Strony

środa, 29 sierpnia 2018

Od Scarlett - To twój problem! / z. #4

- Próbujemy? - spytałam.
Hot wstrząsnął grzywą.
Przycisnęłam łydki, a wałach ruszył z miejsca narwanym galopem.
- Pryt...
Ogarnął się. Jechał teraz bardzo płynnie.
Najechaliśmy na pierwszą przeszkodę; dosyć niski okser.
- Dajesz! - Wrzasnęłam przed przeszkodą. Hot z chęcią ją skoczył i już skupił się na drugiej, mimo że była na drugim końcu ujeżdżalni.
Drugą przeszkodą był krzyżak. Z tym nie powinno być problemów.
- Hoop! - Wrzasnęłam znowu. - Super!
Ach, te moje okrzyki bojowe. Zawsze działały na mojego wałacha.
Kolejną przeszkodą było doublebarre. Oczywiście im trudniej tym lepiej, więc na samą myśl zrobiło mi się gorąco.
Kolejnymi przeszkodami był podwójny szereg i jeszcze jeden okser. Pokonaliśmy je wręcz idealnie, może nie licząc tego, że Hot zbyt przyspieszał przed przeszkodami i nawet półparada na niego nie działała. Przeszłam do stępa.
- Dobrze, misiek! - powiedziałam i przytuliłam się do Hota. Pracował dzisiaj (jak na niego) wyśmienicie. Należy mu się za to nagroda. Okazało się, że mam w kieszeni bryczesów kawałek marchewki, więc wyciągnęłam się w siodle i podałam mu.
- Brawo - poklepałam go. Nagle usłyszałam, że grzmi. Spojrzałam w niebo. - Chyba idzie mocna ulewa. Lepiej kończmy.
Postępowałam więc jeszcze chwilę, po czym zatrzymałam konia i zsiadłam. Popuściłam popręg, podciągnęłam strzemiona i poprowadziłam go do stajni.
- Przepraszam cię... - usłyszałam nagle.
Spojrzałam. Przed stajnią stała jakaś dziewczyna, na oko w moim wieku. Chyba już ją widziałam... Myśl... Aha, to stajenna. Trzymała w ręku kantar z uwiązem i wyglądała na zaniepokojoną.
- Coś się stało? - spytałam.
- Potrzebujemy pomocy w sprowadzaniu koni z pastwiska. We trójkę nie damy rady przed deszczem. Pomożesz nam?
Zastanowiłam się chwilę. W sumie czemu nie.
- W porządku. Muszę tylko rozsiodłać mojego konia, bo jest bardzo zmęczony.
- Jasne. Dzięki wielkie - uśmiechnęła się i pobiegła na pastwisko.
Szybko rozsiodłałam Hota. Spieszyłam się, a on to wyczuwał. Przyglądał mi się zaciekawiony.
- Nic się nie stało, możesz być spokojny. Muszę pomóc. - Pocałowałam go w czoło. - No, lecę.
Wzięłam pierwsze lepsze dwa kantary z uwiązami i pobiegłam na pastwisko. Po drodze zauważyłam dwóch pozostałych stajennych prowadzących konie do stajni. Jednym z nich był Jason, którego zdążyłam już poznać. Rozmawiałam z nim kiedyś.
- Hej - powiedziałam.
- Cześć.
Spojrzałam na konie. Było ich jeszcze około dziesięciu.
Zagrzmiało i zaczęło kropić.
Jeden siwy ogier stał i przyglądał mi się. Podeszłam do niego i założyłam mu kantar.
- Grzeczny - powiedziałam i poszłam po srokatą klacz.
Z tą jednak było trochę problemów. Kiedy do niej podeszłam, zarżała cicho i obróciła się do mnie zadem. Kiedy ponowiłam próbę, uciekła kłusem.
W końcu wyjęłam z kieszeni kawałek marchewki. Udało się. Klacz podeszła i schrupała przysmak, a ja w tym czasie założyłam jej kantar.
Już miałam prowadzić oba konie do stajni, kiedy nagle zorientowałam się, że nawet nie wiem gdzie mieszkają.
- Scarlett? Ty łap konie, a my będziemy je prowadzić do stajni - krzyknął Jason. Kiwnęłam głową i przekazałam mu konie.
Następnie zabrałam się za gniadego wałacha. Nie uciekał, ale odwracał głowę. Jak Hot...
Nagle zaczęło padać mocniej. Założyłam kaptur od bluzy i złapałam kolejne konie: dwie gniade klacze, kasztana, deresza, siwą klaczkę oraz dwa kare wałachy. Najgorszy był deresz, który skubał moją bluzę i włosy.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc - powiedziała stajenna. - A tak przy okazji, jestem Claudia, a to jest Haru i Jason - powiedziałam wskazując chłopaków.
- Scarlett Blue - powiedziałam podając jej rękę.
Uśmiechnęłam się na pożegnanie i poszłam do internatu.


~ Dziękujemy bardzo za napisanie Questa! Zyskujesz 50$

Od Scarlett cd. Mikasa

- Teraz kopyta - powiedziałam podając nowej znajomej kopystkę.
Mikasa wzięła ją do ręki i chwilę się jej przyglądała.
- Jak to działa?
- Daj. Pokażę ci na jednym kopycie, a ty zrobisz resztę.
- Ok - odparła podając mi szczotkę.
Czyszczenie kopyt poszło nam całkiem nieźle. Po tej męczącej czynności sprawdziłam, jak ma się grzywa Hota.
- Ma trochę rozczochraną grzywę - powiedziałam i dałam Mikasie szczotkę do grzywy.
- A ogon?
- Ogona się raczej nie czesze, bo wtedy wypada dużo włosów. Ale trzeba sprawdzić czy nie ma w nim siana.
Mikasa kiwnęła głową i wykonała czynności.
- Co teraz? - spytała.
Zastanowiłam się chwilę i wpadłam na genialny pomysł.
- Wiesz co? Osiodłamy go. Zrobię ci wykład o jeździe konnej, plus pokaz - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Dobra!
Zostawiłyśmy więc Hota w boksie i poszłyśmy do siodlarni.
- Zajmiemy się jazdą klasyczną, siodłanie w stylu western zajmuje dwa razy więcej czasu - powiedziałam i wzięłam siodło, a ogłowie podałam Mikasie.
- Ok, osiodłamy go w boksie. Najpierw kładziesz czaprak - powiedziałam, podając jej mój nowy granatowy czapraczek z Eskadronu. - Bliżej kłębu... O, tak dobrze. Teraz podkładka. Świetnie. I siodło. Trochę krzywo... O, idealnie!
- Zamyka ci się czasem gęba?
- Wyobraź sobie, że tak - roześmiałam się. - Zapnij jeszcze popręg.
Jak na pierwszy raz dziewczyna radziła sobie całkiem nieźle. Obawiałam się tylko, czy podczas zakładania ogłowia Hot nie zje jej włosów, nie odgryzie palca lub zrobi inną głupią rzecz.
- Ogłowie lepiej ja założę, a ty patrz i ucz się.
Po chwili Hot był już gotowy do jazdy. Zaprowadziłyśmy go na halę, bo odkryta była zajęta.
- Po zaprowadzeniu konia na jazdę trzeba dociągnąć popręg i zsunąć strzemiona - powiedziałam, pokazując. - Teraz wsiadamy.
Rozejrzałam się za stołkiem, ale się zmył. Wsiadłam więc bez niego (ledwo ledwo, ale ciii).
- Teraz przyjrzyj się, jak się trzyma wodze.
- Widzę, ale nie zapamiętam.
- No, jeszcze się nauczysz - powiedziałam. - Aby ruszyć, trzeba przycisnąć obie łydki do boków konia i dać ręce trochę do przodu, o tak.
Hot jednak nie chciał ruszyć stępem. Dzisiaj chciał być typowym Hotem. Wyrzucił zad do góry i ruszył kilka kroków kłusem. Udało mi się go zatrzymać.
- Ładnie to tak? - spytałam go. Spuścił łeb.

