Strony

czwartek, 12 września 2024

Od Arthura cd. Juniper

- Czym Perth sobie zasłużył, żeby dostać kawą w twarz? - Zagaiłem, zapijając ewentualną niezręczną ciszę piwem. Oblizałem usta z pianki, skupiając na tym całą swoją uwagę. Tym razem nie przyciągała jej rudowłosa dziewczyna, siedząca naprzeciwko mnie.
- Zachował się jak dupek. - Czterema słowami podsumowała mojego przyjaciela. - To wystarczy. - Na jej usta wstąpił złośliwy uśmieszek. Cholera, robisz to specjalnie?
- A Ty normalnie jak aniołek... - odparowałem jej, chcąc jej dopiec. Podziękowała i zatopiła usta w alkoholu.
- Tak naprawdę celowałam w Ciebie, za to gwizdnięcie, ale... Perth? - zawahała się nad wymową imienia, prawie niewidocznie. Natychmiast jej osoba wróciła do zorganizowanej, rudej, cholernie pyskatej, dziewczyny. - Był bliżej. 
Zwróciłem uwagę na jej usta, których kąciki mimowolnie uniosły się do góry. 
Jeden do zera, Ruda. Odstawiłem kufel wypitego już piwa, i uśmiechnąłem się do kelnerki o dolewkę. Juniper również uraczyła się kolejnym kieliszkiem alkoholu, ale ewidentnie trzymała się w ryzach, by nie pić więcej. 
Podziwiałem ją za to. Sam wypijałem piwo za piwem, powoli tracąc domniemany umiar. Kręciło mi się w głowie, ale wciąż utrzymywałem kontakt ze światem. No, powiedzmy.
Z głośników poleciała taneczna piosenka Pitbulla, na co uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- Aaa, lubię ten kawałek! - Szturchnąłem ją, zachęcając, by również zaczęła nucić. W odpowiedzi uzyskałem informację, że kaleczę. I zabrała mi piwo! Przewróciłem na nią z niezadowoleniem oczami, i spróbowałem sięgnąć po szklankę. Odsunęła się delikatnie, ułatwiając mi dostęp do alkoholu. Podziękowałem cicho mamrocząc, i upiłem piwa. - No i? Chciałem zaprosić Cię do tańca. - Uciekło mi, nim zdążyłem ugryźć się w język. Kurwa, chyba faktycznie powinienem przystopować z piciem alkoholu, znam ją dopiero chwilę, a robi ze mną co chce. I nie powiem, podobało mi się to.
- Mogłeś po prostu spytać, ciołku - pstryknęła mnie w nos, na co cicho jęknąłem. Przez ułamek sekundy poczułem ścisk podniecenia tą interakcją. Co ona ze mną robi?  Albo co alkohol ze mną robi, spróbowałem racjonalnie podejść do sytuacji. Zapytałem, czy zgodziłaby się na moją propozycje, na co uzyskałem teoretycznie twierdzącą odpowiedź. 
Nim zdążyłem się zorientować, znajdowaliśmy się pośród tłumu tańczących ludzi, a ja bezwiednie wodziłem dłońmi po jej ciele, napawając się tym, jak cudną ma talię. Alkohol, muzyka i ona sama zrobiły ze mną coś, czego bliżej nie umiem określić. Poddałem się temu uczuciu, i bardzo powoli zacząłem zbliżać ku jej szyi.
Przerwała mi, choć mam wrażenie że niechętnie, i wyciągnęła z klubu. Mamrotałem pod nosem, że wcale nie jestem tak pijany i mogliśmy zostać, a do tego naprawdę ładnie dziś wygląda, i moglibyśmy spędzić razem więcej czasu. 
W każdym razie, tyle było z mojego sensownego myślenia. Podprowadziła mnie pod moją dziecinkę, ale zamiast pozwolić mi na niej usiąść, stanęła między mną a motocyklem, zmuszając do oparcia się o latarnie. Może to i dobrze, bo niebezpiecznie kręciło mi się w głowie, i miałem wrażenie, że zaraz zwrócę zawartość mojego żołądka. Powiedziała coś o kluczykach, na co zareagowałem natychmiast, zaprzeczając i kategorycznie zabraniając jej dotykania się mojego maleństwa. Podeszła bliżej mnie, i niewiele myśląc, oparłem się o nią. 
Jej drobne ciałko ugięło się pod moim ciężarem, ale jakikolwiek gwałtowny ruch spowoduje u mnie odruch wymiotny, więc po prostu pozwoliłem jej robić swoje, mamrocząc głupoty pod nosem. Znalazła kluczyki w kieszeni moich spodni i wyciągnęła je, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Dlaczego pozwoliłem jej prowadzić? nie mam pojęcia. Czy warto było, by móc się w nią wtulić, i wymruczeć, że jej włosy wpadają mi do oczu? zdecydowanie.

