Wakacje zaczęły się dość nudno. Pojedyncze wyjazdy do jakiś ciekawych miejsc, czy jakieś małe konkursy konne. Dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam około godziny siódmej i ruszyłam w stronę szafy. W tym roku słońce nie próżnuje i raczy nas wysokimi temperaturami. Wybrałam więc białą koszulkę bez rękawów i jakieś jeansowe spodenki. Ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam chłodny prysznic i umyłam zęby. Włosy związałam w dwa warkocze. Na twarz nałożyłam tylko krem z filtrem, gdyż przy takich pogodach czuję jakby makijaż miał mi spłynąć z twarzy. Weszłam z powrotem do pokoju i wyjęłam chłodny sok, który nalałam do szklanki. Całkowicie rozleniwiona przez panujące upały rzuciłam się na kanapę i włączyłam telewizor. Wzięłam pilota i zaczęłam skakać po kanałach licząc, że znajdę coś ciekawego. Po chwili zrezygnowana zostawiłam kanał z jakimś serialem. Siedziałam rozwalona między lawiną poduszek i sączyłam zimny sok, który z każdą minutą stawał się coraz cieplejszy. Ostatnio zaczęłam zastanawiać się, czy nie pojechać by do rodziców, do Francji i tam spędzić resztę wakacji. Ale jest ten mały problem, że nie jestem pewna, czy nie zwaliłabym się im na głowę. Może już mają jakieś plany? Mama zawsze powtarzała, że chciałaby pojechać do Berlina. Cóż, wieczorem zadzwonię i się dowiem; tymczasem nadal się obijam. W sumie gdybym się ruszyła mogłabym pojechać na jakiś basen czy coś podobnego, żeby się schłodzić chodź trochę, ale no... Nie chcę mi się. Tak bardzo mi się nie chce. Te upały wysysają z człowieka energię. W pewnym momencie w całym pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwonka mojego telefonu. Westchnęłam głośno i ociężale wstałam z kanapy. Zachowywałam się jak siedemdziesięcioletnia babcia, ale no cóż... Bywa. Podeszłam do komórki, leżącej na biurku i podniosłam ją. Na wyświetlaczu pojawił się napis ''mama''. Zmarszczyłam brwi, ale odebrałam.
- Raven! Kochanie, powiedz mi jak spędzasz wakacje - usłyszałam jej radosny głos.
- Cześć mamo, mi ciebie też miło słyszeć - zaśmiałam się i dodałam - A co do wakacji, byłam w kilku miejscach i zawodach - mruknęłam.
- A poza tym nic? - spytała.
- No na tą chwilę nie -
- No to skarbie, pakuj walizkę i wsiadaj w samolot - zaśmiała się.
- A to nie macie planów z tatą? - spytałam nie pewna.
- Mamy, mamy. Myślisz, że dlaczego do ciebie dzwonię? - zaśmiała się, na co też się uśmiechnęłam.
- Dzięki wiesz - powiedziałam z udawanym wyrzutem.
- Oj już nie dąsaj się. Załatwiliśmy ci z ojcem lot na czternastą, więc się pospiesz -
- Niech wam będzie. Nie wiem co wy kombinujecie, ale się dowiem -
- Tak tak - zaśmiała się.
Chwilę jeszcze pogadałyśmy o niczym i mama rozłączyła się przypominając o locie. Odłożyłam telefon i podeszłam do szafy. Mimo, że nie jestem jakoś bardzo niska to i tak nie mogłam dosięgnąć do walizki, które leżała sobie właśnie na szafie. Nie będę teraz latać po całym akademiku i szukać kogoś, kto mógłby mi ściągnąć ten przedmiot.
- Muszę być samowystarczalna - mruknęłam do siebie i wzięłam krzesło, ustawiając je tak, bym nie spadła.
Po chwili walizka była w moich rękach. W sumie nie wiem na ile mam tam jechać. Westchnęłam i zaczęłam się pakować mniej więcej na dwa tygodnie. W razie czego w moim rodzinnym domu powinny być jeszcze jakieś moje ubrania. Po kilkudziesięciu minutach moja walizka była zapakowana. Postawiłam ją przy łóżku. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero jedenasta, a biorąc pod uwagę to, że droga do lotniska zajmuje jakąś godzinę, zostały mi dwie na obijanie się. Może powinnam coś zjeść przed podróżą, bo z tego co wiem w tych samolotach ceny za jedzenie są strasznie wygórowane. Wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz i ruszyłam w stronę kawiarenki. Kupiłam jakąś bułkę i kilka rogalików na drogę. Wróciłam do pokoju ponownie napełniając szklankę sokiem. Zaczęłam jeść nadal rozglądając się po pokoju. Zawsze przed podróżą miałam tak, że zapomniałam czegoś wziąć. Po chyba dziesięciu minutach uświadomiłam sobie, że nie wzięłam żadnych butów. Przywaliłam sobie piątkę w czoło. Szybko dokończyłam bułkę i wypiłam do końca sok. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę półki z butami. Spakowałam jakieś trampki i adidasy. W sumie nie mam innych butów, no nie licząc kilku par jakiś eleganckich. Ogólnie nie wyznaję czegoś takiego jak sandały, klapki, japonki i inne podobne.