<Mikasa?>

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Mikasy Cd. Scarlett

Super, mam wejść do boksu tego śmierdzącego konia. No po prostu zajebiście, mimo to no jednak sama się na to zgodziłam. Szkoda, że nie można za pauzować tego czegoś. Niepewnym ruchem otworzyłam drzwi boksu, koń odwrócił lekko uszy do tyłu i patrzył na mnie jakby z nienawiścią albo tak mi się zdawało? Takie głupie zwierze może mieć jakiekolwiek uczucia?
- Połóż mu rękę na szyi, pogłaszcz go po pysku. Oswój się z nim, Hot musi cię poznać tak jak ty jego. - usłyszałam głos Scarlett, oparła się o drzwi boksu. Okey, to tylko położenie ręki na jego ciele. Nic więcej
I tak za dużo ode mnie wymagasz.
- Cześć koniu. Mam nadzieję że mnie nie zabijesz czy coś. - wyciągnęłam rękę w stronę jego głowy a ten wydał z siebie dziwny odgłos.
- Spokojnie, tylko parska - westchnęła Scarlett. Wróciłam do poprzedniej czynności i położyłam mu rękę na nosie. Czułam pod palcami jego oddech, czułam na sobie jego błękitne oczy. Nie jest w sumie taki zły ten prawdziwy koń, szkoda tylko że nie można go kontrolować jak w grze. Nawet nie zauważyłam kiedy Scarlett zniknęła i wróciła z jakimiś szczotkami w ręku. Ja dalej byłam zajęta głaskaniem konia. Możliwe, że ehh zmieniam zdanie, ale i tak koty rządzą.
. - A teraz go wyszczotkuj - uśmiechnęła się, wyciągając do mnie rękę z jedną ze szczotek.
- Do czego to? - spojrzałam na szczotkę, była plastikowa i miała na sobie napis magic brush.
- Do czyszczenia zaklejek, czyli zaschniętego błota. Czyścisz okrężnymi ruchami od szyi do zadu. Ważne jest też szczotkowanie pod brzuchem przy linii popręgu czyli tuż za przednimi nogami. - czemu wszystko co mówi do mnie Scarlett do czarna magia. Okey, dam radę jestem przecież Miakasa Acerman pro gejmerem. Przejęłam od dziewczyny szczotkę, wzięłam w dłoń i przyłożyłam do szyi konia czekając na reakcję tego żywego stworzenia. Stał spokojnie, z lekka na mnie spoglądając. Okey, czyli jednak dożyje do kolacji. Powoli zaczęłam robić okrężne ruchy, bacznie obserwując poczynania konia.
- Możesz to robić trochę mocniej i szybciej, nie boli to go. - usłyszałam kolejną wskazówkę od dziewczyny. Przyśpieszyłam trochę i robiłam to bardziej precyzyjnie. Zaczęłam od szyi przechodząc na plecy konia i kończąc na jego zadzie. Dodatkowo wyczesałam go pod brzuchem na jakieś tam linii popręgu. Tyle że nie mam pojęcia co to popręg. To samo zrobiłam po drugiej stronie zwierzęcia.
- A i pamiętaj że przechodząc za zadem konia połóż mu rękę. Musi wiedzieć że tam jesteś - dodała dziewczyna. Pokiwałam głową i zrobiłam jak mi poleciła.
- To teraz to. - wyciągnęła do mnie rękę z następną szczotką. Ta wyglądała na bardziej miękką
- Tym pozbywamy się kurzy z konia, robisz to tak samo jak poprzednią szczotką - wzięłam od niej szczotkę i wykonywałam takie same ruchy co wcześniej.
- A teraz kopyte -


Scarlett?

wtorek, 21 sierpnia 2018

Od Scarlett cd. Mikasy

No dobra, może to nic takiego. Lepiej się zgodzić na jakiś pieprzony układ niż uwalić sobie rękę w łajnie (i pewnie jeszcze czyścić telefon).
- OK - powiedziałam i puściłam dziewczynę.
Stałyśmy teraz naprzeciwko siebie. Zdecydowanie ją przewyższałam. Uniosłam trochę głowę i uśmiechnęłam się. W sumie mogłabym ją wepchnąć do tego łajna, ale najpierw sprawdzę, czego ona ode mnie chce.
- Co się tak gapisz? - spytała Mikasa.
- Nie ważne. Po prostu uważaj na mnie. Dobra, mów o jaki układ ci chodzi.
- No to tak... - zaczęła z szyderczym uśmiechem. - Telefon kupię sobie sama, za to ty nauczysz mnie grać tymi końmi.
Że co? Grać końmi? Nagle przypomniałam sobie, że Mikasa wszystko kojarzy z grami. Dosłownie wszystko... Pewnie chodzi jej o jazdę konną.
- Jeśli dobrze cię rozumiem, to mam nauczyć cię jeździć? - spytałam.
- No... w twoim języku tak - powiedziała. - No i ogólnie robić te wszystkie rzeczy... No opiekować się koniem, wiesz chyba o co chodzi.
Czyścić, lonżować, pomyślałam. I tak dalej.
- Dostałaś już jakiegoś konia pod opiekę?
- Yyy... Nie.
- No dobra, potem dostaniesz. Odważysz się wejść do boksu mojego konia?
- Po co? - spytała, patrząc na mojego konika.
- Chcę nauczyć cię go czyścić. Wchodzisz?
<Mikasa?>

sobota, 18 sierpnia 2018

Od Raven - "W domu najlepiej"

