środa, 27 września 2017

od Viktorii cd. Rick'a

- Nie wiem o czym mówisz. - odparł chłopak, wymuszając uśmiech. Powstrzymałam się przed wybuchnięciem niekontrolowanym śmiechem.
- Nie potwierdzaj, że jesteś debilem, tylko mów. - odpowiedziałam twardo. Rick zmierzył mnie ponownie wzrokiem.
- Naprawdę nie wiem. - powiedział, uniosłam brew. - Nie jestem aż takim debilem żeby mówić takie rzeczy dziewczynie którą znam od niedawna. - syknął w moją stronę. Nie no, postarał się z tą ripostą jak ja przy gotowaniu wody.
- Nagle taki inteligentny? No weź, powiedz. - moje kąciki delikatnie uniosły się, tworząc złośliwy uśmiech. Dałam czas chłopakowi, ja mam co robić.
- Cokolwiek byś nie zrobiła czy powiedziała i tak się tego ode mnie nie dowiesz, a tym czasem dobranoc. - wyszłam, nawet nie oglądając się za siebie, włożyłam ręce do kieszeni i skierowałam się do siebie. Otworzyłam drzwi i pogłaskałam czarnego owczarka, który narobił sobie nadziei na kolację, totalnie zapomniałam. Zajrzałam do lodówki by sprawdzić czy nie mam nic na szybko dla niej, ale znalazłam tylko dwie parówki. Zdecydowałam się je wyjąć i pokroić, dołożyłam je do karmy psiny. Wstała rozradowana i zaczęła pochłaniać karmę, zaśmiałam się cicho i zrobiłam sobie jakiegoś shake'a. Zasiadłam przed laptopem, popijając picie przez rurkę i stukając palcami o blat, nie mając pomysłu co zrobić ze swoim życiem. Gdy opróżniłam kubek do końca, położyłam go gdzieś i włączyłam stronę ze sprzętem jeździeckim, jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Miałam już tego trochę za dużo. I tak nic ciekawszego do roboty nie było, przypomniałam sobie że Rick się wnerwił i kazał mi wyjść. Ciekawe co ukrywał, nie chciałam go "sprawdzać" bo Bóg wie co ja tam znajdę, ale jednak pozwoliłam sobie na poszperanie w głębi Internetu. Zeszło mi do drugiej w nocy, nie znalazłam nic ciekawego, prócz tego że był kiedyś karany za posiadanie broni palnej, ale podobno miał pozwolenie. Zignorowałam to, niezbyt obchodził mnie tamten chłopak. Wzruszyłam ramionami i przebrałam się do piżamy, telefon włożyłam do kieszeni bluzy, którą założyłam niezdarnie na tamte ciuchy. Wcisnęłam trampki na nogi, zgarnęłam ze stolika słuchawki i klucz do pokoju. Wyszłam z pokoju i natychmiastowo zawróciłam, Tenebris spoglądała na mnie z fochem, uśmiechnęłam się do siebie i znalazłam w szafie ubrania, których nie zakładałam kilka dobrych miesięcy - te w których chodziłam na eksplorację. Był tam nawet scyzoryk, wciąż brudny od ostatniego wypadu. Zabrałam jeszcze nóż do rzucania, który leżał gdzieś pod ubraniami, Tene wciąż spoglądała na mnie wzrokiem typu "ja też chcę". Uległam, bo jednak nie lubiłam chodzić w takie miejsca sama. Zapięłam jej obrożę i  wzięłam długą smycz, myślałam nad zabraniem lonży, ale teraz to byłoby głupie. Nie myślałam nad zabieraniem któregokolwiek z koni, bo stajnia i tak była zamknięta a żadnego zwierzęcia nie było na pastwisku. Skróciłam maksymalnie smycz i założyłam glany, nie przepadałam za nimi ale teraz mogły się przydać. Wcisnęłam spodnie do butów i poprawiłam pasek, zagryzając zęby w momencie gdy spadł mi nóż. Z przerażeniem słuchałam, czy nikt nie idzie. Odetchnęłam z ulgą, po niecałej minucie ciszy.
- Idziemy. - szepnęłam cicho do psiny, która zamerdała ogonem. Zabrałam jeszcze ze stolika klucze do auta, na wszelki wypadek. Otworzyłam cicho drzwi i rozejrzałam się po korytarzu skąpanym w ciemności. Po przejściu kilkunastu metrów, wreszcie byłam na zewnątrz. Światła były zgaszone, tylko kilka lamp się tliło słabym blaskiem. Moje kroki rozbrzmiewały w ciszy, nieprzerywanej nawet przez szum wiatru. Wzdrygnęłam się lekko, mając wrażenie że mam czyjś wzrok na karku. Postanowiłam po prostu iść, nie zwracając na to uwagi. Cały czas szłam spięta. Dotarłam z Tene do miejsca, gdzie miał znajdować się opuszczony budynek, pamiętam że byłam tu z moim chłopakiem, uśmiechnęłam się na wspomnienie Rush'a. Chłopak pewnie teraz słodko spał... Ujrzałam wejście do szpitala, pochyliłam się, przechodząc pod parapetem. Wybita szyba była w miarę dogodnym miejscem  do wejścia. Położyłam ręce na zimnej płycie i podciągnęłam się szybko do góry, Tene skoczyła do mnie, parapet był stosunkowo nisko. Uciszyłam czarnego psa gestem i spuściłam nogi na ziemię, podpierając się niezdarnie rękami z tyłu. Zeskoczyłam, starając się jak najbardziej zniwelować dźwięk uderzenia butami o posadzkę, nie udało się. Rozległo się echo, Tene też zeskoczyła, tym razem zgrabniej niż ja. Nie zauważyłam, że oplątała smycz wokół mojej nogi i wypaliła do przodu, przez co straciłam równowagę. Powstrzymałam krzyknięcie i upadając, postarałam się by zamortyzować upadek. Poczułam pieczenie w lewej dłoni, podniosłam ją i prawą ręką zapaliłam latarkę, wcześniej wyswobadzając się ze smyczy. Przeniosłam światło na dłoń, zauważyłam wbite szkło i niewielką strużkę krwi, cieknącą po ręce. Zaklęłam cicho i wyjęłam szkło, zagryzając w zębach bluzę. Zaklęłam, gdy po mojej dłoni zaczęła ciec większa ilość krwi. Obwiązałam rękę  bandaną, którą skitrałam gdzieś w kieszeni tych spodni. Chwyciłam nóż do zdrowej ręki, latarkę przełożyłam do lewej. Pchnęłam drzwi, które wydały z siebie skrzypnięcie, zaświeciłam w lewo, wchodziłam do każdego pokoju po kolei. W jednym musiałam zatrzymać się na dłużej, sala operacyjna wyglądała przerażająco... a zarazem cudownie. Podniosłam zardzewiały skalpel, na którym wciąż widniała krew, przebijająca przez rdzę. Na stole była jeszcze stara płachta z operacji, wciąż była brudna od cieczy pacjenta. Strzykawki przyprawiały mnie o dreszcze, sięgnęłam po jedną i lekko nacisnęłam, nic z niej nie wyleciało - tak jak się spodziewałam. Usłyszałam za sobą skrzypnięcie drzwi i kroki na korytarzu. Żołądek od razu ścisnął mi się boleśnie. Tenebris skuliła uszy po sobie i wydała stłumione warknięcie, chwyciłam nóż. Latarka leżała na stole operacyjnym, oświetlając pomieszczenie i nadając mu mroczniejszego klimatu.
- Ktoś tam jest? - powiedziałam stanowczo, chociaż słyszałam jak głos drży mi ze strachu. Na co ja się porwałam? W lewej dłoni ściskałam kurczowo strzykawkę, którą odłożyłam na swoje miejsce.
- Nie. To duchy. - sarkastyczny ton omal nie sprawił, że zaczęłam się śmiać. Szybko opanowałam parsknięcie  i chwyciłam mocniej smycz czarnej psiny.
- Rick?! - powiedziałam oburzona. Odpowiedziała mi cisza, po której rozległy się głośne kroki i drzwi od sali otworzyły się. Cofnęłam się kilka kroków, zaczynając się modlić by to był on. Pomimo że mnie wnerwiał, poczułabym się lepiej.
- Duchy, już Ci mówiłem. -  burknął, mogłam przysiąc że się uśmiecha. - Co tu robisz sama i machasz tym nożem? Wiesz jak trudno było cię znaleźć w tym dziadostwie?!
- Imprezę odwalam. - warknęłam, opuszczając broń. - Chciałam się przejść i obejść cały szpital. - odparłam, tym razem łagodniej.
- Więc... - zaczął chłopak. Wciąż czekałam na jego odpowiedź, minęła już druga minuta jego milczenia. Nie chciałam go ponaglać.

----------
Rick? Co tu się odwaliło? :3 Wgl, qńczymy powoli?

