piątek, 18 maja 2018

Od Beauregarda cd. Viktorii

Zerknąłem na obejmującą ciało psa, płaczącą przy ścianie Viktorię, po czym zawinąłem palce w rękawach i zacisnąłem usta, przygryzając nerwowo wargę. Viktoria powtarzała coś do czarnej kuli przez łzy, kołysząc się nieznacznie.  Odwróciłem szybko wzrok i zacisnąłem na chwilę oczy, próbując odpędzić zbliżające się nieuchronnie wspomnienia. Nie teraz.
 - V-Viktoria... - Wydobyłem z siebie drżącym głosem. - Lepiej już chodźmy...
 Dziewczyna podniosła na mnie zrozpaczony, jakby zły wzrok, a ja szybko uciekłem przed jej spojrzeniem.
 - Nigdzie nie idę - niemalże krzyknęła, a łzy załamały jej głos.
 - Siedzenie tutaj tylko pogorszy sprawę - powiedziałem cicho. - Uwierz mi.
 - A co ty niby możesz wiedzieć, co? - warknęła, tuląc do siebie psa.
 Zacisnąłem pięści i odwróciłem głowę.
 - Więcej niż myślisz.
 Wyszedłem z gabinetu i oparłem się o ścianę, wzdychając ciężko. Co niby zrobiłem nie tak? Poczułem pod powiekami piekące łzy złości i czegoś jeszcze... bezsilności. Tak, dławiącej, drapiącej w gardło bezsilności. Bo nie mogłem nic zrobić. Ani z bezczelnym zachowaniem Viktorii, ani ze strachem, ani ze śmiercią Finna, ani z koszmarami... ani ze sobą. Za dużo płaczę - pomyślałem i zamrugałem kilkakrotnie, aby pozbyć się niechcianych i niepotrzebnych łez. Nic się nie stało, weź się wreszcie w garść, dzieciaku. Weź się wreszcie w garść!
 Wziąłem głęboki wdech i skuliłem się w sobie, kiedy zauważyłem siedzących na siedzeniach, czekających na swoją kolej ludzi; niektórzy patrzyli na mnie z politowanie. Byli tu cały czas? - pomyślałem ze strachem. Pewnie uważali mnie za wariata. W sumie co im się dziwić - wyszedłem z gabinetu, jakbym zobaczył tam co najmniej spadające niebo, po czym oparłem się o ścianę jak jakiś idiota, dysząc jak nie wiadomo co. Poczułem nagły przypływ złości na siebie. Jestem tchórzem.
 Drzwi gabinetu otworzyły się, a z niego wyszła Viktoria. Trzasnęła drzwiami i skierowała się do wyjścia, nawet nie spoglądając w moją stronę. Po chwilowym zastanowieniu ruszyłem szybkim krokiem za nią, mając złe przeczucia co do tego, co mogła chcieć zrobić. Wyszedłem z budynku i rozejrzałem się, próbując ustalić lokalizację samochodu dziewczyny. Dobiegł do mnie dźwięk uruchamiania silnika. Spojrzałem w tamtą stronę i zacząłem biec, gdy dotarło do mnie, że to samochód, którym tu przyjechałem.
 Dopadłem do tylnych drzwi i otworzyłem je, po czym usiadłem i zamknąłem wejście. Viktoria rzuciła mi szybkie spojrzenie, które bynajmniej nie wyrażało ani trochę radości z mojej obecności, i włączyła radio, podgłaśniając płynącą z niego muzykę rockową aż do stopnia, kiedy samochód nieco drżał. Dziewczyna ruszyła gwałtownie, a ja szybko zapiąłem pasy. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, jednak niemal od razu je zamknąłem, bo zupełnie nie miałem słów. Viktoria jednak wychwyciła moją próbę.
 - Zamknij się - warknęła.
 - Przecież... nic...
 - Zakmnij się, powiedziałam! - ryknęła i przycisnęła pedał gazu do podłogi. Zostałem wciśnięty w siedzenie i zacisnąłem palce na swetrze, aż zbielały mi knykcie.
 Samochód jechał coraz szybciej, a dziewczyna wcale nie zamierzała zwalniać. Łzy spływały strumieniami po jej twarzy, a deszcz, który pojawił się właściwie znikąd, zalewał przednią szybę. Wściekłym ruchem włączyła wycieraczki, a  mnie ogarnął szok spowodowany prędkością. Nabieraliśmy prędkości w zastraszającym tempie, a Viktoria wyglądała, jakby całkowicie nie zdawała sobie z tego sprawy lub, co gorsza, jakby jej to nie obchodziło. Zdrętwiałem, oszołomiony prędkością. Wreszcie zdołałem jako tako się otrząsnąć - na miejsce szoku przyszła panika, a zaraz po niej moim ciałem zawładnęła rozpaczliwa potrzeba zatrzymania pojazdu, która zmusiła mnie do otworzenia ust.
