Strony

piątek, 27 września 2024

Od Zei cd. Arthura

 Lubiłem słuchać, kiedy ludzie mówili o czymś, co kochają. Nie ważne czy leżało w kręgu moich zainteresowań, czy totalnie się na tym nie znałem. Było coś wspaniałego w tonie głosu, nie do końca świadome uśmiechy, błysk w oczach. 

- Czasami to nie ty znajdujesz coś "swojego", to ono znajduje ciebie, czy jakoś tak. - Wypowiedziane przez chłopaka zdanie uderzyło mnie niczym rozpędzony pociąg. - Chociaż czasami znajdzie się taki idiota, który cię znajdzie i wtedy zaczynasz mieć problemy. - Czy on właśnie prawie zażartował?

Moje myśli wciąż krążyły wokół jego wcześniejszego stwierdzenia. Co było moje, tak naprawdę tylko moje? Chyba bliżej było mi do bycia zlepkiem ludzi, którzy byli dla mnie ważni. Trochę jak jakaś mozaika złożona z małych fragmentów, każdy pochodzący od kogoś innego. Mam kota, bo moja siostra jest kociarą i nagle dom bez sierści wydawał się dziwnie pusty. Tata miał starą gitarę i tak zaczęło się z muzyką, realizacja dźwięku przyszła po niej dość naturalnie. Zew nie potrafił zasnąć bez przeczytania mu bajki i do tej pory lubię przeglądać książki w księgarni. Chodzę na basen, bo przyjaciel z dzieciństwa nauczył mnie pływać…

- A Ty, Zeya, masz coś takiego "swojego"? - Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie spodziewałem się, że będzie chciał kontynuować rozmowę.

- Nie wiem - przyznałem. - Najbliżej do twojej definicji miałby mój koń. - Określanie go moim wciąż było lekko dziwne, mimo że był pod moją opieką już ponad cztery lata. - Bardziej mi się trafił niż go chciałem…

- Jak ci się, do cholery, trafia koń? - Wyglądał jakby za nic nie był w stanie ułożyć tego w głowie.

- Dostajesz go, powiedzmy, w prezencie. - Chyba nie pomogło. Okej, kto normalny (pomijając to, że raczej i tak nie uważał mnie za normalnego) dostaje konia w prezencie. A to była chyba ta normalniejsza część historii. - Od eks. A właściwie od jego rodziców - urwałem, zdając sobie sprawę z zaimku, którego użyłem. Kurwa. Kurwa? Arthur, błagam, nie bądź chujem. Na moje szczęście albo nie zauważył, albo miał to głęboko w dupie. - Nie wiem, czy byłbym w stanie znieść myśl, że wylądował u kogoś obcego. Albo jako kabanosy. - Okej, na to był zbyt dobrym koniem, ale nigdy nic nie wiadomo. - Więc musiałem go wziąć. Trochę jak ty Impalę, a trochę jako pamiątkę. - Miałem wrażenie, że każde moje zdanie brzmiało coraz bardziej absurdalnie. - No i w przypadku Dimy nie potrzebuję nikogo obcego, żeby coś popsuć. - Zaśmiałem się. Każdy, kto kiedykolwiek widział tego konia byłby w stanie stwierdzić, że ze mną marnuje swój potencjał.


Arthur?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.