Strony

piątek, 31 marca 2017

od Cass cd. Ricka

Owczarek Rick'a zawarczał ponownie, tym razem bardziej agresywnie. Cofnęłam się, omal nie upadając do tyłu przez korzeń jednego z drzew. Na szczęście w ostatniej chwili złapałam równowagę, co uchroniło mnie przed bolesnym zderzeniem czołowym z brzozą. Spojrzałam na chłopaka pytająco:
- Wyczuł coś?- zapytałam niepewnie, na co skinął głową
- Są tutaj jakieś dzikie zwierzęta?- mruknął zamyślony
Natychmiast pokręciłam głową. To naprawdę spokojne tereny, przynajmniej tak mi się wydawało... Zaczęłam niepokoić się coraz bardziej
Tajfun wyrwał się do przodu, lecz w ostatniej chwili gwałtownie zahamował, z zarośli wyłoniła się ogromna postać smukłego zwierzęcia, Boże czy to wilk?! Zanim zdążyłam zejść na zawał, rozpoznałam znajomy pyszczek...
- Sky!- krzyknęłam na oślep biegnąc w stronę "intruza". Upadłam na kolana i wtuliłam się w jej czarną, atłasową sierść. Od razu poczułam się bezpieczniej
Owczarek cofnął się zdezorientowany, a jego właściciel spojrzał na mnie jak na idiotkę, westchnęłam. Było ciemno, sama ledwo widziałam cokolwiek
- To Sky, suczka Rush'a- powiedziałam i podniosłam się z liści, otrzepując bryczesy. Rick pokiwał głową
- Ogromne bydle- zażartował, na co zachichotałam, lecz natychmiast ucichłam i odchrząknęłam.
- Oj tak, ma jakieś 70 cm w kłębie. Sky to taka psia wersja kucyka...- zaczęłam mówić, ale przerwał mi gorący oddech, tuż nad moim ramieniem.
Wstrzymałam powietrze i lekko obróciłam się za siebie, wydawało mi się że dostrzegłam sylwetkę konia... było cholernie ciemno
Wyciągnęłam pewnie dłoń, chcąc pogładzić go po gorącym pyszczku i zmrużyłam oczy
- To Soul...- szepnęłam do Rick'a, nie chcąc wystraszyć ogiera, który był wyjątkowo spokojny
Musiał się porządnie zmęczyć, inaczej zapewne zacząłby szaleć. Skrzywiłam się... Przypomniały mi się moje "walki" z Iratze. To był dość trudny okres w moim życiu, ale dzięki temu wiedziałam jak postępować ze zwierzętami o takiej psychice...
- Podasz mi lonżę?- zapytałam, niepewnie wyciągając drżącą dłoń w stronę chłopaka
Czy to nie dziwne, że bardziej bałam się jego, niż agresywnego konia, stojącego za mną? Ru nauczył mnie ufać zwierzętom bardziej niż ludziom... Sky zaszczekała radośnie, chcąc dodać mi otuchy. W międzyczasie zdążyłam jeszcze ściągnąć dużo za długą bluzę i rzucić ją do chłopaka. On zamarzał, a ja przez tą całą sytuację rozgrzałam się dość porządnie... Widziałam, że się wahał
- Jeśli sam chcesz go zaprowadzić to zrozumiem, po prostu nie wiem czy dasz radę...- szepnęłam i wskazałam na jego rękę
>Rick? I czo ty na to? ;D <

czwartek, 30 marca 2017

od Ricka cd. Cass

Dziewczyna czekała aż zacznę iść. Zauważyłem że się trzęsie z zimna. Zdjąłem bluzę.-
-Masz… - powiedziałem i podałem jej. Patrzyła na mnie zdezorientowana. Dobrze że chodziłem na siłkę.
-Ale tobie będzie zimno. – stwierdziła Cass. Racja, pod bluzą nie miałem niczego.
-Bardziej odczuwam ból niż zimno. Zresztą przeżyję. – odpowiedziałem oschle. Dziewczyna wzięła bluzę i założyła. Ruszyliśmy szukać Soul’a w głębi lasu. Słońce już zachodziło. Był pół mrok. Nagle ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości : „Rick, obiecałeś mi że już nigdy nic złego nie zrobisz. Dowiedziałam się że groziłeś Krzysztofowi śmiercią i go pobiłeś… Wracaj do domu. NATYCHMIAST!”. CO??? Co ten bydlak jej jeszcze mówił?!
-Cho lera, mam przejebane… - szepnąłem mając nadzieje że dziewczyna nie usłyszy.
-Co się stało? – super… Usłyszała.
-Tamten facet, to nowy fagas mojej ciotki. Naopowiadał jej że niby mu przywaliłem i takie tam… -
-To powiedz jej prawdę.-
-Nie uwierzy. Gdybym tylko miał szansę mu tak przywalić… -
-A nie możesz? –
-To nie takie proste jak może się wydawać… Chciałbym ci powiedzieć ale nie mogę, bo ci nie ufam… - oznajmiłem Cass. Ta przez dłuższą chwilę nic nie mówiła.
-Okey... –
-Nie zrozum mnie źle, po prostu... mało się znamy. – powiedziałem po chwili. Dalej szliśmy już w ciszy. Ręce i usta miałem sine z zimna, ale bardziej odczuwałem ból ręki. Tajfun nagle zaszczekał ostrzegawczo.

Cass? :3 Może jakieś wilki? Albo źli ludzie? A może to tylko Soul?

