Nie zamierzałem posłuchać jej prośby o nieruszanie niczego. To była moja szansa - mogłem wrzucić do jej biurka zaproszenie na bal. Teraz raczej nie odmówi. Upewniając się, że dziewczyna zniknęła w łazience na dobre, otworzyłem jej biurko. Gdzie by to włożyć...? Po chwili poszukiwań zdecydowałem się na położenie koperty na środku głównej szuflady. Nie patrzyłem ns rzeczy, które Ros miała w biurku, a przynajmniej bardzo się starałem. Kończylem właśnie układać zaproszenie, kiedy Rosalie wyszła z łazienki. Zobaczyła, co robię i jej wzrok wyraził złość. Pospiesznie zamknąłem szufladę i uśmiechnąłem się szczerze.
- Czemu grzabałeś... - zaczęła Ros, ale nie dałem jej dokończyć.
- Zajrzyj do środka. Przysięgam uroczyście - "że knuję coś niedobrego" dokończyłem w myślach, a na głos powiedziałem - że niczego nie zabrałem, nie oglądałem, nie robiłem złych rzeczy. Po prostu zajrzyj.
Zdziwiona trochę dziewczyna najwyraźniej przez chwilę walczyła z myślami. "Teraz albo ma mnie nawrzeszczy, albo nie" pomyślałem jakże filozoficznie.
Rossie (o matko, to tak uroczo brzmi!) otworzyła szufladę i wyjęła z niej kopertę. Spoglądała to na mnie, to na przedmiot dziwnym wzrokiem. Wyglądała trochę tak, jakby zaraz miała się roześmiać.
Otworzyła kopertę i zaczęła czytać. Gdy skończyła, spojrzala na mnie kolejny raz tym dziwnym wzrokiem.
-Rosalie Morgan - powiedziałem, z trudem zachowując powagę, a na mojej twarzy pojawił się uśmieszek - czy przyjmujesz zaproszenie?
Rossie? Mogę tak na ciebie mówić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.