Strony

środa, 15 sierpnia 2018

Od Raven cd. Andy'ego


Obudziłam się, z trudem otwierając oczy. Na początku obraz, który widziałam, był lekko zamglony, jednak z czasem zaczął się wyostrzać. Obróciłam delikatnie głowę, chcąc zobaczyć, która godzina. Wtem poczułam okropny ból, jakby rozrywało mi czaszkę. Gwałtownie usiadłam, po chwili tego żałując. Pierwsze pytanie, które nasunęło mi się na myśl, to: co się stało?! Rozejrzałam się po pokoju, co jakiś czas przymykając oczy. Zarejestrowałam godzinę dziesiątą. Zacisnęłam powieki, czując kolejny ostry ból. W przełyku miałam Saharę, a język przyklejał mi się do podniebienia. Zaczęłam szukać butelki wody, którą zawsze stawiałam przy łóżku na noc. W międzyczasie ogarnęłam też, że jestem półnaga. Czy ja się w nocy rozebrałam? I wtedy, jakby dzięki jakiejś magicznej sztuczce wspomnienia z wczoraj zalały mój umysł. Super. Skończyłam z Andym w łóżku. Zachowałam się jak jakaś napalona nastolatka. Westchnęłam ciężko i pociągnęłam duży łyk wody. Odstawiłam butelkę na podłogę i zaczęłam ociężale wstawać z łóżka. Ból głowy był strasznie uciążliwy, no ale sama wybrałam taki los; nikt w sumie mnie nie zmuszał do picia. Zebrałam swoje ciuchy i podeszłam do szafy, wybierając coś wygodnego. Wybór padł na jakieś legginsy i lekko rozciągniętą koszulkę. Weszłam do łazienki i mozolnie zaczęłam wykonywać poranną toaletę. Po chłodnym prysznicu poczułam się trochę lepiej, jednak kacyk męczy dalej. W pełni ubrana i umyta kucnęłam przy szafce z apteczką. Wyjęłam pudełeczko i zaczęłam je przeszukiwać. W końcu udało mi się znaleźć jakieś tabletki przeciwbólowe. Od razu zażyłam dwie. Usiadłam przy biurku i oparłam głowę o ręce, próbując przeanalizować sytuację. Okej... Przespałam się z nim. Oboje byliśmy pijani, więc jakieś liche wytłumaczenie jest. Jednak zastanawia mnie jedno... Dlaczego uciekł? Żałował? Może potraktował mnie jak przygodę na jedną noc? Nie mogę znaleźć logicznego wytłumaczenia jego ucieczki. Nawet jeśli żałował, mógł poczekać i powiedzieć mi to prosto w twarz. I mimo że poczułam się jak, ładnie mówiąc 'pani spod latarni' to nie będę tego rozdrapywać. Oboje byliśmy pijani, on uciekł... Wniosek jeden — to nic nie znaczyło i znaczyć nie będzie. Westchnęłam cicho. Od tych całych rozmyśleń moja głowa zaczęła pulsować jeszcze bardziej. Podniosłam ociężale swój tyłek i wyszłam z pokoju. Potrzebuję mocnej kawy. Teraz. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę kawiarenki. Już miałam wchodzić do środka, gdy zauważyłam ''poranną zgubę''.
- Andy? - spytałam, widząc, że jest zdenerwowany. Może coś się stało?
Zmarszczyłam brwi.
- No, co tam? - spytał jakby nigdy nic.
- Wydaje mi się, że musimy porozmawiać - powiedziałam powoli, cedząc każde słowo.
- Ummm, okey. Prowadź - mruknął.
Ruszyłam do przodu, kierując się w stronę mojego pokoju. Odkluczyłam drzwi i gestem dłoni zaprosiłam chłopaka do środka. Usiadłam na łóżku, natomiast Andy wybrał sobie miejsce przy biurku. Siedzieliśmy chwilę w głuchej ciszy, to tak, jakbyśmy oboje potrzebowali pozbierać myśli w całość.
- No więc... - zaczęłam - To co się stało ostatnio... Nie powinno mieć miejsca. Najlepiej zapomnijmy - powiedziałam chłodno. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak umiem.
- To był błąd - dopowiedziałam po chwili ciszy.