środa, 29 marca 2017

od Viktorii cd. Rusha

 Jesteśmy przyjaciółmi Tori, naprawdę bardzo cię lubię, zwłaszcza gdy mówisz do mnie "Ru"- zaśmiał się, spoglądając na Francuza- Wiem, że za to, co teraz powiem mogę dostać... w twarz... krzesłem. Ale naprawdę Cię lubię i chciałbym być kimś więcej niż przyjacielem- dodał posyłając
mi uśmiech, odwzajemniłam go- spędzamy ze sobą tak wiele czasu, nie wyobrażam sobie choćby dnia bez tego twojego pyskowania, zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić...-zakończył swój słowotok a mnie zatkało. Jego słowa mnie zdziwiły, z tego co zrozumiałam nie chciał skończyć we "friendzonie"...
-Ru.. Ty tak naprawdę?-zapytałam zaskoczona a on pokiwał speszony głową- nie uderzę cię krzesłem, nie mam po co-zaśmiałam się i chwyciłam go za rękę  a on popatrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.
-No.. tak-uśmiechnął się do mnie a ja "łaskawie" nie rzuciłam do niego ciętą ripostą, podszedł do nas Francuz i zaczął domagać się o cukierki które pewnie były w kieszeniach Rush'a, wyciągnął otwartą dłoń a arabek delikatnie zjadł go z zadowoleniem. W pewnym momencie usłyszałam zazdrosne rżenie i nim zdążyłam się obejrzeć jakaś mała czarna torpeda wpadła na Francuza w próbie wyrwania mu cukierka. Amidia!-Dia!? Jak ty się tu znalazłaś?!-popatrzył się na małego szatanka z rozbawieniem i zdziwieniem równocześnie a ja tylko wybuchnęłam śmiechem.
-Pewnie się przeczołgała  albo wyczarowała skrzydła i niczym majestatyczny lamorożec przyleciała tutaj-tym razem Ru zaczął się śmiać. Słońce zaczęło zachodzić a ja uznałam że atmosfera przy dwóch koniach i chłopaku jest bardzo luźna.-usiądziemy?-zapytałam, a towarzyszący mi Ru usiadł koło mnie, nim obydwoje się zorientowaliśmy Francuz i Dia stali się prawie nierozłączni, ogier polubił małego szatanka który uwielbiał się bawić z wszystkim i wszystkimi (co nie zawsze tak wyglądało ale kij z tym) w większości kończyło się to jej agresją, nie licząc Batona który zdążył już "oskalpować" moją klaczkę. Nie no koń fryzjer po prostu. Kara torpeda prychnęła prosto w chrapy Francuza który odskoczył a ona postawiła uszy niczym lamorożec, napuszona grzywa i ogon mogły wskazywać na powiązanie z tym słodkim stworem... Arabek otrząsnął się i zaczął gonić majestatycznego szatanka który uciekał w popłochu. Ich zabawa trwała już dość długo a ja popatrzyłam z uznaniem na Rusha który jeszcze nie dostał zawału gdy koło niego przebiegły dwa konie. Podziwiam. Pogrążyłam się w rozmyślaniach i w pewnym momencie poczułam motyle w brzuchu, po prostu gdy spojrzałam w jego oczy wiedziałam że nie będzie tylko moim przyjacielem. Wiedziałam że chce jechać na przejażdżkę, ale to mogło zaczekać. Nachyliłam się i pocałowałam go, zdziwiony odwzajemnił go niepewnie.
-Dziękuję za wszystko Ru.-uśmiechnęłam się. Jego oczy były inne... Takie, tajemnicze, głębokie.

>Ru? teraz to ja czekam na krzesło xD <

od Rusha cd. Viktorii

Gdy ogarnąłem sprzęt Sil'a, miałem trochę czasu dla siebie. Otrzepałem bluzę z kurzu i siana i spojrzałem ze zirytowaniem na przerzuty rękaw, po czym westchnąłem. Każdy w końcu miewa inne gusta smakowe, nie ma co dyskutować. Odłożywszy kantar ogiera na właściwe miejsce, ruszyłem na zewnątrz. Aż żal zmarnować tak cudowną pogodę, naszła mnie ochota na luźną przejażdżkę po okolicy. W końcu Scream'owi również przydałby się ruch.
Postanowiłem poszukać towarzystwa na wyprawę, jako pierwsza do głowy wpadła mi Tori. Ta dziewczyna potrafiła zawrócić mi w głowie... i to porządnie. W duchu dziękowałem Cass, że zachęciła mnie do dołączenia do tutejszej akademii. Inaczej nie poznałbym Viki. Minąłem boks Batona cudem unikając jego zębów i wyszedłem na dziedziniec. Słońce chyba postawiło sobie za cel pozbawić mnie wzroku, ponieważ jego promienienie totalnie mnie oślepiły. Odwróciłem wzrok i skierowałem się na padoki w poszukiwaniu towarzyszki. Z oddali dało się zauważyć, że ktoś głaszcze Francuza, na samym początku obawiałem się, że to Aleu ale gdy słońce zaszło za chmury zrozumiałem, że to Tori... Uśmiechnąłem się pod nosem, ten arabek zdecydowanie zasługiwał na takie traktowanie, a tym czasem dostał kobietę-gwizdek. Życie jest takie niesprawiedliwe...
-Nie! Nie zakochałam się w Rush'u! Przyjaźnie się z nim! A czy będziemy razem nie jest mi wiadome pieprzony głosiku!- powiedziała nagle i machnęła ręką, parsknąłem śmiechem
Nie mam pojęcia dlaczego, tak jakoś wyszło. Ale moment, co ona powiedziała? Teraz nieco spoważniałem, w końcu dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez nią słów
- Słyszałeś wszystko?- wyjąkała niepewnie, przysiągłbym że spaliła buraka
- Ja... a jeśli tak?- palnąłem jak totalny idiota, na co zmarszczyła brwi
- To... to nie tak jak myślisz, to znaczy wiesz, no bo- zaczęła się plątać w swojej własnej wypowiedzi, a ja pokręciłem głową. To był ten moment...
- Muszę ci coś powiedzieć- odparłem poważniej, na co natychmiast zamilkła i poprawiła kosmyk włosów, który uciekł z jej warkocza. Wyglądała uroczo
- Ru, ja naprawdę przepraszam, bo...- przerwałem jej gestem ręki
- Jesteśmy przyjaciółmi Tori, naprawdę bardzo cię lubię, zwłaszcza gdy mówisz do mnie "Ru"- zaśmiałem się, spoglądając na Francuza- Wiem, że za to, co teraz powiem mogę dostać... w twarz... krzesłem. Ale naprawdę Cię lubię i chciałbym być kimś więcej niż przyjacielem- dodałem posyłając jej uśmiech- spędzamy ze sobą tak wiele czasu, nie wyobrażam sobie choćby dnia bez tego twojego pyskowania, zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić...
Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, zanim sens moich słów do niej dotarł, nie miałem pojęcia o czym w tamtym momencie myślała... Mogłem jakoś lepiej zaplanować tą chwilę, a tym czasem to wszystko zabrzmiało jak tanie romansidło, Rush ty idioto... - skarciłem się w myślach,
> Toriś? :3 Nie bij za mocno :* <
>nie będę :** <

