wtorek, 12 listopada 2024

Mia Frei!

 

Dołącza do nas Mia Frei! Powitajmy ją ciepło!


Mia Frei | 17 lat |



czwartek, 24 października 2024

Rick Morgan

Wraca do nas Rick Morgan! Powitajmy go ciepło!

Rick Morgan| 26 lat | Vlodzimezh Byaly| Savannah  | - 

piątek, 18 października 2024

Od Flynna cd. Anthony'ego

 - Dzięki, ale akurat rozpakowywać się w tutejszej siodlarni nie zamierzam. Lubię wozić ze sobą sprzęt, nawet jeśli czasami chce mi się na to narzekać, bo jest gorsza pogoda czy cokolwiek. I czym dokładnie jest “HF”? - Flynn zrobił w pewien sposób uroczą minę podczas przekrzywiania głowy w wyrazie głębokiego niezrozumienia połączonego z prawdziwym zaciekawieniem.

- Milky Way. Krowa. Moja klacz. - Anthony zamachał uwiązem z lekkim zniecierpliwieniem. - To jak?

- Możemy iść. Mój koń jest aktualnie derkowany, a i tak stoi w izolatce, więc jest w większości czysty… Tak sądzę. W to chce przynajmniej wierzyć. - Zaśmiał się pod koniec Fitz, wspominając wcześniejsze wyczyny Bucka, którymi jednak się nie podzielił z nowo poznanym towarzystwem. - Ta dziewczyna to twoja…?

- Siostra. - Wyjaśnił starszak, machając między sobą a rudą dłonią w bliżej nieokreślonym geście, który zapewne miał naśladować migami jakąś nić pokrewieństwa. 

  Gdy Flynn się skupił i zmrużył oczy, zaczął dostrzegać coraz więcej podobieństw między dwójką rodzeństwa, zwłaszcza gdy tamta zaczęła się do nich zbliżać w zastraszającym tempie niczym huragan. Dziewczę przedstawiło się tak samo wyraziście, aczkolwiek zdawkowo jako Mallory… Nawet tonację głosu mieli zbliżoną podczas wykonywania tego typu czynności, co tylko dodatkowo potwierdziło wcześniejsze słowa Anthony’ego. Świat znajomości Fitza stał się o nich mimo wszystko na pewno bogatszy, jeszcze zanim wyruszyli dalej w podróż…

  Podczas wcale nie tak krótkiego spaceru we trójkę zaczęła siąpić ze stalowoszarego nieba pierwsza mżawka, mocząc im włosy oraz ubrania, w niektórych częściach bardziej lub mniej. Chłód docierał wówczas głębiej pod cebulowo jesienne warstwy ochronne z dresów czy innych spodni, a do butów poprzyklejało się trochę więcej pożółkłej trawy zmieszanej z błotem. Zaczerwienione policzki oraz czubki nosów młodych wędrowców zaczęły być przyćmiewane tylko przez ulatujące obłoczki pary, jakie tajemniczo otaczały ich twarze. Przypominało to trochę palenie, przynajmniej tak to się Flynnowi zawsze kojarzyło. W międzyczasie chłopak zdążył się trochę więcej dowiedzieć o współtowarzyszach; wybiórcze zainteresowanie Mallory tematem koni czy fakt, że akurat dzisiaj przyjechali jej samochodem (zdążyła bratu to dwa razy wypomnieć, jakby jednak próbował to wyrzucić z pamięci). Byli na swój sposób interesujący, więc chłopak skupił się na rozmowie z nimi, nie wędrując nigdzie myślami ani nie zastanawiając się za bardzo nad niczym, a zaczynał być poważnie głodny. Płatki z mlekiem wołały z pickupa o pomstę. Może naprawdę lepszy był ten hot dog? Akurat dzisiaj Flynn miał bajeczną ochotę na durną limitowaną edycję Frosted Mini Wheats o smaku pumpkin pie spice niczym prawdziwa jesieniara. Jakby tego było mało, to akurat te płatki były w kształcie poduszeczek, więc miały u niego dodatkowe punkty.

- Krowa nie powinna stać tam, gdzie zwykle? - Mallory przerwała pogaduszki, skupiając zebranych z powrotem na zadaniu.

- Nie o tej porze roku. Ostatnio zrobiła się wybredna co do miejscówek.

- Bawi się w chowanego? - Podsunął mu Fitz z głupkowatym uśmiechem. 

- Można tak powiedzieć.

