sobota, 31 sierpnia 2019

Od Ricka cd. Beauregarda

 - Wchodź - kazał cicho i otworzył szerzej drzwi. Zrzuciłem buty w korytarzu i dość szybko odnalazłem się w mieszkaniu blondyna. Wszedłem do salonu i usadowiłem się na fotelu oglądając dokładniej całe pomieszczenie. Pokój utrzymywał się w kolorze jasnoszarym z brązowymi akcentami, a na stoliku "kawowym" znajdowało się małe drzewko. Uroczo.
 - Dobra, spokojnie, po kolei - usłyszałem głos Beara, niósł ze sobą apteczkę i wyglądał na dość przestraszonego. Czyżby nasz mały misiek nigdy nie widział krwi?
 - Ale ty zdajesz sobie sprawę, że ja nie umieram, nie? - zażartowałem
 - Eee... daj rękę - powiedział po odkręceniu butelki z wodą utlenioną.
Wzruszyłem jedynie ramionami i podałem mu zranioną dłoń, którą przytrzymał drżącą ręką.
 - Okej, teraz...
 - Zaboli, wiem - dokończyłem za Beara, dość znaną mi już formułkę.
 Chłopak wziął głęboki wdech i polał ranę wodą utlenioną. Skrzywiłem się nieznacznie, szybko jednak to ukryłem. Całe szczęście chłopak chyba tego nie zauważył. Wytarł spienioną wodę z rany i ponowił proces, a mi do głowy wpadł genialny pomysł.
 - Aaa! Umieram! - wrzasnąłem znienacka, na co blondyn aż podskoczył i upuścił wodę utlenioną.
 - Boże, przepraszam! - wykrztusił, na co ja tylko się zaśmiałem. Chyba powinienem zostać aktorem.
 - Dobra, eee, teraz... czas na plaster - oznajmił i zaczął szukać opatrunku w apteczce. Wpatrywałem się w niego z niemaskowanym rozbawieniem.
 - Mam takie - oświadczył pokazując mi opakowanie.
 - Chyba oszalałeś - parsknąłem w jego stronę. - Nie będę chodził z Kubusiem Puchatkiem na ręku.
Zaprotestowałem jak tylko zobaczyłem jak wyglądają te plasterki.
 - Ale... zakażenie - usiłował się bronić.
 - Nic z tego - pokręciłem głową.
 - Nie mam innych. Musisz przecierpieć, przykro mi - próbował dalej.
 - Nie ma mowy, nie będę chodził z jakąś bajką na ręku jak dzieciak!
 - Bardziej jak dziecko zachowujesz się teraz! - wyparował, zadziwiając mnie tym odrobinę. Zdążył chyba pomyśleć bo natychmiast zakrył usta dłońmi. - Przepraszam, ja nie chciałem... naprawdę nie... przepraszam - wykrztusił.
 Pokiwałem tylko głową, unosząc brwi w poddającym się geście. 
 - Dawaj te plastry. - Niech już mu będzie.
 Zauważalnie drżącymi rękami nakleił plaster na moją dłoń, po czym przemył i opatrzył mi także brew, nie żałując przy tym kolejnego plastra. Po wszystkim usiadł na łóżku, niedaleko mnie.    
 - Więc... co ci się stało? - zaczął cicho.
 - Mniej wiesz, lepiej śpisz jak to mówią. - zaśmiałem się, zadowolony z siebie że mogłem wykorzystać tą formułkę. Uwielbiam wypowiadać to zdanie bo właśnie te słowa wymawiał zawsze mój brat.
 Bear zmierzył mnie wzrokiem, zaśmiałem się ponownie na ten gest.
 - Wyjaśniłem wszystko, także nie masz się czego martwić. - uśmiechnąłem się lekko.
 - W sensie? - zapytał cicho.
 - Pobiliśmy się, w zasadzie bardziej ja jego, póki nie zaczął wymachiwać jakimś nożykiem. Fakt, rozciął mi rękę ale to bardziej moja wina bo próbowałem wyrwać mu to tępe narzędzie z ręki. Zrobiłem to jednak tak nieumiejętnie, że widzisz jak wyszło. - zaśmiałem się między zdaniami. - Dokończyłem obijać mu tyłek, aż zaczął mnie błagać o litość i ot cała historia.
 - Ale... nie użyłeś tego noża? P-prawda? - przeraził się przez moment.
