- Będziesz chory jak nic. Kurde... Co mi przyszło do głowy z tym śniegiem? - odparłam pytając samą siebie.
- Raven, to nie twoja wina. Zresztą nic mi nie jest - chłopak przewrócił oczami.
- Tak, wcale! Przecież przeze mnie będziesz chory! -
- A no racja, powinienem podziękować Ci bo wtedy nie pójdę do szkoły - uśmiechnął się jakby odkrył nowy wynalazek.
- Zawsze jesteś taki "inteligentny" czy tylko udajesz? - spytałam uśmiechając się złośliwie.
- Może... - wzruszył ramionami. Dalej siedzieliśmy w ciszy, popijając co jakiś czas herbatę.
- Masz może jakieś przeciwbólowe? - chłopak w pewnym momencie odezwał się.
- Czyli jednak wciąż cię boli!? - uniosłam brew, a chłopak pokiwał głową.
- Czemu nie powiedziałeś? - westchnęłam. Andy natomiast wzruszył ramionami i wstał.
- Co ty wyprawiasz? - również wstałam i stanęłam na przeciwko niego.
- Zamierzam iść do siebie, muszę zamówić sobie różową trumnę i alpakę Alberta by odprawił mi pogrzeb. - stwierdził z powagą, jednocześnie zakładając kurtkę.
- Mógłbyś choć raz przestać? - westchnęłam otwierając mu drzwi.
- Może, cześć. - pożegnał się i poczochrał mi włosy.
Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści. Okej, nie jestem z tych dziewczyn, które cały czas pilnują tego jak wyglądają, no ale... Kogo by nie zdenerwowało porównanie do psa? Już chciałam mu się odpłacić, ale chłopak wyszedł i ślad po nim zaginął. Dopiłam swoją herbatę i ogarnęłam kuchnię. Gdy wszystko lśniło czystością usiadłam na łóżku i włączyłam telewizor. Nie przepadałam za biernym spędzaniem czasu, ale potrzebowałam uporządkować myśli. Nie wiem ile tak przesiedziałam, a właściwie przeleżałam, ale uświadomiłam sobie, że muszę iść z Andym do lekarza. Choćbym musiała użyć siły i tak tam pójdzie. Wstałam z łóżka i po ogólnym ogarnięciu lekko pogniecionego stroju wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę pokoju chłopaka. Zapukałam do drzwi i nie czekając na zaproszenie, wparowałam do środka. Zamknęłam za sobą drewnianą powłokę i przekręciłam się w stronę łóżka. Spotkałam się z pogardliwym spojrzeniem Andy'ego. Uniosłam brew i spojrzałam na niego z miną ''o co ci znowu chodzi?''. Chłopak nie odpowiedział tylko mozolnie wstał.
- A gdybym się teraz przebierał? - spytał spoglądając na mnie jednoznacznie.
Aha, czyli o to mu chodziło. Wtargnęłam do jego pokoju niczym huragan i chłopak jest przez to... zły? Chyba tak.
- To bym popatrzyła - spojrzałam w jego oczy uśmiechając się z kpiną.
- Skoro chcesz - zaśmiał się i szybkim ruchem zdjął koszulkę - I tak było mi gorąco -
Nie ukrywam. Prześlizgnęłam wzrokiem po jego tułowiu badając to co zobaczyłam. Podniosłam wzrok na jego twarz i zetknęłam się z kpiącym spojrzeniem. Odpowiedziałam mu tym samym.
- Spodni nie musisz. - powiedziałam podpierając się rękoma na biodrach. - Ale możesz - odparłam.
Wzrokiem rzuciłam mu wyzwanie. Jego wzrok stał się skupiony, jakby badał czy to co mówię jest prawdą. Nadal patrzyłam mu w oczy mając uniesioną brwią.
- Może mam ci pomóc? - spytałam przerywając ciszę.
- Skoro nalegasz. - chłopak uśmiechnął się przebiegle i rozłożył ramiona.
Podeszłam do niego i złapałam za sznurki od spodni. Nadal patrzyłam mu w oczy robiąc wszystko na wyczucie. Usłyszałam jak ciężko przełyka ślinę. W końcu uporałam się z nietrudnym mechanizmem jakim było rozplątanie supełka. Andy przysunął się lekko do mnie pochylając głowę.
- Przepraszam, ale mój czas przeznaczony dla pana się skończył - zaczęłam oficjalnym tonem - Proszę się ubrać i idziemy do lekarza - oświadczyłam.
- Co? - usłyszałam lekkie piśnięcie.
- Coś się nie podoba? - zapytałam. Niestety odpowiedź nie przyszła.
