czwartek, 30 stycznia 2025

Od Flynna do Insua'y

   Świat w życiu Flynna codziennie wirował. Bywało tak nawet w słodko pierdzących porankach pełnych lenistwa, kiedy mógł w kompletnym chaosie niedobranych do siebie ubrań, brudnego od kilku dni kubka ze świeżą kawą, jednym butem, drugim klapkiem; zawędrować z golden retrieverem pod płot swojego (ledwo postawionego) ogrodu. Okazało się, że fauna cyklicznie rozkopywała w różnych odstępach ziemię czy też pożerała ziarna trawy. Chłopak musiał ukorzyć się przed rodzeństwem oraz ojcem z prośbą o pomoc kilka tygodni temu, inaczej zajęłoby mu to wieczność + VAT, aby dzielnie nowo powstała (intuicyjna) bariera zaczęła odgradzać go od szeroko pojętej dziczy. Ptactwo jednak dopiero odgonił innowacyjny straszak powstały z przytwierdzonego trytytkami grilla oraz zawiązanej do nóżek, szeleszczącej torby Walmartowej. Matka telefonicznie zakazała mu z kolei kolejnych prób siania, załamując się przy tym niepomiernie, że nie pamiętał, iż miał to dopiero zacząć ciepłą, późną wiosną.


  Tego wyjątkowego dnia świat wykazał się ponownie znacznie wyższą prędkością, niż zazwyczaj. Początkowy gest pomocy nieznanej, acz znanej dziewczynie (to ten dziwny rodzaj znajomości, kiedy kojarzy się kogoś przez to, że po prostu jest z czegoś słynny, często widywany, najczęściej obgadywany) został błędnie zinterpretowany, a przez to podsumowany siarczystym liściem. Policzek pulsował mu dotkliwie, opuchlizna zaczęła nachodzić na oko. Gdzieś pomiędzy głupkowatymi żartami, właśnie z tyłu głowy, kiełkowała niepewność w związku z prowadzeniem pojazdu. Flynn za wszelką cenę nie chciał potwierdzić teorii brata, że jakoby wyląduje z nim w rowie nawet bez pomocnego w tym celu podchmielenia. Poza tym ojciec ku jego szczeremu zdziwieniu kategorycznie zabronił kupić auto takie, jakie rzeczywiście chciał. Fitz po raz pierwszy w życiu był postawiony przed egzaminem dojrzałości, inaczej odbiorą mu to, co tak właściwie miał, a miał niewiele. Buckeye był również przypisany pod ojcowskie imię i nazwisko, z czym ledwo sobie psychicznie radził, głównie wypierał. Jego prawdziwą własnością, czyli przedmiotami kupionymi z ciężko zarobionych pieniędzy na polach lub sadach sąsiadów, to było kilka najlepszych ubrań, rower i deskorolka, którą teraz podniósł razem z plecakiem, aby ruszyć z białowłosą korytarzem ku czeluści medycznej.

  Skruszona dziewczyna okazała się nawet miła, choć ludzie niezwykle często dorysowywali jej rogi. Flynn nie miał w zwyczaju oceniać nikogo po plotkach, raczej biernie ich słuchał, niektóre ciekawostki zostawały mu w pamięci, inne ulatywały. Czasami chłopak dopytywał niektórych z ciekawości, gdy miał ku temu sposobność, a jego motywy były jak najbardziej niewinne. Znacznie częściej lubił podpuszczać swoich rozmówców, niż być drastycznie bezpośrednim. Otoczenie tak czy siak uwielbia mielić językiem, nawet na swoją niekorzyść. Po niej mimo wszystko spodziewał się sakramentalnej ciszy, gdy odprowadzała go do tego najmniej chętnie odwiedzanego pokoju pachnącego środkami dezynfekcji, plastrami, plastikiem i dyskretnie chowanymi serniczkami do szuflady. 

- Ach, to znowu ty. – Powitała ich kobieta  znudzonym, nieprzejętym głosem. Insua uniosła brwi. – Fitzpatrick, zabawki za drzwiami albo kładziesz je tak, żeby nie jeździły.

