Po skończonej "nauce", Rick zaproponował powrót. Zrobiło się ciemno, że widoczność ograniczona była do kilku metrów.
- A która godzina? - uśmiechnęłam się, spoglądając na chłopaka.
- Jest dwudziesta druga czterdzieści osiem. - odparł. Stwierdziłam że wracamy i oddałam Rickowi broń. Usłyszałam za sobą ciche "wróć", odwróciłam się i ujrzałam mojego towarzysza, trzymającego pistolet w lewej ręce i uśmiechającego się wrednie. Westchnęłam ale po chwili zorientowałam się, że przecież nie ma co opróżnić. Chłopak zaśmiał się i zaczął biec w stronę akademii. Pobiegłam za nim, będąc kilkanaście metrów dalej. Po kilkunastu kolejnych krokach zgubiłam go z oczu, ale domyślałam się że idzie prosto. Wpadłam na dosyć chamski pomysł, by go nastraszyć.
- Policja! Ręce do góry ale już! - powiedziałam stanowczo, chłopak uniósł ręce w górę i klęknął. Powstrzymywałam się przed wybuchnięciem śmiechem, mina Ricka stanowczo mi to utrudniała. Roześmiałam się, opuszczając pistolet. Chłopak wstał, spoglądając na mnie morderczym wzrokiem. Otrzepał kolana z ziemi i spalił mnie w duchu. Uśmiechnęłam się do niego, udając że nic się nie stało. Szliśmy w milczeniu, po krótkim dialogu, który przeprowadziliśmy zaraz po zaistniałej sytuacji nie odzywałam się, pogrążając się w rozmyślaniach, o co mu chodziło.
- Dlaczego wtedy klęknąłeś? Ja krzyknęłam wtedy tylko żebyś wziął ręce do góry... - wypaliłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Zaklęłam duchu, jeżeli teraz wrócę cała do Akademii to będzie cud. Chłopak milczał przez chwilę.
- Odruch
- Wiesz co to znaczy odruch?
- Ta...
- Czyli zrobiłeś to z przyzwyczajenia? - spojrzałam na niego podejrzliwie, nikt z przyzwyczajenia nie klęka. Rick zmienił temat i przyspieszył kroku, szłam dalej tym samym tempem, nie spiesząc się zbytnio. Byłam zmęczona jak cholera, po przyjściu do akademii i pożegnaniu się z Rickiem, ledwo otworzyłam drzwi i zrobiłam kolację Tene. Nie przywitałam się nawet z Dią i North. Westchnęłam cicho i zamknęłam za sobą drzwi w łazience, mając w planach się umyć. Z ulgą odkręciłam wodę pod prysznicem i umyłam się z tego całego syfu. Miętowe włosy lekko zmieniły odcień na ciemniejszy, wyszłam spod prysznica i ubrałam piżamę. Sięgnęłam po suszarkę i szczotkę, kabel od tego pierwszego wczepiłam do gniazdka i włączyłam. Gorące powietrze powoli doprowadzało moje włosy to jako takiego stanu. Rozczesałam je z wszelkich kołtunów i przemyłam twarz. Przeglądając się w lustrze, widziałam kolosalną różnicę. Pamiętam, jak kilka lat temu mówiłam sobie że wyglądam okropnie, że nie śpię. A wcale tak nie było, spałam nawet po dwanaście godzin. Teraz zamiast tamtej radosnej nastolatki w lustrze odbijałam się ja. Ta silniejsza ja, która czasami płacze po nocach bo nie daje rady i chce już dać spokój z Akademią. Ale nie odpuściłam. Bo za duże wymagania. Sama ich chciałam. Bo sobie nie poradzę. Poradziłam sobie i raczej nic tego nie zmieni. Im dłużej patrzyłam w lustro, tym więcej zalet widziałam, nigdy nie spotkałam osoby, której oczy są podobne do moich. Od dawna na swoich ustach nie widziałam szczerego uśmiechu, który widniał też w oczach. Mimowolnie roześmiałam się, gdy poczułam ciepły język psa na mojej łydce. Postanawiając, że nie będę więcej się dobijać ani odwalać takich pierdół, położyłam się w łóżku i zamknęłam oczy. Popatrzyłam ostatni raz na zegarek w telefonie, 23.59. Za niecałą minutę poniedziałek. Próbując zasnąć, wypróbowałam chyba wszystkie możliwe pozycje do snu, jakie były mi znane. Przeniosłam się nawet na drugą stronę łóżka, próbowałam wrzucić do siebie Tene. Psina miała na mnie szczerze wyjebane, westchnęłam cicho i spróbowałam zasnąć po raz kolejny. Zrezygnowałam, gdy dochodziła druga w nocy. Spięłam włosy i zapaliłam lampkę na biurku, wyjmując z plecaka zeszyt do polskiego i książkę. Wodziłam wzrokiem po notatkach, nie mając bladego pojęcia co się tu dzieje. Jedyne co zrozumiałam, to to że w książce znajdował się fragment Apokalipsy i miała zostać przez nas zinterpretowana. Napisałam cokolwiek, byleby było. Modliłam się w duchu żeby nie sprawdzała zadania. Zamknęłam pióro i schowałam wymięty zeszyt do plecaka, włączając laptopa i w międzyczasie zaparzając sobie herbaty. Włączyłam "Anioła Śmierci" i zagłębiłam się w niezrozumiałej fabule filmu, oglądałam go tylko dla satysfakcji i ciekawych scen mordu. Przed końcem filmu zasnęłam. Sen był bardzo... dziwny, nie pamiętałam go za bardzo, jedyny szczegół, to ten gdy wraz z Tene, Dią i North jesteśmy na łące.
- Viktoria! - wołanie mojego imienia powoli przebijało się przez barierę snu. - KUŹWA MAĆ, VIKA! - darcie się już prędzej przemówiło do mnie, gwałtownie wyszłam spod koca, spoglądając na godzinę. Japierdolę. Było już po 9, spóźniłam się na lekcje. Otworzyłam drzwi, wciąż zawinięta w koc. Stał nieźle wpieniony Rick.
- Szlag mnie kiedyś trafi. - warknął i wszedł do pokoju, odsuwając mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Dostałem opierdol, że nie ma Cię na lekcji, bo jakiś palant stwierdził że widział nas razem. - to, że jego ton był cichy, nie znaczyło że nie ma się czego bać. W oczach chłopaka malowała się wściekłość, mimowolnie skuliłam się i zacisnęłam dłonie w pięści.
Riczu? Wiem, zjebałam :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.