sobota, 5 lipca 2025

Od Ricka cd. Maddie

 Wynieśliśmy połamany stoliczek z mojego mieszkania. Ona podeszła najpierw do windy, zapominając, że dalej nie działa. Spojrzała na mnie naburmuszona. Stałem już przy schodach. Nic nie powiedziałem — mój wyraz twarzy pewnie wystarczył. Ruszyliśmy na dół, stopień po stopniu.
W trakcie schodzenia znowu zaczęła temat narkotyków.
– Uważaj na siebie – rzuciła nagle.
– Co? – nie dosłyszałem.
– Uważaj na siebie – powtórzyła. – Prochy prawie zniszczyły życie mojemu wujkowi. A nie brał. Nawet nie handlował – dodała. Zamilkłem na moment.
– Jasne – odpowiedziałem tylko. I tak zrobię po swojemu.
Wyszliśmy z klatki i poszliśmy w stronę śmietników. Położyliśmy drewno obok kontenerów, gdzie zwykle lądują większe graty.
– Odwieźć cię? – zapytałem, ale tylko pokręciła głową.
– Nie trzeba. Może wuj mnie zgarnie po drodze. Jak nie, to się przejdę.
– Masz blisko?
– Tak. Uważam, że gdzie dojdę w ciągu godziny, to blisko – odpowiedziała.
– Widzimy się na kolejnej terapii?
Pokiwała głową i rozeszliśmy się w swoje strony.
***
Po tym, jak się rozeszliśmy, nie wróciłem od razu do mieszkania. Zamiast tego, skręciłem w stronę przystanku i pojechałem na przedmieścia — tam, gdzie miasto zaczyna się robić mniej oficjalne, ale za to bardziej żywe po zmroku. Bar „Raven’s Nest” wyglądał z zewnątrz niepozornie — zasłonięte szyby, stare neony, zero szyldu. Ale każdy, kto trzeba, wiedział, co się dzieje w środku.
Wszedłem bez słowa. Ochroniarz przy drzwiach rzucił mi krótkie spojrzenie, ale znał mnie. Skinął głową i odsunął się na bok. Przeszedłem przez półmrok baru, mijając loże z typami w zbyt drogich kurtkach, z za bardzo wypolerowanymi paznokciami. Szemrane towarzystwo — ale portfele grube. Tacy są najlepsi klienci.
Przy barze stał Leon — barman z kontaktem do wszystkiego, co się liczyło. Wysoki, łysy, z tatuażem pajęczyny na szyi. Kiwnąłem mu głową.
– Masz chwilę? – rzuciłem, nachylając się lekko przez blat.
– Zawsze dla ciebie – uśmiechnął się z krzywym błyskiem w oku. – Nowy towar?
– I chętni się znajdą – odpowiedziałem krótko. – Ale chcę mieć kawałek z tego, co idzie przez ten lokal.
Leon nie pytał o szczegóły. Wiedział, że mówię poważnie. Pokiwał głową i odszedł na chwilę, niby tylko po butelkę. Wrócił z drinkiem i cichym szeptem:
– Dobra, spróbujemy. Ale nie dziś przy ladzie. Dziś walki, ludzi więcej niż zwykle.
Spojrzałem przez salę. Z boku klubu, za grubą kotarą, ruszało się już coś większego. Podziemna arena — niska scena otoczona przez metalowe barierki, światła migające w rytm muzyki. Krążyły zakłady, dolary, euro, wszystko mieszało się w dłoniach chłopaków przy kasie. Dziś walczyły kobiety.
– Dziś dobre show – mruknął Leon. – Może później coś obstawisz?
– Może. Ale najpierw interesy.
Oparłem się o bar, obserwując arenę. Wiedziałem, że to bagno, ale czułem, jak mnie wciąga. Znowu. Musiałem spłacić ten cholerny dług bo moja siostra ukatrupiłaby mnie. A łysy od dragów jeszcze bardziej.
***
Po wymienionym towarze i kasie, zasiadłem przy barze. Czułem jak moja noga z nerwów albo bardziej już z przyzwyczajenie w szybkim rytmie buja się, dostosowując się mimowolnie do tempa muzyki klubowej. Wziąłem szybko łyk czystej z kieliszka który przyniósł mi Leon.
- Co dzisiaj? Stara Betty? - mruknąłem bawiąc się szkłem.
- Wiesz że dostałbyś w pysk że tak ją nazywasz? - usłyszałem za sobą kobiecy głos, odwróciłem lekko głowę dostrzegając kątem oka Rumi. Była tu "lokalną" tancerką a ja niegdyś jej klientem. Była w miarę wysoka, fioletowe włosy związane w warkocz i mocny, nocny makijaż z zawsze czarną szminką. Była młoda ale i cwana jak na to w jakim miejscu się znajdowała. 
- Czyż to nie moja najulubieńsza prostytutka? - zażartowałem kąśliwie. 
- Chcesz dziś bardzo dostać w pysk, co? - uśmiechnęła się siadając obok mnie na stołku barowym, kiwając do barmana po kolejkę. 
- Od ciebie? To nawet jak nagroda - uśmiechnąłem się do niej. Lubiłem te nasze kąśliwe komentarze, oboje wiedzieliśmy że to żarty i dodawało to pikanterii naszej relacji.
- Stara Betty i jakaś nowa, Amerykanka, podobno zadufana w sobie. - mruknęła łapiąc za szklankę i podając mi bliżej kieliszek z kolejną czystą. - Kłóciła się z szefem żeby na nią postawił, podobno to pewniak ale wiesz jaka jest Betty. Pierwsza runda i do piachu... - 
- Betty jest stara, młoda krew może ją wykończyć. Spoko, ma technikę ale nadal starzeje się. Młoda na pewno ją załatwi, ale tu mało kto na nią postawi. - powiedziałem, łapiąc za kieliszek.
- Może postawisz na nią? 
- A żebyś wiedziała, tysiak że wytrwa pierwszą rundę. 
- Rick. - spoważniała. - Daj spokój, i tak wisisz wielu osobom forsę w tym i mi. Wpadniesz w tarapaty.
- Dobra. - mruknąłem. - Kolejne cztery tysiące że wygra walkę. 
- Zgłupiałeś?! - warknęła łapiąc mnie za koszulę, rzuciłem plik banknotów który świeżo dostałem od Leona w jego stronę. Rumi chciała zabrać forsę ale barman był szybszy.
- Przejebiesz te kasę a ja cię z tego nie wyratuje. - warknęła, wyrywając mi kieliszek i pijąc szybkiego szota. Burknęła coś pod nosem i złapała mnie za rękę ciągnąc mnie pod klatkę. Właśnie zapowiadali nasze bijące się niunie tego wieczora. Wkroczyła Stara Betty, zajmując jeden narożnik. 
Zamarłem gdy zobaczyłem jak na ring wchodzi nie kto inny jak Maddie. 
- Gotów na przejebanie swoich pięciu tysięcy? - burknęła z uśmiechem Rumi, otrząsnąłem się szybko nie dając po sobie poznać swoich wątpliwości.
- Gotów jak nigdy przedtem - uśmiechnąłem się, odwracając głowę w stronę klatki.
Oj Maddie, jak to przejebiesz to cię zabiję.


Maddi? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.