niedziela, 10 września 2017

od Sama cd. Cassie

Stresowałem się nowym miejscem i... no chyba stresowałem się wszystkim. Odetchnąłem głęboko i wlepiłem wzrok w szybę. Noctis i większe graty były już w Akademii, musiałem przywieźć najpotrzebniejsze rzeczy ze sobą. Docisnąłem pedał gazu i rozejrzałem się, poszukując znaku który miał nakierować mnie do placówki. Zwolniłem, gdy wreszcie zauważyłem znak który kierował mnie na Akademię, zostało mi jeszcze 5km. Poczułem ścisk w żołądku, który po chwili się rozluźnił. Obejrzałem się za siebie, czy mam wszystko. W radiu rozbrzmiało "Cherry Pie". Uśmiechnąłem się i zwiększyłem głośność.
Skręciłem gwałtownie, bo prawie przejechałem skręt do Akademii. Teraz droga z asfaltowej stała się zwykłą ścieżką. Zwolniłem trochę, i rozejrzałem się wokoło. Widać było lasek, park no i najważniejsze - Akademię i budynki stajni. Zastanawiało mnie w której stajni stoi Noctis... Znalazłem wolne miejsce na parkingu i wysiadłem z auta, kierując swoje kroki do stajni. Miałem nadzieję że zobaczę tego wrednego ogiera, za którym jednak tęskniłem. Ujrzałem jego łeb, który wystawił z boksu  i zarżał na powitanie. Podbiegłem do niego i przytuliłem, przystawiając głowę do jego szyi. Wyjąłem marchewkę z kieszeni i dałem mu ją. Zamiast delikatnie zabrać przysmak, uwalił mnie  w rękę. Pacnąłem go lekko, Noctis zarzucił głową  z fochem. Uśmiechnąłem się i odszedłem od boksu konia, wracając do auta. Zabrałem torbę z mojego pojazdu i poszedłem do pokoju, prezentował się... ciekawie. Przeważała tu czerń, gdzieniegdzie przyjemny zielony. Nie zwracałem uwagi na szczegóły. Rzuciłem torbę na łóżko i rozłożyłem laptopa na biurku. Z kieszeni wyjąłem telefon i wybrałem numer brata. Rozległ się sygnał oczekiwania na połączenie. Po chwili odebrał Dean.
- Halo? - rozległ się głos po drugiej stronie słuchawki. Mimowolnie się uśmiechnąłem, teraz tylko czekać do wakacji, aż tamten dupek przyjedzie.
- Cześć, Dean. - powiedziałem w stronę głuchej ciszy.
- Dojechałeś? - nie był łaskawy się nawet przywitać, tylko przechodził do rzeczy. Cały Dean. - mam nadzieję że Impala nie jest do kasacji... - roześmiałem się, słysząc jego fochnięty głos. Mógłbym się założyć, że w tym momencie jego wargi drgają.
- No, a jak inaczej? - zapytałem ze śmiechem. Przez dziesięć miesięcy nie będzie koło mnie tego dupka, a szkoda.
- To dobrze. Przyjadę w jakiś dzień z tatą. - powiedział i rozłączył się, nim zdążyłem rzucić jakieś pożegnanie. Położyłem telefon obok laptopa i rzuciłem się na łóżko, zakładając ręce za głowę. Przymknąłem oczy i zdrzemnąłem się, mając nadzieję że tylko na chwilę. Naprawdę minęło pięć godzin.
- Japierdziele! Jestem debilem! - wykrzyknąłem, gdy tylko się obudziłem i spojrzałem na zegarek. Założyłem na szybko jakieś robocze ubrania i wypaliłem z pokoju, zabierając ze sobą telefon, na wszelki wypadek. Poszedłem ogarnąć Noctisa, który zdążył strzelić na mnie focha. Wszedłem do jego boksu, dając mu marchewkę. Ogier zjadł marchewkę a ja zacząłem czyścić jego sierść. Martwe włosy pozostawały na szczotce. Sięgnąłem po kopystkę i spróbowałem podnieść jego kopyto. Położył wściekle uszy po sobie i wycofał się w głąb boksu. Westchnąłem zrezygnowany i podniosłem rękę, by pogłaskać go na uspokojenie. Kłapnął wściekle zębami w moją stronę.
- Spokojnie, Noctis. - szepnąłem i zagwizdałem cicho, ogier postawił trochę uszy, odetchnąłem z ulgą i podszedłem do niego. Resztę nóg podał mi grzecznie. W nagrodę za to, dostał kolejnego gryza marchewki. - pa, kochany. - mruknąłem i pogłaskałem go po łbie. Poszukał w mojej kieszeni smaczków ale tym razem ich nie dostał. Zamknąłem za sobą boks i odnalazłem z małą pomocą siodlarnie, gdzie mogłem rozłożyć sprzęt Noctisa. Miał nawet swoje własne miejsce na sprzęt, no nieźle. Widać że prestiżowa akademia. Odnalazłem w kieszeni słuchawki i podłączyłem je do telefonu, włączając jakąkolwiek składankę. Ruszyłem w stronę jakiejś ścieżki, która prowadziła Bóg wie gdzie. Wyłączyłem muzykę i wyciągnąłem słuchawki, by napawać się ciszą, której nie miałem w Kansas. Spojrzałem na telefon, były 2 nieodebrane połączenia od Dean'a i sms od niego, odczytałem wiadomość, która nie miała większego sensu. Moim oczom ukazała się łąka, to tam skierowałem swoje kroki i z niepewnością przyglądałem się tamtemu miejscu. Dopiero po chwili zarejestrowałem dziewczynę, która miała tylko jedną rękawiczkę. Po cichu zaszedłem za nią.
- Aż tak Ci zimno, abyś nosiła rękawiczkę? - Powiedziałem z uśmiechem. Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. - A drugą gdzie zgubiłaś? - zapytałem jej, moje kąciki ust wciąż były lekko podniesione.
 - Zima coraz bliżej, a na drugą mnie nie stać. - zażartowała, z trudem stłumiłem śmiech. Wydawała się sympatyczną dziewczyną.
- A tak serio co tutaj robisz i po co Ci ona? - Spojrzałem na jej lewą rękę.
- Chcesz zobaczyć? - Uśmiechnęła się, trochę tajemniczo.
- Co mam chcieć zobaczyć? - Odpowiedziałem pytaniem, na pytanie. Zaskoczyła mnie jej odpowiedź. Odwróciła się i wyciągnęła rękę. Przekręciłem lekko głowę, zastanawiając się co może robić.
- Hop. - Powiedziała głośno, nastąpiła cisza którą przerwał trzepot skrzydeł. Na jej ręku wylądował pokaźnych rozmiarów ptak, obstawiałem orła.  - Po to. - Spojrzała mi w oczy, wciąż się uśmiechając. Odjęło mi mowę, nie wiedziałem nawet co odpowiedzieć.  Zamknąłem usta i patrzyłem z podziwem. Zapadła cisza, dziewczyna spoglądała na mnie świdrującym spojrzeniem brązowych oczu, które pasowały do blond włosów. Nasze milczenie przerwał dzwonek mojego telefonu, westchnąłem cicho, przeprosiłem nieznajomą i odebrałem.
- Dean? - zapytałem odruchowo, nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- Nie, Selena Gomez debilu. - to był ewidentnie Dean, roześmiałem się cicho, jego teksty czasami nie miały żadnego sensu. - Zapomniałeś jednego kocyka pod dupę dla Noctisa.
- Czapraka? - zapytałem nie wiedząc, o co może mu chodzić. Obstawiałem właśnie czaprak, nie sprawdzałem dokładnie ile ich wziąłem więc mogło się zdarzyć że coś zaginęło w akcji. Dean nie znał się na koniach, więc określenie czapraka  Nocti'ego mnie rozwaliło.
- A kij wie jak to się nazywa, takie czerwone dziadostwo się wala w moim pokoju. Na następny raz pakuj się lepiej. Przywiozę Ci to w sobotę, o ile przeżyjesz. - Zaśmiałem się mimowolnie, przypominając sobie sytuacje jak Dean spróbował wsiąść na Noctisa, w rekordowym tempie pocałował piasek i obraził się na ogiera, przez co ich kontakty ograniczone były do minimum. Rozłączyłem się i zacząłem się śmiać bez opanowania. Kocyk pod dupę, będę musiał to gdzieś zapisać. Blondynka spojrzała na mnie jak na debila. Opanowałem jakoś śmiech i przetarłem twarz.
- Przepraszam za to, brat dzwonił że zapomniałem - musiałem się powstrzymać przed zacytowaniem Dean'a. - czapraka. - dziewczyna skinęła głową na znak zrozumienia i pogłaskała ptaka po piersi. Wypiął się dumnie, uśmiechnąłem się lekko, był cudownym ptakiem. Zastanawiałem się co powiedzieć jego właścicielce, raczej "Masz ładnego ptaka" zabrzmi jak jakiś nieudany tekst na podryw. Przymknąłem na chwilę oczy, otworzyłem je po kilku sekundach. Zaczerpnąłem tchu i strzepnąłem trawę ze spodni, która Bóg wie jakim cudem się tam znalazła.
- Chcesz potrzymać? - wyprzedziła mnie  z pytaniem, znowu mnie zagięła. Skinąłem niepewnie głową. Dziewczyna wytłumaczyła mi wszystko, po chwili na mojej ręce znajdował się orzeł. Poczułem ścisk w żołądku, na widok ptaka który był tak blisko mnie. Spróbowałem uspokoić nierówny oddech, ale nie wychodziło mi to za dobrze.
- Mogę go pogłaskać? - zapytałem, spoglądając niepewnie na ptaka który przyglądał mi się z zaciekawieniem. Blondynka, której imienia wciąż nie znałem pokiwała głową. Pogłaskałem orła po piersi. Oddałem dziewczynie jej zwierzaka, który trochę mnie przerażał, wraz z rękawicą.
- Swoją drogą.. Jak Ci na imię? - zapytałem, oddychając z ulgą, nie czując już tak bliskiej obecności stworzonka.
- Jestem Cassie, ale mów mi Cas. A ty? - odparła, pasowało do niej to imię. Boże, czy ja się nie wyspałem czy coś mi dzisiaj zaszkodziło?
- Sam. - odpowiedziałem krótko, licząc że nie zdrobni mojego imienia, czego nie zrobiła. Cass pogłaskała orła i wydała komendę do lotu, oglądałem go z podziwem. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, ciekawiło mnie co powie.
- Jesteś tu nowy, prawda? - pokiwałem głową, nie skupiając się zbytnio na rozmowie. Grzebałem ręką w kieszeni, jakby czegoś szukając, a tak naprawdę nie chciałem sprawiać wrażenia idioty który stoi jak stał. Dziewczyna chyba dała sobie spokój, z próbą rozmowy, nie kwapiłem się do tego. Wolałem oglądać orła który latał nad nami. Cas znowu wydała komendę i ptak wrócił do niej posłusznie, oglądałem to wszystko z niemałym podziwem. Wyciszyłem szybko telefon, gdy poczułem że wibruje w kieszeni, nie miałem ochoty znowu rozmawiać z tym dupkiem, który chyba miał dzisiaj dzień dzwonienia do ludzi i bycia upierdliwym... Chociaż nie, upierdliwy to on jest zawsze.
- Idziesz czy nocujesz tu? - z letargu wyrwał mnie głos Cas, która zdążyła już odejść kilka dobrych metrów.
- Idę. - odparłem i podbiegłem do niej, zachowując jednak bezpieczną odległość od jej pupilka, który przyprawiał mnie o niezły stres. - Co powiesz na wieczorny teren? Raczej się nie zgubimy. - dziewczyna skwitowała to roześmianiem się i zgodą Cas. Dziewczyna poszła odstawić swojego orła, ku mojej uldze nie był blisko stajni. Poszedłem po sprzęt mojego konia i stanowczo wszedłem do boksu Noctisa. Ogier od razu rzucił się z zębami, celując w moje ramie. Został momentalnie skarcony, co skończyło się fochem z jego strony, niezbyt mnie to interesowało. Po ogarnięciu go jakoś, zacząłem go siodłać, z ogłowiem poszło w miarę prosto ale dociągnięcie popręgu było wyzwaniem. Gdy przeszedłem na drugą stronę, by dociągnąć popręg na wsiadanie. Noctis odwrócił się i uwalił mnie w ramię. Dostał lekkiego strzała w pysk, na moim ramieniu zaczynał pojawiać się pulsujący czerwony ślad.
- Nie wolno, Noctis. Nie wolno gryźć. - powiedziałem do niego i dokończyłem siodłanie go. Spoglądał na mnie z obrażonym spojrzeniem, zignorowałem ogiera i dosiadłem go z użyciem schodków, bo wsiadanie z ziemi na tego dupka byłoby niebezpieczne. Poczekałem na Cas, która już w krótce przyjechała na swoim siwku. Jeżeli to ogier, to mamy ciekawą przejażdżkę, zapewne urozmaiconą moim całowaniem piasku. Ruszyliśmy stępem, skróciłem wodze Nocti'ego, nie wiedząc co zaraz odwali.
- To.. co proponujesz? - zapytałem i zaczekałem na odpowiedź dziewczyny.


> Cassie? :3

Od Rick'a cd. Viktorii

***
Siedziałem parę minut w swoim pokoju. Postanowiłem wstać i napić się wody. Gdy odłożyłem szklankę, usłyszałem płukanie do drzwi. Z racji tego że drzwi były tuż obok mnie, szybko je otworzyłem.
- Wow. Postarałeś się z tym otwieraniem. - mruknęła i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć lub zrobić, weszła. - słuchaj, mam sprawę.  
Spojrzałem na Viktorię z niemałym zdziwieniem, właśnie chamsko wprosiła się do mojego pokoju.
- Tak dokładniej?- uniosłem brew.
- Zaintrygowały mnie twoje słowa. - zaczęła. - tak dokładniej "na tych sprawach dość dużo się znam" - powiedziała, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu. Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem. - Wytłumacz mi o co chodzi, z tym tekstem. - przerwała.
Ku*wa no. Chyba ją po**bało, mówisz dziewczynie parę rzeczy a ta od razu chce wszystko wiedzieć, jak jakiś je**ny monitoring. Dobra jedziemy na głupiego. 
-Nie wiem o czym mówisz- wymusiłem na sobie uśmiech.
-Nie potwierdzaj że jesteś debilem, tylko mów.- odpowiedziała twardo.
-Naprawdę nie wiem- próbowałem dalej udawać, Viktoria zmierzyła mnie wzrokiem i uniosła brew.
-Nie jestem aż takim debilem żeby mówić takie rzeczy dziewczynie którą znam od niedawna.- syknąłem.
-Nagle taki inteligentny? No weź, powiedz- kąciki ust dziewczyny delikatnie uniosły się w złośliwym uśmiechu.
-Cokolwiek byś nie zrobiła czy powiedziała i tak się tego ode mnie nie dowiesz, a tym czasem dobranoc- podszedłem do drzwi i szeroko je otworzyłem.


Viktoria? x3 przepraszam że takie krótkie ale pisane z fona

Odchodzą...

