Strony

niedziela, 11 listopada 2018

Od Quil'a cd Maeve

Pierwszy dzień w akademii. Jak miło czasem obudzić się bez poczucia, że zaraz twój zdziczały ojciec rzuci się na Ciebie, jak jakiś wariat. Chciałem jeszcze trochę poleżeć, lecz kto by tam chciał spać długo w niedzielę? Bynajmniej nie Desmond. Rudzielec skakał po moim brzuchu, nie dając mi szansy na żaden wypoczynek, przekręciłem się na brzuch, zrzucając zwierza z brzucha. Hah, tego się nie spodziewał. Nim jednak zdążyłem zamknąć oczy, poczułem małe łapki na mojej głowie. No bez żartów! Lis położył się na mojej głowie i co chwila lizał mnie po twarzy. Mimowolnie otworzyłem oczy, ponieważ Desmond chyba nigdy nie słyszał co to jest "szczoteczka do zębów". Śmierdziało mu z pyska gorzej niż mojemu ojcu, a to już szczyt wszystkiego. Jak można tak zaniedbać swój oddech? On w życiu nie poderwie żadnej lisicy... głupek. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po "mieszkanku". Może nie był to wielki apartament, ale mogę śmiało powiedzieć, że pomieszczenie było stworzone właśnie dla mnie. Trafili w punkt, jeszcze nigdy nie miałem tak cudownego pokoju. Wziąłem głęboki oddech powietrza i przecierając oczy, wstałem z łóżka. Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież, a po chwili do mojej sypialni wdarł się "kłębek" chłodnego powietrza. Zdecydowanie wdychanie świeżego, niezmasakrowanego przez samochody powietrza, było jednym z moich ulubionych zajęć. Zapach, to dzięki niemu możemy tak naprawdę poznać okolicę. Chwyciłem swoje ubrania i w miarę sprawnie się ubrałem, chcąc jak najszybciej wyjść na dwór.

~~~

Po uszykowaniu się otworzyłem drzwi wypuszczając tym samym Desmond'a na korytarz. Nie chciałbym, aby ten bałwan zlał się na dywan, gdyż później bym tego nie doprał. Mocz lisów tak strasznie śmierdzi, Boże dlaczego? Wyszliśmy przed budynek i ruszyliśmy w stronę budynku, w którym odbywały się wszystkie lekcje. Szczerze mówiąc, nie byłem zachwycony faktem, iż wracam do nauki. Zdecydowanie lepiej czułem się, siedząc całymi dniami w swoim pokoju i wysłuchując narzekań ojca...  no może trochę przesadziłem. W każdym razie, komu sprawia przyjemność wieczne notowanie czegoś i zapamiętywanie na sprawdzian? Zdecydowanie wolę sam posiedzieć przy książkach, wtedy przynajmniej coś zrozumiem. Z moich ust wydobyła się chmurka pary, uroczy widok. Jak widać, zima zbliżała się do nas wielkimi krokami... A może my do niej? Never mind. Cały ten świąteczny nastrój mnie trochę przytłaczał, mimo iż u mnie w domu, mama starała się przyrządzić najlepsze święta na świcie, nigdy jej się to nie udawało. Zazwyczaj ojciec wracał do domu pijany i od razu szedł spać. Niestety takie jest życie i trzeba dawać radę, prawda? W każdym razie, święta w akademii zapewne będą z wielkim rozmachem, a dla mnie moglibyśmy nawet usiąść razem przy kominku i posłuchać kolęd. Mogę się spodziewać najgorszego, wielka kolacja, prezenty wysypujące się z szafy dyrektorki, dekoracje, dekoracje i jeszcze raz dekoracje. Najwidoczniej tak normalni ludzie obchodzą święta. Rozejrzałem się po okolicy, lecz nigdzie nie zobaczyłem lisa. Gdzie ten mały chuj się znowu schował? Ruszyłem w stronę bramy akademii, może chciał uciec? Przeszedłem obok budynku z recepcją i już miałem zacząć biec, żeby tylko Des nie wpadł pod jakiś samochód, lecz drogę zagrodziła mi jakaś brunetka.
-Ej, nie masz może zapalniczki? - Zapytała. Wbiłem w nią swój pusty wzrok, lecz widocznie ona się tym przejęła. -Tak przy okazji, Maeve. - Wyciągnęła rękę w moją stronę.
Nie przywykłem do nawiązywania nowych znajomości, więc szczerze mówiąc, nie wiedziałem, jak mam się zachować. Po dłuższej chwili uścisnęłam rękę dziewczyny, gdy zauważyłem, że w naszą stronę biegnie Des. Od razu się rozluźniłem i wróciłem wzrokiem do brunetki. Zacząłem grzebać ręką w kieszeniach, do momentu, w którym znalazłem upragniony przez dziewczynę przedmiot. Nie palę, ale już tyle razy byłem o to pytany, że zaczął nosić ją automatycznie. Podałem dziewczynie czerwoną zapalniczkę, którą zaraz otrzymałem z powrotem, gdy brązowooka odpaliła "trutkę".
-A więc... jak masz na imię? - Zadała pytanie.
Chyba naprawdę ta wiadomość jest jej niezbędna do szczęścia. Podniosłem lisa, który stał przy nogach dziewczyny, obróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę stajni, gestem ręki prosząc dziewczynę, aby za mną poszła.
-Lis? Boże święty na kogo ja trafiłam? - Marudziła przez chwilę, lecz ruszyła w końcu za mną.

~~~

Weszliśmy do stajni, a ja postawiłem Desmond'a na ziemi. Zwierz szybko się ulotnił, lecz nie przejmowałem się tym zbytnio, wróci... jak zgłodnieje. Podszedłem do boksu Revela i wskazałem na tabliczkę z napisem "Regem de Revel", następnie zjechałem palcem trochę niżej i wskazałem dziewczynie trochę mniejszy napis "Quil Holloway".
-Quil? Oryginalnie. - Stwierdziła po chwili.

Maeve?
Masz jakieś pomysły? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.