Strony

piątek, 13 stycznia 2017

od Rusha cd. Viktorii

Odwróciłem głowę i spojrzałem na Sil'a, który nerwowo rozglądał się po boksie i poczułem jak moje serce rozsypuje się na miliony kawałeczków. Chciałem uciec od tego wszystkiego i przeszło mi przez myśl nawet to, żeby odejść z Akademii wraz z Sil'em i mieć wszystkich gdzieś. Ale nie mogłem... westchnąłem spoglądając na klacz, która teraz podgryzała mój kaptur, skrzywiłem się.
- Rush?- usłyszałem przyjemny, znajomy głos i nieco się uspokoiłem
- Ale Sil...
- Będzie w dobrych rękach, obiecuję ci to- zaczęła- poza tym rozmawiałam z Cassandrą, powiedziała, że z nim posiedzi- zapewniła, dzięki czemu nieco się rozluźniłem
- Dobrze...- mruknąłem bez przekonania, po czym wyprowadziliśmy konie z budynku
- Jak ona ma na imię?- zapytałem gładząc nieco kapryśną klacz po szyi, Tori lekko się uśmiechnęła
- Jabłonka, ma dość... ciekawy charakter- zapewniła i z lekkim wahaniem dosiadła Batona, który lekko wierzgnął, westchnąłem i wdrapałem się na grzbiet klaczy.
Jechaliśmy w zupełnej ciszy, cały czas myślałem o Sil'u... do tego moje zacne leki przeciwbólowe chyba przestały działać. Całe życie przeciwko mnie- pomyślałem, gdy skręciliśmy w boczną uliczkę
Tori starała się mnie pocieszyć, przynajmniej ja własnie tak to wszystko odbierałem, bardzo miło z jej strony...
- Dziękuję- powiedziałem zupełnie szczerze, gdy konie przeszły w stęp
- Ale... za co?- zapytała lekko zdziwiona, więc wywróciłem oczami
- Za to, że jesteś moją przyjaciółką i mi pomagasz- odparłem naturalnie, dziewczyna lekko się spięła i spojrzała na mnie smutno, odwróciłem wzrok.
- Dlaczego trenujesz z Aleu?- spytałem po chwili ciszy z lekką pretensją w głosie, mimo iż o nic jej nie obwiniałem
Skrzywiła się, nie chciała o tym rozmawiać. Zacisnęła dłonie na wodzach i spuściła głowę. Zanim zdążyła cokolwiek wydusić, postanowiłem jej przerwać
- Nieważne, nie powinienem był pytać- wymamrotałem niechętnie
Ten teren nie był "dobry". Nie chciałem dosiadać innego konia podczas, gdy Scream leżał w boksie zupełnie bez sił. Poza tym robiło się okropnie ciemno
- Jestem beznadziejny...- szepnąłem sam do siebie, mając nadzieję, że Tori nic nie słyszy
Popłakałem się jak małe dziecko z powodu konia... konia który nadał mojemu życiu sens. Konia, który pomógł mi wyjść z depresji.
- Księżniczko... Możemy wracać?- zapytałem bardziej stanowczo, na co skinęła głową
- Chciałam, żebyś się uspokoił...
- Naprawdę dziękuję, że mi pomagasz, nie wiem co bym bez ciebie zrobił- posłałem jej szczery uśmiech
Nagle usłyszeliśmy szelest liści i trzask łamanych gałęzi. Baton lekko wierzgnął, ale Tori opanowała go w idealnym momencie, zmarszczyłem brwi. Za drzewami pojawiły się 2 kasztanowe konie...
- O nie...- szepnęła moja towarzyszka
- Witamy państwa w tę jakże piękną noc- powiedział jeden z jeźdźców i wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu. Wyglądał na jakieś 20 lat... zmarszczyłem brwi
- Jakiś problem?- rzuciłem chłodno i kątem oka zerknąłem na Tori, nie wyglądała na najszczęśliwszą
- Vikuś, paradujesz sobie sama z jakimś kolesiem po lesie, gdy jest tak późno? To może być bardzo niebezpieczne- mruknął ten drugi
- Odczepcie się ode mnie, Rush... wracamy- powiedziała stanowczo Tori i zawróciła Batona
Byłem ciekawy kim byli i dlaczego Tori tak bardzo nie chciała z nimi rozmawiać. Katem oka zauważyłem jeszcze logo tamtej stadniny z której pochodził ta szmata Aleu. Ogarnęła mnie wściekłość... Z trudem udało mi się opanować... Ale jeśli któryś z nich spróbowałby zrobić coś mojej przyjaciółce... musiałby szukać dobrego chirurga...
> Tori?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.