Ze smutkiem żegnamy Rekera i Irmę którzy bili rekordy w liczbie opowiadań  [*]

od Megan cd. Ryan

Jechałam właśnie po plaży razem z moją klaczą, jechałam na oklep a klacz miała na sobie jedynie ogłowie. Byłyśmy w tym terenie od około godziny  więc postanowiłam wracać gdyż był to mój pierwszy dzień tutaj.
***
Weszłam razem z klaczą do stajni, złapałam szybko jej kantar i zdjęłam ogłowie szybko zakładając kantar, wpuściłam konia do boksu i założyłam słuchawki puszczając muzykę i wchodząc do niego. Dałam klaczy dwa jabłka i marchewkę, pocałowałam ją i wyszłam zamykając boks. Usłyszałam głosy i spojrzałam w stronę źródło, był tam Jason i jakiś chłopak, po sekundzie nasze spojrzenia się spotkały a ja odwróciłam głowę. Chłopak wrócił do swoich spraw a ja przyglądałam mu się do momentu wyjścia ze stajni. Szłam swobodnie ścieżką do momentu kiedy ktoś mnie zaczepił.
-Cześć, ty pewnie jesteś Megan? – uśmiechnął się do mnie chłopak.
-Tak... A skąd to wiesz? – wyjęłam słuchawki z uszu rumieniąc się delikatnie.
-Jason, to znaczy stajenny mi powiedział. Ja jestem Ryan Frost, jestem tu nowy, przyjechałem dzisiaj. A ty kiedy przyjechałaś?
-Eee... ja dziś rano – powiedziałam zakrywając twarz włosami.
-Poznałaś już kogoś?
-Tylko ciebie i Jasona... – odpowiedziałam szybko.
-Czego słuchałaś? Jeśli oczywiście dostanę taki przywilej - znów się uśmiechnął.
-Sam posłuchaj sam – powiedziałam podając słuchawki chłopakowi, leciała właśnie piosenka „More than you know”
 -Fajna piosenka. – uśmiechnęłam się a ja odwzajemniałam delikatnie uśmiech, po chwili poczułam, że coś chwyta mnie za nogawkę i pisnęłam widząc coś między psem a wilkiem. Chłopak szybko odgonił to coś a ja zaczęłam głęboko oddychać.
-Nic ci nie jest? Mocno cię ugryzł? - spytał spoglądając na moją nogę.
-Nie, na szczęście złapał mnie tylko za nogawkę.- odpowiedziałam jeszcze delikatnie przerażona.
-Przepraszam cię, zazwyczaj tak robi jak chce się popisać i jak się nudzi.
-N-nic się nie stało.- powiedziałam i poczułam jak Bianca postanowiła się przemieścić, wyszła górą przez moją koszulkę i zasiadła na moim ramieniu machając ogonkiem.
-Jak się nazywa?
-Bianca - odpowiedziałam cicho.
-Śliczna… Tak samo jak jej właścicielka – powiedział chłopak z dziwnym uśmieszkiem, ja spaliłam buraka i byłam czerwona po uszy, zaczęłam wpatrywać się w moje buty bo nie chciałam żeby chłopak nade mną górował ale siedziałam cicho.
-Wiesz bardzo cię przepraszam za Hakate, ma bardzo mocne zęby i jedyną osobą jaką do tej pory gryzł byłem ja - spojrzał na psa.
-Hakate? - spytałam spoglądając na wilczura
-Tak, z jego imieniem jest dość ciekawa historia- zaśmiał się.
-Ale na pewno nic ci nie zrobił? Bo jak coś to pamiętam numer na pogotowie i być może gdzieś mam zapisany w telefonie numer zakładu pogrzebowego.
-Nie, nie trzeba – powiedziałam a kąciki moich ust powędrowały w górę, a chłopak odwzajemnił uśmiech.
-Co powiesz na ognisko?
-Okey… - zgodziłam się opierając plecy o pobliski płotek.
-To poczekaj tutaj, zaraz wracam pójdę po gitarę – pobiegł szybko w stronę akademii i wrócił jakiś czas później z kocami i gitarą.
-To idziemy? -  kiwnęłam głową zastanawiając się czy chłopak wie gdzie idzie.
***
W końcu doszliśmy do celu podróży czyli plaży, chłopak odłożył na piach gitarę i poszedł po gałęzie i nie minęło dużo czasu kiedy ognisko porządnie się paliło. Usiadłam na kocu a Bianca wtuliła się we mnie… Niby pies a jednak kot. Ryan podał mi koc a ja szybko się nim otuliłam i tak siedzieliśmy w ciszy.
-Potrafisz coś zagrać na gitarze? – spytałam spoglądając na gitarę.
-Tak, co mam zagrać? – uśmiechnął wyciągając rękę po gitarę.
-Co ci pierwsze wpadnie do głowy – uśmiechnęłam się i po chwili usłyszałam znaną melodię piosenki „7 years”. Wpatrywałam się w chłopaka oczarowana a on patrzał na struny… Kiedy skończył spojrzał się na mnie i znowu dziwnie uśmiechnął a ja delikatnie odwróciłam wzrok i trochę zarumieniłam.
Wpatrywałam się w chłopaka oczarowana a on patrzał na struny… Kiedy skończył spojrzał się na mnie i znowu dziwnie uśmiechnął a ja delikatnie odwróciłam wzrok i trochę zarumieniłam.
-Czemu ty się ciągle rumienisz?-spojrzał na mnie chłopak.
-Ja… emm… - zarumieniłam się jeszcze bardziej.
-Spoko nie musisz mówić- uśmiechnął się szelmowsko co sprawiło, że na mojej twarzy rumieniec się powiększał.
-Ciepło ci?- spytał chłopak wpatrując się w ognisko.
-Tak sobie- powiedziałam spoglądając na chłopaka.
-Czekaj- powiedział Ryan, sięgnął po drugi koc, okrył mnie nim i objął mnie delikatnie ramieniem. Wywołało to u mnie spalenie buraka ale byłam zmęczona więc ziewnęłam i oparłam się o ramię chłopaka zamykając oczy.
-Dobranoc- usłyszałam cichy głos chłopaka i po chwili odpłynęłam w objęcia morfeusza…
***
-Dzień dobry. Jak się spało?- usłyszałam wesoły głos chłopaka gdzieś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam że wyciąga coś z plecaka którego wczoraj nie miał. W dłoni miał kanapki, zamknął plecak i podał mi jedną z kanapek którą wzięłam do ręki zaczęłam jeść. Zaburczało mi głośno w brzuchu a chłopak się zaśmiał co wywołało delikatny rumieniec na mojej twarzy.
-Dzięki… - powiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam na co chłopak również zareagował uśmiechem. – Troszkę niewygodnie było ale twoje ramię takie twarde nie jest – uśmiechnęłam się delikatnie.
-Idziemy pływać?- spytał nagle Ryan spoglądając na mnie pytającym wzrokiem.
-Okey, ale nie mam stroju- odpowiedziałam.
-To nic, możesz w bieliźnie- odpowiedział po czym zdjął koszulkę. Od razu było widać że jest wysportowany.

>Ryan? :3 <

Powitajmy Sam'a!

Dołączył do nas Sam!

sobota, 9 września 2017

Od Ryan'a Cd. Megan

***
Poczułem gwałtowny wstrząs, coś szarpnęło mną. Szybko otworzyłem oczy, szybko mrugając by przyzwyczaić się do światła.
-O, nasza księżni czka się zbudziła- uśmiechnął się złośliwie Benjamin.
-Wiesz lepiej się zamknij- odpowiedziałem gdy już przyzwyczaiłem do światła.
-Sory, chciałem cię obudzić- zaśmiał się szyderczo chłopak który siedział za kierownicą samochodu.
-Nie mogłeś normalnie debilu?! Tylko musiałeś tak hamować autem?!- krzyknąłem na niego przypominając sobie że podczas jazdy zasnąłem.
-No wiesz chciałem ‘delikatnie’- poklepał mnie po ramieniu po czym wyłączył silnik- tak w ogóle to nie wiem czemu zgodziłem się odwieźć ciebie paręnaście tysięcy kilometrów do jakiejś Akademii.- syknął czując że nasz kontakt zapewne po jakimś czasie wygaśnie. Jak się okazało zajechaliśmy na miejsce późnym wieczorem.
-Sam chciałeś więc masz- uśmiechnąłem się tak samo złośliwie jak on wcześniej, odpiąłem pas bezpieczeństwa i wysiadłem z auta. Właśnie stałem przed akademią, wyglądała przyzwoicie aczkolwiek bardzo dobrze.
-Lepiej się pośpiesz księżniczko z tym oglądaniem swojego pałacu, bo niedługo twój rumaczek przyjedzie- usłyszałem za plecami trzask drzwiczek i złośliwy śmiech. Odwróciłem się w stronę Bena i spiorunowałem go wzrokiem. Ten tylko wyszczerzył zęby i skierował się w stronę przyczepy w której znajdowały się różne rzeczy. Wypuściłem mojego wilka z auta. Zaczęliśmy wypakowywać rzeczy w tym moje ukochane instrumenty i kilka desek surfingowych. Zaczęliśmy wszystko wnosić do mojego pokoju, był duży. Rozstawiliśmy wszystkie rzeczy po czym pożegnałem się z kumplem i czekałem na przybycie mojego konia.
***
W końcu przyjechała przyczepa, szybko wyprowadziłem konia i wszedłem z Onyksem i Hatake do stajni. Po chwili znalazłem blond włosego chłopaka i podszedłem do niego.
-Cześć, jestem tutaj stajennym i nazywam się Jason. Pewnie jesteś tu nowy?- uśmiechnął się do mnie.
-Tak, nazywam się Ryan. To jest Onyks, a to Hatake.- wskazałem na konia który zaczął mnie skubać w ramię, a następnie wskazałem mojego wilka.
Nagle za sobą usłyszałem dźwięk zamykanego boksu. Odwróciłem głowę i ujrzałem brązowowłosą dziewczynę w okularach która miała słuchawki na uszach. Rzuciła w moim kierunku przelotne spojrzenie, jednak kiedy nasze oczy spotkały się, szybko odwróciła wzrok. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem i odwróciłem się w stronę Jasona,, czując na sobie wzrok dziewczyny. Po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi stajni.
-Kto to był?- spytałem się blondyna.
-To Megan Roussos, jest tu nowa tak samo jak ty- odpowiedział mi szybko.
-No idź za nią, zajmę się twoim koniem- powiedział łapiąc konia za kantar.
-Dzięki- podziękowałem mu i szybko poszedłem za dziewczyną. Zacząłem szukać wzrokiem dziewczyny, która szła swobodnie drogą słuchając czegoś w słuchawkach. Podszedłem do niej razem ze swoim wilczurem i przywitałem się:
-Cześć, ty pewnie jesteś Megan?- uśmiechnąłem się do dziewczyny.
-Tak... A skąd to wiesz?- powiedziała i zarumieniła się delikatnie.
-Jason, to znaczy stajenny mi powiedział. Ja jestem Ryan Frost, jestem tu nowy, przyjechałem dzisiaj. A ty kiedy przyjechałaś?
-Eee... ja dziś rano- powiedziała chowając twarz we włosy.
-Poznałaś już kogoś?
-Tylko ciebie i Jasona...- odpowiedziała szybko. Nie wiedziałem już za bardzo o co mam pytać.
-Czego słuchałaś? Jeśli oczywiście dostanę taki przywilej- uśmiechnąłem się.
-Sam posłuchaj-podała mi obie słuchawki, nałożyłem je szybko po czym usłyszałem znaną mi już nutę, More than you know – Axwell Ingroso. Gdy skończyłem zdjąłem słuchawki i oddałem dziewczynie.
-Fajna piosenka- uśmiechnąłem się. Dziewczyna nic nie powiedziała ale odwzajemniła uśmiech. Nagle usłyszałem pisk dziewczyny, okazało się że Hatake zębami złapał dziewczynę za nogę. Szybko zareagowałem i odgoniłem psa.
-Nic ci nie jest? Mocno cię ugryzł?- spytałem oglądając nogę dziewczyny i karcąc wilczura.
-Nie, na szczęście złapał mnie tylko za nogawkę- odpowiedziała oddychając nerwowo.
-Przepraszam cię, zazwyczaj tak robi jak chce się popisać i jak się nudzi- spojrzałem na dziewczynę.
-N-nic się nie stało- powiedziała jeszcze lekko zdenerwowana, po chwili zauważyłem jak z pod jej koszulki wychodzi coś rudego. Po chwili zobaczyłem że to lis, położył się na ramieniu dziewczyny.
-Jak się nazywa?- spytałem przyglądając się futrzakowi.
-Bianca- odpowiedziała cicho.
-Śliczna… Tak samo jak jej właścicielka- na mojej twarzy pojawił się uśmieszek. Dziewczyna zarumieniła się cała i spojrzała na swoje buty które w tym momencie były chyba bardzo interesujące.
-Wiesz bardzo cię przepraszam za Hakate, ma bardzo mocne zęby i jedyną osobą jaką do tej pory gryzł byłem ja- spojrzałem na psa który jak widać już zapomniał co się niedawno wydarzyło.
-Hakate?- spytała dziewczyna spoglądając na wilczura.
-Tak, z jego imieniem jest dość ciekawa historia- zaśmiałem się.
-Ale na pewno nic ci nie zrobił? Bo jak coś to pamiętam numer na pogotowie i być może gdzieś mam zapisany w telefonie numer zakładu pogrzebowego.
-Nie, nie trzeba- powiedziała a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech który także odwzajemniłem.
-Co powiesz na ognisko?- zadałem pytanie które jako pierwsza wpadło mi na myśl. W końcu robi się ciemno, ale ogniska zawsze są fajne.
-Okey…- zgodziła się oparła się o pobliski płot.
-To poczekaj tutaj, zaraz wracam pójdę po gitarę- pobiegłem szybko do swojego pokoju, złapałem w biegu gitarę oraz dwa duże i ciepłe koce na wszelki wypadek i w mgnieniu oka wróciłem do Megan.
-To idziemy?- dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła twierdząco głową. Zacząłem iść przed siebie kierując się instynktem.
***
W końcu doszliśmy w miejsce które idealnie nadaje się na ognisko, czyli plaża. Odłożyłem gitarę na piach po czym zacząłem zbierać gałęzie. Znalazłem ich bardzo dużo, po chwili ognisko już się porządnie paliło. Dziewczyna usiadła na piasku i wtuliła się do lisa, za to ja siadłem naprzeciw niej, a Hakate obok mnie. Podałem dziewczynie koc, która szybko się nim okryła. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy.
-Potrafisz coś zagrać na gitarze?- spytała dziewczyna przerywając ciszę.
-Tak, co mam zagrać?- uśmiechnąłem się do Megan i sięgnąłem po gitarę.
-Co ci pierwsze wpadnie do głowy- uśmiechnęła się delikatnie. Cóż jako że do ogniska pasują bardziej spokojne piosenki plus moje szybkie myślenie to wyszło na to że wypadło na „7 years”. Zacząłem więc grać.