od Cass cd. Ricka

- Jesteś nienormalny... przed chwilą kopnął cię koń, ręka ci puchnie a ty masz to gdzieś?- zapytałam bez przekonania, odsuwając się na bezpieczną odległość
Chłopak spojrzał na mnie niewzruszony... tak... chyba go to nie obchodziło. Odgarnęłam rozczochrane włosy z twarzy i westchnęłam, ocierając ostatki łez z policzków. Do teraz nie miałam pojęcia co się tutaj tak właściwie wydarzyło. Postanowiłam, że nie będę go o to pytać... w końcu nie potrzebowałam takich informacji. Zauważyłam, że Rick wstaje, lekko drgnęłam.
- Musisz iść do naszego lekarza, ten karosz mógł ci ją złamać- mruknęłam, wskazując na jego lewą rękę.
- Do cholery... idę szukać mojego konia!- był zły, krzyknął a ja się skuliłam, gdy to zauważył pokręcił głową
- Nie chciałem cię przestraszyć, po prostu spróbuj mnie zrozumieć. Soul jest dla mnie ważny- oznajmił i wstał, próbując rozprostować potłuczone miejsce.
Chyba jednak zbyt pochopnie oceniłam ten wypadek, wydawało się że to jednak zwykłe stłuczenie... inaczej nie mógłby nią ruszyć. Sekundę później przypomniałam sobie karego ogiera, był przerażony... zastanawiałam się, gdzie mógł pobiec. Gdy zdarzało się nam tutaj połamanie ogrodzenia, konie uciekały na sąsiednią łąkę w dole rzeki, znajdującą się tuż przy lesie. To było najbardziej prawdopodobne miejsce ucieczki.
- Chyba wiem, gdzie można go znaleźć- mruknęłam i wszystko mu wyjaśniłam- Ale to spory kawałek stąd- dodałam, na co się skrzywił- teoretycznie mogłabym pożyczyć ci szkółkowego konia, ale wątpię że dasz radę na nim pojechać- podsumowałam i potarłam ramiona, robiło się chłodno
Po chwili stwierdziliśmy, a raczej ja to zrobiłam, że idziemy pieszo. Rick trzymał jaskrawozieloną lonżę Iratze, którą postanowiłam mu pożyczyć i podrzucał ją do góry w geście zdenerwowania. Ja trzymałam swoją "bezpieczną" odległość. Jakoś nie bardzo marzyło mi się wyjście do lasu z tym typkiem. Na pewno z nim tam nie wejdę...
Po dłuższym czasie cichego marszu spojrzałam na ziemię i dostrzegłam ślady końskich kopyt. Czyli moje podejrzenia jednak były słuszne. Rick najwyraźniej również to zauważył i lekko się uśmiechnął.
- To musi być Soul...
- Dasz radę go przyprowadzić? Jest dość narowisty- mruknęłam cicho
Chłopak skrzywił się i zaklął pod nosem. Chyba nie wziął pod uwagę, że jest kontuzjowany.
Soul przypominał mi mojego Ir. Jeszcze rok temu miewał podobne zachowania. Naprawdę długo musiałam z nim pracować, aby osiągnąć postęp.
- Nie mam innego wyjścia
Spojrzałam przed siebie... leśna dróżka, niedobrze. Zatrzymałam się i lekko cofnęłam. Nie pójdę z nim tam, nie ma takiej opcji. Rick spojrzał na mnie niepewnie...
- Ja tutaj poczekam- oznajmiłam nadal pocierając zziębnięte od wiatru ramiona
- Miałem nadzieję, że mi pomożesz- burknął, na co się skrzywiłam
- Ja... pójdę tam, ale ty nie masz prawa się do mnie zbliżyć- odparłam i zaczęłam czekać aż zrobi pierwszy krok, żebym wciąż mogła trzymać bezpieczną odległość...
> Rick?<

