Droga dłużyła mi się i dłużyła. Nie wiem ile już kilometrów za mną, lecz byłam doprawdy znudzona całą tą podróżą. Spojrzałam na swój srebrny zegarek, który wskazywał godzinę 4:29, nie mogłam uwierzyć, że nie leżałam teraz w swoim miękkim łóżeczku razem z moją Yellow. Wyglądałam, jak zombie, miałam podkrążone oczy, poczochrane włosy, a to wszystko idealnie dopełniała moja blada, niemal biała cera. Po kilkunastu minutach, na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Zauważyłam wielką bramę, która oznaczała dotarcie do celu. Sięgnęłam szybko do swojej torby, wyciągnęłam z niej szczotkę do włosów oraz mały pojemniczek. Szybkim ruchem przeczesałam włosy, aby wyglądały jako tako, a następnie nałożyłam na wargi cienką warstwę truskawkowego błyszczyka. Zaraz po zakończeniu procesu pt ,,nie przestrasz innych ludzi (oraz zwierząt) swoim wyglądem i udawaj, że jesteś całkiem normalna tak, jak wszyscy inni", samochód gwałtownie się zatrzymał, przez co wylądowałam twarzą w fotelu kierowcy. Szybko się otrząsnęłam i rozejrzałam dookoła. Okazało się, że mój kochany tata chciał mnie trochę rozbudzić. Akurat teraz musiało mu się zebrać na żarty, ugh... po upewnieniu się, że nie wyglądam ponownie, jak istota z innego świata, zapięłam bluzę i powoli wysiadłam z samochodu. Ustaliłam z rodzicami, iż mama pójdzie załatwiać papiery, a ja z tatą zaprowadzimy More'a i Voljeni do ich nowych domów. Podeszłam do koniowozu i wyciągnęłam z kieszeni kluczyki do drzwiczek. Włożyłam znaleziony przedmiot do zamka i przekręciłam go, aby uwolnić w końcu moich przyjaciół. Gdy dostałam się do przyczepy i pozbyłam się wszystkich zabezpieczeń, które chroniły moje konie przed jakimikolwiek urazami, chwyciłam za uwiąz Voljeni i wyprowadziłam ją jako pierwszą. Zręcznie przekazałam klacz mojemu tacie, który uważnie przypatrywał się moim działaniom, a następnie wróciłam po walijczyka. Po zamknięciu przyczepy razem z tatą udaliśmy się w stronę stajni dla koni prywatnych, a mama tak, jak wcześniej ustaliliśmy, ruszyła do biura. Droga była dosyć długa, lecz na całe szczęście konie były na tyle zmęczone, że nawet nie pomyślały o tym, żeby wykręcić nam jakiś numer. Gdy dotarliśmy do sporej "rezydencji", w której znajdowały się wszystkie prywatne wierzchowce, z moich ust wydostał się ciche westchnienie radości. Weszliśmy do budynku i zaczęliśmy szukać boksów przeznaczonych dla moich czterokopytnych kompanów. Okazało się, że na całe szczęście, "pokoje" Voljeni i More'a znajdują się koło siebie. Wprowadziłam konie i razem z tatą udaliśmy się w stronę samochodu. Gdy dotarliśmy na miejsce, wyjęliśmy z bagażnika moje torby, a zaraz potem sięgnęłam na tylne siedzenia po transporter z moją kotką Yellow. Po kilku minutach dołączyła do nas moja mama i razem z nią, ruszyliśmy w poszukiwaniu domu akademickiego. Znalezienie budynku nie było trudne, weszliśmy do pierwszego z pomieszczeń, który był przedsionkiem. Przeszliśmy do następnego pokoju, lecz nie za bardzo się rozglądałam, ponieważ w głowie miałam jedynie myśli związane z moim pokojem. Udałam się, więc na pierwsze piętro, a następnie zaczęłam szukać pomieszczenia z numerem 44. Stanęłam przed wejściem do mojego pokoju i wzięłam głęboki oddech, następnie otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg. Sypialnia wyglądała cudownie, była wprost stworzona dla mnie. Tata odstawił moje torby na podłogę i razem z mamą, po pożegnaniu ze mną, opuścili pokój. Położyłam transporter z Yellow na biurku i wstawiłam jej do klatki, miskę z wodą. Z racji, iż kotka jeszcze spała, wyszłam z pokoju, zabierając ze sobą ukulele i ruszyłam przed siebie korytarzem. Zaczęłam grać melodię piosenki "so much more than this" i włączyłam do tego swój cichy wokal. Muzyka tak mnie pochłonęła, że nie zauważyłam chłopaka, który szedł naprzeciwko mnie i przez to, wpadłam na niego. Runęłam na ziemię, a zaraz po mnie zrobił to chłopak.
-Wybacz, nie zauważyłem Cię. - Powiedział, spoglądając na mnie i podając mi rękę.
Przyjęłam pomóc i po chwili stałam już na nogach.
-To ja przepraszam, jak zawsze miałam głowę w chmurach. - Moje policzki dość mocno się przez to zaczerwieniły.
Szybko podniosłam mój instrument, unikając kontaktu wzrokowego.
-Skoro już na Ciebie wpadłam i przeze mnie tracisz swój cenny czas... jestem Grace. - Podałam chłopakowi trzęsącą się rękę.
-Ja Matthew. - Odpowiedział chłopak i uścisnął mi rękę. -Możesz mi mówić Matt. Ty też jesteś tutaj nowa? - zapytał.
-Tak... Niedawno tutaj dotarłam. - W końcu odważyłam się spojrzeć na Matta i zauważyłam, że delikatnie się uśmiecha.
Wzięłam głęboki oddech, aby poczuć się bardziej pewnie. Przez chwilę staliśmy w ciszy, lecz w końcu postanowiłam ją przerwać.
-Pomóc Ci z bagażami? I tak nie mam na razie nic do roboty.
Matthew?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.