Strony

sobota, 12 sierpnia 2017

Od Rosalie cd. Silvester

Spojrzałam na niego. W moich oczach z łatwością można było wyczytać złość. Chłopak pośpiesznie zamknął szufladę i uśmiechnął się. Po prostu się kurna uśmiechnął.
- Czemu grzebałeś…- zaczęłam ale chłopak natychmiast mi przerwał.
- Zajrzyj do środka. Przysięgam uroczyście że niczego nie zabrałem, nie oglądałem, nie robiłem złych rzeczy. Po prostu zajrzyj. – powiedział szybko. Zdziwiłam się trochę, chwilę walczyłam z myślami.
-Dobra raz się żyje… - pomyślałam i ostrożnie otworzyłam szufladę mając nadzieję że „coś” na mnie nie wyskoczy, jednak na samym środku leżała biała, niewinna koperta. Wzięłam ją w dłonie i rzuciłam wzrokiem to na Silvestra, to na przedmiot. W pewnej chwili zachciało mi się roześmiać, jednak starałam się wyglądać poważnie. Powoli otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać jej treść której tematem było zaproszenie na bal. PONOWNE zaproszenie. Gdy skończyłam zapoznawać się z treścią, spojrzałam na chłopaka kolejny raz.
-Rosalie Morgan – powiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Od razu nie spodobało mi się poważne rozpoczęcie zdania – czy przyjmujesz zaproszenie?
Kiedy zakończył zdanie w mojej głowie zaczęło powstawać milion myśli i wymówek. Znów patrzyłam się to na kopertę, to na Silvestra.
-Ja… to znaczy… yyy… - mieszałam się coraz bardziej w słowach, zatrzymałam swój wzrok na oczach chłopaka w których malowało się zdezorientowanie. Nie mogłam drugi raz mu tego zrobić. Nie potrafiłam.
-Zgadzam się – rzuciłam szybko odpowiedź wymuszając u siebie uśmiech. Silvester bardzo się ucieszył bo przytulił mnie.
-Tak się cieszę! Yyy
Yyy, to znaczy przepraszam po prostu się ucieszyłem.- powiedział po czym odsunął się ode mnie.
-Spoko, to było nawet miłe – odpowiedziałam sama zdziwiona swoimi słowami. Chłopak spojrzał na mnie zmieszany na co ja wzruszyłam ramionami ze śmiechem.
-To… do jutra – powiedział wstając po czym odłożył ręczniki na kaloryfer.
-To do jutra – odpowiedziałam mu tak samo uśmiechając się, Ves też się uśmiechnął po czym wyszedł z pokoju. Głośno westchnęłam po czym opadłam na łóżko i chyba od razu zasnęłam.
***
Obudziłam się dość wcześnie. Była chyba trzecia w nocy, jednak byłam wyspana. Poszłam do łazienki, szybko się przebrałam w letni outfit składający się z jasno brązowych jeansów i balerin, beżowej bluzki odkrywającej pępek, wiązanej z przodu oraz kilka złotych bransoletek z perłami i zaplotłam szybkiego warkocza. Z racji tego że wcześnie wstałam, wzięłam parę gumek ołówkowych, jak i same ołówki oraz parę kartek formatu A3 po czym wpakowałam to wszystko do torby artystycznej.  Zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z pokoju zostawiając w nim śpiącego na łóżku Demona. Kiedy dokładnie zamknęłam drzwi wpadła mi do głowy pewna myśl. A jeśli zajrzę do Silvestra i jakimś cudem nie śpi? Raz się żyje.
Skierowałam się w stronę pokoju chłopaka, położyłam dłoń na klamce i powoli otworzyłam drzwi. Trochę się przestraszyłam bo za drzwiami siedział pies Silvestra – Dante, którego się nie spodziewałam. Dante po chwili zaczął radośnie szczekać na mój widok. Spojrzałam na łóżko na którym spał chłopak, wyglądał tak słodko. Jednak jego pies szybko go obudził. Ves mozolnie otworzył oczy i spojrzał na mnie.
-Przepraszam, wcześnie się obudziłam i chciałam sprawdzić czy śpisz i twój pies zaczął szczekać i… przepraszam. – zaczęłam się tłumaczyć, już chciałam wyjść z pokoju, kiedy usłyszałam głos Silvestra:
-Nie, zostań. Przecież i tak już nie śpię - uśmiechnął się po czym ziewnął. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na fotelu.
-Wyspałeś się chociaż? – spytałam poprawiając grzywkę.
-Tak – odpowiedział krótko po czym wstał – Chcesz to zrób sobie jakieś śniadanie tymczasem pójdę się przebrać.
