niedziela, 16 lipca 2017

od Irmy cd. Rekera

- Jak to do Hiszpanii? - spytałam ledwie na niego patrząc, a z pomocą Rekera jakoś się podniosłam, gdyż byłam bardzo słaba i nawet nie miałam siły chodzić!
- Normalnie! Odpoczniecie tam i są tam organizowane ważne zawody, które wam się spodobają! - rzekł – ale oczywiście za jakieś 12 dni, więc spokojnie! - dodał.
- Będziemy znowu w jakimś hotelu? - spytał Reker, na co pokręcił przecząco głową.
- Nie! Jedziemy do mojej willi – dodał, a my przekręciliśmy głowy jak psy.
- Ile pan ma tych willi? - spytałam słabo.
- Troszkę ich mam! - rzekł i się wyszczerzył – I po prostu mów mi Maks!- dodał.
- Ale mamy wyjechać teraz? Irma nie ma siły! - powiedział Rekuś.
- Lepiej dojdzie w innym kraju niż tutaj… - powiedział i nagle wziął mnie na ręce przez co myślałam że na zawał padnę! - Nie bój się! - rzekł do mnie spokojnie, ale ja i tak drżałam – Reker chodź! Szybko! - dodał i zaczął iść w stronę drzwi, lecz Reker od razu znalazł się przy nim i mnie. Droga na lotnisko trwała kilka długich godzin, lecz ja oczywiście nawet nie wytrzymałam do połowy drogi, gdyż zasnęłam wycieńczona i obudziłam się dopiero w samolocie! W Hiszpanii! „No to nieźle przycięłam komara” - mruknęłam w myślach. Tym razem na szczęście Reker wziął mnie na ręce i pojechaliśmy do willi Maksa, która była wspaniała! W skrócie to wygrzewałam się na słońcu albo troszkę moczyłam się w basenie w wili gdyż bałam się wychodzić, a poza tym rana mi na wiele nie pozwalała… Później kiedy nieco rana się podleczyła. Wystartowaliśmy w zawodach w Sewilli. Poziom trudności był bardzo duży ale na szczęście Alkatras potrafił wyczuć moje nawet najmniejsze komendy, więc nie musiałam się tak z nim szarpać podczas jazdy ale i tak nie jechałam tak jak zwykle… Zazwyczaj jechałam bardziej ostro że tak to powiem, a teraz jechałam bardziej spokojnie. Przeszkody by rozstawione często bardzo ciasno oraz było ich bardzo dużo, jednak na szczęście udało mi się żadnej nie zrzucić, ale puknięcie jedno takie było w poprzeczkę że aż się wystraszyłam ze zrzuciłam belkę… Ale na szczęście nic takiego się nie stało i przejechałam na czysto, przejeżdżając przez ostatni okser.
Po swoim przejeździe złapałam się od razu za ranne ramie, co troszkę zaniepokoiło sędziów, gdyż już wcześniej widzieli ze się za nie łapię. Wujek im tam jakoś po Hiszpańsku chyba wyjaśniał co się stało albo sama nie wiem co, no ale coś mówił i zrozumieli! Reker jechał wspaniale! Dużo lepiej ode mnie i przyjemnie mi się patrzyło kiedy jechał na Arrowie. Późnej ogłoszono że zajęłam drugie miejsce, a Reker pierwsze! Cieszyłam się, a poza tym zasługiwał na zwycięstwo, gdyż naprawdę świetnie jechał, a poza tym miał lepszy czas ode mnie. Później pozwiedzaliśmy troszkę jeszcze ten piękny kraj, a następnie polecieliśmy do Portugalii, bo samolotem było szybciej, a Maks średnio znosił długie podróże w gorący, mimo klimatyzacji. Tam również świetnie się bawiliśmy oraz rana mi się zagoiła. Reker często chciał mnie podglądać łobuz jeden jak rozbieram siew łazience, ale na szczęście zawsze jakoś go zauważałam! Mnie to bawiło i krępowało jednocześnie, bo nie uważałam się wcale za ładną… W sumie to się dziwiłam że on coś w ogóle we mnie widział! Było wiele o wiele ładniejszych dziewczyn ode mnie, które mógł mieć, lecz z jakiegoś powodu wybrał mnie… Kocham go oczywiście i jestem z nim szczęśliwa, ale dalej mnie to dziwi nieco. Często pływałam z nim, albo siedzieliśmy razem w jacuzzi naszej prywatnej w łazience. Tutaj też odbywały się zawody, w mieście Porto. Zawody były również bardzo ciężki, lecz ze zdrową już ręką dawałam sobie lepiej radę i przeszkody nie sprawiały mi takiego problemu jak to było w Hiszpanii… Zawodników było bardzo dużo, lecz jako jakoś oboje z Rekerem przejechaliśmy, a później ogłoszono wyniki po zawodach, że Reker zdobył drugie miejsce, a ja pierwsze! Nie posiadałam się ze szczęścia! Wiedziałam że jak tylko wrócimy do stanów, to zawieszę