Wakacje zaczęły się dość nudno. Pojedyncze wyjazdy do jakiś ciekawych miejsc, czy jakieś małe konkursy konne. Dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam około godziny siódmej i ruszyłam w stronę szafy. W tym roku słońce nie próżnuje i raczy nas wysokimi temperaturami. Wybrałam więc białą koszulkę bez rękawów i jakieś jeansowe spodenki. Ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam chłodny prysznic i umyłam zęby. Włosy związałam w dwa warkocze. Na twarz nałożyłam tylko krem z filtrem, gdyż przy takich pogodach czuję jakby makijaż miał mi spłynąć z twarzy. Weszłam z powrotem do pokoju i wyjęłam chłodny sok, który nalałam do szklanki. Całkowicie rozleniwiona przez panujące upały rzuciłam się na kanapę i włączyłam telewizor. Wzięłam pilota i zaczęłam skakać po kanałach licząc, że znajdę coś ciekawego. Po chwili zrezygnowana zostawiłam kanał z jakimś serialem. Siedziałam rozwalona między lawiną poduszek i sączyłam zimny sok, który z każdą minutą stawał się coraz cieplejszy. Ostatnio zaczęłam zastanawiać się, czy nie pojechać by do rodziców, do Francji i tam spędzić resztę wakacji. Ale jest ten mały problem, że nie jestem pewna, czy nie zwaliłabym się im na głowę. Może już mają jakieś plany? Mama zawsze powtarzała, że chciałaby pojechać do Berlina. Cóż, wieczorem zadzwonię i się dowiem; tymczasem nadal się obijam. W sumie gdybym się ruszyła mogłabym pojechać na jakiś basen czy coś podobnego, żeby się schłodzić chodź trochę, ale no... Nie chcę mi się. Tak bardzo mi się nie chce. Te upały wysysają z człowieka energię. W pewnym momencie w całym pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwonka mojego telefonu. Westchnęłam głośno i ociężale wstałam z kanapy. Zachowywałam się jak siedemdziesięcioletnia babcia, ale no cóż... Bywa. Podeszłam do komórki, leżącej na biurku i podniosłam ją. Na wyświetlaczu pojawił się napis ''mama''. Zmarszczyłam brwi, ale odebrałam.
- Raven! Kochanie, powiedz mi jak spędzasz wakacje - usłyszałam jej radosny głos.
- Cześć mamo, mi ciebie też miło słyszeć - zaśmiałam się i dodałam - A co do wakacji, byłam w kilku miejscach i zawodach - mruknęłam.
- A poza tym nic? - spytała.
- No na tą chwilę nie -
- No to skarbie, pakuj walizkę i wsiadaj w samolot - zaśmiała się.
- A to nie macie planów z tatą? - spytałam nie pewna.
- Mamy, mamy. Myślisz, że dlaczego do ciebie dzwonię? - zaśmiała się, na co też się uśmiechnęłam.
- Dzięki wiesz - powiedziałam z udawanym wyrzutem.
- Oj już nie dąsaj się. Załatwiliśmy ci z ojcem lot na czternastą, więc się pospiesz -
- Niech wam będzie. Nie wiem co wy kombinujecie, ale się dowiem -
- Tak tak - zaśmiała się.
Chwilę jeszcze pogadałyśmy o niczym i mama rozłączyła się przypominając o locie. Odłożyłam telefon i podeszłam do szafy. Mimo, że nie jestem jakoś bardzo niska to i tak nie mogłam dosięgnąć do walizki, które leżała sobie właśnie na szafie. Nie będę teraz latać po całym akademiku i szukać kogoś, kto mógłby mi ściągnąć ten przedmiot.
- Muszę być samowystarczalna - mruknęłam do siebie i wzięłam krzesło, ustawiając je tak, bym nie spadła.
Po chwili walizka była w moich rękach. W sumie nie wiem na ile mam tam jechać. Westchnęłam i zaczęłam się pakować mniej więcej na dwa tygodnie. W razie czego w moim rodzinnym domu powinny być jeszcze jakieś moje ubrania. Po kilkudziesięciu minutach moja walizka była zapakowana. Postawiłam ją przy łóżku. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero jedenasta, a biorąc pod uwagę to, że droga do lotniska zajmuje jakąś godzinę, zostały mi dwie na obijanie się. Może powinnam coś zjeść przed podróżą, bo z tego co wiem w tych samolotach ceny za jedzenie są strasznie wygórowane. Wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz i ruszyłam w stronę kawiarenki. Kupiłam jakąś bułkę i kilka rogalików na drogę. Wróciłam do pokoju ponownie napełniając szklankę sokiem. Zaczęłam jeść nadal rozglądając się po pokoju. Zawsze przed podróżą miałam tak, że zapomniałam czegoś wziąć. Po chyba dziesięciu minutach uświadomiłam sobie, że nie wzięłam żadnych butów. Przywaliłam sobie piątkę w czoło. Szybko dokończyłam bułkę i wypiłam do końca sok. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę półki z butami. Spakowałam jakieś trampki i adidasy. W sumie nie mam innych butów, no nie licząc kilku par jakiś eleganckich. Ogólnie nie wyznaję czegoś takiego jak sandały, klapki, japonki i inne podobne.

 *medżik skip tajm*

 Usiadłam na swoim miejscu w samolocie. Na szczęście siedziałam dość daleko od wejścia oraz wyjść ewakuacyjnych. Zawsze się bałam siadać w ich pobliżu. Obok mnie usiadła pani z na oko trzyletnim chłopcem, który się uroczo do uśmiechał. Przede mną siedziały jakieś nastolatki, które bardzo szczegółowo opowiadały sobie o Francji i facetach, których tam spotkają. Zaśmiałam się w duchu na samą myśl, że takie dwie dziewczyny będą chodzić i zaczepiać przypadkowych chłopaków. Za mną siedziało starsze małżeństwo, które po kilku minutach od startu zasnęło. Oparłam się wygodnie i włożyłam słuchawki do uszu, przymykając oczy. Podróże nigdy nie sprawiały mi problemu, jednak upały nigdy nie sprzyjały.

