Strony

środa, 31 maja 2017

Podsumowanie Maja

Mam nadzieję że się przyjmę, ot, taka luźna forma podsumowań :D

Uczniowie
Dołączyła do nas nowa uczennica Lalisa :D
I na szczęście nikt nie odszedł c:

    Serie
Aktualne- Jak na razie wszystkie serie są aktualne :P
Rekord słów - Scarlett, w opowiadaniu do Viktorii, które przeczytasz tutaj
Zakończone- Nikt nie zakończył jeszcze serii.
Upomnienia- Planowałam dać upomnienie Luke'owi oraz Aaronowi, lecz ich nieobecność jest uzasadniona przez właścicielkę postaci.


Technicznie
Maj wypadł najgorzej, jeżeli chodzi o opowiadania (ilość) ale liczę na to że w Czerwcu damy radę na pobicie rekordu grudniowego - 63 opo :)

Cytat na Maj
Na razie został wybrany przez Shad, czyli główną właścicielkę, ale kolejne wybory są wasze ♥

Tylko ona widziała mnie w stanie  opłakanym i zapłakanym - z pokręconymi od wilgoci włosami, z rozmazanym na twarzy tuszem, zaczerwienionymi policzkami i podkrążonymi oczami, w starym dresie i kapciach z dziurami. Tylko ona potrafiła otrzeć mi łzy, nie używając do tego chusteczki. Tylko ona skopała by tyłek każdemu dupkowi który by mnie dotknął. Tylko ona ma tak samo zrytą banię jak ja. Tylko ona wie o mnie wszystko i tego nie wykorzysta.




~Liczę że podsumowanie się spodoba :D
Shadam♥


poniedziałek, 22 maja 2017

od Lalisy

Kiedy robisz coś wbrew własnej woli wszystko wydaje się być tysiąc razy bardziej uciążliwe, dużo bardziej męczące i zbędne. Prawdopodobnie dlatego tak często ociągamy się, odkładając wszystko na ostatnią chwilę. Właśnie przy takim podejściu trwam niemal całe swoje życie, robiąc jedynie to, na co faktycznie mam ochotę. Z jednej strony uważam to za cholernie zdrowe i przyjemne, z drugiej momentami załamuje się nad własnym lenistwem. Mimo wszystko nic, ani nikt nie potrafi wybić mi z głowy owych przyzwyczajeń, przez co z każdym kolejnym dniem zatracam się w czymś na wzór letargu, przerywanego jedynie wtedy, kiedy wyjście z łóżka okazuje się jedyną opcją. Tak niesamowicie tego nie znoszę.
Otworzyłam oczy, których czerń niespecjalnie wyróżniała się na tle panującego w pokoju półmroku. Westchnęłam ciężko, spoglądając w kierunku cyfrowego zegarka, którego niebieskawa poświata oraz głośne pikanie niezwykle drażniły zmysły. Włączyłam, jakże przydatną, funkcję drzemki, przekręcając się na drugi bok. Może zrobiłabym sobie dzisiaj wolne? Przeleżała cały dzień w łóżku, odcinając się od wszelkich żywych istot?
Uśmiechnęłam się blado na samą myśl, jednak szczęście nie trwało długo. Do pokoju, niczym bezlitosna błyskawica, wpadła Hana, demolując wszystko na swojej drodze.
-Lisaaa! Obiecałaś pojechać złożyć ze mną papiery!- wykrzyczała tym, jakże piskliwym i irytującym, tonem
Otworzyłam oczy, unosząc się na łokciach, by ponownie opaść z głośnym westchnięciem.
-Zapomnij, nigdzie się stąd nie ruszam.- oznajmiłam, ponownie wsuwając się pod ciepłą pierzynę
-Powiem wszystko cioci!- zawołała, a dziecinny tupot stóp odbił się echem po pokoju
-Cioci? Chcesz mi powiedzieć, że rodzice są w domu?- wyskoczyłam z łóżka, jak opętana, podchodząc bliżej jasnowłosej
-T..tak...Zresztą co to ma do rzeczy? I tak zawsze się ze sobą kłócicie...- skrzyżowała ręce na piersiach, odwracając głowę- To jak? Pojedziesz ze mną, czy zostawisz samą?
Kompletnie zignorowałam jej pytanie, czym prędzej wychodząc z pokoju. Złapałam po drodze pierwszą, lepszą koszulkę, narzucając ją na siebie i pognałam w stronę kuchni. Tak jak mówiła, cała rodzina siedziała przy stole, łącznie z rodzicami, którzy w ciszy przeglądali dzisiejszą gazetę. Weszłam do środka, wgapiając się w nich może aż nazbyt dogłębnie, bowiem już po chwili do moich uszu dotarł donośny głos ojczyma, pouczający mnie, jak niezwykle nieuprzejme jest to, co od kilku minut uskuteczniałam.
Potrząsnęłam głową, przerywając swoje rozmyślenia. Podeszłam do kuchennego blatu, nalewając wody do szklanki.
-Lalisa...zostajesz dzisiaj w akademiku, prawda?- matka wreszcie odważyła się odezwać, nawet nie podnosząc głowy znad gazety
-Tak, jutro też. Wrócę dopiero w czwartek.- wzruszyłam ramionami, przybliżając naczynie do ust
-To dobrze. Hana strasznie się na ciebie skarży.- wtrącił ojciec, potrząsając głową- Zastanawialiśmy się z matką, czy nie zastąpić cię opiekunką. Ostatnio nie jesteś zbyt użyteczna.
Zmierzyłam wzrokiem nastolatkę, która właśnie niefortunnie wślizgnęła się do pokoju. Więc jej dziecinne zaczepki i narzekania jeszcze nie minęły. Czasem poważnie zastanawiałam się, czy ona aby na pewno skończyła siedemnaście lat, czy może wciąż zatrzymała się gdzieś w środku gimnazjum.
-Uważam, że nie powinniście decydować o tym, co dzieje się w domu, skoro i tak spędzacie w nim jakieś dziesięć procent swojego życia.- prychnęłam, opierając się plecami o jedną z kolumn, oddzielających kuchnie i jadalnie- Nie macie bladego pojęcia o całej sytuacji.
Ojciec odburknął coś jeszcze, jednak szczerze go nie słuchałam, będąc pochłoniętą przez tabun własnych myśli. Byłam głupia, mając choć odrobiną nadziei, że ich obecność wróży coś dobrego, że w końcu zjemy wspólne śniadanie, jak kochająca się rodzina. Najwidoczniej mogę jedynie pomarzyć o czymkolwiek, co związane jest z rodzicielską miłością. Skierowałam się do pokoju, by przygotować się na dzisiejszy dzień, który nie zapowiadał się zbyt cudownie. Kiedy uznałam, że wszystko już gotowe, złapałam plecak i czym prędzej wybiegłam z mieszkania. Odetchnęłam głęboko, wsuwając do uszu parę bladoróżowych słuchawek, w których niemal od razu rozbrzmiała przyjemnie kojąca muzyka. Próbowałam za wszelką cenę uspokoić zszargane nerwy, jednak bezskutecznie, emocje wciąż we mnie buzowały, nie pozwalając na jakkolwiek trzeźwe myślenie.
Podróż nie była niczym niezwykłym. Ta sama trasa, przemierzana kilkanaście razy w tygodniu, niezmienna od dobrych kilku miesięcy. Można powiedzieć, że popadałam przez to w pewną monotonię, nudę. Każdego dnia wykonywałam te same czynności, pokonywałam te same trasy. Nie takiego życia zawsze pragnęłam. Marzyłam o nieodkrytych lądach, ogromnych morzach i słonych oceanach, które pozwoliłyby mi zgłębić tajemnice otaczającego nas świata. Tymczasem tkwiłam tutaj, z dala od wszystkiego, czego tak niezwykle pragnęłam, uziemiona w tej dziurze, wśród ludzi, którzy uparcie podcinają mi skrzydła. Przysięgam, że jak tylko skończę szkołę, wysadzę całe to miejsce w powietrze i wyemigruje z powrotem do Korei, do domu.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głuchy odgłos dzwonka, którego brzmienie oznaczało zakończenie pierwszej lekcji. Wyłączyłam muzykę, wciskając słuchawki do jednej z kieszeni szarej bluzy, którą w pośpiechu na siebie narzuciłam. Powoli zbliżałam się do budynku, a uczniowskie śmiechy i stukot butów stawał się coraz głośniejszy. Zadarłam głowę, wbijając me czekoladowe oczy w strzelistą strukturę akademii, która za każdym razem zdumiewała mnie w dokładnie ten sam sposób. Potężna i zabytkowa, odwiedzana dziennie przez niezmierzoną liczbę uczniów. Wbrew pozorom lubiłam tu przebywać, miejsce miało swój klimat, a poziom nauczania, choć wysoki, nie wymagał od nas nie wiadomo jak wiele.
Pchnęłam drewniane wrota, a intensywna woń perfum i nikotyny uderzyła we mnie niemal od razu. Poczułam się słabo, widząc ilość sylwetek przemieszczających się po wąskich korytarzach. Napawana strachem zaczęłam biec, próbując za wszelką cenę dostać się pod klasę, uciec od nieznajomych istot.
Po kilku minutach morderczego wysiłku w końcu dotarłam do celu. Usiadłam na jednym z parapetów, nerwowo skubiąc rękaw bluzy. Wciąż byłam zirytowana, jednak to strach wysuwał się na pierwszy plan, tworząc ze mnie istną bombę, gotową wybuchnąć w każdej chwili.
W końcu dzwonek ponownie dał o sobie znać, oznajmiając, że przyszedł czas na lekcję biologii. Mimo wszystko cieszyłam się z tego, biologia była moim konikiem, dzięki czemu nie musiałam szczególnie uważać na owych zajęciach.
*******
Nie chcąc rzucać się w oczy, usiadłam na tyłach sali, znudzona stukając paznokciami w ławkę. Omiotłam wzrokiem wszystkich wokół, a widok śmiejących się grupek wywołał przedziwne uczucie zazdrości. Pragnęłam mieć kogoś, komu mogłabym powiedzieć o wszystkim, z kim spędzałabym czas, kto byłby dla mnie ważny, jednak najwidoczniej wszelkie relacje nie były dla mnie. Skazana na wieczną samotność, potęgowaną paskudnym charakterem była codziennością, zupełnie jakbym stała się postacią w antycznej tragedii, którą z góry skazano na porażkę. Może właśnie tak powinno być? Może faktycznie nadawałam się jedynie do zadawania bólu? Łatka jędzy przyczepiła się do mnie, jak rzep psiego ogona, już na starcie zniechęcając nowopoznane istotki.
Westchnęłam ciężko, ukrywając twarz w dłoniach. Najwidoczniej powinnam tańczyć, jak mi zagrają. Bycie bezlitosną wychodzi mi zdecydowanie najlepiej.
Po raz kolejny wyrwano mnie z zadumy, jednak tym razem mój wzrok przykuła nauczycielka, dzierżąca w dłoniach niewielką kartkę papieru. Uniosłam pytająco brwi, przerzucając wzrok między nią, a owym świstkiem.
-...Semestralny projekt grupowy.- dokończyła swoją wypowiedź, której nie udało mi się wysłuchać w całości- Tak jak mówiłam, podobieram was teraz w pary, w których owy projekt przygotujecie. Forma jest całkowicie dowolna. Macie na to dwa tygodnie.
Poczułam, jak serce powoli zwalnia, a dłonie trzęsą się niemiłosiernie. Czy to oznacza, że będę zmuszona do kontaktu z obcym człowiekiem? Zrobiło mi się słabo, a nogi natychmiastowo zmiękły. Twarz wykrzywiła się w przerażonym grymasie, by po chwili ustąpić miejsca nienawistnej ekspresji, mającej odstraszyć potencjalnego kompana. Pomimo strachu, starałam się odgrywać swą rolę, by nie stracić, tak ciężko wyrobionej, reputacji.
Wbiłam puste spojrzenie w nauczycielkę, która rozpoczęła swą edukacyjną ruletkę. Wykreślała kolejna nazwiska, a po klasie rozchodziły się, na przemian, zadowolona i zrezygnowane pomruki.
-Manoban...- brzmienie mojego nazwiska zadziałało, jak kubeł zimnej wody, który niemal od razu przywrócił mnie na ziemię- Będziesz w parze z....