- Chłopie, ogarnij życie. Bierz jakieś ubrania i wychodzimy - powiedziałam nie dając mu czasu na sprzeciw.
Patrzyłam jak chłopak oddala się i zapewne idzie przyszykować się do wyjścia. Gdybym wiedziała, że zwykła pomoc przy rozebraniu się sprawi, że nie będzie stawiał sprzeciwu to za każdym razem bym tak robiła. W czasie, kiedy chłopak poszedł się ogarnąć, ja usiadłam na łóżku. Po kilkunastu minutach Andy wszedł do pokoju i przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu. Wziął najpotrzebniejsze rzeczy i w ciszy wyszliśmy z pokoju. Chłopak zamknął drzwi na klucz i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Powinieneś założyć czapkę - powiedziałam kiedy byliśmy przy drzwiach.
Chłopak tylko prychnął i wyszedł na zewnątrz. Zaczęłam kierować się w stronę przystanku.
- Gdzie ty idziesz? - spytał zatrzymując się.
- No na przystanek? -
- Mam samochód. Chodź - westchnął i kontynuował podróż.
Weszliśmy na parking, który znajdował się przy budynku Akademii. Rozejrzałam się dookoła. Ciężko było stwierdzić ile tu było samochodów, a poza tym nigdy nie byłam dobra z szacowania. Pozwoliłam chłopakowi prowadzić. Po chwili znaleźliśmy się przy jego samochodzie. Wyglądał mi na sportowy, ale co ja tam wiem. Był cały czarny, z wyjątkiem czerwonego paska na masce. Czarne felgi dodawały uroku. Tak. Zdecydowanie ten samochód mnie oczarował. Z lubieżnością pogłaskałam go po masce, a już po chwili zachwycałam się wnętrzem. Pięknie. Nie zwracając uwagi na Andy'ego dalej oglądałam samochód. Po chwili usłyszałam warkot silnika. Okej. Jak Andy mi go nie odda, to go ukradnę. I nic mnie nie obchodzi zbrodnia. Wbiłam się w fotel i patrzyłam przez okno oglądając widoki.Po kilku minutach znaleźliśmy się w jakiejś klinice. Weszliśmy do środka i po kilku papierkowych sprawach Andy wszedł do środka, natomiast ja zostałam na korytarzu. Usiadłam na krześle i wyjęłam telefon.
- Chłopak? - usłyszałam pytanie.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na kobietę siedzącą przy dużym biurku. Spojrzałam na nią pytająco, a ona tylko powtórzyła wcześniejsze pytanie.
- Co? Nie. Nie jesteśmy parą - powiedziałam i wróciłam do przerwanego zajęcia.
Po kilkunastu minutach z gabinetu wyszedł Andy. Wstałam i podeszłam do niego.
- I jak? - spytałam.
- Zapalenie ucha. Na szczęście dość szybko wykryte - mruknął.
Wyszliśmy z przychodni i skierowaliśmy się w stronę parkingu. W drodze powrotnej Andy pojechał jeszcze do apteki i kupił zalecone leki. Po tym wróciliśmy prosto do Akademii. W trakcie jazdy zdążyłam przeczytać kartkę z zaleceniami lekarza. No cóż. Skoro to całe zapalenie jest z mojej winy chłopak może się spodziewać mnie codziennie rano i na wieczór. Gdy Andy zaparkował wyszliśmy z samochodu. Każde z nas rozeszło się do swoich pokoi. Na dziś oboje zostaliśmy zwolnieni z lekcji, więc mogłam spędzić ten dzień bezczynnie.
*
Tak jak wspominałam dziś mam zamiar wybrać się do niego. Wstałam o 7.00 i przyszykowałam się. Założyłam dziś zwykłe jeansy i gładką, czarną bluzę. Wyszłam z pokoju równo o godzinie 7.30. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam w stronę kawiarenki. Kupiłam kilka rogali i dwie herbaty. Z tym wszystkim poszłam do pokoju Andy'ego. Mając nadzieję, że drzwi są otwarte złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Na szczęście chłopak nie pomyślał o przekręceniu kluczyka, który nadal znajdował się w zamku. Postawiłam wszystko na jego biurku i podeszłam do śpiącego chłopaka. A przynajmniej tak myślałam. Pochyliłam się nad nim w celu obudzenia, a on jakby wyczuł czyjąś obecność gwałtownie podniósł się do góry. Zaskutkowało to tym, że zderzyliśmy się czołami.
Odsunęłam się gwałtownie i złapałam za bolące miejsce.
Andy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.