wtorek, 10 października 2017

od Sama - Halloween

Wychodziłem właśnie z boksu Noctis'a, pocierając swoje ramię. Ogier chyba wstał dzisiaj lewą nogą. Pierwsza rzecz, jaką zrobię po przyjściu do pokoju, to wsmarowanie altacetu i zrobienie okładu. Uczniowie krzątali się po boksach, na twarzach i dłoniach kilku z nich widać było ciekawe charakteryzacje, ja chyba nie będę jej potrzebował. Uśmiechnąłem się i przeszedłem przez plac, kierując się do pokoju. Wchodząc po kilku stopniach, zauważyłem że szkoła jest nieźle przygotowana na Halloween. Wszędzie zwisały dekoracje a przy drzwiach był dynie, z wyżłobionymi końmi. Pchnąłem mosiężne drzwi i wszedłem do środka, przywitałem się z kilkoma rówieśnikami  z grupy i poszedłem do pokoju. Niezdarnie otworzyłem pokój bolącą ręką. Zatrzasnąłem drzwi nogą i zastanowiłem się, gdzie może być maść. Zdjąłem bluzę i podwinąłem rękaw czarnej bluzki, na ramieniu widać było czerwony ślad po zębach ogiera. Lewą ręką sięgnąłem po maść i zaciskając zęby, posmarowałem bolące miejsce. Zaczynałem już przyzwyczajać się do tego wariata. Podszedłem do kuchni, kucając przy półce, gdzie miałem cukierki i inne przekąski. Znalazłem gdzieś nawet sztuczną krew. Przesypałem słodkości do dużej miski i położyłem je na stolik. Postanowiłem zabrać się za charakteryzację, miałem już pomysł co zrobię. Chwyciłem pisak, leżący gdzieś na blacie i wyrysowałem miejsce "ran". Idąc do łazienki, znalazłem jeszcze soczewki, które podrzucił mi Dean. Mogły się przydać, ale to później, jak przyjdzie reszta. Zacząłem nakładać krew, w miejsca gdzie były ślady po długopisie. Sztuczna posoka ludzka ściekała po moich rękach, tworząc ciekawy efekt. Gdy skończyła się cała tubka, usiadłem i czekałem, aż to dziadostwo zaschnie. Minęło jakieś dziesięć minut, gdy osiągnąłem zamierzony efekt i krew była sucha. Teraz mogłem założyć te soczewki, chociaż to będą pierwsze które założę, nie licząc tych, które nosiłem w pierwszej klasie, ale to były kontaktowe. Zakładanie ich poszło w miarę szybko, pomimo trudności  w manipulowaniu jedną ręką. Zamrugałem kilka razy i spojrzałem w lustro, mój naturalny kolor oczu był  teraz zakryty mocnym, czerwonym odcieniem. W sumie, wyglądało to ciekawie. Tubka krwi, którą rzuciłem na umywalkę, jeszcze się przydała. Wykrzesałem z niej resztki, polewając nią kąciki ust i dodając trochę na skroń. Wyszedłem z łazienki, idealnie w momencie gdy usiadłem na łóżku, ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie wstałem i otworzyłem je. Stała tam Anne i Paul. Przywitałem ich i zaprosiłem, rudowłosa trzymała tabliczkę Ouija w rękach. Poczułem ścisk w gardle, jednak to będzie moja druga sesja. Spojrzałem na stolik, gdzie wszystko było rozrysowane.
- Ale jak coś, to kończymy? - zapytał czarnowłosy. Skinęliśmy zgodnie głowami i zasiedliśmy przy stole. - Swoją drogą, spoko charakteryzacja Sam. - powiedział i popatrzył na mnie jeszcze raz. - No chyba że to wina Noctisa. - pokręciłem głową, tamci skwitowali to roześmianiem się. Położyliśmy dłonie na szklance, Ann zgubiła gdzieś pozostałość z tabliczki, więc musieliśmy zadowolić się prowizoryczną szklanką. Z rudą zawsze udawały się sesje, więc i ta się uda. Atmosfera zaczęła robić się bardziej poważna, nigdy nie traktowaliśmy takich "zabaw" jako zwykłą rozrywkę. Wszyscy wiedzieliśmy, jakie ryzyko to za sobą niesie. Tym razem, osoba z którą się kontaktowaliśmy uczęszczała do tutejszej Akademii. Poniosła brutalną śmierć, nie spodziewaliśmy się że odpowie szybko. Istniała też opcja, że nie odpowie wcale. Ann zadała podstawowe pytanie - jak się nazywasz. Przez kilka minut nic się nie działo, zastanawialiśmy się nad kolejnym pytaniem. W momencie, gdy rudowłosa otworzyła usta, by coś powiedzieć, zamrugało światło a szklanka poruszyła się lekko.
