W końcu nadszedł moment w którym miałam wejść na tą kolejkę, gdy przechodziliśmy przez bramkę naszła mnie myśl czy nie wrócić ale nie zrobiłam tego... Przez większość trasy piszczałam ale bardziej z radości niż przerażenia, gdy już wyszliśmy położyłam się na trawie, zawsze tak miałam po takich rzeczach.
-I jak?- spytał ze śmiechem
Otworzyłam wreszcie oczy i nakierowałam wzrok na tego czubka którego kocham.
-Jakim cudem ty możesz ustać na nogach? Cóż, tak czy inaczej… Było super! Chce jeszcze raz!- wrzasnęłam i podniosłam się szybko na nogi.
-Ej, spokojnie mamy na to cały dzień. A zresztą, tobie już lepiej?- zaśmiał się gdy ja na nim praktycznie leżałam bo myślałam, że się zaraz przewrócę, pokiwałam jednak głową i wieszając się na nim jak to było w moim przyzwyczajeniu. Najpierw poszliśmy do młota z którym się prawie przewróciłam, winda i na koniec spływ wodny.
-Może trochę odpoczniesz?- wspaniałomyślnie zaoferował mi Rick gdy wychodziliśmy z tej atrakcji cali mokrzy, oczywiście moje włosy wyglądały jak wodorosty co mi przeszkadzało ale chwilowo to olałam.
-Dobra, a więc co proponujesz jako odpoczynek?- spytałam zarzucając mu ręce na szyję i całując.
-Co powiesz na gofry lub lody?- odpowiedział przerywając pocałunki.
-A może to i to?- uśmiechnęłam się i znowu go pocałowałam.
-Okey- odpowiedział i pocałowałem mnie, lecz ku mojemu niezadowoleniu krótko. Poszliśmy do stoiska, oboje wzięliśmy gofry z samą bitą śmietaną, a Rick kupił sobie jeszcze szklankę piwa.
Po zjedzeniu gofrów zaoferowałam, że pójdę po lody, ruszyłam w kierunku stoiska z tymi przysmakami i kupiłam dwie gałki na głowę, oczywiście na moich lodach musiała się jeszcze znaleźć polewa malinowa i kolorowa posypka, po chwili zauważyłam, że obok Ricza siedzą jakieś dwie baby, miałam nadzieję, że Rick jest wierny ale kiedy zobaczyłam, że chłopak jest dla ich wredny a dziewczyny odchodzą podeszłam z lekko zdziwioną miną, nie dziwiłam się, że te laski do niego przyleciały, to ciacho na dodatek bez koszulki czym mnie trochę teraz zirytował...
-Cóż… nie sądziłam że je spławisz… Jednak jestem zła, bo czemu nie założyłeś koszulki! I jakim prawem te szmaciane plastiki flirtowały z tobą?!- wkurzyłam się –Nie powinniśmy tu w ogóle przyjeżdżać.– dodałam po chwili. Lody zjedliśmy dość szybko więc, wyrzuciliśmy pojemniki do kosza. Po chwili poczułam na talii jego ręce a przez ciało przebiegł mnie przyjemny dreszcz gdy Rick pocałował mnie w szyję.
-Nie ma mowy, dziś cały dzień poświęcam tobie.- pocałował mnie w usta.
-Dobra, to co powiesz teraz na samochodziki?- zaproponowałam kierując się właśnie w ich stronę. Pokiwał głową po czym skierowaliśmy się tam. Co chwilę uderzaliśmy w swoje samochody. Kiedy skończyliśmy atrakcję, Rick wyjął telefon i jak podejrzewam sprawdzał godzinę, którą była dziewiętnasta. (Takie medium)
-O cholera, kochanie muszę lecieć wrócę za godzinę, półtorej-powiedział dając mi ostatniego na 'godzinę półtorej' buziaka.
-Ale przecież miałeś spędzić ze mną cały dzień!?- westchnęłam odrywając się od jego ust.
-Przepraszam myszko ale to istotne, niedługo wrócę.- odpowiedział kierując się w stronę parkingu.
