***
Szczerze mówiąc uwielbiam Hallowen. Moje życie to ciągła adrenalina a Hallowen to dzień w którym legalnie mogę doprowadzać do zawału wszystkich wokoło i nikt nie będzie miał mi tego za złe. Niestety dziś było inaczej... Ogólnie cały dzień zapowiadał się chujowo.
***
-Spieprzaj szatanie kudłaty do piekła dla psów co kurwa w środku nocy wkurwiają ludzi albo cię tam wyślę poćwiartowanego w liście perfumowanym!!!- wykrzyczałem ile sił gdy po paru minutach Tajfun zaczął mnie baaaaardzo wkurzać. Ten pies ma chyba coś z głową, na spacery mu się kurna o trzeciej w nocy chodzić zachciało...
-Nosz kurw! Wstaję już!- krzyknąłem ponownie gdy pies po raz kolejny zaczął 'jeść' moje włosy jednak po chwili ściszyłem ton bo przecież jest jeszcze cisza nocna. Zachciało się pieseczkowi kurde na spacerek...
Miałem na sobie krótkie spodenki, więc szybko nałożyłem na nie jeansy, założyłem pierwszą lepszą koszulkę i chwyciłem smycz tego kundla, błyskawicznie podpinając ją do obroży. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę wyjścia z budynku.
W środku czułem lekki niepokój, w końcu trzecia w nocy, jakiś pojeb na środku korytarza chodzi sobie z pieskiem. No cóż...
Właściwie zaniepokoiło mnie to że jest dość cicho, niby jest środek nocy ale jednak to Hallowen i ludzi powinno być dużo bo w końcu ktoś powinien tu straszyć. KTOKOLWIEK.
Ale szczerze mówiąc już od paru dni miałem wywalone na trzydziestego pierwszego listopada, co nawet mnie samego zadziwiło bo zazwyczaj przygotowywałem super pranki już dwa tygodnie wcześniej a tutaj nic... Jakoś tak wyszło w tym roku...
A więc wróćmy do najspokojniejszego spacerku ever...
Przed budynkiem nie czekało na mnie nic ciekawego, jedynie cholernie niska temperatura i deszcz. Przeszedłem paręnaście kroków obok akademii i cierpliwie poczekałem aż pies załatwi swoje potrzeby, po czym skierowałem się z powrotem do swojego pokoju. Na korytarzach delikatnie tliły się świeczki, cisza powieliła cały hol. W pewnym momencie usłyszałem ciche aczkolwiek zrównoważone i szybkie kroki a następnie trzask drzwi. Szczerze mówiąc nie przejąłem się tym zbytnio i skierowałem się do swojego pokoju.
-Nie, no to jakieś żarty są...- szepnąłem gdy zauważyłem że drzwi do mojego pokoju są otwarte i coś wewnątrz pomieszczenia się świeci.
Błyskawicznie wpadłem do pokoju, jednak nie zastałem tam nikogo i nic interesującego, nie licząc lampionu z dyni i tajemniczej paczki na stoliku, szybko zamknąłem za sobą drzwi które będąc otwarte zakrywały niespodziankę na ścianie. Tą 'niespodzianką' okazał się znak gwiazdy mi namalowanej czerwoną substancją.
Moja reakcja była prosta - dość krótki i trochę cichy (helo!!! środek nocy) krzyk przekleństwa gdyż pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy to taka, że to krew. Podszedłem bliżej i dotknąłem tego czerwonego czegoś.
-Nie no bardzo śmieszne... Nie ma to jak, kurwa ketchup... No i teraz to muszę sprzątać!- warknąłem szukając po szafkach papierowych ręczników i specjalnego detergentu do czyszczenia tego ekhm... gówna. Po oczyszczeniu ściany z tej 'niespodzianki', odpiąłem smycz Tajfunowi i położyłem się spać zapominając o tajemniczym pakunku na stoliku.