  Czarno biała sierść zamajaczyła na horyzoncie jako plama… A potem z bardzo dużą prędkością ta sama mozaika czerni oraz bieli zaczęła galopować w przeciwną od nich stronę, brykając po drodze wesoło, pozbawiona obowiązków ludzkich właścicieli.


Anthony?


niedziela, 13 października 2024

od Arthura cd. Maddie

Ze strony dziewczyny padła sugestia zjedzenia czegoś. Dość mądre, patrząc na poranną godzinę i to, że pewnie jednak wyląduje na tym warsztacie; a wtedy o zjedzeniu czegokolwiek będę mógł pomarzyć. 

Zapytałem, czy ma jakieś ulubione miejsce. "Lava Burger" padło z jej ust, gdy pojawiliśmy się przy dziecince. Impala przysypana była delikatnie liśćmi a jesienne słońce odbijało się od jej maski; uwielbiam to auto.
Otworzyłem dziewczynie drzwi od strony pasażera, chcąc być dla niej miłym. Lekko rozbawiona, może nieco speszona, wsiadła na swoje miejsce. 
- Gdy za pierwszym razem oddawałam krew i miałam niskie żelazo, to lekarz z rozbawieniem w oczach się mnie zapytał, czy nie jem mięsa przez zwierzątka czy coś takiego.  Ale nie, burgery życiem. - Wyciągnęła ręce ku górze, ze śmiechem wspominając sytuacje u lekarza. Odpaliłem samochód, wsłuchując się w satysfakcjonujące mruczenie. Nigdy mi się to nie znudzi. 
Wojowniczka pomachała budynkowi Akademii i uśmiechnęła się dość uroczo. Wlepiła wzrok w widoki za oknem, nie odzywając się za dużo. "Maddie". Przedstawiła się, dodając, że "Mad"  także jej pasuje. Kiwnąłem głową, zapisując sobie jej imię w pamięci. Ponownie podałem jej swoje imię, śmiejąc się, że mojego nie da się jakkolwiek skrócić. Dziś miał być jej pierwszy dzień w nowej szkole; a jednak wybrała spędzenie czasu z barmanem. Na jej miejscu zrobiłbym tak samo. 
Dowiedziałem się, że znalazła się tu celem zmiany otoczenia, mimo tego, że nie interesuje się jeździectwem. Dość podobnie jak ja. Odbiła piłeczkę w moją stronę, pytając, czy mam jakiegoś konia. 
Chciałem powiedzieć jej, że Impala jest moim odpowiednikiem jeździectwa, jednak zamiast tego odparłem, że fascynują mnie konie, lecz trzymam się od nich na bezpieczną odległość.