Chwyciłem szybko długopis i kartkę, wpatrując się w ruchy naczynka. Ruchy były powolne, ale staraliśmy się być cierpliwi. Minęło 6 minut, gdy skończyła "pisać".
- Mi chiamo Alyss. - odczytałem, jąkając się. Obstawiałem włoski, albo jakiś inny język. - A normalnie?  - zapytałem, po chwili szklanka  znów poruszyła się, tym razem układając się w "Na imię mi Alyss." Przeczytałem to reszcie, skinęli zgodnie głowami i zapytali o przyczynę jej śmierci. Nastała niepokojąca cisza, rozejrzałem się po pokoju. Przeszły mnie ciarki, pomimo tego że  w pokoju było ciepło. Nie odrywałem dłoni ze szklanki, poczułem jak lekko się porusza. Podniosłem gwałtownie głowę, by przyjrzeć się co nasz duch będzie chciał nam przekazać. Szklanka powoli zmieniała swoje miejsce, tworząc kolejne słowa. Tym razem w jej wiadomości zawarte były cyfry.
- Mam. - powiedziałem. - To było w '89. - przeczytałem i znowu poczułem na sobie czyjś wzrok. - "To" czyli Twoja śmierć? - zadałem jej pytanie, wskaźnik pod postacią szklanki się nie poruszał. Powoli zaczynaliśmy tracić nadzieję na dalszy kontakt. Trwała cisza, słychać było tylko głuche głosy uczniów, którzy też zapewne bawili się na Halloween. Światło zaczęło mrugać, parę sekund później rozległ się trzask i zgasło jedyne oświetlenie. Szklanka zaczęła się gwałtownie poruszać tworząc chaotyczne słowa i zbitki liter.  Nie mogliśmy puścić wskaźnika, przynajmniej do czasu pożegnania. Spojrzałem w stronę kuchni, idealnie w momencie gdy kubek zsunął się z połowy blatu i rozbił się na podłodze.
- Jak do cholery!? - krzyknąłem, Ann próbowała oderwać wzrok od tabliczki. - Pożegnajcie ją! - Rudowłosa zaczęła typową formułkę do zakończenia rozmowy.
- Już! - usłyszałem sapnięcie ulgi rudowłosej, która była najbardziej spanikowana. Paul wciąż wpatrywał się  z niedowierzaniem w tabliczkę i kartkę. - Mam dość tej sesji! - powiedziała łamliwym głosem. Skinąłem głową i przeczesałem włosy, wciąż jednak ułożone były dość podobnie, do tamtej fryzury. Przeszedłem ostrożnie do kuchni i posprzątałem szkło, wciąż nie mogłem uwierzyć, w to co właśnie się tu wydarzyło. Wszystko inne było nietknięte, tylko tamto szkło i nasza psychika. Zaparzyłem kawę, wiedziałem że Paul woli herbatę, więc wyszło że będą dwie kawy i jedna herbata. Stałem przez chwilę w kuchni, opierając się o blat i przyglądając się, co robi tamta dwójka. Dochodziła już 20 a my piliśmy kawę, czemu by nie? Za jakieś pół godziny mieliśmy być przed stajnią, Ann i Paul stwierdzili, że spotkamy się w umówionym miejscu. W drzwiach czarnowłosy pomachał mi i wyszedł, wraz z rudą. Zostałem sam, nie mając bladego pojęcia, co ze sobą zrobić, po prostu się położyłem i liczyłem że przeżyję.  Włączyłem laptopa i zacząłem przeglądać Internet, szukając pomysłu na jakieś ciekawe spędzenie wieczora, po zabawie w Akademii. Nie znalazłem nic ciekawego, czas minął. Dobiegło mnie pukanie w drzwi, wstałem i otworzyłem, stali tam Ruda i Paul. Dziewczyna wyglądała jakby ktoś ją porządnie zmasakrował, chłopak miał "szwy" wokół szyi i soczewki, ich ciuchy nieźle ucierpiały na tej charakteryzacji.