>Megan? :3<

Od Cassie

Zwleczenie się z łóżka i ogarnięcie nie zajęło mi dużo czasu. Nie chciałam odkładać na później spotkania z moim ukochanym Hannibalem. Wsadziłam do kieszeni spodni telefon, paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyszłam z pokoju ubrana w dopasowane ciemnoszare spodnie dresowe i czarną luźną koszulkę. Na nogi założyłam adidasy za kostkę, oczywiście standardowo nie zawiązałam ich. Szybkim krokiem, praktycznie biegiem ruszyłam w stronę stajni. Tak więc byłam na miejscu już po chwili. Wchodząc do budynku moje serce przyspieszyło. Minęłam kilkanaście boksów z końmi i kilka osób. W końcu zatrzymałam się przy moim ukochanym wierzchowcu. Ogier wystawił łeb i wtulił się we mnie. Oczywiście objęłam go ramionami i potargałam grzywę.
- Jak Ci się tutaj podoba? - Zapytałam cicho, ale z uśmiechem. Oczywiście nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zresztą nie oczekiwałam jej.
Kątem oka zobaczyłam, że na drzwiczkach od jego boksu coś jest. Odsunęłam się i uważnie przyjrzałam mojemu odkryciu. Jak się okazało była to coś na kształt małej tablicy informacyjnej. Karteczka zamknięta była za szklanymi drzwiczkami. Na niej było imię konia, wiek, rasa, uwagi oraz imię właściciela. Wkurzyłam się trochę. Prosiłam właściciela, aby nie spisywał imienia ogiera z dokumentów. Ciotka uparła się, aby wierzchowiec przynajmniej w papierach miał coś, aby przypominało skąd pochodzi. Przewróciłam oczami i rozejrzałam się po stajni. Dostrzegłam tylko czarnowłosego chłopaka, zdecydowanie miał zagraniczne korzenie. Wyglądał trochę jak chińczyk. Podeszłam do niego z uśmiechem.
- Hej.
- Cześć. - Spojrzał na mnie uważnie. - Nowa?
- Tak. Mów mi Cas.
- Jestem Harumi, stajenny.
- Mam do Ciebie pytanie. Masz może jakiś marker albo coś podobnego?
- Powinienem mieć, chodź ze mną. - Uśmiechnął się i zaczął iść w nieznanym mi kierunku. Oczywiście poszłam za nim.
Dotarliśmy do pomieszczenia gospodarczego. Mój nowy znajomy zaczął grzebać w szafkach, aż w końcu się wyprostował. W dłoni niczym berło trzymał czarny marker.
- Super!
- Do czego Ci jest potrzebny?
- Ktoś zrobił błąd i źle napisał imię mojego konia. - Westchnęłam.
- Jak coś to mogę to poprawić. - Zaproponował.
- Sama sobie poradzę. - Uśmiechnęłam się, a chłopak zaczął coś podejrzewać.
Wzięłam od niego pisak i udałam się do boksu Hannibala. Harumi szedł za mną krok w krok. Kucnęłam przy bramce, otworzyłam tabliczkę i marker. Przekreśliłam napis „Dante Ross IV” i napisałam nad tym drukowanymi literami „HANNIBAL!”.
- Trenerom się to nie spodoba. - Pokręcił głową, kiedy wstałam i oddałam marker.
- Prosiłam ich, aby napisali Hannibal, a oni zrobili po swojemu. Tak więc ja też robię po swojemu. - Uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Będziesz miała kłopoty. - Westchnął kręcąc głową. - Muszę już uciekać, pa.
- Trzymaj się. - Uśmiechnęłam się na pożegnanie.
Sama poszłam po rzeczy mojego wierzchowca. Przyniosłam je i powiesiłam na bramce. Przyczepiłam uwiąz do kantaru Hannibala, wyprowadziłam go z boksu. Na wszelki wypadek wolałam go przywiązać, w końcu to nowe miejsce i jeszcze do niego nie przywykł. Wyjęłam gumowe zgrzebło i zaczęłam oczyszczać sierść z kurzu. Następnie wyczesałam martwe włosy i dokładnie rozczesałam grzywę i ogon. Ogier stał spokojnie. Zawsze mam wrażenie, że podczas pielęgnacji mój pupil przysypia. Uśmiechnęłam się pod nosem i przeszłam do czyszczenia kopyt. Bez problemu podawał mi kończyny. Dzisiaj miałam ochotę pojeździć na oklep. Zmieniłam kantar na uzdę, wodze puściłam wolno. Wsadziłam przyrządy do czyszczenia do pojemnika. Złapałam luźne wodze i wyprowadziłam go na zewnątrz. Nie miałam dzisiaj najmniejszej ochoty na ćwiczenie. Chciałam się tylko przejechać. Wskoczyłam na grzbiet zwierzęcia i dałam mu znak, aby ruszył z miejsca. Tuż za bramą płynnie przeszliśmy ze stępu do kłusa. Z kilkunastominutowej przejażdżki zrobiło się prawie pięć godzin. Wróciliśmy późnym popołudniem. Odstawiłam Hannibala do boksu, sprzątnęłam rzeczy i udałam się do pokoju. Z niego zabrałam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami i już od razu poszłam pod woliery na drugim końcu terenu akademii. Wybudowali je całkiem niedawno, ale Freddy i Lakota już się zadomowiły. Przed wejściem do samca założyłam rękawicę na lewą rękę. Wykonana jest z grubej skóry, jest dość luźna. Sięgała mi ona do łokcia, od dołu jest rozcięta. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i zamknęłam je szybko za sobą. Wyprostowałam lewą rękę i odeszłam kawałek od ogrodzenia.
- Hop! - Krzyknęłam.
Chwila ciszy została przerwana trzepotem skrzydeł. Kilka sekund zajęło Freddiemu wylądowanie na rękawicy.
- Dobry ptaszek. - Uśmiechnęłam się. Wolną ręką wyciągnęłam z torby kawałek mięsa i dałam mu w nagrodę. Ptak nie miał nic przeciwko świeżemu mięsu. W międzyczasie wyciągnęłam pęte i dzwoneczki. Założyłam mu je na nogi, kiedy skończył. Następnie spięłam je ze sobą za pomocą pętca. Na głowę założyłam mu kaptur, aby się mniej denerwował w trakcie podróży na łąkę. Z tak zabezpieczonym orłem ruszyłam w drogę. Ptak jak zawsze siedział cicho. Przez ten długi czas od kiedy trafił pod moją opiekę rzadko kiedy się odzywał.
Na miejscu zdjęłam mu z głowy karnal, z pętce zdjęłam. Przy nogach zostały jedynie dwa skórzane paski. Teraz widocznie zaczął się już niecierpliwić. Wyprostowałam rękę i wydałam komendę do lotu. Bez zbędnego przedłużania Freddy wzbił się w powietrze. Schowałam do torby niepotrzebna na razie mi rzeczy i ruszyłam przed siebie powolnym krokiem. Ptak latał wkoło kilka metrów nade mną. Patrzyłam na niego z dumą. Spacer trwał kilkanaście minut. Usiadłam pod jednym z drzew, samiec zrobił to samo i zaczął uważnie patrzeć co się dzieje. Nagle usłyszałam dźwięk dzwoneczków i dalej już wszystko potoczyło się szybko. Freddy wzbił się do lotu, zatoczył kilka kółek i zanurkował. Szamotał się chwilę z czymś w trawie. Później znowu wzleciał i usiadł na innym drzewie po drugiej stronie łąki. Z czystej ciekawości postanowiłam sprawdzić co się tam dzieje.
Odetchnęłam głęboko będąc w połowie drogi. Spojrzałam w stronę budynków akademii. Zobaczyłam postać zbliżającą się w moim kierunku. Wokół niej biegał pies. Bardziej niż informacja kto idzie ciekawiło mnie co upolował orzeł. Podeszłam na tyle blisko, aby móc dostrzec co on je, ale z drugiej strony na tyle, aby mu nie przeszkadzać. Jak się okazało była to łasica.Wpatrywałam się chwilkę, jak sprawnie radzi sobie Freddy ze swoim obiadem.
- Aż tak Ci zimno, abyś nosiła rękawiczkę? - Usłyszałam głos zza pleców. Zdecydowanie należał do chłopaka. Odwróciłam się do niego przodem. - A drugą gdzie zgubiłaś? - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Zima coraz bliżej, a na drugą mnie nie stać. - Zażartowałam.
- A tak serio co tutaj robisz i po co Ci ona? - Nieznajomy wbił spojrzenie w lewą rękę.
- Chcesz zobaczyć? - Uśmiechnęłam się.
- Co mam chcieć zobaczyć? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. Był lekko zaskoczony.
Odwróciłam się i spojrzałam czy ptak już zjadł. Jak się okazało był po posiłku i uważnie mi się przyglądał. Wyciągnęłam rękę.
- Hop. - Wydałam głośną komendę. Nadal z wyciągniętą ręką obróciłam i cofnęłam się o krok od nieznajomego. Chwilę później już Freddy siedział na moim ręku. Wolną ręką pogładziłam go po piersi. - Po to. - Spojrzałam w oczy nieznajomemu. Cały czas się uśmiechając.
Chłopaku? ^^

Powitajmy Megan!

Powitajmy Megan!

Pełny profil

Powitajmy Ryan'a!

Powitajmy Ryan'a!

Pełny profil

piątek, 8 września 2017

od Triss cd. Dean'a

Ciszę, która zapadła po krótkiej wymianie zdań, przerwało znienacka pytanie Dean'a.
- Od dawna tu jesteś?
Spojrzałam na  niego trochę zaskoczona.
- Już jakiś czas tu jestem. - odparłam dość cicho.
- To może chciałabyś mi coś opowiedzieć o tym miejscu? - Drugie pytanie chłopaka troszkę mnie przestraszyło, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- A co właściwie chciałbyś wiedzieć? - zapytałam ostrożnie. Co ja właściwie wiem o tym miejscu? Znam ledwo parę osób... ale spróbuję.
- Możesz mnie zaskoczyć. - Uśmiechnął się do mnie.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam zastanawiać się, co powiedzieć. 
- Czy ja wiem... jest tu szkoła, uczy się w sumie nie tak dużo osób... większość koni jest szkółkowa, reszta prywatna. - zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć, plątałam się trochę, więc chwilowo przerwałam sprawozdanie, czekając na pytania.

- Hmm... okej, a co z terenami? Można jeździć sobie wszędzie, czy jak?
- Tak,  to znaczy... no jest parę miejsc, w które lepiej nie chodzić. - bawiłam się swoimi palcami, próbując nie dopuścić do powstania niezręcznej ciszy.

