedłem z łazienki. Widząc, iż raczej nic jej nie ruszy, położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą a po zjedzonej kolacji sam poszedłem w jej ślady.
****
Rano znowu obudziliśmy się wtuleni w siebie co nam jakoś specjalnie nie przeszkadzało, ale największa "jazda" była wtedy kiedy Irmusia zorientowała się, że jest w samym ręczniku.
- Reker ty zboczuchu! - krzyknęła chowając się pod kołdrę na co się zaśmiałem.
- Irmuś daj spokój! - odparłem przez co na mnie zamruczała groźnie - No dobra zamknę oczy a ty pójdziesz się ubrać - westchnąłem i to zrobiłem a ona niczym torpeda wystrzeliła do łazienki oraz z hukiem zamknęła drzwi. Ja w tym czasie zamówiłem nam śniadanie w postaci jajecznicy i kanapek z serem białym i szczypiorkiem. Jakoś udobruchałem Irmusię by się na mnie nie gniewała choć z początku było ciężko, lecz jednak się udało! Po zjedzonym śniadanku chcieliśmy zostać jeszcze trochę w hotelu, lecz ktoś nagle zapukał do drzwi. Z początku myślałem, że to obsługa hotelowa więc już miałem im otworzyć, ale nagle bum! Ktoś przywalił mi z drzwi w łeb i straciłem przytomność! Piękny początek dnia normalnie!
<Irma? :3 Reker nieprzytomny xd>
- Reker? - zaczęła.
- Hm? - spytałem tylko.
- Jesteś wariat! - stwierdziła na co się zaśmiałem - Mówię serio! Wydałeś w sumie przeze mnie wydałeś jakiś milion trzysta sześćdziesiąt dziewięć tysięcy! - powiedziała nieco przestraszona – Oddam Ci… - szepnęła cicho jak myszka pod miotłom.
- Irma nie oddawaj! Nie chce od ciebie ani grosza! - rzekłem z uśmiechem przeczesując prawą ręką swoje włosy.
- Ale... - nie zdążyła dokończyć, gdyż położyłem jej palec wskazujący na ustach.
- Żadnych "ale"! To dla mnie przyjemność, że mogę wydać na ciebie pieniądze - stwierdziłem na co spuściła głowę.
- Czuję się z tym dziwnie - westchnęła patrząc na błyszczącą podłogę.
- Irmo - rzekłem jej imię, lecz nie zareagowała dlatego do niej podszedłem - Irmo ja lubię wydawać pieniądze na naszą dwójkę - powiedziałem i wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej oraz zacząłem kierować się w stronę balkonu.
- Co ty robisz? - spięła się bardzo przez co posłałem jej uśmiech oraz szybko postawiłem na ziemi a sam oparłem się rękami o balustradę balkonu.
- Gwiazdy - odpowiedziałem jej zadzierając głowę do góry by spojrzeć na migoczące, złote punkty na niebie. Niebieskooka zrobiła po chwili to samo. Trwaliśmy tak może z pięć minut aż w końcu westchnąłem - Są piękne - stwierdziłem - Dawno ich nie widziałem - dodałem jeszcze nie odrywając od nich wzroku.
- Ja tak samo - odparła a ja zacisnąłem ręce bardziej na balustradzie balkonu i spojrzałem jej w oczy tak samo jak ona mi. Uśmiechnąłem się do niej łagodnie i... i... i... ją pocałowałem! Myślałem, że zaraz w pysk od niej dostanę, ale ona odwzajemniła pocałunek i na dodatek położyła ręce na mojej twarzy.
Kiedy w końcu jakoś się od siebie oderwaliśmy popatrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem, lecz żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Po chwili rozsiadłem się w czarnym fotelu balkonowym oraz wziąłem ją na kolana przytulając ją do siebie. Tak właściwie nie wiedziałem co się działo, ale najważniejsze było to iż Irmusi się podobało! Zaraz co? A mniejsza... Przesiedzieliśmy chyba tak z 25 minut aż w końcu poczuliśmy jak uderza w nas zimno nocy.
- Chyba czas wejść do środka - stwierdziłem odzywając się jako pierwszy na co skinęła głową i chyba niechętnie zeszła mi z kolan. Sam szybko też wtargnąłem do środka oraz zamknąłem okno by w pomieszczeniu zrobiło się cieplej - Zamówię kolację, co by pani chciała? - zapytałem sięgając po menu.
- To co pan - odpowiedziała mi i zniknęła w łazience przez co się uśmiechnąłem i zacząłem czytać wszelakie nazwy jedzenia jakie moglibyśmy dzisiaj zjeść. W końcu po pięciu minutach zdecydowałem się na makaron z sosem serowym. Wszystko szybko zamówiłem oraz położyłem się na łóżku zaczynając czekać na posiłek i Irmusię. Jedzonko przyszło po 30 minutach a po dziewczynie ani śladu! Odczekałem jeszcze z 15 minut i zmartwiony zajrzałem przez lekko uchylone dzięki sobie drzwi do łazienki. Jak się okazało dziewczyna znowu zasnęła w wanie przez co śmiać mi się chciało! Po cichu zamknąłem drzwi i do niej podszedłem. No piana trochę opadła i mogłem się trochę napatrzeć na jej kobiece kształty... No co facet jestem! Każdy by na moim miejscu tak zrobił! Kiedy stwierdziłem, że mi wystarczy, trzasnąłem się lekko w policzek oraz zabrałem ręcznik, którym ją owinąłem oraz wyszedłem z łazienki. Widząc, iż raczej nic jej nie ruszy, położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą a po zjedzonej kolacji sam poszedłem w jej ślady.
****
Rano znowu obudziliśmy się wtuleni w siebie co nam jakoś specjalnie nie przeszkadzało, ale największa "jazda" była wtedy kiedy Irmusia zorientowała się, że jest w samym ręczniku.
- Reker ty zboczuchu! - krzyknęła chowając się pod kołdrę na co się zaśmiałem.
- Irmuś daj spokój! - odparłem przez co na mnie zamruczała groźnie - No dobra zamknę oczy a ty pójdziesz się ubrać - westchnąłem i to zrobiłem a ona niczym torpeda wystrzeliła do łazienki oraz z hukiem zamknęła drzwi. Ja w tym czasie zamówiłem nam śniadanie w postaci jajecznicy i kanapek z serem białym i szczypiorkiem. Jakoś udobruchałem Irmusię by się na mnie nie gniewała choć z początku było ciężko, lecz jednak się udało! Po zjedzonym śniadanku chcieliśmy zostać jeszcze trochę w hotelu, lecz ktoś nagle zapukał do drzwi. Z początku myślałem, że to obsługa hotelowa więc już miałem im otworzyć, ale nagle bum! Ktoś przywalił mi z drzwi w łeb i straciłem przytomność! Piękny początek dnia normalnie!
<Irma? :3 Reker nieprzytomny xd>