- Poczekajcie, przebiorę się. - powiedziałem i otworzyłem szerzej drzwi, by mogli wejść. Obydwoje usiedli na moim łóżku, ja tymczasem wykitrałem z szafy najbardziej zniszczone ubrania, jakie mogłem znaleźć. Jeansy były podarte na kolanach a bluzka porwana w kilku miejscach. Założyłem jeszcze glany  i rzuciłem starymi ciuchami na łóżko. Dwójka wstała i mogliśmy iść. Otworzyłem drzwi i puściłem ich przodem,  zamknąłem drzwi na klucz za sobą i dołączyłem do nich. Wepchaliśmy się jakoś, w tłum uczniów lgnących w stronę stajni. Nauczyciele i trenerzy grupowali młodzież, by nie była to jedna wielka kupa nieogarnięcia. Chwilę potem zmierzaliśmy zgrani w stronę stajni, gdzie czekała na nas już najważniejsza część całego dnia. Dyrektorka czekała na ciszę, dosiadała ona bułanego wałacha. Pomimo swojego wieku, często jeździła na zawody, skakała i jeździła lepiej niż niejeden z nas.
- Kochani! - zaczęła, niezbyt uroczyście jak na nią. - Dawno nie organizowaliśmy zabaw Halloween'owych. Dokładniej 28 lat. Niektórzy z was wiedzą, inni dowiedzą się a reszta musi się domyślać lub pójść do biblioteki. - Przerwała i rozejrzała się po nas. Nikt nie wyrażał chęci by teraz sobie pójść. Zabawa dopiero się rozkręcała. - Zostaniecie podzieleni na 2 grupy, szukający i uciekający. Macie teraz 30 minut na osiodłanie koni. - zakomunikowała i poszła rozgrzewać swojego konia. Wszedłem do siodlarni i zabrałem rzeczy potrzebne na zabawę. Położyłem sprzęt ogiera przy jego boksie i wszedłem tylko ze skrzynką i uwiązem. Skulił uszy, miałem trochę dość jego fochów więc szybko podpiąłem karabińczyk i przywiązałem uwiąz do jednej z krat. Odwrócił głowę z obrazą i kulił po sobie uszy, gdy jeździłem naprzemiennie twardą i miękką szczotką po jego ciele. Podniosłem lekko kantar i przeczyściłem jego pysk delikatnie, kłapnął zębami i podniósł tylną nogę, jak na Noctis'a to duży postęp. Odłożyłem szczotki i sięgnąłem po kopystkę. Stawiał się przy czyszczeniu kopyta ale wreszcie pozwolił mi je wyczyścić. Zarzuciłem na niego czaprak, wraz z podkładką. Założyłem mu siodło i sięgnąłem lewą ręką po popręg. Dopiąłem go na drugą dziurkę, ogier skulił uszy ale nie zaprotestował. Z ogłowiem poszło gorzej, był bliski uwalenia mnie w rękę, tym razem dostał mocniej niż zwykle bo zaczął gryźć swojego sąsiada. Spojrzał na mnie  z wyrzutem. Wzruszyłem tylko ramionami i założyłem mu ochraniacze z odblaskami. Wyprowadziłem go z boksu, równocześnie zakładając kask i podprowadzając Noctis'a do schodków. Włożyłem nogę w strzemię i szybko przerzuciłem drugą, wkładając stopę do strzemienia. Bułanek odsunął się, licząc że coś zdziała. Nie tym razem, docisnąłem łydkę i dołączyłem do grupy szukających. Postanowiłem podpytać o Halloween jednego ze starszych, który szeptał coś o tym. Dyrektorka oznajmiła start. Uciekający ruszyli kłusem, za zakrętem zagalopowali. Słychać było tylko ich śmiechy i tętent kopyt zwierząt. Mieliśmy 5 czasu na wyjazd. Podjechałem do chłopaka, który siedział na siwym koniu.