Wreszcie dotarliśmy do wybranej przez dziewczynę burgerowni. Wewnątrz lokalu pachniało naprawdę dobrze - nie uderzył mnie zapach spalonego tłuszczu ani taniego alkoholu. Wręcz przeciwnie, czułem się jak Kudłaty ze Scooby Doo, który właśnie zaczyna lewitować, bo jedzenie wydaje się być tak smaczne. Zamówiłem burgera prezentującego się najlepiej z całej oferty wraz z napojem, dziewczyna zrobiła podobnie, dobierając do tego frytki.
Rozsiedliśmy się wygodnie na naszym miejscu i umilając sobie czas pogawędką, czekaliśmy na nasze zamówienie. W trakcie naszych plotek, do budynku weszła dwójka dzieci i młody, czarnoskóry chłopak. Delikatnie zmarszczyłem brwi, widząc, że dzieci nie wyglądają jak jego rodzeństwo, ani tym bardziej znajomi, bo różnica wieku była ewidentnie zbyt duża. Śmiali się i rozmawiali, dzieci co jakiś czas milkły, z zainteresowaniem słuchając starszego chłopaka.
Stolik obok siedziała para - starsi ludzie, kobieta z mężczyzną. Ewidentnie nie była zadowolona z obecności czarnoskórego chłopaka, bacznie go obserwując. Wreszcie szturchnęła swojego partnera. Wsunąłem rurkę do ust i napiłem się, wciąż przyglądając się z zainteresowaniem rozwojowi sytuacji. Palec kobiety wskazał na chłopaka, jednak jej wzrok spoczywał na jej partnerze. Coś mówiła, lecz przez zgiełk nie byłem w stanie zrozumieć co.
Odwróciłem na chwilę wzrok, by wgryźć się ponownie w przepysznego burgera. 
- To jest niepokojące! - dotarło do mnie - Wydaje mi się adekwatnym zadzwonić na policję. - W lokalu zapanowała cisza, wzrok wszystkich klientów skierowany był na średniej postury starszą kobietę, zbulwersowaną chłopakiem o innym kolorze. Przewróciłem oczami, wiedząc, że zaraz zacznie się awantura.
Dzieci usiadły bliżej oskarżonego i spojrzały na niego zestresowanym wzrokiem, on sam za to zaczął nerwowo przecierać brodę i rozglądać się po budynku. Maddie przyglądała się kobiecie, zagryzając zęby i marszcząc delikatnie brwi. Nie wydawała się być zadowolona; prawdopodobnie, gdyby wzrok mógł palić, kobieta byłaby już kupką popiołu.
Dyskusja między kelnerem a zdenerwowaną kobietą rozwinęła się i wydawała się być od słowa do słowa coraz bardziej agresywniejsza, zwłaszcza ze strony tej pierwszej. Z tego co zrozumiałem, została wyproszona z restauracji pod groźbą, o ironio, wezwania policji. 
Wychodząc, spojrzała na naszą dwójkę i zawiesiła wzrok na Wojowniczce. Jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej mordercze, niż wcześniej. Chyba zaklęła pod nosem, wychodząc. 
Wojowniczka również nie wydawała się być zadowolona. Wzruszając ramionami na tę niemą interakcje, ponownie wziąłem gryza letniego już burgera i zapiłem go piciem, praktycznie kończąc moje śniadanie.
- Znacie się? - zapytałem, przyglądając się niezadowolonej dziewczynie. - Spojrzała na ciebie tak, jakbyś zabiła jej psa. - Uśmiechnąłem się lekko w jej stronę. Odstawiła głośno kubek z piciem, patrząc na mnie jakbym oznajmił jej, że jestem kosmitą.

Maddie?

sobota, 12 października 2024

Od Anthony'ego cd. Flynna

Tony nie zwykł przyjeżdżać do akademii w towarzystwie siostry. Odkąd Mallory opuściła dom rodzinny, nie siedziała na końskim grzbiecie ani razu. Jej relacja z tym gatunkiem zwierząt kończyła się na głaskaniu, niuńkaniu i ewentualnie czyszczeniu ich ubrudzonego cielska. Mimo wszystko, gdy zaproponowała szatynowi wspólne spędzenie dnia, ten nie miał zamiaru jej odmówić. Oczywiście, ich błogi spokój nie trwał zbyt długo. Pierwszy spór między rodzeństwem powstał już podczas wybierania kierowcy. Kłótnia trwała dobre piętnaście minut, a zwycięsko wyszła z niej rudowłosa piękność, która podała chłopakowi niepodważalny argument. Auto było jej. Jeśli miał ochotę dalej się sprzeczać, mógł pojechać do stajni autobusem. Zgadzając się na podyktowane przez kobietę warunki, wylądował na fotelu pasażera, skąd mógł podziwiać malownicze krajobrazy.
Kolejna potyczka zrodziła się, gdy Mall podgłośniła radio. Nie zrobiła tego po złości. Skoro nie prowadzili interesującej dyskusji, chciała po prostu pozbyć się nieznośnej ciszy. Irytująca piosenka zmusiła jednak Tony’ego do ściszenia urządzenia, co spotkało się z podgłośnieniem go z panelu kierowcy. W tym momencie zaczęła się czysta złośliwość, która trwała do końca ich podróży.
- Nienawidzę cię. - Stwierdził Henderson, w czym nie było wiele prawdy.
- Z wzajemnością. - Nelson odpięła pasy, by opuścić swoją terenówkę. - Milky jest w boksie? - Zapytała, podchodząc do bagażnika.
- Widziałem ją na pastwisku. - Podążył za siostrą. - Masz uwiąz? - Dodał, zanim spojrzał do tylnej przestrzeni pojazdu.
- Kazałeś zabrać tylko kalosze. - Wskazała na dwie pary gumowców.
- Cudownie. - Mruknął, zabierając się za przebranie butów. - Następnym razem pojedziemy MOIM samochodem. - Zaznaczył, ściągając pierwszego adidasa.
- Następnym razem wyrażaj się jaśniej. - Przewróciła oczami. - Na pewno masz jakiś uwiąz w pace. Nie dramatyzuj. - Usiadła na krawędzi bagażnika.
- Mam, ale byłoby łatwiej, gdybyśmy mieli go w samochodzie. - Zrzucił drugie obuwie, a następnie wsunął stopy w mniej eleganckie obcasy. - Zaraz wrócę.
Nie czekając na reakcję kobiety, ruszył w stronę stajni przeznaczonej dla klaczy. Skupiając się na swoim celu, zignorował odgłosy dziewczęcej kłótni. Znana mu grupa nastolatek non-stop kłóciła się o to samo. W końcu tylko jeden wierzchowiec w akademii mógł chodzić we wściekle różowym czapraku lub posiadać w grzywie tęczowe wstążki. Przed wejściem do budynku uchronił go jednak uprzejmy nieznajomy. Tony jeszcze go tutaj nie widział, a patrząc po zawartości jego pickupa, musiał dopiero zaznajamiać się z budynkami akademii. Przyjmując od heterochromika uwiąz, stwierdził, że wypadałoby się jakoś poznać. W końcu będzie musiał o kogoś pytać, gdy skończy korzystać z jego własności.
- Jak się nazywasz? - Zapytał, nie odrywając wzroku od przybysza.
- Flynn. Wołają na mnie jednak Fitz. Tak jest szybciej. - Młodszy chłopak wzruszył ramionami. - A ty? - Zeskoczył na ziemię, aby podać starszemu dłoń.
- An…
- Kolorado! - Głos Mallory przerwał mu przedstawianie się.
- Anthony. - Powtórzył, posyłając rudej ostrzegawcze spojrzenie. - Idź do krowy, zaraz przyjdę. - Machnął dłonią w stronę pastwiska. - Mogę ci pomóc w rozpakowaniu się, ale najpierw muszę złapać HFa. - Zapomniał, że nie wszyscy wiedzieli o “pieszczotliwym” przezwisku Milky Way. - Chcesz pomóc? W trójkę szybciej się z tym uporamy.