*medżik skip tajm*
Usiadłam na swoim miejscu w samolocie. Na szczęście siedziałam dość daleko od wejścia oraz wyjść ewakuacyjnych. Zawsze się bałam siadać w ich pobliżu. Obok mnie usiadła pani z na oko trzyletnim chłopcem, który się uroczo do uśmiechał. Przede mną siedziały jakieś nastolatki, które bardzo szczegółowo opowiadały sobie o Francji i facetach, których tam spotkają. Zaśmiałam się w duchu na samą myśl, że takie dwie dziewczyny będą chodzić i zaczepiać przypadkowych chłopaków. Za mną siedziało starsze małżeństwo, które po kilku minutach od startu zasnęło. Oparłam się wygodnie i włożyłam słuchawki do uszu, przymykając oczy. Podróże nigdy nie sprawiały mi problemu, jednak upały nigdy nie sprzyjały.
*kolejny skip tajm*
Odebrałam już walizkę i teraz kierowałam się w stronę wyjścia z lotniska. Mama wcześniej powiedziała mi, że tata będzie czekał na zewnątrz. Po chwili zauważyłam swojego staruszka, który rozmawiał z jakimś panem żywo gestykulując. Ojciec jest dość wysokim facetem z brązowymi oczami i siwiejącymi już włosami. Zaśmiałam się i podeszłam do niego. Puściłam rączkę walizki i objęłam w go w pasie.
- Raven! Już jesteś - zaśmiał się i również mnie przytulił.
Tata dokończył rozmowę z owym panem i ruszyliśmy w stronę samochodu. Podczas podróży do domu, opowiadałam mu jak wygląda nauka w Akademii. Padały też pytania na temat Nathana, którego moi rodzice bardzo lubią.
Już po chwili zatrzymaliśmy się przed białym domkiem jednorodzinnym. Wyjęłam walizkę z bagażnika i ruszyłam w stronę drzwi. Weszłam do środka i znalazłam się w jasnej sieni. Zmarszczyłam brwi słysząc jakieś głosy dochodzące z salonu. Zdjęłam buty i weszłam głębiej zostawiając walizkę przy łuku prowadzącym do salono - kuchni. Gdy zobaczyłam moje młodsze kuzynostwo zatrzymałam się.
- Rav! Kochanie! - mama podbiegła do mnie i uściskała.
Również się z nią przywitałam i tak przy okazji zapytałam co robi tutaj ta zgraja.
- Ah oni? A na obiad przyszli - zaśmiała się.
Ruszyłam z nią do kuchni, gdyż jak się okazało nikt nie kwapił się do pomocy do przygotowania obiadu. Podczas gotowania dużo z mamą rozmawiałam. Znowu opowiadałam o nauce, terenach, nauczycielach i innych. Poczułam się jak kiedyś, gdy na obiad przychodziło młodsze kuzynostwo i trzeba się było dwoić i troić, gdyż każdy chciał coś innego, lub był na coś uczulony. Po chyba godzinie, czy nawet dwóch usiedliśmy do stołu. Było głośno, ale bardzo przyjemnie i rodzinnie. Ogólnie zapomniałam wspomnieć, że jeden z moich wujków jest pochodzenia włoskiego. Może to dlatego właśnie jest u nas tak głośno i tłoczno podczas rodzinnych spotkań.
- Okej. Skoro wszyscy są to czas na ogłoszenia - zaczął mój tata.
W jednej sekundzie przy stole zapadła cisza. Zawsze tak było, gdy ktoś chciał coś ogłosić. Owszem, byliśmy głośni i czasami nawet bardzo, ale to nie znaczy, że nikt nie nauczył nas kultury.
- No więc, ja z Markiem jedziemy do Berlina - powiedziała mama - W tym czasie do domu przyjeżdża też Mike - uśmiechnęłam się, gdyż wiedziałam, ze z bratem nudno nie będzie - Ale ma być grzecznie. Nie roznosimy domu w pył, nie spalamy i ogólnie. Wiecie o co chodzi - zaśmiała się - A i z nami jedzie jeszcze ciocia Victoria z mężem, więc Raven będziesz miała pod opieką Charliego - dokończyła i usiadła na swoim miejscu.