<Z kim?>

poniedziałek, 15 maja 2017

od Ricka cd. Scarlett


Zostałem obudzony w jeden z lepszych sposobów na pobudkę… A mianowicie ten mój przeklęty pies znowu lizał mnie po twarzy. Czy Tajfun nie rozumie że jak jest sobota to chce sobie dłużej pospać? Nie… Najlepiej budzić swojego pana o piątej rano. Przysięgam że go kiedyś uduszę.
-Złaź Tajfun!- pogoniłem psa który na trzy sekundy zszedł ze mnie by potem wskoczyć na mnie z impetem.
-Złaź do cholery i daj mi spać!- krzyknąłem ponownie lecz pies miał mnie gdzieś i skakał po mnie jak opętany. Westchnąłem głośno i zepchnąłem psa na podłogę.
-Wstaje…- powiedziałem podnosząc się szybko z łóżka by uniknąć kolejnego ataku. Pies w odpowiedzi szczeknął radośnie. Przewróciłem oczami i skierowałem się do szafki z jego ukochaną karmą na co ten zaczął skomleć z zachwytu. Nasypałem mu trochę psiego jedzenia po czym resztę schowałem z powrotem do szafki. Skierowałem się do łazienki, wziąłem szybki prysznic po czym przebrałem się w czyste, jeansowe spodnie. Nie nałożyłem koszulki tylko samą bluzę. Wyszedłem z pokoju razem z tym przeklętym psem po czym poszedłem do stajni po konia. Nikogo nie było. Jakby wszyscy umarli. Otworzyłem boks Soul’a i złapałem go za kantar.
-Dziś na oklep, zresztą wątpię czy dałbyś sobie założyć siodło.- zaśmiałem się i wyprowadziłem konia z budynku. Dziś był wyjątkowo ciepły dzień. Słońce na szczęście już wzeszło. Sprawdzając pogodę w telefonie okazało się że po południu ma być dwadzieścia sześć stopni. Nagle zobaczyłem przy płocie zielonowłosą dziewczynę i karego kuca. Po chwili rozpoznałem w niej Scarlett – nową uczennicę akademii.
-Cześć! Jak tam życie?- przywitałem się z nią podchodząc bliżej i cały czas trzymając Soul’a.
-Nie żyję- zaśmiała się dziewczyna spoglądając na mnie.
-A co tu robisz o tej godzinie?- spytałem poprawiając szybkim gestem fryzurę.
-A tak sobie siedzę, a ty?- zapytała z uśmiechem unosząc jedną brew.
-Ten kundel mnie obudził więc już nie mógłbym zasnąć. –wskazałem na psa obok któremu widocznie się znudziło patrzenie na nas więc zaczął ganiać za własnym ogonem.-Miałem także zamiar pójść w takie jedno fajne miejsce. Może chcesz iść ze mną?
-W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty- powiedziała Scarlett i błyskawicznie wsiadła na swojego kuca. Poszedłem w jej ślady i także wsiadłem na swojego rumaka.
-Może ty prowadź bo ja przecież nie znam drogi- stwierdziła dziewczyna. Potwierdziłem głową i wyprzedziłem ją. Po około dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu.
***
Dotarliśmy wreszcie do mojego ulubionego miejsca które nie dawno odkryłem. Było to coś w rodzaju małego jeziorka i małego wodospadu w jednym. Woda była bardzo czysta. Zeskoczyłem z konia i usiadłem na ogromnej skale tuż nad wodą. Nie posiedziałem długo kiedy pies wepchnął mnie do wody.

Scarlett? Nie chciało mi się dłuższego pisać XD

od Silvestra cd. Rosalie

-Że ja? Z tobą? Nie, nie, nie, nie, nie... Nigdzie nie idę... Z tobą...- powiedziała szybko i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Aha, no spoko, co zrobiłem źle?
-Powiedziałem coś nie tak?-zapytałem głośno, aby usłyszała mnie przez zamknięte drzwi.
-Idź sobie!-krzyknęła Rosalie.
No dobra, nie będę przecież stał pod zamkniętymi drzwiami. Ale o co jej chodzi? Tylko zapytałem. Pokręciłem głową i udałem się do stajni. Wszedłem do boksu Comodo i westchnąłem, po czym pogłaskałem wałacha po umięśnionej, mocnej szyi. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, to znaczy nie oczekiwałem, że od razu się zgodzi, ale tyle razy "nie"? Postanowiłem przemyśleć sprawę i przy okazji wyczyścić Comodo. Wyprowadziłem go z boksu i okrężnymi ruchami czyściłem jego lśniącą sierść. Zacząłem z nim rozmawiać, dzieląc się z czterokopytnym moimi przemyśleniami dotyczącymi właściwie wszystkiego. Na temat Akademii, ludzi, którzy tutaj byli... no i nie oszukujmy się, mówiłem mu też o Rosalie. Taki monolog zawsze uspokajał mnie, a przy tym wiedziałem, że Com naprawdę mnie słucha, on też lubił, jak do niego mówiłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wiedziałem już, co zrobić. Wprowadziłem kasztana do boksu i poszedłem do pokoi, a dokładnie do drzwi Rosalie.
Zapukałem, nie czekając na odpowiedź otworzyłem drzwi.
-Wiesz, wystarczyłoby jedno nie...-powiedziałem, unosząc lekko brwi.
-Ja wiem, przepraszam, ale nikt mnie nigdy, nigdzie nie zaprosił. Naprawdę nie chciałam cię urazić. Nie umiem także tańczyć... Bardzo cię przepraszam...- Ros trochę plątała się w tłumaczeniu, ale rozumiałem ją. Miała prawo być zwyczajnie zaskoczona propozycją.
-Za godzinę na hali. Załóż sukienkę.-gdy wychodziłem z pokoju, zostawiając tam pewnie nieźle zdziwioną dziewczynę, uśmiechnąłem się lekko.
Poszedłem do mojego pokoju, aby się przebrać. Przecież w bryczesach i T-shircie nie będę uczył jej tańczyć. Założyłem jakieś elegantsze spodnie i bluzkę, po czym zamknąłem drzwi. Szedłem w kierunku boksu Comodo. Wziąłem lonżę i minąwszy Jason'a wszedłem do stajni. Od razu skierowałem się do mojego kompana, szybko wyprowadziłem go i ruszyliśmy w stronę hali. Otworzyłem ostrożnie drzwi, nie zapominając o krzyknięciu "Uwaga!", co okazało się być zbędne-kryta ujeżdżalnia była pusta. Rozwinąłem lonżę, a Comodo od razu wszedł na koło, zarzucając trochę głową. Uspokoiłem go i po kilku minutach stępa pospieszyłem wałacha do kłusa. Posłusznie przyspieszył, unosząc wysoko nogi. Zaśmiałem się cicho i zmieniłem kierunek, wyciągnąłem więcej lonży. Kazałem koniowi zwolnić, a następnie przyspieszyć, wciąż jednak pozostając w kłusie. Po kilkunastu minutach zatrzymałem go, a później podszedłem do niego i odpiąłem lonżę. Stał spokojnie, patrząc na mnie. Wyciągnąłem rękę, a następnie pomachałem nią, dając mu tym samym znak "możesz iść". Nie musiałem długo czekać, a kasztan zakłusował, a następnie zagalopował, wybiegając na ścianę. Zarzucał łbem i przyspieszał, co jakiś czas zatrzymując się. Zaśmiałem się cicho, spojrzałem na zegarek. Rosalie będzie za 15 minut, Comodo zdąży się wybiegać. Wałach wciąż ganiał na ścianie, a ja przyglądałem mu się, układając w głowie plan. W końcu oldenburg zwolnił do stępa i teraz chodził sobie, robiąc jak największe koła.
Drzwi hali otworzyły się, chwilę później stała obok mnie Rosalie. spojrzałem na nią-wyglądała pięknie w jasnej, sukience.
-Ładnie wyglądasz.-uśmiechnąłem się, a ta pokiwała nieśmiało głową w geście podziękowania.
-Co będziemy robić?-zapytała, patrząc na Comodo.-I czemu twój koń tu jest? To znaczy nie mam nic przeciwko...-dodała szybko, jakby obawiając się mojej reakcji.
-Będziemy tańczyć, a on tu jest przy okazji. Nie martw się, już wszystko ci tłumaczę.-powiedziałem ciepło.-Ale muszę złapać cię za rękę, nie masz nic przeciwko?
-Nie, raczej nie, jakby co ugryzę.-roześmiała się Rosalie.
Chwyciłem drobną dłoń dziewczyny, a drugą ręką dałem znak Comodo, że ma poruszać się na ścianie, nie wjeżdżając do środka.
-Więc tak... przód, przód, przód, prawa, obrót, przód, przód, przód, prawo. Potem już z górki,-uśmiechnąłem się nie chcąc spłoszyć dziewczyny, która pokiwała głową.
Zrobiłem krok do przodu, potem zgodnie z planem. W czasie obrotu Rosalie nadepnęła mi na stopę i cofnęła szybko rękę.
-Mówiłam, nie umiem tańczyć...-odwróciła wzrok.
-Hej, dobrze ci idzie, nie poddajemy się, tak?-spojrzałem w jej niepewne oczy, a ona skinęła lekko głową. Uśmiechnąłem się i chwyciłem jej dłoń, po czym tańczyliśmy dalej. Za którymś razem wyszło prawie idealnie.
-No widzisz? Super nam idzie!-roześmiałem się rozpromieniony.-A teraz włączę muzykę i tańczymy bez planu, lecimy na spontanie.-uśmiechnąłem się, czekając na odpowiedź.
-............................