od Ricka cd. Cass

Pobiegłem za dziewczyną ale przy wejściu zatrzymałem się. Widziałem jak wchodzi do pokoju. Zawahałem się. Nie, Rick ogarnij się. Ona potrzebuje pomocy, wsparcia tak jak ty kiedyś. Tylko że ja nigdy go nie dostałem… Ech, chyba znienawidzę tatuaże.
-Ale ze mnie dupek.- szepnąłem i pobiegłem za dziewczyną. Zapukałem w drzwi.
-Idź sobie! – usłyszałem głos dziewczyny. Słychać było że płacze.
-Nie odpuszczę. – powiedziałem i czekałem na odpowiedź która nie nadeszła. Wszedłem do pokoju, ona siedziała na łóżku i płakała. Jak tylko wszedłem wytarła łzy.
-Posłuchaj, wiem że przeżyłaś traumę, ale to nie moja wina. Nie mogłabyś mi zaufać? – spytałem Cass a ona nadal nic nie mówiła.
-Nigdy nie miałem problemów z prawem, byłem raczej spokojnym dzieciakiem. Mogę ci to przysiąc. – boże Rick co ty odpierdalasz… I czemu kłamię? Jak Cass się dowie to mnie znienawidzi albo gorzej. Ale mogę się trochę czuć bezpieczny bo nigdy nikogo nie zgwałciłem.
-Dobra, nie chcesz nic mówić to nie mów. Po prostu to sobie przemyśl i… - przerwałem bo usłyszałem rżenie konia i trąbienie samochodu.
-Soul… - Powiedziałem, wypadłem z pokoju Cass i wybiegłem na zewnątrz. Znajomy mi samochód trąbił na MOJEGO konia. Cass zaraz była na zewnątrz. Odsunęła się od nas na bezpieczną odległość a ja próbowałem uspokoić wierzgającego Soul’a. Niestety, kopnął mnie lewą rękę. Oparłem się o ścianę i jęknąłem. Bolało jak cho_lera. Za to z auta wyszedł nie kto inny niż nowy facet mojej ciotki.
-Mógłbyś pilnować tej bestii… Przywiozłem twojego pchlarza. – powiedział i otworzył drzwi samochodu wyprowadzając z tam tond Tajfuna w kagańcu.
-Nie będziesz tak mówił o Soul’u i moim psie! – powiedziałem i uniosłem zdrową rękę by go uderzyć ale zdążył ją zatrzymać.
-Ładnie to tak? Przy dziewczynie cię nie uderzę. Ale wiedz że twoja ciotka dowie się że mi groziłeś i będziesz miał przesrane… -
-Nie zrobisz tego… -
-A owszem zrobię gówniarzu. Do zobaczenia w domu. – powiedział z szyderczym uśmiechem i wsiadł do auta. Usiadłem pod ścianą i zdjąłem Tajfunowi kaganiec. Ręka bolała mnie coraz bardziej. Cass podeszła do mnie i spytała :
-Bardzo cię boli?
-Nic mnie nie boli. Trzeba poszukać Soul’a – zaprzeczyłem i wstałem. Dziewczyna stanęła mi na drodze i powiedziała :
-…-
Cass? Teraz robię z Ricka ofiarę byś się nad nim zlitowała

od Cass cd. Rick

Z trudem powstrzymywałam słone łzy cisnące się mi do oczu. Miałam ochotę znowu usiąść na samym środku i się rozpłakać. Jakim cudem obcy człowiek mógł powiedzieć o mnie to wszystko nie znając mojej historii...
-Czekaj!- krzyknęłam starając się zachować normalny ton głosu
Rick znieruchomiał, ale w końcu postanowił się odwrócić. Jego wyraz twarzy nie mówił kompletnie nic...
- Nic o mnie nie wiesz... Nie masz pojęcia co się ze mną działo w moim cholernym dzieciństwie...- warknęłam- Nie rozumiesz dlaczego brzydzę się tym, co masz na ciele- pokręciłam głową... Nic nie wiesz- dodałam i schowałam twarz w dłonie
- A więc może mnie oświecisz?- prychnął wytrącając mnie z równowagi, zabolało...
- Po co? Żeby zrobić z siebie jeszcze większą ofiarę? Przejął byś się czymś takim?-pokręciłam głową z bezsilności- A może byś mnie wyśmiał... Kim ty jesteś żebym miała ci się zwierzać?!
Spojrzałam na niego, teraz się przejął, albo zdezorientował... Chyba raczej to drugie
- Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie, ale do cholery nic nie było w porządku!
Zebrałam się w sobie, zacisnęłam powieki i westchnęłam. Powiem mu, on i tak zniknie... Przecież nawet go nie znam...
- Kiedy patrze na te "malunki" przechodzą mnie dreszcze... Robi mi się słabo- zaczęłam- A przed oczami mam JEGO... Tego samego potwora, który śni mi się po nocach. Przez którego płaczę każdego wieczora, zamknięta w swoim pokoju. Słyszę jego śmiech i czuje obleśne łapy na swoich ramionach, w momencie gdy tamtej nocy przygwoździł mnie do ściany. Miał tatuaże... Dużo. Do teraz pamiętam ich wzory i ten przeklęty motyw róż - oparłam się o ogrodzenie- Wiem, wiem że jestem dla ciebie wredna, ale... Przez te dziary tak mi go przypominasz. Ja nie mogę, nie chcę do tego wracać, ale jeśli druga osoba tak cię skrzywdzi... W najgorszy możliwy sposób. Nie da się ufać komukolwiek. Wolałabym żeby mnie wtedy zabił- szepnęłam i stwierdziłam że nie chcę dalej o tym mówić
Przypomniałam sobie jak Ru mnie wtedy znalazł. Obwiniał się o to wszystko a ja chciałam się zabić żeby nie sprawiać im już problemów. Jemu i mojej mamie, ktora przez to wszystko wylądowała w wariatkowie...
Spojrzałam na niego smutno, nadal nic. Kamienna twarz, może to i lepiej? W końcu jestem dla niego obca...
Nagle się odezwał:
- Czy on cię...
- Zgwałcił
Nic więcej nie powiedziałam. Zaskoczyłam z ogrodzenia i pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i załkałam żałośnie... Wszystkie wspomnienia wróciły... Tak bardzo tego nie chciałam. Spojrzałam na swoje biodro i zmarszczyłam brwi. Zacisnęłam paznokcie na kwiecistym wzorze... I pomyśleć że tatuaże kiedyś były dla mnie takie ważne... Dziesiątki projektów mojego autorstwa leżało zabarykadowanych na dnie szafy... Musiałam się uspokoić, nawet miałam ochotę zadzwonić do Rush'a, ale nie chciałam mu przeszkadzać... Przecież miał swoje życie. Po co ja o tym wszystkim powiedziałam? Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi...
> Rick? No to żeś Cass urządził ;/<