nagrody Alkatrasa w jego boksie, albo przyczepię do jego boksu… Później wróciliśmy do hotelu, posiedzieliśmy jeszcze troszkę, a następnie polecieliśmy z powrotem odrzutowcem Maksa do stanów. Lecieliśmy w sumie jakieś dziesięć godzin, ale i tak połowę drogi przespaliśmy, więc nie było tragedii! Mogliśmy sobie oglądać telewizję, siedzieć na internecie i takie tam! Na nudę nie narzekaliśmy! Kiedy wróciliśmy do willi Maksa, było już bardzo późno w nocy, więc darowaliśmy sobie kolację i każde rozeszło się do swoich pokoi, lecz mi spokój i radość nie były dane, gdyż kiedy tylko otworzyłam drzwi swojego pokoju, zobaczyłam że pod moimi nogami leży jakaś bardzo gruba koperta… Zdziwiłam się, ale zamknęłam drzwi i podniosłam ją, oraz ostrożnie obejrzałam. Nie było adresu zwrotnego, co mnie zaniepokoiło, lecz usiadłam na łóżku i otworzyłam kopertę. Szczerze? Żałowałam że ją otworzyłam, bo czego się dowiedziałam?! Że moi i Tiji rodzice jednak żyją! Upozorowali specjalnie ten wypadek, oraz własną śmierć, a mnie i Tiję sprzedali! Tak dobrze słyszeliście! Nasi rodzice nas sprzedali naszym opiekunom! Za ile poszłyśmy? A no za jakieś półtora miliona za każdą z nas! Były jeszcze dołączone zdjęcia z datami rodziców pijących sobie kawkę w jakiejś kawiarni na dworze, przez co zaczęły mi się trząść ręce oraz do oczu napłynęły łzy. Sprzedali nas… Sprzedali własne córki! Sprzedali nas żeby im żyło się lepiej… Od początku to wszystko było ukartowane! Wiedziałam że przysłali to moi zabójcy by mnie złamać i im się udało… Nie chciałam żyć! Świadomość że zostało się sprzedanym jak jakiś pies czy przedmiot, przez własnych rodziców była przerażająca! Czułam się jak śmieć… Jak nic nie warty przedmiot! Oni nigdy nas nie kochali… Nikt, nigdy nas nie kochał! Patrzyłam na to wszystko i nie mogłam uwierzy, że coś takiego spotkało mnie i moją siostrzyczkę. W pewnym momencie wszystkie te dowody wypuściłam z rąk, przez co wysypały się na podłogę, lecz ja nie miałam siły tego zbierać… Zamiast tego, położyłam się na łóżku, zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać jak jakaś opętana. „Boże dlaczego?! Dlaczego oni nas nie kochali? Dlaczego nas sprzedali? Nic dla nich naprawdę nie znaczyłyśmy? Zawsze tylko udawali kochanych rodziców, żeby lepiej upozorować własną śmierć? Czym my zawiniłyśmy, ze nas nie kochali? Przecież jesteśmy żywimy i czułymi istotami! Ich dziećmi… To wszystko cięgle było tylko grą? Tresowali nas w ten sposób?” - zadawałam sobie co chwilę nowe pytanie w głowie, lecz oczywiście żadnej odpowiedzi nie dostałam. Poczułam się oszukana i nic nie warta/ Poczułam się jak ostatni śmieć, czy zabawka, której ktoś się pozbył, bo mu się znudziła, tyle że ta zabaweczka miała uczucia! Łzy z oczu leciały mi strumieniami i drżałam cała skulona w pozycji embrionalnej. Cale moje życie więc było jednym, wielkim kłamstwem! W takim razie nigdy nie miałam żadnej rodziny… Zawsze byłam tylko tresowaną su*ą by później ją sprzedać za duże pieniądze. A ten wylot do USA, sprowadzenie nas tutaj było celowe… Nie chcieli żeby ktoś się o tym dowiedział, że nas kupili, bo to zabronione! W stanach byli bezpiecznie, nie to co w Europie! Poczułam jak serce mi krwawi z bólu. Ja ich kochałam, tak samo jak Tija, a oni nas tak oszukali, tak wykorzystali! Miałam ochotę umrzeć… Wtedy nagle znikąd pojawił się zmartwiony Reker, który szybko mnie do siebie przytulił, lecz ja zaczynałam dostawać i tak hiperwentylacji. Chwilę później pojawił się też zmartwiony do granic możliwości Maks, lecz już nic nie mogli poradzić na moje nerwy, gdyż straciłam przytomność z tego wszystkiego. Za dużo emocji, za dużo bólu, za dużo wszystkiego! Byłam przekonana przez lata że nie żyją, że zginęli, płakałam i rozpaczałam, a oni za nami nic, tylko cieszyli się pieniędzmi, jakie dostali za mnie i siostrę. To zbyt bolało. To mnie zniszczyło.

< Reker? ;3 pocieszysz ją tam? ;c Maks się wkurzył? Xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.