Strony

wtorek, 28 marca 2017

Od Cassandry cd. Rick

Iratze był dziś wyjątkowo spokojny, koń anioł. Uśmiechnęłam się pod nosem, skręcając w moją ukochaną leśną dróżkę. Słońce dawało o sobie znać coraz bardziej, robiło się wyjątkowo ciepło. Ir przeszedł w miarowy kłus, a ja nareszcie mogłam oderwać się od tego wszystkiego i odetchnąć. Zaczęło wiać, skrzywiłam się. Że też nie wzięłam ze sobą żadnej spinki, czy huk wie czego... włosy przejmowały nade mną kontrolę. Musiałam wyglądać jakbym miała na głowie siano... rude siano. Zrezygnowana podniosłam wzrok i na chwilę znieruchomiałam, Iratze zwolnił do równego stępa. Przekręciłam głowę lekko na bok, chcąc bliżej przyjrzeć się "intruzowi", który znikąd pojawił się przed nami... nie znałam go. Kary koń znajdujący się przede mną również zaczął lekko zwalniać:
- A ty to kto?- zapytałam niemalże pod nosem... chyba jednak usłyszał
Kary ogier natychmiast stanął dęba, był niesamowity... I na tym "niesamowitość" niestety się zakończyła, ponieważ jego właściciel huknął o glebę, a cudowny koń galopem ruszył w las, skrzywiłam się. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że to moja wina
O matko, o matko, o matko... ale ja przecież nie chciałam, żeby komukolwiek coś się stało. Migiem zeskoczyłam z gniadosza, dziękując sobie w duchu, że nie skręciłam kostki, bo mój koń do najniższych nie należał. Następnie podbiegłam do chłopaka, który ku mojej uldze zaczął się podnosić.
- Ja... przepraszam- wydukałam, pomagając mu się podnieść
Na mój niemalże zawał odpowiedział śmiechem... czy on się śmiał do cholery?! Zmarszczyłam brwi i spochmurniałam
- I ty uważasz, że to jest śmieszne?- wymamrotałam nieco zirytowana
"Intruz" zdjął kaptur z głowy i wyszczerzył zęby w irytującym uśmieszku, po czym zmierzył mnie wzrokiem. Także złapałam się na tym że kilka razy go zlustrowałam. Chyba lubił tatuaże... o tak... miał ich dużo. Skrzywiłam się...
- Jestem Rick- powiedział jakby nigdy nic a ja kilkukrotnie zamrugałam z niedowierzania... Spadł z konia, który później mu uciekł i ma to w poważaniu? Gdybym zgubiła mojego Iratze, dostałabym zawału
- Myślę, że powinniśmy poszukać twojego...- nie dokończyłam, kary ogier wyszedł z krzewów i ku mojemu zaskoczeniu przydreptał prosto do chłopaka... Byłam totalnie zdezorientowana... ja...
- Skoro wszystko w porządku, to ja już sobie pójdę.. serio- wymamrotałam i wskoczyłam na grzbiet gniadosza. Ta sytuacja była dziwna... bardzo dziwna
Ruszyłam w kłus, chcąc dostać się do akademii, lepiej nie pakować się w żadne kłopoty. Nie tym razem, Ru by mnie zabił...
- Hej! Zaczekaj- usłyszałam jeszcze jego głos... wciąż się głupio cieszył, przyspieszyłam
- Mogłabyś się chociaż przedstawić!- w sumie racja, kultura zobowiązuje. Obróciłam głowę w jego stronę:
- Jestem Cass...
Kilka minut później, byłam już w akademii...
> Rick?<

>Od Viki: O! Czyli mamy karuska c: <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.