>Ros? Przepraszam, że tak długo czekałaś :c <

piątek, 12 maja 2017

Scarlett cd. Viktorii

Po chwili byłyśmy już w stajni, nie powiem ale zrobiła na mnie wrażenie, rozglądałam się po niej przez chwilę, gdy usłyszałam, że moja towarzyszka otwiera jeden z boksów, odpięłam Blackowi uwiąz i zaprowadziłam do środka boksu, gdy miałam wychodzić poczułam ciepłe chrapki ogiera na mojej dłoni. Obejrzałam się z rozbawieniem w oczach...
-Masz łakomczuchu!-uśmiechnęłam się wesoło i wyjęłam z kieszeni miętusy, nie musiałam długo czekać gdy po cukierku na mojej dłoni nie było ani śladu. W pewnym momencie usłyszałam, że w naszą stronę idzie koń, po nierównym stukocie kopyt oraz cichym rżeniu konia poznałam, że koń najprawdopodobniej jest zdenerwowany. Gdy zobaczyłam konia oraz jeźdźca byłam tego pewna, nagle usłyszałam głos Viktorii.
-Cześć Rick!-dziewczyna uśmiechnęła się miło a chłopak odwzajemnił to również uśmiechem.-chciałam Ci kogoś przedstawić. To jest Scarlett. -dziewczyna wskazała na mnie-
-Cześć-powiedziałam śmiało świadoma, że wpłynie to na los mojego życia towarzyskiego w tej szkole
-Pogadajcie tu sobie a ja idę popracować  z Mestano. Jas pracuje teraz z Dią więc nie będzie problemu- pożegnała się i odchodziła, gdy odchodziła usłyszałam lekko rozbawiony głos chłopaka
-Tylko się nie zabij!-krzyknął w jej stronę, ja parsknęłam śmiechem  i poczułam, że jego wzrok z dziewczyny przeniósł się na mnie.- Tak w ogóle , to jestem Rick -uśmiechnął się miło wyciągając rękę- a ty z tego co wiem to Scarlett, tak? Ciekawe imię...-uścisnęłam jego rękę, po czym puściłam ją lekko spłoszona i schowałam ją do kieszeni.-To może zobaczymy co robi Vika na lonżowniku?
-Pewnie-uśmiechnęłam się nieco mniej śmiało niż wcześniej, ruszyłam za chłopakiem, ale mimo, że byłam zestresowana nowymi ludźmi to między nami nie dało się wychwycić ciszy, widać było, że dogadamy się w paru sprawach.
-Ten kuc jest twój?-spytał wskazując prawie niezauważalnie w stronę stajni.
-Tak, to Black. Ten uroczy mustang to twój koń?-spojrzałam na tego konia oczami wyobraźni.
-A owszem, to Soul. -widziałam jak rzucił przelotnie wzrokiem na moją kieszeń z której wystawał ozdabiany scyzoryk.-Zbierasz coś może?-popatrzył na mnie choć wiedziałam, że znał już odpowiedź.
-Chyba znasz już odpowiedź-uśmiechnęłam się do niego sprytnie wyciągając z zawrotną prędkością mój ulubiony scyzoryk, dałam za niego sporą sumkę.-Zbieram scyzoryki-uśmiechnęłam się do chłopaka, schowałam go z powrotem do kieszeni- a ty? Zbierasz coś jakże ciekawego?-uniosłam lekko jedną brew do góry-
-Nie-odpowiedział krótko, jego odpowiedź nie zdziwiła mnie zbytnio,-czemu się tu przeniosłaś?
-Miałam drobne problemy rodzinne-zmieszałam się- a ty?-mówiłam lekko zarumieniona-
-Po prostu tu przyjechałem, tyle. Od jak dawna masz tego konia?
-Hm... od 4 lat, a ty? Soul, tak?
-Tak-uśmiechnął się-od paru miesięcy.
Usłyszałam głośny głos dziewczyny
-Zmiana!-usłyszałam a po chwili koło mnie przecwałowała klacz, o mało mnie nie przewróciła, zachwiałam się, lecz chłopak złapał mnie za ramię i ustawił do pionu śmiejąc się z mojej miny.
-To nie jest śmieszne-zrobiłam minę obrażonej 5-latki i odwróciłam się plecami przygryzając wargę by nie parsknąć śmiechem. Chłopak zaśmiał się i znowu łapiąc mnie za ramię obrócił mnie, gdyby mnie nie trzymał to już bym zaliczyła niezłą glebę-Jestem niewinna panie władzo-uniosłam ręce w górę śmiejąc się.
-Zostajesz zatrzymana za.... chęć do życia i miłość do ojczyzny, będziesz się tłumaczyć przed sądem-udawał poważnego.
-Nieeeeeeee!-udawałam płacz ale coś mi nie wyszło i oboje wybuchliśmy śmiechem, moja niezdarność musiała sprawić, że tym razem naprawdę się przewróciłam, mimo to dalej się śmiałam.
Rick nachylił się lekko nad moim uchem patrząc za mnie najprawdopodobniej na Viktorię
-Nie wiem czy to się dobrze skończy-szepnął.
-Co?-zapytałam również szepcząc.
-Vika  ma zamiar dosiąść Mestano, to klacz złapana na preriach , jest dosyć agresywna i zazwyczaj nie daje się dosiąść. Jason kiedyś próbował ale skończył ze złamaną ręką-odpowiedział mi dalej szepcząc.
-Vika! Przecież ona jest niebezpieczna!-zawołał chłopak, nie znałam go jeszcze, miał blond włosy i niebieskie oczy, również postanowiłam zniechęcić Vikę do jazdy na tej klaczy, jest strasznie nie rozważna, byłam odrobinę zła na głupie pomysły tej dziewczyny.
-Zsiadasz!-krzyknęłam w jej stronę jednak dziewczyna nie zatrzymała się, uśmiechnęła się tylko i odpowiedziała krótko.
-Jest dobrze. Jak coś to tylko spadnę, nie martwcie się. Luke, ty przecież nie raz spadałeś.-zauważyłam jak klacz spina mięśnie i szepnęłam
-Strzeli barana-po chwili usłyszałam głośny trzask i tak jak mówiłam klacz "strzeliła barana" strzeliłam facepalma i szepnęłam tak cicho, że chyba nawet Rick tego nie słyszał-wiedziałam.
Gadałam jeszcze chwilę z Rickiem, jeśli ktoś stał by kawałek dalej pomyślał by, że jesteśmy jakimiś idotami którzy śmieją się ze wszystkiego co widzą, ale z Rickiem można było się pośmiać.
-Dobra Rick, ja idę na przejażdżkę z Blackiem. Elo!
-Cześć-usłyszałam tylko cichy śmiech chłopaka.
***
Weszłam do stajni i odszukałam boks mojego konia, o dziwo jeszcze był czysty. Zabrałam moją czarną skrzynkę ze szczotkami i wchodząc do pomieszczonka Black'a, kazałam mu się wycofać, co zrobił. Wyjęłam zgrzebło i przejechałam po jego karej sierści, zimowa sierść zostawała na szczotce więc co chwilę musiałam ją czyścić, gdy obydwie strony zostały rozczesane zabrałam miękką i wyczyściłam mu jego aksamitny pysk, parsknął cicho gdy wyczuł miętówki  w mojej kieszeni, nie dałam mu żadnej. Teraz przyszła pora na zrobienie mu kopyt, więc szybko zabrałam kopystkę.
-Noga!-powiedziałam stanowczo, klepiąc go lekko po łopatce i jadąc dłonią po jego nodze, chwytając jego pęcinę, dał nawet grzecznie więc wyjęłam siano i błoto z jego kopyt. Był czysty więc mogłam zająć się siodłaniem, poszłam po sprzęt który był w siodlarni. Przyjrzałam się jej, była naprawdę  duża, odnalazłam wzrokiem plakietkę z imieniem mojego konia, i oczywiście jego sprzęt. Zarzuciłam ogłowie na ramię a siodło z czaprakiem i popręgiem wzięłam na rękę, opierając sobie go o biodro.
-Cofnij-powiedziałam, patrząc na ogiera który niechętnie wykonał polecenie. Położyłam sprzęt na podłogę, i zostawiłam sobie tylko ogłowie, zdjęłam kantar z jego łba i  przełożyłam wodze przez szyję, chwyciłam go za nos i założyłam resztę, zacisnął zęby gdy chciałam włożyć mu wędzidło, zmuszona byłam wcisnąć kciuka do paszczy mojego "stworka", otworzył pysk gdy nacisnęłam na dziąsło. Podpięłam paski i zabrałam się za resztę osprzętu. Zarzuciłam czaprak na jego grzbiet i sięgnęłam po siodło, gdy dociskałam popręg, położył uszy po sobie i podniósł tylną nogę.
-Postaw!-kłapnął wściekle zębami ale jednak postawił swoją nogę, gdy popręg był dociśnięty, wyprowadziłam go z boksu i dosiadłam.
***
Wjechałam do lasu, zbliżał się wieczór więc przejażdżka wieczorem po ciemnym lesie da mi odpocząć po dzisiejszym dniu, po chwili jazdy usłyszałam znany głos, głos Viktorii. Pociągnęłam ogiera za wodze by się zatrzymał i osiągnęłam zamierzony efekt.
-Przepraszam- mruknęła do martwej kuny-nie mogłam postąpić inaczej.-lekko zastanowił mnie jej monolog wewnętrzny, zapakowała jej martwe ciało do reklamówki. Po chwili zobaczyłam coś o co zapomniałam spytać Ricka, dziewczyna znowu się zacięła, miała taką samą zwiechę co wcześniej, w tym momencie sama zaczęłam rozmyślać, mamę widziałam rzadko ale często w jej portfelu widziałam zdjęcie, wyglądała trochę podobnie do Viktorii, wiedziałam, że mama często zmieniała facetów a ze mną rzadko się widywała, mimo, że  przez ostatnie 2 lata po śmierci ojca to ona się mną opiekowała, możliwe, że Viktoria jest jej dzieckiem... może... słyszałam kiedyś kłótnię rodziców o tym, że spędza ona ze mną tak mało czasu. Juliette stwierdziła, że nie jestem jej jedynym dzieckiem i  musi się tak samo opiekować resztą dzieci. W tymi słowami zrujnowała mi resztkę dzieciństwa, lecz gdy rozmawiałyśmy nie dałam tego po sobie poznać, w końcu nie powinnam o tym wiedzieć.
-Co tu robisz?- chłodny ton dziewczyny wyrwał mnie z rozmyślań, moja chora fantazja znowu podsunęła mi do głowy  rozmyślania jakbym wyglądała jakby wydłubała i tym nożem oczy, często jak trzymałam łyżkę zastanawiałam się co by się stało gdybym wydłubała sobie nią oko, chociaż mój pojebany umysł już niczym mnie nie zdziwi.
-Możesz schować ten nożyk do masła gdzieś tam do torby czy coś? Jeszcze se nim oko wydłubiesz.-zaśmiałam się złośliwie i wytrąciłam jej nóż z ręki jednym, szybkim ruchem- podniesiesz sama ten nożyk czy ci pomóc?-dziewczyna zreflektowała się i podniosła go szybko, obróciła go w ręku i odpowiedziała
-Dzięki, że się o mnie troszczysz ale niekoniecznie jest mi to potrzebne do szczęścia-rzuciła sarkastycznie, ja uniosłam jedną brew do góry uśmiechając się złośliwie.
-Jesteś pewna? Mi się wydaje, że jak cię nie przypilnuje to zrobisz sobie kuku  będzie problem-powiedziałam przesłodzonym tonem i zaśmiałam się złośliwie po raz kolejny, lubię być wredna dla innych ludzi, nawet dla przyjaciół jestem nieco chamska. Dziewczyna zacisnęła pięści, uśmiechnęłam się triumfalnie wiedząc, że doprowadziłam do celu. Tak jak podejrzewałam dostałam odpowiedź.
-Oh, nie wiedziałam że mówisz o sobie.  Z tego co mi się wydaje, to ty -zaakcentowała ostatnie słowo- jesteś tu krócej i to ja znam się lepiej. -warknęła. Zaśmiałam się czym zdziwiłam lekko dziewczynę.
-Kuźwa jakie te teksty są słabe-śmiałam się jak idiotka- ku*wa jakie to suche,-złapałam się ręką za czoło i poczułam ciepło, nie mogłam uwierzyć, że gorączka łapie mnie już pierwszego dnia, przeklnęłam cicho pod nosem-dobra, dobra bo jeszcze mi się tu udusisz a reklamówki w twoim rozmiarze nie mam, chyba, że chcesz poleżeć sobie ze swoją kuną? A tak na marginesie to gdzie tu jest jakaś sypialnia? Nie wiem jak ty ale ja z końmi spać nie lubię.- Po mojej wypowiedzi spotkałam się ze zdziwionym spojrzeniem dziewczyny, po chwili jednak usłyszałam głośny śmiech dziewczyny który mieszał się z moim- Dobra nie kłóćmy się bo te nasze teksty są żałosne-dalej się śmiałam jak idiotka i mimo, że Viktoria może sobie o mnie źle pomyśleć to nic sobie z tego nie robiłam, dla mnie wstyd przy obcym lub prawie obcym człowieku to nie wstyd.
-Chodź pokażę ci-słyszałam dalej ciche chrząkania dziewczyny co najprawdopodobniej miało być próbą zamaskowania śmiechu, dosiadła bułanego konia a ja wciąż siedząc na swoim koniu.
Viktoria podciągnęła się na szyi wałacha i chwyciła coś do ręki, do drugiej zebrała wodze i ruszyła kłusem.
-K**** Baton!-krzyknęła gdy koń strzelił jej barana, utrzymała się na grzbiecie Batona, jak najwidoczniej było mu na imię. Przejechała koło mnie kłusem a ja ruszyłam za nią, trzymała jakieś poruszające się stworzonko owinięte w jej bluzę, jechała w krótkim rękawku a jej niebieskie włosy odznaczały się na czarnej bluzce. Było już po 22 ale Viktorii to nie przeszkadzało, z resztą mi też; lubię późne godziny. Poklepałam Black'a po jego karej szyi, gdy widać było już budynki stajni.
-Trafisz do boksu?-zapytała mnie chłodno i jeszcze w kłusie zeszła z konia, ja zwolniłam jednak do stój bo Bóg wie co mogło mu odwalić.
-Tak.-odparłam i poszłam go rozsiodłać, Baton szedł za nami w pewnym odstępie. Jego boks był na końcu pierwszej stajni, Vika zostawiła bluzę przed boksem, pomimo iż zżerała mnie ciekawość co tam jest, nie sprawdziłam tego. Wyszła z boksu szybciej ode mnie, więc mogła na mnie poczekać. Poluzowałam a potem odpięłam całkiem popręg, ściągnęłam siodło razem z czaprakiem i zaniosłam je do siodlarni, na wieszak gdzie mokry od potu czaprak mógł wyschnąć. Znowu ruszyłam w stronę boksu, gdzie stał Black, z założonym kantarem i wiszącym na boksie ogłowiu.
-Radzę się pospieszyć.-rzuciła dziewczyna, nerwowo spoglądając na zawiniątko, biegiem zaniosłam ogłowie i zawiesiłam je na haczyk, wędzidło umyje się jutro. Wróciłam już powoli do dziewczyny.- chodź, dzisiaj zanocujesz u mnie.-szepnęła i ruszyła stanowczo w stronę budynku z naszymi pokojami. Otworzyła drzwi i uciszyła gestem swojego psa.
-Rzuć rzeczy koło legowiska Tene.-jak poprosiła tak zrobiłam, za ten czas dziewczyna zdążyła się przebrać i odłożyć kunę do wanienki.-lubisz kawę?-zapytała a ja kiwnęłam głową, Viktoria zaczęła zaparzać kawę, po drodze włączyła laptopa i rozczesywała włosy. Wielofunkcyjna.... Usłyszałam dźwięk maszynki do popcornu, czyli coś oglądamy? Rozejrzałam się po jej pokoju, był w miętowo - czarnych kolorach, na tablicy korkowej były rysunki, zdjęcia i inne pierdołki. Było też wiele plakatów i cytatów, na które nie zwracałam uwagi. Usiadłam na łóżku i zdjęłam buty, oparłam się o oparcie wcześniej podkładając sobie pod głowę poduszkę, jej pies wskoczył na łóżko i prosił o pieszczoty, Sirius pewnie chodził gdzieś po Akademii, nie martwiłam się o niego. "A co jeśli jej pies odgryzłby mi palec?" Po chwili wróciła do mnie Viktoria, niosła dwie kubki z końmi.
-Ta jest twoja.-podała mi tą drugą kawę, ciekawe czemu? Czyżby coś tam dosypała???   Odstawiła swoją na szafkę i poszła po miskę z popcornem, podała mi go do rąk a sama wzięła laptop i dała go koło Tenebris. Wstała znowu i zabrała zawiniątko, odwinęła bluzę i moim oczom ukazał się mały kotek.
-Słyszałam że masz kota, więc... chcesz się nim zaopiekować?-zapytała, pierwszy raz wyczułam niepewność w jej głosie.
-Ależ oczywiście!-krzyknęłam, nigdy nie dostałam kota, zwykle to zbierałam je z ulicy... Zabrałam maluszka na ręce i położyłam na kolana, był taki cieplutki... Sączyłam powoli kawę, była bardzo dobra ale zostawiłam sobie ją na film.
-No więc... masz jakieś pytania?-usłyszałam już dawny, chłodny głos Viktorii która włączała właśnie film, "Harry Potter i Insygnia Śmierci", zrobiło mi się cieplej, uwielbiam ten film! Po chwili wahania, i przyglądaniu się działaniom dziewczyny, pogłaskałam kota za uszami i zaczęłam mówić;
-No więc... Czy każdy jeździ tutaj konno? Ten Luke... to kto to jest, kumpel czy coś więcej?-Viktoria zarumieniła się lekko.- ta dyrektorka, jest miła? Co ile jeździcie na zawody? Są tu jakieś fajne tereny i czy można tu jeździć samemu? Są niebezpieczne miejsca? -przez twarz dziewczyny przebiegł cień smutku... a może przerażenia?. -Rick jest wolny???-Vika zaśmiała się i nacisnęła spację, sięgnęła po kubek z kawą i wypiła kilka łyków.-jak nazwiemy tego malucha?-to powiedziałam bardziej do siebie niż do niej..
-Wolę kawę z karmelem...-uśmiechnęła się lekko.- no więc tak, nie wszyscy jeżdżą tutaj konno, ale wiele osób dopiero zaczyna jazdę. Luke to kumpel, dobry kumpel, widziałaś jego reakcję na moją jazdę na Mes. Pani Peek jest dosyć oschła ale da się przeżyć, różnie, czasem sami organizujemy a czasem wyjeżdżamy na parę tygodni.  Jest tu wiele ciekawych terenów i jeżeli chcesz można jeździć samemu. Co do niebezpiecznych miejsc... -zawahała się lekko- jest uskok i w jeziorze jest kilka głębszych miejsc, gdzie może zaklinować się noga lub kopyto... I tak, Rick jest wolny i chyba przypadłaś mu do gustu. Łapa!-nie wiem do kogo to powiedziała ale uznałam że nazwę tak biało - czarnego kotka, miał oczy w dwóch różnych kolorach, zagłębiłam się w oglądanie filmu, nastała cisza, którą przerywało tylko sączenie kawy Viki i ciche pomrukiwanie Łapy, po chwili dało się słyszeć kapanie, ja spięłam się momentalnie ale dziewczyna zignorowała to.
-Ty tylko Tene, wytrzepuje kunę.-i znów wbiła wzrok w laptop, ciekawe co będziemy robić jutro... może wybiorę się z nią w teren?






