wtorek, 29 lipca 2025

od Arthura cd. Maddie

W oczach dziewczyny mignęło zaciekawienie. Dodałem jeszcze, że chodzi mi o te, po których ma się fazę.
Przez chwilę na jej twarzy malowała się konsternacja, ponownie przecinana zaciekawienie.
- A jak to działa? - zapytała, stając na czerwonym świetle. Zdecydowanie była nowa w świecie używek innych niż alkohol.
- Trochę jak zioło. Zjadasz kilka, czekasz i lądujesz na innym serwerze. - Wyjaśniłem, na co ona zmarszczyła delikatnie brwi. - Przyznaj, nigdy niczego nie wzięłaś - było to raczej stwierdzenie faktu, niż wyśmianie jej. Przytaknęła bez zawahania.
- Ano, boję się, że mi się spodoba ten łagodny stan odurzenia. Z opowieści innych wynika, że jest to przyjemne. - Światło zmieniło się na zielone, więc ruszyliśmy na drugą stronę ulicy.
Przez całą drogę do baru rozmawialiśmy o żelkach, opowiedziałem jej anegdotkę o dziewczynie, która wylądowała w szpitalu - widziała ręce wychodzące ze zlewu w łazience i spanikowała, przez co potknęła się i rozwaliła sobie głowę.
Maddie chyba się to nie spodobało, bo od razu zapytała o fazę po naszych żelkach. Uspokoiłem ją, że nic takiego się nie stanie - musiałaby zjeść ich niebotyczną dawkę, żeby doprowadzić się do takiego stanu.
Szturchnęła mnie łokciem, "jestem ciekawa", padło z jej ust, gdy spojrzała na mnie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie należy do wysokich dziewczyn. Wzrost nadrabiała jednak charakterem i całą resztą swojej aparycji. Uśmiechnąłem się i poczęstowałem ją żelkiem.
- To się trzyma pod językiem? - zapytała, na co pokręciłem głową. Wzięła jeszcze trzy, nim weszliśmy do środka. 
Sam wziąłem ostatnie cztery, które zostały w środku paczki i zwinąłem ją, upychając do tej samej kieszeni, w której je znalazłem.
Z jej strony padło pytanie, po jakim czasie żelki zaczynają działać.
- Chyba po pół godzinie. - Nigdy nie patrzyłem na zegarek, po prostu robiłem swoje.
Zamówiliśmy po tanim piwie i zlokalizowaliśmy stolik. Dziewczyna wlepiła wzrok w moja bliznę i od razu o nią zapytała. Zaśmiałem się. 
- Wyrżnąłem w drzewo po pijaku - wytłumaczyłem, dotykając palcem lekko wypukłej blizny. Śmieszny był tamten wieczór, ledwo pamiętam, jak wróciłem do domu.
Siedzieliśmy przy stoliku, ja popijałem piwo a Maddie bujała się do lecącej w barze muzyki. W międzyczasie poczułem, że przyspiesza mi serce a ręce zaczynają delikatnie mrowić. Kolory stały się żywsze, a ja miałem wrażenie że unoszę się kilka centymetrów nad obskurną kanapą. Myśli były dużo cichsze, a każdy dźwięk w barze się wyróżniał.
Maddie, machając nogami pod stolikiem, przez przypadek kopnęła mnie w nogę. Wzruszyłem tylko ramionami i skupiłem się na nieudolnym tańcu.
Cała się uśmiechała i zachowywała jak spuszczony ze smyczy szczeniak, który pierwszy raz dotknął trawy. 
- I jak Ci się podoba? - zapytałem, biorąc duży łyk piwa. Kurwa, jakie dobre.
- Jest super! Mam ochotę robić wszystko! - zaakcentowała ostatnie słowo, jakby to było coś nielegalnego, ale ekscytującego. 
- A wiesz że możesz robić wszystko? - odpowiedziałem, obserwując jej przekrwione oczy. Uśmiechała się i pierwszy raz faktycznie robiła to całą twarzą. Aż nienaturalnie to wyglądało.
Nie byłem pewien, czy coś odpowiedziała, ale dopiła piwo duszkiem i zeskoczyła z kanapy i pobiegła na parkiet. Zrobiłem to samo, choć ludzie zlewali się ze sobą w kolorową masę. Ciężko było ją zlokalizować w tłumie.
Ale się udało - stała zaaferowana migającymi światełkami, zaraz obok parkietu.
- Co ty robisz? - powstrzymałem śmiech, choć sam zerkałem już na kolorowe światełka, niesamowicie fascynujące. I śliczne.
- No popatrz. Kolorowe i piękne! - Odparła, wskazując na nie palcem. Kiwnąłem głową i sam zacząłem się w nie wgapiać. 
Nie wiem ile tak staliśmy, ale wreszcie padła decyzja o zjedzeniu czegoś. 
Poszliśmy do najbliższego spożywczego i umierając ze śmiechu między alejkami, kupiliśmy całkiem sporo przypadkowych przekąsek. 
Zapakowaliśmy to w torby i wyszliśmy ze sklepu, chichocząc.
- Jak chuj wszyscy wiedzą - wydusiłem, między kolejnym napadem śmiechu.
- Mhmph. - Odwróciłem się, by zobaczyć jak Maddie pochłania batonika z błogim wyrazem twarzy. - Jakie to pyszne! - Ucieszyła się, szukając już w reklamówce kolejnego. Podszedłem do niej i również zacząłem grzebać, szukając przekąski dla siebie. Znalazłem paczkę żelek - wyciągnąłem ją i otworzyłem, pakując praktycznie wszystkie na raz do ust. Były tak dobre, że chyba w życiu lepszych nie jadłem. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, zajadając się słodyczami i słonymi przekąskami i po prostu obserwowaliśmy co dzieje się naokoło nas. Ludzie się wszędzie spieszą, nie potrafią się zrelaksować. Niektórzy wybiegali z restauracji z pudełkami z pizzą, inni nerwowo wybierali numery telefonów, a my sobie siedzieliśmy.
I mieliśmy dobre jedzenie.
- To co robimy teraz? - przetarłem usta rękawem, po wypiciu okropnie słodkiego soczku. Maddie odłożyła na chwilę to, co miała w rękach i położyła palce na skroniach, przymykając oczy. Udawała, że się zastanawia. - Halooo, ziemia do Maddie? 


Maddie? jakie plany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.