Strony

czwartek, 26 września 2024

od Arthura cd. Anthony'ego

- Okej, dam ci odjechać - Czknął chłopak stojący wyżej mnie - Jeśli zrobisz sensowną jaskółkę.
- Co? - spojrzałem do góry. Chłop zwariował.
- Jeśli zrobisz jaskółkę. - Usłyszałem, jak głęboko wciąga powietrze. - Dasz radę się nie rozbić. Raczej nie chcesz, by dziecinka się porysowała, albo została skrzywdzona przez wypadek, nie? - Chciałem zanegować słowa Anthony'ego, ale miał racje. Samo wyobrażenie dziecinki w stanie bardziej opłakanym, niż gdy ją kupił, przyprawiało go o dreszcze. Faktycznie, wsiadając za kółko w takim stanie ryzykował skasowaniem jej, albo chociażby bardzo, bardzo dużymi szkodami, z których nie wypłaciłbym się przez najbliższe kilka lat. 
- Dobra, kurwa, jaskółka. - Burknąłem, odpychając się od Impali i chwiejnie stając na nogach. Wzrok Tony'ego powędrował za mną; nie byłem pewien, czy patrzy na mnie z pogardą, czy raczej próbuje nie wybuchnąć śmiechem. 
Zgiąłem jedną nogę w kolanie, a drugą wyciągnąłem do tyłu, równocześnie rozpościerając ręce, w próbie imitacji oryginalnej pozycji jaskółki. Świat zawirował.
Straciłem równowagę i runąłem prosto przed siebie, odzierając dłonie i kolana, ratując swoją twarz przed spotkaniem ze żwirem.
Mój nieudolny wyczyn spotkał się z salwą śmiechu ze strony drugiego pijanego chłopaka. Spróbowałem podnieść się do góry, ale przyciąganie żwiru było silniejsze ode mnie i padłem plackiem, stękając z bólu.
- Jedziemy taksówką. - Wydusił między wybuchami śmiechu. - Zdecydowanie. 
- Sam se kurwa jaskółkę zrób. - Burknąłem, nie odrywając się od ziemi. Zbyt wygodnie, w tym stanie mógłbym tu zasnąć. Z rozmyślań o tym, czy na pewno mądrym pomysłem jest spanie na parkingu pod moją pracą, wyrwało mnie soczyste "kurwa" i głuche uderzenie niedaleko mnie. Tym razem to ja parsknąłem śmiechem, widząc mojego kumpla od picia, leżącego w podobnej do mojej pozycji.
Ponownie usłyszałem klnięcie mojego towarzysza, który równie nieudolnie jak ja, chciał się podnieść. - No i co? no i chuj nam w dupę. - uznałem, podpierając się o Impalę, wciąż czując jak świat wiruje mi przed oczami. Tony również zmienił pozycję na teoretycznie siedzącą, opierając się o jakiegoś czerwonego grata. Otrzepał ręce z kurzu i kamyczków po czym wyciągnął telefon, nie odzywając się. Sam sięgnąłem do kieszeni po papierosy i wyciągnąłem jednego, wsadzając go do ust i odpalając zapalniczką która miała dość swojego żywota, tak samo jak nasza dwójka, a za chwilę taksówkarz który będzie nas odwoził.
- Zamówiłem. - Czknął, na co wydałem z siebie zduszone "mhm", opierając głowę o Impalę. Biedna, moja najcudowniejsza dziecinka zostanie sama na noc, na tym okropnym, zimnym, strasznym parkingu.
- Wiesz, moze ja zostane z dziecinką... - zaoponowałem po raz kolejny. - Biedna będzie się bać... - pogładziłem ją po nadkolu, przyglądając się pijanemu sobie w odbiciu w lakierze. 
Tony wstał, chwiejąc się na wszystkie strony, i również zmusił mnie do spionizowania się. 
Wpadłem na tylne siedzenie taksówki i wydukałem adres, nie słysząc zaprzeczania ze strony mojego znajomego. Oparłem głowę o szybę i szybko zdecydowałem, że jednak wolę czuć świeże powietrze, niż stęchły zapach niedobijanej klimatyzacji. 
Zwłaszcza, że taksówkarz zdawał się mieć świadomość nieprzyjemnego zapachu - całą trasę przykładał sobie koszulkę do twarzy tak, by nie musieć zaciągać się tym podgnitym powietrzem. A może to przez to był taki spokojny? Może to działało jak jakieś dragi?
- Ej mam plan. - Zwróciłem się do kompana, delikatnie trzeźwiejszego ode mnie. Zmarszczył brwi, patrząc na mnie tak, jakbym oznajmił mu że wierzę w potwora spaghetti. 
- Jaki? - Mruknął, ewidentnie zmęczony ciągnącą się trasą, i zapewne spodziewał się planu odbicia Impali ze strasznego parkingu. Albo planu morderstwa kierowcy, który najwyraźniej lubił zapach grzybów.
- Kurwa, sprytny. - Wyszczerzyłem do niego zęby, by po chwili wystawiać głowę za szybę i wdychać chłodne powietrze, które jakkolwiek sprawiało, że nie chciało mi się wymiotować.

Dotarliśmy na plac, gdzie zapłaciliśmy taksówkarzowi. Tony przeprosił go za kłopot (czyli za mnie?) i zamknął drzwi, podchodząc do mnie. Nim zdążył się odezwać, ja już zbiegałem w dół w stronę stajni. Mniej więcej kojarzyłem, gdzie co się znajduje. Zwłaszcza jak wyglądają stajnie i gdzie są poszczególne konie, bo celem "terapii szokowej" czasami przechadzałem się między ich klitkami by spojrzeć na te chore psychicznie krowy i przyzwyczaić się do ich obecności.
Stanąłem przed klitką łaciatego konia, którego tabliczka zdawała się mówić właśnie "Milky Way".
- Patrz, znalazłem twojego ciapaka! - Tony zdążył dotrzeć do mnie i spojrzeć tak, jakbym do reszty oszalał. - Pa jaki fajny przerośnięty pimpam! Mogę ja sobie ten, pogłaskać? - Popatrzyłem na chłopaka z nadzieją, że jego wielki, kudłaty krowopies nie odgryzie mi palców kiedy go dotknę.
Nie wiem dlaczego, ale alkohol spowodował, że miałem niesamowitą potrzebę stania się "koniarą", jak wcześniej określiłem Anthony'ego. Konie mechaniczne były cudowne, tego nie mogę zaprzeczyć, ale skoro już jestem w tej Akademii, to przydałoby się przestać bać tych żywych. Na trzeźwo także, ale żaden poradnik na YT czy inne zasady BHP nie mówiły, że nie mogę zacząć socjalizacji z nimi po pijaku.
W środku nocy, napruty jak szpadel, z ziomkiem którego znam chwilę.


Tony? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.