>Viczu? c: <

poniedziałek, 8 maja 2017

od Rosalie cd. Silvestra

-Ros, czy...-zawahał się-czy chciałabyś pójść ze mną na bal?- spytał chłopak trzymając moją dłoń spoczywającą na klamce. Spojrzałam na jego rękę, potem w jego szare oczy. Po chwili dotarło do mnie o co mnie spytał.
-Że ja? Z tobą? Nie, nie, nie, nie, nie... Nigdzie nie idę... Z tobą...- powiedziałam szybko i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Błyskawicznie zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o ścianę naprzeciw drzwi.
-Powiedziałem coś nie tak?- usłyszałam głos Silvestera.
-Idź sobie!- krzyknęłam i opadłam na łóżko. Po chwili usłyszałam szybkie kroki na korytarzu. Jednak dopiero po fakcie dotarło do mnie, jak głupią rzecz zrobiłam. Demon położył się obok mnie na łóżku. Siedziałam na łóżku rozmyślając o całej sprawie.
***
Po jakiejś godzinie zapukał do mnie Silvester. Nim zdążyłam coś powiedzieć otworzył drzwi i powiedział :
-Wiesz, wystarczyło by jedno nie...-
-Ja wiem, przepraszam, ale nikt mnie nigdy, nigdzie nie zaprosił. Naprawdę nie chciałam cię urazić. Nie umiem także tańczyć... Bardzo cię przepraszam...- wytłumaczyłam. Chłopak nic nie powiedział tylko patrzył się na ściany w moim pokoju.
-Za godzinę, na hali. Załóż sukienkę.- powiedział i wyszedł z pomieszczenia nim zdążyłam zapytać o co mu chodzi. Zaczęłam się powoli szykować i założyłam ulubioną sukienkę.

