Strony

sobota, 5 stycznia 2019

Od Seana C.D Alana

Tamte dni, tamte noce oglądałem już co najmniej dwa razy, jednak mimo tego postanowiłem zobaczyć je z Alanem po raz kolejny. Podobał mi się motyw muzycznie uzdolnionego Elio, który momentami bardzo mi mnie przypominał. Cała historia została umieszczona w bardzo urokliwych Włoszech, w czasach w których ciężko było być sobą. Może to przez to tak mnie urzekła owa produkcja.
- Mogę... się przytulić? - zapytał chłopak.
Zdziwiony zmarszczyłem brwi. Z jednej strony to dziwne, że mnie o to zapytał, jednak z drugiej go rozumiem. Także czuję się niepewnie w naszej dość kruchej relacji opartej na... no właśnie. Na czym?
W odpowiedzi jedynie przyciągnąłem do siebie ciało starszego o rok chłopaka i przeczesałem ręką jego włosy. Akcja dopiero się rozwijała, nieco się poddenerwowałem przy swojej znienawidzonej scenie gdy Oliver olewa drugiego bohatera, jednak szybko odzyskałem spokój. Możliwe, że to jedynie moja interpretacja jego zachowania. Pod koniec filmu poczułem jak oddech bruneta się wyrównuje co sygnalizowało, iż zapadł w sen. Uśmiechnąłem się pod nosem i przejechałem ręką po jego policzku. Jedyny czas kiedy wiem, że nie obrazi się na mnie za ciepłe przywitanie z jakąś dziewczyną bądź chłopakiem. Jestem wtedy pewien tego co się dzieje, ludzie podczas snu nigdy nie kłamią. Ostrożnie wstałem, uważając aby nie obudzić Alana. Przykryłem go znalezionym kocem, a sam zabrałem sobie drugi i ułożyłem obok niego. Pierwszy raz mogłem powiedzieć, że jestem w domu.
***
Obudził mnie Winters bawiący się moją ręką. W zasadzie to dopiero po dłuższej chwili zdecydowałem się otworzyć oczy. Uśmiechnął się delikatnie gdy zobaczył, że już nie śpię. Dzisiaj środa, lekcje zaczynają się chemią o ósmej. Zegar wskazywał dopiero szóstą piętnaście, jednak aby zdążyć jeszcze wyprowadzić Comanche, musiałem już wstawać. Ziewnąłem przeciągle i podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Muszę wyprowadzić psa - oznajmiłem brunetowi, żeby wyjaśnić czemu już chcę wyjść.
Pokiwał powoli głową i zabrał się za układanie na biurku podręczników potrzebnych na dzisiaj. Zamknąłem za sobą drzwi, po czym przeszedłem te kilka kroków do swojego pokoju. Biała sunia powitała mi skacząc dookoła i merdając wesoło swoim ogonkiem. Krótki spacer pod ujeżdżalnie, stajnię i z powrotem dobrze jej zrobił, nabrała jeszcze więcej energii. Znalazła sobie patyk którym kazała mi się ze sobą bawić. Jak zawsze pozwoliłem jej wygrać i zatrzymać kawałek drzewa. Wróciwszy przebrałem się w czarną, rozpinaną bluzę z kapturem, białą koszulkę i szare dżinsy. Tak przygotowany po raz kolejny sprawdziłem czy mam wszystkie książki i zeszyty które na dziś potrzebuję. Dodatkowo zabrałem swój zeszyt do zapisywania pomysłów na piosenki. Można nazwać go wręcz śpiewnikiem. Tak. Śpiewnik Seana. Wszystkie lekcje mijały całkiem nieźle. Oprócz jednej. Boże ratuj mnie przed dzisiejszym treningiem skokowym jednak nie pomogło. Nasza wspaniała grupka okazała się składać ze mnie, Alana i Lynette. Brunet mierzył wczoraj poznaną dziewczynę nienawistnym spojrzeniem, jednak