 - Zwolnij! - powiedziałem, ale moje słowa zostały skutecznie zakłócone przez agresywne solo gitarzysty z jakiegoś rockowego zespołu. - Zwolnij! - powtórzyłem, tym razem krzycząc na tyle głośno, że byłem pewny, iż dziewczyna mnie usłyszała.
 - Zamknij się! - wrzasnęła Viktoria łamiącym się głosem.  - Panuję nad wszystkim, nie widzisz?!
- Panujesz?! Se on helvetin vale! - Głos załamał mi się przez strach i adrenalinę buzującą w moim ciele. Licznik wskazywał już ponad 130 kilometrów na godzinę, a Viktoria uparcie dociskała pedał gazu, pędząc przez prostą, na szczęście pustą leśną drogę. - Painu helvettiin, zabijesz nas! Voi helvetti, zatrzymaj to auto!!!
 - Nie! I przestań pierdolić po fińsku, bo nic kurwa nie rozumiem!
 - Co też ci do głowy strzeliło?! Zatrzymaj do cholery ten samochód! - krzyknąłem spanikowany. - Zatrzymaj, bo jak nie, to otworzę drzwi! - Niewiele myśląc, przekonany, że to świetny pomysł, czekałem na rekację dziewczyny, gotowy do akcji.
 - Nie zrobisz tego! - powiedziała i zacisnęła palce mocniej na kierownicy. Zawahałem się, ale kiedy zarzuciło nami na zakręcie, wątpliwości zniknęły, a wszelki rozsądek zniknął, rozwiany przez chęć przetrwania.
 Przez muzykę przebił się dźwięk odblokowywania drzwi, tak że teraz mogłem je otworzyć. Viktoria spojrzała na mnie jak na kretyna.
 - Co ty robisz? Rozwalisz mi samochód! - krzyknęła.
 - Mam to gdzieś! Zwolnij albo otworzę te cholerne drzwi!
Nie usłyszałem odpowiedzi, której nawet nie było. Zacisnąłem usta i chwyciłem klamkę. Uchyliłem drzwi, a do samochodu wdarło się powietrze i wiatr, powodując jeszcze większy hałas i huk. Viktoria zaczęła coś krzyczeć, a ja tylko trzymałem z całych sił drzwi, żeby nie otworzyły się całkowicie. Nic już nie widziałem ani nie słyszałem - obraz i dźwięk zlały się w jedną wielką przerażającą plamę. Istniałem tylko ja i klamka, miałem tylko jeden cel - trzymać cholerne drzwi. Zacisnąłem powieki i chwyciłem mocniej klamkę.
 Pisk opon.
 Szarpnięcie.
 Otworzyłem szeroko oczy i rozejrzałem się w panice, łapiąc gwałtownie powietrze. Zdałem sobie sprawę, że samochód stoi. Niewiele myśląc odpiąłem pas i wręcz wyskoczyłem z pojazdu, ledwo łapiąc równowagę po stanięciu na leśnej drodze.  Viktoria, wysiadłszy z samochodu, uderzyła pięścią w maskę.
 - Ciebie do reszty porąbało? - zawołałem, po czym wbiłem w nią na chwilę wściekły wzrok. Mogłem przez nią zginąć!
 - Mnie? - zapytała głosem przesiąkniętym jadem. - Kto normalny otwiera pierdolone drzwi przy jeździe 150 kilometrów na godzinę?
 - Kto normalny jedzie 150 kilometrów na godzinę? - odparowałem, oddychając głęboko. Satana, nigdy wcześniej nie czułem takiej ulgi przez stanie na zwykłej piaszczystej drodze. Zerknąłem w stronę samochodu i zrobiło mi się niedobrze. O nie, ja tam nie wracam. W życiu. - Co też ci do głowy strzeliło?
 Nagle zakręciło mi się w głowie. Przytrzymałem się drzwi, dopóki uczucie wirowania i znikome mroczki przed oczami nie zniknęły. Dziewczyna jeszcze nie odpowiedziała. Spojrzałem na nią, jakby żądając wyjaśnienia tego, co tu się właśnie stało, cokolwiek to, jumalauta, było.

Viktoria? Mitä helvettiä?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.