Pokiwał głową, najwyraźniej się nad czymś zastanawiając.
- Jak chcesz, to mogę ci je pokazać... - zaproponowałam niepewnie.
Dean uśmiechnął się.
- Jasne, kiedy masz czas? - spojrzał na mnie wesoło.
- Właściwie to... nawet teraz, Amor chyba już wysechł. - zerknęłam na wielkopolaka jedzącego ze spokojem siano. 
- To co, ogarniamy się i jedziemy? - spytał Dean, ja w odpowiedzi pokiwałam głową.
Poszłam do siodlarni po cały potrzebny sprzęt. Bałam się trochę, że Amor nie zaakceptuje Ariocha, a z drugiej strony jeśli polubiliby się, może byłby pewniejszy... 
Przyniosłam sprzęt pod boks Amora i wyprowadziłam go. Na szczęście po kąpieli był czysty, pozostało mi tylko wyczyszczenie mu kopyt, co nie zajęło mi dużo czasu. Boks konia Dean'a był niedaleko mojego, widziałam, że chłopak kończy już czyścić, zaczęłam więc siodłać Amora. Narzuciłam na jego grzbiet granatowy czaprak, następnie gąbkę i czarne siodło. Popręg zapięłam na razie na pierwsze dziurki. Założyłam wodze na szyję konia, zdjęłam mu kantar i nałożyłam na głowę ogłowie, po czym pozapinałam wszelkie paski. Wzięłam kask i wyprowadziłam konia przed stajnię, gdzie dopięłam popręg i poczekałam chwilę na Dean'a. Kiedy chłopak dołączył do mnie na dziedzińcu, wsiadłam i poprawiłam się w siodle.
- To prowadź. - powiedział z uśmiechem blondyn, a ja kiwnęłam niepewnie głową i ruszyłam stępem w kierunku wyjścia Akademii. 
Po drodze do bramy od strony terenów Dean zadał kilka pytań dotyczących budynków, na które odpowiadałam, miałam jednak wrażenie, że mówię za cicho. Zastanawiałam się, czy nie sprawiam wrażenia chcącej jak najszybciej pozbyć się go dla świętego pokoju, a tego bardzo nie chciałam.
Nie miałam jednak za wiele czasu na przemyślenia, gdyż właśnie opuszczaliśmy teren Akademii, wyjeżdżając na łąki i pola. Daleko przed nami widać było las; to tam chciałam zabrać chłopaka. 
- Więc gdzie nie powinienem jeździć? - odezwał się Dean, całkowicie już wyrywając mnie z objęć myśli.
- Całkiem na lewo. Tam jest gospodarstwo pana Henry'ego... - zaczęłam zaplatać małe warkoczyki na grzywie Amora - Nie jest zbyt miły.
- Hah, zapamiętam. Kłusujemy? - zaproponował, kiwnęłam głową. Mój koń był dość spokojny, a co najważniejsze zaakceptował się z Ariochem.
Docisnęłam lekko łydki do jego boków, na co ten zakłusował nieco zbyt gwałtownie, wstrzymałam go trochę wodzami. Zerknęłam za siebie, Dean też już kłusował. Amor rozglądał się trochę, przypominając sobie teren. W sumie dawno tu nie był...  
Pogłaskałam go po szyi i usiadłam w siodle. Widoki były piękne. Trawa porastająca łąki mieszała się z wrzosami i innego rodzaju kwiatami. Westchnęłam cicho, miałam  ochotę wtulić się w szyję konia. Tęskniłam za terenami na nim;  dopiero teraz poczułam, jak bardzo. 
- Pięknie tu. - zauważył Dean, w jego głosie słychać było podziw.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Powoli wjeżdżaliśmy do lasu, z miejsca, w którym byliśmy, niedaleko było do mojego celu. Dźwięk kopyt zderzających się z leśną ściółką uspokajał mnie i mało brakowało, a zapomniałabym, że jest ze mną Dean. Na szczęście jednak w porę sobie o nim przypomniałam.
- Do stępa? - zapytałam, po dłuższej chwili zastanawiania się, czy to zaproponować.
Chłopak zgodził się, zwolniłam więc Amora do stajni. Nagle jednak usłyszałam za sobą szuranie i poczułam, jak koń unosi głowę do przodu i wygina się, po czym zaczyna pędzić przed siebie. Straciłam na chwilę równowagę i przechyliłam się niebezpiecznie w siodle, ale na szczęście szybko odzyskałam kontrolę nad ciałem. Odchyliłam się do tyłu i ściągnęłam wodze. 
- Eee, prrrrr... - próbowałam go uspokoić. Z oczywistych powodów nie mogłam wjechać na koło, ściągnęłam więc mocniej wodze. Po chwili Amor zaczął zwalniać, w końcu przeszedł do stępa. Pogłaskałam go po szyi i zatrzymałam, aby poczekać na galopującego do mnie spokojnie Dean'a. Wkrótce zatrzymał się obok mnie.
- Wszystko okej? - zapytał z lekkim niepokojem i zmierzył Amora wzrokiem.
- Em... tak, to u niego normalne. - odparłam dość cicho. - Co to właściwie było?
- Nie wiem, chyba jakaś sarna przebiegła daleko za nami. - wzruszył ramionami chłopak. -  Daleko jeszcze?
- Nie, kilka minut kłusem. 
Zakłusowaliśmy, na szczęście bez żadnych przeszkód, i jechaliśmy w milczeniu, podziwiając widoki, które rozpościerały się obok nas. Piękny, mieszany las o tej porze roku wyglądał cudnie. Jedne z ostatnich promieni słońca oświetlały ścieżkę, którą jechaliśmy, efekt był niesamowity.
Po paru minutach z zadowoleniem stwierdziłam, że jesteśmy na miejscu. Wjechaliśmy na niewielką polankę, pośrodku której znajdowały się "schodki" z wodospadów. Woda migotała w barwach zachodzącego słońca, kaskadami spadała w dół, aby zbić się w całość na dole i popłynąć dalej w postaci niewielkiej rzeki. Uwielbiałam to miejsce, za każdym razem zachwycało mnie tak samo, a nawet i bardziej. Tym razem nie było inaczej.
- I jak? - zerknęłam niepewnie na Dean'a.


Dean? ^^

od Viktorii cd. Triss

Triss przytuliła mnie z uśmiechem. Cieszyłam się, że jej się podoba.
-To urocze. - stwierdziła dziewczyna, po czym zwróciła się do nas. - Impreza imprezą, ale ma ktoś żelki? - wybuchła salwa śmiechu i na stole wylądowały wszelkie słodkości i cała reszta,  jaką mieliśmy przy sobie. Triss poszła wraz z Jasonem zrobić kakao z proszku. Sophie i Jess podeszły do mnie i zaproponowały włączenie muzyki, Jess wyszła z pokoju po mojej zgodzie  i wróciła z niewielkimi głośnikami. Po chwili zabrzmiała muzyka, zauważyłam że na jednej piosence Triss przymknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie, czyli wiedziałam już, jaką piosenkę będę musiała powtórzyć. Podeszłam do Triss i przysiadłam się koło niej, otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Zamawiamy pizzę? - bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Jasne, nie zapomnijcie o hawajskiej! - odparła dziewczyna, uśmiechnęłam się zwycięsko i zebrałam resztę zamówień i wyciągnęłam kasę z portfela. Łącznie zostały zamówione 4 pizze, hawajska, serowa i salami. W połowie rozmowy domówiłam jeszcze wegetariańską, dla Sophie, przypomniała się rzucając we mnie popcornem. Stłumiłam śmiech i podałam potrzebne dane. Pizze miały przyjechać do godziny, więc teraz był czas na jakieś głupoty. Sięgnęłam po szampana i otworzyłam go, korek wystrzelił głośno, uderzył w sufit i spadł na podłogę. Zapadła cisza i wszyscy spojrzeli na mnie, po czym nastąpił wybuch śmiechu. Nalałam każdemu i wznieśliśmy toast, Triss niepewnie się uśmiechnęła. Wypiliśmy za dziewczynę i Amora, no i sukcesy każdego z nas. Zaraz po wypiciu toastu, zapukano do drzwi. Zgarnęłam pieniądze ze stołu i otworzyłam drzwi.
- Wow... ale impreza. - roześmiał się dostawca i podał mi cenę. Zapowietrzyłam się lekko, no, powiem że spodziewałam się czegoś niższego.
- Powtórzy... - zamilkłam. I zaczęłam wyliczać pieniądze. - pan cenę?
-  140. - odparł, podałam mu zwitek banknotów, podał mi resztę i dał 4 pizze na chama. Trzasnęłam za nim drzwiami  i podniosłam jedzenie do góry. Rzucili się na mnie jak sępy i po chwili pizza była już na talerzach. Wszyscy jedliśmy ze smakiem, na stole znalazły się przeróżne napoje, po uzupełnieniu zapasów picia i jedzenia, zaczęło się milczenie stron. Triss wyłączyła telefon i położyła do na stole, usiadła koło mnie na łóżku. Uśmiechała się niepewnie, nie wiedziałam co powiedzieć,  czekałam aż brunetka zacznie rozmowę, ale chyba się do tego nie kwapiła. Poklepałam się w udo, wskoczyła do mnie Tenebris  i  polizała Triss po twarzy. Zaśmiała się cicho i pogłaskała ją za uchem.  
- To... jak Ci się podoba? - zapytałam dziewczyny z uśmiechem.
- Jest... super. - odparła, odwzajemniając uśmiech. Skinęłam głową i pociągnęłam łyka coli, Triss popatrzyła na mnie i wstała z łóżka, podchodząc po kolejny kawałek pizzy. Chwyciłam swój kawałek i ugryzłam go, jak ja dawno jadłam pizzę. Sprawdziłam godzinę na telefonie, zbliżała się cisza nocna, ale od czego są zasady? Raczej po to, aby je łamać. Olałam system i wróciłam do reszty, zapodałam jakąś muzykę i znowu atmosfera wróciła do normy. Przerwało ją pukanie do drzwi, spojrzeliśmy po sobie, nikt nie zapraszał żadnych innych gości. Rzuciłam im przerażone spojrzenie, zostałam wypchnięta w stronę drzwi z przerażonymi uśmiechami. Otworzyłam drzwi z bijącym sercem, stała tam pani Peek.
- Viktoria Embress oraz Triss Brown? - zapytała lodowatym tonem, obrzucając nas morderczym spojrzeniem.
- Tak. - powiedziałam, poczułam że za mną staje Triss.
- Co macie na swoją obronę? - spojrzała na nas morderczo. Czułam się jakbym zapomniała języka.


-------
Trisz? Dostaniemy opieprz? :>

Uwaga!

Hejka. Ja tu z poważniejszym tematem, bo nie ukrywam, że jestem zdenerwowana.
*Kazanie Alert*
Kuźwa mać. Czy tak trudno jest zrozumieć, że ja też mam szkołę? Nie siedzę jebane 24/7 na DA/komputerze. Nie zawsze mam czas aby wstawić opowiadanie/postać/odpisać na czacie czy gdziekolwiek. Mam przyjaciół, kumpli i rodzinę, jak każdy, spotykam się z nimi często. No i mam naukę. Ale to pewnie żadne wytłumaczenie, czyż nie? Nie jestem jedna. Są trzy adminiki, ale oczywiście opieprz dostaję ja, czyż nie? To zawsze mi się dostaje.
" Shaaaad! Bo opko masz wstawić!!" Które, do cholery? Nie zawsze orientuje się kto jest kim i kiedy mi je wysyłał, może zgubiło się gdzieś w czeluściach wiadomości? Może po prostu zostało usunięte podczas automatycznego czyszczenia? hmm?
"Shadow! Wstaw postać"
"Szafaaaa a kiedy konkurs?"
"Szadzioo a zrób coś tam" no ja się na wasz rozkaz wysrać ani roztroić nie umiem... Nie jestem jedyna, nie tylko do mnie musicie kierować swoje skargi. Tak samo Huncwotka jak i Masło wam pomogą, mnie może nie być o 25.77 dnia 32 lutego. No proszę ja was, każdy ma swoje życie prywatne... WYROZUMIAŁOŚĆ czy tak trudno o to w XXI wieku?!
*koniec Kazanie Alert*
Dziękuję za przeczytanie, i mam nadzieję że do was trafi...


