Strony

wtorek, 20 czerwca 2017

od Irmy cd. Rekera

No nie powiem… Nienawidzę latać samolotami, bo kiedyś nieomal się rozbiłam jak jeszcze miałam biologicznych rodziców, lecz teraz kiedy znowu prawie się rozbił odrzutowiec i w dodatku prywatny Maksa, stwierdziłam że już chyba nigdy nie wrócę do kraju, gdyż panicznie teraz bałam się latać! Dwa razy prawie się zabić to już przesada! Nie… Nie lubię samolotów! Nie lubię latać i koniec! Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, miałam ochotę paść na kolana i ją ucałować że żyję oraz że jestem w bezpiecznym miejscu, lecz się powstrzymałam. Później z Rekerem zamówiliśmy sobie lazanię… Boże jakie to było pyszne! Powiem szczerze że hotel był właściwie istnie królewski, gdyż w środku wyglądało wszystko jakbyśmy mieszkali w jakimś pałacu, a my czuliśmy się jak jacyś ludzie z królewskiego rodu normalnie! Wspólny pokój z Rekerem też mnie jakoś teraz specjalnie nie dziwił albo hm… Nie kłopotał może tak. No bo jak w końcu spędziliśmy tyle czasu ze sobą oraz dwie noce spaliśmy w siebie wtuleni i dobrze nam się spał to czemu nie spać w jednym? Dobra nie ważne! W każdym razie później wymknęliśmy się jakoś z hotelu i zaczęliśmy zwiedzać Paryż czym byłam wręcz zachwycona, mimo tak dramatycznej podróży. Następnie Reker zabrał mnie na wieżę Eifla, gdzie były tak piękne widoki!
- Ślicznie tu - powiedziałam nagle gdy patrzyliśmy już z jakiś czas na tereny Paryża, który mienił się różnymi kolorami od świateł, a ciemna noc polepszała ten niezwykły widok!
- To prawda, ale.... - urwał milknąc, gdy na mnie spojrzał, a ja się bałam że zaraz coś powie w stylu że „źle się stało że na siebie trafiliśmy” To nie powinno się było stać” „musimy zakończyć naszą znajomość”. Na te ponure myśli serce mi przyspieszyło i myślałam że zaraz się opłaczę, bo nie chciałam żeby jednak on mnie też zostawił, tak jak wszyscy inni! Nie chciałam znowu być sama… Nie chciałam żeby każdy się ode mnie odwracał, bo byłam podjęta głupim programem ochrony świadków i ktoś chce mnie zabić… Chcę tylko normalnie żyć, nic więcej! Żyć u boku najbliższych mi osób, ale te wykruszyły się bardzo szybko i zostałam sama, a teraz miałam tylko Tię i Rekera, no i Maksa poniekąd! „znowu zostanę sama...” pomyślałam smutno.
- Ale? - zapytałam jednak kiedy spojrzał mi głęboko w oczy.
- Znam osobę, która jest najśliczniejsza i najpiękniejsza - odpowiedział mi a ja momentalnie posmutniałam. „Ma kogoś i mnie skreślił” - pomyślałam zrozpaczona, lecz wtedy dodał coś, co mnie zszokowało! - Ciebie - dodał po chwili i nawet nie wiecie w jakim szoku ja byłam!- Irmo ja Cię Kocham – rzekł jeszcze i… i… mnie pocałował!
Nie mogłam po prostu w to uwierzyć! Byłam… Byłam taka szczęśliwa! Zaraz odwzajemniłam pocałunek, co go chyba nieco zdziwiło, ale gdy się od siebie oderwaliśmy widziałam szczęście, ale i zdenerwowanie.
- Ja też Cię Kocham Reker! - szepnęłam, a w jego oczach mogłam dostrzec błysk szczęścia. Znowu mnie pocałował, a później patrzyliśmy na fajerwerki, lecz ja tym razem patrzyłam wtulona w niego i wreszcie poczułam spokój… Patrzyliśmy tak z dwadzieścia minut na fajerwerki, a później jeszcze na rozświetlone miasto gdy to się wszystko skończyło, a następnie zaczęliśmy wracać do naszego hotelu. Muszę przyznać że Reker mi imponował że zna biegle francuski!
**
Następnego dnia obudziliśmy się około godziny dziesiątej rano, oczywiście byliśmy wtuleni w siebie, a gdy wstaliśmy, Reker zamówił nam śniadanie, a ja poszłam się przebrać, gdzie dostrzegłam że mnie dziad chciał podejrzeć! Rozbawiona pogoniłam go ręcznikiem i pluszowym kapciem z czego oboje się śmialiśmy a ja w końcu zamykając się w łazience, spokojnie się przebrałam i zjadłam z nim śniadanie. A później przyszedł po nas Maks z którym pojechaliśmy do stadniny gdzie mają najlepsze konie do zawodów w skokach. Właściciel przywitał nas z uśmiechem a ja weszłam do jednej ze stajni z Rekerem nie chcąc czekać i zaczęliśmy się rozglądać, a moją uwagę przykuła klacz pewna klacz…

 Była piękna! Podeszłam od razu do drzwiczek jej boksu, a ona do mnie chętnie podeszła i pozwoliła się pogłaskać, dzięki czemu się lekko uśmiechnęłam i pogłaskałam ją, na co cichutko zarżała z zadowolenia, a ja korzystając z okazji, spojrzałam na złotą tabliczkę na której były zapisane jej dane oraz rodziców. „Nefaria – po Castello de lavo oraz Feladolle de leko” przeczytałam i lekko się skrzywiłam na te dziwne imiona.
- A więc jesteś Nefaria… - szepnęłam do klaczy głaszcząc ją, na co trąciła mnie lekko łbem, jakby potwierdzała moje słowa. Klacz była rany Hanowerskiej oraz z tego co wyczytałam na tabliczce, miała cztery lata. A wtedy usłyszałam niedaleko siebie niezadowolenie jakiegoś mężczyzny.
- Bachorze odsuń się od mojej klaczy bo jeszcze ją ubrudzisz ty mała pijawko! - warknął na mnie, a ja się zdziwiłam.
- Derko to jeszcze nie Twoja klacz bo licytacja jeszcze trwa! - warknął na niego inny.
- I tak będzie moja! A ty na pewno jej nie kupisz, więc sobie pomarz Romualdo! - warknął, a ja nie wiedziałam czy uciekać czy zostać.

< Reker? ;3 niech maks tam ratuje! Xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.