od Ricka cd. Cass

Dziewczyna zaczęła mnie trochę wkurzać tym zachowaniem.
-Co ty do mnie masz? To przez tatuaże, tak? - spytałem a ona zignorowała mnie i szła przed siebie. Złapałem ją za nadgarstek.
-Myślisz że wszystkie tatuaże zrobiłem dobrowolnie, w pełni świadomy? Myślisz że nie żałuje niektórych? - oznajmiłem jej. Ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Może jeszcze myślisz że skoro mam tatuaże to jestem jakimś dresiarzem albo menelem? - spytałem jej. Ona milczała i odwróciła wzrok. Wyrwała rękę.
-Tak myślałem. Zachowujesz się jakaś damulka która wszystko i wszystkich zna. Zgaduję że miałaś wesołe dzieciństwo co? - nie wytrzymałem i wygarnąłem jej wszystko. Wziąłem Soul'a za kantar i ruszyłem drogą. Zatrzymałem się jeszcze, odwróciłem i chwilę popatrzyłem na dziewczynę. Odwróciłem głowę i założyłem kaptur. Nie uszedłem paru metrów i usłyszałem głos Cass :
-Czekaj! -

Cass? :3

od Cass cd. Rick'a

Zatkało mnie, gdy zauważyłam Rick'a na dziedzińcu akademii... miałam nadzieję, że sobie pójdzie i już się nie pojawi... jak widać szczęście nie zawsze jest po mojej stronie. Do tego Rush postanowił się zainteresować nowym osobnikiem, jęknęłam pod nosem.
- Hej, nieładnie tak sobie uciekać- Ru pozostawał nieugięty, aczkolwiek w końcu puścił kaptur jego bluzy, dzięki czemu "intruz" został wyswobodzony
Nowo poznany chłopak odwrócił się w jego stronę, mierzyli się niepewnym wzrokiem. Jak się okazało niemal dorównywali sobie wzrostem... wydawało mi się, że Ru był nieco wyższy... a może to przez fryzurę? Sama już się w tym pogubiłam.
- Rush- mój brat skinął głową w przyjaznym geście
- Rick- odparł ten drugi i znowu perfidnie się wyszczerzył, wzdrygnęłam się i oparłam o drewniane ogrodzenie
- A ty Cass, nie przywitasz się?- prychnęłam pod nosem w odpowiedzi i odwróciłam się na pięcie, aby za moment zniknąć za ścianą budynku.
Nie chciałam się wpakować w jakieś kłopoty, a z takimi ludźmi wiąże się ich masa. Wiedziałam coś o tym i naprawdę nie zamierzałam do tego wracać. Tuż przy wejściu do stajni stał on, ten cudowny karosz, który od samego początku zawrócił mi w głowie. Biłam się z myślami czy do niego podejść... W końcu jednak odpuściłam. Postawiłam na bezpieczeństwo i ruszyłam na pastwisko, odkładając bluzę na jedno z ogrodzeń. Było naprawdę ciepło. Sil i Iratze postanowili do mnie podejść, kochane koniki. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zatopiłam palce w kruczej grzywie mojego gniadosza. Mogłabym tak siedzieć cały dzień...
- Cassie, ciągle mi uciekasz...- na dźwięk tego głosu omal nie fiknęłam do tyłu. W ostatniej chwili chłopak złapał mnie za ramię, dzięki czemu uchronił mnie od bolesnego upadku
Wtedy prawdopodobnie spaliłam buraka, tym bardziej że część koszulki uniosła mi się do góry, ukazując ten przeklęty tatuaż na biodrze, zaklęłam pod nosem
- Widzę, że jednak jesteś miłośniczką tatuaży- mruknął już bez tego chamskiego tonu...
- Nie jestem- odparłam chłodno i posłałam mu obojętne spojrzenie
- Ale...- zaczął coś mówić, lecz nie dane mu było skończyć.
Naprawdę nie miałam zamiaru streszczać mu tamtej historii, tylko Ru o tym wiedział i tak miało zostać. Do tatuażu czułam niechęć i odrazę...
- Jeśli chcesz się kimś pobawić to idź sobie gdzie indziej, ja się już dość wycierpiałam. Nie wiem kim jesteś i po co tu przylazłeś...
> Rick?<