  Mentalny pięciolatek usłużenie przewrócił deskorolkę tak, aby sterczała kółkami do góry, po czym usiadł na jednym z dwóch plastikowych krzesełek. Insua, wyraźnie zdziwiona brakiem odsunięcia dla niej krzesła, zajęła to drugie.

- Co tym razem?

 Gwiazda jeździeckiej uczelni odchrząknęła arystokratycznie, bąkając pod nosem kurtuazyjne powitanie oraz wstępne przeprosiny, po czym dodała:

- Pomyliłam go z moim bratem, Detensem i uderzyłam...

- To była napaść seksualna, prze pani!

  Obie zmiażdżyły go wzrokiem, jakby chciały wbić w podłogę niczym zardzewiały gwóźdź. Ruda pielęgniarka w lekko przekrzywionym koku przechyliła głowę, okulary spadły jej niżej na nosie, a z włosów wyjęła metalowy długopis. „Pomyłka” – zostało zapisane w już dość kolorowych aktach oznaczonych inicjałami oraz innymi danymi chłopaka. Nie uszło to czujnej uwadze bystrego dziewczęcia, która już najwyraźniej dodała mu jakąś łatkę w głowie. Bokser, jeśli doczytała się czegoś związanego ze równie słynnym co ona sama niejakim Haydenem Partersonem. Sierota boska, było znacznie bardziej prawdopodobne po ilości wpisów dotyczących upadków z (prawie) własnego konia, deskorolki czy innych wybitnych przypadków. Chłopak raz też wbił sobie rzęsę w oko i dostał krople, których sam nie umiał sobie wkroplić. Fitz wykazał się również kreatywnością w kwestii włamywania się do siodlarni przez połowicznie zamknięte okno, gdy zapomniał kluczy, w wyniku czego zwichnął kostkę, co wyrzuciło go z lekcji jeździeckich na cały wrzesień. Flynn kompletnie nad tym nie ubolewał, tym bardziej Buckeye, który bardzo lubił pracę z ziemi w towarzystwie kuśtykającego głupka.

- Przeżyjesz. – Mlasnęła pani Larsson, po czym udała się do niskiej, wbudowanej w blady segment lodóweczki, z której wyjęła znane mu dobrze opakowanie schłodzonego żelu.

  Flynn przyjął to z nikłą ulgą, aczkolwiek chłód zaczął robić swoje, więc policzek mu zdrętwiał. Zmartwione spojrzenie Insuy wcale nie łagodniało, więc chłopak skwitował to głupkowatą miną i wyciągnął język. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą, kompletnie nie spodziewając się po nastolatku takiego zachowania... Tylko dlatego, bo jeszcze nie zdążyła go dobrze poznać. Chwilowo. Jeszcze. Ulgowo? Być może. Hotel? Trivago.

  Kobieta w już ciut zbyt ciasnym szlafroku czy tam też kitlu (dla Flynna oba są długie, tylko jedno ma śmieszny pasek, a drugie guziki) dodała kilka zaleceń na ogólnie polecane maści, żeby szybciej zszedł mu ślad po incydencie. Panienka kiwała intensywnie głową, jakby to ona sama miała je na sobie stosować, a nie chłopak, który już zdążył rozkojarzyć się wiatrem targającym lekko drzewa za oknem.

- ...to są rozdmuchane marki. Czy mogłabym zaproponować tańsze zamienniki? 

Flynn odwrócił się od okna z wybitnym zdziwieniem; zmarszczonymi brwiami, przymrużonymi oczami oraz zmarszczką nad nosem.

- Co?

- Co, co?

- Jak chcesz zaproponować tańsze zamienniki?

- Cóż, to całkiem proste. Główny składnik aktywny potrzebny do...