Charlie to mój czteroletni kuzyn. Jest strasznie słodkim chłopcem, więc opieka nad nim nie sprawi mi większego problemu. Obiad trwał jeszcze jakąś godzinę. Po nim zebrałyśmy z mamą talerze i zaczęłyśmy rozkładać deser. A mianowicie różne ciasta, lody i tym podobne. Oczywiście w międzyczasie dużo rozmawialiśmy. Nie obeszło się też pytań o posiadanie chłopaka czy dziewczyny przez młodsze kuzynostwo. W duchu współczułam im, bo niektórzy po takim pytaniu od razu stawali się czerwoni jakby coś było na rzeczy. Ogólnie u nas rodzinie praktycznie każdy podczas rumienienia się nie ma czerwonych policzków, tylko szyję i czasami uszy. Taki to dziwny defekt... Po kilku godzinach wszyscy zaczęli się zbierać do swoich domów. Zaczęłam zbierać talerze i półmiski z jedzeniem. Oczywiście takie obiady nie są u nas codziennością. Zazwyczaj jemy w trójkę, czasami czwórkę. Podejrzewam, że mama ich tu wszystkich zaprosiła, zawsze była bardzo gościnną kobietą. Na przykład kiedyś na nasze osiedle wprowadziło się małżeństwo i moja mama za cel obrała sobie przywitanie ich. I nic nie pomagały rozmowy, że tak w sumie się już nie robi. Nigdy nie zapomnę jak kazała mi się wcisnąć w białą sukienkę w kolorowe kwiaty. Nienawidziłam tej kiecki. W sumie sama nie wiem dlaczego. Po prostu była dla mnie złem wcielonym. Tego właśnie dnia mama nie tylko sterroryzowała mnie, ale też mojego brata i ojca, którym kazała włożyć jakieś porządne spodnie i koszule. Ona oczywiście promieniała, gdy szliśmy z jakimś ciastem do domu nowych sąsiadów. Natomiast nasza trójka wyglądała jakbyśmy szli na pogrzeb. Dosłownie. Ponure miny i przygaszony humor. Wszystko zmieniło się gdy weszliśmy do domu. A bynajmniej dla mojego brata i ojca, bo ja nadal siedziałam naburmuszona. Moi rodzice złapali z sąsiadami świetny kontakt. Jak się okazało mieli oni córkę w wieku mojego brata, więc tamten również znalazł sobie zajęcie. A ja taka biedna i samotna spędziłam cały wieczór dłubiąc w cieście. W sumie, gdy pomyślę o tym teraz, nie żałuję. Ja zyskałam przyjaciółkę, mój brat dziewczynę, a rodzice znajomych.
- O czym tak myślisz - usłyszałam nad uchem. Po chwili usłyszałam śmiech.
- Nie mów, że przestraszyłem - odwróciłam się w stronę ojca.
- Nie no co ty - sarknęłam ze śmiechem.
- Jutro przyjeżdża Mike i ciocia z Charliem, więc jutro mnie i matki już w domu nie będzie - uśmiechnął się, a ja przytaknęłam, wracając do zmywania.
Nigdy nie lubiłam zmywać, ale cóż... Mus to mus. Pogadałam chwilę z tatą tak o wszystkim i o niczym. Obgadywaliśmy starą ciotkę Mary, która strasznie się rządzi i ogólnie jest zrzędliwa. Pośmialiśmy się z jakiś słabych żartów taty i ogólnie spędziliśmy razem czas. Nawet się nie obejrzałam, kiedy wybiła godzina dwudziesta druga. Pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w stronę swojego starego pokoju. Nic się nie zmienił. No może oprócz tego, że teraz jest czysto i nie widać obecności mieszkającego. Moja walizka grzecznie stała przy łóżku. Przez krótką chwilę zastanawiałam się, czy nie rozpakować jej dziś. Jednak jak się okazało byłam na to zbyt leniwa. Wyjęłam z niej swoją pidżamę, składającą się z jakiejś koszulki i spodenek i ruszyłam do łazienki. Na szczęście łazienki w domu były dwie, co rodzice zrobili z myślą o mnie i bracie. My korzystaliśmy z tej na piętrze, a oni tej na dole. I nie żeby coś, ale zawsze mieli lepszą. Nigdy nie zapomnę jak się z nimi wykłócałam o te wszystkie bajery w prysznicach, czy duże lustra. Teraz mi to już w sumie wszystko jedno. Szybko ogarnęłam wieczorną toaletę i wróciłam do pokoju rzucając się na łóżko. Nie musiało minąć dużo czasu, a zasnęłam.