 *kolejny skip tajm*

 Odebrałam już walizkę i teraz kierowałam się w stronę wyjścia z lotniska. Mama wcześniej powiedziała mi, że tata będzie czekał na zewnątrz. Po chwili zauważyłam swojego staruszka, który rozmawiał z jakimś panem żywo gestykulując. Ojciec jest dość wysokim facetem z brązowymi oczami i siwiejącymi już włosami. Zaśmiałam się i podeszłam do niego. Puściłam rączkę walizki i objęłam w go w pasie.
- Raven! Już jesteś - zaśmiał się i również mnie przytulił.
Tata dokończył rozmowę z owym panem i ruszyliśmy w stronę samochodu. Podczas podróży do domu, opowiadałam mu jak wygląda nauka w Akademii. Padały też pytania na temat Nathana, którego moi rodzice bardzo lubią.
Już po chwili zatrzymaliśmy się przed białym domkiem jednorodzinnym. Wyjęłam walizkę z bagażnika i ruszyłam w stronę drzwi. Weszłam do środka i znalazłam się w jasnej sieni. Zmarszczyłam brwi słysząc jakieś głosy dochodzące z salonu. Zdjęłam buty i weszłam głębiej zostawiając walizkę przy łuku prowadzącym do salono - kuchni. Gdy zobaczyłam moje młodsze kuzynostwo zatrzymałam się.
- Rav! Kochanie! - mama podbiegła do mnie i uściskała.
Również się z nią przywitałam i tak przy okazji zapytałam co robi tutaj ta zgraja.
- Ah oni? A na obiad przyszli - zaśmiała się.
Ruszyłam z nią do kuchni, gdyż jak się okazało nikt nie kwapił się do pomocy do przygotowania obiadu. Podczas gotowania dużo z mamą rozmawiałam. Znowu opowiadałam o nauce, terenach, nauczycielach i innych. Poczułam się jak kiedyś, gdy na obiad przychodziło młodsze kuzynostwo i trzeba się było dwoić i troić, gdyż każdy chciał coś innego, lub był na coś uczulony. Po chyba godzinie, czy nawet dwóch usiedliśmy do stołu. Było głośno, ale bardzo przyjemnie i rodzinnie. Ogólnie zapomniałam wspomnieć, że jeden z moich wujków jest pochodzenia włoskiego. Może to dlatego właśnie jest u nas tak głośno i tłoczno podczas rodzinnych spotkań.         
- Okej. Skoro wszyscy są to czas na ogłoszenia - zaczął mój tata.
W jednej sekundzie przy stole zapadła cisza. Zawsze tak było, gdy ktoś chciał coś ogłosić. Owszem, byliśmy głośni i czasami nawet bardzo, ale to nie znaczy, że nikt nie nauczył nas kultury.
- No więc, ja z Markiem jedziemy do Berlina - powiedziała mama - W tym czasie do domu przyjeżdża też Mike - uśmiechnęłam się, gdyż wiedziałam, ze z bratem nudno nie będzie - Ale ma być grzecznie. Nie roznosimy domu w pył, nie spalamy i ogólnie. Wiecie o co chodzi - zaśmiała się - A i z nami jedzie jeszcze ciocia Victoria z mężem, więc Raven będziesz miała pod opieką Charliego - dokończyła i usiadła na swoim miejscu.
Charlie to mój czteroletni kuzyn. Jest strasznie słodkim chłopcem, więc opieka nad nim nie sprawi mi większego problemu. Obiad trwał jeszcze jakąś godzinę. Po nim zebrałyśmy z mamą talerze i zaczęłyśmy rozkładać deser. A mianowicie różne ciasta, lody i tym podobne. Oczywiście w międzyczasie dużo rozmawialiśmy. Nie obeszło się też pytań o posiadanie chłopaka czy dziewczyny przez młodsze kuzynostwo. W duchu współczułam im, bo niektórzy po takim pytaniu od razu stawali się czerwoni jakby coś było na rzeczy. Ogólnie u nas rodzinie praktycznie każdy podczas rumienienia się nie ma czerwonych policzków, tylko szyję i czasami uszy. Taki to dziwny defekt... Po kilku godzinach wszyscy zaczęli się zbierać do swoich domów. Zaczęłam zbierać talerze i półmiski z jedzeniem. Oczywiście takie obiady nie są u nas codziennością. Zazwyczaj jemy w trójkę, czasami czwórkę. Podejrzewam, że mama ich tu wszystkich zaprosiła, zawsze była bardzo gościnną kobietą. Na przykład kiedyś na nasze osiedle wprowadziło się małżeństwo i moja mama za cel obrała sobie przywitanie ich. I nic nie pomagały rozmowy, że tak w sumie się już nie robi. Nigdy nie zapomnę jak kazała mi się wcisnąć w białą sukienkę w kolorowe kwiaty. Nienawidziłam tej kiecki. W sumie sama nie wiem dlaczego. Po prostu była dla mnie złem wcielonym. Tego właśnie dnia mama nie tylko sterroryzowała mnie, ale też mojego brata i ojca, którym kazała włożyć jakieś porządne spodnie i koszule. Ona oczywiście promieniała, gdy szliśmy z jakimś ciastem do domu nowych sąsiadów. Natomiast nasza trójka wyglądała jakbyśmy szli na pogrzeb. Dosłownie. Ponure miny i przygaszony humor. Wszystko zmieniło się gdy weszliśmy do domu. A bynajmniej dla mojego brata i ojca, bo ja nadal siedziałam naburmuszona. Moi rodzice złapali z sąsiadami świetny kontakt. Jak się okazało mieli oni córkę w wieku mojego brata, więc tamten również znalazł sobie zajęcie. A ja taka biedna i samotna spędziłam cały wieczór dłubiąc w cieście. W sumie, gdy pomyślę o tym teraz, nie żałuję. Ja zyskałam przyjaciółkę, mój brat dziewczynę, a rodzice znajomych.
- O czym tak myślisz - usłyszałam nad uchem. Po chwili usłyszałam śmiech.
- Nie mów, że przestraszyłem - odwróciłam się w stronę ojca.
- Nie no co ty - sarknęłam ze śmiechem.
- Jutro przyjeżdża Mike i ciocia z Charliem, więc jutro mnie i matki już w domu nie będzie - uśmiechnął się, a ja przytaknęłam, wracając do zmywania.