Jak dotarłem do domu? nie wiem, pamiętam, że ta urocza Ruda pomogła mi zdjąć kurtkę. Po dłuższym zastanowieniu się, mieszkanie wcale nie wyglądało jak moje. Było tu zbyt czysto, za ładnie tu pachniało, i ani razu nie kopnąłem w ubranie ani butelkę po piwie lub energetyku. 
Znalazłem się na kanapie pod odurzająco słodko pachnącym kocem, i mruknąłem, że dziewczyna ma tu zostać. Owinąłem ramiona wokół niej, i nie zamierzałem puścić. Chciałem, by zasnęła obok mnie.
Zdziwiła mnie moja własna myśl. 
Zazwyczaj kończyłem u innych dziewczyn w mieszkaniach, z całkiem innymi zamiarami, niż po prostu wtulenie się i zaśnięcie. Nie wiem co ona ze mną robiła, ale na pewno nie było to nic dobrego. Czułem się jak kompletny idiota, w dodatku czułem jak bardzo jebie ode mnie fajkami, piwem i klubem. Czułem wstyd?
Dziewczyna wykorzystała moment, i ulotniła się do swojego pokoju, na co westchnąłem. Zostawiła światło na korytarzu, zapewne po to, żebym się nie zabił. Uroczo.
Wymacałem w kieszeni spodni zgniecioną paczkę papierosów i zapalniczkę, i już miałem go odpalić, gdy dotarło do mnie, że to nie mieszkanie u matki. Zakląłem cicho, i niezręcznie wyswobodziłem się z koca. Dobrze, że June tego nie widziała.
Praktycznie po omacku, pijackim krokiem znalazłem wyjście na miniaturowy balkon. Przymknąłem za sobą drzwi i z ulgą odpaliłem papierosa, zaciągając się ostrym zapachem dymu.
Alkohol w mojej głowie nie dawał za wygraną, i wciąż dawał do zrozumienia, że robię coś bardzo, bardzo głupiego. Wróciłem wspomnieniami do rodzinnego domu w Californii, tam też zawsze słodki zapach uderzał mnie prosto w twarz. Czułem się znowu jak trzynastoletni ja, wymykający się na papierosa, zanim mama wróci do domu. Nie obchodziło jej to, ale chciałem czuć się jak nastolatek, z nastoletnimi problemami.
Kurwa, co z Impalą? Prawie przepadłem przez balustradę, próbując odnaleźć dziecinkę wzrokiem. Byłem zbyt pijany, by cokolwiek zarejestrować. Każdy samochód i motocykl wyglądał tak samo, tylko różniły się kolorami. Westchnąłem, zgasiłem papierosa i wyrzuciłem go przed siebie. Pewnie spadł między samochody.
Równie chwiejnie wróciłem do miejsca, w którym miałem spać. Położyłem się, nawet nie próbując zawinąć się ponownie w koc, za każdym razem gdy zamykałem oczy, świat wirował i przyprawiało mnie to o dreszcze.
Leżałem tak dobre kilka godzin, bo słońce zaczęło już ewidentnie wschodzić. Spróbowałem ponownie zasnąć, tym razem z pozytywnym skutkiem. Jednakże, nic co dobre, nie trwa wiecznie. 
Obudziły mnie kroki obok mnie, i czyjś dialog. Kim Ty do cholery jesteś? za nic w świecie nie mogłem sobie przypomnieć, żeby coś mnie łączyło z tą dziewczyną. 
