Z początku byłam wściekła, potem zawładnęło mną przerażenie na przemian z furią i całą resztą uczuć. Ta szuja z gwizdkiem w mordzie bawiąca się we władczynię świata śmiała przestawić mojego konia, wyzywać mnie i stwierdzić że jej młody koń, jabłkowity arab jest lepszy od mojej NorthWish. Nie zaprzeczyłam ani nie potwierdziłam tego faktu, po prostu wciągnęłam ze świstem powietrze, popatrzyłam ze współczuciem na spłoszoną Amidię i z wściekłością na Aleu.
-Jeszcze raz tkniesz mojego konia...-wyszeptałam spokojnie i chłodno, dziewczyna o głosie gwizdka popatrzyła na mnie ze "współczuciem", raczej szyderczym. Zacmokała na swojego araba i wprowadziła go do boksu. Wtedy poczułam jak cała ta furia, wściekłość czy co to tam było wybucha w moich odczuciach, przy Rush'u starałam się być miła, lubiłam go jakoś inaczej, jemu i Jasonowi ufałam... Rzuciłam się na Aleu która odpinała kantar Francuzowi, nie panowałam nad moimi uczuciami, po prostu powtórzyłam ten chamski chwyt z garstkiem i szarpnęłam, szuja pisnęła z bólu i spróbowała wbić pazury w moją dłoń, ciągnęłam to w dół i na bok z każdą jej próbą wbicia mi jej szponów w rękę kończyło się takową reakcją z mojej strony. Wyszczerzyłam się w perfidnym uśmiechu widząc jak dziewczyna zwija się z bólu, przez myśl przebiegły mi wszystkie sposoby sprawiania bólu. Aleu wreszcie zrozumiała o co chodzi ale nagle przez jej twarz przeszedł cień chamskiego uśmiechu.
-Radzę uważać na Dię.-wymruczała i osunęła się z powrotem na kolana, podciągnęłam ją do góry i rzuciłam do najbliższego gnojownika, jej nowiutki sprzęt Francuza też tam wylądował. Wyglądała jak siedem nieszczęść ale to mnie radowało, znów czułam to czego nie doświadczyłam długo. Ponurej i wrednej satysfakcji. Tego mi brakowało, o tak. Pomachałam jej przed twarzą i odeszłam w swoją stronę. Usłyszałam jak ktoś dławi się ze śmiechu, był to Rush z Jasonem.
-Z czego szczerzycie pyszczki?-zapytałam z równie szerokim uśmiechem, próbowali złapać oddech ale było to chyba dla nich zbyt trudne bo zamiast normalnie powiedzieć wycharczeli coś co ledwo zrozumiałam.
-Aleu... gnojownik...ty! T..a..kie idealne!-wysapali pokładając się ze śmiechu, mnie również trudno było powstrzymać tę reakcje ale jednak wybuchnęłam śmiechem. Aleu piszcząca w gnojowniku była najlepszą chwilą tego dnia, chłopacy też tak sądzili.
-Jas, odprowadzisz Amidię na pastwisko?-zapytałam z uśmiechem a on pokiwał głową i zabrał uwiąz z ręki Rush'a.
Zauważyłam że Francuza nie ma w boksie North, moja klacz już tam stała. Arabek stał na pastwisku i z radością w migdałowych oczach cwałował i brykał. Oparłam się o płot i przyglądałam się Francuzowi.
-Uwolniłeś się od niej, prawda?-wyszeptałam a on zatrzymał się i swoimi bystrymi patrzałkami spojrzał na mnie jakby mnie rozumiał, zarżał cicho.-Będziesz wolny, powinieneś być wolny. Ona Cię tylko psuje, prawda śliczny?-nim się zorientowałam byłam już po drugiej stronie ogrodzenia i gładziłam go po delikatnym pysku. Zaczęłam rozmyślać o Rush'u. Był jednym z pierwszych, jemu ufałam najbardziej. Przyjaźniłam się z nim od początku mojego pobytu w Dressage Academy. Bardzo go polubiłam. Tylko polubiłaś? A może jednak się w nim zakochałaś?
-Nie! Nie zakochałam się w Rush'u!-zaprzeczyłam głosikowi który rozbrzmiewał w mojej głowie.-Przyjaźnie się z nim! A czy będziemy razem nie jest mi wiadome pieprzony głosiku!-krzyknęłam i usłyszałam kolejny śmiech, Rush'a.
-Słyszałeś wszystko!?-wyjąkałam. To mam przechlapane.
>Ru? c: <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.