 - Nie, no co ty! - wywróciłem oczami, dając mu do zrozumienia, że źle zrobił myśląc nawet, że mógłbym zrobić coś takiego. - Nie jestem taki jak on. -
 Pomiędzy nami nastała długa chwila ciszy.
 - Przykro mi... - zagadnął cicho Bear.
 - Dlaczego niby? - rzuciłem mu zmieszane spojrzenie.
 - No bo... to moja wina- zaczął.
 - Przestań. - przerwałem mu, przybierając natychmiast poważny wyraz twarzy.
 - Nawet tak nie myśl, stało się i tyle, a to nie jest twoja wina, że faktycznie przyjaciel którego znałem przez praktycznie, no całe życie, okazał się pieprzonym pojebem. - zaśmiałem się, tylko odrobinę sztucznie na koniec.
 - To naprawdę nie jest twoja wina. A ja nie mówię tego tylko byś czuł się lepiej, po prostu tak jest i musisz zrozumieć ten fakt ciołku. - wywróciłem oczami, jednocześnie zmieniając pozycję w fotelu na wygodniejszą. Zarzuciłem nogi na jedno oparcie fotela, o drugi zaś oparłem się plecami.
 - Najważniejsze że jesteś cały. - przyznałem bez namysłu, po chwili zdając sobie sprawę jak to zabrzmiało. Jakby... za miło jak na mnie.
 - Znaczy, no wiesz... Mógłby cię dalej męczyć, a to nie byłoby w porządku. Także no... - dziwnie plątałem się w swojej wypowiedzi, jakby czując się odrobinę zawstydzonym. Dziwne uczucie...
 - Dzięki... - usłyszałem cichy głos Beara, na co lekko się uśmiechnąłem, jednak nie wypowiedziałem już ani słowa.
 Znowu utknęliśmy w niezręcznej ciszy. Postanowiłem w końcu ją przerwać więc ruszyłem tyłek z fotela i poszedłem do kuchni, wiedząc że Bear zaraz przyjdzie za mną by pewnie skontrolować czy nie robię mu już apokalipsy w kuchni. Dźwignąłem się i usiadłem na blacie, wyczekując jak przewidywałem jego przyjścia. Gdy w końcu się zjawił, zapytałem:
 - To co jemy? -
 Blondyn rzucił mi odrobinę zmieszane spojrzenie, na co wywróciłem oczami.
 - Chyba nie myślisz, że pomogłeś mi i ja już sobie pójdę? - zaśmiałem się. - Jestem głodny.
 - Nie mam pojęcia szczerze... - odparł Bear, po chwili zastanowienia, ja zaś wpadłem na genialny pomysł.
 - Zamówmy coś! - uśmiechnąłem się, zeskakując z blatu.
 - Tylko co? - zapytał cicho.
 - Jadłeś kiedyś chińszczyznę? - zapytałem, a w odpowiedzi pokiwał przecząco głową. Uniosłem brwi nie mało zdziwiony.
 - Oj zadziwiasz mnie dzisiaj Misiek. - zaśmiałem się.
***
Jedzenie przyszło po jakiejś pół godzinie, poszedłem odebrać i zapłacić po czym wróciłem z ciepłą jeszcze chińszczyzną do chłopaka. Wyjąłem pałeczki z opakowania i położyłem na stole, przy którym już siedział blondyn.
- Nie będziemy... jeść sztućcami? - zapytał niepewnie, niczym dziecko które myśli że zadawanie pytań to coś złego.
- Chińszczyznę? - zmarszyłem brwi, podając mu jego porcję jedzenia i zasiadając jednocześnie do stołu.
- To byłoby kalectwo. - zaśmiałem się, biorąc do ręki pałeczki. Co do tego typu "sztućców" miałem już sporą wprawę. Plus nieumiejętności gotowania.
- Ja nie zbyt potrafię. - powiedział cicho Bear. - Może wezmę jednak widelec?
- Nie ma mowy. - zaprzeczyłem. - Dasz radę.
- Ale-
- Nie ma "ale". To nic złego, nie umieć i uczyć się czegoś nowego. Zresztą jak człowiek głodny, to się nauczy, nie Misiek? - uśmiechnąłem się ciepło w jego stronę, odpakowując swoje jedzenie. Cudownie przyjemny zapach rozniósł się po pokoju. Kątem oka zauważyłem jak Bear delikatnie się uśmiecha i także odpakowywuje swoją porcję.