~Shadow i reszta administracji.

od Deana cd. Triss

- Ładne imię. - Uśmiechnąłem się do nieznajomej.
- Dziękuję. - Odpowiedziała lekko zszokowana.
Bez dłuższego przedłużania ruszyliśmy w stronę toru do crossu. Po drodze nie rozmawialiśmy tylko uważnie oglądaliśmy ogiera. Koń biegał sobie jakby nigdy nic. Na miejscu postanowiliśmy podejść do niego z dwóch stron. Nieznajomy mi zwierzak uciekał, kiedy tylko któreś z nas podeszło za blisko. Jednak nie na tak blisko, aby złapać uwiąz. Bardziej wyglądało to jakby robił nam na złość niż był teraz przestraszony. Minęło sporo czasu nim udało mi się go w końcu złapać. Zaczął wierzgać i rzucać łbem. Od razu przybiegła do nas Triss. Zaczęła go uciszać. Chwilę zajęło jej, aby jakoś go uspokoić. Oddałem w międzyczasie uwiąz mojej nowej znajomej i już we trójkę ruszyliśmy w stronę stajni.
- Dziękuję za pomoc. Bez Ciebie męczyłabym się z nim znacznie dłużej.
- Jak się nazywa?
- Amor, ma pięć lat. A Ty masz konia? - Zapytała z ciekawości.
- Tak ma na imię Arioch, też jest ogierem.
- Ciekawe imię.
- Dziękuję.
- Też masz z nim takie kłopoty? - Westchnęła po chwili. Zaczęła gładzić wolną dłonią szyję swojego wierzchowca.
- Oj tak. Miewa swoje humorki i wtedy najdrobniejsze czynności są istną męczarnią.
Weszliśmy do budynku, dziewczyna wprowadziła niezadowolonego ogiera do boksu i dobrze zamknęła drzwiczki.
Na korytarzu praktycznie jak spod ziemi ukazał nam się blondyn. Podszedł do nas i od razu się przywitał.
- Jestem Jason. - Podał mi rękę na przywitanie.
- Dean. - Uścisnąłem jego dłoń.
- Słuchajcie mam prośbę. Niestety muszę wcześniej skończyć dzisiaj. A do lonżowania zostały mi cztery konie. Pomożecie? - Uśmiechnął się.
- Jasne. - Odpowiedziałem.
- Pewnie. - Zgodziła się dziewczyna. - Jakie konie?
- Vivo, Lilo, Raw i... - Zawiesił się na chwilę, aby pomyśleć. - Antyk. - Dokończył z uśmiechem.
- Nie ma problemu.
- Triss pokaż nowemu co i jak. Ja muszę już uciekać. Pa. - Po tych słowach odwrócił się na pięcie i zniknął.
- Jak coś biorę Vivo i Lilo.
- Nie ma problemu.
Dziewczyna pokazała mi szybko co gdzie jest i mogliśmy przystąpić do zajmowania się wierzchowcami. Zacząłem od Antyka. Biały hanower wyszedł posłusznie z boksu. Nie sprawiał najmniejszych problemów podczas czyszczenia sierści i kopyt. Tak więc pielęgnacja poszła szybko i łatwo. Odwiązałem wałacha, zmieniłem uwiąz na lonżę i ruszyłem na lonżownik. Na drugim z nich była już Triss. Po kilkunastu minutach skończyłem ćwiczenia z koniem i odstawiłem do boksu. Nie chciało mi się już biegać i zmieniać uwiąz na lonżę więc przyczepiłem ją do kantaru drugiego ogiera. Z nim było trochę ciężej. Ponieważ cały czas wierzchowiec interesował się mną. Wiercił się i starał jak najlepiej mi przyjrzeć oraz obwąchać. Bardziej wyglądało to, jak przepychanka niż pielęgnacja. W końcu jednak udało się i ruszyliśmy na lonżownik. Tam już jego zachowanie się zmieniło. Skupił się na moich poleceniach. Bez najmniejszego problemu się dogadaliśmy i szło nam jak po maśle.
Po zakończeniu ćwiczeń poszedłem do siodlarni, aby odłożyć rzeczy. Tam spotkałem Triss. Dziewczyna kończyła porządkować porozrzucane przedmioty.
- Jak można być tak niechlujnym. - Mruknęła.
- Niektórzy tacy są. - Westchnąłem.
Nastała chwila ciszy.
- Od dawna tutaj jesteś? - Zapytałem znienacka. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Już jakiś czas tutaj jestem.
- To może chciałabyś mi coś opowiedzieć o tym miejscu?
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Możesz mnie zaskoczyć. - Uśmiechnąłem się do dziewczyny.
Triss? (Mam nadzieję, że Ci się spodoba ^^ )

od Irmy cd. Rekera

No i super! Od jutra jesteśmy wolontariuszami więc teraz będziemy mogli pomagać tym biednym zwierzętom! Schronisko w sumie miało łącznie osiemset zwierząt. Czterysta psów, dwieście kotów, sto pięćdziesiąt dwa konie oraz czterdzieści osiem ptaków. Inaczej mówiąc schronisko duże i aż się dziwiłam że ludzie nie wspierają ich! Miałam tylko nadzieję że reszta tych wolontariuszy będzie miła i że nikt nie będzie zwracał uwagi na nasze nazwiska… Podczas całej drogi powrotnej głaskałam pieski, które cały czas na mnie patrzyły i trzymały swoje łebki na moich kolanach, a kiedy przyjechaliśmy z powrotem do willi, psiaki radośnie wyskoczyły z auta rozglądając się po wielkim terenie. Po krótkiej rozmowie z „przerażającym” Maksem, poszliśmy do naszych pokoi, gdzie psiaki były bardzo zainteresowane nowym otoczeniem, lecz od razu się skierowaliśmy do łazienki, gdzie zaczęliśmy myć psiaki pod prysznicem. O dziwo psiaki dobrze się bawiły i chyba polubiły kąpanie! Z początku bałam się że będzie walka i uciekanie, ale one „atakowały” wodę i merdały cały czas ogonami. Po udanym kąpaniu, psiaki otrzepały się z wody, wprost na nas więc cali mokrzy byliśmy ale zadowoleni. Wysuszyliśmy psiaki ręcznikami i wypuściliśmy je po pokoju, gdzie każdy znalazł sobie jakieś wygodne posłanie, bo jak się okazało ich cudownie przybyło podczas naszej nieobecności w pokoju, więc Maks zapewne musiał to załatwić! Później każdy psiak dostał do miseczek drogą karmę oraz puszki z mięsem które miały po 94 procent mięsa, oraz świeżą wodę. Psiaki spałaszowały wszystko ze smakiem, więc musieliśmy im znowu dosypać suchej karmy, a one po posiłku zasnęły w swoich posłaniach zadowolone.
- Reker? - zaczełam.
- O co chodzi kochanie? - spytał.
- Może… Kupimy jakieś specjalistyczne karmy i wszystko dla schroniska? Na pewno te pieniądze pójdą na leki i wszystko, a zwierzaków jest bardzo dużo w dodatku cześć w złym stanie jeszcze, bo przecież zostały odebrane właścicielom… - powiedziałam w końcu.
- Masz rację… Może zapytamy się stajennych ile dziennie jedzą konie, czego dokładnie potrzebują, bo szczerze mówiąc to się na tym za bardzo nie znam… - westchnął.
- Ja niestety też – westchnęłam – Wstyd przyznać, ale musimy się wiele nauczyć! - dodałam na co skinął głową i wyszliśmy po cichu z pokój, zostawiając smacznie śpiące psiaki same. No… zapomniałam wspomnieć że Blue i inne psiaki już się z nimi zapoznały! Poszliśmy szybkim krokiem w stronę stajni, gdzie „złapaliśmy” jakiegoś stajennego, który się nieco zdziwił że wypytujemy się go o takie rzeczy i chyba się nieco wystraszył, bo był spięty, więc pewnie obawiał się że możemy go zwolnić za niewystarczającą wiedzę czy coś, czego nie zamierzaliśmy! Wyjaśniliśmy mu więc do czego jest nam ta wiedza i poprosiliśmy żeby o tym nikomu nie mówił jak na razie, na co się zgodził zdziwiony, ale zaczął nam wszystko wyjaśniać ile koń je, na co zwracać uwagę i w ogóle wszystko! Później wróciliśmy do pokoju, gdzie zjedliśmy kolację i zaczęliśmy szukać specjalnych karm dla zwierząt które wcale tanie nie były, ale czego się dla dobra zwierząt nie robi? W sumie zamówiliśmy po 600kg dla psów, 600kg dla kotów, 800kg dla koni i 300kg dla ptaków, czyli w sumie 2300kg jedzenia, plus 500 belek siana oraz słomę, a to wszystko miało być dostarczone rano dla schroniska albo popołudniu! No i oczywiście lizawki też zostały zakupione dla koni! Wszystko zostało zapłacone przez nas, więc schronisku zostało tylko odebrać to od kurierów… Następnie jeszcze przelałam na konto schroniska kolejny milion, bo jak podliczyłam ile leki mogą kosztować i wszystko, to stwierdziłam że potrzeba jest więcej, zważywszy że niektóre zwierzęta potrzebowały długiego leczenia!
- Ciekawe czy zmieści się to im w magazynie – spytałam tuląc się do Rekera.
- Najwyżej kogoś wynajmiemy żeby zrobił szybko większy magazyn albo nowy – rzekł Rekuś, chwilę jeszcze porozmawialiśmy i poszliśmy spać.
**
Następnego dnia obudziliśmy się o godzinie szóstej rano. Szybko wyprowadziliśmy psiaki z pokoju na dwór, jedliśmy coś i wyjechaliśmy z willi Maksa zanim się obudził bo spał zazwyczaj do 9 albo 10 rano… Tym razem pojechaliśmy audi s8 czy co to tam jest i pojechaliśmy do schroniska. Pani Bella powitała nas na miejscu z szerokim uśmiechem i akurat wpadliśmy na dostawę do schroniska, czym pan Bell była zdziwiona, lecz po chwili zrozumiała że to my… Podziękowała nam bardzo i ku naszej uldze mieli bardzo duży magazyn, więc było dobrze! Dała nam przepustki oraz niebieskie koszulki z napisem „Wolontariusz schroniska”, które założyliśmy tak samo jak i przepustki, które mieliśmy na smyczkach, a na koszulkach mieliśmy jeszcze narysowane postacie psa, kota i konia. Zapoznała nas z innymi wolontariuszami, którymi byli: Adam, Grace, Mia oraz Izabel. Zaczęliśmy karmić wszystkie zwierzęta, które chętnie jadły drogą karmę i w ogóle, ale pracy było naprawdę bardzo dużo i aż się dziwiłam że tak szybko wszystko ogarniamy! Niektóre zwierzęta oczywiście były strachliwe, ale robiliśmy przy nich bardzo powolne ruchy by się tak nie czuły zagrożone, rzucaliśmy im jakieś smakołyki, które pałaszowały nieco ze strachem ale merdały na końcu ogonkami leciutko, co było dobrym znakiem! Od Adama trzymałam się nieco z daleka, bo się nieco bałam ale skupiłam się na pracy więc tak źle nie było! W sumie to polubiliśmy tych ludzi, bo byli mili i chętnie dawali nam wskazówki, bo byli tu dłużej niż my… Do schroniska przywieziono później ciężko wychudzonego konia który ledwie stał na nogach i po prostu krew siew nas gotowała! Jak można było zrobić zwierzęciu taką krzywdę?! Nie chcesz zwierzęcia to go oddaj a nie się nad nim pastwisz bydlaku! Pomagaliśmy weterynarzom uspokoić zwierze, lecz najlepiej o dziwo radził sobie Reker i Adam! Nie chcieliśmy aby koń stresował się tyloma nowymi ludźmi więc ja wraz z innymi dziewczynami poszłyśmy zmieniać opatrunki innym zwierzętom. Część koni wypuściliśmy na padoki co dobrze się czuły, a inne doglądaliśmy. W sumie to robota była cały czas, bo co chwilę monitorowaliśmy stan chorych zwierząt. Dosłownie pot leciał nam po tyłkach i ciągle biegaliśmy ale nie narzekaliśmy! Wiedzieliśmy ze to ciężka praca… A pomaganie zwierzętom podobało nam się, bo mogliśmy polepszyć ich stan i daliśmy szansę na lepsze życie! Później było wyprowadzanie psów co było ciężkie ale w sumie wszyscy się uśmialiśmy z różnych sytuacji. Kiedy skończyliśmy i na zegarach była godzina 16, wraz z Rekerem i resztą wolontariuszy byliśmy w stajni, bo koń załapał kolkę i musieliśmy go co jakiś czas prowadzać na zmianę. Wiedziałam co to kolka… Mój Alkatras prawie przez nią umarł! Na szczęście z tego wyszedł! Koń który dostał kolkę miał na imię Pegaz i był to siwy wałach. W sumie mu się polepszyło dzięki lekom i stałej obserwacji, bo w razie czego byliśmy gotowi biec po weterynarzy, którzy obecnie zajmowali się innymi złymi przypadkami. Kiedy Pegazowi się w końcu polepszyło, była godzina 18, więc odczuliśmy wielką ulgę! W międzyczasie oczywiście znowu nakarmiliśmy zwierzęta, a kiedy kończyliśmy, nagle przyszła do nas pani Bell.
- Irma, Reker ktoś do was przyszedł – poinformowała nas, a my się zdziwiliśmy.
-----------------------------------------------------------------------
< Reker? ;3 no to Maks i Eric wejście smoka? xdd >

Powitajmy Cassie!