Nigdy nie lubiłam zmywać, ale cóż... Mus to mus. Pogadałam chwilę z tatą tak o wszystkim i o niczym. Obgadywaliśmy starą ciotkę Mary, która strasznie się rządzi i ogólnie jest zrzędliwa. Pośmialiśmy się z jakiś słabych żartów taty i ogólnie spędziliśmy razem czas. Nawet się nie obejrzałam, kiedy wybiła godzina dwudziesta druga. Pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w stronę swojego starego pokoju. Nic się nie zmienił. No może oprócz tego, że teraz jest czysto i nie widać obecności mieszkającego. Moja walizka grzecznie stała przy łóżku. Przez krótką chwilę zastanawiałam się, czy nie rozpakować jej dziś. Jednak jak się okazało byłam na to zbyt leniwa. Wyjęłam z niej swoją pidżamę, składającą się z jakiejś koszulki i spodenek i ruszyłam do łazienki. Na szczęście łazienki w domu były dwie, co rodzice zrobili z myślą o mnie i bracie. My korzystaliśmy z tej na piętrze, a oni tej na dole. I nie żeby coś, ale zawsze mieli lepszą. Nigdy nie zapomnę jak się z nimi wykłócałam o te wszystkie bajery w prysznicach, czy duże lustra. Teraz mi to już w sumie wszystko jedno. Szybko ogarnęłam wieczorną toaletę i wróciłam do pokoju rzucając się na łóżko. Nie musiało minąć dużo czasu, a zasnęłam.
***
Obudziłam się tak jak zwykle o siódmej. Dziś pogoda była inna. Niby było słońce, ale było dość zimno, dlatego dziś spodenki odpadały. Wyjęłam ciuchy i przebrałam się. Ruszyłam do łazienki, gdzie ogarnęłam się szybko i już po chwili byłam na dole. Było dość cicho, co jest dziwne, jeśli dziś rodzice wyjeżdżają. W takie dni mama zawsze biegała po całym domu krzycząc, że jeszcze nawet połowa rzeczy nie jest spakowana. Ruszyłam w stronę kuchni i zaparzyłam sobie kawy oraz przygotowałam jakieś kanapki. Zrobiłam też dodatkową porcję dla rodziców. Nie minęło wiele czasu, a w pomieszczeniu pojawiła się mama.
- Czy ja czuję kawę? - zapytała trochę sennie, na co się zaśmiałam i podstawiłam jej pod nos kubek z parującą cieczą.
Po chwili zrobiłam to samo z tatą. Podstawiłam im też kanapki, na co oboje spojrzeli na mnie z wdzięcznością. Szybko skończyłam śniadanie i poszłam na górę, gdyż chciałam zdążyć się rozpakować przed przyjazdem brata i wujostwa. No ale mój plan diabli wzięli, gdy weszłam do pokoju i włączyłam telefon.Zaczęłam przeglądać jakieś portale społecznościowe, no i przypadkiem tak mi zleciała jakaś godzina. Jak najszybciej starałam się ułożyć w szafie swoje rzeczy. Niestety szło mi to opornie. Pakowanie się znoszę, ale rozpakowywanie to koszmar. No i tak opornie jakieś dwie godziny zajęło mi rozpakowanie wszystkich ubrań i innych dupereli, które ze sobą przytargałam. W ostatniej chwili udało mi się zbiec na dół, gdyż właśnie przyjechało wujostwo. Weszli z ogromnymi uśmiechami do salonu. Ciocia postawiła Charliego na podłodze, a ten ustał obok jej nogi nieśmiało na wszystkich spoglądając. Przywitałam się z każdym, nie omijając najmłodszego. Po krótkim instruktarzu najstarsi wyszli, mimo, że mama nalegała by zjeść jeszcze jakieś śniadanie. Jednak myśl o spóźnieniu się na lot widocznie ostudziła budzącą się w niej gospodynię. Charlie jak na razie sprawował się idealnie. Aktualnie siedział przy stoliku i malował jakieś rysunki. Jest trochę nieśmiały, ale to zapewne dlatego, że dość długo się nie widzieliśmy. Podejrzewam, że minie jakaś godzina i się przyzwyczai. Po chyba pół godzinie usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam otworzyć gościowi, którym okazał się mój brat. Przytuliłam się mocno do niego.
- Wyrosłaś - zaśmiał się.
- Ta, a ty się zestarzałeś, dziadzie - również się zaśmiałam.
Chłopak zdjął buty i ruszył do salonu.
- Hej Charlie - przywitał się, a mały odmachał mu - No to jest coś do jedzenia? - spytał i ruszył do lodówki.
Mój brat jest wysokim brunetem o brązowych oczach, które odziedziczył po ojcu. Ma dwadzieścia dwa lata i nadal zachowuje się jak pięciolatek, któremu trzeba wszystko tłumaczyć. Usiadłam obok Charliego i patrzyłam na poczynania Mike'a, który jak widać już się rozgościł. Po kilku minutach z gotową kanapką rzucił się na kanapę obok mnie przygniatając moje nogi swoimi.
- No to siorka opowiadaj. Jest jakiś koleś, którego muszę przepędzić? - spytał podczas jedzenia. Przewróciłam oczami na jego niechlujstwo.
- A co? Przyjechałbyś? - zaśmiałam się.
- Nie wiem. Nie jestem pewny czy by mi się chciało - zaśmiał się i kontynuował jedzenie. - No to co robimy przez czas nieobecności rodziców? - spytałam rozsiadając się wygodniej.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Możemy pojechać nad basen, połazić po mieście, przejść się gdzieś - zaczął wyliczać - Jest wiele możliwości - zaśmiał się.
- Bylebyśmy się nie kisili w domu. Nie po to tu przyjechałam - mruknęłam.
- O to się nie martw. To będą wspaniałe wakacje - zrobił nieokreślony ruch dłonią.
Reszta dnia minęła nam na rozmowie, zabawach z Charliem i jedzeniu. Mam nadzieję, że te kilka tygodni minie nam przyjemnie.