Spojrzałam tylko za nim smutno i powłóczyłam nogami do diabelskiego młyna... Chciałam na nim posiedzieć z Rickiem, ale jak zwykle się wkopałam... Nie mogłam długo w nim wytrzymać bo robiło mi się trochę przykro... Poszłam do jednej z budek i kupiłam sobie piwo, w końcu wyszło tak z pięć szklanek ale się tym nie przejmowałam... Minęła godzina a ja już nie miałam co robić, była już 20 więc ludzi było mniej a mi robiło się coraz chłodniej, założyłam bluzę Ricka i włożyłam ręce do kieszeni, nagle poczułam coś twardego, od razu wiedziałam, że to broń, moje serce zamarło a ja lekko zbladłam ale nie okazywałam tego niepokoju który rozchodził mi się po ciele. W końcu weszłam do komnaty luster, wyszłam po pół godziny i odnalazłam wzrokiem Ricza.
-Mam nadzieję że masz solidne wytłumaczenie bo jak się dowiem że ktoś cię widział z tamtymi lafiryndami to już jesteś martwy.- oznajmiłam mu..
-Niedługo się dowiesz, a teraz chodźmy do tamtych misiów co?- odpowiedział kierując się w stronę stoiska. Wykupił pięć rzutów i podał mi piłeczkę, rzuciłam raz jeden i mogłabym rucać jeszcze nie wiem ile razy ale to jest jakoś ustawione.
-Nie no to jakieś głupie jest!- zdenerwowałam się po czwartym rzucie i oddałam piłeczkę Rickowi odsuwając się na bok, oczywiście nie byłam zdziwiona gdy Rick zbił wszystkie kręgle na raz, urodziłam się w piątek trzynastego więc od zawsze byłam pechowym dzieckiem. Wziął misia od sprzedawcy i podał go mi, mimo, że byłam troszkę zła to wzięłam misia i wtuliłam się w niego.
-Dzięki, ale uważam że to było jakieś oszustwo…
-Odwróć się i zamknij oczy- powiedział tajemniczo, ja szybko wykonałam jego prośbę i natychmiast odgarnął mi włosy a na szyi poczułam coś bardzo zimnego-Już- usłyszałam i otworzyłam oczy, przez chwilę nie mogłam uwierzyć, na mojej szyi wisiał cudny naszyjnik z serduszkiem, oglądałam go z każdej strony zachwycona prezentem.
-Dziękuję- powiedziałam i pocałowałam go, skierowaliśmy się do parkingu, mój misiek wylądował już w samochodzie a ja sama oparłam się o maskę, natychmiast Rick przylgnął do mnie cały i trwało by to o wiele dłużej gdyby nikt nam nie przerwał.
-Ej, ty!- usłyszałam krzyki i stanęłam obok Ricka, szybko znalazłam właścicieli głosu, był to jeden z trzech napakowanych mężczyzn którzy szli obok tych szmat które podrywały Ricka.
-Coś się stało?- zapytał chłopak podchodząc bliżej do nieznajomych co mi się nie podobało.
-To on!- powiedziała jedna z dziewczyn i po chwili dwoje mężczyzn trzymało mnie mocno za ręce a Rick leżał na ziemi po otrzymanym ciosie w brzuch. Działałam instynktownie, wyjęłam scyzoryk, wbiłam jednemu z mężczyzn w rękę i przejechałam przez całą jej długość, zaraz po tym drugi facet popchnął mnie na ziemię i nadepnął na rękę, poczułam tylko łamiącą się kość a przed oczami miałam łzy które już spływały po policzkach, ze strachu i bólu. Rick natychmiast się podniósł i przywalił w twarz temu mężczyźnie najprawdopodobniej łamiąc mu nos lecz zaraz po tym on został przygnieciony przez całą grupę ludzi a mi przystawili spluwę do głowy i trzymali za ręce.
-Który debil straszył moje dziewczynki?!- usłyszałam męski głos, moja twarz była cała w łzach i krwi która zaczęła mi niespodziewanie ciec z nosa
-O, kogo my tu mamy, mój dawnym kumpel – Rick Morgan. Pamiętasz mnie? To ja Will Roberts, kojarzysz co nie?- gdy to powiedział myślałam, że moje serce stanęło na dobre, myślałam że zaraz zemdleję, wiedziałam, że Rick się z nikim miłym nie zadawał ale nagle zaczął mnie trochę przerażać.