wtorek, 28 marca 2017

od Viktorii cd. Rusha

Z początku byłam wściekła, potem zawładnęło mną przerażenie na przemian z furią i całą resztą uczuć. Ta szuja z gwizdkiem w mordzie bawiąca się we władczynię świata śmiała przestawić mojego konia, wyzywać mnie i stwierdzić że jej młody koń, jabłkowity arab jest lepszy od mojej NorthWish. Nie zaprzeczyłam ani nie potwierdziłam tego faktu, po prostu wciągnęłam ze świstem powietrze, popatrzyłam ze współczuciem na spłoszoną Amidię i z wściekłością na Aleu.
-Jeszcze raz tkniesz mojego konia...-wyszeptałam spokojnie i chłodno, dziewczyna o głosie gwizdka popatrzyła na mnie ze "współczuciem", raczej szyderczym. Zacmokała na swojego araba i wprowadziła go do boksu. Wtedy poczułam jak cała ta furia, wściekłość czy co to tam było wybucha w moich odczuciach, przy Rush'u starałam się być miła, lubiłam go jakoś inaczej, jemu i Jasonowi ufałam... Rzuciłam się na Aleu która odpinała kantar Francuzowi, nie panowałam nad moimi uczuciami, po prostu powtórzyłam ten chamski chwyt z garstkiem i szarpnęłam, szuja pisnęła z bólu i spróbowała wbić pazury w moją dłoń, ciągnęłam to w dół i na bok z każdą jej próbą wbicia mi jej szponów w rękę kończyło się takową reakcją z mojej strony.  Wyszczerzyłam się w perfidnym uśmiechu widząc jak dziewczyna zwija się z bólu, przez myśl przebiegły mi wszystkie sposoby sprawiania bólu. Aleu wreszcie zrozumiała o co chodzi ale nagle przez jej twarz przeszedł cień chamskiego uśmiechu.
-Radzę uważać na Dię.-wymruczała i osunęła się z powrotem na kolana, podciągnęłam ją do góry i rzuciłam do najbliższego gnojownika, jej nowiutki sprzęt Francuza też tam wylądował. Wyglądała jak siedem nieszczęść ale to mnie radowało, znów czułam to czego nie doświadczyłam długo. Ponurej i wrednej satysfakcji. Tego mi brakowało, o tak. Pomachałam jej przed twarzą i odeszłam w swoją stronę. Usłyszałam jak ktoś dławi się ze śmiechu, był to Rush z Jasonem.
-Z czego szczerzycie pyszczki?-zapytałam z równie szerokim uśmiechem, próbowali złapać oddech ale było to chyba dla nich zbyt trudne bo zamiast normalnie powiedzieć wycharczeli coś co ledwo zrozumiałam.
-Aleu... gnojownik...ty! T..a..kie idealne!-wysapali pokładając się ze śmiechu, mnie również trudno było powstrzymać tę reakcje ale jednak wybuchnęłam śmiechem. Aleu piszcząca w gnojowniku była najlepszą chwilą tego dnia, chłopacy też tak sądzili.
-Jas, odprowadzisz Amidię na pastwisko?-zapytałam z uśmiechem a on pokiwał głową i zabrał uwiąz z ręki Rush'a.
Zauważyłam że Francuza nie ma w boksie North, moja klacz już tam stała. Arabek stał na pastwisku i z radością w migdałowych oczach cwałował i brykał. Oparłam się o płot i przyglądałam się Francuzowi.
-Uwolniłeś się od niej, prawda?-wyszeptałam a on zatrzymał się i swoimi bystrymi patrzałkami spojrzał na mnie jakby mnie rozumiał, zarżał cicho.-Będziesz wolny, powinieneś być wolny. Ona Cię tylko psuje, prawda śliczny?-nim się zorientowałam byłam już po drugiej stronie ogrodzenia i gładziłam go po delikatnym pysku. Zaczęłam rozmyślać o Rush'u. Był jednym z pierwszych, jemu ufałam najbardziej. Przyjaźniłam się z nim od początku mojego pobytu w Dressage Academy. Bardzo go polubiłam. Tylko polubiłaś? A może jednak się w nim zakochałaś?
-Nie! Nie zakochałam się w Rush'u!-zaprzeczyłam głosikowi który rozbrzmiewał w mojej głowie.-Przyjaźnie się  z nim! A czy będziemy razem nie jest mi wiadome pieprzony głosiku!-krzyknęłam i usłyszałam kolejny śmiech, Rush'a.
-Słyszałeś wszystko!?-wyjąkałam. To mam przechlapane.

>Ru? c: <

od Rusha cd. Viktorii

Amidia spojrzała na mnie z wyższością i prychnęła niczym majestatyczny jednorożec. Wywróciłem oczami, królewna się znalazła.Jaka właścicielka, taki koń- mruknąłem pod nosem i zanim się obejrzałem, dostałem zgrzebłem po ramieniu...
- Auć?- bardziej spytałem, niż stwierdziłem, a moja towarzyszka fuknęła, udając wielce obrażoną... kobiety
Byłem zadowolony, niemal osiągnąłem pełny sukces. Zostałem skubnięty zaledwie cztery razy i przeżuto mi jedynie część prawego rękawa bluzy. Ten koń to mini wersja demona o uroczym pyszczku... uroczym dopóki się do ciebie nie zbliży...
Moje zamyślenie przerwało skrzypnięcie drzwi frontowych stajni, zawiało chłodem, Tori zasunęła bluzę i widząc, kto wkracza do środka, zacisnęła dłonie w pięści. Podążyłem wzrokiem w tę samą stronę... i zacząłem tego żałować. Nie trudno zgadnąć, który okropnie irytujący człowiek z gwizdkiem zamiast strun głosowych wkroczył do środka.
- Zaraz mnie coś...- zaczęła moja towarzyszka, na co pokręciłem głową
Moje spojrzenie zatrzymało się na jej koniu, cudownym, jabłkowitym arabie o mądrych oczach. I w tamtym momencie niemalże zakręciło mi się w głowie... przecież ona go zamęczy. Odwróciłem się... nie mogłem już na to wszystko patrzeć.
- Vikuś, rusz ten swój tłusty zadek i zrób nam miejsce... Książę idzie- zapiszczała podekscytowana, a mi zrobiło się niedobrze. Jeszcze chwila i ujrzałbym moją zacną treść pokarmową na jej niebotycznie drogich oficerkach. Zaraz, zaraz... czy ona zamierzała wprowadzić arabka do boksu North... ale... gdzie się podziała Wish?
Moja towarzyszka z sykiem wciągnęła powietrze, gdy zobaczyła swoją karą klacz, stojącą dwa boksy dalej i omal nie wybuchła... już wiedziałem, że szykuje się niezła awantura.
- Co ty robisz do cholery?!- wrzasnęła, czym nieco wystraszyła Die... młoda klaczka wierzgnęła nerwowo, a ja odruchowo zacząłem gładzić ją po grzbiecie, modląc się o zachowanie swoich palców.
- Jak to co? lepsze konie stoją bliżej magazynu idiotko- fuknęła, a ja przybiłem sobie facepalm'a, Tori rzuciła się na Aleu z pięściami...
> Tori? c;?<
>Stęskniłam się za Viki i DA :D < ~Vika