Kiwnęłam w odpowiedzi głową. Chłopak wziął jakieś ubranie z szafy po czym wszedł do łazienki. Wstałam, zrobiłam sobie dwie kanapki i szybko je zjadłam po czym wróciłam na fotel jednocześnie bawiąc się z psem Silvestera. Po jakimś czasie Ves wyszedł z łazienki, także zrobił sobie kanapki i szybko je zjadł.
-To idziemy? – spytał. Pokiwałam głową i wstałam chwytając swoją ukochaną torbę artystyczną po czym wyszliśmy z budynku.
-To gdzie chcesz iść?- spytał spoglądając na mnie.
-Nie wiem... Albo czekaj mam takie jedno miejsce – powiedziałam dostając olśnienia po czym ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Niedawno kiedy zwiedzałam tereny akademii razem z Angel natknęłam się na ładne jezioro w które dziś miałam zamiar się wybrać.
***
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Niebo było jasne ale słońce jeszcze nie wzeszło. Zauważyłam przy brzegu coś jakby molo lub most po czym usiadłam na nim, a Silvester obok mnie.
Wyjęłam z torby wszystkie potrzebne mi rzeczy do szkicowania i zaczęłam uwieczniać wschód słońca, który tu, nad jeziorem wyglądał majestatycznie. Po około trzydziestu minutach w końcu skończyłam i pokazałam szkic Silvestrowi.
-Bardzo fajny, podoba mi się – powiedział podając mi kartkę, wzięłam ją od chłopaka i schowałam do torby.
-Dzięki – odpowiedziałam, położyłam się na plecach i wyciągnęłam ręce do góry by móc dotknąć wody i jednocześnie ją widzieć. Ves położył się obok mnie na brzuchu opierając podbródek o skrzyżowane ręce.
-O czym tak najbardziej marzysz? – spytał przerywając ciszę.
-To zbyt banalne… - odpowiedziałam, rękami bawiąc się wodą.
-Nikomu nie powiem – przysięgnął Vester.
-No dobra... Więc zawsze marzyłam o rycerzu w lśniącej zbroi, na białym koniu.
-Ciekawe... Ale jeśli rycerz nie będzie mieć lśniącej zbroi i białego konia?
-Koń mógłby być gniady, kary czy nawet srokaty. A zbroja nie jest ważna, liczy się serce. Od dziecka uwielbiałam śluby i te wszystkie „Happy End’y”. – odpowiedziałam śmiejąc się. Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się. Położyłam sobie jedną rękę pod głowę a drugą na brzuch.
-Ale życie nie zawsze toczy się tak jak chcemy. Mam wyrodną matkę, brata kryminalistę i ojca w grobie… - przerwałam na chwilę – Kiedy brat trafił pierwszy raz do poprawczaka, moja matka w ogóle się od niego odcięła, potem od ojca aż w końcu i ode mnie. Znalazła sobie jakiegoś fagasa i uciekła w świat zostawiając mnie z załamanym tatą. On przeżył to szczególnie, bardzo kochał mamę, mnie i Ricka, nie wyobrażał sobie bez nich życia. Zaczął pić, coraz bardziej się wyniszczał, czułam jak z dnia na dzień co raz szybciej umiera i to na moich oczach, a ja nic nie mogłam zrobić. Kompletnie nic… Pewnego dnia postanowił tak po prostu wyskoczyć przez okno. Do tej pory obwiniam się o to że nawet nie próbowałam go zatrzymać.
Silvester przez dłuższą chwilę nic nie mówił.
-Nie musisz mówić że mi współczujesz, wszyscy tak mówią a potem zostawiają mnie z tym wszystkim samą… - dodałam po chwili.
-Ja cię nie zostawię – powiedział, czułam na sobie jego wzrok, odwróciłam głowę w jego stronę.
-Dzięki… - uśmiechnęłam się lekko.
-A co do tych marzeń to masz jeszcze jakieś? – zadał pytanie z szaleńczym uśmieszkiem.
-Cóż... Marzę o szczeniaczku Dalmatyńczyka, zobaczenie źrebaka bo nigdy nie widziałam i zrobienie czegoś szalonego. – odpowiedziałam wpatrując się w oczy Silvestra.
-Co masz na myśli mówiąc „zrobienie czegoś szalonego”?
-Nie wiem, może skok na bungie albo wspinaczka górska albo wind/kite surfing, może paintball albo dom strachów – zaczęłam szybko wymieniać.
-Ciekawe, aczkolwiek oryginalne – stwierdził Ves uśmiechając się.
-Czemu w ogóle o to pytasz? – zapytałam wpatrując się w jego piękne oczy.

Tak możesz Rossie, zezwalam ci  xD  1114 słów :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.