Strony

niedziela, 16 czerwca 2019

Od Alana cd. Seana

***
Nie byłem zbytnio zadowolony że Sean zaproponował kawę "kolejnej" dziewczynie. Z drugiej strony byłem całkowicie spokojny bo to jednak Inez. W sumie może trochę cieszyłem się że spędzę z nią trochę więcej czasu. Po lekcjach w trójkę udaliśmy się do ulubionej kawiarenki na terenie akademii. Usiedliśmy przy stoliku oddalonym od innych, który był przeznaczony akurat dla trzech osób. Na początku w milczeniu czekaliśmy na dziewczynę, która miała nas obsłużyć. Każde z nas coś zamówiło, ja zdecydowałem się na czekoladowe latte w końcu czemu nie. 
- Um... więc jak ci u nas, w Dressage Academy? - zwrócił się Sean do blondynki, przerywając ciszę.
Inez splotła ręce na stoliku i posłała mu lekki uśmiech, widocznie zadowolona z tego, że się odezwał.
- Całkiem dobrze, aczkolwiek niektórzy - tu skrzywiła się nieznacznie - są strasznie nietolerancyjni.
Wywróciłem oczami, zaczynając powoli się wyciszać i ignorując ich rozmowę. Zapewne niczego nowego się nie dowiem a i pewno pytań do mnie nie będzie. Zacząłem przejeżdżać powoli palcem po krawędziach filiżanki.
Po parunastu sekundach usłyszałem jak Sean chrząka, poprawiłem się na siedzeniu by sprawić wrażenie zaangażowanego w rozmowę. Spojrzałem na niego zmieszany, oczekiwałem jakiegoś pytania w moją stronę, on jednak zamierzał chyba coś zupełnie innego. 
- I'm so tired of love song, tired of love songs, tired of love. Just wanna go home, wanna go home, woah - zaczął, z każdym słowem pozwalając sobie na głośniejszy śpiew. - Party, trying my best to meet somebody, but everyone around me is falling in love to our song woah.
W połowie występu zaśmiał się a nawet wstał z krzesełka. Kilkoro ludzi wokoło nas wyciągnęło telefony. Po skończonym popisie chłopaka wszyscy obecni zaczęli klaskać, no może oprócz mnie. Zadowolony z siebie chłopak usiadł obok nas z ogromnym uśmiechem. Inez była lekko zszokowana całą sytuacją, otworzyła usta jednak nic nie powiedziała. Zmierzyłem wzrokiem szatyna po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Ty to umiesz zrobić widowisko, Montgomery - powiedziałem, gdy już się uspokoiłem.
Prychnął, jakby urażony.
- Sam nie byłbyś w stanie zrobić lepszego, Winters - odgryzł się, unosząc brew do góry. Wywróciłem oczami darując sobie jeszcze jakiekolwiek licytacje z tym idiotą. 
Skończyliśmy pić kawę, więc zapłaciliśmy każdy za swoje zamówienie i wyszliśmy z budynku. Nagle szatyn niespodziewanie się odwrócił i pocałował mnie.
- A to za co niby? - zmarszczyłem brwi. Przewrócił oczami po raz setny, jak nie tysięczny tego dnia. 
- Po prostu - wzruszyłem ramionami. - Każdy ma swoje potrzeby, canette.
Uśmiechnął się złośliwie, przerabiając moje słowa z rana. Nawet nie zdążyłem załapać momentu, w którym blondynka się ulotniła, a my zostaliśmy sami na ścieżce prowadzącej do akademika. 
- Drittsekk... - burknąłem, jedno z tych cudownych, brzydkich, norweskich słów których nauczył mnie jeszcze ojciec.
- Słucham? - zapytał chłopak.
- Drittsekk. - powtórzyłem głośniej, tak by mógł usłyszeć. 
- Co to znaczy? - Posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Ty mi swojego francuskiego pierdolenia nawet nie tłumaczysz. - wzruszyłem ramionami.
- Byłoby mi jednak miło. - uśmiechnął się lekko.
- Kyss meg i ræva. - uśmiechnąłem się chamsko. - Czyli pocałuj mnie w dupę.
- Alan... - wywrócił oczami.
- A tamto to było dupek. - wyszczerzyłem się. - Po norwesku.
- Norwesku? - uniósł brew.
- Mhm. To mój ojczysty język. - przyznałem. Sean wyglądał na lekko zdziwionego.
