wtorek, 14 lutego 2017

od Viktorii cd. Triss

-Triss... naprawdę mi przykro.. to nie nasza wina... już, uspokój się! -starałam się uspokoić dziewczynę ale ona krzyczała i płakała gorzej niż niejedno dziecko ale rozumiałam jej ból, sama straciłam konia.
-Dlaczego?! Dlaczego to ja mam takiego pecha!?!? I dlaczego mój Amorek!-krzyczała, chwyciłam ją za nadgarstek.
-Uspokój się! Czasu nie cofniesz!-powiedziałam trochę chłodniej niż powinnam a dziewczyna rozpłakała się na dobre. "Boże... idę po pielęgniarkę nim Triss coś sobie zrobi..." pomyślałam i tak zrobiłam, wyszłam szybko z jej pokoju i rozejrzałam się. Była tam jedna z pielęgniarek wiec podbiegłam do niej.
-Mogłaby pani zrobić coś z moją koleżanką?? Płacze i nie może się uspokoić!-pielęgniarka popatrzyła na mnie i weszła do jakiegoś gabinetu. W ręce trzymała strzykawkę.
-Powinna się po tym uspokoić i zasnąć. Potrzymaj jej rękę cukiereczku.-powiedziała do mnie tym słodkim landrynkowatym głosikiem, od razu pomyślałam o Aleu. Weszłam do pomieszczenia gdzie Triss spazmatycznie płakała, pielęgniarka czekała aż przytrzymam Triss.
-To dla twojego dobra cukiereczku-znów ten przesłodzony głos, myślałam że zwymiotuje ale powstrzymałam się. Chwyciłam szybko rękę Triss która znów zaczęła krzyczeć i płakać. Typowe po śmierci konia... Popatrzyłam z czystej ciekawości jak pielęgniarka wstrzykuje jej dożylnie jakieś lekarstwo. Dziewczyna płakała ale już ciszej. Po paru minutach uspokoiła się i poszła spać.
Siedziałam przy niej i przeglądałam wiadomości na Internecie. Natrafiłam na zdjęcie upadających Triss i Amora z podpisem "Straszny wypadek na zawodach Crossowych! Śmierć konia i groźny wypadek jeźdźca!" chciałam przeczytać kiedy zauważyłam połączenie od Aleu. Czego mogła chcieć?! Odebrałam wychodząc na korytarz.
-Coś ważnego Aleu?!-powiedziałam starając się utrzymać normalny ton.
-Tak! I to nawet bardzo-tym razem jej głos nie był przesłodzony tylko brzmiał jakby odkryła coś ważnego- chodzi o konia tej dziewczyny co spadła... jak jej tam?
-Triss. A jej koń to.. był Amor-poprawiłam się.
-No! Koń Triss, Amor podobno żyje! Ale będziemy miały jednego przeciwnika mniej-zaśmiała się ale po chwili znów mówiła jak wcześniej.
-Ale jak to?!-przerwałam dziewczynie a ona zamiast wytłumaczyć mi to wszystko podała mi numer do weterynarza. Drżącymi palcami zadzwoniłam i czekałam aż odbierze.
-halo?-usłyszałam głos po drugiej stronie-w jakiej sprawie pani dzwoni?
-Dzień dobry. Z tej strony Viktoria Embress, przyjaciółka Triss, właścicielki Amora.
-Ach! Już rozumiem! Chciała pani dowiedzieć się o co chodzi?
-Tak!-prawie krzyknęłam w tą cholerną słuchawkę.
-Więc już tłumaczę. Koń panny Triss został bardzo niefortunnie postrzelony w szyję. Wstrząs spowodował stan bliski śmierci a podczas operacji, którą koń przeżył. Zdarzyła nam się śmierć kliniczna. Widać było że Amor nie ma siły walczyć ale próbowaliśmy i żyje.
-Ale czy są jakieś powikłania!?-zapytałam zniecierpliwiona.
-Ma uszkodzone ścięgno w nodze, będzie utykał. Przy upadku zostało naderwane i nie zrośnie się najprawdopobniej. Koń nie będzie mógł startować w zawodach ani skakać zbyt wysoko. Będzie nadawał się do lekkich skoków, czasem ujeżdżenia ale w większości będzie to coś trochę ponad rekreacje.
-Rozumiem. Dziękuję, co teraz z Amorem?
-Będzie potrzebował rehabilitacji jak dziewczyna. Czeka w Akademii.
Rozłączyłam się po wcześniejszym pożegnaniu.
Triss pochlipywała cicho, co znaczyło że się obudziła.
-Czego chcesz?-zapytała beznamiętnym tonem, przeżywała to lepiej ode mnie...
-Wypisujemy Cię. Możesz wrócić. I ktoś czeka na Ciebie w Akademii.
Pomogłam wstać dziewczynie i zabrałam jej torbę.
***
Wreszcie byłyśmy w Akademii.
Zostawiłam jej torbę w aucie i pomogłam wysiąść.
-Zobacz kto czeka na ujeżdżalni- wskazałam ręką "ujeżdżalnie" tak naprawdę był to trochę większy okulnik ale Triss przemilczała.
-AMOR!-wrzasnęła i próbowała pobiec w jego stronę.

>Tri? XD <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.