Piątkowe lekcje minęły mi dość szybko. Postanowiłem że zajmę się dziś swoimi jazdami, w końcu kiedyś trzeba wrócić. Ciągle odczuwałem lekką tęsknotę za Sanguisem, Insanire miał przyjechać dopiero za parę dni więc musiałem skorzystać z koni szkółkowych. Chwilę zajęło mi wybranie odpowiedniego konia na trening i był nim hanower - Antyk. Ruszyłem w stronę siodlarni po sprzęt, a potem do boksu. Na moje szczęście koń był w miarę czysty i dużo czasu nie zajęło mi czyszczenie go, po skończonym czyszczeniu sprawnie go oporządziłem. Nie myślałem o tym by jakoś szczególnie się ciepło ubrać, zresztą i tak lubię zimno. Nie trudziłem się też z zakładaniem kasku, nie mam w zwyczaju przejmowaniem się zasadami BHP.
Wyprowadziłem wałacha z budynku stajni kierując się na parkur. Już z daleka zauważyłem jakąś dziewczynę na kasztanowatym koniu. Podirytowałem się lekko, nie będę sam. Ale może jakoś to przeboleje. Wprowadziłem konia na parkur, niekontrolowanie głośno trzaskając bramką. Antyk stał spokojnie, za to koń dziewczyny przepłoszył się. Poleciał galopem a dziewczyna upadła na ziemię. Chwilę przypatrywałem się kasztanowi, po czym spojrzałem na siedzącą na podłożu blondynkę. Patrzyłem na nią dłuższą chwilę po czym podszedłem bliżej niej razem z wałachem.
- Żyjesz? - spytałem jednocześnie przyglądając się dziewczynie. Była wysoką, piegowatą blondynką o brązowych oczach. Miała też uroczo jasną cerę, jednak to chyba właśnie jej piegi i oczy najbardziej zapadły mi w pamięć.
- Raczej nic mi nie jest, jednak Peter się spłoszył. - odparła. - Pomógłbyś mi wstać?
- A czy to należy do moich obowiązków? - stwierdziłem, nie orientując się jak nie miło to zabrzmiało. Nieznajoma wstała w końcu o własnych siłach i otrzepała się z ziemi.
- Mogę pomóc ci złapać twojego konia jeśli chcesz. - zdobyłem się na siłę o zaoferowaniu jej pomocy. Rzadko kiedy pomagam komukolwiek a tym bardziej dobrowolnie, jednak nie spieszyło mi się na trening z wałachem.
Wyprowadziłem wałacha z budynku stajni kierując się na parkur. Już z daleka zauważyłem jakąś dziewczynę na kasztanowatym koniu. Podirytowałem się lekko, nie będę sam. Ale może jakoś to przeboleje. Wprowadziłem konia na parkur, niekontrolowanie głośno trzaskając bramką. Antyk stał spokojnie, za to koń dziewczyny przepłoszył się. Poleciał galopem a dziewczyna upadła na ziemię. Chwilę przypatrywałem się kasztanowi, po czym spojrzałem na siedzącą na podłożu blondynkę. Patrzyłem na nią dłuższą chwilę po czym podszedłem bliżej niej razem z wałachem.
- Żyjesz? - spytałem jednocześnie przyglądając się dziewczynie. Była wysoką, piegowatą blondynką o brązowych oczach. Miała też uroczo jasną cerę, jednak to chyba właśnie jej piegi i oczy najbardziej zapadły mi w pamięć.
- Raczej nic mi nie jest, jednak Peter się spłoszył. - odparła. - Pomógłbyś mi wstać?
- A czy to należy do moich obowiązków? - stwierdziłem, nie orientując się jak nie miło to zabrzmiało. Nieznajoma wstała w końcu o własnych siłach i otrzepała się z ziemi.
- Mogę pomóc ci złapać twojego konia jeśli chcesz. - zdobyłem się na siłę o zaoferowaniu jej pomocy. Rzadko kiedy pomagam komukolwiek a tym bardziej dobrowolnie, jednak nie spieszyło mi się na trening z wałachem.
Maxime? Nie miałam weny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.