~ Dziękuję że wzięłaś udział w evencie! Dostajesz 190$~ świerk 

środa, 15 sierpnia 2018

Od Raven cd. Andy'ego


Obudziłam się, z trudem otwierając oczy. Na początku obraz, który widziałam, był lekko zamglony, jednak z czasem zaczął się wyostrzać. Obróciłam delikatnie głowę, chcąc zobaczyć, która godzina. Wtem poczułam okropny ból, jakby rozrywało mi czaszkę. Gwałtownie usiadłam, po chwili tego żałując. Pierwsze pytanie, które nasunęło mi się na myśl, to: co się stało?! Rozejrzałam się po pokoju, co jakiś czas przymykając oczy. Zarejestrowałam godzinę dziesiątą. Zacisnęłam powieki, czując kolejny ostry ból. W przełyku miałam Saharę, a język przyklejał mi się do podniebienia. Zaczęłam szukać butelki wody, którą zawsze stawiałam przy łóżku na noc. W międzyczasie ogarnęłam też, że jestem półnaga. Czy ja się w nocy rozebrałam? I wtedy, jakby dzięki jakiejś magicznej sztuczce wspomnienia z wczoraj zalały mój umysł. Super. Skończyłam z Andym w łóżku. Zachowałam się jak jakaś napalona nastolatka. Westchnęłam ciężko i pociągnęłam duży łyk wody. Odstawiłam butelkę na podłogę i zaczęłam ociężale wstawać z łóżka. Ból głowy był strasznie uciążliwy, no ale sama wybrałam taki los; nikt w sumie mnie nie zmuszał do picia. Zebrałam swoje ciuchy i podeszłam do szafy, wybierając coś wygodnego. Wybór padł na jakieś legginsy i lekko rozciągniętą koszulkę. Weszłam do łazienki i mozolnie zaczęłam wykonywać poranną toaletę. Po chłodnym prysznicu poczułam się trochę lepiej, jednak kacyk męczy dalej. W pełni ubrana i umyta kucnęłam przy szafce z apteczką. Wyjęłam pudełeczko i zaczęłam je przeszukiwać. W końcu udało mi się znaleźć jakieś tabletki przeciwbólowe. Od razu zażyłam dwie. Usiadłam przy biurku i oparłam głowę o ręce, próbując przeanalizować sytuację. Okej... Przespałam się z nim. Oboje byliśmy pijani, więc jakieś liche wytłumaczenie jest. Jednak zastanawia mnie jedno... Dlaczego uciekł? Żałował? Może potraktował mnie jak przygodę na jedną noc? Nie mogę znaleźć logicznego wytłumaczenia jego ucieczki. Nawet jeśli żałował, mógł poczekać i powiedzieć mi to prosto w twarz. I mimo że poczułam się jak, ładnie mówiąc 'pani spod latarni' to nie będę tego rozdrapywać. Oboje byliśmy pijani, on uciekł... Wniosek jeden — to nic nie znaczyło i znaczyć nie będzie. Westchnęłam cicho. Od tych całych rozmyśleń moja głowa zaczęła pulsować jeszcze bardziej. Podniosłam ociężale swój tyłek i wyszłam z pokoju. Potrzebuję mocnej kawy. Teraz. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę kawiarenki. Już miałam wchodzić do środka, gdy zauważyłam ''poranną zgubę''.
- Andy? - spytałam, widząc, że jest zdenerwowany. Może coś się stało?
Zmarszczyłam brwi.
- No, co tam? - spytał jakby nigdy nic.
- Wydaje mi się, że musimy porozmawiać - powiedziałam powoli, cedząc każde słowo.
- Ummm, okey. Prowadź - mruknął.
Ruszyłam do przodu, kierując się w stronę mojego pokoju. Odkluczyłam drzwi i gestem dłoni zaprosiłam chłopaka do środka. Usiadłam na łóżku, natomiast Andy wybrał sobie miejsce przy biurku. Siedzieliśmy chwilę w głuchej ciszy, to tak, jakbyśmy oboje potrzebowali pozbierać myśli w całość.
- No więc... - zaczęłam - To co się stało ostatnio... Nie powinno mieć miejsca. Najlepiej zapomnijmy - powiedziałam chłodno. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak umiem.
- To był błąd - dopowiedziałam po chwili ciszy.
Okej. Może byłam zbyt ostra, ale sam pokazał, że to dla niego nic nie znaczyło, wychodząc z pokoju, zanim się obudziłam. Według mnie to była już wystarczająca odpowiedź.
- Błąd? Zapomnijmy? - spytał cicho jakby niedowierzająco.
Nie wierzę. Ma jeszcze czelność udawać przejętego. Niech sobie z tym wyjdzie tak jak rano.
- Sądzę, że to dobre rozwiązanie - mruknęłam.
- A czemuż to? -
- Eee wychodząc rano, pokazałeś jasno, co o tym myślisz. To chyba jasna odpowiedź? - spytałam, robiąc minę w stylu ''serio nie wiesz?''.
Chłopak nie odpowiadał, a ja nie zamierzałam niczego dodać. Kłótnia nie ma sensu, bo jeszcze by pomyślał, że mi zależało. Cóż nie wiem co o tym sądzić do końca, ale na pewno nie pozwolę, by tak myślał. Po chwili na twarz Andy'ego wpłynął chytry uśmieszek. Podniosłam brew w niemym pytaniu. Zapewne zaraz powie coś, co do końca go skreśli.
- Oczywiście. Chyba nie pomyślałaś, że to dla mnie coś znaczyło? To tylko głupi wybryk spowodowany alkoholem. Jeden skok w bok - mówił szorstko.
Lekko przytaknęłam, nie wiedząc, co mogę powiedzieć. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał chłopak, podnosząc się.
- Cóż, skoro sobie wszystko wyjaśniliśmy, to ja już pójdę - mruknął i wyszedł z pokoju.
Westchnęłam głośno. Zdecydowanie potrzebuję powietrza i kawy, której swoją drogą nie kupiłam. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Koszulkę zmieniłam na bluzę przez głowę i rozczesałam włosy. Złapałam telefon i pieniądze, które schowałam za etui. Założyłam też jakieś trampki i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi na klucz. Ruszyłam w stronę wyjścia z akademika. Przeszłam pod bramą i zaczęłam kierować się w stronę parku. Kawę kupię gdzieś po drodze. W końcu, od czego są te wszystkie kafejki i inne mini restauracje? Po kilku minutach spokojnego spaceru weszłam do jednej z tych kawiarenek. Podeszłam do lady i zaczęłam przeglądać wiszące menu. Już po chwili trzymałam kubek z parującą kawą. Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam dalej, co jakiś czas oglądając witryny sklepików. W pewnym momencie na półce z najnowszymi gazetami zauważyłam wielki czerwony napis ''Kim jest tajemnicza dziewczyna? Czyżby Andy miał kochankę?''. Pod napisem było nasze zdjęcie z imprezy i było wyraźnie widać, jak całowałam się z chłopakiem. Na szczęście moja twarz pozostała w ukryciu. Zacisnęłam usta i kupiłam jedną sztukę. Starsza pani, siedząca za ladą zaczęła mówić, jacy to młodzi ludzie dziś nierozważni i jaka ta gazeta jest wścibska. Słuchałam jednym uchem, wypuszczałam drugim. Gdy w końcu udało mi się uciec, ruszyłam z powrotem do Akademii. Okej, ja rozumiem, że jest jakąś tam gwiazdą i ma tych wszystkich swoich reporterów, ale to nie oznacza, że ja też mam być w to wplątywana. Brakuje, tylko by ktoś podał temu kolorowemu pisemku moje dane i zdjęcie. Byłoby super. Jak burza weszłam do swojego pokoju, odkładając na biurko telefon. Klapnęłam na fotelu i otworzyłam pisemko na stronie z artykułem. Szybko przeleciałam wzrokiem po tekście, który w większości był stertą bzdur. Fuknęłam, widząc końcowy napis, który jasno określał, że zrobiono z nas parę. Super. Świetnie. Już chciałam wstać i iść do tego kretyna, jednak uświadomiłam sobie, że to nie ma większego sensu. W sumie mojej twarzy nie widać, więc nie jest tak źle, ale obiecuję, że wydrapię mu oczy, jeśli gazeta pozna moją tożsamość. Westchnęłam głośno. Będzie dobrze, na pewno. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widniał jakiś obcy numer. Zmarszczyłam brwi, jednak postanowiłam odebrać. Może to jedna z tych loterii, gdzie się wygrywa grube pieniądze? Albo ktoś chce mi dać jedzenie? Sięgnęłam po telefon i odebrałam.
