Strony

piątek, 27 września 2024

od Arthura cd. Anthony'ego

Zmutowana krowa spojrzała na mnie wielkimi oczami, niemal z takim samym wyrazem twarzy jak jej właściciel.
- Zapytaj Milky Way. - Mój towarzysz od piwa oparł się biodrem o boks mutacji krowy. Jak ja mam się tego czegoś zapytać? Nie umiem po końskiemu, a wydawanie dźwięków podobnych do konia nie znajdowało się na mojej liście rzeczy "do zrobienia przed śmiercią".
- O wielki pimpam, dasz mi się pogłaskać? - Rozłożyłem ręce, pokazując wielkiemu stworzeniu, że jestem mniej straszny niż ona. A ona była przerażająca. Czy to było wystarczająco dobre pytanie? 
Najwyraźniej tak, bo wielka, ciapata głowa klaczy zniżyła się do mojej klatki piersiowej i powąchała mnie, jakby sprawdzając kim jestem. Zamarłem. Japierdole, czy to tak umrę? Pijany, zamordowany przez zmutowaną krowę i jej chorego właściciela?? A kto zajmie się autem?? Szturchnęła mnie nosem w ramię i wydała z siebie dziwny dźwięk. Prawie pisnąłem jak piętnastolatka na widok Jacoba ze zmierzchu.
Żegnaj okrutny świecie, umrę, śmierdząc koniem i alkoholem. W stajni wśród morderczych, zmutowanych krów i psów. 
- Lubi cię. - Tony pogłaskał zwierzę po umięśnionej szyi. To jest oznaka że mnie lubi? Zanotowałem. Co nie zmienia faktu, że pierwsza, tak bliska styczność z tym stworzeniem była równocześnie przerażająca i ekscytująca. Górowała jednak ta druga emocja; w międzyczasie chłopak otworzył drzwiczki od "mieszkania" krowy i wszedł do niej jak do siebie. 
- Ej no. - obruszyłem się, ponieważ odebrano mi możliwość socjalizowania się z ciapatym psem. - Chcę pogłaskać zmutowanego psa! - Tupnąłem nogą, denerwując się jak dziecko. Faktycznie powinienem pić mniej, jeśli chce kiedykolwiek uchodzić za poważnego i stabilnego psychicznie, lecz na to już chyba za późno.
- No to właź. - Machnął na mnie ręką, zapraszając do środka. - Nawet da się przytulić. - Zachwiał się, cudem unikając lądowania na słomie. Milky Way spojrzała na niego, jakby ze współczuciem. Czy konie mogą tak patrzeć?
- Nie patrz tak na mnie... - burknąłem, kierując swoje słowa do konia, który wlepił swoje ślepia we mnie. - To twoja wina że jesteś taka duża i przerażająca. - Oceniłem ją wzrokiem. - I miękka? i wyglądasz jakbyś miała mi odgryźć palce. 
Tony zanosił się śmiechem widząc moje wahania między "ale super wielki pimpam" a "japierdole to mnie zabije". Wreszcie zebrałem się na odwagę i dotknąłem jej szyi. Była ciepła. I miękka. I kojąca? Poczułem dziecięce podekscytowanie, gdy faktycznie zacząłem gładzić Milky Way po szyi, cały czas zwracając się do niej per "wielki pimpam", z nadzieją, że może trochę bardziej zacznie mnie lubić i nie stracę palcy.
- No proszę, pan samochodziarz i koń! - Zaśmiał się Tony, ufnie opierając się o drugą stronę szyi klaczy, która nie wyrażała dezaprobaty. Chyba, nie wyświetlały się tu żadne kontrolki informujące o jej aktualnym stanie, więc zdawałem się na wiedzę pijanego. Co za pierdolona ironia losu. - Mówiłem, że Cię lubi.
- Fajny ten wielki pimpam. - Odparłem, nie odczepiając ręki od zwierzęcia. Cały czas gładziłem ją, wlepiając wzrok w jej wielkie gały. - Tak się zaznacza dominacje? Patrzysz na nie a one na ciebie? - ponownie przesunąłem ręką i po zaakceptowaniu faktu, że mnie nie zje, objąłem ją obiema rękami, łapiąc trochę równowagę dzięki wielkiemu psu.
- Ale ty miękka. - wydusiłem w jej umięśnione cielsko - i śmierdzisz... - odczepiłem się, odsuwając chwiejnym krokiem i opierając o jedną ze ścian jej mieszkanka. Odetchnąłem z ulgą, widząc że nie rzuciła się na mnie z zębami i chęcią mordu w oczach.
Coś fuknęło w moje włosy.
Odsunąłem się, bardziej odpadłem od ściany jak zabity komar, ponownie uczepiając się zwierzęcia.
- Wielki psie, ratuj mnie przed tym potworem.. - wydukałem, ledwo będąc świadomym tego, co robię.


Tony? hihi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.