***
Obudził mnie przeraźliwy dziewczęcy krzyk, o mało nie spadłem z łóżka. Zrzuciłem wzrok na zegarek - piąta rano. Wstałem z łóżka i zacząłem szukać źródła dźwięku. Jednak nie mogłem go znaleźć. Po chwili znowu usłyszałem ten sam krzyk za plecami tyle głośniejszy niż poprzednio. Odwróciłem się i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to pakunek.
-Skąd się tu wziął?- kompletnie nie pamiętałem co on tu robi, jednak po parunastu sekundach wspomnienia z wczorajszej niespodzianki na ścianie.
-Co się tak dziwnie patrzysz? Nie widziałeś nigdy ducha?- usłyszałem głos tym razem męski. Serio przeraziłem się bo on dochodził z pudełka a z tego co pamiętam jest Hallowen i do tego piąta dwadzieścia trzy.
-Tutaj w pudełku inteligencjo!- usłyszałem po raz kolejny głos, wyczuwalny był tu sarkazm.
-Co do cholery...- szepnąłem sam do siebie podnosząc pudełko w dłonie, delikatnie jakby coś miało zaraz w środku wybuchnąć i usiadłem na łóżku.
-Delikatnie!!! Jest tu trochę nie wygodnie a ty mi pobytu w tej puszcze nie umilasz!- usłyszałem oburzony krzyk, tak głośno, że przekląłem i upuściłem pudełko na łóżko.
-No mówię ci że delikatnie!!!
-To są jakieś żarty tak?
-No co ty...
-To sto procent jest prank. Sto procent
-Nie, wiesz. Albo to prank albo ci odwaliło i potrzebujesz psychiatryka ewentualnie dziś serio jest Hallowen i duchy ożyły- usłyszałem śmiech. Spojrzałem zdezorientowanym wzrokiem na pakunek.
-Ojojoj... Chłopczyk siedzi sobie przestraszony- pudełko po raz kolejny się odezwało i tego już dla mnie było za wiele. Złapałem szybkim ruchem pakunek i rzuciłem nim z całej siły o ścianę. Pogniotło się trochę jednak nic poważnego się nie stało. Błyskawicznie wstałem, znalazłem jakąś reklamówkę i wpakowałem tam pudełko po czym to wszystko wrzuciłem do szafy którą szybko zamknąłem.
Oparłem się o ścianę jakbym dostawał zawału serca i spojrzałem dosłownie przerażony na Tajfuna który dopiero co się obudził i także na mnie patrzył tyle że wzrokiem debila.
-Co to było?! Ja tu o mało nie zginąłem...- oddychałem ciężko, cholernie mnie to przeraziło. Chwilę stałem, by jeszcze to wszystko szybko przemyśleć po czym poszedłem pod prysznic.
***
Skończyłem brać prysznic, ubrałem się i otworzyłem drzwi od łazienki.
-CHOLERA jasna...- krzyknąłem bo przed drzwiami stał jakiś klaun a dokładniej mój stary kumpel z gimnazjum przebrany za 'przerażającego' klauna a obok niego stała Rosalie śmiejąc się do rozpuku.
-Ale miałeś minę! Żałuj że nie widziałeś- zaśmiał się Benjamin.
-Pierdol się... Co tutaj robicie, jest piąta rano...- przewróciłem oczami.
-Tak dokładnie to jest godzina szósta czterdzieści osiem- wyszczerzył się brunet.
-Nie ciebie się pytałem!
-Aczkolwiek zadałeś to pytanie w liczbie mnogiej a oprócz mnie i Rossie nikogo innego tutaj nie ma- westchnąłem głośno na odpowiedź chłopaka.
-Kocham cię- uśmiechnął się Benjamin.
-Pierdol się geju!
-Sam jesteś gejem! Mam dziewczynę!
-A ja mam narzeczoną! I co pedokrecie!