***

Ves? Cóż, nudy dają się we znaki :3

niedziela, 7 maja 2017

od Silvestra cd. Rosalie

Cholerny deszcz...~pomyślałem i wyszedłem szybko z padoku, na którym był Comodo wraz z Angel i jakimś szkółkowym koniem. Woda lała się z nieba strumieniami, naciągnąłem kaptur bluzy na głowę i pobiegłem do budynku, w którym były pokoje. Po wejściu na korytarz postanowiłem udać się do pokoju Rosalie. Gdy znalazłem się przed jej drzwiami zapukałem.
-Kto tam?-zapytała Rosalie.
-To ja! Silvester! Mogę wejść?-spytałem.
Po usłyszeniu zagłuszonego pozwolenia na wejście do pokoju otworzyłem drzwi, a następnie zamknąłem je za sobą. Rozejrzałem się po pokoju, panował tu porządek. Podszedł do mnie szczekający Demon, uśmiechnąłem się pod nosem.
-Ćśśśś, Demon. Nie przyprowadziłem dzisiaj Dantego, wiem.-poczochrałem psa po grzbiecie, na szczęście przestał już szczekać.
Rosalie była chyba w łazience, bo nie widziałem jej w pokoju.
-Żyjesz?-powiedziałem głośno, nasłuchując odpowiedzi, którą po chwili otrzymałem.
-Tak.-krzyknęła z łazienki dziewczyna, po minucie uchyliła drzwi.
Była owinięta w biały ręcznik. Odwróciłem wzrok, żeby się nie krępowała.
-Podałbyś  mi ciuchy? Leżą na krześle.-powiedziała zmieszana Rosalie.
Pokiwałem głową i podałem jej ubrania, podziękowała szybko i zamknęła pospiesznie drzwi. Czekając podszedłem do dużego lustra wiszącego na ścianie. Ouh, jestem cały mokry~pomyślałem z przekąsem. Udałem się do okna i wyjrzałem przez nie. Widać było konie na padokach... na padokach?! No tak, przecież Jason pojechał zawieźć kogoś na zawody... ale leje deszcz!W tej chwili z łazienki wyszła Rosalie.
-Cześć.-przywitała się ze mną i obrzuciła mnie wzrokiem.-Ty jesteś cały mokry!
-Hej. A, tak. Pada deszcz. Mocno.-wyjaśniłem rozbawiony, ale po chwili spoważniałem.-Konie są na padokach. Comodo, Angel i jakiś szkółkowy, a Jason-napotkałem pytające spojrzenie dziewczyny-stajenny-wyjaśniłem szybko-zawozi kogoś na zawody. Wypadałoby ich sprowadzić, nie?
Rosalie pokiwała głową.
-To chodźmy od razu.-stwierdziła i otworzyła drzwi.-Demon, zostajesz.-zwróciła się do psa, który z żalem poczłapał pod stół.
Uśmiechnąłem się rozbawiony i wyszedłem z pokoju, za mną szła Ros. Gdy wyszliśmy z budynku uderzył w nas deszcz, dawno nie lało  tak, jak teraz.
-Faktycznie pada.-powiedziała dziewczyna i pobiegliśmy na padoki.
Rosalie chwyciła mokry uwiąz, a ja podszedłem do ogrodzenia i gwizdnąłem przeciągle. Już po chwili przygalopował do nas Comodo, a za nim Angel i Jabłonka. Na domiar wszystkiego zaczął jeszcze wiać wiatr, co w połączeniu z ulewą stanowiło szum nie do przekrzyczenia. Otworzyłem wejście, a Rosalie zapięła uwiąz przy kantarze Angel.
-Nie wziąłem uwiązu!-przypomniałem sobie, ale machnąłem ręką.-Comodo, idziemy! Potem wrócę po Jabłonkę.
Kasztan posłusznie wyszedł z padoku, a ja zamknąłem wejście. Pobiegliśmy w stronę stajni razem z naszymi końmi. Na wszelki wypadek trzymałem Comodo za kantar. W końcu dotarliśmy do stajni, zamknąłem pospiesznie mojego konia w boksie.
-Ja idę po Jabłonkę.-powiedziałem do dziewczyny, która nacierała Angel słomą.
Chwyciłem pierwszy lepszy uwiąz i wyszedłem, po czym pobiegłem na padok, gdzie czekała siwa klacz. Przypiąłem uwiąz i wyszedłem z Jabłonką.Siwa kłusowała obok mnie, kiedy biegłem do stajni. Weszliśmy do boksu i natarłem ją słomą, żeby choć trochę wyschła. Gdy to zrobiłem zdjąłem jej kantar i poszedłem do mojego konia, powtórzyłem czynność wykonaną u Jabłonki. Pogłaskałem wałacha, który jadł spokojnie siano, i ruszyłem do boksu Angel. Zastałem tam dziewczynę, jej ubrania, zresztą tak jak moje, były całe mokre.
-Wracamy?-zapytałem, Rosalie kiwnęła głową.
Znowu biegliśmy, tym razem do pokoi. Kiedy staliśmy już przed drzwiami Ros, zapytałem:
-W sumie mogę znów cię nawiedzić?-uśmiechnąłem się.
 -Jasne, upiorze.-rozbawiona dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Zrobiłem to samo i zamknąłem drzwi.
Po wejściu do środka zdjąłem mokrą bluzę i powiesiłem ją na kaloryferze.
-Idę się przebrać.-oznajmiła Rosalie. Kiwnąłem głową, niedługo potem wyszła z łazienki z ręcznikami w ręku.
-Masz-wręczyła mi stertę materiału-na tym będziesz siedział.
Parsknąłem śmiechem i położyłem ręczniki na łóżku dziewczyny. Rozejrzałem się podejrzliwie po pokoju z cwanym uśmieszkiem na ustach.
-Masz może pianki?-zapytałem poważnie.
-Tak, mam. Ale są dla mnie.-zaśmiała się Ros i poszła po paczkę puszystych słodyczy.
Kocham pianki. Gdy przyniosła jedzenie w misce wziąłem kilka pianek i zjadłem je, po czym wziąłem kolejną i rzuciłem nią w dziewczynę. Ta zaśmiała się i rozpoczęła się wojna piankowa. Po niecałych kilku minutach słodycze były wszędzie. Pokładałem się ze śmiechu, a Rosalie rozbawiona pokręciła głową.
-Ty będziesz to sprzątał.-powiedziała chichocząc.
-Ja? Mogłaś nie przynosić pianek, to twoja wina.-roześmiałem się.
-Zawsze mogę sama je zjeść.-uśmiechnęła się tryumfalnie dziewczyna.
-Przekonałaś mnie.-westchnąłem teatralnie i zaczęliśmy zbierać pianki.
Demon na szczęście nie był nimi zainteresowany, wręcz patrzył na nas jak na idiotów, kiedy zbieraliśmy wszystkie mięciutkie słodycze z ziemi. Nagle spojrzałem na Ros, a nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłem coś, co sprawiło, że wybuchłem śmiechem.
-Czekaj.-powiedziałem rozbawiony.-Masz jedną we włosach.
Wyciągnąłem rękę i wyjąłem piankę z fryzury śmiejącej się dziewczyny. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. Kurde, muszę iść nakarmić Dantego.
-Słuchaj, ja się będę zbierać, muszę iść dać obiad Dantemu.-powiedziałem i porwałem kilka pianek.
-Okej.-odparła wciąż rozbawiona dziewczyna.
-To cześć.-uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju, jedząc pianki.
Dałem jeść mojemu husky'emu i poszedłem się przebrać. Zrobiłem sobie herbatę, chociaż jakoś specjalnie jej nie uwielbiam. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu bluzy. Zostawiłem u Ros. Brawo, Silvester. Wyszedłem z pokoju i szybko zapukałem do drzwi Rosalie. Po chwili otworzyła mi, patrząc na mnie pytająco.
-Zapomniałem bluzy.-powiedziałem.
-Wejdź i weź sobie, leży tam, gdzie była.-odpowiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
Wszedłem do pokoju i podniosłem leżącą na kaloryferze bluzę. Zdążyła już wyschnąć. Pokiwałem głową i wyszedłem, jednak nie odszedłem od otwartych wciąż drzwi, w których stała Rosalie. Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Gdy już miałem odchodzić, a Ros zamykała drzwi, szybko chwyciłem za klamkę.
-Ros, czy...-zawahałem się na chwilkę-czy chciałabyś pójść ze mną na bal?
-...................................................

>Rosalie? :3 <





sobota, 6 maja 2017

od Rosalie cd. Silvestra

-Właściwie to lubię podróżować po świecie. Byłam w wielu miejscach.- stwierdziłam spoglądają na chłopaka.
-Czyli nie zostaniesz tu? Na stałe?- spytał chłopak a w jego głosie wyczułam nutę rozczarowania.
-W sumie sama nie wiem. Podoba mi się tu. Właściwie przyjechałam tu także za bratem. By się nim opiekować choć to on jest ode mnie starszy.- wyjaśniłam szybko.
-A czemu?
-Był... w poprawczaku.- szepnęłam cicho z nadzieją że chłopak się nie wystraszył i raptem nie przestanie się ze mną zadawać. Polubiłam go.
-Co takiego zrobił? Jeśli mogę wiedzieć?- spytał. Zawahałam się. Przecież i tak dużo mu powiedziałam. Nim zdążyłam podjąć decyzję i cokolwiek mu powiedzieć, zza pleców dobiegł mnie stukot kopyt. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę na karym koniu. Po chwili rozpoznałam że to Viktoria na swojej klaczy – North.
-Cześć! Słyszeliście że ma być bal?- przywitała nas dziewczyna. Bal?! Nie no superowo... Mogę się założyć że cały dzień balu spędzę na siedzeniu we własnym pokoju i szkicowaniu siebie w długiej sukni, tańczącej i to z jakimś przystojnym chłopakiem. Pokręciłam przecząco głową.
-To teraz już wiecie. Tymczasem ja wracam już do swojego pokoju spać, w końcu już słońce zaszło i robi się ciemno. Zaraz! Czemu macie mokre ubrania i włosy?- zapytała patrząc na nas podejrzanym wzrokiem.
-Byliśmy nad rzeką.- opowiedział Silvester.
-Ach, tak. Oczywiście...- odpowiedziała Viktoria z przekąsem. Pożegnaliśmy się po czym dziewczyna pocwałowała w kierunku widniejącego już budynku akademii. Szliśmy w ciszy. Po dwóch minutach zorientowałam się że chłopak jest dosyć blisko mnie i dotyka mnie ramieniem. Za blisko. Zaczęłam powoli i cicho panikować po czym odsunęłam się gwałtownie. Demon szczeknął ostrzegawczo. Silvester spojrzał na mnie trochę zmieszany moim zachowaniem jednak po chwili zrozumiał o co chodzi.
-Przepraszam.- powiedział.
-Nie, to ja przepraszam. Nie jestem przyzwyczajona do bliskości ze strony drugiego człowieka. Zwykle byłam sama.- wytłumaczyłam mu powoli się uspokajając. Przez chwilę szłam daleko od niego, jednak zaraz zbliżyłam się do chłopaka lecz na tyle byśmy nie stykali się ramionami. Słońce już dawno zaszło tylko wspaniały, srebrnobiały księżyc oświetlał nam drogę. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Wreszcie po jakimś czasie dotarliśmy do akademii. Wyjęłam z kieszeni telefon, włączyłam latarkę i skierowałam się do swojego pokoju. Kiedy stanęłam przed drzwiami, zatrzymałam się i odwróciłam do Silvestera jednocześnie wyłączając latarkę z telefonu.
-Zamierzasz nocować u mnie w pokoju?- spytałam ze śmiechem.
-Nie. Chciałem się tylko upewnić że bezpiecznie dojdziesz do swojego pokoju.- zaśmiał się po czym odwrócił. Miałam wrażenie że widzę go po raz ostatni.
-Poczekaj! Może przyjdziesz do mnie jutro?- spytałam go naciskając delikatnie na klamkę i wyczekując twierdzącej odpowiedzi.
-Z chęcią.- potwierdził Silvester po czym zniknął w swoim pokoju razem ze swoim psem. Weszłam błyskawicznie do pokoju gdzie był już mój Demon i oparłam się plecami o drzwi powoli zjeżdżając na dół do pozycji siedzącej. Odetchnęłam głośno. Ogarnęłam się i poszłam skocznym krokiem do łazienki. Błyskawicznie umyłam głowę, wysuszyłam włosy i przebrałam się w pidżamę, po czym położyłam się spać. Jednak budziłam się kilka razy w nocy z tym samym nocnym koszmarem. Obudziłam się wcześnie rano. Słońce dopiero co wschodziło. Wstałam i pobiegłam do łazienki. Z tej okazji, że było wcześnie postanowiłam wziąźć długą, relaksacyjną kąpiel w wannie. Nagle, gdy tak leżałam w wannie, usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju.
-Kto tam?- Krzyknęłam głośno, z trudem przekrzykując psa, któremu zachciało się szczekać.
-To ja! Silvester! Mogę wejść?- spytał. Kurde no, przecież go nie wpuszczę, a zostawić go przed drzwiami nie mogę.
-Dobrze, wejdź!- krzyknęłam wychodząc z wanny. Usłyszałam dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Spuściłam wodę z wanny i sięgnęłam po ręcznik, po czym się nim owinęłam. Rozejrzałam się po łazience szukając ubrania którego nie znalazłam.
-Nie mówcie tylko że zostało w pokoju...- szepnęłam cicho.
-Żyjesz?- usłyszałam głos Silvestera z drugiego pokoju.
-Tak!- odpowiedział głośno. Dotknęłam delikatnie klamki i zamka zastanawiając się co zrobić.


