niedziela, 7 maja 2017

od Silvestra cd. Rosalie

Cholerny deszcz...~pomyślałem i wyszedłem szybko z padoku, na którym był Comodo wraz z Angel i jakimś szkółkowym koniem. Woda lała się z nieba strumieniami, naciągnąłem kaptur bluzy na głowę i pobiegłem do budynku, w którym były pokoje. Po wejściu na korytarz postanowiłem udać się do pokoju Rosalie. Gdy znalazłem się przed jej drzwiami zapukałem.
-Kto tam?-zapytała Rosalie.
-To ja! Silvester! Mogę wejść?-spytałem.
Po usłyszeniu zagłuszonego pozwolenia na wejście do pokoju otworzyłem drzwi, a następnie zamknąłem je za sobą. Rozejrzałem się po pokoju, panował tu porządek. Podszedł do mnie szczekający Demon, uśmiechnąłem się pod nosem.
-Ćśśśś, Demon. Nie przyprowadziłem dzisiaj Dantego, wiem.-poczochrałem psa po grzbiecie, na szczęście przestał już szczekać.
Rosalie była chyba w łazience, bo nie widziałem jej w pokoju.
-Żyjesz?-powiedziałem głośno, nasłuchując odpowiedzi, którą po chwili otrzymałem.
-Tak.-krzyknęła z łazienki dziewczyna, po minucie uchyliła drzwi.
Była owinięta w biały ręcznik. Odwróciłem wzrok, żeby się nie krępowała.
-Podałbyś  mi ciuchy? Leżą na krześle.-powiedziała zmieszana Rosalie.
Pokiwałem głową i podałem jej ubrania, podziękowała szybko i zamknęła pospiesznie drzwi. Czekając podszedłem do dużego lustra wiszącego na ścianie. Ouh, jestem cały mokry~pomyślałem z przekąsem. Udałem się do okna i wyjrzałem przez nie. Widać było konie na padokach... na padokach?! No tak, przecież Jason pojechał zawieźć kogoś na zawody... ale leje deszcz!W tej chwili z łazienki wyszła Rosalie.
-Cześć.-przywitała się ze mną i obrzuciła mnie wzrokiem.-Ty jesteś cały mokry!
-Hej. A, tak. Pada deszcz. Mocno.-wyjaśniłem rozbawiony, ale po chwili spoważniałem.-Konie są na padokach. Comodo, Angel i jakiś szkółkowy, a Jason-napotkałem pytające spojrzenie dziewczyny-stajenny-wyjaśniłem szybko-zawozi kogoś na zawody. Wypadałoby ich sprowadzić, nie?
Rosalie pokiwała głową.
-To chodźmy od razu.-stwierdziła i otworzyła drzwi.-Demon, zostajesz.-zwróciła się do psa, który z żalem poczłapał pod stół.
Uśmiechnąłem się rozbawiony i wyszedłem z pokoju, za mną szła Ros. Gdy wyszliśmy z budynku uderzył w nas deszcz, dawno nie lało  tak, jak teraz.
-Faktycznie pada.-powiedziała dziewczyna i pobiegliśmy na padoki.
Rosalie chwyciła mokry uwiąz, a ja podszedłem do ogrodzenia i gwizdnąłem przeciągle. Już po chwili przygalopował do nas Comodo, a za nim Angel i Jabłonka. Na domiar wszystkiego zaczął jeszcze wiać wiatr, co w połączeniu z ulewą stanowiło szum nie do przekrzyczenia. Otworzyłem wejście, a Rosalie zapięła uwiąz przy kantarze Angel.
-Nie wziąłem uwiązu!-przypomniałem sobie, ale machnąłem ręką.-Comodo, idziemy! Potem wrócę po Jabłonkę.
Kasztan posłusznie wyszedł z padoku, a ja zamknąłem wejście. Pobiegliśmy w stronę stajni razem z naszymi końmi. Na wszelki wypadek trzymałem Comodo za kantar. W końcu dotarliśmy do stajni, zamknąłem pospiesznie mojego konia w boksie.
-Ja idę po Jabłonkę.-powiedziałem do dziewczyny, która nacierała Angel słomą.
Chwyciłem pierwszy lepszy uwiąz i wyszedłem, po czym pobiegłem na padok, gdzie czekała siwa klacz. Przypiąłem uwiąz i wyszedłem z Jabłonką.Siwa kłusowała obok mnie, kiedy biegłem do stajni. Weszliśmy do boksu i natarłem ją słomą, żeby choć trochę wyschła. Gdy to zrobiłem zdjąłem jej kantar i poszedłem do mojego konia, powtórzyłem czynność wykonaną u Jabłonki. Pogłaskałem wałacha, który jadł spokojnie siano, i ruszyłem do boksu Angel. Zastałem tam dziewczynę, jej ubrania, zresztą tak jak moje, były całe mokre.