Chwycił niepewnie pałeczki w prawą dłoń i obserwując jak ja je trzymam, starał się zrobić to samo. Marnie, ale jednak próbował.
- Nie tak. - zaśmiałem się, gdy chłopak ścisnął dwa kawałki drewna tak że te wyślizgnęły mu się z dłoni i wypadły na stół. Wziął je ponownie do ręki, tym razem nie próbował sam a dał mi swobodnie sobą pokierować. Dotknąłem jego dłoni, aby mu pomóc, zatrzymałem się jednak na chwilę gdy poczułem jakby dreszcz przechodzący przez ciało chłopaka.
- Musisz o tak. - zacząłem mu tłumaczyć po chwili, zmieniając położenie jego palców by ułatwić mu trzymanie pałeczek. Gdy w końcu mi się to udało zabrałem dłoń i wróciłem do swojego jedzenia. Zgrabnie złapałem pałeczki i zacząłem jeść.
Bearowi średnio to wychodziło, udało mu się zjeść może z dwa kawałki ryżu i trochę warzyw. Zdawało się że zaczynał dość dobrze sobie radzić.
- Nie, nie dam rady. Za długo będę się męczyć z tym... - odłożył pałeczki, dość szybko się poddając.
- Spodziewałem się że będziesz bardziej wytrwały. - westchnąłem, będąc trochę zawiedzionym.
- Otwórz paszczę. - poleciłem mu, uśmiechając się szybko i chwytając w swoje pałeczki odrobinę mieszanki warzyw z ryżem, ze swojej porcji.
- Co takiego? - spojrzał na mnie lekko zmieszany. Wywróciłem oczami. Co za głupi misiek.
- Skoro nie chcesz jeść to cię nakarmię. - wzruszyłem ramionami.
- Nie... Nie chcę, nie ma mowy! - zaczął szybko zaprzeczać.
- Nie ma mowy, nie ma mowy - przedrzeźniłem go, przysunąłem rękę z jedzeniem bliżej jego twarzy, robiąc dość poważną minę. On sam nadal nie był przekonany, co do mojego zachowania.
- Masz trzy sekundy albo jedzenie wyląduje gdzieś na ścianie. - uśmiechnąłem się wrednie, czekając aż otworzy usta.
- Ale, Nie, ja nie- zaczął się plątać.
- Jeden... - zacząłem odliczać, przerywając plątaninę jego słów, co jednocześnie sprawiło że Bear zaczął panikować i tak czy inaczej musiał otworzyć usta. Wpakowałem mu nieudolnie jedzenie do ust, zjadł posłusznie i chyba nawet zaczął się rumienić... Dopiero po chwili zrozumiałem dlaczego. Ten gest który zrobiłem był dość... Dziwny. Sam przed sobą nie chciałem przyznać jaki wydawał mi się naprawdę. Poniekąd miły, ale i niezręczny. Zabrałem dłoń, po czym roześmiałem się, by jakoś zamaskować niezręczność tej sytuacji.
- I jak? Lepiej smakuje z mojej ręki? - uśmiechnąłem się szczerze, a chłopak zaśmiał się nerwowo.
- Oczywiście. - powiedział, po chwili uśmiechając się jakby szczerzej, co sprawiło że też uśmiechnąłem się mimowolnie. Jakby jego uśmiech wywoływał mój... I taką jakby radość tam gdzieś w środku...
***
Gdy skończyliśmy jeść, poleciłem mu żeby zrobił coś ciepłego do picia, a ja w tym czasie usadowiłem się w salonie na kanapie. Późna godzina sprawiła że stałem się śpiący i sam już nie wiem kiedy zasnąłem.

1 komentarz:

  1. 2016 ford focus titanium and more - The Titanium Art
    2016 ford focus ford fusion titanium for sale titanium and more. blue titanium cerakote From the early years of titanium wheels the industry, designers and babylisspro nano titanium artists created camillus titanium the design and manufacture of high quality materials for

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.