wcale nie to było moim głównym problemem. Siwy jabłkowity wałach cały czas dreptał w miejscu, a gdy w końcu ruszyliśmy uznał za zabawne skoczyć sobie o całe pół fouli za dużo po czym zrobić wybitnego koziołka. Oczywiście miałem małe szanse na utrzymanie się na jego nadpobudliwym grzbiecie i wyleciałem prosto na ścianę krytej hali. Nie powiem, upadek w chuj bolał i czułem jak obijam sobie swoje biedne plecy oraz tyłek. Pani Moore wydawała się być nieco przerażona, więc szybko wysłała mnie do pielęgniarki zwalniając z reszty lekcji. To wcale nie tak, że zrzucił mnie w ten sposób pierwszy raz. Jego sympatia do mojej osoby niestety także posiadała jakieś granice. Prawda jest taka, że skakać to on nie skacze. Zrezygnowany odprowadziłem konia do boksu, rozsiodłałem i wyczyściłem dokładnie. Na koniec przykryłem go grubą derką, aby mi nie zamarzł przez panujące na zewnątrz zimno. Wychodząc z budynku stajni włożyłem ręce do kieszeni ciepłej, czarnej kurtki którą założyłem na bluzę przewidując niezbyt ciekawą temperaturę. Dla własnego spokoju udałem się nawet do pielęgniarki która jedynie stwierdziła obitą kość ogonową i kilka siniaków na plecach. Tyle, że owe siniaki kurewsko mnie bolały i nie mogłem usiedzieć na tyłku bo uczucie było bardzo nieprzyjemne. Pozostały mi czas spędziłem jakże produktywnie oglądając Sherlocka w internecie. Podczas drugiego odcinka trzeciego sezonu przerwało mi pukanie do drzwi. Kto do cholery śmie mi przerywać w takim momencie?! Zirytowany nacisnąłem klamkę otwierając tym samym "wrota" do swojego królestwa. Ujrzałem w nich zmartwionego Alana.
- Nic ci nie jest? - zapytał starając się zamaskować troskę.
Przewróciłem oczami, jednak w głębi duszy czułem, że go rozumiem.
- To nie pierwszy raz gdy Enter uświadomił mi jak bardzo nie lubi skakać na ujeżdżalni - uśmiechnąłem się lekko w kierunku chłopaka.
Zajrzał wgłąb pokoju, chociaż nie do końca usatysfakcjonowała go moja zdawkowa odpowiedź bez odpowiedzi.
- Grasz? - zapytał wskazując ruchem głowy na pianino w kącie pokoju.
Przytaknąłem i podszedłem do instrumentu. Usiadłem na czarnej ławeczce przed nim i delikatnie przejechałem po klawiszach palcami.
- A... zagrasz coś dla mnie? - uniósł jedną brew pytająco.
Bez zastanowienia przystąpiłem do grania dobrze znanej mi melodii. Better Man 5 Seconds Of Summer nauczyłem się stosunkowo niedawno jednak bardzo zapadła mi w pamięć i akurat miałem kaprys który nakazał mi wybrać akurat ten utwór. Do gry niepewnie dołączyłem śpiew, a już po chwili kompletnie dałem się porwać muzyce. Nie istniało nic oprócz mnie, pianina i utworu który wykonywałem. Pewnie dlatego nawet nie zauważyłem kiedy skończyłem. Odchrząknąłem lekko i uniosłem wzrok na wpatrującego się we mnie Wintersa.
- Plecy mnie bolą przez siniaki, a na dodatek mam stłuczoną kość ogonową, doceń moje poświęcenie skarbie - postanowiłem przerwać ciszę która zapanowała po skończeniu się piosenki.
Brunet wybuchnął śmiechem na co szturchnąłem go w bok.

Alannn?
Na szybko bo jutro będzie jeszcze mniej czasu niż dziś, wybacz :c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.