- Ojczysty? - powtórzył moje słowa po raz kolejny.
- Czego nie rozumiesz w tym słowie? - westchnąłem.
- Tak, urodziłem się w Norwegii. - odpowiedziałem, nim zdążył cokolwiek zapytać.
- Po prostu nie spodziewałem się że cokolwiek mi powiesz o sobie. - zaśmiał się, siadając na pobliską ławkę. Szybko do niego dołączyłem.
- Hm... Nigdy nie byłem w Norwegii. Ładnie tam? - zapytał. Czy ładnie? Te śliczne zamrożone jeziora, śnieg i praktycznie codzienne tęcze w lato. Ślicznie... 
- Alan? - poczułem szturchnięcie w ramię. Prychnąłem cicho i oparłem się odrobinę o chłopaka, jednocześnie bawiąc się bransoletką na ręce.
- Ślicznie tam jest... Nie ważne od pory roku, tam po prostu jest cudownie. Zimą cudowny śnieg, widok gór i te cudowne jeziora. A latem, wszędzie tak cudownie zielono. - westchnąłem na wspomnienie domu... Domu którego tak się bałem.
- Tęsknisz za domem? - usłyszałem kolejne pytanie. 
- Trochę... - zaśmiałem się.
- Możnaby tam kiedyś pojechać. - Sean uśmiechnął się lekko. Że niby... Mam wrócić tam? Do ojca? Odsunąłem się od niego i uderzyłem go delikatnie w ramię.
- Ej za co?! - ofukał się od razu.
- Pogięło cię? Nigdy! - warknąłem.
- Nie rozumiem, przecież... -
- To że tęsknię nie znaczy że chcę wracać. Przynajmniej nie na tą chwilę. Może kiedyś... - wywróciłem oczami, przysuwając się z powrotem do szatyna i opierając się głową o jego ramię.
- Krajobraz to jedyne za czym tęsknisz? - zapytał po chwili. 
- Mhm. - mruknąłem. Usłyszałem jego śmiech nad moim uchem.
- Kiedy ty mi cokolwiek powiesz o sobie Winters! - westchnął, przysiągłbym jednak że się uśmiecha. Uśmiechnąłem się lekko.
- A czy tak nie jest nam dobrze? - westchnąłem cicho.
- Winters... Kompletnie cię nie rozumiem. Zachowujesz się jak dziecko. - zaśmiał się. Dostał ode mnie kuksańca w brzuch, stęknął cicho ale po chwili znowu się zaśmiał. 
- Sam jesteś jak dziecko. - 
- Dobra, dobra. To powiesz mi coś? - zagadnął znowu. Westchnąłem cicho.
- Mama zostawiła mnie kiedy byłem bardzo mały. Miałem może rok, kompletnie jej nie pamiętam w sumie. Całe swoje życie spędziłem tylko z ojcem, zero przyjaciół, kogokolwiek z rodziny. Tylko ja i on... Ale udało mi się uciec od tego wszystkiego... - wyznałem, co jednak było bardzo ciężkie. Chciałem żeby znał mnie od jak najlepszej strony a nie...
- Uciec? - zapytał Sean po paru minutach.
- Sean... Nie, już dużo powiedziałem. - odpowiedziałem.
- Ale- zaczął szatyn.
- Proszę cię... Przysięgam, obiecuję że wszystko ci opowiem ale nie dziś. Nie chcę psuć tego dobrego dnia tobie. - przerwałem mu, wcierając się jakby w jego ramię. 
- Przepraszam... - wyszeptałem. Poczułem jak chłopak kładzie rękę na moim policzku.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem... Nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przechodzić. - poczułem jego usta na moim czole. Oj nie wiesz jak bardzo sobie nie wyobrażasz...
- No nic... - westchnąłem, wymuszając uśmiech. - Mogę jednak sprawić że ten dzień zakończy się lepiej. - zmieniłem szybko temat.
- A właśnie! O co ci chodziło rano? Mógłbyś mi to wytłumaczyć Winters? - uśmiechnął się lekko. Wywróciłem oczami.
- No co? - odparłem. Nie widziałem nic złego w swoim zachowaniu, nie rozumiałem też czemu szatyn zachowuje się w ten sposób. Do niczego przecież kurwa niestety nie doszło.
- Oj nie udawaj że nic się nie stało. - zaśmiał się. Eh... Ja nie udaję. Tam po prostu nic się nie stało.
- Jestem zmęczony... Potrzebuję długiej kąpieli... - westchnąłem zgrabnie zmieniając temat. 


Sean? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.