od Ricka cd. Cassandry

Dziewczyna mi się spodobała. Zresztą większość dziewczyn mi się podoba. Jedno mi się nie spodobało : gdy zauważyła moje tatuaże to skrzywiła się. Bynajmniej tak mi się wydawało.
-Niezła co nie Soul? – Spytałem konia patrząc na odjeżdżającą dziewczynę. Koń zarżał jakby mówił : Debilu, czego się śmiałeś?
-Teraz na mnie tak? A kto mnie tu zostawił? – Zaśmiałem się. Podszedłem do ogiera i chciałem go złapać za kantar ale uciekał mi. Zachciało mu się zabawy.
-Wracaj! – krzyknąłem gdy koń nagle pogalopował w stronę akademii. Ten tylko przyśpieszył. Szybko pobiegłem za nim. Po chwili Soul stanął i dogoniłem go.
-Ja cię kiedyś zabiję… - oznajmiłem mu a on jakby nigdy nic pokłusował przed siebie.
-Serio? – spytałem sam siebie i pobiegłem za nim. Gdy minąłem róg stajni zobaczyłem Cass i jakiegoś chłopaka którzy gadali razem przy płocie. Wyglądał mi na jej brata. Zatrzymałem się i schowałem za rogiem.
-Ale wpadka… - szepnąłem. Założyłem kaptur od bluzy i cicho przeszedłem obok nich.
-Ej, ty. – usłyszałem głos chłopaka. Cholera. Jak ja nienawidzę tego konia.
-Ja? – Spytałem jak głupek nie odwracając się.
-Tak, ty. Coś ty za jeden? - s
-Taki nikt, w ogóle mnie tu nie ma. – powiedziałem i ruszyłem szybkim krokiem przed siebie. Niestety daleko nie zaszedłem bo ktoś mnie zatrzymał.

Cass?

Od Cassandry cd. Rick

Iratze był dziś wyjątkowo spokojny, koń anioł. Uśmiechnęłam się pod nosem, skręcając w moją ukochaną leśną dróżkę. Słońce dawało o sobie znać coraz bardziej, robiło się wyjątkowo ciepło. Ir przeszedł w miarowy kłus, a ja nareszcie mogłam oderwać się od tego wszystkiego i odetchnąć. Zaczęło wiać, skrzywiłam się. Że też nie wzięłam ze sobą żadnej spinki, czy huk wie czego... włosy przejmowały nade mną kontrolę. Musiałam wyglądać jakbym miała na głowie siano... rude siano. Zrezygnowana podniosłam wzrok i na chwilę znieruchomiałam, Iratze zwolnił do równego stępa. Przekręciłam głowę lekko na bok, chcąc bliżej przyjrzeć się "intruzowi", który znikąd pojawił się przed nami... nie znałam go. Kary koń znajdujący się przede mną również zaczął lekko zwalniać:
- A ty to kto?- zapytałam niemalże pod nosem... chyba jednak usłyszał
Kary ogier natychmiast stanął dęba, był niesamowity... I na tym "niesamowitość" niestety się zakończyła, ponieważ jego właściciel huknął o glebę, a cudowny koń galopem ruszył w las, skrzywiłam się. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że to moja wina
O matko, o matko, o matko... ale ja przecież nie chciałam, żeby komukolwiek coś się stało. Migiem zeskoczyłam z gniadosza, dziękując sobie w duchu, że nie skręciłam kostki, bo mój koń do najniższych nie należał. Następnie podbiegłam do chłopaka, który ku mojej uldze zaczął się podnosić.
- Ja... przepraszam- wydukałam, pomagając mu się podnieść
Na mój niemalże zawał odpowiedział śmiechem... czy on się śmiał do cholery?! Zmarszczyłam brwi i spochmurniałam
- I ty uważasz, że to jest śmieszne?- wymamrotałam nieco zirytowana
"Intruz" zdjął kaptur z głowy i wyszczerzył zęby w irytującym uśmieszku, po czym zmierzył mnie wzrokiem. Także złapałam się na tym że kilka razy go zlustrowałam. Chyba lubił tatuaże... o tak... miał ich dużo. Skrzywiłam się...
- Jestem Rick- powiedział jakby nigdy nic a ja kilkukrotnie zamrugałam z niedowierzania... Spadł z konia, który później mu uciekł i ma to w poważaniu? Gdybym zgubiła mojego Iratze, dostałabym zawału
- Myślę, że powinniśmy poszukać twojego...- nie dokończyłam, kary ogier wyszedł z krzewów i ku mojemu zaskoczeniu przydreptał prosto do chłopaka... Byłam totalnie zdezorientowana... ja...
- Skoro wszystko w porządku, to ja już sobie pójdę.. serio- wymamrotałam i wskoczyłam na grzbiet gniadosza. Ta sytuacja była dziwna... bardzo dziwna
Ruszyłam w kłus, chcąc dostać się do akademii, lepiej nie pakować się w żadne kłopoty. Nie tym razem, Ru by mnie zabił...
- Hej! Zaczekaj- usłyszałam jeszcze jego głos... wciąż się głupio cieszył, przyspieszyłam
- Mogłabyś się chociaż przedstawić!- w sumie racja, kultura zobowiązuje. Obróciłam głowę w jego stronę:
- Jestem Cass...
Kilka minut później, byłam już w akademii...
> Rick?<

