Strony

poniedziałek, 24 września 2018

Od Scarlett - Kary starszy pan

Skończyłam malować odżywką ostatni paznokieć. Nagle zadzwonił telefon.
- Czemu teraz? - jęknęłam.
Nie używając palców sprawdziłam, kto to.
Mama.
- Halo? - powiedziałam włączając głośnik.
- Cześć Carla. Co tam?
- W porządku - odparłam. - A u was?
- Też. Mamy tylko jeden problem, ja właśnie z tym dzwonię.
Przeraziłam się odrobinę.
- Co się dzieje?
Mama westchnęła.
- W stajni Green Mare mają jednego konia, dwudziesto trzy latka na emeryturze. Nie nadaje się już na szkółkę, a potrzebuje opieki. Pani Sophie nie ma dla niego czasu, ostatnio mają strasznie dużo klientów. Mówiła mi, że jeśli nie znajdą dla niego opiekuna, sprzedadzą go na rzeź.
Zamknęłam oczy. Żaden koń nie zasługuje na rzeź.
Stajnia Green Mare to stajnia w której kiedyś jeździłam, a pani Sophie to moja dawna instruktorka. Pewnie teraz mają duży problem, no bo kto kupi takiego konia?
- Halo? - usłyszałam nagle.
- Jestem, rozmyślałam. Co zrobią z tym koniem?
- Wiesz... Mówiłam Sophie, że poszukam dla niego opieki, i chyba znalazłam. Ciebie.
Podskoczyłam.
- Mnie!? - powtórzyłam.
- Jeśli oczywiście masz czas. Wystarczą mu dwie lonże w tygodniu, wsiadać też na niego można, ale lepiej go nie przemęczać. No i oczywiście trzeba go czyścić. Zgadzasz się?
O rany.
Oczywiście że chcę się nim zająć, ale czy będę mieć na niego czas? Przecież z Hotem i tak mam już dużo roboty, no i jeszcze szkoła...
- Muszę się zastanowić - powiedziałam.
- Dobrze. Jak już sobie przemyślisz, to zadzwoń.
- Jasne. Pa!
- Pa!
Rzuciłam telefon na łóżko.
Cały wieczór zszedł mi na przeliczaniu godzin. Położyłam się spać koło północy, wciąż rozmyślając.
Ale wynik był jasny.
Udało się.

**(tydzień później)**

Samochód mojej mamy z przyczepą wjechał na szkolny parking.
- Cześć! - krzyknęłam z daleka do mamy. Po chwili z auta wysiadła też pani Sophie. - Dzień dobry!
- Cześć, Scarlett! - powiedziała moja była instruktorka. - Cieszę się, że zajmiesz się Brigandem.
- Więc tak ma na imię? - spytałam patrząc na przyczepę.
- Tak. To kochany konik. Na pewno się dogadacie. Zaraz go wyprowadzę.
Uśmiechnęłam się i stanęłam obok przyczepy. Jeszcze nie wiedziałam, jak wygląda mój nowy podopieczny.
Wyszedł.
Moim oczom ukazał się kary wałaszek z małą gwiazdką na czole i śladami siwizny na głowie i przy słabiźnie; bardzo kościsty, z małą głową i długą szyją. Traken, pomyślałam.
- Przejmuj - powiedziała pani Sophie.
Złapałam za uwiąz.
Pogłaskałam go po szyi.
Spojrzał na mnie swoimi spokojnymi oczami, które musiały wiele przeżyć...
I już wiedziałam.
On jest MÓJ.
- Scarlett? Pewnie masz tylko rzeczy dla Hota, więc przywiozłyśmy ci rzeczy Briganda - powiedziała moja mama, podając mi wielką, ciężką torbę.
- Dzięki.
- Zaniosę ci. Gdzie jest siodlarnia?
- Tam - powiedziałam, wskazując drzwi koło stajni.
- Pójdę z tobą do stajni. Muszę zobaczyć Hota - powiedziała pani Sophie.
- Jasne - odparłam i ruszyłam w kierunku stajni.
Miałam już przygotowany boks dla mojego nowego konia. Widziałam go wcześniej, więc nie miałam problemu z jego znalezieniem.
- Chodź - powiedziałam spokojnie, ale niepotrzebnie, bo Brigand chętnie wszedł do nowego mieszkania. Zdjęłam mu kantar i powiesiłam na haczyku.
- Przyniosę ci jabłko - powiedziałam i wyszłam do paszarni. Trzymali tam też jabłka i marchewki.
- Proszę.
Kary schrupał jabłko i zamknął oczy. Musiał odpocząć po podróży, więc wyszłam z boksu.
W ten oto sposób zyskałam drugiego konia.
Oczywiście nie zapominam o moim młodszym przyjacielu.


Gratulujemy nowego konia ^^ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.