Ves? Nie mogłam się oprzeć XD 628 SŁÓW! MÓJ REKORD!

czwartek, 4 maja 2017

od Rush'a cd. Viktorii

Zerknąłem na arabka, który przyglądał się dziewczynie swoimi mądrymi, bystrymi oczami i uśmiechnąłem się pod nosem. Jak można było wziąć to niewinne stworzonko na prestiżowe zawody skokowe? Niektórym ludziom zupełnie brak wyobraźni.
- I myślisz, że sobie z nim poradzę?- spytałem zupełnie poważnie, a Tori spojrzała na mnie jak na idiotę i lekceważąco machnęła ręką
- Jesteś głupi, albo głupi- podsumowała i podała mi uwiąz. Pasowałoby zaprowadzić Francuza na padok. Tym razem wściekła Aleu nie zacznie się drzeć jak idiotka, gdy arabek postanowi zawrzeć znajomości z innymi końmi, przynajmniej tyle dobrego... westchnąłem
- Też cię lubię księżniczko- prychnąłem rozbawiony i wyprowadziłem nowego podopiecznego z boksu
***
- Weterynarz oglądał jego nogi po tym szalonym wyczynie z poprzeczkami?- zapytałem, otwierając drewnianą furtkę
Tori pokiwała głową
- Stwierdził, że to nic poważnego. Zwykłe stłuczenia, lekko spuchło ale zimne okłady mają pomóc. Ogólnie to ma charakterek ta bestyjka- podsumowała i odpięła uwiąz od zielonego kantara
- Wypuszczasz tego twojego małego Demona?- spytałem myśląc o tej karej klaczy z piekła rodem
- W sumie... czemu nie? Zaraz po nią pójdę- mruknęła i uważnie mi się przyjrzała- Wydaje mi się, że jesteś taki jakiś przygnębiony- zauważyła... całkiem trafnie.
- Co będzie później?- na moje słowa zmarszczyła brwi, ale zanim zdążyła cokolwiek dodać, przerwałem jej- Jak Aleu wróci... co ona mu zrobi?
Moja towarzyszka odwróciła głowę i nerwowym ruchem poprawiła rozpadający się warkocz, nie wróżyło to nic dobrego
- Nie mam pojęcia Ru...- kłamała, słyszałem to w jej głosie. Może to i lepiej?
- Idź po Dię, ja zajmę się Silem i Breve- mruknąłem od niechcenia i oparłem się o drewniane ogrodzenie zrezygnowany, nie chciałem myśleć o tym, co stanie się gdy wróci jego właścicielka
- Kim?- spytała zdezorientowana. Aaa... no tak
- Tak na niego mówię, jest bardzo odważnym konikiem- odparłem z uśmiechem, Francuz do niego nie pasuje... Idź po tego źrebaka szaleńca...

> Viczeł? ♥ <
>> Gifa ni ma bo mnie nie kocha '=' <

środa, 3 maja 2017

200 postów! [ZMIANY W TREŚCI!]

Kochani!
Na naszym blogu wybiło 200 postów! Z tej okazji w Akademii odbędzie się bal i zawody WKKW.
NIE TRZEBA SIĘ ZGŁASZAĆ. Jedyny warunek-opowiadanie opisujące przejazd musi mieć co najmniej 350 słów.
Na bal można przyjść z kimś lub samemu.Osoba, z którą chcemy iść musi się na to zgodzić. Nie trzeba uczestniczyć w  balu.







Kocham Was wszystkich! <3

od Triss cd. Viktorii

-Gdzie idziesz?-zapytałam Viktorię, która odwróciła się do mnie  lekko zaskoczona.
-Do North, wszystko ok u Amora?-odparła dziewczyna, kończąc odpowiedź pytaniem.
-Tak.-powiedziałam cicho, po czym poszłam do boksu mojego konia.
Jadł siano, co jakiś czas podnosząc głowę. Patrzyłam na niego, na razie nie wchodziłam do środka, chciałam, żeby trochę odpoczął po wydarzeniu na hali. Po kilku minutach usłyszałam głośne uderzenie dobiegające z boksu North, szybko skierowałam się tam.
-Wszystko git? Chcesz się przejść?-zapytałam prawie bezgłośnie.
-Daj nam 20 minut, idźcie nad wodę.-szepnęła, a ja kiwnęłam głową i oddaliłam się w kierunku boksu Amora.
Otworzyłam ostrożnie drzwi do boksu. Ogier podniósł szybko głowę i przyglądał mi się.
-No już...-powiedziałam cicho.
Przymknęłam drzwi i zrobiłam krok w stronę konia. Ten parsknął przestraszony.
-Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy.-wyciągnęłam powoli dłoń w stronę Amora.
Cofnął się i położył uszy po sobie. Wyjęłam z kieszeni jego ulubiony przysmak-marchewkę, i kucnęłam, aby położyć ją na ściółce. Ogier zjadł warzywo i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam kolejną; tym razem wzięłam ją do ręki, którą wyciągnęłam do konia. Amor przestąpił nerwowo z nogi na nogę, aby za chwilę ustąpić. Zabrał szybko marchewkę z mojej dłoni i schrupał ją z zadowoleniem. Podeszłam do konia i pogładziłam go delikatnie po szyi. Cofnął się lekko, ale nie był już tak przerażony.
-Właśnie tak. Super.-pochwaliłam go i zapięłam lonżęprzy kantarze. Pogłaskałam konia i wyszłam z nim z boksu.
Wyszliśmy ze stajni, a Amor rozszerzył chrapy i wypuścił przez nie gwałtownie powietrze. Zaczął kłusować, ciągnąc za lonżę.
-Prrr.-uspokajałam ogiera, który po chwili przeszedł do stępa, co chwila rozglądał się, parskając głośno.
Gdy opuściliśmy teren Akademii koń zatrzymał się i odwrócił głowę w stronę padoków, po czym zarżał głośno. Zaśmiałam się cicho i skręciłam w stronę lasu. Gdy weszliśmy do skupiska drzew, zatrzymałam się, a koń zaczął jeść zieloną trawę. Pogłaskałam go po szyi, drgnął niespokojnie, ale po chwili uspokoił się. Po kilku minutach postanowiłam ruszyć dalej.Cmoknęłam cicho.
-Chodź, idziemy.-powiedziałam do Amora, niedługo potem szliśmy leśną drogą.
Nagle  zza krzaków wybiegła sarna, płosząc ogiera, który zaczął stawać dęba i cofać się. Wspiął się wysoko na tylnych nogach, aby zaraz potem wylądować kopytami na ziemi. Gdy tylko to się wydarzyło, bryknął i pociągnął mocno głową.
-Amor, spokój, już dobrze!-przekonywałam konia. Po chwili uspokoił się, a ja pogłaskałam go i poszliśmy dalej.
Po kilku minutach usłyszałam cichy gwizd, natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam Viktorię z North biegnące do nas.
-Dobrze, że się nie spłoszył.-pochwaliła Amora, który uniósł dumnie głowę.
-Tak.-uśmiechnęłam się.-A jak z North?
Viktoria pogłaskała karą klacz po szyi z zadowoleniem.
-Też ok. Jak już wyszłyśmy z boksu było lepiej.-odparła.
Kiwnęłam głową i zauważyłam jezioro daleko przed nami.
-Wzięłaś lonżę?-zdziwiła się dziewczyna.
-Tak, pomyślałam, że będzie wygodniej, niż z uwiązem.-potwierdziłam i przeczesałam włosy palcami.
Dziewczyna pokiwała głową. Szłyśmy leśną, dość szeroką drogą, ciszę przerywał stukot kopyt o podłoże. Uwielbiałam ten dźwięk, taki spokojny i rytmiczny.
Kilkanaście minut później byłyśmy nad jeziorem, wyglądało pięknie, otoczona lasem woda, w której odbijały się drzewa.
-Dawno tu nie byłam.-zauważyłam i podeszłam do wody razem z Amorem.
Na początku zapierał się i nie chciał za nic podejść, ale już po chwili przekonał się, zachęcony  przeze mnie, i ostrożnie podszedł do zbiornika. Zanurzył chrapy w wodzie, a następnie pyszczek, i zaczął pić. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam pięciolatka po szyi. Viktoria z North podeszły bliżej nas i konie zaczęły się obwąchiwać, co chwila odsuwając od siebie pyszczki. Zakryłam usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem, wyglądali tak uroczo z uszami skierowanymi do przodu.
-Chyba niedługo wsiądę na Batona.-zwróciłam się do Viktorii, która uniosła brwi.
-...............................................