-Wracamy?-zapytałem, Rosalie kiwnęła głową.
Znowu biegliśmy, tym razem do pokoi. Kiedy staliśmy już przed drzwiami Ros, zapytałem:
-W sumie mogę znów cię nawiedzić?-uśmiechnąłem się.
 -Jasne, upiorze.-rozbawiona dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Zrobiłem to samo i zamknąłem drzwi.
Po wejściu do środka zdjąłem mokrą bluzę i powiesiłem ją na kaloryferze.
-Idę się przebrać.-oznajmiła Rosalie. Kiwnąłem głową, niedługo potem wyszła z łazienki z ręcznikami w ręku.
-Masz-wręczyła mi stertę materiału-na tym będziesz siedział.
Parsknąłem śmiechem i położyłem ręczniki na łóżku dziewczyny. Rozejrzałem się podejrzliwie po pokoju z cwanym uśmieszkiem na ustach.
-Masz może pianki?-zapytałem poważnie.
-Tak, mam. Ale są dla mnie.-zaśmiała się Ros i poszła po paczkę puszystych słodyczy.
Kocham pianki. Gdy przyniosła jedzenie w misce wziąłem kilka pianek i zjadłem je, po czym wziąłem kolejną i rzuciłem nią w dziewczynę. Ta zaśmiała się i rozpoczęła się wojna piankowa. Po niecałych kilku minutach słodycze były wszędzie. Pokładałem się ze śmiechu, a Rosalie rozbawiona pokręciła głową.
-Ty będziesz to sprzątał.-powiedziała chichocząc.
-Ja? Mogłaś nie przynosić pianek, to twoja wina.-roześmiałem się.
-Zawsze mogę sama je zjeść.-uśmiechnęła się tryumfalnie dziewczyna.
-Przekonałaś mnie.-westchnąłem teatralnie i zaczęliśmy zbierać pianki.
Demon na szczęście nie był nimi zainteresowany, wręcz patrzył na nas jak na idiotów, kiedy zbieraliśmy wszystkie mięciutkie słodycze z ziemi. Nagle spojrzałem na Ros, a nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłem coś, co sprawiło, że wybuchłem śmiechem.
-Czekaj.-powiedziałem rozbawiony.-Masz jedną we włosach.
Wyciągnąłem rękę i wyjąłem piankę z fryzury śmiejącej się dziewczyny. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. Kurde, muszę iść nakarmić Dantego.
-Słuchaj, ja się będę zbierać, muszę iść dać obiad Dantemu.-powiedziałem i porwałem kilka pianek.
-Okej.-odparła wciąż rozbawiona dziewczyna.
-To cześć.-uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju, jedząc pianki.
Dałem jeść mojemu husky'emu i poszedłem się przebrać. Zrobiłem sobie herbatę, chociaż jakoś specjalnie jej nie uwielbiam. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu bluzy. Zostawiłem u Ros. Brawo, Silvester. Wyszedłem z pokoju i szybko zapukałem do drzwi Rosalie. Po chwili otworzyła mi, patrząc na mnie pytająco.
-Zapomniałem bluzy.-powiedziałem.
-Wejdź i weź sobie, leży tam, gdzie była.-odpowiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
Wszedłem do pokoju i podniosłem leżącą na kaloryferze bluzę. Zdążyła już wyschnąć. Pokiwałem głową i wyszedłem, jednak nie odszedłem od otwartych wciąż drzwi, w których stała Rosalie. Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Gdy już miałem odchodzić, a Ros zamykała drzwi, szybko chwyciłem za klamkę.
-Ros, czy...-zawahałem się na chwilkę-czy chciałabyś pójść ze mną na bal?
-...................................................

>Rosalie? :3 <





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.