Wstałem, przecierając zaspane oczy, i widząc rude włosy, wszystko zaskoczyło na swoje miejsce.
- Dzień dobry, spałeś coś? - usłyszałem jej miły głos, i przysięgam, że chciałem jej odpowiedzieć.
Zamiast tego wyburczałem tylko pytanie o łazienkę, i podpierając się ścian, dotarłem do niej, by zwrócić resztki alkoholu.
- Przepraszam. - jęknąłem, wstając z kolan i przemywając twarz wodą, gdy skończyłem wymiotować jak kot. Nie widziałem obrzydzenia w jej wzroku, podała mi tylko płyn do płukania ust i wyszła bez słowa, by po chwili wrócić ze szklanką wody. - Chyba powinienem iść. - uznałem, zabierając jednak szklankę z jej dłoni. Mimowolnie, dotknąłem jej palców, i poczułem jakby przez całe moje ciało znowu przeszedł dreszcz. Japierdole, jak ty na mnie działasz.
- Arthur, wyglądasz jak trup. - Wciągnąłem mocniej powietrze, gdy wypowiedziała moje imię. Skrzywiła się jednak, mówiąc kolejne zdanie. Nie byłem pewien, czy skrzywienie było ze względu na kłamstwo, czy prawdę. - chyba powinieneś jeszcze zaczekać, aż poczujesz się lepiej.
Wyglądała naprawdę ładnie. Włosy miała związane w niedbałego koka, a jej ciało ukryte było pod piżamą. Nie miała też grama makijażu, i mogłem dokładnie zobaczyć jej delikatnie podkrążone oczy po nocy. Ciekawe, czy byłem pierwszym facetem, który widzi ją tak niezorganizowaną. 
Usiadłem grzecznie na kanapie i nie przeszkadzałem jej, w jej codziennych obowiązkach. 
- Paliłeś? - zapytała, nie odwracając w moją stronę wzroku. Potwierdziłem. - Jesteś idiotą. - skwitowała mnie. Tym razem także nie mogłem zaprzeczyć, i mimo, że chciałem odpalić jej jakąś ripostą, nie byłem w stanie.
- A masz jakiś problem, mamo? - uśmiechnąłem się do niej niemrawo, co poskutkowało tylko krótkim podniesieniem warg. - Nie wiedziałem, że nie mogę. - Dodałem, chcąc załagodzić moją i tak chujową sytuację. 
- Pal gdzie indziej, nie w moim mieszkaniu. - Ucięła temat. - Samochód jest w garażu, kluczyki na komodzie. Ale nie pojedziesz nim nigdzie w takim stanie - ponownie odebrała mi możliwość wypowiedzenia się. Albo ja miałem halucynacje.
Wciąż byłem lekko pijany, i jej osoba naprawdę działała na mnie jak nikt inny. I naprawdę nie potrafiłem ugryźć się w język.
- Nie wylądowaliśmy w łóżku. - Stwierdziłem fakt, praktycznie z dumą w głosie. - Pachniesz mango. - Dodałem, jakby jakkolwiek miało to zmniejszyć niezręczność mojego poprzedniego zdania. Dziewczyna wyglądała tak, jakby zaraz miała wybuchnąć śmiechem, albo uderzyć mnie z liścia. - Mam kaca. - Mruknąłem, patrząc się na nią wzrokiem zbitego szczeniaka, z nadzieją, że obudzę w niej litość, i obejdzie się bez liścia.

Juneeee? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.