Fitz? Chcesz złapać krowę? c: 

Od Anthony'ego cd. Arthura

Powrót do domu był dla Anthony’ego prawdziwym zbawieniem. Kiedy tylko wysiadł z taksówki, od razu udał się do swojego mieszkania, gdzie przywitała go cisza. Wzdychając na to cicho, wyjął z kieszeni telefon, a następnie włączył na nim Spotify. Klikając randomową playlistę, zwiększył głośność urządzenia, by już po chwili zatopić się w dźwiękach “Pink pony club”. Chociaż mieszkał w Idaho Falls już dobre kilka tygodni, nadal nie przywykł do męczącej samotności. Na ranczu ciągle panowało poruszenie. Względny spokój panował jedynie podczas wspólnych posiłków, przy których i tak rozmawiano na różne tematy. Odganiając od siebie smętne myśli, potarł palcami okolice skroni. Głowa nadal przypominała mu o skutkach wczorajszej libacji, ale nie zamierzał rezygnować z odrobiny rozrywki. Najwyżej weźmie tabletki. Żaden problem. Kręcąc się po skromnym salonie, odłożył w końcu telefon na stolik. Zanim jednak wskoczył do łóżka, postawił na porządny prysznic. Nie przeszkadzał mu zapach stajni, ale kompozycji zapachowej z baru zdecydowanie wolał się pozbyć. Domyślając się, że ubrania również pozostawiały sobie wiele do życzenia, wrzucił je do pralki, by rozpocząć odwlekany cykl prania. Spod prysznica wyszedł po dobrych piętnastu minutach. Nie mając żadnego celu, zgarnął z salonu telefon, wyłączył muzykę i zawlókł się do zaciemnionej sypialni. Zanim ostatecznie zamknął oczy, ustawił budzik na godzinę późnopopołudniową. W końcu i tak nie miał nic do roboty, a skrócenie sobie dnia, potraktował jako akt dobroci dla zwierząt.
 ***
Ze snu wyrwała go melodia przypisana do SMSa. Początkowo Tony chciał przewrócić się na drugi bok i zignorować wiadomość, ale kolejne powiadomienie zmusiło go do otworzenia zaspanych oczu. Macając dłonią kołdrę, trafił po kilku próbach na zakopane w materiale urządzenie. Henderson początkowo sądził, że nadawcą esów jest Mallory. Zmarszczył jednak brwi, gdy na ekranie wyświetlił się nieznany numer.