- Um... mam pewne pytanie. - zacząłem niepewnie. Odwrócił się w moją stronę. - Ta śmierć w '89. Alyss King. - uniósł brwi i zaczął mi się przysłuchiwać. - o co chodziło? - spojrzał na mnie poważnie. Wyglądał jakby miał się zaraz odezwać ale rozległ się dzwonek startowy, Noctis strzelił barana i wystartował do przodu. Cudem udało mi się utrzymać na nim bez strzemion i w pełnym galopie. Wyszedł na prowadzenie i dopiero wtedy przeszedł do kłusu. Czarnowłosy podjechał do mnie, zaśmiewając się. Zostaliśmy w tyle, w sumie nie przeszkadzało mi to, nie licząc tego że dekoracje na drzewach mnie trochę przerażały.
- Alyss King, mówisz? - skinąłem głową i zmieniłem nogę, na którą anglezowałem. Za zakrętem zagalopowaliśmy by dojechać do reszty. Noctis wybił się łagodnie (jak na niego) i lekko wylądował po drugiej stronie przeszkody crossowej. Zwolniłem trochę i pozwoliłem chłopakowi na siwku, do nas dojechać. - Kontynuując, w pierwszej wersji podcięła sobie żyły, ale nikt w to nie wierzył. Była wzorową uczennicą, która nigdy nie miała skłonności samobójczych, więc to wykluczamy. W dodatku, kto normalny, chciałby zabić się w boksie własnego konia? - zapytał, nie czekając na moją odpowiedź kontynuował. - Została znaleziona martwa, u Saturna, jej drugi koń. - wytłumaczył szybko, widząc moją zdziwioną minę. - Miała zakrwawione ręce, rany były zbyt głębokie, by mogła je sobie sama zadać. - wzdrygnąłem się lekko i uciszyłem go, palcem wskazując na jasny kształt w oddali.
- To ktoś z uciekających? - zapytałem czarnowłosego, to on znał się tu lepiej i chwilowo szefował. Wytężył wzrok a po chwili pokręcił głową.
- To Peek, sprawdza miejsca, gdzie można zrobić sobie krzywdę. - zamilkł i kontynuował opowieść. - Więc... Alyss miała z chirurgiczną precyzją podcięte żyły. Miała poobijaną twarz i rozcięty łuk brwiowy. No i dla smaczku - stało się to w Halloween. - wzdrygnąłem się lekko, gdy Noctis gwałtownie zahamował i zaczął się cofać. Docisnąłem łydki, by poszedł do przodu, starałem się dodać mu jakiejkolwiek otuchy. Zadębował i zarżał cicho, jakby tam kogoś widział. Kilka sekund później ogier wystrzelił jak z procy do przodu, rzucając dziko łbem i strzelając barany. Wyrwał mi wodze, byłem zdany na jego grzywę i siebie. Wreszcie się opanował a ja z ulgą pozbierałem wodze, trzęsącymi się rękoma.
- On tak zawsze? - zapytał. - Tak w sumie to jestem Nick. - przedstawił się, skinąłem głową i również się przedstawiłem. - Wyglądał jakby zobaczył ducha. Z resztą ty też. - zaśmiał się, skwitowałem to nerwowym uśmiechem i ruszeniem kłusem do przodu. Czarnowłosy prowadził i wciąż mówił o Alyss.
- Była jakaś wzmianka o tym, że ta dziewczyna nawiedza tę szkołę, albo kontaktuje się w jakikolwiek sposób z uczniami?  - zapytałem, to pytanie nie dawało mi spokoju. Chłopak spojrzał na mnie, jakbym właśnie wyjechał mu z tekstem że wygrałem w totka albo jestem księdzem.
- Szczerze... to kilka osób coś wspom...
- Ouij. - powiedziałem. - dzisiaj w moim pokoju zaczęły się dziać dziwne rzeczy, byt przedstawił się jako Alyss. - Zaczerpnąłem powietrza i zacząłem mówić dalej. - Sądzisz, że to mogła być ona? - popatrzyłem w las, miałem dziwne wrażenie że ktoś tam stoi. Zapewne to tylko złudzenie... które przyprawia mnie ciarki. Rozległ się gwizdek, oznaczający powrót i rozpoczęcie kolejnej zabawy. Równoznaczny z godziną 23.


---------

1 opowiadanie na event :D Nie umiem zakańczać :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.