- Słucham - zaczęłam jak to mam w zwyczaju.
- Raven Robinson? - powiedział męski głos po drugiej stronie.
Zmarszczyłam brwi. Skąd ten ktoś wie, jak się nazywam?
- Tak. O co chodzi? - okej, zachowam się neutralnie, jakby nigdy nic.
- Z menadżer Andy'ego - mruknął.
- Okej? Co to ma do rzeczy? - spytałam już lekko przestraszona.
- Czy moglibyśmy się spotkać? Mam do ciebie pewną sprawę -
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po co chce się spotkać? O matko, a jeśli wie, że to ja jestem na tych gazetach i chce mi coś zrobić? Zamurowało mnie.
- Halo? Raven? To pilne. Przyjdź teraz. Będę czekał przy głównym wejściu do parku - powiedział. A ja nadal nie wiedząc co powiedzieć, mruknęłam tylko marne ''okej''.
Facet się rozłączył, a ja oparłam się o oparcie fotela, odchylając głowę. Jak nic chce mi coś zrobić. Ja się boję typa. Dzwoni do mnie jakiś koleś, mówi z nazwiska i jeszcze przedstawia się jako menadżer. A jeśli to jakaś podpucha i coś mi się stanie, jak tam pójdę? O nie, na pewno nie pójdę tam sama. Złapałam telefon i wyszłam z pokoju, zakluczając drzwi. Zdeterminowana ruszyłam do pokoju Andy'ego licząc, że tam będzie. Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami i zapukałam, na co usłyszałam ciche ''proszę''. Odetchnęłam z ulgą, że tam jest i weszłam do środka. Chłopak leżał na łóżku, przeglądając coś w telefonie. Gdy usłyszał otwierające się drzwi, podniósł wzrok. Zacisnęłam usta i zamknęłam drzwi, by się o nie oprzeć. Chyba musiał zauważyć to, jak jestem zestresowana, gdyż usiadł i odłożył komórkę obok.
- Co się stało? - spytał.
- Zadzwonił do mnie jakiś typ. Kazał mi się z nim spotkać, bo podobno ma do mnie jakąś ważną sprawę - mruknęłam cicho.
- Hmmmm... Zastanówmy się... Nie dasz rady sama tego ogarnąć? Nie jestem twoim chłopakiem, by ci pomagać - mruknął i dodał - Nie wiem, co ty sobie myślałaś przychodząc tu -
Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta.
- Okej... Skoro tak uważasz... To cześć - powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Nie będę się przed nim płaszczyć. A jeśli ten ktoś czegoś chce, to niech sobie robi na co ma ochotę. Mam wszystkich dość. Mam dość tego dnia. Sfrustrowana weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Mój telefon nagle zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się napis ''nieznany''. Westchnęłam ciężko i odrzuciłam połączenie. Wyciszyłam komórkę i odłożyłam ją na biurko. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę stajni. Weszłam do ogromnego pomieszczenia i skierowałam się w stronę boksu Jimmy'ego. Wzięłam szczotki i jabłka, po czym ruszyłam do wierzchowca. Porządnie go wyczesałam, w sumie myśląc o niczym. W pewnej chwili stwierdziłam, że fajnie byłoby się przejechać, jednak nie jestem dobrze ubrana, w bluzie jeździ się strasznie niewygodnie. Westchnęłam cicho i podałam ogierowi kolejne jabłko. Powinnam zadzwonić do rodziców. Dawno z nimi nie rozmawiałam. Oddałam koniu ostatni owoc i upewniwszy się, że dobrze zamknęłam boks, wyszłam ze stajni. Powolnym spacerkiem ruszyłam w stronę budynku akademika. Weszłam do pokoju, wzięłam telefon i znowu wyszłam. Powiedzmy, że znów potrzebuję świeżego powietrza. Przeszłam pod bramą i ruszyłam przed siebie. Wybrałam numer mamy i przystawiłam komórkę do ucha.
- Raven?! O boże to ty? Co się stało, że dzwonisz? - zaczęła mówić z tym swoim francuskim akcentem.
- To już nie mogę pogadać z mamą? - spytałam, uśmiechając się delikatnie, po czym dodałam - Stęskniłam się... -
- My też kochanie tęsknimy bardzo mocno... Mark! Mark! Chodź tu szybko! Rav dzwoni! - uśmiechnęłam się, słysząc podekscytowanie mamy i szybkie kroki, zapewne moje staruszka.
- Raven! Jak ja cię dawno nie słyszałem - zaśmiał się.
- Opowiadaj co tam u ciebie, słoneczko - powiedziała mama.
- Ah u mnie... Nudno w sumie... Nic nowego się nie działo - mruknęłam.
- A jak tam nauka? Trudno bardzo? Dajesz sobie radę? - padło kolejne pytanie.
- Jest dobrze. Nie musicie się martwić - zaśmiałam się.
- To fajnie, fajnie... O boże! Mój obiad! - usłyszałam spanikowany głos mamy.
Podczas rozmowy z rodzicami nigdy nie umiałam powstrzymać uśmiechu.
- Mark! Otwieraj to okno, a nie się cieszysz! Boże, taki dobry sos był - usłyszałam.
- To ja może zadzwonię wieczorem. Trzymajcie się. Pa! - rozłączyłam się.
Zdecydowanie ta rozmowa poprawiła mi humor. Uśmiechnięta od ucha do ucha wróciłam do Akademika. Faktycznie zbliżała się pora obiadowa, a ja byłam zbyt leniwa, bym przygotowała cokolwiek samodzielnie, więc wstąpiłam do pokoju tylko po pieniądze i znów wyszłam na dwór. Ruszyłam chodnikiem i zaczęłam oglądać bannery jakiś sklepów. Po chwili zauważyłam jakąś, wyglądającą na domową, knajpkę. Weszłam do jej środka, a do moich nozdrzy od razu doleciał zapach mięsa. Dopiero teraz poczułam, jak głodna jestem. Usiadłam przy stoliku, który stał przy oknie i złapałam kartę menu. Postawiłam na zwykły domowy obiad. Złożyłam zamówienie i oparłam się wygodnie o oparcie fotela. Patrzyłam na ulicę za oknem. W pewnym momencie kątem oka zauważyłam jakiś ruch naprzeciwko. Odwróciłam głowę i zamarłam, gdy zobaczyłam przed sobą jakiegoś faceta. Zacisnęłam usta i dyskretnie rozejrzałam się wokół siebie. Okej... Jest kelner, paru klientów... Ktoś na pewno usłyszy, jeśli miałby mi coś zrobić.
- Skoro nie chciałaś się spotkać, a telefony przestałaś odbierać, więc postanowiłem działać na własną rękę - mruknął, a ja zmarszczyłam brwi.
- O co panu chodzi? Czego pan ode mnie chce? - zapytałam.
- Ja? Ja bym prosił o wywiad - uśmiechnął się szeroko, a ja byłam już totalnie zdezorientowana.
- Co? Jaki wywiad? O co chodzi? - spytałam.
- No... Jest pani dziewczyną Andy'ego, to chyba normalne, że chcę popytać o kilka rzeczy - na jego twarzy dalej gościł uśmiech.
- Co? Jaką dziewczyną? O czym pan mówi, do cholery? - trochę się zdenerwowałam tak jakby.
- No nie widziała pani gazet? Do prasy właśnie też dostała się informacja z pani nazwiskiem, a ja chcę zarobić. Pani zrozumie człowieka w potrzebie - zaśmiał się nisko.
Wzięłam głęboki wdech. Nie. To nie może być prawda. Gwałtownie zerwałam się z krzesła, złapałam telefon i ruszyłam w stronę wyjścia.
- A wywiad?! - usłyszałam za sobą.
- Gdzieś mam ten wywiad - warknęłam i wyszłam z knajpki, od razu ruszając w stronę Akademii.
Po kilku minutach byłam już pod odpowiednimi drzwiami. Nie przejmując się kulturą, weszłam jak burza do pokoju chłopaka.
- Wyjaśnisz, mi proszę, skąd wie o mnie prasa? - warknęłam, zamykając drzwi.