Ej masz czas rzucic mnie pdo dziecinke

Glodny jstem

Chłopak przez dobre kilka minut po prostu wpatrywał się w telefon. Początkowo nie ogarniał, kim jest tajemniczy analfabeta i dlaczego to on miałby zapewnić mu żarcie. Dopiero, gdy kilka razy powtórzył w głowie słowo “dziecinka”, połączył ze sobą odpowiednie kropki.

Mówiłem ci, że jak umrzesz, to biorę prawo do twojej dziecinki

Ale do niej mogę cię podrzucić

W przypadku jedzenia, chciał odmówić kolejnego wyjścia. Zanim jednak wpisał kolejne litery w pole tekstowe, żołądek chłopaka wydał z siebie głośne burknięcia. Czyli również był głodny. Świetnie. A to wszystko przez głupiego SMSa. Nie mając ochoty niczego gotować, przewrócił oczami, by w następnym kroku wrócić do wirtualnej wymiany zdań.

Pizza? Mak? Tylko nie mów, że wolisz eleganckie restautacje XD

Zbieraj dupę, będę za 30 minut

Arthur? Happy meal?

środa, 9 października 2024

Od Maddie do Stefana

Telefon i Internet rzadko przeglądałam. Pozwalałam sobie na ten sposób marnowania czasu rano, gdy chciałam się wybudzić, wieczorem, gdy chciałam oczyścić myśli oraz w publicznych miejscach, w których nie chciałam być, a musiałam. 
Tak jak teraz w szkole jeździectwa – odcinałam się od rzeczywistości poprzez social media.

Swoją naukę rozpoczęłam kilka tygodni temu i w końcu przyzwyczaiłam się do hałasu i harmideru panującego na korytarzu. Zapoznałam nauczycieli i wiedziałam już, co zdam z łatwością, z czym będę się męczyć i poznałam nawet tutejsze konie, które nie specjalnie za mną przepadały; przynajmniej miałam takie wrażenie. 
Poznałam nawet kilka osób i pierwszej osóbki nigdy nie zapomnę. Potrzebowałam wtedy pomocy, aby znaleźć konkretną salę i gdybym nie szukała pomocy innych uczniów, nie zdążyłabym na zajęcia, a moja głowa miała już dość paplaniny tych, którym nie podobały się moje ucieczki z zajęć. Podeszłam wtedy do osoby stojącej do mnie tyłem. Przeglądała coś na telefonie, a ktoś ze schodów krzyknął „Zeya, widzimy się później”. Osoba, którą wtedy błędnie wzięłam za dziewczynę, pomachała tej znajomemu i dopiero wtedy zauważyła, że jej się przyglądam.
- Hej, mogłabyś mi pokazać salę numer trzysta piętnaście? – zapytałam, a osoba się szeroko uśmiechnęła, w jej oczach coś zabłysło i zaraz pokiwała głową, twierdząc, że mnie zaprowadzi. Po drodze wymieniliśmy kilka zdań i oczywistym dla mnie było używanie zaimka żeńskiego. Jaki więc był mój szok i zażenowanie, gdy rzekoma dziewczyna powiedziała, że jest chłopakiem! 
Tak, tego spotkania i poznania pierwszej osoby w akademii nigdy nie zapomnę.

Oglądanie Internetu pozwalało mi zignorować zewnętrzne bodźce, które mnie irytowały. Nagle doszedł do nich kolejny dźwięk, który przebijał się do mojego umysłu. Podniosłam głowę znad telefonu i spojrzałam na wysokiego blondyna, głośno śmiejącego się wśród innych osób. Akurat jego głos przebijał ich wszystkich i gdybym mogła poruszać uszami, zawinęłabym je do środka, zagłuszając to. Dzisiaj naprawdę nie miałam humoru. 
- Poznałaś już Stefana? – zapytała dziewczyna siedząca obok mnie. Tak jak ja, była trochę wycofana od społeczeństwa, ale w dalszym ciągu ją przebijałam; ona przynajmniej sama zagadywała inne osoby. 
Blondyn słysząc swoje imię, spojrzał na nas. Miał szeroki i szczery uśmiech, przystojną twarz i ciemnoniebieskie oczy. Nasze spojrzenie się ze sobą skrzyżowały.
- Nie, ale jest strasznie głośny – odparłam dziewczynie, chociaż mówiłam centralnie do blondyna. Nim odpowiedział, w szkole rozległ się dzwonek, zgodnie z którym skierowałam się do sali.
To było pierwsze spotkanie. Drugie wcale nie było przyjemniejsze.

