Strony

czwartek, 26 lipca 2018

Od Ciela do Rosalie

Postanowiłam zrelaksować, a co sprawia największą radość zaraz po łyku wybornej herbaty, oczywiście, że jazda konna. Cóż o DOBREJ herbacie mogłem jedynie pomarzyć, więc miałem jedno wyjście. W stajni pałętał się parę osób i ku moje zaskoczeniu Mikasa także. Postanowiła się przygotować się do jazdy? Czy ona w ogóle rozróżnia prawdziwego konia od komputerowego? Nie przejąłem się tym zbytnio.
-Sebastian uspokój się -  warknąłem na konia, który buntował się podczas siodłania. Przewróciłem się oczami i trzymając uzdę wyprowadził konia. Wsiadłem na niego i pognałem szlakiem. Musiałem przyznać krajobrazy tutaj są  zniewalające. Sebastian pomino początkowego buntowaia się nie sprawiał więcej kłopotów, a wystarczyło go przekupić przysmakiem. Mój strój odstawał od reszty tak zwanych jeźdźców. Miałem na sobie długi czarny płaszcz, który zlewał się z maścią Sebastiana. Biała koszulę, na którą miałem założoną w wiadomym kolorze kamizelkę. Jakby się przyjrzeć były na niej wyszyte różne ozdobne zawijasy. Skórzane rękawiczki zostały idealne do mnie dopasowane  zreszta tak jak wszystko. Począwszy od butów kończąc na rękawiczkach. Wszystko prezentowało się tak jak powinno czyli perfekcyjnie.
Po pewnym czasie znudziła mi się jazda szlakiem. Postanowiłem z niego zboczyć, by poznać teren. Oczywiście nie mogłem się zgubić, bo mam świetną orientację w terenie jak na mężczyznę przystało. Jechałem tak przez dłuższy czas. Powili, nieśpiesznie po cichu, podziwiając, otaczająca mnie przyrodę. Nie miałem ochotę jakoś dziś pędzić. Ptaszki, ćwierkały, drzewa szumiały typowe odgłosy lasu wtedy przyłączył się do nich zjawiskowo delikatnych dźwięk czyjegoś głosu. Brzmiał tak cicho, że pomyślałem pierw, iż to jakaś zjawa przyszła mnie nawiedzać. Jechałem powoli na koniu, wsłuchując się w zjawiskową piosenkę. Pierwszy raz chciałem poznać kogoś, a mianowicie właścicielkę tego głosu. Po męczeniu z Raven, którą na swój sposób darzę sympatią, chciałbym poznać kogoś jakby to ująć mniej nadpobudliwego. Wyjechałem na  polanę pełną stokrotek. Atmosfera była wręcz baśniowa. Cóż to nie moje klimaty, ale no trudno brnijmy w to.
Pod jednym z drzew siedziała dziewczyna, co nie było dużym zaskoczeniem dla mnie, jednak przyjrzałem się jej zaciekawiony. Nietypowe śnieżnobiałe włosy, które zostały związane w niedbałego koka. Niesforne kosmyki opadały na szyje i ramiona dziewczyny. Oczy ukrywały zamknięte powieki. Cera w odcieniu  kości słoniowej.
Na kolanach nieznajomej dostrzegłem zeszyt, na którym zaciskała palce. Ciekawe. Czytałem z niej jak z otwartej księgi. Fascynujące doprawdy. Ból, gniew, szczęście, rozpacz i wiele innych mieszało się ze sobą. Ja zawsze ukrywałem swoje uczucia, zamykając je na dnie kamiennego serca. Sebastian o dziwo poruszał bezszelestnie do tego białowłosa była tak skupiona, że pewnie galopem mógłbym się do nie dobiec. Bez problemu się dostaliśmy na metr od niej, wtedy Sebastian zarżał.Cały misterny plan poszedł do śmieci za sprawą złośliwego konia. Widziałem jak napina całe ciało w stresie, prz tym uchyliła powieki w zaledwie sekundę, by dostrzegając mnie rozszerzyć je w geście kompletnego zdziwienia. Wyprostowałam się dumnie na koniu. Udając, że nie widzę jej szoku z skoczyłem z konia przed nią.  Uśmiechnąłem, a raczej jedynie podniosłem na milimetr kąciki ust… w sumie to był jeden z najszczerszych “uśmiechów” od wielu lat. Ukłoniłem się przed nią jak przystało na dżentelmena.
- Witam panienkę, proszę wybaczyć mój nietakt, ale nie chciałem przerywać tego zniewalającego występu, byłoby to grzechem, ale naprawię swój błąd - wysprowałem się całkowcie. Nadal siedziała na ziemi z lekko uchylonym wargami, miała minę jakby widziała ducha. Ująłem jej dłoń delikatnie i przyłożyłem jej wierzch do swoich warg.
-Zwę się Ciel Phantomhive, lady

Rosalie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.