- Jesteś nienormalny... przed chwilą kopnął cię koń, ręka ci puchnie a ty masz to gdzieś?- zapytałam bez przekonania, odsuwając się na bezpieczną odległość
Chłopak spojrzał na mnie niewzruszony... tak... chyba go to nie obchodziło. Odgarnęłam rozczochrane włosy z twarzy i westchnęłam, ocierając ostatki łez z policzków. Do teraz nie miałam pojęcia co się tutaj tak właściwie wydarzyło. Postanowiłam, że nie będę go o to pytać... w końcu nie potrzebowałam takich informacji. Zauważyłam, że Rick wstaje, lekko drgnęłam.
- Musisz iść do naszego lekarza, ten karosz mógł ci ją złamać- mruknęłam, wskazując na jego lewą rękę.
- Do cholery... idę szukać mojego konia!- był zły, krzyknął a ja się skuliłam, gdy to zauważył pokręcił głową
- Nie chciałem cię przestraszyć, po prostu spróbuj mnie zrozumieć. Soul jest dla mnie ważny- oznajmił i wstał, próbując rozprostować potłuczone miejsce.
Chyba jednak zbyt pochopnie oceniłam ten wypadek, wydawało się że to jednak zwykłe stłuczenie... inaczej nie mógłby nią ruszyć. Sekundę później przypomniałam sobie karego ogiera, był przerażony... zastanawiałam się, gdzie mógł pobiec. Gdy zdarzało się nam tutaj połamanie ogrodzenia, konie uciekały na sąsiednią łąkę w dole rzeki, znajdującą się tuż przy lesie. To było najbardziej prawdopodobne miejsce ucieczki.
- Chyba wiem, gdzie można go znaleźć- mruknęłam i wszystko mu wyjaśniłam- Ale to spory kawałek stąd- dodałam, na co się skrzywił- teoretycznie mogłabym pożyczyć ci szkółkowego konia, ale wątpię że dasz radę na nim pojechać- podsumowałam i potarłam ramiona, robiło się chłodno
Po chwili stwierdziliśmy, a raczej ja to zrobiłam, że idziemy pieszo. Rick trzymał jaskrawozieloną lonżę Iratze, którą postanowiłam mu pożyczyć i podrzucał ją do góry w geście zdenerwowania. Ja trzymałam swoją "bezpieczną" odległość. Jakoś nie bardzo marzyło mi się wyjście do lasu z tym typkiem. Na pewno z nim tam nie wejdę...
Po dłuższym czasie cichego marszu spojrzałam na ziemię i dostrzegłam ślady końskich kopyt. Czyli moje podejrzenia jednak były słuszne. Rick najwyraźniej również to zauważył i lekko się uśmiechnął.
- To musi być Soul...
- Dasz radę go przyprowadzić? Jest dość narowisty- mruknęłam cicho
Chłopak skrzywił się i zaklął pod nosem. Chyba nie wziął pod uwagę, że jest kontuzjowany.
Soul przypominał mi mojego Ir. Jeszcze rok temu miewał podobne zachowania. Naprawdę długo musiałam z nim pracować, aby osiągnąć postęp.
- Nie mam innego wyjścia
Spojrzałam przed siebie... leśna dróżka, niedobrze. Zatrzymałam się i lekko cofnęłam. Nie pójdę z nim tam, nie ma takiej opcji. Rick spojrzał na mnie niepewnie...
- Ja tutaj poczekam- oznajmiłam nadal pocierając zziębnięte od wiatru ramiona
- Miałem nadzieję, że mi pomożesz- burknął, na co się skrzywiłam
- Ja... pójdę tam, ale ty nie masz prawa się do mnie zbliżyć- odparłam i zaczęłam czekać aż zrobi pierwszy krok, żebym wciąż mogła trzymać bezpieczną odległość...
> Rick?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.