Kolejny
nudny dzień szkoły, do tego jeszcze matematyka. Niechętnie zmusiłem się do
wstania z łóżka, mojego jedynego przyjaciela. Zawsze budziłem się przed
budzikiem, więc szybkim ruchem wyłączyłem go nim zdążył się włączyć. W głowie
miałem cholerny plan lekcji który niby znam od tygodnia ale już mam wykuty na
blachę. Pierwsza była znienawidzona matematyka, sala 004.
Zapakowałem błyskawicznie książki potrzebne na lekcje, po czym ruszyłem do łazienki doprowadzić się do codziennego stanu. Przeczesałem ręką włosy, obmyłem twarz i wyszczotkowałem zęby w dość szybkim czasie. Narzuciłem na siebie szarą koszulkę, do tego wymemłane już i podziurawione jeansy, nie zapominając o swoim ukochanym sygnecie. Założyłem jeszcze skórzaną kurtkę w między czasie nakładając buty. Zarzuciłem plecak na plecy, elektryka na szyję i wyszedłem z pokoju nie budząc swoich psów. Teoretycznie spały jak zabite. Za nim zamknąłem drzwi, klucze upadły mi chyba z dwa razy ale jednak je zamknąłem i poszedłem w stronę budynku szkolnego.
Zapakowałem błyskawicznie książki potrzebne na lekcje, po czym ruszyłem do łazienki doprowadzić się do codziennego stanu. Przeczesałem ręką włosy, obmyłem twarz i wyszczotkowałem zęby w dość szybkim czasie. Narzuciłem na siebie szarą koszulkę, do tego wymemłane już i podziurawione jeansy, nie zapominając o swoim ukochanym sygnecie. Założyłem jeszcze skórzaną kurtkę w między czasie nakładając buty. Zarzuciłem plecak na plecy, elektryka na szyję i wyszedłem z pokoju nie budząc swoich psów. Teoretycznie spały jak zabite. Za nim zamknąłem drzwi, klucze upadły mi chyba z dwa razy ale jednak je zamknąłem i poszedłem w stronę budynku szkolnego.
W szatni
było już mało ludzi, za parę minut miał być dzwonek ale miałem szansę spokojnie
się ogarnąć. Dotarłem pod klasę tuż przed denerwującym odgłosem przypominającym
nam w jakim więzieniu właśnie jesteśmy. Wszedłem do klasy ostatni, chciałem
klasycznie i nie zauważenie usiąść w swoim ukochanym miejscu na końcu sali, pod
oknem razem z Mattem jednak nauczycielka mi przeszkodziła.
- Matt usiądzie na miejscu
Beauregarda, nie mam zamiaru słuchać waszego gadania.– uśmiechnęła się podle
nauczycielka. Nie bez powodu wołają na nią smoczyca,
pożeraczka biednych, niewinnych duszyczek. Zasiadłem za swoim ukochanym
miejscem, jednak bez mojego starego kumpla.
Drzwi
otworzyły się a stanął w nich jakiś chłopak, właściwie bardziej chłopiec. Był
ubrany w brązowy sweter z pod którego wystawała jakaś wymemłana koszula i do
tego jakieś stare spodnie. Na oko dość nie wysoki, z żółtym plecakiem na
plecach. Przyjrzałem się jego twarzy, uwagę przykuwały dość duże oprawki
okularów. Nie mogło być gorzej…
Rozejrzał się jakby wystraszony po
klasie. Wybąkał ciche „Dzień dobry, przepraszam” po czym posłał nauczycielce
zagubione spojrzenie.
- Musiałam ich przesadzić na twoje miejsce. Usiądź może z... - rozejrzała się po klasie - Rickiem. Tak, usiądź z Rickiem. – Na dźwięk swojego imienia szybko podniosłem głowę znad zeszytu. Rozejrzałem się szybko po klasie, tylko obok mnie było wolne miejsce.