Okej. Może byłam zbyt ostra, ale sam pokazał, że to dla niego nic nie znaczyło, wychodząc z pokoju, zanim się obudziłam. Według mnie to była już wystarczająca odpowiedź.
- Błąd? Zapomnijmy? - spytał cicho jakby niedowierzająco.
Nie wierzę. Ma jeszcze czelność udawać przejętego. Niech sobie z tym wyjdzie tak jak rano.
- Sądzę, że to dobre rozwiązanie - mruknęłam.
- A czemuż to? -
- Eee wychodząc rano, pokazałeś jasno, co o tym myślisz. To chyba jasna odpowiedź? - spytałam, robiąc minę w stylu ''serio nie wiesz?''.
Chłopak nie odpowiadał, a ja nie zamierzałam niczego dodać. Kłótnia nie ma sensu, bo jeszcze by pomyślał, że mi zależało. Cóż nie wiem co o tym sądzić do końca, ale na pewno nie pozwolę, by tak myślał. Po chwili na twarz Andy'ego wpłynął chytry uśmieszek. Podniosłam brew w niemym pytaniu. Zapewne zaraz powie coś, co do końca go skreśli.
- Oczywiście. Chyba nie pomyślałaś, że to dla mnie coś znaczyło? To tylko głupi wybryk spowodowany alkoholem. Jeden skok w bok - mówił szorstko.
Lekko przytaknęłam, nie wiedząc, co mogę powiedzieć. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał chłopak, podnosząc się.
- Cóż, skoro sobie wszystko wyjaśniliśmy, to ja już pójdę - mruknął i wyszedł z pokoju.
Westchnęłam głośno. Zdecydowanie potrzebuję powietrza i kawy, której swoją drogą nie kupiłam. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Koszulkę zmieniłam na bluzę przez głowę i rozczesałam włosy. Złapałam telefon i pieniądze, które schowałam za etui. Założyłam też jakieś trampki i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi na klucz. Ruszyłam w stronę wyjścia z akademika. Przeszłam pod bramą i zaczęłam kierować się w stronę parku. Kawę kupię gdzieś po drodze. W końcu, od czego są te wszystkie kafejki i inne mini restauracje? Po kilku minutach spokojnego spaceru weszłam do jednej z tych kawiarenek. Podeszłam do lady i zaczęłam przeglądać wiszące menu. Już po chwili trzymałam kubek z parującą kawą. Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam dalej, co jakiś czas oglądając witryny sklepików. W pewnym momencie na półce z najnowszymi gazetami zauważyłam wielki czerwony napis ''Kim jest tajemnicza dziewczyna? Czyżby Andy miał kochankę?''. Pod napisem było nasze zdjęcie z imprezy i było wyraźnie widać, jak całowałam się z chłopakiem. Na szczęście moja twarz pozostała w ukryciu. Zacisnęłam usta i kupiłam jedną sztukę. Starsza pani, siedząca za ladą zaczęła mówić, jacy to młodzi ludzie dziś nierozważni i jaka ta gazeta jest wścibska. Słuchałam jednym uchem, wypuszczałam drugim. Gdy w końcu udało mi się uciec, ruszyłam z powrotem do Akademii. Okej, ja rozumiem, że jest jakąś tam gwiazdą i ma tych wszystkich swoich reporterów, ale to nie oznacza, że ja też mam być w to wplątywana. Brakuje, tylko by ktoś podał temu kolorowemu pisemku moje dane i zdjęcie. Byłoby super. Jak burza weszłam do swojego pokoju, odkładając na biurko telefon. Klapnęłam na fotelu i otworzyłam pisemko na stronie z artykułem. Szybko przeleciałam wzrokiem po tekście, który w większości był stertą bzdur. Fuknęłam, widząc końcowy napis, który jasno określał, że zrobiono z nas parę. Super. Świetnie. Już chciałam wstać i iść do tego kretyna, jednak uświadomiłam sobie, że to nie ma większego sensu. W sumie mojej twarzy nie widać, więc nie jest tak źle, ale obiecuję, że wydrapię mu oczy, jeśli gazeta pozna moją tożsamość. Westchnęłam głośno. Będzie dobrze, na pewno. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widniał jakiś obcy numer. Zmarszczyłam brwi, jednak postanowiłam odebrać. Może to jedna z tych loterii, gdzie się wygrywa grube pieniądze? Albo ktoś chce mi dać jedzenie? Sięgnęłam po telefon i odebrałam.
