Zaciągnąłem się jej zapachem i przymknąłem oczy. Czułem się tak, jakbym
trzymał cały świat w swoich ramionach. Obawa o Breve znikała z każdą
sekundą, gdy miałem ją przy sobie. Cholerne uczucia... Mój racjonalny
światopogląd zbyt szybko mnie opuszczał...
Spojrzałem w głąb łąki, siwy arabek, próbował uniknąć podgryzania przez
sprytną i niezwykle uroczą Amidię. Ten widok sprawił, że zrobiło mi się
cieplej na sercu, uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mam wieści ze szpitala- znajomy głos wyrwał mnie z rozmyślań i sprawił, że oderwałem się od Tori
Cass, szła w naszym kierunku dumnym krokiem, ale wystarczyło spojrzeć na
jej wyraz twarzy, żeby dostrzec, że nie jest zadowolona. Warknąłem pod
nosem i nerwowym ruchem poprawiłem włosy. Nie minęła nawet sekunda, gdy
poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Zmrużyłem oczy i odetchnąłem,
chcąc się nieco uspokoić. W ostatnim czasie zbyt mocno dawałem ponieść
się emocjom.
- Co z Aleu?- Tori przemówiła jako pierwsza i posłała mi delikatny,
pokrzepiający uśmiech, nie miałem siły, żeby go odwzajemnić, po prostu
odwróciłem wzrok
- Trochę się poturbowała, kazała się przetransportować do prywatnej
kliniki i pyta kiedy Ru ją odwiedzi. Ponadto jej rodzice podali adres,
na który macie przywieźć konia... w następny piątek- rudowłosa spojrzała
na mnie niepewnie i westchnęła
No ja nie wierzę... czy ona się kiedyś w końcu odczepi? Kiedy
uświadamiam sobie, że Breve należy do niej... Jak pomyślę o tym, co może
mu za to zrobić...
- Chyba mocno uderzyła się w tą swoją wyszpachlowaną główkę- Viki nie wyglądała na zachwyconą... w sumie nie ma się co dziwić
- Cholernie się o niego boję...- Nie miałem zamiaru rozmawiać z Aleu, zbyt wiele krzywdy wyrządziła bliskim dla mnie osobom...
- Wszystko będzie dobrze Rush... musi być.
- Wiem, księżniczko...
***
Tydzień... Właśnie tyle minęło od rozmowy na łące...
- Powinniście wyjeżdżać, naprawdę to już ten moment- Cass jako jedyna myślała racjonalnie.
Zlustrowałem swoją siostrę wzrokiem i westchnąłem.Wiedziałem, że współczuła zarówno mi, jak i Breve...
- Nie wierzę, że muszę się z nim rozstać, chyba zdążyliśmy się już za
kumplować- rżenie, dochodzące z przyczepy tylko potwierdziło moje słowa.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym móc coś zrobić- kojący głos
Tori sprowadził mnie na ziemię- Nie wszystko stracone, może jeszcze coś
wymyślimy?- spytała, sama nie wierząc w swoje słowa
W odpowiedzi chwyciłem ją za rękę i splotłem ze sobą nasze palce, bałem się tego, co możemy zastać na miejscu...
----------------
> Toriś? I czo my teraz zrobimy? <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.