>Viczeł? c: <






wtorek, 2 maja 2017

od Viktorii cd. Triss

Zacisnęłam zęby by ukryć złość ale wyszło to dosyć marnie.
-Najchętniej bym go tu zostawiła ale musimy coś wykminić..-uśmiechnęłam się szyderczo, do Nick'a który ocierał sobie krew.-Gnojku! Co mamy z tobą zrobić?-zapytałam, znów przekręcając nóż w dłoni, by ostrze skierowane było w dół.
-Zostawcie mnie.-warknął i podniósł się z ziemi, odprowadzałyśmy powoli przerażone konie. Swoją drogą nie tylko one się bały, przez Nick'a Amidii mogło się coś stać, a Amorowi pewnie wróciła trauma... Prowadziłam Diśkę za kantar i wprowadziłam ją do boksu, gdy tylko zauważyła siano schyliła swój kary łeb i zaczęła go jeść, na jej kruczoczarnej sierści widać było ślady od smagnięć batem, syknęłam cichutko.
-Już dobrze...-kucnęłam przy niej i zaczęłam głaskać ją po chrapach, parsknęła cicho i trąciła moją dłoń, uśmiechnęłam się lekko- ten gnojek nic Ci nie zrobi, jesteś z mamą Diśka.-gładziłam ją po jej rozgrzanym pysku, popatrzyłam na nią ze współczuciem, ma coś ponad rok już tyle stresu...
Muszę popracować North... Przeszło mi przez myśl i dając całusa Amidii, wstałam i odnalazłam boks North.
-Gdzie idziesz?-pytanie Triss lekko zbiło mnie  z tropu,
-Do Wish, wszystko ok u Amora?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie, jako odpowiedź otrzymałam ciche "tak", wchodząc do boksu klaczy, uważałam by nie wykonywać gwałtownych ruchów. North'ie wycofała się gdy otworzyłam zasuwę, w jej oczach widać było strach który przeradzał się w panikę.
-Cichutko... Już dobrze-wyszeptałam i rozłożyłam ręce by pokazać jej że nie mam nic co mogłoby zrobić jej krzywdę, podchodziłam powoli do klaczy która powoli uspokajała się, wyciągnęłam dłoń na której spoczywała marchewka, powąchała ją  nieufnie i parsknęła. Wahając się, wreszcie zabrała ją  i schrupała ze smakiem, pogładziłam ją lekko po chrapach na co zarzuciła głową.
-Przepraszam.-szepnęłam i zaczęłam przesuwać dłońmi po jej nogach, gdy poczuła że próbuję podnieść tylną nogę, wyrwała ją i zamachnęła się uderzając w ścianę boksu, odpadł kawałek tynku, zauważyłam po lewej stronie, głowę Triss.
-Wszystko git? Chcesz się przejść?-zapytała prawie bezgłośnie a ja pokiwałam głową.
-Daj nam 20 minut, idźcie nad wodę.-szepnęłam i usiadłam, cierpliwie wpatrując się w North, chwilę potem usłyszałam stukot kopyt na dziedzińcu, który z każdą chwilą cichł.
-Cześć, Wish. -rozpoczęłam "rozmowę" z North, gdy była źrebakiem uwielbiała gdy do niej mówiłam- dużo to się podziało, prawda? Pamiętasz jeszcze, jak tu przyjechałyśmy? Jaka zagubiona byłaś?-mówiłam do niej, wreszcie klacz trąciła mnie chrapami. Zapięłam jej uwiąz o kantar i powoli wyszłam w stronę jeziora, szłam leśnym traktem gdy zauważyłam z przodu znajomą postać, Triss. Gwizdnęłam cicho ale dziewczyna i tak się odwróciła, podkłusowałam z North do niej i uśmiechnęłam się.
-Dobrze że się nie spłoszył.-pochwaliłam Amora który uniósł dumnie głowę.
-...............





>Triss? :3 <

poniedziałek, 1 maja 2017

od Triss cd. Viktorii

Biegłam na ujeżdżalnię razem z Viką. Gdy dotarłyśmy zobaczyłam Amora na samym końcu hali, trząsł się, był przerażony. Zabiję gnoja! Podeszłam do Nick'a i uderzyłam go otwartą dłonią w twarz.
-Weź se tą szkapę! I tak gówno umie! Czemu go po prostu nie oddasz do rzeźni? Przynajmniej tam się komuś przyda-krzyknął, a ja miałam ochotę przyłożyć mu jeszcze raz.
Chłopak pogonił Amidię, która wyrwała mu się, ja podchodziłam powoli do przerażonego Amora. Był zlany potem, trząsł się. W jego oczach widać było czyste przerażenie, był zdezorientowany.
-Spokojnie, Amor, już dobrze...-nie wiem, kogo bardziej chciałam uspokoić tymi słowami; mnie, czy konia.
Podchodziłam coraz bliżej ogiera, który nie chciał już uciekać, chyba za bardzo się bał. W końcu stałam już obok niego, głaskałam go po szyi.
-Spokojnie...-szepnęłam.
Mówiłam do niego, cały czas go głaszcząc.
-Przepraszam.-z moich oczu wypłynęły łzy wściekłości pomieszanej ze smutkiem.
Ogier uspokajał się, a ja wtuliłam się w jego szyję i otarłam łzy. Rozluźniłam kantar, który wcześniej był zapięty na pierwsze dziurki, na łbie Amora został odciśnięty lekko ślad po zbyt ciasnym kantarze.
-Już dobrze...-powtórzyłam, patrząc na konia.
-Triss! Daj apteczkę!-krzyknęła nagle Viktoria, a ja na drżących nogach przyniosłam jej pudełeczko.
Zobaczyłam, że dziewczyna trzyma nóż przy szyi Nick'a, a spod ostrej krawędzi broni spływa strużka krwi. Nie było mi żal chłopaka; nie po tym, co zrobił Amorowi, North i Amidii.
Nagle zobaczyłam Dię i zamarłam. Klaczka cała drżała, biegała zdezorientowana w tą i spowrotem, parskając ze strachem. Co jakiś czas przewracała się, za którymś razem jednak nie wstała.
-Viktoria!-pisnęłam, a ta wypuściła Nick'a, który opadł na ziemię.-Spójrz na Amidię!
Dziewczyna podbiegła do klaczki i próbowała nakłonić ją do wstania.
-No, dawaj, Diśka. Wstawaj.-przemawiała spokojnym głosem.
Podeszłam do nich.
-Spróbujmy ją podnieść-zadecydowała Viktoria.-Chwyć za kantar.
Posłusznie i ostrożnie złapałam za niebieski kantar karej, a jej właścicielka z trudem podniosła ją z ziemi. Klaczka stała wciąż trzęsąc się, sytuacja była jednak już dość opanowana.
Nagle zauważyłam, że Nick wstaje i próbuje odejść. Warknęłam coś pod nosem i podeszłam do niego, po czym uderzyłam go pięścią w bok. Chłopak zaskoczony zgiął się w pół, a ja nie przestawałam okładać go pięściami. Po minucie odeszłam od niego. Dotarłam do Amora i chwyciłam go za kantar. Viktoria prowadzała Amidię w kółko, cały czas mówiąc do niej po cichu.
-Idziemy?-zwróciłam się do dziewczyny, pokiwała głową.
Zajęte swoimi końmi szłyśmy do stajni, gładziłam ogiera wolną ręką po szyi. Wciąż był przestraszony, jednak już nie tak, jak wcześniej.
-Co zrobimy z Nick'iem?-zapytałam.
Viktoria zacisnęła zęby, po czym odpowiedziała.
-...............

>Vicz? :3 Sry, że takie krótkie<

od Viktorii cd. Triss


-Triss, wracajmy już-powiedziałam- Wszystko będzie dobrze.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyłyśmy w milczeniu.
-Jutro pójdziemy z nimi na spacer, co ty na to?-zaproponowałam, widziałam że Triss się zastanawia ale wreszcie się zgodziła.
-Chcesz jeszcze kawy? Mogę dać ci karmelu na zapas - parsknęła śmiechem a ja też zaczęłam się śmiać, kawa z karmelem była jedną z moich słabości.
Ta szkapa, North? Chyba tak, nie chciała podać mi kopyt. Postraszyłem ją batem, ale i to nie pomogło, więc szurnąłem ją. Tępe macie konie. Na wspomnienie słów tego gnoja, miałam ochotę go zadźgać, czyli dlatego reagowała agresją na czyszczenie.... Odprowadziłam dziewczynę do jej pokoju, a sama posiedziałam chwilę przy niej.
-Za dwie godziny będę w stajni, ok?-zapytałam a Triss potwierdziła i dała mi saszetkę z karmelem i kawą.-dzięki wielkie -uśmiechnęłam się do niej, wkładając woreczek do miejsca na nóż i chwytając broń w rękę i obracając ją dwukrotnie między palcami, tak bardzo chciałam by posmakowała krwi Nick'a... Gdy zamknęłam drzwi mojego pokoju, zauważyłam rysunki North, Amidii i Gwiazdy. Amidia! Przecież ten debil mógł przystawić się też do niej, przerwałam robienie kawy i ubrałam się jak najbardziej normalnie i przyzwoicie, przecież nie pójdę do Triss w stroju upaćkanym od krwi, zresztą i tak byłam już gorzej ubrana u niej ale jednak sprawa ważna! Przeszukałam szafę, w poszukiwaniu beżowych bryczesów i wreszcie je znalazłam, zdjęłam czarne jeansy które były uwalone zaschniętą krwią, do bryczesów założyłam sztyblety i wybiegłam z pokoju by znaleźć Triss, nieźle. Nie minęła nawet godzina a ja już w biegu zapinałam pas z nożem.. Super!  Gwizdnęłam i z niedomkniętego pokoju wyleciała Tene, Bogu dzięki że ona ze mną była. Zapukałam nerwowo w drzwi Triss.
-Co się dzieje!?-brunetka wyjrzała zza drzwi, opatulona w koce.
-Przepraszam że przerywam... -zawahałam się- rytuał kiszenia się pod kocem, ale sprawa życia i śmierci. Chodzi o Amoria i Dię.-rzuciłam a Triss, najprawdopodniej widząc że mam przy sobie psa i nóż, gwizdnęła na swoją Axela. Widziałam w jej oczach wściekłość, nie dziwię się.
-Nick?-kiwnęłam niepewnie głową, bo nie wiedziałam czy na sto procent to on, ale słysząc przerażone rżenie młodej klaczki i darcie mordy tego idioty przekonałam się że to on.-Zabije pajaca.-warknęła Triss i pobiegła razem ze mną na ujeżdżalnie, na której końcu stał przerażony Amor, trząsł się cały, myślałam że brunetka rzuci się na chłopaka, ale podeszła do niego, próbując opanować wściekłość i przywaliła mu otwartą dłonią w twarz, został na niej ślad.
-Weź se tą szkapę! I tak gówno umie! Czemu go po prostu nie oddasz do rzeźni!? Przynajmniej tam się komuś przyda-krzyknął i pogonił Amidię do cwału, klaczka wyrywała się i  w pewnym momencie strzeliła barana i wyrwała mu lonżę  z ręki. Pobiegł za nią i gdy się zatrzymała chwycił ją za kantar i uderzył batem z zad, byłam tak wściekła że nie mogłam nic zrobić, jedyna rzecz która przychodziła mi na myśl do rzucenie w niego nożem, ale nie zmarnuje na niego mojej broni... Triss uspakajała Amora, który powoli przestawał się trząść. Widziałam jak po jej twarzy ściekają łzy, wściekłości? Może  tak, ale prędzej był to smutek. Amidia znów spróbowała mu się wyrwać, ale z tego wszystkiego upadła.. Leżała tak dobrą chwilę ale zaczęła się podnosić, odetchnęłam z ulgą, ale gdy chłopak uderzył ją batem  w pysk nie wytrzymałam. Wyjęłam nóż i pobiegłam do Nick'a, przyłożyłam mu nóż do gardła i docisnęłam na tyle mocno, by rozciął skórę, polała się stróżka krwi.
-Triss! Daj apteczkę!-krzyknęłam do dziewczyny, która na drżących nogach poszła po to o co ją poprosiłam.
-Czyli teraz chcesz mi opatrzyć ranę?-zapytał Nick z uśmiechem, miałam ochotę naciąć mu język.
Vika, skończ oglądać Anioła Śmierci...-Zamknij japę, albo ten nóż zasmakuje twych wnętrzności. Nie żartuję.-warknęłam i znów docisnęłam nóż do gardła, ponieważ krew zaczęła zastygać. Nick jęknął z bólu, sięgnęłam do podrzuconej przez Triss apteczki i wzięłam coś na odkażanie. Polałam tym jego ranę, chłopak zaciskał zęby ale widziałam że go to boli.
-Viktoria! -pisk Triss odwrócił moją uwagę od Nick'a, więc tamten mógł uciec- Spójrz na Amidię!