 
Powitajmy Cassie!

czwartek, 7 września 2017

od Triss

Wyszłam z pokoju ubrana w ciemne bryczesy, czarne sztylpy, sztyblety i granitową bluzę. Zmierzałam do stajni, aby polonżować Amora i puścić go na padok. Było koło piętnastej, więc miałam sporo czasu na moje plany. Pogoda także dopisywała, wszystko było tak, jak chciałam.
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o pracy z Amorem. Cieszyło mnie, że coraz lepiej się z nim dogaduję, a i on ma dużo większe chęci do współpracy. Z pokrzywdzonego przez los konia powoli zmieniał się w młodego, radosnego wałacha, a możliwość obserwacji i uczestniczenia w tej metamorfozie napawała mnie pozytywną energią, chociaż czasami było naprawdę ciężko. Przypomniałam sobie wypadek sprzed ponad pół roku i wzdrygnęłam się. Mimo że nie chciałam do tego wracać, czasami nie potrafiłam odpędzić od siebie wspomnień.
Potrząsnęłam głową i postanowiłam cieszyć się chwilą. Podeszłam do boksu Amora i witając się uprzednio z wałachem, weszłam do środka. Przypięłam uwiąz do kantara i wyprowadziłam go z boksu. Uwiązałam go i zaczęłam czyścić, starając się zdjąć z niego jak najwięcej kurzu i pyłu.
- Przydałoby się cię wykąpać, nie? - westchnęłam i przejechałam dłonią po jego szyi. - W sumie jest dziś ładna pogoda, więc czemu nie...
Po wyczyszczenia kłody konia, wzięłam się za kopyta. Pierwszą stronę podał dość grzecznie, tylko kilka razy wyrwał. Jednak kiedy przyszedł czas na prawą przednią, Amor jakby skamieniał. Napierałam na jego łopatkę, jednak na nic. Po paru minutach przepychania się byłam już zmęczona, ale próbowałam cały czas. W końcu za którymś razem udało się - koń podał mi nogę. Pochwaliłam go i wyczyściłam mu kopyto, po czym wyprostowałam się, ignorując lekki ból pleców spowodowany długotrwałym schylaniem się. Rozczesałam mu jeszcze ogon i zamiast uwiązu do kantara przypięłam lonżę, po czym zwinęłam ją do odpowiadającej mi długości. Pogłaskałam Amora po szyi i ruszyłam z nim na plac zewnętrzny. Na nasze szczęście znowu był pusty. Weszłam z nim tam i zamknęłam wejście, tak na wszelki wypadek. Stanęłam w odpowiednim miejscu i wydłużyłam lonżę, dając tym samym Amorowi znak do wejścia na koło. Cmoknęłam nieco za głośno, czego skutkiem było wyrwanie się pięciolatka.
- Ej, wooooolniej. - powiedziałam powoli i lekko przyciągnęłam do siebie lonżę. Po kilku sekundach zwolnił do stępa. - Tak, dobry koń! - pochwaliłam go.
Po paru minutach stępa, w ciągu których zdarzały się pojedyncze spłoszenia, postanowiłam z nim zakłusować. Cmoknęłam cicho, na co wyrwał się do przodu szybkim kłusem i szarpnął głową.
- Prrr... - zwalniałam go do momentu, w którym uzyskałam odpowiadające mi tempo.
Niedługo potem zmieniłam kierunek i ponownie pospieszyłam Amora. Coraz lepiej reagował na komendy głosowe, co bardzo mnie cieszyło. Po jakimś czasie przeszłam na trochę do stępa przed zagalopowaniem.
- To co, galopujemy? - mruknęłam i cmoknęłam głośno parę razy.
Wałach zagalopował i szarpnął głową, wydłużyłam mu lonżę do końca. Amor najwyraźniej uznał to za swego rodzaju pozwolenie i przyspieszył, strzelając kilka razy z zadu.
- Ej, spokojnie. - powiedziałam i kazałam mu nieco zwolnić, co wykonał z niechęcią. Po chwili jednak uznałam, że skoro mam go kąpać to lepiej, żeby się wcześniej wybiegał. Wciąż niezdecydowana patrzyłam na galopującego po drugiej stronie lonży Amora. Wreszcie skróciłam lonżę.
- Prrrrrrr. - zwolniłam go i zatrzymałam, po czym podeszłam do niego i odpięłam lonżę od kantara.
Cmoknęłam i odsunęłam się od Amora, ten przez chwilę stał w miejscu, ale zaraz potem wystrzelił do przodu brykając. Galopował po ścianie z głową nisko, co jakiś czas zmieniając kierunek i przyspieszając. Po paru minutach przeszedł do kłusa, później do stępa.
- Chodź, Amor. - wyciągnęłam do niego rękę, na co podszedł do mnie. Przypięłam lonżę  z powrotem do kantara i rozstępowałam go, po czym poszłam z nim do stajni po rzeczy potrzebne do kąpieli.
Uwiązałam Amora na myjce i wyczyściłam go, następnie zaczęłam polewać go wodą. Trochę się kręcił, nie było jednak jakichś większych problemów. Kiedy Amiś był cały mokry, wzięłam gąbkę i szampon, aby dokładniej go wykąpać. Nalałam na jego sierść płyn i rozprowadzałam go tak, aby zrobiła się piana, która już po kilku minutach pokrywała go całego, poza głową. Postanowiłam wziąć się za ogon - zmoczyłam go dokładniej i nalałam na niego szamponu, po czym rozprowadziłam go na całej długości włosów.
- No, chyba czas na spłukiwanie. - stwierdziłam.
Wzięłam szlauch do ręki i włączyłam odpowiedni strumień, który naprowadziłam na Amora. Ten cofnął się, a później przekręcił, uciekając przed wodą. Chwyciłam wolną ręką za kantar i rozpoczęłam spłukiwanie piany z konia. Gdy skończyłam, odsunęłam się od wielce obrażonego Amora trochę i parsknęłam śmiechem. Wyglądał jak zmoknięta kluska, przeuroczo. Uśmiechnęłam się i zaczęłam ściągać z niego wodę. Dość szybko mi to poszło, już po dwóch minutach skończyłam. Z zadowoleniem odwiązałam uwiąz od kółka i poklepałam Amora. Wyszłam z myjki i chciałam skierować się  do stajni, ale moje plany przerwała grupka uczniów zbliżająca się w naszą stronę. Rozmawiali głośno i co chwila wybuchali śmiechem. Zatrzymałam Amora i ścisnęłam mocniej uwiąz. Postanowiłam poczekać, aż przejdą obok. Podeszłam z koniem do pierwszej lepszej kępki trawy, aby zajął się czymś. Już myślałam, że grupka przejdzie obok nas bez problemu, kiedy jednej osobie z nich zadzwonił telefon. Dzwonek, ustawiony zapewne na największś głośność, żeby usłyszeć, brzmiał jak połączenie wycia syreny strażackiej, strzelania i głosów. Amor w jednej chwili wystrzelił do przodu,  a śliski uwiąz ani myślał pozostać w mojej dłoni - szybko uwolnił się z niej i pociągnął się za spłoszonym koniem. Siła, z jaką Amor wyrwał mi się, sprawiła że zachwiałam się i wylądowałam na ziemi, zdążyłam tylko zauważyć jakiegoś chłopaka próbującego zagrodzić mu drofę, na marne jednak. Siedziałam przez chwilę na ziemi, patrząc na oddalającego się w stronę toru crossowego konia. Wstałam i otrzepałam się, zupełnie nie wiedząc, co robić. Zobaczyłam, że w moją stronę idzie owy blondyn, który próbował zatrzymać Amora.
- Wszystko okej? - zapytał. - Jestem Dean, niedawno tu przyjechałem. Może pomogę ci złapać konia, co?
- Znaczy... w sumie jak masz chwilę, to możesz pomóc... - odparłam nieśmiało, byłam mu wdzięczna za zaproponowanie pomocy, wiedziałam, że sama łapałabym go pewnie dwa razy dłużej. - Mam na imię  Triss.
> Dean? ^^  987 słów, w sumie nie aż tak długo, jak myślałam <

Powitajmy Dean'a

Powitajmy Dean'a (szkoda że nie Winchestera x3)

środa, 6 września 2017

od Triss cd. Viktorii [zmiana końcówki]

Zgodnie z prośbą Viktorii ruszyłam w stronę stajni. Byłam ciekawa, co przygotuje, ale teraz się nad tym nie zastanawiałam. Z radością weszłam do budynku, boks Amora był jednak otwarty. Zamaszystym ruchem wzięłam uwiąz wiszący na jego drzwiach i poszłam na padoki. Był na pierwszym z brzegu. "Chyba naprawdę już wyzdrowiał" pomyślałam radośnie, gdy zobaczyłam go galopującego wzdłuż ogrodzenia. Najwyraźniej ścigał się z Iskierką.
Nagle wyhamował.

Rozbawiona zawołałam go, gwiżdżąc przeciągle (udało mi się opanować tą czynność niczym z filmów dzięki nudzie). Niebo skryło się za chmurami, co mnie trochę zdziwiło - przed chwilą przecież było ich zaledwie  kilka.
Pięciolatek podniósł głowę i spojrzał na mnie zza ogrodzenia, po czym spojrzał gdzieś indziej.
Zrobiłam to samo, wiedząc o co mu chodzi. Stłumiłam śmiech, kiedy usłyszałam kłusującego do mnie dumnie Amora. Po chwili dotknął pyskiem mojego ramienia, wyraźnie zadowolony, że udało mu się mnie "przestraszyć". Odwróciłam się do niego i wyciągnęłam rękę, aby pogłaskać go po głowie. W pierwszej chwili zabrał łeb i skulił uszy, ale zaraz potem wrócił do poprzedniego stanu. Pogładziłam go delikatnie po chrapach i podrapałam między uszami - tam lubił najbardziej.
- No, Amor - zaczęłam z uśmiechem - koniec tych pieszczot. Idziemy trochę pojeździć. 
Weszłam na padok i założyłam mu kantar, który wisiał na ogrodzeniu. Po przypięciu do niego uwiązu wyprowadziłam go, po czym udałam się do stajni.
                                                          **************
Zapięłam nachrapnik i poklepałam Amora po szyi. Założyłam kask, chwyciłam wodze i wyszłam ze stajni. Na zewnątrz chwyciłam się przedniego i tylnego łęku, włożyłam nogę w strzemię i wsiadłam. Poprawiłam się w siodle i zebrałam wodze. Rozpierało mnie podekscytowanie i radość, wzięłam więc kilka głębokich oddechów. Pogoda  była bardzo ładna, postanowiłam więc pójść na plac. Ruszyłam stępem, czułam, jak Amor co chwila przyspiesza. Nie brykał, więc było dobrze. Pogładziłam go delikatnie po szyi.  Jechałam stępem w kierunku placu, z zadowoleniem stwierdziłam, że jest pusty. Wjechałam na niego.
                            ***
Wracałam ze stajni w bardzo dobrym humorze, kiedy podeszła do mnie Viktoria. Chciała zawiązać mi oczy opaską, na co zgodziłam się z wahaniem. Dałam prowadzić się dziewczynie, po kilku minutach weszłyśmy do budynku, a później jakiegoś pokoju. Tam Vi odsłoniła mi oczy.
- Niespodzianka! - powiedziała ze śmiechem. - Mówiłam, że mam aż za dobry plan!
Rozejrzałam się po pokoju, zebrał się tu mały tłum. Jess, Sophie, Paul i Jason. Na szczęście mniej więcej ich znałam. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam Viktorię.
- To urocze. - stwierdziłam, po czym zwróciłam się do pozostałych. - Impreza imprezą, ale ma ktoś żelki?
Na te słowa wszyscy zaśmiali się i już po chwili na stole wylądowały wszystkie słodycze, jakie każdy miał. Kilka paczek żelków, tabliczki czekolady, pianki, chipsy, cola i rzecz jasna kakao w proszku. Na początku otworzyliśmy żelki, a ja i Jason poszliśmy  zrobić kakao dla wszystkich.
- To co, mówisz, że Amor już może chodzić? - uśmiechnął się Jas. - To dobrze, bo smutny był widok jego próbującego brykać na pastwiskach.
- Na szczęście to już nie wróci, stary, dobry Amor powrócił. - zaśmiałam się i zalałam gorącym mlekiem kakaowy proszek.
Jess i Sophie po krótkiej konsultacji z Vi puściły muzykę. Z zadowoleniem zauważyłam, że to moja aktualnie ulubiona piosenka i przymknęłam oczy.

 Piosenka mieszała się ze śmiechem moich znajomych, co dawało niesamowity efekt. Wzięłam kakao, usiadłam na puchatym dywanie i wsłuchałam się w muzykę. Podeszła do mnie Viktoria, jakby chciała  mnie o coś zapytać.
- Zamawiamy pizzę? - raczej stwierdziła, niż spytała.
- Jasne, nie zapomnijcie o hawajskiej! - odparłam, a ta uśmiechnęła się zwycięsko.