-Pamiętam jak przed więzieniem byłeś taki słabiutki, widocznie to nękanie ciebie przez innych wyszło ci na dobre. Pamiętam nawet jak mnie wystawiłeś!- moja twarz była cała we łzach a z mojego nosa leciała gęsta krew, nie mogłam patrzeć na Ricka, bolał mnie ten widok.
-Jej do tego nie mieszaj. Ona o niczym nie wie, nikomu nie powie. Tylko ją zostawcie, zrobię wszystko. Przysięgam…- mężczyzna zaśmiał się i podszedł do mnie i podstawił mi nóż pod gardło, zaczęłam szybciej oddychać dławiąc się łzami.
-Rick! Nie rób tego!- wydzierałam się do chłopaka ale ten nawet na mnie nie spojrzał...
-Tyle robisz dla dziewczyny… Wcześniej byłeś kimś, martwiłeś się tylko o siebie, a teraz dałbyś mi się zabić za kogoś innego. Ale zrobię to o co prosisz, nie jestem takim potworem.- schował nóż do kieszeni a ja dalej wydzierałam się do Ricka, po chwili przyjechał samochód do którego mnie wepchnęli. ***
Nie wiem ile już jechałam ale mimo, że się szarpałam dalej siedziałam w samochodzie, nie wiedziałam jakim cudem mam tędy dojechać do akademii ale wolałam nie pytać, byliśmy już w środku lasu, tylko ja i mężczyzna który prowadził, wysiadł, podszedł do moich drzwi wyciągnął mnie i przygwoździł do ziemi... Już wiedziałam co mnie czeka...
-To teraz się zabawimy mała- zaczął zrzucać moje ubrania i po chwili zrzucił swoje... Kiedy skończył ubrał się ale dalej trzymał mnie przy ziemi, wziął moją rękę (po stronie na której widać żyły) z kieszeni wyjął nóż i wyrył mi wielki napis "SZMATA" i w gratisie złamał mi kolejną rękę. Wstał, rzucił mi ubrania i odjechał zostawiając mnie w nocy w środku lasu, ubrałam się szybko i położyłam załamana na ziemi, zaczęłam płakać... Po pewnym czasie zmorzył mnie sen...
***
Obudziło mnie ćwierkanie ptaków... Gdy otworzyłam wreszcie oczy był ranek, leżałam w miejscu w którym zasnęłam, spojrzałam na swoją rękę na której napis zaczął się delikatnie zasklepiać, ale przynajmniej nie leciała krew. Spróbowałam się podnieść co było ciężkie bez użycia rąk, na moje szczęście w dzieciństwie byłam harcerzem i chyba uda mi się zrobić coś z rękoma, gdy wreszcie udało mi się wstać wzięłam bluzę i lewą rękę powiesiłam na temblaku zrobionym z niej, prawa ręka mniej mnie bolała więc to jej chciałam używać, zaczęłam przeszukiwać kieszenie i jedyne co znalazłam to guma do żucia w spodenkach i broń która znajdowała się w bluzie Ricka, gdy pomyślałam o Ricku łzy stanęły mi w oczach ale natychmiast je otarłam i zaczęłam się rozglądać, oczywiście w nocy padał deszcz i jakiekolwiek ślady zostały zmyte w nocy. Szłam lasem rozglądając się za czymś do jedzenia, znałam się na grzybach i na tym jak je dobrze przyrządzić ale długo na nich nie pożyję, w trakcie udało mi się zebrać trochę chrustu i krzemienia, robiło się już ciemno a mi udało się znaleźć w końcu miejsce na rozpalenie ogniska, mimo, że pamiętałam jak je rozpalić nigdy nie byłam w tym dobra mimo, że zdałam większość odznak a moją ulubioną był milczek. Na niebie świeciły gwiazdy ale nie byłam nigdy dobra z geografii i mimo, że wiedziałam gdzie są wszystkie kierunki świata nie wiem gdzie jest akademia więc nie ma szans, że trafię tak szybko. Mimo, że szczerze nienawidzę grzybów musiałam coś zjeść, udało mi się znaleźć jeszcze jadalne jagody które zjadłam. Długo nie potrafiłam zasnąć, siedziałam na grubej gałęzi opierając się plecami o drzewo, jedynym zabezpieczeniem była bluza Ricka przez którą w moich oczach pojawiały się łzy... Patrzyłam w gwiazdy i księżyc myśląc ,,Jesteśmy tak blisko a tak daleko... lecz wciąż patrzymy na ten sam księżyc" po moich rozmyślaniach rozbolała mnie głowa więc nie musiałam długo czekać na to żeby zmorzył mnie sen...