- Słucham - zaczęłam jak to mam w zwyczaju.
- Raven Robinson? - powiedział męski głos po drugiej stronie.
Zmarszczyłam brwi. Skąd ten ktoś wie, jak się nazywam?
- Tak. O co chodzi? - okej, zachowam się neutralnie, jakby nigdy nic.
- Z menadżer Andy'ego - mruknął.
- Okej? Co to ma do rzeczy? - spytałam już lekko przestraszona.
- Czy moglibyśmy się spotkać? Mam do ciebie pewną sprawę -
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po co chce się spotkać? O matko, a jeśli wie, że to ja jestem na tych gazetach i chce mi coś zrobić? Zamurowało mnie.
- Halo? Raven? To pilne. Przyjdź teraz. Będę czekał przy głównym wejściu do parku - powiedział. A ja nadal nie wiedząc co powiedzieć, mruknęłam tylko marne ''okej''.
Facet się rozłączył, a ja oparłam się o oparcie fotela, odchylając głowę. Jak nic chce mi coś zrobić. Ja się boję typa. Dzwoni do mnie jakiś koleś, mówi z nazwiska i jeszcze przedstawia się jako menadżer. A jeśli to jakaś podpucha i coś mi się stanie, jak tam pójdę? O nie, na pewno nie pójdę tam sama. Złapałam telefon i wyszłam z pokoju, zakluczając drzwi. Zdeterminowana ruszyłam do pokoju Andy'ego licząc, że tam będzie. Stanęłam przed odpowiednimi drzwiami i zapukałam, na co usłyszałam ciche ''proszę''. Odetchnęłam z ulgą, że tam jest i weszłam do środka. Chłopak leżał na łóżku, przeglądając coś w telefonie. Gdy usłyszał otwierające się drzwi, podniósł wzrok. Zacisnęłam usta i zamknęłam drzwi, by się o nie oprzeć. Chyba musiał zauważyć to, jak jestem zestresowana, gdyż usiadł i odłożył komórkę obok.
- Co się stało? - spytał.
- Zadzwonił do mnie jakiś typ. Kazał mi się z nim spotkać, bo podobno ma do mnie jakąś ważną sprawę - mruknęłam cicho.
- Hmmmm... Zastanówmy się... Nie dasz rady sama tego ogarnąć? Nie jestem twoim chłopakiem, by ci pomagać - mruknął i dodał - Nie wiem, co ty sobie myślałaś przychodząc tu -
Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta.
- Okej... Skoro tak uważasz... To cześć - powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Nie będę się przed nim płaszczyć. A jeśli ten ktoś czegoś chce, to niech sobie robi na co ma ochotę. Mam wszystkich dość. Mam dość tego dnia. Sfrustrowana weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Mój telefon nagle zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się napis ''nieznany''. Westchnęłam ciężko i odrzuciłam połączenie. Wyciszyłam komórkę i odłożyłam ją na biurko. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę stajni. Weszłam do ogromnego pomieszczenia i skierowałam się w stronę boksu Jimmy'ego. Wzięłam szczotki i jabłka, po czym ruszyłam do wierzchowca. Porządnie go wyczesałam, w sumie myśląc o niczym. W pewnej chwili stwierdziłam, że fajnie byłoby się przejechać, jednak nie jestem dobrze ubrana, w bluzie jeździ się strasznie niewygodnie. Westchnęłam cicho i podałam ogierowi kolejne jabłko. Powinnam zadzwonić do rodziców. Dawno z nimi nie rozmawiałam. Oddałam koniu ostatni owoc i upewniwszy się, że dobrze zamknęłam boks, wyszłam ze stajni. Powolnym spacerkiem ruszyłam w stronę budynku akademika. Weszłam do pokoju, wzięłam telefon i znowu wyszłam. Powiedzmy, że znów potrzebuję świeżego powietrza. Przeszłam pod bramą i ruszyłam przed siebie. Wybrałam numer mamy i przystawiłam komórkę do ucha.