Viczu?











od Silvestra cd. Rosalie

- Czemu w ogóle o to pytasz? - zapytała Rossie, wpatrując się w moje oczy, na co uśmiechnąłem się szczerze.
- Właściwie to nie wiem. Chciałem po prostu czegoś więcej się o tobie dowiedzieć. - wzruszyłem pogodnie ramionami.
- To... miłe. - przyznała dziewczyna.
- Ja zawsze chciałem... pojechać rajd na Comodo, upiec ciasto...
- Nigdy nie piekłeś ciasta? - zdziwiła się dziewczyna.
- Haha, a czy ja ci wyglądam na gościa, który piekłby ciasta? Widzisz mnie w różowym fartuszku? - poruszyłem znacząco brwiami, a Rossie wybuchła śmiechem.
- N-nie.. nie wyglądasz... - wykrztusiła między salwami śmiechu.
- No właśnie. Zatem kontynuuję. - odchrząknąłem, po czym udzielił  mi się śmiech dziewczyny i zacząłem śmiać się jak głupi. - Chciałbym też mieć mini kucyka, takiego szetlanda, wiesz?
- Urocze, ale zostałby porwany przeze mnie tuż po tym, jakbyś przywiózł go do stajni. - uśmiechnęła się zwycięsko.
- Policja do tego nie dopuści, pójdziesz do więzienia. - zrobiłem tryumfalną minę.
Prychnęła z udawaną pogardą, odrzucając włosy do tyłu niczym... nie wiadomo, co.
- Obawiam się, że policja nic tu nie zdziała. - przymrużyła oczy rozbawiona. - Ale mów dalej.
- Chciałbym w sumie cały dzień spędzić sam albo z kimś jeszcze, żrąc chipsy, czekoladę i żelki, oglądając głupie filmy i nie przejmując się niczym.
- Ambitnie, ambitnie. - odparła na to Rosalie.
- Ja wiem. Chciałem  też zaadoptować jakiegoś kociaka, tak dla odmiany. - przyznałem. - Właściwie to może wybierzemy się jakoś do schroniska, powyprowadzać psiaki?
- Dobry pomysł. - stwierdziła Ros.
- A tymczasem... co byś powiedziała na małą kąpiel?
Nim dziewczyna zdążyła zareagować, oboje byliśmy w wodzie. Chlapałem na nią, a ta chwilę protestowała.
- Ale woda jest zimna!
- Owszem, jest. - stwierdziłem z uśmiechem. - Ubrania też będą całe mokre. Ale to jest tego warte.
Po tych słowach chwyciłem ją za ręce i pociągnąłem dalej, żeby weszła głębiej. Śmiała się i piszczała, ale po chwili już była cała mokra, nie miała więc zbyt wiele do gadania.
- Płyniemy dalej? - wysapałem, Rosalie pokiwała głową.
Płynęliśmy na drugi koniec jeziora, który nie był zresztą daleko. Wyszliśmy na brzeg, była tu ładna, zaciszna plaża. Słońce zachodziło i piękne barwy nieba odbijały się na powierzchni wody, co wyglądało pięknie.
Wyciągnąłem rękę tak, jakbym chciał ją objąć. W końcu moje dłoń wylądowała na jej ramieniu. Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, ale nic nie powiedziała.Wtedy objąłem ją całkowicie, na razie jednym ramieniem. Na początku spięła się, ale już po chwili była rozluźniona, co mnie cieszyło. Po chwili przekręciłem ją tak, że stała naprzeciw mnie, a zachodzące słońce oświetlało od boku jej twarz. Wyglądała przeuroczo. Przytuliłem ją do siebie, mogłem poczuć ciepło bijące z jej ciała. Wtuliłem twarz w jej mokre włosy i poczułem, jak odwzajemnia uścisk. Staliśmy tak przez jakiś czas, zamknąłem oczy. W pewnym momencie odsunąłem się od niej troszkę, tak, że teraz stała naprzeciw mnie. Spojrzałem jej w oczy i delikatnie złączyłem nasze usta w pocałunku.


>Rossie? Wiem, króciutkie to... przepraszam >.<   <

od Viktorii cd. Emmy

Po uzyskaniu zgody dziewczyny, wydłużyłam trochę lonżę i cmoknęłam, machając końcówką lonży by Dia się cofnęła. Karuska ruszyła kłusem więc szybko skróciłam lonże, by przeszła do stępa.
- Doobry koń. - pochwaliłam ją, gdy zareagowała na polecenie. Amidia podniosła uszy i zarżała  w stronę Mate'a. Uśmiechnęłam się widząc że zaczyna zwracać uwagę na mnie i ignorować konia  Emmy.
- Kłusem. - wydałam polecenie  cmoknęłam cicho, Amidia ruszyła żwawym kłusem, nie protestując kiedy pas zaczął się poruszać w rytm jej kroków. - i do stępa. - Dia ładnie przeszła do stępa, potem do stój. Zmieniłam jej kierunek.
- Rozgalopujemy konika? - pocałowałam ją w chrapy i zaczęłam kłusować z nią na drugą stronę. Po kilkunastu kołach, cmoknęłam głośniej i wydałam polecenie do zagalopowania. Dia zarzuciła głową i zagalopowała, wyciągając mi lonżę. Pozwoliłam jej nadać na kilka kół swoje tempo, chwilę potem zaczęłam je korygować.
- Ładnieee. - uśmiechnęłam się i zaczęłam zwalniać klacz - stępa. Pójdziemy jeszcze na spacer? - zapytałam jej, nie oczekując odpowiedzi. Przeszłam się z nią w kierunku lasku, by zaczęła się oswajać z przeszkodami i innymi takimi. Kilka razy uskoczyła w bok, ale była grzeczna. Na powrót zaczynała ciągnąć mnie z powrotem. Pozwoliłam jej dokłusować i zabrałam ją do boksu, gdzie rozsiodłałam ją i dałam zaległe śniadanie. Wychodząc z boksu, zajrzałam do North, której nie było w boksie. Stała na pastwisku z innymi końmi, więc Dię też będę musiała wypuścić... Poszłam w stronę mojego pokoju, z kieszeni wyjęłam klucze i przekręciłam odpowiedni w zamku. Zza drzwi wypadła rozradowana Tenebris i skoczyła na mnie, omal mnie nie przewracając. Nie byłam przygotowana na taki "atak". Roześmiałam się i odnalazłam dłonią jej obrożę na szyi, zacisnęłam o jedną dziurkę by nie zdjęła jej podczas spaceru. Dopięłam jej smycz i wyszłam, wciskając słuchawki do uszu i włączając "On My Own - Ashes Remain" zanuciłam refren i będąc na ścieżce ruszyłam truchtem, by młoda mogła trochę pobiegać. Gdy wejdziemy trochę dalej, może spuszczę ją ze smyczy.
Dochodziła już 18, nie spodziewałam się że ten dzień minie tak szybko. Założyłam szybko jakąś bluzę, bo zaczęło robić się zimno. Podeszłam w stronę padoków, by obejrzeć moje dwa demony. Dia i North szalały na jednym pastwisku, ścigając się i stając dęba co chwilę. Oparłam się o płot i przyglądałam się im  z uśmiechem. Pomyśleć, że zaczął się nowy semestr...
- Hej. Miałabyś ochotę na spacer?  - usłyszałam głos Emmy, odwróciłam się w jej stronę.
- Jasne. - odparłam nieco chłodniej niż zwykle, chyba dzisiaj coś mnie ugryzło... Nie miałam zbytnio humoru na jakieś spacerki, ale wstyd mi było odmówić i nagle stać się wredną żmiją. Podążałam za Emmą, której kroki pokierowały nas w stronę stawiku. Lubiłam tu przychodzić, kiedy miałam jakieś sprawy do przemyślenia. Emma poluzowała swojemu psu smycz, zaczął szaleć jak to każdy pies. Mimowolnie uniosłam wargi w uśmiechu. Usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy gadać na różne tematy, większość była tak bezsensowna, że zastanawiało mnie czy my się nie naćpałyśmy. W pewnym momencie nastała cisza, podszedł do nas chłopak. Miał jasnobrązowe włosy, wpadające w blond. Nie kojarzyłam go, ale najwidoczniej on pamiętał mnie.
- Cześć Vi. - uśmiechnął się i przysiadł, uśmiechając nonszalancko. Zaczesał włosy dłonią do tyłu, teraz nie były tak ulizane, wprost były rozczochrane. Ta fryzura bardziej mu pasowała. Emma rzuciła mi zdziwione spojrzenie, nie mogłam sobie przypomnieć, skąd on zna moje imię.
- Nie pamiętasz mnie? To ja nabijałem się z Ciebie, jak spadłaś z North. To było na początku, jak przyjechałaś a  ja nie miałem swojego konia. - wreszcie coś mi zaświtało w głowie. To był Michael, tamten chłopak na gniadoszu który nabijał się z mojej gleby a potem pomógł mi z ogarnięciem North, bo mnie bolała noga. Było to prawie dwa lata temu, gadaliśmy ze sobą w znikomym stopniu ale jednak coś było. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go. Objął mnie niepewnie, ale w końcu odwzajemnił uśmiech.
- Dlaczego wyjechałeś? - zapytałam ze smutkiem, tęskniłam za nim, gdy wrócił do Wisconsin. Poczułam jak pod powiekami szczypią mnie łzy radości. Szybko zamrugałam, by nie pozwolić im uciec.
- Wiesz przecież. - szepnął. - miałem kilka problemów... - odsunęłam się od niego i zmierzyłam wzrokiem.  Dorósł... i to bardzo. Wyglądał na starszego, niż 20 lat. Gdybym go nie znała, dałabym mu... 25? Spojrzałam w jego oczy, wciąż miały ten sam radosny wyraz, co dwa lata temu, gdy pomagał mi podejść do pielęgniarki i trzymał mnie za rękę gdy kobieta opatrywała moją kostkę. Pamiętałam to jakby to było wczoraj... Michael spojrzał na Emmę, no tak... była nowa.
- Mój błąd. To jest Emma. - przedstawiłam Emmę chłopakowi. - Emmo, poznaj proszę Michaela. Michael poznaj proszę Emmę, jest nowa. - uścisnęli sobie dłonie. Dziewczyna została szarpnięta przez swojego psa i omal nie upadła. Złapaliśmy ją ze śmiechem i pomogliśmy złapać równowagę.  Przypomniałam sobie jedno miejsce, które kiedyś pokazał mi Michael. Zaproponowałam to pozostałej dwójce, która przyjęła moją propozycję z radością. Poprowadziłam nasza wycieczkę, która trwała jakieś 30 minut. Opłacało się, już wkrótce znajdowaliśmy się przy miejscu gdzie często uczniowie urządzają ogniska. Ja po prostu chciałam posiedzieć i powspominać.
- Wy się znacie? - zapytała Emma, po chwili wahania. Zaśmialiśmy się i potwierdziliśmy, oboje wiedzieliśmy że nigdy nie wyniknie  z tego związek, on miał dziewczynę która była w jego rodzinnym stanie - Wisconsin.  Ja byłam wolna za tamtych czasów, ale jednak spotkałam na swojej drodze najcudowniejszego chłopaka na ziemi  - Rush'a. 
- Co robimy? - zapytałam, gdy zapadła cisza, którą przerywało szczekanie psa Emmy.

-------
Emma? :3

niedziela, 3 września 2017

Podsumowanie Sierpnia

Witam więc, w podsumowaniu sierpnia! ^^ 
Uczniowie
Zawitała do nas Emma!
Czystki... czystki wszędzie ;_;
Odeszli od nas-
Luke, Nicole, Cassandra, Mike, Catrice, Emily, Aaron. Ich formularze zostają usunięte.

 Serie

Aktualne - Wszystkie serie pozostają aktualne!
Rekord słów - ?
Zakończone - żadna seria nie została jeszcze zakończona.
Upomnienia - Lalisa 2/3
 Technicznie
Wróciliśmy do normy,  51 opowiadań to dobra liczba. Prosiłam was na początku sierpnia o co najmniej 20 opowiadań, przebiliście samych siebie! Reker i Irma mają już długą serię, która była bardzo aktywna w sierpniu. Życzę dalszych sukcesów we wrześniu! Chciałabym znać też wasze zdanie o tym, czy mam zorganizować jakąś "akcję" w Akademii lub dodać zadania i punkty, za które można coś kupić? O opinię proszę na czacie lub w komach :*

Cytat na Sierpien

Nikt nie zgłosił się aby podrzucić cytat, więc znowu wybrałam go ja.

Wszystkie marzenia mają szansę się spełnić, jeśli mamy odwagę by je realizować.

 
~Shadam ♥ Miłego i owocnego roku szkolnego!