- Musiałam ich przesadzić na twoje miejsce. Usiądź może z... - rozejrzała się po klasie - Rickiem. Tak, usiądź z Rickiem. – Na dźwięk swojego imienia szybko podniosłem głowę znad zeszytu. Rozejrzałem się szybko po klasie, tylko obok mnie było wolne miejsce.
- Gdzie…?
– zapytał cicho chłopak, wyglądał na nieśmiałego.
- Tutaj –
odezwałem się, jednocześnie podnosząc dłoń by chłopak mógł mnie zauważyć. Czarnowłosy
szybko podszedł do ławki, powoli odsunął krzesło i ostrożnie usiadł. Czyżbym
kogoś przerażał? Nie wystroiłem się dziś jakoś specjalnie. Tak czy inaczej
postanowiłem wrócić do przepisywania z tablicy zadań i nie potrzebnego
rozwiązywania ich w zeszycie.
Nagle do
głowy wpadła mi pewna melodia, żeby jej nie zapomnieć postanowiłem wystukiwać
jej rytm palcami o ławkę jednocześnie denerwując niziołka obok mnie i
sprawdzając jego cierpliwość. Minęły może trzy, cztery minuty a zostałem obrzucony
zniecierpliwionym wzrokiem, po czym dostałem lekkiego kuksa w łokieć.
- Coś nie
tak? – podniosłem wzrok znad zeszytu, nie przerywając ani na sekundę utkwionego
mi w głowie rytmu.
- Nie,
tylko… mógłbyś, wiesz… przestać stukać – wyjąkał.
- A, tak,
jasne. – pokiwałem lekko głową, z moim ukochanym sarkastycznym uśmiechem.
Odczekałem chwilkę po czym wróciłem do stukania, udając że jestem skrzętnie
zajęty zadaniem z majcy.
- Rick,
mógłbyś…? – zapytał cicho, jakby obawiając się mojej reakcji.
- Znowu? No
tak, oczywiście, wybacz. To trochę odruchowe – odparłem z sarkastycznym
uśmiechem i położyłem dłoń płasko na ławce. Postanowiłem tym razem odczekać
dłużej i inteligentnie powróciłem do wystukiwania rytmu.
- Rick…? –
w jego głosie można było wyczuć irytację, brzmiał nawet nieco pewniej.
- Dość
tego – usłyszałem nad sobą nagły głos smoczycy. Zajebiście… - Obserwuję was od
dłuższej chwili i przyznam się, myślałam że to posadzenie was razem będzie
trochę inne w skutkach. Obaj przeszkadzacie w lekcji i wiecie dobrze, że to
niedopuszczalne. Zostaniecie godzinę po lekcjach. - Po tych słowach pokręciła
głową i wróciła do omawiania tematu.
W sekundę
naszło mnie wiele złych myśli. Przez niego miałem cały dzień w plecy. Cały.
Cholerny. Dzień.
Wzniosłem
oczy ku sufitowi, byleby nie zacząć żałować że nie noszę ze sobą broni na
wypadek takiego capullo (czyt. Frajera)
jak on. Rzuciłem jednak zabójcze spojrzenie w stronę, chłopak odsunął się na
znaczną odległość, szybko odwracając wzrok.
***
-
Gdybyś tylko siedział cicho! – warknąłem w stronę tego małego gnojka, kiedy po
lekcjach szliśmy w kierunku sali matematycznej. Nie minęło parę minut i byliśmy
już na miejscu kary. Jako pierwszy wszedłem do sali, rzucając plecak na ziemię.
Nauczycielka mimo widocznego zmęczenia z satysfakcją nas wyczekiwała.
-
Chłopcy... - westchnęła. - Cóż, zajmijcie się sobą. Tylko bez telefonów. I to
ma się więcej nie powtórzyć, rozumiecie? - spiorunowała chłopaka wzrokiem, na
co ten pokiwał nerwowo głową. - Rick? - Uniosła znacząco brwi, patrząc na mnie
z wyczekująco. Z „kozy” znamy się nie od dziś, więc to było ciężkie…
- Oczywiście. – burknąłem. Zasiadłem na
szarym końcu sali, jak najdalej od tego pendejo
(czyt. Idioty). Za kogo on się kurcze uważa…
Mimo
uwagi nauczycielki postanowiłem wyjąć telefon, nie miałem zamiaru patrzeć jak
ten głupek coś robi w tym swoim zeszyciku. Postanowiłem napisać do Nat, dawno
się nie odzywałem do niej, chwilę popisaliśmy na różne tematy chwilę o tym jak
to trafiłem na karę. W końcu Natasha sprowokowała mnie do tego bym się wyrwał,
w końcu żyć krótko, umierać młodo. Co nie?
