Strony

piątek, 2 listopada 2018

Od Matthewa do Grace

Dziś miał być mój pierwszy dzień w akademii. Cholernie się stresowałem, mimo to nie dawałem tego po sobie poznać. Ledwo co potrafię jeździć, może parę razy czyściłem konie, parę razy jeździłem, ale tak to nawet nie kłusuję.
Zabraliśmy się z tatą na dwa samochody, bo w moim aucie ledwo mieściła się jedna walizka. Jeszcze do tego sztalugi i cały sprzęt malarski, masakra… Po paru godzinnej jeździe, widoczna była już brama akademii. Była ogromna i dość imponująca. Po drodze do samego parkingu mijałem rozległe pastwiska, na których pasły się konie. Już mi się podoba to miejsce. Po chwili byłem już pod akademią, gdzie czekał już mój tata, widocznie znudzony. Zaparkowałem samochód na najbliższym wolnym miejscu, po czym wyłączyłem silnik i wyszedłem na świeże powietrze. Było dość zimno, na szczęście miałem na sobie czarną bluzę. Była jakaś piąta albo szósta rano, słońce zaczynało dopiero wschodzić.
- Siedzę tu już od godziny i zdążyłem ci już wszystko załatwić. – spojrzał na mnie z wyrzutem tata. Westchnąłem, głośno wciągając powietrze. Po matce mam spóźnianie się, za to po nim szybką irytację, szczególnie jego osobą.
- No ale chociaż ogarnąłeś mi całą papierkową robotę. – uśmiechnąłem się podle. Tym razem to ojciec westchnął, po czym odwrócił się do swojego Audi. Co ja poradzę, że pomyliłem drogi i były korki?
Rozejrzałem się dookoła, było tu cudownie. Kolorowe liście zakrywały praktycznie wszystko, a same liście mieniły się wszelakimi kolorami jesieni. Sam budynek akademii wydawał się zrobiony w starym stylu jakby gotyckim. Szara cegła, czarny dach i wąskie okna dodawały niemałego uroku. Do tego posadzono tu parę wiśni japońskich. Nawet fontanna tu była, po prostu full wypas.
- Mówię do ciebie do cholery! – po chwili do moich uszu doszły krzyki mojego ojca. Kurczę, znowu się zamyśliłem.
- Przestań tak odpływać, bo ktoś pomyśli, że jesteś chory psychicznie. – burknął.
- Wybacz – przewróciłem oczami.
- Bierz resztę walizek i idź z nimi do pokoju, a ja już jadę. Dobra? – w odpowiedzi pokiwałem mu głową. Szybko się pożegnaliśmy po czym, wsiadł w auto i odjechał. Za nim pojechał, postawił mi wszystkie walizki na parkingu i wręczył klucze do pokoju. Numer dziewiętnasty, z tego, co tata zdążył mi przekazać, z racji miejsc zaliczało się to do pierwszego piętra, mimo iż powinienem mieć na parterze. Nie wiem, co mi się odwaliło w głowie, by targać cztery walizki na raz, na pierwsze piętro. Po chwili byłem już na swoim korytarzu, jednak wpadłem na coś albo raczej na kogoś.
Wszystkie walizki rozrzuciło na cztery strony, sam ja upadłem na podłogę, trzymając się z bólu za głowę. Tą przeszkodą okazała się dość niska, szczupła brunetka. Jak na gentlemana przystało, wstałem i wyciągnąłem do dziewczyny pomocną dłoń.
- Wybacz, nie zauważyłem cię. – Dziewczyna obrzuciła mnie wzrokiem, po czym jakby niechętnie skorzystała z pomocy i wstała.

Grace? Wybacz trochę zgubiłam koniec xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.