Andiusz?

niedziela, 5 sierpnia 2018

Wakacyjny Event!

Wakacje, wakacje, wakacje... czym by one były bez eventu?
Tak, a więc stało się! Wakacyjny event! W prawdzie w połowie ale zawsze coś. Tym razem jednak zdecydowanie pozwoliłam zachować wam więcej swobody. Możesz napisać o wyprawie którą chciałbyś przeżyć albo o miejscu jakie chciałbyś odwiedzić! A może o niesamowitej przygodzie jaką przeżyłeś naprawdę? Możliwości jest naprawdę dużo!
Nagroda gwarantowana dla każdej postaci która coś napisała jest to  - 80$
Pieniądze są bardzo przydatne a jak wiadomo kiedyś mogą się przydać więc warto mieć na zapas, a po za tym czemu by nie dać upustu wenie?
Dodatkowe wyzwanie stanowią punkty poniżej


QUESTY WAKACYJNE

Wycieczka last minute
Wakacje caly czas mijają strasznie nudno. Nigdzie nie wyjechałeś, siedziałeś tylko w pokoju co jakiś czas zaglądając do stajni. Pewnego dnia jednak postanawiasz coś zrobić. Jak poparzony wracasz do domu, pakujesz się i jedziesz na lotnisko/dworzec po czym wsiadasz w pierwszy lepszy środek transportu i lecisz/jedziesz do swojego celu.
~ Gdzie się udałeś? Na jak długo? Czy wycieczka się udała? ~
Każdy uczestnik dostaje 100$

Niespodziewane
Kolejny nudny dzień wakacji. Niby coś planowałeś, parę razy gdzieś wyjechałeś ale jednak no troche nudno. Obudziłeś się, dzień jak co dzień i idziesz do kawiarni. Nagle wpadasz na kogoś, osoba ta oferuje ci niespodziewany wyjazd. Początkowo nie zbyt jesteś zadowolony jednak po jakimś czasie namysłu zgadzasz się i wyjeżdżacie już nastepnego dnia.
~ Na kogo wpadłeś? Może to był ktoś znajomy albo zupełnie obcy? Gdzie się udaliście i jak spędziliście ten czas? ~
Każdy uczestnik dostaje 95$

Moja wymarzona wyprawa
Od początku wakacji planujesz jeden konkretny wyjazd. Twoje wymarzone wakacje w końcu się ziszczą. Dzień zaczął się wręcz idealnie! Nic dodać, nic ująć po prostu cudownie. Po jakimś czasie drogi udało ci sie trafić na miejsce i znaleźć hotel. A wycieczka była w stu procentach udana.
~ Gdzie się udałeś? Jak spędziłeś czas? Co ciekawego cię spotkało? ~
Każdy uczestnik dostaje 90$

Najgorsze wakacje życia
Każdy dzień wakacji był wręcz idealny, cudowny wręcz. Wycieczkę planowałeś od kilku dni, spakowany i gotowy do drogi pojechałeś na lotnisko jednak okazało się że samolot którym miałeś polecieć jeszcze nie przyleciał. Musisz czekać dwie godziny, w końcu jednak odlecieliście. Po przylocie na miejsce okazało się jednak że twój bagaż poleciał gdzie indziej i w praktycznie żadnym hotelu nie ma miejsc więc musisz spać w starym motelu. Właściwie można tą wycieczkę nazwać najgorszą jaką przeżyłeś.
~ Gdzie poleciałeś? Czy w międzyczasie stały się jeszcze jakieś nie miłe rzeczy? Czy wycieczka skończyła się dobrze dopiero ostatniego dnia czy może jednak tylko pierwszy dzień był zły? ~
Każdy uczestnik dostaje 100$

Niby źle ale nie najgorzej
Całe wakacje praktycznie przeżyłeś w biegu. Ciągłe wyjazdy, rzadko przesiadujesz już swoim akademickim pokoju. Jednak gdy twoja ostatnia wyprawa zostaje odwołana, zmuszony jesteś zostać w domu. Mimo początkowego złego nastawienia uznałeś że mimo tego wszystkiego możesz się dobrze bawić.
~ Dlaczego wyprawa została odwołana? Co w tym czasie robiłeś? ~
Każdy uczestnik dostaje 105$

W domu najlepiej
Wakacje spędziłeś dość przeciętnie, wyjazdy co jakiś czas albo przez parę dni przesiedziałeś w akademii. Pewnego dnia, twoja rodzina zaprasza cię do siebie na parę dni. Mimo chwilowej niepewności zgadzasz się i postanawiasz spotkać z rodziną.
~ Do kogo dokładnie pojechałeś? Jak się bawiliście? ~
Każdy uczestnik dostaje 110$


ZASADY
- Opowiadanie może być kontynuacją serii albo w postaci opowiadania "do nikogo"
- Opowiadanie nie może mieć poniżej 700 słów
- Jeśli opowiadanie ( nie quest) bedzie miało powyżej 1200 słów suma będzie wynosiła 130$ a każde sto słów więcej to 10$ więcej do sumy
- Każde tysiąc słów tylko w "Queście" to 70 $ więcej 
- Pisząc quest w opowiadaniu zaznaczasz " Od imie twojej postaci, do tego myśnik i tytuł questa w cudzysłowie
- Suma gwarantowana nie łączy się z sumą z questa wakacyjnego
- Opowiadania proszę wysyłać do:
→ Shadow: Jutka17 [hw]
→ Świerka: kora1604@vp.pl


Zapraszam do udziału i miłej zabawy! ~ Świerk
Shaf również zaprasza, miłego ^^ ~ Shaff