-Pedokrecie?- zdziwił się.
-Połączenie pedofila i kreta z racji tego że masz wadę wzroku i bez okularów czy soczewek kompletnie nic nie widzisz- uśmiechnąłem się zwycięsko. Brunet chciał coś jeszcze powiedzieć ale moja kochana siostra na szczęście mu przerwała.
-Dobra spokój... Jak tam twoje serce?- spytała ze śmiechem po czym usiadła na łóżku.
-A coś ma być z nim nie tak?- przewróciłem oczami. Oboje wybuchnęli śmiechem.
-O co wam do cholery chodzi?!- warknąłem wkurzony przypominając sobie sytuację z nocy.
-Nie odebrałeś przypadkiem tajemniczego pakunku?- zaśmiał się Ben.
-A więc to wasza sprawka wredoty jedne!- wkurwiłem się. I to porządnie.
-A czyja Sherlocku?- Rossie wręcz wiła się ze śmiechu.
-Ale śmiechłem... A teraz przyznać się kto wpadł na pomysł ujebania mi ściany ketchupem a kto na podrzucenie pudełka- spojrzałem na nich karcąco.
-Ketchup był moim pomysłem- podniosła rękę Rosalie powstrzymując resztki śmiechu- Gadający pakunek był pomysłem Bena!
-Zabije was zaraz!!!
-Spokojnie... Chcesz wiedzieć jak to się stało czy nie?- uśmiechnął się brunet.
-Gadaj ale już!
-A więc: planowaliśmy ten prank od dłuższego czasu. Przyjechałem do Rosalie i obserwowaliśmy cię całą noc. Kiedy wyszedłeś na spacer z Tajfunem, skorzystałem z okazji i podrzuciłem ci pudełko w którym był podłączony telefon z głośnikiem- i w tym momencie zrozumiałem jak bardzo mam przejebane w końcu o ile dobrze pamiętam rzuciłem pudełkiem o ścianę... Dość mocno- Głośnik był połączony z telefonem który miał aktywne połączenie z moim. Wystarczyło trochę poczekać aż pójdziesz spać po to by cię potem szybko zbudzić. I uprzedzając twoje pytanie, zostawiliśmy kamerkę w twoim pokoju by móc obserwować co robisz
-Spieprzaj mi z tą kamerą ale już!!!- krzyknąłem.
-Okey, okey ale oddaj mi to pudło- zaśmiał się Benjamin po czym podszedł do stolika i zza zegarka wyjął małą kamerę. Przewróciłem tylko oczami po czym odwróciłem się do szafki i podałem mu reklamówkę. Wyjął z niej źródło mojego prawie zawału po czym jęknął z niezadowoleniem.
-Coś nie tak?- teraz to ja się śmiałem.
-Rozwaliłeś mi głośnik i telefon...
-No i co?
-Zabiję cię!
-Uspokój się pedokrecie!
-Nie nazywaj mnie tak!- krzyknął Ben. Już miałem rzucić kolejną ripostę jednak dostałem w głowę pudłem w którym znajdowały się przedmioty naszej kłótni.
-Benjamin! Ogarnij się! Chcesz go zabić?!- szybko podbiegła do mnie Rosalie.
-Nie, chciałem go tylko pogłaskać... Oczywiście że tak a co by innego!- warknął.
-Spoko, nic mi nie jest- uśmiechnąłem się. Ten dzień Hallowen zapowiadał się bardzo ciekawie...
Jej dałam radę xD Cóż jestem obecnie w szpitalu po wypadku jakby ktoś nie wiedział i nie wiem kiedy wrócę. Generalnie pisałam to wszystko na kartce i poprosiłam moją siostrę by mi to przepisała wszystko. Gdyby nie coś takiego jak : stawiam ci pizzę. To zapewne tego opowiadania by tu nie było więc dziękuję swojej siostrze xDD Oczywiście humorek musi być
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.