***
Biegłam lasem z przeczuciem, że ktoś mnie goni, po chwili zauważyłam, że między drzewami stoi Rick, podbiegłam do niego lecz w jednej chwili rozpłynął się a ja uderzyłam głową w drzewo...Otworzyłam szybko oczy i przywaliłam głową w pień o który opierałam się plecami, w oczach stanęły mi łzy lecz nie pozwoliłam im wypłynąć i rozmasowałam ją szybko, odwiązałam się prawą ręką która była w miarę sprawna gdyż miałam tylko złamany nadgarstek, zeskoczyłam z drzewa i zgasiłam ogień wodą z pobliskiego niezbyt z resztą czystego stawku, w lesie ku mojemu zdziwieniu znalazłam torebeczkę w której znajdowały się liście babki lancetowej które ułożyłam na ranie i związałam wielkim liściemOtworzyłam szybko oczy i przywaliłam głową w pień o który opierałam się plecami, w oczach stanęły mi łzy lecz nie pozwoliłam im wypłynąć i rozmasowałam ją szybko, odwiązałam się prawą ręką która była w miarę sprawna gdyż miałam tylko złamany nadgarstek, zeskoczyłam z drzewa i zgasiłam ogień wodą z pobliskiego niezbyt z resztą czystego stawku, w lesie ku mojemu zdziwieniu znalazłam torebeczkę w której znajdowały się liście babki lancetowej które ułożyłam na ranie i związałam wielkim liściem. W końcu po zabrnu wszystkiego co miałam; a dużo tego niebyło, ruszyłam w dalszą drogę, kierowałam się na północ z nadzieją, że uda mi się chociaż wyjść z lasu. Ten dzień nie różnił się niczym dpprzedniego... 1.Wędrówka, 2.Zbieranie jedzenia 3.Rozpalenie ogniska. Znowu siedziałam na gałęzi pobskiego drzewa, znowu rozmyślałam długo lecz dzisiaj zasnęłam nieco szybciej...
Siedziałam na zimnym metalowym ksześle a przede sobą widziałam zdjęcia gdzie głównymi bohaterami byli Rick i ta franca od której pożyczył samochód, oni... Oni się całowali, przede mną pojawił się natomiast mężczyzna który zgwałicł mnie niedawno i powiedział.
-Wolisz oglądać te zdjęcia czy może umrzeć?-spytał z chorym uśmiechem, lecz ja znałam odpowiedź
-Śmierć-powiedziałam i jak na komendę poczułam prąd rozchodzący się po moim ciele...Obudziłam się lecz teraz nie wykonałam żadnych gwałtownych ruchów by znowu w coś nie uderzyć, rozejrzałam się i moją rutyną odwiązałam się i zeskoczyłam z drzewa źle stając, przeklęłam i rozmasowałam nogę... Szybko zebrałam się i już mnie nie było.
***
Zbliżał się wieczór, szłam lasem lecz po chwili usłyszałam dźwięk muzyki i zaczęłam biec w tym kierunku...
***
Minęło z dziesięć minut a ja stałam pod domem tej blondi. Miałam zamiar iść poboczem w stronę akademii ale zaciekawiona co się dzieje zajrzałam przez niezasłonięte okna, zauważyłam, że w domu jest niezła impreza... Obeszłam dom dookoła i nagle mnie zatkało zaraz obok okna w jednym z pomieszczeń w domu stał Rick, ale nie był sam... Całował się z tą szmatą... W moich oczach stanęły łzy a on chyba mnie zauważył lecz nawet gdyby chciał coś zrobić ja biegłam już w stronę akademii z zapłakaną twarzą..
Rick?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.