>Od Viki: O! Czyli mamy karuska c: <

od Rick'a


 Jechaliśmy kilka godzin. Była chyba ósma lub dziewiąta rano. Słuchałem Demons – Imagine Dragons i oglądałem okropny wiejski krajobraz. I co w tej dziurze mamy mieszkać? Super… Jestem udupiony na bardzo długo. Niby jedziemy do nowej stajni dla Soul’a a tak naprawdę co? Jedziemy na jakieś zadupie. Czemu nie zajrzałem do bagażnika? W sumie ciotka nieźle to zaplanowała. Ostatnio dobrze się zachowywałem i nie stwarzałem problemów. Jeszcze powiedziała mi że to nagroda. Wreszcie dojechaliśmy. Dom wyglądał nieźle ale mało mnie to interesowało. Wyszedłem z auta i trzasnąłem drzwiami od jej ukochanego vana.
-Rick! – krzyknęła a ja zignorowałem ją, założyłem kaptur od bluzy i otworzyłem przyczepę. Soul był bardzo niespokojny. Stanął dęba.
-Spokój, nie ma się czego bać, jesteśmy na miejscu. – uspokoiłem cudem konia, wyprowadziłem z przyczepy i wsiadłem na niego.
- Kto pomoże mi rozpakować rzeczy? – spytała ciotka otwierając bagażnik. Po chwili przyjechało drugie auto w którym siedział jej nowy partner.
-Może twój nowy fagas, co? – odpowiedziałem pytaniem.
-Rick! Nie pozwalam ci się tak o nim wyrażać! – krzyknęła.
-Nie jestem już dzieckiem i nie będziesz mi mówić jak mam żyć.- odpowiedziałem wściekły.
-A ty dokąd? – spytała.
-Jak najdalej od ciebie! – Krzyknąłem i ruszyłem cwałem przed siebie. Po jakiś 10 minutach zauważyłem znak z napisem „Dressage Academy”.
-Może jednak nie będzie aż tak źle, co? – spytałem Soul’a na co on w odpowiedzi cicho parsknął i ruszył kłusem w stronę akademii. Po kilku minutach byliśmy już przed stajnią.
-A ty to kto? – usłyszałem głos za plecami. Soul przestraszył się i stanął dęba. Spadłem z hukiem na ziemię a ogier pocwałował przed siebie. Leżałem chwilę na ziemi.

Ktoś? :3

sobota, 18 marca 2017

od Viktorii cd. Avafo

Pomyślałam sobie o Gwieździe i uśmiechnęłam się smutno pod nosem. Iskierka wzdrygnęła się pod moim dotykiem ale towarzysząca mi dziewczyna uspokoiła ją. Obejrzałam jej nogi i pysk. Była delikatną klaczą i wydać było że ufała Avafo. Nie chciałam wdawać się w szczegóły co i jak.
-Chodź poznasz kogoś- powiedziałam do Tene która skakała wokół mnie, Avafo zaśmiała się bo mówiłam do psa-Tenebris! Siad.-powiedziałam i lekko machnęłam ręką, czarny owczarek usiadł a ja weszłam do boksu Amidii, klaczka cofnęła się do środka boksu i zarżała zdenerwowanie, wyjęłam uwiąz zza pleców i zapięłam jej go o kantar, wyprowadzanie Dii to zło... Klaczka powąchała Iskierkę która zarżała przyjaźnie, mój kary szatanek  stanął dęba trochę spanikowany, Avafo popatrzyła się na mnie jak na nieumiejętną dziewczynkę która dopiero zaczyna.
-Co się lampisz? Ogarnij Iskierkę.-warknęłam bo jej klacz też spanikowała Tene odsunęła się grzecznie i patrzyła się z zainteresowaniem.
-Nie musisz mnie informować co mam robić- odparła dziewczyna z wymuszonym uśmiechem, zacisnęłam zęby żeby nie poszczuć Tene na niej ale nie skusiłam się. Pomyślałam o przygodzie z Tomem kiedy to złamałam mu rękę...



>Avafo? c: <

sobota, 11 marca 2017

od Avafo cd. Viktorii

Poszłyśmy kawałek ta drogą. Po paru metrach znalazłyśmy się przed wielką bramą. Przeszłyśmy ją i poszłyśmy jeszcze dalej (konie z pastwiska nadal nam towarzyszyły). W końcu zobaczyłam jakieś zabudowania w oddali. Kiedy poszłyśmy bliżej okazało się ze to stajnie, hale, padoki itp. Konie z pastwiska zarżały na pożegnanie, ponieważ ich pastwiska już się skończyło i dalej z nami nie mogły iść. Poszłyśmy w stronę stajni i weszłyśmy do niej. Ujrzałyśmy piękne boksy, poidła itd. Przeszłyśmy w głąb stajni, A kopyta Iskierki ślicznie stukały. Kiedy tak sobie chodziłyśmy to przyglądałyśmy się jej mieszkańcom. W jednym z boksów stałą klacz o imieniu North, wiedziałam to ponieważ na drzwiach boksu była tabliczka. North jest piękna kara klaczą. Kiedy tak się jej przeglądałam uznałam że pewnie jest rasy Andaluzyjskiej. Dopiero potem zauważyłam dziewczynę siedzącą w boksie.
-Część!- powiedziałam z uśmiechem do dziewczyny.
-Część.- odpowiedziała nie zbyt przejęta moja osobą.
-Jak masz na imię? Ja nazywam się Avafo.- zapytałam z nadzieją że może zostaną koleżankami.
-Viktoria.- tym razem na mnie spojrzała i się mi uważnie przyjrzała- To twoja klacz?
-Tak. Ma na imię Iskierka. A czy ta North jest twoja?- pochwalił się dumnie Iskierka.
-Tak. To moja kochana klacz!- poczułam ze Viktoria chyba mnie polubiła.- Skąd wzięłaś się w Dressage Academy? Nigdy wcześniej Cię tu nie widziałam...
-Przeprowadziłam się z miasta tu do pobliskiej wsi. Szczerze to ja nawet nie wiedziałam że tu jest jakaś stadnina... Trafiłam tu tak że poszłam z Iskierką na spacer i tu przyszłyśmy.
-Aha. Będziesz się tu uczyć?- Viktoria chciała chyba się o mnie wszystkiego dowiedzieć.
-Jeszcze nie wiem, to zależy od moich rodziców.
-Mhm.- Viktoria wstała i wyszła z boksu swojej klaczy.-Mogłabym obejrzeć twoją klacz?
-Tak, oczywiście.
I Viktoria zaczęła oglądać i głaskać klacz. Iskierka zaczęła się troszkę denerwować, ale uspokoiłam ją.