- Raven?! O boże to ty? Co się stało, że dzwonisz? - zaczęła mówić z tym swoim francuskim akcentem.
- To już nie mogę pogadać z mamą? - spytałam, uśmiechając się delikatnie, po czym dodałam - Stęskniłam się... -
- My też kochanie tęsknimy bardzo mocno... Mark! Mark! Chodź tu szybko! Rav dzwoni! - uśmiechnęłam się, słysząc podekscytowanie mamy i szybkie kroki, zapewne moje staruszka.
- Raven! Jak ja cię dawno nie słyszałem - zaśmiał się.
- Opowiadaj co tam u ciebie, słoneczko - powiedziała mama.
- Ah u mnie... Nudno w sumie... Nic nowego się nie działo - mruknęłam.
- A jak tam nauka? Trudno bardzo? Dajesz sobie radę? - padło kolejne pytanie.
- Jest dobrze. Nie musicie się martwić - zaśmiałam się.
- To fajnie, fajnie... O boże! Mój obiad! - usłyszałam spanikowany głos mamy.
Podczas rozmowy z rodzicami nigdy nie umiałam powstrzymać uśmiechu.
- Mark! Otwieraj to okno, a nie się cieszysz! Boże, taki dobry sos był - usłyszałam.
- To ja może zadzwonię wieczorem. Trzymajcie się. Pa! - rozłączyłam się.
Zdecydowanie ta rozmowa poprawiła mi humor. Uśmiechnięta od ucha do ucha wróciłam do Akademika. Faktycznie zbliżała się pora obiadowa, a ja byłam zbyt leniwa, bym przygotowała cokolwiek samodzielnie, więc wstąpiłam do pokoju tylko po pieniądze i znów wyszłam na dwór. Ruszyłam chodnikiem i zaczęłam oglądać bannery jakiś sklepów. Po chwili zauważyłam jakąś, wyglądającą na domową, knajpkę. Weszłam do jej środka, a do moich nozdrzy od razu doleciał zapach mięsa. Dopiero teraz poczułam, jak głodna jestem. Usiadłam przy stoliku, który stał przy oknie i złapałam kartę menu. Postawiłam na zwykły domowy obiad. Złożyłam zamówienie i oparłam się wygodnie o oparcie fotela. Patrzyłam na ulicę za oknem. W pewnym momencie kątem oka zauważyłam jakiś ruch naprzeciwko. Odwróciłam głowę i zamarłam, gdy zobaczyłam przed sobą jakiegoś faceta. Zacisnęłam usta i dyskretnie rozejrzałam się wokół siebie. Okej... Jest kelner, paru klientów... Ktoś na pewno usłyszy, jeśli miałby mi coś zrobić.
- Skoro nie chciałaś się spotkać, a telefony przestałaś odbierać, więc postanowiłem działać na własną rękę - mruknął, a ja zmarszczyłam brwi.
- O co panu chodzi? Czego pan ode mnie chce? - zapytałam.
- Ja? Ja bym prosił o wywiad - uśmiechnął się szeroko, a ja byłam już totalnie zdezorientowana.
- Co? Jaki wywiad? O co chodzi? - spytałam.
- No... Jest pani dziewczyną Andy'ego, to chyba normalne, że chcę popytać o kilka rzeczy - na jego twarzy dalej gościł uśmiech.
- Co? Jaką dziewczyną? O czym pan mówi, do cholery? - trochę się zdenerwowałam tak jakby.
- No nie widziała pani gazet? Do prasy właśnie też dostała się informacja z pani nazwiskiem, a ja chcę zarobić. Pani zrozumie człowieka w potrzebie - zaśmiał się nisko.
Wzięłam głęboki wdech. Nie. To nie może być prawda. Gwałtownie zerwałam się z krzesła, złapałam telefon i ruszyłam w stronę wyjścia.
- A wywiad?! - usłyszałam za sobą.
- Gdzieś mam ten wywiad - warknęłam i wyszłam z knajpki, od razu ruszając w stronę Akademii.
Po kilku minutach byłam już pod odpowiednimi drzwiami. Nie przejmując się kulturą, weszłam jak burza do pokoju chłopaka.
- Wyjaśnisz, mi proszę, skąd wie o mnie prasa? - warknęłam, zamykając drzwi.

Andiusz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.