>Triszu? chciałam Amorqa ale nie zrobię mu tego :3 <

od Triss cd. Viktorii

Słuchałam  z uwagą to, co mówi Viktorian jednocześnie z zadowoleniem zauważając, że wypiła już całą kawę. Gdy skończyła szybko przemyślałam sprawę.
-No to tak..-zaczęłam, przerwał mi jednak mój pies, który postanowił, że muszę go pogłaskać. Zadowolony z siebie owczarek wsunął swój duży, szary łeb w moje dłonie.-Axel...-westchnęłam z lekkim rozbawieniem i głaszcząc go kontynuowałam-Najpierw musisz ustalić przyczynę tego zachowania. Bez tego nie zrobisz nic. Ja znam większość przyczyn zachowań Amora, dlatego idzie nam coraz lepiej. Więc ustalmy przyczynę, a potem zabierzmy się za eliminację skutków.-uśmiechnęłam się i postanowiłam zadać parę pytań.-Ktoś oprócz ciebie jeździ na North?-pokręciła przecząco głową.-Może kto wyprowadza ją na padoki?
-Jason i inni, ale to jego zazwyczaj proszę. On na pewno nic złego jej nie zrobił.-Viktoria zmarszczyła czoło w zamyśleniu.
To trochę zbiło mnie z tropu, ale już po chwili znów mnie olśniło.
-Wiesz, co się z nią dzieje, kiedy jesteś na lekcjach?-zapytałam z entuzjazmem czując, że trafiłam w dziesiątkę.
-Stoi w boksie lub na padoku, chyba że...-Viktoria spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Musimy iść do pani Peek.-stwierdziłam.
Viki myślała chwilę, po czym poderwała się z miejsca.
-Chodźmy teraz!-prawie krzyknęła.-Zdążymy jeszcze przed ciszą nocną, musimy się pospieszyć, chodźmy!-powtórzyła i skierowała się do drzwi.
Szybko zrobiłam to samo, z odrobinką niechęci zostawiając koce, jednak po chwili nie myśląc o tym zamknęłam drzwi i ruszyłam za biegnącą Viktorią. Po kilkunastu minutach biegu przeplatanego marszem, zdyszane dobiegłyśmy do drzwi ze złotą tabliczką głoszącą "Dyrektorka Pani Peek". Złapałyśmy oddech, a potem Viktoria zapukała do drzwi. Po usłyszeniu stłumionego z wiadomych powodów "Proszę" weszłyśmy do środka. Starsza kobieta siedząca przy biurku zmierzyła nas wzrokiem.
-Dzień dobry.-zaczęła Viktoria-Chciałyśmy zapytać o coś.
Pani Peek napisała coś szybko na klawiaturze, po czym odpowiedziała.
-Jak się nazywacie?-zdawało się, że westchnęła.
-Ja jestem Viktoria Embress, a to-wskazała na mnie ruchem głowy-Triss Brown.
-Dobrze, o co chciałyście spytać? Nie mam dużo czasu.-kobieta patrzyła na nas wyczekująco.
Tym razem ja postanowiłam się odezwać.
-Chodzi o konia Viktorii, North Wish. Czy ktoś robi z nią cokolwiek, kiedy mamy lekcje?-zadałam pytanie i zerknęłam na dyrektorkę, szybko pożałowałam, jej chłodny wzrok zabijał.
Pani Peek zastanawiała się chwilę.
-Tak, jeden z uczniów-wstrzymałam oddech-zdaje się... tak, Nick, mówił coś, że bierze North Wish i jeszcze jednego... wspominał chyba o Amorze?-zagotowało się we mnie, jakim prawem ktokolwiek bez mojej wiedzy wyjmował Amora z boksu?! I to uczeń, którego nie znam!
Viktoria stała zamurowana, widziałam, że jest wściekła.
-Dziękujemy.-uśmiechnęła się chłodno.-To my już pójdziemy, do widzenia.
Skierowałyśmy się do wyjścia, Viktoria starała się nie trzasnąć drzwiami, gdy je zamknęła oparła się o ścianę.
-Idziemy do niego. Teraz.-warknęła z wściekłością.
Nie miałam nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Gotowało się we mnie ze złości. Wtedy mnie olśniło. Jakoś  dwa tygodnie temu był taki czas, w którym Amor jakby "cofnął się", zachowania, które udało mi się wyeliminować, na przykład odskakiwanie przy zakładaniu kantara, czy kopanie przy czyszczeniu, znowu powróciły. Wtedy myślałam, że to chwilowe, ale pracę nad tym musiałam zacząć od nowa. To przez niego! Przez Nick'a!- pomyślałam wściekła na ucznia.Przecież Amor mógł równie dobrze kopnąć go, a on... on na pewno go szarpał!
-To dlatego Amor zaczął znowu bać się kantara...-szepnęłam, po czym napotkając zdziwione spojrzenie Viktorii, dodałam-Nic, nic.
Gdy mijałyśmy stajnie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Harumi zna większość uczniów!
-Czekaj, zapytajmy Harumi'ego!-powiedziałam głośno do Viktorii.-Znam go, a on większość uczniów.-wyjaśniłam.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę.
-No dobra.-zgodziła się.-To prowadź, ja go nie znam.
Pokiwałam głową i weszłam do stajni, Japończyk właśnie kończył karmić konie szkółkowe.
-Haru!-powiedziałam głośno, chłopak odwrócił się  do nas.
-Cześć Triss, co chciałaś?-zapytał.
-Słuchaj, znasz może Nick'a?-zadałam pytanie, Harumi zastanawiał się chwilę.
-Tak, często tu przychodzi. Ostatnio brał North, wcześniej też...Amora?-kiedy zobaczył nasze miny dodał zaskoczony-Jak to, nie wiedziałyście? Pytałem go, mówił, że właścicielki i pani Peek wiedzą.
-Czyli kłamał.-warknęła Viktoria.
Japończyk rozłożył bezradnie ręce.
-Nieważne. Powiesz nam, gdzie mieszka? Musimy natychmiast do niego iść.-powiedziałam pewnie.
-Wspominał coś o pokoju numer 49. Sprawdźcie tam.-odparł Haru.
-Dzięki wielkie, mu już pójdziemy!-rzuciłam na odchodne.
 Wyszłyśmy ze stajni i pobiegłyśmy w stronę pokoi. Szybko odnalazłyśmy 49, stojąc przed drzwiami zastanawiałam się, co zrobi Viktoria. Ta zapukała mocno, już po chwili otworzył nam szatyn.
-Czego?-rzucił, obojętnie opierając się o drzwi.
-Co zrobiłeś z naszymi końmi?!-warknęła Viktoria, a Nick zaśmiał się chłodno.
-Lonżowałem i czyściłem.-wycedził mrużąc oczy.-Ten skarogniady jest strasznie agresywny, pieprzone bydlę staranowało mnie, kiedy kazałem mu galopować. Zdążyłem odskoczyć, ale kopnął mnie w ramię. Przy czyszczeniu ten szatan strasznie się wiercił, to trzepnąłem go zgrzebłem.-zarechotał.
-Co zrobiłeś?!-krzyknęłam.
-Co z North?-wycedziła Viktoria.
-Ta szkapa, North? Chyba tak, nie chciała podać mi kopyt. Postraszyłem ją batem, ale i to nie pomogło, więc szurnąłem ją. Tępe macie konie.-zaśmiał się pogardliwie.
Amora na lonżę na galop dwa tygodnie temu?!
Viktoria nie wytrzymała. Błyskawicznie wyciągnęła nóż i przyłożyła go do szyi Nick'a. Uderzyła go w twarz.
-Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do naszych koni, pożałujesz.-wycedziła z wściekłością.-Nie masz prawa, rozumiesz?!
Chłopak pokiwał w szoku głową.
-Jeszcze pożałujesz.-warknęła Viktoria i  wykręciła mu rękę. Nick wydał zduszony krzyk. Czyżbym usłyszała pęknięcie?
Dziewczyna przytrzymała chwilę rękę chłopaka w ten sam sposób, po czym puściła.
-Idziemy.-zwróciła się do mnie chłodno.
 Trzasnęłam drzwiami, za którymi stał oszołomiony Nick, i ruszyłam do mojego pokoju. Obok mnie szła Viktoria, wciąż wściekła po ostatnim zdarzeniu. "Jest strasznie agresywny, pieprzone bydlę staranowało mnie, kiedy kazałem mu galopować. Zdążyłem odskoczyć, ale kopnął mnie w ramię. Przy czyszczeniu ten szatan strasznie się wiercił, to trzepnąłem go zgrzebłem." Jak on mógł?! Łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam potrzebę znalezienia się przy Amorze, co z tego, że było już późno.
-Viktoria, ja... ja idę do Amora.-szepnęłam i nie oglądając się poszłam do stajni. Z mocno bijącym sercem kierowałam się do boksu mojego konia, tak jakby miałoby go tam nie być...
Gdy dotarłam przed jego drzwi weszłam do środka i rozpłakałam się. Podeszłam do pięciolatka i pogładziłam delikatnie dłonią jego szyję.
-Obiecałam... obiecałam, że już nikt cię nie uderzy...przepraszam.-wyjąkałam.
Nagle podeszła do mnie Viktoria.
-Triss, wracajmy już.-powiedziała.-Wszystko będzie dobrze.
Pokiwałam głową i ruszyłyśmy w milczeniu.
-Jutro pójdziemy z nimi na spacer, co ty na to?-zaproponowała Viktoria.
To był  dobry pomysł, więc zgodziłam się.
-Chcesz jeszcze kawy? Mogę dać ci karmelu na zapas.-parsknęłam śmiechem na wspomnienie pochłaniającej kawę dziewczyny.

>Viktoria? ^^ <