- Idę do
toalety – poinformowała nas nauczycielka, spoglądając na mnie nie ufnie.
Zrobiłem klasyczną minę niewiniątka, kobieta tylko wzruszyła ramionami i wyszła
z klasy. Błyskawicznie się spakowałem i ruszyłem do wyjścia. Wybiegłem z klasy,
zahaczając po drodze o szatnie i moją torbę ze sprayami. Wyszedłem z szkolnego
budynku, znajdując pierwszą lepszą ścianę, narzuciłem na siebie maskę i
zacząłem malować graffiti. >klik<
Kiedyś
byłem w tym na tyle dobry że wystarczyły mi jakieś cztery do sześciu minut na
prawie ukończenie tego.
- Pan
Morgan! – usłyszałem głos za plecami, powoli obróciłem się trzymając puszkę w
dłoni. Trzymała za ramię chłopaka przez którego siedziałem w kozie a teraz on
tu ją przyprowadził. Debilny hijo de puta,
nie może się odwalić raz na zawsze?
- Mógłby
mi pan to wyjaśnić? – drugą ręką wskazała moje pnące się do ukończenia
arcydzieło. Zdjąłem szybkim ruchem maskę do graffiti i już miałem coś
powiedzieć ale uniosła ostrzegawczo palec. – Nie, nie może pan tego wyjaśnić.
Tu nie ma co wyjaśniać. To nie do pomyślenia! Oboje macie przez tydzień pomagać
stajennym we wszystkim. A na dziś - posprzątajcie stajnie. Ma być na błysk,
rozumiecie? Nie spodziewałam się tego po tobie, Beauregard - zwróciła się
bezpośrednio do chłopaka którego imię dopiero teraz poznałem. Jednak ta informacja
mało mnie obchodziła bo nie jaki „misiek” właśnie na mnie zakablował.
***
***
Udaliśmy się grzecznie do stajni, w końcu co innego miałem robić. Obiecałem już nauczycielce że już nie ucieknę, cóż kiedyś trzeba spokornieć. Ale temu gnojkowi nie popuszczę. Otworzyłem drzwi do stajni, czekając aż Bear wejdzie do środka. Obrzucił mnie lekko przestraszonym spojrzeniem.
- Panie przodem. - uśmiechnąłem się sarkastycznie. Westchnął, posyłając mi znudzone spojrzenie.
- Vi ma tu krewnego czy co... - mruknął cicho. Vi? Miał na myśli Victorię? Chyba się z nią już zapoznał. Tak czy inaczej niech wie że ze mną nie będzie miał tak lekko jak z nią.
Chłopak w końcu wszedł do stajni, a ja zamknąłem za nim drzwi. Sprzątanie boksów, to po prostu w tym momencie moje największe marzenie. Jason pożyczył nam jakieś taczki i widły a sam wręcz rozpromieniony że ktoś go wyręcza, wyleciał ze stajni jak strzała.
- Co ci strzeliło do głowy iść po nauczycielkę!? - warknąłem w stronę Beauregarda. Odłożyłem plecak, razem z kurtką pod ścianę.
- Słucham? - rzucił mi zmieszane spojrzenie.
- Na kablowałeś na mnie nauczycielce... Zaprowadziłeś ją wręcz do mnie! - Warknąłem, otwierając pierwszy boks. Konie szkółkowe zostały wyprowadzone akurat na pastwisko, więc nie było głębszego problemu w ogarnianiu stajni. Zacząłem zapełniać taczkę, przy której stał Bear.
