Dzisiaj mijał drugi tydzień mojego pobytu w Idaho. Odkąd opuściłam rodzinne strony, nie mogę się nadziwić, w jaki sposób jest prowadzone życie w wielkich miastach. Pomiędzy uczelnią a pracą dużo czasu spędzałam na ulicach miasta, po prostu spacerując i obserwując. Ludzie szli w szybkim tempie, nie rozglądając się na innych, chyba, że ktoś zachowywał się w „inny” i głośny sposób. Czasami mieszkańcy na siebie wpadali, a rzadziej widywałam bezdomne lub biedne istoty, siedzące zazwyczaj pod ścianą i czekającą na dobrą duszę, która wrzuci im monetę do kapelusza. Cóż, ja zawsze byłam tą dobrą duszą. Pewnego razu, idąc spróbować herbaty w kawiarni, zauważyłam, że mój portfel ostatnimi czasy bardzo schudł. Był to wyraźny znak, aby ograniczyć wrzucanie pieniędzy każdej napotkanej osobie, która tego potrzebowała.
Mój pierwszy krok w dużym mieście.
W weekendy pracowałam w zoo, a po pracy wracałam do akademika spacerem. Uważałam, że „blisko” to znaczy do godziny czasu piechotą. Droga do pokoju zajmowałam mi czterdzieści minut, jednak z moim zainteresowaniem każdym napotkanym obiektem, czas ten przekraczał godzinę.
Dzisiaj moja droga się wydłużyła, ponieważ postanowiłam znaleźć idealną pocztówkę dla mojego brata. Dwa tygodnie to idealny czas, aby przesłać list z informacjami, jak się żyje w Idaho. Znalezienie jednak pocztówki, która po pierwszym spojrzeniu będzie miała „to coś” nie było takie łatwe. Większość z nich była „szara” w moim oczach, jakby zrobiono je byle jak i dlatego, że ktoś za to zapłacił. Koniec. Żadnej historii. A według mnie taki kawałek papieru powinien ją mieć – w końcu wysyła się je, aby podzielić się swoją historią!
W końcu ją znalazłam. Za szybą, na stojaku, pośród szarych pocztówek, znalazłam taką, którą natychmiast chciałam wysłać bratu. Była podzielona na dwa krajobrazy: lewa storna przedstawiała Idaho jako miasto, prawa zaś Idaho jako zaśnieżoną naturę. Rzuciłam okiem na nazwę lokalu i gdy otwierałam drzwi, wiedziałam już, że wchodząc do tej księgarni prawdopodobnie nie skończy się na kupnie tylko jednego kawałka papieru.
Zrobiłam cztery kroki do przodu, a potem stanęłam jak wryta. Obserwowałam wysokie regały z masą książek, nie widząc niczego innego. Uwielbiałam książki, ale nigdy nie trafiłam do tak dużej księgarni, dlatego rozglądałam się z zachwytem w oczach, że istnieją takie miejsca. Do tej pory odwiedzałam tylko biblioteki, a w moich stronach nawet największa nie umywała się do tego budynku.
Dobrze, bądźmy szczerzy. Nigdy nie byłam w księgarni.
Kolejne kroki prowadziły mnie do kolejnych regałów, do następnych książek i na chwilę całkowicie zapomniałam o pocztówce.
- W czymś pomóc? – usłyszałam głos. Odwróciłam głowę i spojrzałam na o wiele wyższego chłopaka. Lekko się uśmiechał, chociaż jego oczy były obojętne.
Wpierw chciałam wypalić coś w rodzaju „Daj mi chwilę, to się zachwycam”, ale za każdym razem, gdy tak mówiłam, ludzie patrzyli na mnie dziwnie, odsuwali się i nie byli już tacy chętni do pomocy.
Tak, to jest pierwszy krok w dużym mieście.
- Jeszcze nie, porozglądam się – powiedziałam, chociaż przez tłumienie ekscytacji wyszedł mi szept, dlatego się odwróciłam i zniknęłam między regałami, starając się kontrolować ruchy ciała, aby nie podskakiwać z radości.
Przechodziłam między półkami, czytałam tytuły, autorów, czasami wyciągałam jakąś książkę i sprawdzałam jej opis na tylnej okładce. Tego było za dużo i w końcu moja radość ustąpiła uczuciu przytłoczenia. Chciałam mieć wszystko! A nie wiedziałam, czego szukam. Dopiero gdy moja podróż zatrzymała się przy wyjściu z księgarni, zobaczyłam stojak z pocztówkami. Podeszłam do niego, znalazłam tę, którą się zachwyciłam i obejrzałam ją z obu stron, wiedząc już, że bym jeszcze potrzebowała do szczęścia.
Znalazłam biurko, za którym siedział poznany mi już wcześniej chłopak. Idąc do niego, nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, dlatego mu pomachałam.
- Cześć, dobry – przywitałam się, nie wiedząc dokładnie, której formy grzecznościowej mam użyć. – Potrzebuje książki, która by przedstawiała życie w Idaho. Nie gruba, nie naukowa. Taka… - próbowałam dobrać odpowiednie słowo. - …nie nudna.
Anthony?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.