Dość długi oraz wyczerpujący monolog nie został przerwany ani przez pacjenta ani przez pielęgniarkę, z tym, że tylko pielęgniarka całkowicie go zrozumiała. Fitz po raz pierwszy od dawna mrugał, oddychał i był skupiony na słowach długich, krótkich oraz całkiem mu nieznanych. Osobistość urosła do rangi geniusza czarodziejskiego rodem z Harry’ego Pottera dzięki umiejętności rzucania medycznych zaklęć. Poszkodowany zapomniał trzymać żel z wrażenia, przez co dostał od obydwu przedstawicielek płci pięknej prawie po łbie, koniec końców błękitny glut w plastiku jednak wrócił na swoje miejsce.

Insua w końcu osobiście dopisała na karteczce szalone nazwy innych, tańszych lekarstw pod tymi zaproponowanymi przez pielęgniarkę. Pani Larsson przyjęła ów fakt z dumą, jakby dziewczę było jej uczennicą. 

- Zapytasz farmaceutę, co z tego mają... W tej kolejności. – Mearictic dopisała cyferki, gdyż elementy były nie po kolei. – I kupisz od dołu. Rozumiesz?

- Tak. 

Po tych formalnościach duet pożegnał się z pracowniczką akademii i udał z powrotem na korytarz... Gdzie na zewnątrz oczekiwał na niego (ku zaskoczeniu Insua’y) komitet dziennikarski. Cała ekipa musiała to mieć na wszelkie możliwe sposoby i tylko Tamagotchi, pół Japończyk pół Polak, miał przy sobie tamtego prędkiego dnia polaroid. Urządzenie wypluło chwilę po namyśle zdjęcie przedstawiające zszokowane miny dwojga znajomych nieznajomych. Efekt był porównywalny do tego zdjęcia, na którym Shrek i Osioł po raz pierwszy włączyli pozytywkę, jaka powitała ich piosenką w Duloc. 

- Nie wierzę, ona naprawdę dała mu w mordę! – Zawołał Jimmy Falcon, jeden z największych nerdów, mający w swoich korzeniach nie tylko Amerykanów, ale też dalszych Włochów. Z tego też powodu najlepszy przyjaciel Flynna miał dużo ciemniejsze włosy oraz lekko śniadą cerę, jakby natura chciała podkreślić jego intensywną ekspresywność. Dynamika ruchów dłoni sprawiła, że Jimmy prawie przewrócił nagrywającą ich Annalise, dlatego dodał: - Kurwa, przepraszam!

Drobniutka i niziutka ruda blondynka w okrągłych, niezwykle grubych okularach spojrzała na niego wzrokiem agresji wprost proporcjonalnej do chihuahuy. Dziewczyna miała na sobie intensywnie pomarańczowy golf oraz dość długą, czerwoną spódniczkę w szkocką kratę, ale już tylko tyle starczyło, aby przezywać ją Welma.

- Przez ciebie straciłam ostrość! – Zawsze w emocjach trochę bardziej piszczała niż mówiła.

- Wystarczy, koniec tego dobrego. – Flynn pokazał charakterystyczne, trenerskie „T” obiema dłońmi, wciskając na moment żel pod pachę granatowej bluzy Yankesów z białymi rękawami. – No już, już! Chowamy sprzęt!

- Dobra, niech ci będzie. - Westchnęła Welma, wyłączając aplikację. Ciężko było powiedzieć, czy nieszczęsny filmik się zapisał czy nie. 

  Za to durne zdjęcie Tamagotchiego jak najbardziej.

- Tak czy siak to ty dzisiaj stawiasz desery. Mieliśmy zaczekać na ciebie, pamiętasz? - Przypomniał Flynnowi Jimmy z wyraźnym zniecierpliwieniem. - Która to może być godzina, hmm?

- Faktycznie...

- Fitzpatrick!!! ZABAWKI CI WYPADŁY! - Zaskrzekotała pani Larsson z na w pół zamkniętego gabinetu. Insua nie zdążyła domknąć drzwi, nadal jej dłoń zacięła się w połowie czynności nad klamką.

- W razie czego jak nie masz nic przeciwko, to możesz iść z nami na obiad. - Zwrócił się Flynn do Insua'y, zanim delikatnym ruchem zasygnalizował jej potrzebę przejścia przez drzwi. - Ja tylko wrócę się po deskorolkę!

Insua?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.