Nadeszły zajęcia praktyczne. Nauczyciel dostał informację, że nie mam żadnego doświadczenia z końmi, nigdy żadnego nie ujeżdżałam i nie mam do nich specjalnej ręki, a mimo to wcale nie miałam łatwiej. Dostałam tutejszego konia, który jak na złość nie chciał iść za mną i kiedy wszyscy uczniowie, w tym Głośny Stefek, stali za ogrodzeniem ze swoimi końmi, gotowymi do jazdy, ja ugrzęzłam przy wyjściu Sali, bo mój kochany ogier nie zamierzał postąpić ni kroku.
- Pośpiesz się Madelyn! – krzyczał nauczyciel, a ja tylko bardziej nienawidziłam tego dnia, szkoły i konia. Jak miałam się niby pośpieszyć, jeśli to zwierzę nie chciało się ruszyć? Miałam go może uderzyć kijem w zad i dostać po uszach za znęcanie się nad zwierzętami?
W końcu z grona rozbawionych i poirytowanych uczniów jeden z nich postanowił mi pomóc – Głośny Stefek podszedł, pogładził konia, wziął ode mnie lejce i ogier po kilku chwilach postanowił dołączyć do pozostałych. Szepnęłam chłopakowi ciche podziękowania i ustawiłam się w kolejce do schodków, aby dosiąść konia.
To miały być tylko podstawy. Jazdę na lonży miałam za sobą, tym bardziej, gdy okazało się, że tutejsi uczniowie podstawy mieli opanowane już dawno temu, a ja nie powinnam opóźniać grupy w jej rozwoju. Gdy ja miałam opanowywać kłus, reszta grupy mogła ujeżdżać stylem dowolnym. Nauczyciel skupił się na mnie, niestety po chwili dostał telefon, przez który pozostałam sama sobie na dzikim ogierze, który ewidentnie nie chciał dziś ze mną współpracować. Może był chory? A może tak jak ja nie znosił hałasu panującego wokół?
Szło mi dobrze. Pomimo braku instruktora utrzymywałam się na koniu i nawet nie zwalniałam. Humor powoli mi się polepszał – w końcu coś mi wychodziło! Jednak los znowu postanowił ze mnie zadrwić, a raczej parka znajomych, którzy stwierdzili, że szybka jazda obok to świetny pomysł do zmotywowania mnie.
Dziewczyna przejechała galopem obok mnie, a ja ze zdziwienia pociągnęłam lejce do góry. Koń mocno zahamował i postąpił krok do tyłu. Zaczął machać łbem na boki, a kiedy jakiś chłopak przebiegł z mojej prawej strony, pociągnęłam lejce na lewo. Koń, który był chory, bądź miał zły humor, miał dość otoczenia i mojego towarzystwa, dlatego stanął dęba. 
Utrzymałam się tylko przez chwilę. Gdyby ktoś mi powiedział, że w takich sytuacjach należy się pochylić do przodu, a nie do tyłu, nie spadłabym z konia po trzech sekundach. 

Leżałam na ziemi patrząc w niebo. Nic mnie nie bolało, prócz mojego marnego poczucia egzystencji, a obserwowanie nieruchomych chmur wydawało się w tej chwili najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem. Gdyby nie mordka Głośnego Stefka przykrywającego przepiękny widok nieba oraz krzyk instruktora, leżałabym w tym piachu przynajmniej godzinę.
- Co tu się stało?! – podniosłam się o własnych siłach na nogach i spojrzałam na dorosłego mężczyznę. 
- To, że powinien pan pilnować ucznia, który nie ogarnia koni, a nie zostawiać go z bandą kretynów – odparłam, odpinając kask i patrząc wkurzonym wzrokiem na dziewczynę i chłopaka, będących winowajcami zaistniałego zajścia. Gdybym mogła, zatopiłabym pięść w ich szczęce. – Kończę zajęcia, chyba coś mi w plecach zagruchotało – skłamałam, chcąc tylko opuścić to miejsce z czystym sumieniem.

W końcu usiadłam na tylnych schodkach stajni. Kask trzymałam na kolanach i wyciągnęłam rękę do bezdomnego kociaka, który wychylił się zza winkla. Zawołałam go cicho i prawie dotknął mojego palca, gdy nagle w pomieszczeniu odbił się stukot butów. Nie odwracałam głowy, nie interesowało mnie, kto za mną stał. Naprawdę, ale to naprawdę nie chciałam tu być.
- Powiedz nauczycielowi, że niczego nie złamałam – powiedziałam do nieznajomego.

Stefan?