- Ja? Nic nie powiedziałem przecież nauczycielce! - bąknął chyba lekko zestresowany.
- Oczywiście! Bo przecież to obok mnie stała nauczycielka, w dodatku trzymająca rękę na Moim ramieniu. - uśmiechnąłem się sarkastycznie.
- Próbowałem Cię tylko powstrzymać, gdybyś uciekł z lekcji, tak czy inaczej, dostałbym karę za brak reakcji! - Bear z nerwów zaczął chyba bawić się rękawami i tak już wymemłanego swetra. Zabawne, zupełnie jak moja siostra...
- To nie potrzebnie za mną lazłeś. Ile ty w ogóle masz lat? - odparłem ani na chwile nie przerywając pracy, w sumie to nawet zaczynałem drugi boks.
- Siedemnaście... - bąknął.
- A ja dwadzieścia, a więc na przyszłość nie wtrącaj się w sprawy dorosłych. Proste! - uśmiechnąłem się sarkastycznie. Kończyłem właśnie drugi boks,właściwie nawet szybko mi to szło.
- Wziąłbyś się za robotę, hm? - zacisnąłem zęby, w lekkiej już irytacji.
Chłopak jakby otrząsnął się z toku myślenia i zaczął ogarniać kolejny boks. Mimo iż nie zmęczyłem się zbytnio, postanowiłem odpocząć. Wyciągnąłem elektryka spod koszulki, zapaliłem go i powoli się zaciągnąłem.
- Tu nie wolno palić. - oznajmił cicho Bear.
- A wpisz mi uwagę - odparłem dymiąc mu w twarz. Chłopak otrząsnął się z dymu i zaczął głośno kaszleć. Zaśmiałem się. Pewnie nigdy też nie palił.
bełgardzie? ajm faking ku*wa aut of dis plaze
- Słucham? - rzucił mi zmieszane spojrzenie.
- Na kablowałeś na mnie nauczycielce... Zaprowadziłeś ją wręcz do mnie! - Warknąłem, otwierając pierwszy boks. Konie szkółkowe zostały wyprowadzone akurat na pastwisko, więc nie było głębszego problemu w ogarnianiu stajni. Zacząłem zapełniać taczkę, przy której stał Bear.
- Ja? Nic nie powiedziałem przecież nauczycielce! - bąknął chyba lekko zestresowany.
- Oczywiście! Bo przecież to obok mnie stała nauczycielka, w dodatku trzymająca rękę na Moim ramieniu. - uśmiechnąłem się sarkastycznie.
- Próbowałem Cię tylko powstrzymać, gdybyś uciekł z lekcji, tak czy inaczej, dostałbym karę za brak reakcji! - Bear z nerwów zaczął chyba bawić się rękawami i tak już wymemłanego swetra. Zabawne, zupełnie jak moja siostra...
- To nie potrzebnie za mną lazłeś. Ile ty w ogóle masz lat? - odparłem ani na chwile nie przerywając pracy, w sumie to nawet zaczynałem drugi boks.
- Siedemnaście... - bąknął.
- A ja dwadzieścia, a więc na przyszłość nie wtrącaj się w sprawy dorosłych. Proste! - uśmiechnąłem się sarkastycznie. Kończyłem właśnie drugi boks,właściwie nawet szybko mi to szło.
- Wziąłbyś się za robotę, hm? - zacisnąłem zęby, w lekkiej już irytacji.
Chłopak jakby otrząsnął się z toku myślenia i zaczął ogarniać kolejny boks. Mimo iż nie zmęczyłem się zbytnio, postanowiłem odpocząć. Wyciągnąłem elektryka spod koszulki, zapaliłem go i powoli się zaciągnąłem.
- Tu nie wolno palić. - oznajmił cicho Bear.
- A wpisz mi uwagę - odparłem dymiąc mu w twarz. Chłopak otrząsnął się z dymu i zaczął głośno kaszleć. Zaśmiałem się. Pewnie nigdy też nie palił.
bełgardzie? ajm faking ku*wa aut of dis plaze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.