***
Obudziłam się tak jak zwykle o siódmej. Dziś pogoda była inna. Niby było słońce, ale było dość zimno, dlatego dziś spodenki odpadały. Wyjęłam ciuchy i przebrałam się. Ruszyłam do łazienki, gdzie ogarnęłam się szybko i już po chwili byłam na dole. Było dość cicho, co jest dziwne, jeśli dziś rodzice wyjeżdżają. W takie dni mama zawsze biegała po całym domu krzycząc, że jeszcze nawet połowa rzeczy nie jest spakowana. Ruszyłam w stronę kuchni i zaparzyłam sobie kawy oraz przygotowałam jakieś kanapki. Zrobiłam też dodatkową porcję dla rodziców. Nie minęło wiele czasu, a w pomieszczeniu pojawiła się mama.
- Czy ja czuję kawę? - zapytała trochę sennie, na co się zaśmiałam i podstawiłam jej pod nos kubek z parującą cieczą.
Po chwili zrobiłam to samo z tatą. Podstawiłam im też kanapki, na co oboje spojrzeli na mnie z wdzięcznością. Szybko skończyłam śniadanie i poszłam na górę, gdyż chciałam zdążyć się rozpakować przed przyjazdem brata i wujostwa. No ale mój plan diabli wzięli, gdy weszłam do pokoju i włączyłam telefon.Zaczęłam przeglądać jakieś portale społecznościowe, no i przypadkiem tak mi zleciała jakaś godzina. Jak najszybciej starałam się ułożyć w szafie swoje rzeczy. Niestety szło mi to opornie. Pakowanie się znoszę, ale rozpakowywanie to koszmar. No i tak opornie jakieś dwie godziny zajęło mi rozpakowanie wszystkich ubrań i innych dupereli, które ze sobą przytargałam. W ostatniej chwili udało mi się zbiec na dół, gdyż właśnie przyjechało wujostwo. Weszli z ogromnymi uśmiechami do salonu. Ciocia postawiła Charliego na podłodze, a ten ustał obok jej nogi nieśmiało na wszystkich spoglądając. Przywitałam się z każdym, nie omijając najmłodszego. Po krótkim instruktarzu najstarsi wyszli, mimo, że mama nalegała by zjeść jeszcze jakieś śniadanie. Jednak myśl o spóźnieniu się na lot widocznie ostudziła budzącą się w niej gospodynię. Charlie jak na razie sprawował się idealnie. Aktualnie siedział przy stoliku i malował jakieś rysunki. Jest trochę nieśmiały, ale to zapewne dlatego, że dość długo się nie widzieliśmy. Podejrzewam, że minie jakaś godzina i się przyzwyczai. Po chyba pół godzinie usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam otworzyć gościowi, którym okazał się mój brat. Przytuliłam się mocno do niego.
- Wyrosłaś - zaśmiał się.
- Ta, a ty się zestarzałeś, dziadzie - również się zaśmiałam.
Chłopak zdjął buty i ruszył do salonu.
- Hej Charlie - przywitał się, a mały odmachał mu - No to jest coś do jedzenia? - spytał i ruszył do lodówki.
Mój brat jest wysokim brunetem o brązowych oczach, które odziedziczył po ojcu. Ma dwadzieścia dwa lata i nadal zachowuje się jak pięciolatek, któremu trzeba wszystko tłumaczyć. Usiadłam obok Charliego i patrzyłam na poczynania Mike'a, który jak widać już się rozgościł. Po kilku minutach z gotową kanapką rzucił się na kanapę obok mnie przygniatając moje nogi swoimi.
- No to siorka opowiadaj. Jest jakiś koleś, którego muszę przepędzić? - spytał podczas jedzenia. Przewróciłam oczami na jego niechlujstwo.
- A co? Przyjechałbyś? - zaśmiałam się.
- Nie wiem. Nie jestem pewny czy by mi się chciało - zaśmiał się i kontynuował jedzenie. - No to co robimy przez czas nieobecności rodziców? - spytałam rozsiadając się wygodniej.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Możemy pojechać nad basen, połazić po mieście, przejść się gdzieś - zaczął wyliczać - Jest wiele możliwości - zaśmiał się.
- Bylebyśmy się nie kisili w domu. Nie po to tu przyjechałam - mruknęłam.
- O to się nie martw. To będą wspaniałe wakacje - zrobił nieokreślony ruch dłonią.
Reszta dnia minęła nam na rozmowie, zabawach z Charliem i jedzeniu. Mam nadzieję, że te kilka tygodni minie nam przyjemnie.
~ Dziękuję że wzięłaś udział w evencie! Dostajesz 190$~ świerk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.